Ślady
>
Archiwum
>
2016
>
styczeń / luty
|
||
Ślady, numer 1 / 2016 (styczeń / luty) Pierwszy Plan. Dziennikarz Boska drzazga i droga „Napełnił mnie pragnieniem nieustannego poszukiwania wielkiego mostu łączącego z tym, co nieznane”. GIANLUIGI DA ROLD, włoski dziennikarz i pisarz, który dobrze poznał księdza Giussaniego, po raz pierwszy miał okazję zobaczyć lekcję Uznać Chrystusa, a teraz opowiada nam o swoim spotkaniu. Wczorajszym i dzisiejszym. Gianluigi Da Rold W pierwszym rozdziale swojej Ewangelii Jan sporządza notatki, nie dowierza wyobraźni, nie rekonstruuje opowiadania. Najzwyczajniej w świecie robi tylko notatki dotyczące pewnego spotkania. Przytacza zdania, fakty, żadnych wrażeń. Używając dziennikarskiej terminologii, można by powiedzieć, że Jan jest „kronikarzem”, nawet jeśli tak naprawdę ta Ksiądz Luigi Giussani w swojej refleksji z 1994 roku zatrzymuje się na tym fakcie właśnie wtedy, gdy zaczyna mówić, ponieważ te notatki świadczą o rzeczywistości, która miała miejsce, która nie ma w sobie nic z wyobrażenia, a tym bardziej z wizji. Ostatecznie w ponownym odczytaniu księdza Giussaniego zaskakują cię zasadniczo dwie rzeczy: z jednej strony skrupulatna, przedstawiona zwięźle kronika Jana spotykającego Boga, który stał się człowiekiem, Mesjasza; z drugiej wysiłek, z jakim ksiądz Giussani usiłuje zakomunikować ten fakt wszystkim, niemal bolesne poszukiwanie najwłaściwszych słów. To świadectwo księdza Giussaniego powinno zostać przesłuchane wielokrotnie, tak jak wielokrotnie powinno się przeczytać to, co napisał. Refleksja wychodzi od historycznego, ontologicznego, stwierdzenia wydarzenia opisanego przez zaangażowanego kronikarza, który jednak trzyma na wodzy całą swoją wyobraźnię. Ale potem, z lektury wydarzenia, wyłania się cała złożona prostota wybranego życia sytuującego się w opozycji, w radykalnej opozycji do nudnej melasy, którą konsumuje dzisiaj codziennie zsekularyzowany i przekonany o „śmierci” Boga człowiek, przeświadczony o istnieniu „nicości”, utwierdzony w zdumiewający sposób w tym, że może „budować” siebie i sobą „rozporządzać”.
Słowa, których używa ksiądz Giussani, są często gęste od znaczeń, spoza zsekularyzowanego czy też, banalniej, „politycznie poprawnego” słownika. Takie były w latach 60., kiedy nauczał w liceum Bercheta i kiedy miałem okazję spotkać go na początku. Takie były następnie w latach 80., kiedy ten, kto kreśli te zdania, zaczął na nowo spotykać się z nim z większą uwagą i szczerą przyjaźnią (zdarzyło mi się przeprowadzić z nim wywiad dla „Corriere della Sera”). Takie były aż do jego śmierci. Za każdym razem, gdy zastanawiałeś się nad tymi konceptami, sformułowanymi przy pomocy tak skrupulatnie wyważonych słów, udawało ci się zawsze zrozumieć coś więcej. I, racjonalnie, było coś większego, co wypełniało twoje życie, co nadawało znaczenie twojemu nieuporządkowanemu, pozbawionemu sensu życiu, które często biegło albo się wlokło, dzień po dniu, na falach adrenaliny, by ujść cało codziennej społecznej śmierci. To także dlatego wciąż w jakiś sposób czuję, że on jest obecny. Przyjaciel. Ksiądz Giussani żył w historycznym okresie wielkich tragicznych ideologii, z których udało mu się oswobodzić, ale jednocześnie stawił czoła całym swoim sercem, umysłem i wiarą „bluźnierczemu jeźdźcowi” nihilizmu, chorążemu świata bez Boga, zarozumiałemu interpretatorowi scjentyzmu skrystalizowanego w kruchych pewnościach. Nihilizm jest perfidnym „jeźdźcem”, który nie uznaje nawet Einsteina, stwierdzającego w obliczu tajemnicy kosmosu: „Bóg nie mógł grać w kości”. Nie uznaje też Pasteura, który mówi: „Mało wiedzy oddala cię od Boga, dużo wiedzy na powrót przyprowadza cię do Niego”. Rozumne stwierdzenia wielkich ludzi, wielkich poszukiwaczy ontologicznej prawdy. Tak samo robi ksiądz Giussani, kiedy odwołując się do chrześcijaństwa jako historycznego wydarzenia, wyjaśnia nowe wyzwanie uznania Boga, ciągłego poszukiwania Jego obecności, zawsze i wszędzie. Czy to wyzwanie jest aż tak trudne i angażujące? Z pewnością nie jest łatwe; oczywiście zawsze też można mieć nadzieję, że dokona się cud, który zaprowadzi cię bezpośrednio na „Dziedziniec Pana”. Ale czasem bardziej bolesna, bardziej skomplikowana, bogatsza i pełna przeszkód droga pozwala ci lepiej odkryć twoją ludzką naturę. Naturę, w której „sercu” – pojmowanym zgodnie z Biblią – tkwi zapewne drzazga. Musi ona posiadać siłę motoru, który porusza, który pojmuje najważniejsze oczywistości życia, komunikujące ci wesele i radość oraz pokonujące nudę codziennego zabiegania, serwowaną ci przez służalców tego pozbawionego sensu nihilizmu.
Spójrzmy tylko przez chwilę. Rzeczywistość życia ofiaruje ci spojrzenie twoich rodziców, którzy cię poczęli i ukochali. A potem umarli, ze wzrokiem skierowanym na ciebie po raz ostatni. Są twoje dzieci, które w dzieciństwie oczekują obiektywnej miłości, poszukując bezpieczeństwa w twoim łonie i w twoich ramionach, aż wreszcie nabywają pewności i zyskują osobistą wolność, dziękując ci za to w głębi serca; być może nie mówią o tym, ale dają do zrozumienia na tysiąc sposobów. Pasje, które przeżyłeś, miłość, pragnienie prawdy i poszukiwania poprzez twoją pracę są wciąż niewyczerpane. Czym jest to wszystko, jeśli nie nieustającym cudem? Jeśli nie boskim „motorem”, który zasila i zapala twoje serce? I jak to możliwe, że nie zadajesz sobie z tego powodu pytań: skąd to pochodzi? Kto mi to dał? Kto jest moim prawdziwym Ojcem? Pytania podsuwa ci bezpośrednio serce, ponieważ dostrzega niezwykłości, które odpowiadają na jego pragnienie. A kiedy poszukując „mostów łączących z tajemnicą”, słyszysz kogoś, kto mówi: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”, możesz tylko przylgnąć albo przynajmniej rozumnie zastanowić się i dalej poszukiwać. Jeśli Jezus przy pomocy tych zdań podarował Janowi, Andrzejowi i Szymonowi Piotrowi wiarę, mogę tylko skromnie wyznać, że ksiądz Giussani podarował mi pragnienie poszukiwania, czasem nawet rozpaczliwego, ale nieustannego poszukiwania wielkiego mostu łączącego z tym, co nieznane. Mogę do tego dodać, że otrzymałem tak wiele, a on wyspowiadał mnie tylko jeden raz, może dwa razy rozmawialiśmy o religii, a potem zawsze o życiu we wszystkich jego aspektach. Kiedy przypominam sobie to wszystko, z uwagą słucham fragmentów listów św. Pawła, które w tym świadectwie cytuje ksiądz Giussani. Jedzenie, picie, zawieranie przyjaźni, praca, życie – jednym słowem, wszystko to jest częścią Bożego planu, a więc mówienie o tym jest zawsze pamiętaniem o Chrystusie. Jest jeszcze ostatnia rzecz w wysłuchanym świadectwie księdza Giussaniego, która mnie poruszyła. Jesteśmy my, my wszyscy. I są bohaterowie, którzy są bohaterami także dla nas. „Cud cudów”, mówi ksiądz Giussani, dokonuje się wtedy, gdy piękna dwudziestoletnia dziewczyna wybiera dziewictwo. Jest to najbardziej rewolucyjne, najbardziej politycznie niepoprawne, najbardziej antynihilistyczne zdanie, jakie słyszałem w tych nieszczęsnych czasach.
|