Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2016 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2016 (marzec / kwiecień)

Pierwszy Plan. Aleksander Filonenko

Przyjaźń dla Kościoła

Ukrainiec, prawosławny, członek ruchu CL. Aleksander Filonenko opowiada, czym stało sie dla jego życia spotkanie w Hawanie.

Luca Fiore


„Widzisz, do czego doprowadziła nasza przyjaźń z katolikami?” – pod koniec Bożej Liturgii, pierwszej po spotkaniu patriarchy Cyryla z papieżem Franciszkiem na Kubie, prawosławny duchowny zwraca się do Aleksandra Filonenki, profesora filozofii na Uniwersytecie w Charkowie, z uśmiechem, wyrażającym jednocześnie zdumienie, satysfakcję i nadzieję. W małej, drewnianej cerkwi, stojącej na zmrożonej ziemi jednej z ukraińskich wiosek, w homilii tego dnia musiało zostać poruszone to zagadnienie: „Papież i patriarcha są dwoma biskupami, którzy się spotkali. Zrozumiałe jest, że jest pośród nas wielu ludzi, którzy chcieliby udzielić im rad, ponieważ najłatwiej przychodzi nam doradzanie innym. Nawet jeśli w tym przypadku nikt z nas nawet przez godzinę nigdy nie pełnił funkcji biskupa. Dlatego lepiej skoncentrować się na czymś innym: zobaczyć, że chrześcijańska miłość czyni możliwymi nawet tak niespodziewane spotkania”.

Cyryl stoi na czele Kościoła prawosławnego, do którego należy Filonenko. Ale Filonenko żyje także doświadczeniem katolickiego Ruchu, zainicjowanego przez księdza Giussaniego. Pytając go, jakie znaczenie ma dla niego uścisk wymieniony w małej sali na lotnisku José Martí, pytamy o wszystko. Prosimy, by opowiedział o tym, co ma najdroższego: „Sama tylko wieść o tym, że się spotkali – nawet gdybym niczego nie widział ani o niczym nie przeczytał – znaczyłaby dla mnie bardzo dużo. Dla nas w ostatnich latach przyjaźń między katolikami a prawosławnymi stała się czymś możliwym. Obietnicą na przyszłe życie. Nadzwyczajne nie jest to, że pozwolono nam być przyjaciółmi, ale że ta przyjaźń została dowartościowana ze względu na przeznaczenie całego Kościoła. A dokonało się to w bardzo wyraźny sposób”.

Ukraiński profesor wyjaśnia, że na Kubie zobaczył urzeczywistnienie się podejścia, o którym mówił w 2010 roku ksiądz Julián Carrón podczas konferencji w Moskwie. Przy tej okazji katolicki duchowny zacytował wystąpienie metropolity Filareta z Mińska, wygłoszone podczas Meetingu w Rimini: „Osoba Pana naszego Jezusa Chrystusa jest bezdyskusyjnym ideałem, doskonałym kryterium, niezniszczalnym pięknem, które jest ponad wszystkimi, we wszystkim i dla wszystkich. W Chrystusie Zbawicielu nie ma wewnętrznego podziału”. A ksiądz Carrón dodał: „To jest korzeń i droga rzeczywistego ekumenizmu, który chce sprostać współczesnym wyzwaniom. I to jest prawdziwy powód, dla którego postrzegamy was jako tak bliskich przyjaciół”.

„Wówczas odebrałem te słowa księdza Carróna jako wezwanie skierowane do całego Kościoła, przeznaczone nie tylko dla Ruchu. Teraz mogę powiedzieć, że to, czym żyję, nie jest tylko dziwnym, nieznanym pośród prawosławnych doświadczeniem. Ale to doświadczenie przyjaźni między Kościołami, spotkane i przeżywane w kontekście Ruchu, teraz jest uznane za doświadczenie całego Kościoła”.

 

Modlitwa. Przede wszystkim w Kościele prawosławnym to, co wydarzyło się na Kubie, wzbudziło nieskończenie wiele reakcji i interpretacji. „Z jednej strony jest spotkanie jako takie, a z drugiej osąd o tym spotkaniu. W moim przypadku, jak już powiedziałem, jest to osąd bardzo pozytywny. Ale trzeba mieć na uwadze, że w spotkaniu tkwi bogactwo, które nie pozwala się zredukować do naszych interpretacji. Dyskursy, które pojawiają się później, mogą być niszczycielskie, i widzę, że ja także w tym uczestniczę. Bardzo trudno trwać przy tym, co się wydarzyło”. A jak można nie zapomnieć o wyjątkowości wydarzenia? „Próbuję wracać pamięcią do tego, co najbardziej mnie uderzyło. Kiedy wydano oświadczenie, że Franciszek i Cyryl spotkają się, metropolita Hilarion pragnął podkreślić, że nie chodzi o spotkanie religijne, ale dyplomatyczne. I u nas ta uwaga posiadała wielką wagę. Ale kiedy zabrał głos papież Franciszek, od razu powiedział, że dziękuje Trójcy Świętej za to, ze pozwoliła na to spotkanie. Pomyślałem: to, że mówi to Papież, jest dość oczywiste, mógłby powiedzieć coś więcej. Potem jednak, gdy tylko mógł – na siedząco – zapragnął uścisnąć patriarchę. I tam było widać, że dla niego nie ma różnicy między spotkaniem dyplomatycznym a religijnym. Następnego dnia przeczytałem Wspólną deklarację i zauważyłem, że to naprawdę jest dar: zaczyna się jak modlitwa i kończy jak modlitwa. Wspaniałe”.

 

Bez protokołu. A jednak, opowiada Filonenko, w kolejnych dniach wielu prawosławnych komentatorów dalej powtarzało, że chodziło o spotkanie dyplomatyczne. „Jest jedna metafora, którą wszyscy się posługują: tonąca łódź. Kiedy łódź tonie, mówią, trzeba przestać się kłócić. Łodzią jest chrześcijańskie społeczeństwo. Tymczasem nikt nie zauważył czegoś, co dla mnie jest bardzo ważne: chodziło o moment wielkiej wolności. Zauważyłem to na przykład pod koniec, kiedy delegacje się żegnały. Doskonale było widać, że nasi biskupi, podchodząc do Papieża, nie wiedzieli, czy mają ucałować jego pierścień, czy nie. Widać było, że pierwszy wypatrywał podpowiedzi patriarcha, oczekując jakiegoś znaku. Ale Cyryl nie otrzymał żadnej wskazówki. Nikt nie wiedział, co robić! Nie było żadnego protokołu! Było to coś, co nikomu wcześniej się nie przydarzyło i nikt nie posiadał właściwego ceremoniału. Wiemy, że obecny Papież jest bardzo wolnym człowiekiem i nie przywiązuje wielkiej wagi do etykiety. A było to widać, kiedy na siedząco, zapragnął uściskać patriarchę. I dla mnie był to najbardziej wzruszający moment. Nasz Kościół nie jest przyzwyczajony do takiej wolności. Jestem zadowolony, że mógł jej doświadczyć w tej okoliczności”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją