Ślady
>
Archiwum
>
2017
>
styczeń / luty
|
||
Ślady, numer 1 / 2017 (styczeń / luty) Studenci. Rekolekcje CLU „Całe moje pragnienie” Cztery tysiące studentów na rekolekcjach. Wielkie wyzwanie dla młodzieży i księdza Juliána Carróna. Bo w szybko zmieniającym się kontekście tylko wiara osiągalna poprzez ludzkie doświadczenie jest zdolna rozwinąć „pewność pełną rozumności”. I być komunikowana każdemu. „Ale czy ty się nie boisz?” – zapytał ją ot tak sobie, znienacka. Znalazł ją na dziedzińcu Uniwersytetu Katolickiego, gdzie obydwoje studiują na wydziale humanistycznym; chciał z nią porozmawiać. Lecz gdy rozmowa zeszła na poważniejsze tematy, Margherita stanęła wobec pytania, którego się nie spodziewała. „Nie myślisz o tym, co może się stać po obronie? Nie będzie już studiów, tego, co robimy, przyjaciół…”. Po chwili milczenia odpowiedziała: „Myślę o tym, owszem. I czuję zawrót głowy, ponieważ nie wiem, co się wydarzy. Jednak się nie boję. Nigdy bym sobie nie wyobraziła tego, co wydarzyło się do tej pory, ale jest to droga, która czyni mnie sobą”. Opowiedziała mu o sobie, o wierze, o spotkaniu „z osobami, które zmieniły jej życie oraz jej sposób patrzenia”. I usłyszała odpowiedź: „No właśnie, mnie nie przytrafiło się jeszcze takie spotkanie. Wciąż na nie czekam”. Popołudnie w barze takim jak wiele innych. Od tego można rozpocząć krótką podróż, która nieco lepiej pozwoli zrozumieć, co ma do powiedzenia wiara młodemu człowiekowi na studiach, jaką postać może przyjąć chrześcijańska obecność pośród auli i wykładów. Ponieważ w tej rozmowie tak naprawdę zawiera się wszystko. Jest niepewność tego, kto staje wobec kluczowego momentu. Jest niekończące się oczekiwanie odkryte przez te pytania: pragnienie bycia szczęśliwym. I jest też ważna kwestia, która rozpala serce 20-latka, ale nie tylko: czy można spotkać coś – kogoś – co odpowie na to oczekiwanie? Co pomoże żyć, otwierając drogę ku pewności?
„You made my day”. „Dzisiaj nie można opierać się już na niczym innym, jak tylko na tym, co bezpośrednio dotyczy osoby” – wyjaśnia Carmine Di Martino, wykładowca filozofii teoretycznej na Uniwersytecie Państwowym w Mediolanie, odpowiedzialna za CLU wraz z księdzem Stefanem Alberto, wykładowcą teologii na Uniwersytecie Katolickim. Młodzież interesuje tylko to, co może przydać się w życiu. A konsekwencja tego w przypadku wiary ma posmak wyzwania: „Nic nie liczy się bardziej niż podmiot i jego świadomość”. Osoba. To tutaj rozgrywa się cały mecz. Kwestia niezmieniająca się od wieków, którą jednak trzeba ponownie doprecyzować. Ponieważ jest wyraźnie widoczna wśród młodych. I wskazuje inne formy chrześcijańskiej obecności. Obecności polegającej także na działalności w zrzeszeniach studenckich, zabawach organizowanych dla pierwszoroczniaków, w grupach naukowych – we wszystkim, co istnieje i jest kontynuowane – ale koncentrującej się na tym, co Di Martino nazywa „osobistym doświadczeniem”. A więc rozgrywającym się przeważnie w czasie „spotkań” urzeczywistniających się w tysiącach strumieni codzienności: rozmowach podczas wykładów, życia w studenckim mieszkaniu, nauce… Tak jak przydarzyło się to Giuseppe, studentowi inżynierii w Bolonii. Na jednym z kursów spotyka profesora rozpoczynającego wykład o zasobach ludzkich, który mówi, że „by stawić czoła problemowi zarządzania pracownikami w firmie, trzeba wyjść od znajomości człowieka”. „To zdanie natychmiast przyciągnęło moją uwagę – opowiada Giuseppe. – Dopiero co zaczęliśmy pracę nad Zmysłem religijnym i ponownie sięgnąłem do pierwszej przesłanki”. Stąd pragnienie, by porozmawiać o tym z profesorem, początek rozmowy o książce („Kiedy o niej rozmawialiśmy, powiedział mi: «Wiesz, jak mówią Amerykanie? You made my day, wypełniłeś mój dzień. Dziękuję, tego właśnie oczekuję od mojej pracy»”), niespodziewane odkrycie dla siebie, że można być „narzędziem odpowiedniości i zdumienia dla serca drugiego człowieka”. I zaskoczenie, gdy ten drugi człowiek mówi ci: „Spójrz, jestem agnostykiem, ale to, co jest tam napisane, to prawda. Podchodź do wszystkich w ten sposób, ponieważ poruszenie takie jak twoje jest iskrą, która stanowi zapłon dla ludzkiego silnika. To właśnie może zmienić uniwersytet”.
Poprawki. Także w Bolonii, na wydziale lekarskim, Erice zdarzyła się inna rozmowa w barze, z koleżanką z roku: „Erico, nic mi nie wystarcza”. Doskonałe oceny, wspaniała rodzina, chłopak na stałe. „Nic. Nie wiem, co zrobić, komu zadać moje pytania. Spotkałam jednak ciebie i twój sposób stawiania czoła sprawom daje mi nadzieję, której nigdy wcześniej nie widziałam”. Właśnie tak. Odpowiedź? „Zaproponowałam jej, by pobyła ze mną. A następnie zaprosiłam ją do udziału w gestach Ruchu. Wychodząc jednak z baru, nie mogłam uwierzyć: czy ona mówi do mnie? Przy wszystkich moich ograniczeniach i niespójnościach…” Przyjaciółka zaczęła uczestniczyć w doświadczeniu CLU. Wczoraj wysłała jej wiadomość: „Czy ja także mogę uczestniczyć w funduszu wspólnym? Kiedy widzę coś, co mi odpowiada, muszę zaangażować się w to na całego…”. Odpowiedniość. Kluczowe słowo do zrozumienia tego, czy chrześcijaństwo może zrobić dzisiaj na kimś wrażenie, czy może znów być interesujące; czy ma coś wspólnego z pragnieniem tej młodzieży. „W momencie takim jak obecny, gdzie nie ma już wychowawczych punktów odniesienia, mocnej podstawy rodzinnego wychowania ani silnych ideałów, wszystko trzeba odkrywać w ramach własnego doświadczenia – zauważa Di Martino. – Nie możesz powiedzieć «Bóg», tak jak nie możesz powiedzieć żadnej innej rzeczy, jeśli nie staje się to oczywiste w twoim doświadczeniu. I gdyby Ruch nie był propozycją taką, jak przeżywamy ją dzisiaj, taką, o jakiej daje nam świadectwo i którą oferuje z pełną pasji natarczywością przewodnik, ksiądz Carrón – propozycją bezpośrednio skierowaną do «ja», którą każdy może, co więcej, musi, zweryfikować, poddając ją osądowi swojej rozumności afektywnie zaangażowanej w życie – nie przynosiłaby ona żadnego owocu. Nikogo by nie interesowała”. W ten sposób, podążając za serią faktów, widać, jak rozkwita stopniowo inna forma obecności. Oraz świadectwa. Federica kończy nauki humanistyczne na Uniwersytecie Państwowym w Mediolanie, przygotowuje pracę magisterską o Leopardim. Rozpoczęła uzbrojona w dobre zamiary, pragnąc pokazać głęboki zmysł religijny poety, a nie żaden tam nihilizm… I zaraz na początku odkryła, że przejmuje się bardzo tym, by „dać świadectwo o tym, w co wierzy”. Potem zaczyna się nanoszenie poprawek. Uwagi promotora: „Fragment zbyt bezpośredni”, „Nie podzielam tej idei”, „Osąd zbyt osobisty”. „Byłam poirytowana. Powiedziałam sobie: w porządku, zrozumiał, że jestem chrześcijanką i chce oponować”. Dopóki nie dociera do ostatniej adnotacji profesora, napisanej przy kluczowej części jej pracy: „Zgadzam się!”. „Osłupiałam – przyznaje Federica. – Nie byłam tą «dobrą» przeciwko «złemu, który się mnie czepia». Zrozumiałam, że leżała mu na sercu moja praca, że zależało mu na niej bardziej niż mnie”. Nie tylko „poprawianie tych stron było najpiękniejszą pracą”, ale dzięki niej Federica dostrzegła „wartość świadectwa: tkwi ona nie tyle w sile, z jaką, mimo że z dobrą intencją, staramy się wyrazić to, w co wierzymy, ale w tym, by pozwolić, by piękno spojrzenia na życie (oraz na Leopardiego) wyłoniło się z wnętrza tego, czemu stawiamy czoła, nie troszcząc się o to, by czegokolwiek bronić”. Jasne, że nie chodzi tylko o to. Ważne jest jednak uchwycenie pewnej różnicy. „Czasem słyszy się, że «brakuje obecności» – zauważa Di Martino. – To nieprawda. Według mnie obecność, także kulturalnie, dzisiaj się wzbogaciła i pogłębiła”. Dlaczego? „Ponieważ dzięki skoncentrowaniu się na człowieku rozwinął się wachlarz inicjatyw, również kulturalnych, których celem nie jest utwierdzanie idei, ale które rozwijają zainteresowania rodzące się z doświadczenia przeżywanego przez konkretne podmioty, o konkretnym imieniu i nazwisku, które to doświadczenie weryfikują”. Na następnych stronach znajdziecie relację z rekolekcji zaproponowanych przez CL studentom w grudniu, które poprowadził sam ksiądz Julián Carrón. Było ponad 4000 osób, wiele przyjechało po raz pierwszy. Jedna z „nowych” osób powiedziała pierwszego wieczoru: „To wszystko to prawda, nie można temu zaprzeczyć. Ale ja o tych rzeczach nie mówię nawet mojej najlepszej przyjaciółce”. A następnego dnia, po lekcji, podczas której była mowa o tym, że to Chrystus ocala pragnienie, temu, kto miał zarzuty: „W moim przypadku tak nie jest”, odpowiedziała: „Nie wiem. Ale kiedy słuchałam Carróna, myślałam: on musi żyć odpowiedzią. W przeciwnym razie nie mógłby tak mówić o lęku, niepewności, pragnieniach, nie mógłby być taki, jaki jest. Ale można to zrozumieć, patrząc też na was, na to, jak żyjecie”. „Wy” to młodzi, którzy ją zaprosili. Młodzi tak jak ona, może pogrążeni w zamęcie, nieuporządkowani, ale pewni, dzięki przeżywanemu doświadczeniu. Na przykład Marta, studiująca matematykę w Mediolanie, która niedawno straciła mamę, a jednak dwa dni później zdawała egzamin, tak jak to miała w planie. Ponieważ pamiętała swoją mamę, to, „jak zawsze wchodziła w rzeczywistość, jak radośnie przeżywała chorobę i jak stawiała czoła pytaniom, które miała, zawsze skierowana ku Niemu”. Jej brat podobnie: „Profesor zdziwił się, że chciałem przystąpić do egzaminu. Powiedział mi, że widział we mnie pewność co do przyszłości”.
Na oddziale. Oto ona, droga pewności. Tak wyłania się w życiu, stopniowo. I potrafi rzucić wyzwanie prawdziwej i wielkiej przeszkodzie, która pojawia się nagle przed sercami tych młodych: „Emocjonometr – tak nazywa ją Di Martino. – Wszystko mierzy się przy pomocy emocji. Prawdą jest silna emocja. Fałszem jest brak emocji. Trzeba na nowo odkryć taki sposób posługiwania się rozumem, który wykorzystuje się do zdawania egzaminów, i zacząć wykorzystywać go w ten sam sposób w życiu. W przeciwnym razie pojawia się strach przed przywiązaniem się, przed skompromitowaniem. Albo chrześcijańska propozycja opiera się na tym, albo też…”. Martino studiuje medycynę w Mediolanie. Jednemu z przyjaciół opowiadał kilka dni temu: „Chodząc na oddział, znajduję się pod opieką dwóch bardzo młodych lekarzy, mających wiele pytań, ale będących także dziećmi tej epokowej przemiany”. Jednym słowem, myślą zgodnie z mainstreamem. Zwłaszcza w palących kwestiach życia i śmierci. „Na początku, kiedy dochodziło do takich dyskursów, rzucałem «słuszną» odpowiedź: oni nie byli przekonani, ja nie byłem zadowolony”. A potem? „Z czasem zauważyłem, że zyskiwałem więcej, przyglądając się ich pytaniom: nie martwiąc się o to, by zakończyć wszystko natychmiast, ale mając na uwadze opiłki prawdy, które mieli w kieszeni”. To był początek przełomu: zaczęły się prawdziwe rozmowy. „Przebywając z nimi, lepiej rozumiem, kim jestem. Skąd pochodzi moja niepewność, kiedy traktuję ich, umniejszając ich wartość. Oraz gdzie rodzi się pewność”. |