Ślady
>
Archiwum
>
2017
>
luty / marzec
|
||
Ślady, numer 2 / 2017 (luty / marzec) Pierwszy Plan. Brat Alois Słuchanie Taize Wywiad z bratem ALOISEM LÖSEREM, przeorem ekumenicznej wspólnoty monastycznej. Gdzie Europa nie jest tylko pustym pojęciem. Luca Fiore Do Rygi na Łotwie w grudniu ubiegłego roku przyjechało 15 tysięcy osób. Młodzi ludzie z całej Europy: katolicy, protestanci i prawosławni. Od Portugalii po Rumunię, od Francji po Republikę Czeską. Ale także Rosjanie i Ukraińcy. Okazja? 39. doroczne spotkanie organizowane przez Wspólnotę Taizé, jedno z najbardziej „europejskich” i powszechnych doświadczeń ubiegłego wieku. Powstała w latach 40. wokół ojca Rogera Schutza, szwajcarskiego protestanta, w małym prowansalskim miasteczku, monastyczna wspólnota ekumeniczna wciąż nie przestaje być centrum przyciągania. Następcą założyciela, zmarłego w 2005 roku, został brat Alois Löser, 62-letni Niemiec, katolik. Miejsce, w którym przebywa, jest uprzywilejowanym obserwatorium naszego kontynentu. Taizé przedstawia się bowiem dzisiaj jako jedno z miejsc, w którym słowo „Europa” nie straciło witalności. „Pośród młodych jest radość bycia Europejczykami – mówi brat Alois. – Ale nie ma już entuzjazmu sprzed 20 lat”.
Co sprawia, że podejmujemy tak wielki trud? Musimy na nowo odnaleźć źródło początkowego entuzjazmu. Trzeba znów zadać sobie pytanie, dlaczego chcemy Europy. Nie tylko po to, by tworzyć wspólny rynek, przestrzeń gospodarczą, co pociągnęło za sobą wiele ofiar. Młodzi ludzie wciąż chcą podróżować, uczyć się, pracować w innym kraju. Ta możliwość jest najważniejszą zdobyczą, z której nie możemy zrezygnować. Prawdą jest jednak także to, że istnieje tożsamościowa reakcja, która prowadzi do tego, że na drugiego patrzy się z podejrzliwością.
Co pozwala pokonać dystans? Osobiste kontakty. Spotykanie się pozwala otworzyć się sercom i uznać, że jeśli istnieje tożsamość, trzeba ją szanować i dowartościowywać. Ale ten szacunek nie zwraca się przeciwko Europie.
W jakim sensie? Jednym z wyzwań jest wyzwanie imigracji. Włochy i Grecja są za bardzo pozostawione same sobie. Zresztą nie jest łatwo urzeczywistnić większą solidarność. Na Łotwie słyszałem, jak mówiono: „Nigdy nie mieliśmy tego problemu i nie posiadamy narzędzi potrzebnych do jego rozwiązania, nie jesteśmy przygotowani”. I dodają: „Nam już jest trudno współdzielić życie między Łotyszami a ludnością rosyjskojęzyczną”. Trzeba umieć słuchać także argumentów drugiego. Europejska solidarność musi mieć na uwadze lokalne reakcje każdego kraju.
Dlaczego tak ważne są osobiste kontakty? Ponieważ pozwalają wsłuchiwać się w potrzeby narodów. Dzisiaj brakuje w Europie poważnego uwzględniania racji innych. Bez wzajemnego poznania każda trudność staje się nieprzezwyciężona. Skłonność do dialogu między osobami ostatecznie mogłaby uzdolnić nas bardziej do znajdowania rozwiązań gospodarczych i politycznych. W Taizé widzimy, że możliwe jest głębokie wsłuchiwanie się w siebie nawzajem.
W jakim sensie głębokie? Młodzież tutaj modli się razem trzy razy dziennie. Następnie istnieje wspólne życie: razem przygotowuje się obiad, posługuje się na stołówce, sprząta się. To pozwala słuchać siebie w odmienny sposób. W ubiegłym roku mieliśmy jednocześnie gości z Rosji i z Ukrainy. Istnieją ogromne napięcia, nie było łatwo. Ale fakt wspólnej modlitwy uczynił możliwym to, że usiedli razem i zaczęli rozmawiać.
Jaki wkład mogą wnieść dzisiaj do społeczeństwa młodzi, którzy do was przychodzą? Młodzież uczy się tutaj, że nie można zamykać się w swoich narodowych i kościelnych granicach w imię Ewangelii. Sądzę, że kiedy młodzi na nowo odkrywają zaufanie do Boga, przebudza się w nich wrażliwość na drugiego człowieka. Nie jesteśmy ruchem: zapraszamy młodych, by powracali do swoich lokalnych Kościołów i angażowali się w swoich krajach. A oni angażują się w wiele inicjatyw pomocy społeczeństwu, zwłaszcza w stosunku do uchodźców. Ich pomoc jest materialna, ale nie tylko: trzeba także umieć wysłuchać tych osób. Nasza monastyczna wspólnota modli się za tych młodych i prosi Ducha Świętego, by ożywiał ich działania. I dzisiaj zauważamy, że w obywatelskim społeczeństwie istnieje wciąż coraz więcej oddolnych inicjatyw. Jest to znak nadziei.
Papież Franciszek mówi, że przeżywamy „nie epokę przemian, ale epokową przemianę”. Co to oznacza dla Brata? Nigdy nie żyliśmy w okresie tak głębokich przemian. Na przykład: w naszych europejskich krajach nie ma już zgody co do współdzielonych wartości. Na to my, chrześcijanie, nie posiadamy łatwych odpowiedzi. Jesteśmy wezwani do wciąż coraz głębszego zakorzeniania się w Ewangelii, do rozwijania w nas wciąż coraz bardziej osobistej wiary. Wiara to nie tylko podążanie za tradycją naszych rodziców, musi stawać się wciąż coraz bardziej osobistym przekonaniem.
Jak to jest możliwe? Tego poszukują młodzi. W Rydze zasadnicze pytanie brzmiało: czy jest coś, w co mogę zapuścić korzenie mojego życia? I nie może to być tylko zaufanie do Chrystusa. Dzisiaj jesteśmy wezwani do głoszenia młodym zasadniczych prawd wiary, Papież nazywa to kerygmatem. Nie jest to orędzie należące do przeszłości, przeciwnie. Kilka dni temu pewien Francuz zapytał mnie, co to jest Trójca Święta. Zapytałem go, dlaczego go to interesuje. Na co on: „Pytają mnie o to muzułmanie”. Młodzi proszą o powrót do istoty wiary, która czyni możliwym egzystencjalne zaufanie Bogu. A my możemy dostarczyć narzędzi, by zaangażować się w społeczeństwie, bez ulegania lękowi i upodabniania się pod względem tożsamości narodowej i wyznaniowej do innych grup. |