Ślady
>
Archiwum
>
2016
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2016 (maj / czerwiec) Rodzina. Amoris laetitia Miłość potrafi odnaleźć drogę Nowość w kościelnym dyskursie. Zaufanie do tęsknoty ludzi. Aż po kluczową koncepcję „rozeznania”, w jaki sposób kształtuje się sumienie. Fragmenty prezentacji arcybiskupa Wiednia, którą Papież zasugerował, by mieć na uwadze podczas lektury adhortacji. kard. Christoph Schönborn Zanim przejdę do tekstu, chciałbym wyrazić bardzo osobiste spostrzeżenia, dlaczego przeczytałem go z radością, wdzięcznością i z niezmiennie wielkim poruszeniem. W kościelnych wypowiedziach o małżeństwie i rodzinie często pojawia się tendencja, być może nieświadoma, do sprowadzania dyskursu o tych dwóch rzeczywistościach życia na dwa tory. Z jednej strony są małżeństwa i rodziny, które są „w porządku”, które żyją zgodne z zasadami, gdzie wszystko „idzie dobrze”, jest „na swoim miejscu”; następnie są sytuacje „nieregularne”, które przedstawiają jakiś problem. Już sam termin „nieregularny” sugeruje, że można dokonać takiego rozróżnienia z dużą precyzją. A więc ten, kto znajduje się po stronie „nieregularnych”, musi żyć z faktem, że „regularni” znajdą się po drugiej stronie. To, jak jest to trudne dla tych, którzy sami pochodzą z patchworkowej rodziny, znam z własnego doświadczenia ze względu na sytuację mojej rodziny. Dyskurs Kościoła może tutaj ranić, może powodować odczucie bycia wykluczonymi. Adhortacji papieża Franciszka przyświeca myśl: „Chodzi o włączenie wszystkich” (AL 297), ponieważ chodzi o zasadnicze zrozumienie Ewangelii: wszyscy potrzebujemy miłosierdzia! „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień” (J 8, 7). Wszyscy – pomijając kwestię małżeństwa i sytuację rodzinną, w jakiej się znajdujemy – jesteśmy w drodze. Nawet małżeństwo, w którym wszystko „idzie dobrze”, jest w drodze. Musi wzrastać, uczyć się, pokonywać nowe etapy. Zna grzech i niepowodzenie, potrzebuje pojednania oraz nowego początku, i to nawet zaawansowane wiekiem (por. AL 297). Papieżowi Franciszkowi udało się powiedzieć o wszystkich sytuacjach bez katalogowania, bez kategoryzowania, z tym spojrzeniem zasadniczej życzliwości, która ma coś wspólnego z Bożym sercem – ze wzrokiem Jezusa, który nikogo nie wyklucza (por. AL 297) – które przygarnia wszystkich i wszystkim udziela „radości Ewangelii”. (...) W tej atmosferze przygarnięcia dyskurs o chrześcijańskiej wizji małżeństwa staje się zaproszeniem, zachętą, radością miłości, której możemy wierzyć i która nikogo nie wyklucza, naprawdę i szczerze – nikogo. Dlatego dla mnie Amoris laetitia jest przede wszystkim, i w pierwszej kolejności, „lingwistycznym wydarzeniem”, tak jak jest nim już Evangelii gaudium. Coś się zmieniło w kościelnym dyskursie. Ta zmiana języka dała się już zauważyć w czasie synodu. Przyglądając się obydwu posiedzeniom synodu – w październiku 2014 roku i w październiku 2015 roku – można wyraźnie zauważyć, że zaczęto wypowiadać się z większym poszanowaniem, że zostały po prostu uwzględnione różne życiowe sytuacje bez natychmiastowego ich osądzania albo potępiania. W Amoris laetitia przybrało to niezmienny ton lingwistyczny. Nie stoi za tym oczywiście tylko lingwistyczna wizja, ale głębokie poszanowanie dla każdego człowieka, który nigdy nie jest w pierwszej kolejności „problematycznym przypadkiem” w jakiejś „kategorii”, ale jedyną w swoim rodzaju osobą, posiadającą swoją historię i drogę ku Bogu i z Bogiem. (...)
Ta nieustająca zasada „włączania” niepokoi oczywiście niektórych. Czy nie opowiadamy się tutaj po stronie relatywizmu? Czy tak często przywoływane miłosierdzie nie staje się permisywizmem? (...) By to wyjaśnić, papież Franciszek nie pozostawia żadnych wątpliwości co do swoich intencji i naszego zadania: „Jako chrześcijanie nie możemy zrezygnować z proponowania małżeństwa, tylko dlatego, by nie przeciwstawiać się aktualnej wrażliwości, by nadążać za modą lub z powodu poczucia niższości wobec upadku moralnego i ludzkiego. Pozbawialibyśmy świat wartości, które możemy i musimy wnosić. (…) Oczekuje się od nas wysiłku bardziej odpowiedzialnego i hojnego, polegającego na przedstawieniu przyczyn i motywacji, aby nasze opowiedzenie się za małżeństwem i rodziną było takie, by ludzie byli bardziej gotowi do odpowiedzi na łaskę, jaką daje im Bóg” (AL 35). Papież Franciszek jest przekonany, że chrześcijańska wizja małżeństwa i rodziny także posiada niezmienną siłę przyciągania. Wymaga ona jednak „zdrowej samokrytyki”: „Trzeba pokornie i realistycznie uznać, że czasami nasz sposób prezentacji przekonań chrześcijańskich i sposób traktowania ludzi przyczyniły się do spowodowania tego, co obecnie jest powodem narzekania” (AL 36). (...) Papież Franciszek przemawia, mając głębokie zaufanie do ludzkiego serca i tęsknoty. Bardzo dobrze wyrażają to jego wypowiedzi o wychowaniu. Zauważa się tutaj wielką jezuicką tradycję wychowywania do osobistej odpowiedzialności. Mówi o dwóch skrajnych niebezpieczeństwach: leseferyzmie (z franc. laissez-faire, oznaczającym pozostawienie swobody działania – przyp. red.) i na drugim biegunie – obsesyjnej chęci kontrolowania i panowania nad wszystkim. Z jednej strony prawdą jest, że „rodzina nie może zrezygnować z bycia miejscem wsparcia, towarzyszenia, prowadzenia (…). Czuwanie jest zawsze konieczne. Pozostawienie ich [dzieci] samym sobie nigdy nie prowadzi do niczego dobrego” (AL 260). Ale z czuwaniem można także przesadzić: „(...) Liczy się przede wszystkim to, aby zrodzić w dziecku z wielką miłością procesy dojrzewania w jego wolności, uczeniu się, kompleksowym rozwoju, pielęgnowaniu prawdziwej autonomii” (AL 261). Sądzę, że powiązanie tej myśli o wychowaniu z refleksjami dotyczącymi praktyki duszpasterskiej Kościoła rozjaśni bardzo zagadnienie. Otóż właśnie w tym sensie papież Franciszek często mówi o zaufaniu sumieniu wiernych: „Jesteśmy powołani do kształtowania sumień, nie zaś domagania się, by je zastępować” (AL 37). Ważnym zagadnieniem jest oczywiście to, w jaki sposób kształtuje się sumienie. Jak dojść do tego, co stanowi kluczową ideę tego ważnego dokumentu, klucz do właściwego zrozumienia intencji papieża Franciszka: do „osobistego rozeznania”, przede wszystkim w trudnych, skomplikowanych sytuacjach (...)? To „rozeznanie” czyni z osoby dojrzałą osobowość, a chrześcijańska droga pragnie pomagać w osiągnięciu tej osobistej dojrzałości; nie chce przyczyniać się do stwarzania uwarunkowanych z zewnątrz, zdalnie sterowanych automatów, ale osób, które osiągają dojrzałość w przyjaźni z Chrystusem. Tylko tam, gdzie to osobiste „rozeznanie” dojrzało, można osiągnąć także „duszpasterską dojrzałość”, która jest ważna przede wszystkim „wobec sytuacji, które nie odpowiadają w pełni temu, co Pan nam proponuje” (AL 6). O tym „duszpasterskim rozeznaniu” mówi ósmy rozdział, rozdział, który prawdopodobnie będzie budził duże zainteresowanie publicznej opinii kościelnej, a także mediów. Muszę przypomnieć, że papież Franciszek określił jako centralne rozdziały IV i V (...) ze względu na ich treść: „Nie możemy bowiem zachęcać do drogi wierności i wzajemnego daru z siebie, jeśli nie pobudzimy rozwoju, umocnienia i pogłębienia miłości małżeńskiej i rodzinnej” (AL 89). Te dwa rozdziały zostaną prawdopodobnie przez wielu pominięte, by natychmiast dotrzeć do „pikantnych smaczków”, do punktów krytycznych. (...) Dlatego nie dziwi, że uwagę i zainteresowanie wzbudza przede wszystkim rozdział VIII. Istotnie, kwestia tego, jak Kościół traktuje te zranienia, tego, jak traktuje niepowodzenie miłości, dla wielu stało się „testem” dla zrozumienia tego, czy Kościół rzeczywiście jest miejscem, w którym można doświadczyć Bożego Miłosierdzia.
Rozdział ten wiele zawdzięcza intensywnej pracy obydwu synodów, rozległym dyskusjom opinii publicznej i kościelnej. W nim objawia się płodność sposobu postępowania papieża Franciszka. Pragnął on wyraźnie dyskusji otwartej na duszpasterskie towarzyszenie skomplikowanym sytuacjom i mógł obszernie bazować na tekstach, które obydwa synody przedstawiły, by pokazać, w jaki sposób można „towarzyszyć, rozpoznać i włączyć to, co kruche” (AL 291). Papież Franciszek wyraźnie przyjmuje deklaracje złożone przez obydwa synody: „Ojcowie synodalni osiągnęli ogólny konsensus, który popieram” (AL 297). Jeśli chodzi o rozwiedzionych cywilnie, utrzymuje: „Przyjmuję rozważania wielu Ojców synodalnych, którzy zechcieli stwierdzić, że (…) kluczem duszpasterskiego towarzyszenia im jest logika integracji (…). Oni nie tylko nie muszą czuć się ekskomunikowani, ale mogą żyć i rozwijać się jako żywe członki Kościoła, odczuwając, że jest on matką, która ich zawsze przyjmuje (…)” (AL 299). Ale co to konkretnie oznacza? Wielu, słusznie, zadaje sobie to pytanie. Decydujące odpowiedzi znajdują się w Amoris laetitia 300. Stanowią one oczywiście materiał do dalszych rozważań. Są one jednak także ważnym rozjaśnieniem i wskazówką na drogę, którą trzeba przejść: „Biorąc pod uwagę niezliczoną różnorodność poszczególnych sytuacji, (…) można zrozumieć, że nie należy oczekiwać od synodu ani też od tej adhortacji nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków”. Wielu spodziewało się takiejż normy. Będą rozczarowani. Co takiego jest więc możliwe? Papież mówi to zupełnie wyraźnie: „Możliwa jest tylko nowa zachęta do odpowiedzialnego rozeznania osobistego i duszpasterskiego indywidualnych przypadków (…)”. Pojawia się naturalnie pytanie: a co takiego Papież mówi w kwestii dopuszczenia do sakramentów osób żyjących w sytuacjach „nieregularnych”? Już papież Benedykt XVI powiedział, że „nie mamy prostych odpowiedzi” (AL 298, przyp. 333). A papież Franciszek ponownie przypomina o konieczności dobrego rozeznawania sytuacji, zgodnie z linią Familiaris consortio (84) świętego Jana Pawła II (AL 298). „Rozeznanie musi pomóc w znalezieniu możliwych dróg odpowiedzenia Bogu i rozwoju pośród ograniczeń. Wierząc, że wszystko jest białe lub czarne, czasami zamykamy drogę łaski i wzrostu oraz zniechęcamy do wysiłków na rzecz świętości, które oddają chwałę Bogu” (AL 305). I papież Franciszek przypomina nam ważne zdanie, które zapisał w Evangelii gaudium 44: „Mały krok, pośród wielkich ludzkich ograniczeń, może bardziej podobać się Bogu niż poprawne na zewnątrz życie człowieka spędzającego dni bez stawiania czoła poważnym trudnościom” (AL 305). (...) Czy wyzwanie nie jest zbyt duże dla duszpasterzy, kierowników duchownych, wspólnot, jeśli „rozeznanie sytuacji” nie jest regulowane bardziej precyzyjnie? Papież Franciszek zna to zatroskanie: „Rozumiem tych, którzy wolą duszpasterstwo bardziej rygorystyczne, niepozostawiające miejsca na żadne zamieszanie” (AL 308). Ma on jednak do niego zastrzeżenia, mówiąc: „Stawiamy tak wiele warunków miłosierdziu, że ogołacamy je z konkretnego sensu i realnego znaczenia, a to jest najgorszy sposób rozwodnienia Ewangelii” (AL 311). Papież Franciszek ma zaufanie do „radości miłości”. Miłość potrafi odnaleźć drogę. Jest busolą, która wskazuje nam kierunek. Jest celem i samą drogą, ponieważ Bóg jest miłością i ponieważ miłość pochodzi od Boga. Nic nie jest tak wymagające jak miłość. Nie może ona być tania. Dlatego nikt nie musi się obawiać, że papież Franciszek zaprasza w Amoris leatitia do zbyt łatwej drogi. Droga nie jest łatwa, ale jest pełna radości! Posynodalna adhortacja apostolska Amoris laetitia -
|