Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2015 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2015 (wrzesień / październik)

Pierwszy Plan. Ojciec Lepori

Brak i serce Boga

Opat cystersów ojciec MAURO GIUSEPPE LEPORI poprowadził lectio poświęconą tematowi Meetingu. „Meeting poszerza mi moją drogę”.

Alessandra Stoppa


„Przyjazd tutaj zawsze bardzo mnie zdumiewa. Dane mi było zobaczyć i usłyszeć rzeczy, które poruszają mnie dogłębnie: nie tylko sentymentalnie, ale jako propozycja, która poszerza mi drogę”. Ojciec Mauro Giuseppe Lepori, opat generalny zakonu cystersów, któremu została powierzona relacja poświęcona tematowi Meetingu, po kilku dniach w Rimini mówi, że czuje się nagle odmłodzony: „Tutaj wydarzają się spotkania, które sprawiają, że pragnę życia”.

 

Co znaczyło dla Ojca poprowadzenie konferencji dotyczącej tegorocznego tematu?

Dziękuję Bogu, że dał mi – dał nam wszystkim – niespokojne serce, które nie zaznaje pokoju nigdzie indziej jak tylko w Nim. I to serce nie pozostaje samo wobec Boga, mieści w sobie splot więzi: kiedy ktoś odpowiada na prawdziwe pragnienie swojego serca, czuje, że znajduje się pośród ludu. Ja poczułem to bardzo mocno po lekcji: jest lud, który się formuje nie za sprawą tego, co powiedziałem, ale ze względu na to, że staje w obliczu Tajemnicy. Jest tak, jakby nie było już obcości między osobami. Zazwyczaj sądzimy, że pojawia się tam obcość. Dzieje się tak, ponieważ nie żyjemy na poziomie zasadniczego pragnienia naszego serca.

 

Ojciec Święty w swoim przesłaniu wskazał na zasadnicze zadanie chrześcijanina: pomagać drugiemu, by się nie zadowalał. Co to oznacza w doświadczeniu Ojca?

Z pewnością zdarza mi się zadawalać odrobiną tego, co robię, tego, że jestem, wystarczaniem samemu sobie. Najlepsze jest jednak, że to nigdy nie jest trwałe. Nigdy nie trwa! To jest Bóg, który mówi do naszego serca, że nigdy nie pozostawia nas usatysfakcjonowanymi czymś mniej niż Sobą, małymi rzeczami, jak mówi Ojciec Święty. Zdarza się, że trzymasz się jakiegoś idola, jakiejś redukcji siebie, czasem także tylko jakiejś myśli, myśli o tym, czym czujesz się, że jesteś, tego, co wydaje ci się, że robisz, jakiegoś małego sukcesu; albo też zniechęcasz się tym, co się nie układa, ale tylko dlatego, że nie układa się po twojej myśli. Jednak wcześniej czy później zauważasz, że ten brak jest, ponieważ nie jesteś usatysfakcjonowany, nie jesteś zadowolony. A przede wszystkim zawsze zdarza się cud osoby, spotkania, słowa, które ponownie otwiera cię na nieskończoność. I natychmiast zauważasz, że to odpowiada ci milion razy bardziej.

 

Mówił Ojciec o pokusie przekonania, że drugiemu nie brakuje Chrystusa. Czy może Ojciec wyjaśnić to lepiej?

W relacji z rzeczywistością, za którą jestem odpowiedzialny – monastycznymi wspólnotami – gorszę się, kiedy wydaje mi się, że drugi nie preferuje Chrystusa i że tysiąc innych rzeczy jest dla niego determinujące. Ale sam Chrystus nie gorszy się tym. Wówczas zamiast osądzać, potępiać albo się gorszyć, o wiele ważniejsze jest to, bym skonfrontował się z sercem Boga, które całe jest zdeterminowane przez swoje pragnienie przyjęcia nas, które pragnie nas nieskończenie bardziej. To jest to, co wszystko ocala. Żadna pretensjonalność nie może uchronić mnie, ani innych, nie może uchronić nas od tego, że źle traktujemy nasze pragnienie. Ocala nas tylko powab pochodzący ze świadomości Bożego miłosierdzia; wtedy, gdy to ja w pierwszej kolejności dostrzegam niespodziewanie, że jestem zdumiony tym miłosierdziem, którego nawet nie pragnąłem. Syn marnotrawny wraca do domu, ponieważ jest głodny, ma pusty żołądek, ale pragnienie ojca jest dla niego nieskończenie większe. To zmienia wszystko. To jest miłosierdzie. I ja sam odnosząc się tylko do źródła miłosierdzia, mogę bezinteresownie kochać drugiego. To wspaniałe, że od samego rana, modląc się, mogę stawiać czoła wszystkiemu w łączności ze źródłem przebaczenia i pozytywności, które usuwa wszystkie moje instynktowne reakcje wobec drugiego.

 

Powiedział Ojciec, że Bóg doświadcza braku w stosunku do nas. Jak przejawia się to w życiu Ojca?

Mogę powiedzieć, że Bogu brakuje nas, ponieważ jest Chrystus. On wcielił i spersonifikował miłosierdzie Ojca: Jezus przez całe swoje życie myślał o tym, jak Ojciec pragnie człowieka, a nie o tym, jak człowiek pragnie Boga. I tak patrzy na nas teraz. Jest to spojrzenie na Zacheusza, na Piotra, na mnie, na ciebie. Ja, jak wszyscy, doświadczyłem tego i doświadczam w tym, kto mnie kocha i przyjmuje: nie ma nic bardziej zdumiewającego i pociągającego w życiu od osoby, która jest szczęśliwa dlatego, że cię widzi, bez powodu, ponieważ powodem jesteś ty. Ty wystarczasz. Darmowość. Jakże zdradzamy tę darmowość! Wdzięczność, jaką widziałem na Meetingu, nie jest wdzięcznością za to, co zrobiłem albo co powiedziałem – jest to darmowość ożywiająca Kościół, ożywiająca niektóre spotkania, niektóre osoby. Jest darmowość, ponieważ jest przygarnięcie, na które nikt z nas nigdy nie zasłużył. Nie ma w nas jakiejś racji, ażeby zasłużyć na bycie kochanymi. Ty możesz uważać to za oczywistość, ale to jest niespodzianka, dziejące się wydarzenie. Tak jak w pewnych momentach tutaj, na Meetingu, rozglądam się dookoła i mówię: skąd bierze się to spotkanie? Jest Ktoś, kto nas zbliżył: nie widzimy Jego rąk, ale spotykamy się i czujemy, że są ręce, które nas zagarniają do bycia razem.

 

Zakończył Ojciec swoją lekcję, mówiąc, że odpowiedzią na brak naszego serca jest prośba Jezusa: „Pójdź za Mną!”.

Tak. Jest nią droga z Nim. Jest nią to niesamowite wyrażenie świętego Pawła: współożywił nas (wł. convivificare). Uczynił nas żywymi wraz z Sobą, współdzielącymi z Nim życie. Co takiego zrobił? Nie poprosił w pierwszej kolejności o przemianę. Wziął moje życie takie, jakim ono jest, i zatrzymał mnie przy sobie. Z umarłych, którymi byliśmy, uczynił nas żywymi.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją