Ślady
>
Archiwum
>
2017
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2017 (maj / czerwiec) Pierwszy Plan. Bractwo CL. Włochy Maltrainsema, czyli otwarci na wszystkich Dom Patrizi i Fabia to mała willa położona przy końcu ulicy. Jesteśmy w Carate Brianza we Włoszech. P. Bergamini, A. Leonardi, P. Ronconi, A. Stoppa Wchodząc tam, nikt nie spodziewa się ujrzeć ustawionych rzędami krzeseł. Jest ich około 50, małe kino, którego centrum stanowi środek sali. Wszystkie miejsca są zajęte, także na kanapach. Mężczyźni, kobiety, niektórzy z siwymi włosami, jest także starszy człowiek, którego przeniesiono z wózka inwalidzkiego na fotel. Ktoś siedzący obok niego cały czas głaska go po ręce. Kiedy wchodzimy, akurat głos zabiera Michele: „W sobotę wieczorem postanowiliśmy zorganizować wyjście do kina. Moja córka przygotowała tosty dla wszystkich, a potem poszliśmy. Kiedy wróciliśmy, dom był całkiem splądrowany. Zdewastowane okno. Ani centymetra wolnej podłogi. Złodzieje nie znaleźli jednak nic, co mogliby ukraść…”. Z jednego z kątów pokoju dochodzi głos: „Czy to była może sprawka Albańczyków? Zef, powiedz, czy ty to zrobiłeś…”. Wokół rozlega się śmiech. Michele mówi dalej: „Następnego dnia zaczęliśmy porządkować wszystko. Mój najmłodszy syn podniósł obrazek z Ojcem Pio: «Prawdopodobnie spojrzał złodziejowi w oczy – powiedział mi. – Kto wie, jaką informację przekazał mu z nieba…». Zatrzymał się na chwilę, po czym powiedział mi jeszcze: «Nie, pokochał go i dalej go kocha, nawet jeśli zrobił coś złego. Tak jak my kochamy naszych przyjaciół: nawet jeśli popełnili błąd, i tak są naszymi przyjaciółmi. Na dodatek on jest święty…»”. Ale kim są ci „przyjaciele, którzy popełnili błąd”? Jednym z nich jest Ed, Edmondo. Siedzi koło okna wraz ze swoją żoną Rosanną. Niedawno stracili nienarodzone dziecko. W tych samych dniach zmarł jej ojciec, a jemu – wujek. „Nie jestem szczęśliwy, ale jestem radosny – mówi Ed. – Te bolesne fakty sprawiły, że straciłem nieco orientację. Ale jestem w tym towarzystwie, które gdy tracisz równowagę, przejmuje od ciebie rumpel i skierowuje ster na właściwy kurs”. Ed i Rosanna mają 1,5-rocznego synka Francesco. „Nie mierzę już trudu, ponieważ jest ogromny – mówi dalej. – Ale to, co otrzymałem w zamian, gdy was spotkałem, jest tak wielkie, że nie ma miary. Mieliśmy szczęście, że tu trafiliśmy. Jesteśmy preferowani”. Jest też jeden z tych, których Patrizia spotkała w swojej pracy w Bassone, w więzieniu w Como. Trafiła tam wiele lat temu jako nauczycielka włoskiego. On – ponieważ wiele nabroił. W Bassone Patrizia znalazła się po upadku rodzinnej firmy. Ona i jej mąż Fabio, z piątką dzieci, widzieli, jak zabierają im dom, samochód, konto w banku. By dorobić do pensji dyrektorki przedszkola, Patrizia przyjmuje ofertę pracy w więzieniu, w biurze prasowym, gdzie więźniowie uczą się zawodu. W ten sposób zapoznaje się z ludźmi, „którzy popełnili błędy”, także poważne. Wszyscy to mężczyźni, niektórzy niebezpieczni, ale rozumie, że cierpienie z powodu sytuacji jej rodziny nie różni się od cierpienia więźniów, których spotykała. I cierpienie każdego potrzebuje tego samego znaczenia, tego samego objęcia. W międzyczasie to właśnie przyjaciele, zwłaszcza ci z Bractwa w Varese, pozwalają im zacząć na nowo, zrozumieć, że nic nie dzieje się przypadkowo i że Bóg posługuje się także wszystkimi naszymi upadkami.
W sejfie. Dzień w więzieniu zaczyna się od modlitwy Anioł Pański, dla tego, kto wierzy, dla tego, kto nie wierzy, dla tego, kto nie jest chrześcijaninem… I powoli w ciągu tych godzin uczą się dobrze pracować, patrzeć na innych takimi, jacy są, a nie ze względu na to, co zrobili. Kochać i czuć się kochanymi. Także w przypadku Eda tak jest. Kiedy wychodzi z więzienia, ma w kieszeni numer telefonu Patrizi: „Mój ojciec nie chce mnie więcej widzieć” – mówi jej. Fabio jedzie po niego i przywozi do ich domu. Będzie z nimi mieszkał przez trzy lata. Wcześniej nakrywali w swoim domu dla Binga z Chin. Także on po wyjściu z więzienia spędził w domu Mazzolenich trzy lata. Dzisiaj ma żonę, dwie córki oraz dobrą pracę w Chinach, a kiedy przyjeżdża do Włoch, prosi firmę, by mógł zatrzymać się w hotelu w Carate, by wrócić do domu. Następnie przychodzi kolej na Paolina, który zmarł na raka wątroby i dopiero pod koniec życia postanowił nie podążać już więcej za tym, kto nosi kominiarkę i pistolet, ale za miłosierdziem Bożym rozciągającym się nad jego utrudzonym życiem. Następnie pojawił się Zef, który 17 lat temu wyruszył z Albanii na pontonie w poszukiwaniu lepszego miejsca. Życie zaprowadziło go do więzienia. Dzisiaj jest tutaj, w salonie, ale wieczorem wróci do celi. Żartują z niego ze względu na jego czarną przeszłość, także złodziejską. Mogą to robić, ponieważ wiedzą, że teraz jest inny. Ponieważ on także mówi, że jest „preferowany”. „Wszystko, co robimy, robimy poszukując prawdy, taki cel miało także pisanie na ścianach, kiedy byłem w odosobnieniu – stwierdza. – Wszystko służy poszukiwaniu naszego oblicza. W więzieniu spędziłem 11 lat, tyle razy myślałem, że sam dam radę i ponosiłem klęskę. Potem jednak przyszedł Jezus, który powiedział mi: «Czy miłujesz Mnie?». On wciąż pyta, a ty nie odpowiadasz. Wówczas zniża się do twojego poziomu, do poziomu ludzkiej sympatii: «Czy kochasz Mnie?». A pyta cię o to, gdy robisz kawę, gdy do domu przychodzą złodzieje, gdy tracisz nienarodzone dziecko. Jak mówi plakat bożonarodzeniowy: «Obudźcie się! Wy, którzy leżycie w prochu, ponieważ lekarz przybywa do chorych… Przybywa Ten, który w głębiny morskie wrzuci wszystkie nasze grzechy…, który na swych ramionach przywiedzie nas do źródła naszej godności… ponieważ w ten sposób zechciał przybyć Ten, który mógł zadowolić się tylko przyjściem nam z pomocą»”. I Zef odpowiedział Jezusowi. Jako ostatnia głos zabiera Patrizia. Opowiada o wycieczce do klasztoru klauzurowego na wyspę San Giulio położoną na jeziorze d’Orta, ze 150 dziećmi z przedszkola, którym zarządza. Jedno z nich pyta matkę przełożoną, która ich przyjmuje: „Dlaczego jesteś w więzieniu?”, na co ona odpowiada: „Nie jestem w więzieniu, jestem w sejfie, ponieważ dla Jezusa jesteśmy drogocennymi perłami. I im bardziej zachowujemy czystość, tym bardziej docieramy wraz z naszymi modlitwami do twojego domu”. Wszyscy ci ludzie zebrani w salonie domu Mazzolenich (oraz inni, których dzisiaj nie ma albo którzy być może przyjdą następnym razem) są Maltrainsema, „niefortunnie połączonymi”, więźniami, byłymi więźniami, ich rodzinami, mamami z przedszkola Patrizii, spotkanymi przyjaciółmi… dziwaczne Bractwo. Albo po prostu otwarte na wszystkich tych, którzy zaczynają rozumieć, jak odpowiedzieć na pytanie: „Czy kochasz Mnie?”.
Jutrznia o 5.30. W tym Bractwie, w którym nie jest trudno o sobie mówić, ponieważ przeczuwa się, że ograniczenia każdego, małe albo duże – nieważne, nie wywołują zgorszenia, obowiązuje jedna zasada, dla tego, kto daje radę: jutrznia o 5.30, w domu albo w celi: „Przeżywanie Bractwa z tymi, którzy przebywają w więzieniu, tak trudnym miejscu, pozwala nam złączyć nasze głosy, nasze pragnienie. Nasze prośby stają się jedną prośbą – opowiadała pewnego razu Patrizia. – Mam przed sobą ich twarze, a oni – moją. I to pozwala nam być jeszcze większymi przyjaciółmi”. Spotkanie dobiegło końca. Czas na kolację. Ale Fabbio ma ogłoszenia: rekolekcje, wycieczka w Poniedziałek Wielkanocny. I jeszcze: „Wszyscy otrzymaliśmy pozwolenie (rzecz nadzwyczajna) na wejście do więzienia 28 maja, by świętować razem bierzmowanie i Pierwszą Komunię naszych dzieci. Potem wszyscy pójdą na kolację do Komety. Przygotujcie dowody osobiste. Z byłymi więźniami spotkamy się bezpośrednio na kolacji. Mogą przyjść także nasze dzieci. Nie zabierzemy ich ze sobą, by im powiedzieć: «Popatrz, czego musisz wystrzegać się w życiu». Zaprowadzimy je tam, by spotkać się z ludźmi, których kochamy”. |