Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2016 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2016 (maj / czerwiec)

Gest charytatywny. Włochy

To, co możliwe, nie ma granic |

Federico ma talent: potrafi kochać. Wszystko zaczęło się od relacji ze starszą sąsiadką, dzisiaj wraz z innymi niepełnosprawnymi zanosi ubogim jedzenie – i o wiele więcej.

Paola Ronconi


Jako dziecko Federico często po skończonych zajęciach w szkole schodził piętro niżej do pani Liny. Ona bardzo kochała tego dotkniętego paraliżem czterokończynowym chłopca, trochę jakby była jego babcią, i kiedy czegoś potrzebował, była szczęśliwa, że może mu pomóc. Spotkania u sąsiadki przez całe lata miały niezmienny przebieg: miętowy cukierek, odcinek serialu Velone po wiadomościach na piątym kanale, a potem powrót do domu.

Dzisiaj Federico ma 22 lata i codziennie udaje się do Spółdzielni „Leczenie i Rehabilitacja” w Mediolanie, która przyjmuje około stu osób z problemami psychicznymi albo motorycznymi, proponując na miejscu zajęcia dla każdego przychodzącego, w zależności od stopnia upośledzenia oraz uzdolnień. Wielu odbywa tutaj staż w przedsiębiorstwach, ponieważ, jak mówi wychowawca Jonathan Ziella, „spółdzielnia nie może pozostać ostatecznym celem”. Jedni chodzą do drukarni, gdzie sklejają koperty, inni układają aluminiowe części w odlewni albo przyklejają w sklepie etykietki na pudełka z butami. Dla nich staż to praca, staje się pełnoprawną częścią ich tożsamości. Problem mają ci, którzy tak jak Federico są dotknięci poważnym upośledzeniem i nie mogą uczestniczyć w tych aktywnościach. Jednak pewnego ranka kilka lat temu Federico „opowiedział nam o pani Linie. Było to jak grom z jasnego nieba, spotkanie między zapotrzebowaniem a ofertą!”.

Oto jego talent: kochanie ludzi, obdarzanie miłością tego, kto jest sam. „Chodziło jednak o znalezienie odpowiedniego środowiska wolontariackiego”, a trudności dla tego, kto porusza się na wózku, nie brakuje. „Wtedy natknęliśmy się na Bank Solidarności z Cusano, Cinisello i Sesto. Jeden z nauczycieli zaproponował nam: «Przyjdźcie rozdawać ubogim paczki z jedzeniem»”. Banki Solidarności są jednym z najbardziej imponujących doświadczeń charytatywnych: angażują 10 tysięcy osób w całych Włoszech; 100 tysięcy otrzymuje żywność.

Młodzież ze spółdzielni rozpoczyna swój gest charytatywny 25 lutego 2011 roku: pięć osób z dwójką wychowawców puka do mieszkania pani Rosy, która uchyla tylko drzwi, pozostawiając kilkucentymetrową szparę; mówi, żeby zostawić paczkę przed drzwiami. Nie jest łatwo być w potrzebie. Ale Diego, chłopak z problemami poznawczymi, ujmuje ją słowami: „Jaka piękna blondynka!”. Drzwi się otwierają. W mieszkaniu oprócz Rosy jest także Enza, która otrzymuje paczkę, dlatego od następnego razu wszyscy spotykają się w ogólnodostępnych pomieszczeniach w bloku: w mieszkaniach nie ma miejsca na życie towarzyskie. Razem jedzą podwieczorek. Opowiadają sobie o różnych rzeczach. Teraz więc „panie”, jak je nazywają, bardziej niż na żywność czekają na czułe, choć niedoskonałe towarzystwo niepełnosprawnych.

 

„Jesteś moją babcią” – mówi niepełnosprawna Francesca do Rosy. – „Zawsze będę nosiła cię w moim sercu”. I nie mówi tego w żartach: te panie naprawdę stają się częścią życia młodzieży. Pewnego razu Annamaria z zespołem Downa opowiadała o zorganizowanej przez Spółdzielnię pielgrzymce do Lourdes: „Zapaliłam przed figurą Matki Bożej świecę tylko w twojej intencji”. Słysząc to, stojąca z zaparzoną kawą w ręku pani Giuseppina wzruszyła się. „Następnym razem pojedziesz z nami. – Nie, z moimi nogami nie dałabym rady. – To nie problem – zaczyna Diego. – Ja cię popcham na wózku. Dostałem nawet medal jako noszowy…”.

Jest tak, jakby niepełnosprawni „mogli przesuwać nieco dalej «granicę możliwości» – mówi wychowawczyni Alessandra Maissa. – Pewnego razu udaliśmy się do domu opieki prowadzonego przez siostry w Cusani Melanino, by pobawić się z dziećmi: od tamtej pory Annamaria codziennie prosiła wszystkich – nawet ludzi spotykanych w tramwaju – o zabawki albo o ubrania dla nich. I regularnie przyjeżdżała do nas z workiem: zapełniliśmy dziewięć szaf. Potem musieliśmy ją powstrzymać!”.

Dzisiaj w geście charytatywnym uczestniczy 12 osób niepełnosprawnych ze Spółdzielni „Leczenie i Rehabilitacja”. Są też wychowawcy i kilku rodziców. Zajmują się pięcioma rodzinami. Raz w roku wolontariusze z Banku Solidarności spotykają się na zebraniu. „Na początku patrzyli na nas krzywo – opowiada Alessandra. – Teraz na nas czekają: zdarza się, że zdrowi opowiadają wyłącznie o trudach, a nasza młodzież tylko o radościach. Pewnego razu głos zabrała Francesca, która przez dziesięć minut powtarzała: «Kiedy pojechaliśmy do Papieża, objęłam go dwa razy i Ojciec Święty wszedł do mojego serca»”. Tak, ponieważ na audiencji u Franciszka, która odbyła się 3 października, siedzieli w pierwszym rzędzie. Ale kto wie, ile osób myślało, że byli to beneficjenci, a nie wolontariusze…


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją