Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2017 > luty / marzec

Ślady, numer 2 / 2017 (luty / marzec)

Afryka. Rekolekcje

Pragnienie nigdy nie śpi

„Tutaj znajduje się przyszłość kontynentu”. Dlaczego ksiądz może tak powiedzieć, patrząc na młodzież? W połowie lutego około stu młodych ludzi z Afryki spotkało się na rekolekcjach studenckich. By móc się podpisać: „Ja”…

Alessandra Stoppa


Arnold rozpocznie wkrótce studia. Marketing międzynarodowy w Kampali w Ugandzie. Ma 19 lat i chore oczy: na jedno już nie widzi, drugiemu grozi ślepota. To właśnie on kilka miesięcy temu przyjechał do Włoch, gdzie chciał odwiedzić grób księdza Luigiego Giussaniego. Pozostawił tam bilecik z modlitwą. „Poprosiłem go, bym mógł mieć serce, które pragnęłoby tak jak jego serce”. Nie poprosił o to, by widział. „W życiu mnóstwo jest ludzi, którzy widzą, ale czy są szczęśliwi?”. Dlatego także teraz, gdy nad tym się zastanawia, nie ma wątpliwości i jest spokojny: „To właśnie pragnienie zaprowadzi cię daleko. A nie oczy”.

Arnold wie, czego chce, chce pragnąć. Może przerażać ta wyniszczająca potrzeba wszystkiego, czasem bolesna, ta „dziura w środku”, jak nazywa ją 18-letnia Esther. Także ona, tak jak Arnold, była wśród setki młodych Afrykańczyków zgromadzonych na rekolekcjach dla studentów CL w Eldoret, mieście położonym w połowie drogi między Kampalą i Nairobi. Esther mówi: „Nie chcę usuwać z siebie tej dziury”.

Ale dlaczego ci młodzi ludzie tak bardzo kochają swoje pragnienie?

Ich życie zmieniło się w spotkaniu z chrześcijaństwem. „Nawet jeśli nic się nie zmieniło” – mówi Rose Busingye, odpowiedzialna za CL w Afryce. Nie stali się bogaci. Dalej jedzą raz dziennie, muszą pokonywać pieszo całe kilometry niewyasfaltowanych dróg, żyć w rozbitych rodzinach. „Chcę uniknąć tego, chcę uniknąć tamtego… – mówi dalej Rose. – Oni pomimo tego, co przeżyli i przeżywają, niczego nie chcą unikać. I ja za nimi podążam”.

Przybywają z Kenii i Ugandy, ale też z Burundi, Angoli i Mozambiku, by spędzić trzy dni z Nacho, z księdzem Ignacio Carbajosą, który przyjechał z Hiszpanii, by poprowadzić lekcje i assemblee, zatytułowane: „Ty jesteś pragnieniem mojej duszy”. Z Kampali podróżowali autokarem 11 godzin. Dziewięć osób z Nairobi, by zapłacić wpisowe, myło samochody w parafii, w czasie gdy w ich kraju panowała susza i zamknięto uniwersytety, sparaliżowane strajkami nauczycieli; taka sytuacja może trwać miesiącami.

 

Droga Gladys. Dla młodych Kenijczyków po latach szkoły w college’u, idea uniwersytetu jest równoznaczna z ideą robienia wreszcie tego, co się chce. Dlatego w ciągu dnia są wykłady, a wieczorem zabawa na całego. To normalność. Ale ksiądz Gabriele Foti, misjonarz z Bractwa św. Karola Boromeusza w Nairobi, myśli o Alexie, Patricku, Marii oraz tych, którzy w inny sposób współdzielą życie ze względu na kontekst: „Wspólna nauka, Szkoła Wspólnoty, konfrontacja ze swoim życiem… Aż po zakwestionowanie uczuciowego aspektu, który tutaj jest brutalny na wszystkich płaszczyznach”. Więzi są podyktowane krwią, grupą etniczną, plemieniem, a przyjaźń należy do najrzadziej spotykanych rzeczy. „Przede wszystkim z dorosłymi”.

Natomiast młodzież w Eldoret to rzeka pytań, podczas assemblei, przy stole, w przerwach, do samej nocy. „W ich kulturze młody człowiek dorasta, nie mogąc spojrzeć w twarz dorosłemu, dopóki się nie ożeni – mówi Nacho. – Widać, że spotkali kogoś, kto rzuca wyzwanie ich wolności. Jeśli pomyślę o kryzysie wychowawczym, jaki występuje w Afryce, ale także w Europie, wielkie wrażenie wywiera to, że rodzą się tacy młodzi: osobowości niezachwiane i wolne, wiara, która staje się ich wiarą, z którą stawiają czoła życiu. Nie tylko patrzą ci w twarz, ale patrzą na swoje serce”. I z mocą zadają mu pytania.

Gladys pochodzi z licznej i trudnej rodziny żyjącej w slumsie Kireka, z ojcem alkoholikiem, którego nienawidziła tak bardzo, że nienawidziła samą siebie. „Życie nie miało dla mnie żadnego sensu. Czekałam tylko na śmierć”. Ma 17 lat. W spotkaniu z Ruchem poczuła się tak kochana, że zaczęła kochać swojego tatę, nawet kiedy był pijany, i robić z nim Szkołę Wspólnoty, aż wreszcie zobaczyła, jak się otworzył na inną możliwość życia. „Myślałam, że moje pragnienie zaczyna się i kończy na mnie – opowiada. – Tymczasem zrozumiałam, że istnieje możliwość relacji z Tym, który mnie stwarza, który wzywa mnie właśnie poprzez moje pragnienie”. Co wieczór przed spaniem prosi tylko o jedno: „Jutro znów chcę spotkać Cię na nowo”. A rano prosi o to, by patrzyła na rzeczywistość, nie traktując niczego jako pewnik. „By pójść na zajęcia, codziennie muszę przejść przez dwie bardzo szerokie ulice, po których samochody mkną jak strzała, nie przejmując się w ogóle nami, studentami, którzy muszą przejść na drugą stronę. Ta rzecz zawsze sprawiała mi przykrość i złościła. Teraz wiem jednak, że w tym momencie Bóg mówi mi: «Gladys, naucz się być cierpliwa». Także przy pomocy tych samochodów, przy pomocy wszystkiego, On wychowuje moje serce”.

„Czasem myślimy, że Szkoła Wspólnoty jest za trudna dla młodzieży – opowiada Nacho. – Tymczasem oni czerpią stąd wszystko. Są bardzo prawdziwi, gdy w niej uczestniczą. Wielka nowość, «ocalające słowo», nie bierze się z jakiejś introspekcji albo ideologii, ale przynosi ją Chrystus wraz z Kościołem. Powiedziano im, że posiadają wartość. I to staje się doświadczeniem: osoba, nieredukowalne «ja», które zależy tylko od Boga; i Królestwo Boże, możliwość poznawania znaczenia spraw i tego, że życie ma dobre Przeznaczenie”.

 

Bez gangu. Giorgio Vittadini, potężny czarny chłopak, któremu Rose nadała imię swojego przyjaciela, dorastał w Welcoming House dla porzuconych dzieci. To były jego pierwsze rekolekcje: „Miałem w tym czasie trening piłki nożnej, ale kiedy przeczytałem ten tytuł, musiałem przyjechać. Chciałem zrozumieć, jakie jest pragnienie mojej duszy”. Słyszał, jak Nacho  mówił: „Nie rozumiemy naszego prawdziwego pragnienia przy pomocy analiz, ale za pośrednictwem wyjątkowej historii, która nam się przytrafia”. Wówczas przyjrzał się całemu swojemu życiu. „Całemu pięknu, które zostało mi dane od Rose i innych do tego, bym wzrastał. Jest ktoś, kto walczy o to, bym żył. Bóg do mnie dotarł, stał się Arnold ostatecznie zamieszkał ze swoją rodziną w dzielnicy kontrolowanej przez gang. Praktycznie wszyscy młodzi z okolicy do niego należą. „Chciałem pozostać sobą – mówi. – Podpisując się: «Ja»”. Oni zawsze tam są, na ulicy, tworząc grupę: dobrze ubrani, z zegarkami, telefonami komórkowymi. Są to rzeczy, które chciałby mieć każdy chłopak. „Ale ja czułem, że mam coś, czego oni nie mają”. Tamci zaczynają go namierzać, a potem wyzywać, zachowywać się agresywnie. Wszystkich miał przeciwko sobie, tylko dlatego, że nie był jak oni. Pewnego dnia zauważa, że ktoś za nim idzie. Przyspiesza kroku. Ale ta osoba go dogania: „Co słychać, stary?”. Rozmawia z nim chwilę, po czym mówi: „Chciałbym być twoim przyjacielem. Potrzebuję takiego przyjaciela jak ty”. Arnold myśli, że z niego żartuje: „Czy nie masz już przyjaciół z gangu? Czego chcesz ode mnie?”. Na co słyszy w odpowiedzi: „Ty jesteś szczęśliwy i pewny, bez gangu. Ja bez bandy nie mógłbym… czułbym się niczym”. „W tym momencie – opowiada Arnold – zrozumiałem dobrze różnicę między przyjaźnią a bandą. Ja jestem szczęśliwy, ponieważ jestem kochany, ponieważ przynależę do Kogoś, kto czyni mnie wolnym, czyni mnie sobą”.

Słuchając tych młodych ludzi, ojcu Adriano Ukwatchali nasuwa się myśl: „Tutaj znajduje się przyszłość Afryki”. Pochodzi z Angoli, zaczął podążać za Ruchem kilka lat temu i do Eldoret przywiózł ze sobą José i Horacia, dwóch studentów prawa, którzy tak jak on pochodzą z Bengueli. Dla nich jest to pierwszy raz pod każdym względem: pierwsze rekolekcje, po raz pierwszy wyjeżdżają z Angoli, po raz pierwszy samolotem… „Ale przede wszystkim po raz pierwszy słyszą o pragnieniu. Powiedzieli mi: nigdy nie zadaliśmy sobie pytania, dlaczego znajduje się w nas nieskończone pragnienie – opowiada Adriano. – Są zaskoczeni, że tutaj mówi się o życiu, że wiara dotyka życia. A następnie nie mogą pojąć, że ludzie, którzy ich nawet nie znają, pomogli im zapłacić za podróż”. Lecz to on w pierwszej kolejności dziwi się wszystkiemu w tych dniach: „Uwaga, z jaką zostaliśmy przyjęci, jedność między nieznającymi się osobami, o różnym pochodzeniu, mówiących różnymi językami, sekretarz ugandyjskiego nuncjusza, który tłumaczył dla nas na język portugalski, rozmowy… Ale przede wszystkim wspólna Eucharystia. To było centrum”. Dlaczego myśli o przyszłości Afryki, patrząc na tę młodzież? „Ze względu na ich zaangażowanie w swoje życie. Oni nie są częścią afrykańskiej apatii, chcą się zmieniać. Dostrzega się to, słuchając pytań, które zadają. Odkryli sens życia, chcą za nim podążać i niczego nie przepuścić”.

Christine ma 18 lat. Opowiada o tym, że wkładała mnóstwo energii, by zaspokoić swoje pragnienie, i że nigdy jej się to nie udawało. „Moje pragnienie nie ma końca! – mówi szczęśliwa. – Dla mnie to tak, jak urodzić się na nowo. Mieć świadomość, że to jest jedyny sposób, w jaki mogę naprawdę żyć”. Uderzyło ją, kiedy Nacho mówił o potrzebie dziękowania. „Gdyby ktoś mnie o to zapytał, powiedziałabym, że chciałabym podziękować Bogu. Pozwolił mi się spotkać w najbardziej konkretny z możliwych sposobów: ksiądz Giussani odkrył piękno życia i przekazał je innym. Nie rozumiem wszystkiego… ale nie przejmuję się tym. Nigdy bym nie odeszła, ponieważ straciłabym coś, co bardzo trudno jest posiąść. Samą siebie”.

Ale gdyby Bóg dał nam wszystko, czego pragniemy, czy dalej byśmy Go poszukiwali? To tylko jedno z wielu pytań, z którymi 17-letnia Prim przyjechała na rekolekcje. Opowiada o śnie, który ostatnio miała: „Pragnę nawet, gdy śpię, pragnienie nigdy nie śpi!” – mówi, rozbawiając tym wszystkich, potem poważnieje. – To On stworzył mnie z tą naturą. I zbawia mnie już wtedy, gdy pragnę”. To właśnie zdumiewa Fredy’ego: „Kiedy przeczytałem tytuł rekolekcji, od razu doszedłem do konkluzji: «Tak, Ty, Panie, jesteś pragnieniem mojego serca, ponieważ bez Ciebie nic nie wystarcza. To łatwe, zrozumiałem». Ale zaraz potem, wędrując w ciszy przez godzinę, właśnie w tej ciszy, rozpoczął się prawdziwy dramat. Nie miałbym tego pragnienia sam. Posiadam je, ponieważ Ktoś Inny mi je daje, ponieważ Bóg mówi mi: «Fredy, jesteś pragnieniem Mojej duszy. Stworzyłem cię, by współdzielić to pragnienie, tę miłość, którą mam dla ciebie». Nie wiem, co się jutro wydarzy, ale dopóki oddycham, chcę przeżywać w pełni to pragnienie, którym jestem”.  

 

ZDJĘCIA

  1. KENIA. Wakacje młodzieży CL
  2. PIELGRZYMKA. Studenci z Nairobi w drodze do sanktuarium w Komarock
  3. MIŁOSIERDZIE. Na niektórych uczelniach studenci z CL zaproponowali wystawę poświęconą przypowieści o synu marnotrawnym. A rok wcześniej – o życiu ks. Giussaniego
  4. HORYZONT. Studenci i inni przyjaciele z kenijskiej wspólnoty CL. Młodzież uczęszcza na dwie główne uczelnie w stolicy oraz do szkoły zawodowej St. Kizito
  5. RAZEM. Rose Busingye, odpowiedzialna za CL w Afryce, z grupą młodzieży z High School Luigi Giussani z Kampali oraz z kobietami z Meeting Point International
  6. ELDORET. Kilka ujęć z rekolekcji. Powyżej: o. Adriano z José i Horaciem, którzy przyjechali z Angoli; poniżej: Nermi ze wspólnoty z Mozambiku
  7. KONFRONTACJA. Podczas rekolekcji, które odbyły się w dniach 10-12 lutego

Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją