Ślady
>
Archiwum
>
2016
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2016 (maj / czerwiec) Pierwszy Plan. Polecamy Zaczynamy na nowo? Polityka nie daje już rady. I prosi Papieża o pomoc, by móc rozpocząć na nowo. Niemiecki politolog LUDGER KÜHNHARDT analizuje stan Europy. Przeszkody i możliwości. By zrozumieć, jak pójść drogą wskazaną przez Franciszka. Luca Fiore Europa jest panią, która wydaje się o wiele starsza, niż jest w rzeczywistości. Papież Franciszek nazwał ją „babcią”. Jest nawet całkiem sympatyczna, jednak z pewnością nie jest już zdolna do rodzenia. Unia Europejska od lat żyje w stanie permanentnego kryzysu. Odczuwa silne wyczerpanie umysłowe i fizycznie. Fizyczne, ponieważ przybrała na wadze, poszerzając się o państwa Europy Wschodniej, i dzisiaj każdy jej ruch jest wolniejszy i powoduje większe zmęczenie. Umysłowe – ponieważ nie wie za bardzo, kim jest i po co jest na świecie. Wie, że sprawy nie układają się dobrze, ale nie ma pojęcia, kto mógłby jej pomóc wyjść z kłopotów. I także dlatego zdumienie wzbudził widok przywódców europejskich udających się do Rzymu, by uhonorować papieża Franciszka reprezentatywną dla Europy Nagrodą Karola Wielkiego za „jego wysiłki promowania wartości pokoju, tolerancji, współczucia i solidarności”. Odłożywszy na bok polemiki w sprawie apeli o to, by nie zapominać o chrześcijańskich korzeniach, Jean-Claude Juncker, Martin Schulz i Donald Tusk, największe autorytety UE, udają się, by niemal żebrać o słowo Papieża. Sytuacja jest wciąż coraz poważniejsza: nieumiejętność osiągnięcia porozumienia w sprawie kryzysu uchodźców, zimne poty wylewane z powodu losów greckich finansów, nerwowość na Wschodzie wywołana przebudzeniem się rosyjskiego niedźwiedzia. A ostatnio doszło także do batalii przeciwko Brexitowi, wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii, o którym zdecydowało ostatecznie referendum przeprowadzone 23 czerwca. Wystąpienie Franciszka (zob. w2.vatican.va) miało formę prawie expose – było wystąpieniem przywódcy, który potrafi przedstawić „pozytywny punkt widzenia” na współczesną Europę, jak sugeruje w wywiadzie profesor Ludger Kühnhardt, dyrektor Centrum Studiów Integracji Europejskiej na Uniwersytecie w Bonn.
Dlaczego, Pana zdaniem, Europa postanowiła nagrodzić Papieża? Kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Ideą przyznania tej nagrody Papieżowi było wsłuchanie się w jego sposób postrzegania sytuacji, w której znajdujemy się obecnie. Pojawiła się potrzeba zrozumienia jego interpretacji, będącej zewnętrznym punktem widzenia. Oczywiście Kościół wciąż jest częścią Europy, pomimo głębokiej sekularyzacji naszego społeczeństwa. Głos Kościoła pozostaje jednak stanowiskiem globalnym, a tym bardziej w przypadku Papieża z Argentyny. Chodziło o to, by zrozumieć, jak bardzo ważne jest pozytywne spojrzenie na proces europejskiej integracji. Unia Europejska znajduje się w kryzysie z powodów wewnętrznych, które są związane z faktem, że nie wszyscy potrafią myśleć o projekcie jako o pozytywnej idei. Dlatego też analiza papieża Franciszka może się przydać do położenia nowych fundamentów pod ideę Unii.
Franciszek poczytuje za zasługę założycielom Unii Europejskiej to, że ośmielili się poszukiwać „wielostronnych rozwiązań wspólnych problemów”. Dzisiaj stało się to o wiele trudniejsze. Przede wszystkim jeśli chodzi o kwestie ponaglające i dramatyczne, jak problem uchodźców. Co jest źródłem tych trudności? Czy jest jakiś sposób, by je pokonać? Źródłem tych trudności jest pojawienie się na powrót problemu tożsamości wewnątrz państw członkowskich. Jest to kwestia kulturowa, która znajduje się w sercu życia politycznego. Proces integracji europejskiej, będący projektem politycznym, rodzi się jako odpowiedź na dawny problem o charakterze kulturowym, jakim jest nacjonalizm – przyczyna pierwszej i drugiej wojny światowej. Idea Unii Europejskiej zasadza się na pragnieniu znalezienia nowego uwarunkowania, które stworzyłoby nowy porządek dla życia politycznego w Europie. Dzisiaj stwierdzamy, że powrócił problem tożsamości, pojawiający się zarówno na prawicy, jak i na lewicy. Te populizmy o charakterze narodowym nie robią nic innego, jak tylko hamują pragnienie rządów, by znaleźć wspólne rozwiązania, które czasem zobowiązywałyby do pozostawienia interesu narodowego na drugim planie.
Jak Pan osądza to, co zostało dotąd zrobione w sprawie wyjątkowej sytuacji uchodźców? Dzisiaj jesteśmy słabi w tej kwestii. Europa przez 20 lat nie zastanawiała się nad problemem legalnej imigracji. Nie potrafiliśmy wspólnie rozmawiać, by zrozumieć światową presję, która jest konsekwencją niekompletnej globalizacji.
W jakim sensie? Stajemy w obliczu całkowitej przemiany procesów społecznych na płaszczyźnie światowej. W Unii Europejskiej dyskursy nie przestały być prowincjonalne, niezdolne do kontynentalnego oddechu. Nic więc dziwnego, że ostatecznie wszyscy jesteśmy nieprzygotowani na dzisiejszą falę uchodźców. Włochy, Hiszpania, Malta zaczęły prosić o pomoc już pięć albo sześć lat temu, ale nikt ich nie wysłuchał. Także dzisiaj reakcja uwzględnia narodowe interesy. Rządy są zmuszone skonfrontować się z presją wewnętrznego populizmu. Jest to katastrofa dla tego, kto wierzy w rozwój wspólnej polityki.
Papież prosi o „promowanie takiej integracji, która znajduje w solidarności sposób, w jaki należy czynić rzeczy”. Solidarności nie w sensie żebrania, ale stwarzania możliwości. Jest to osąd, który obarcza przywódców europejskich dużą odpowiedzialnością. Czy Europa jest w stanie podążać w tym kierunku? Europa musi wymyślić plan Marshalla dla Afryki i Bliskiego Wschodu. Po drugiej wojnie światowej Amerykanie byli zmotywowani przez enlighted self interest, oświecony własny interes. Nie chodziło o dawanie jałmużny biednym Europejczykom: Stanom Zjednoczonym opłacało się, by nasz kontynent rozpoczął na nowo, by stał się silnym partnerem. Tak samo musi się stać z Afryką i Bliskim Wschodem. Nie wiem, czy Europa jest gotowa na kombinację polegającą na pomocy publicznemu rozwojowi, prywatnych inwestycjach, przepływach technologii, tworzeniu miejsc pracy. Ale jest to jedyna perspektywa, by powstrzymać pragnienie migracji.
Pomiędzy tym wszystkim jest jednak wewnętrzna wojna w świecie arabskim, która toczy się w Syrii i w Iraku. Trzeba zorganizować wspólne granice, realnie chronione przez Unię Europejską, ponieważ bezpieczeństwo w Europie jest zasadniczym wstępnym warunkiem dialogu z tym światem, który przeżywa wewnętrzny konflikt. Jest on zresztą, jak powiedział król Abdullach z Jordanii, wewnętrzną wojną świata islamskiego. My, Europejczycy, musimy to zrozumieć, ponieważ zbyt długo sądziliśmy, że żyjemy w okresie niekończącego się pokoju. Zapomnieliśmy o utrzymywaniu granic i teraz jesteśmy nieprzygotowani.
Czy Brexit, mury w Brennerze (wzniesione przez Austriaków na przełęczy między Włochami i Austrią – przyp. red.) albo nowe bazy NATO w państwach nadbałtyckich oznaczają dla Europy odzyskanie zdolności do „budowania mostów i obalania murów”? Mosty i mury – dla mnie, Niemca, są to obrazy, które zawsze są problematyczne… Sądzę, że sprawa sięga głębiej. Globalizacja nie jest rzeczywistością powszechną. My, jako katolicy, mamy skłonność do myślenia za pomocą uniwersalnego horyzontu, ale globalizacja nie jest procesem kompletnym. Posiada wiele pozytywnych aspektów, które są oczywiste: można podróżować, kupować od całego świata, eksportować na każdy kontynent. Ale globalizacja rodzi także konflikty. W tym sensie jest „niekompletna”. Konflikty dotyczą norm, stylu życia, sposobów organizowania systemów politycznych, interesów i pragnień. Dlatego sądzę, że musimy zastanowić się na nowo nad współczesną formą granicy. Nie mówię o „murach”, ale o „granicy” w sensie ograniczenia. Rodzice muszą określać granice, by dzieci mogły poznać wspólne reguły. Sądzę, że to samo zachodzi na płaszczyźnie światowej: nie istnieje uniwersalna struktura norm, idei, pragnień, potencjałów dobrobytu. Dystrybucja tego wszystkiego dokonuje się asymetrycznie. Mówię to, myśląc właśnie o głosowaniu nad Brexitem albo o polemikach nad murem w Brennerze: trzeba na nowo zastanowić się nad naturą niekompletnej globalizacji.
Jeśli chodzi o strukturę Unii Europejskiej, czy istnieją reguły, które się nie sprawdzają, czy też brakuje woli, by pozwolić im zadziałać? Tutaj poszerzenie o państwa Europy Wschodniej było jednym z powodów obecnej sytuacji. Jakie jest wyjście? Nie ma alternatywy dla wspólnych reguł. Europa funkcjonuje tylko jako wyraz reguł prawnych i politycznych, stworzonych dzięki woli i wolności wszystkich, którzy postanowili je przyjąć. Nie ma innego sposobu, by pozwolić funkcjonować Unii Europejskiej, jak tylko ich stosowanie.
Wydaje się jednak, że zaginęło to, co wzbudzało pragnienie posiadania wspólnych reguł. Czy wciąż jeszcze chcemy być razem? Potrzeba nowego bodźca w polemice o idei samej Europy. Co chcemy razem zrobić? Elita polityczna dyskutuje zazwyczaj tylko o tym, jak znaleźć rozwiązania problemów związanych z wyjątkowymi sytuacjami. Potrzeba jednak bardziej radykalnego dyskursu o celu samego bycia razem. Musimy głębiej zrozumieć, dlaczego chcemy żyć razem w Unii Europejskiej. Bardzo brakuje debaty. Mam nadzieję, że słowa Papieża pomogą ożywić dialog, który dla Europy jest życiodajny.
Czy oprócz tytułów porannych gazet następnego dnia dostrzegł Pan jakieś poruszenie? Czy też życie biegnie dalej jak gdyby nigdy nic? Teraz trudno to stwierdzić, potrzeba więcej czasu. Życie codzienne polityki biegnie innymi torami niż refleksja nad zjawiskami. Zauważam, że wielu protagonistów europejskiej sceny coraz bardziej odczuwa konieczność przedyskutowania tych zasadniczych zagadnień. Zdają sobie sprawę, że trzeba zrobić wszystko, by wyjść z tej politycznej śpiączki.
Czy przywódcy Europy sprostają temu wyzwaniu? Dysponujemy tylko nimi. O ile nie wpadniemy w populizmy, które proponują proste rozwiązania na skomplikowane problemy. Ważne jest, by przywódcy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji.
Czy wierzy Pan w nowy początek? Tak. Nie ma alternatywy dla Europy.
|