Ślady
>
Archiwum
>
2015
>
wrzesieĹ / paĹşdziernik
|
||
Ślady, numer 5 / 2015 (wrzesieĹ / paĹşdziernik) Listy Wiem, Kto za tym stoi i inne... Wyprawa kajakowa na zakoĹczenie wakacji to juĹź w warszawskiej wspĂłlnocie trwajÄ ca od kilku lat tradycja. StaĹo jej siÄ zadoĹÄ takĹźe w tym roku, gdy w sobotÄ 29 sierpnia spotkaliĹmy siÄ, by razem dzieliÄ doĹwiadczenie wspĂłlnego wypoczynku, spĹywajÄ c rzekÄ NarwiÄ z Gnojna do PuĹtuska. Moja rodzina nie podzielaĹa jednak mojego pragnienia wziÄcia udziaĹu w spĹywie. Dlatego zdecydowaĹam, Ĺźe pojadÄ sama. Ale dzieĹ przed wyprawÄ mĂłj mÄ Ĺź zapytaĹ mnie, czy chciaĹabym, Ĺźeby ze mnÄ pojechaĹ. OdpowiedziaĹam, Ĺźe tak, oddajÄ c sprawÄ w rÄce Pana Boga. Nie byĹo wiadomo, czy bÄdzie mĂłgĹ popĹynÄ Ä, bowiem termin zapisĂłw na miejsce w kajaku juĹź dawno minÄ Ĺ. W sobotÄ, po przyjeĹşdzie na miejsce zbiĂłrki, ogarnÄĹa mnie radoĹÄ na widok ludzi, z ktĂłrymi miaĹam wspĂłĹdzieliÄ czas tego dnia. Byli uczestnicy SzkoĹy WspĂłlnoty, gestu charytatywnego, nowe osoby zaproszone przez przyjacióŠi sympatycy okazjonalnych wydarzeĹ w Ruchu. UĹwiadamiajÄ c sobie, Ĺźe ten dzieĹ spÄdzÄ wĹaĹnie z tymi ludĹşmi, postanowiĹam dobrze go wykorzystaÄ. ZaczÄĹam uwaĹźnie sĹuchaÄ, co mĂłwiÄ , dzieliÄ siÄ swoim doĹwiadczeniem, wychodziÄ z propozycjÄ , odpowiadaÄ na uĹmiechy, zadawaÄ pytania i zachwycaÄ siÄ piÄknem spotkania z czĹowiekiem, a takĹźe przyrody. PĹynÄ c z moim mÄĹźem, na nowo odkrywaĹam naszÄ maĹĹźeĹskÄ relacjÄ i zauwaĹźyĹam, jak bardzo pomagajÄ mi w tym obecni przyjaciele. Po drodze mijaliĹmy wÄdkarzy. Ich nastawienie do nas byĹo niestety nie tylko nieĹźyczliwe, ale wrÄcz agresywnie i aroganckie. MyĹlaĹam: co takiego dzieje siÄ w sercu czĹowieka, ktĂłremu przeszkadza drugi czĹowiek? WkrĂłtce na wĹasnej skĂłrze doĹwiadczyĹam odpowiedzi na to pytanie. PĹynÄliĹmy z mÄĹźem Ĺrodkiem szerokiej Narwi, gdy usĹyszeliĹmy lawinÄ przekleĹstw. KtĂłryĹ z przyjacióŠpowiedziaĹ: âTo chyba do wasâ. ZaczÄliĹmy hamowaÄ. Nasz kajak zaczepiĹ o ĹźyĹkÄ wÄdki jednego z wÄdkarzy. Zatrzymanie i wycofywanie kajaka nie osĹabiĹo agresji mÄĹźczyzny ani kalibru wypowiadanych przekleĹstw. MiaĹam wraĹźenie, Ĺźe gdybyĹmy byli bliĹźej, to by nas pobiĹ. Kiedy mÄ Ĺź prĂłbowaĹ odczepiÄ ĹźyĹkÄ, usĹyszaĹam przyjacielskie: âPomĂłc wam?â, âWszystko w porzÄ dku?â. OdwrĂłciĹam siÄ w kierunku dochodzÄ cych gĹosĂłw i zobaczyĹam naszych przyjaciĂłĹ, ktĂłrzy osĹaniali nas swojÄ obecnoĹciÄ , ciszÄ i spokojem. Gdy mÄĹźczyzna zbliĹźaĹ siÄ do nas, Ĺźeby osobiĹcie odczepiÄ ĹźyĹkÄ, ja uĹwiadamiaĹam sobie, Kto za tym stoi, za tÄ ciszÄ (mimo âzewnÄtrznej burzyâ) i piÄknem, ktĂłrych doĹwiadczaĹam. I wtedy mÄĹźczyzna zaczÄ Ĺ nas przepraszaÄ. OdpĹynÄliĹmy, ĹźyczÄ c mu dobrego dnia. Tego dnia wydarzyĹo siÄ jeszcze wiele piÄknych sytuacji, ktĂłre nie mogĹyby zaistnieÄ bez przyjacióŠz Ruchu. Bo jak mĂłwi Antoine de Saint-Exupery: âPrzyjaciele sÄ jak ciche anioĹy, ktĂłre podnoszÄ nas, kiedy nasze skrzydĹa zapominajÄ , jak lataÄâ. A po kajakach byĹ grill i wspĂłlne lody w centrum PuĹtuska. MaĹgorzata, Warszawa
KRYNICZNO SPOTKANIE Z OBECNOĹCIÄ Komu z nas nie podobaĹoby siÄ byÄ tutaj dziĹ wieczorem z takÄ samÄ twarzÄ : otwartÄ , peĹnÄ napiÄcia, pragnienia i zdumienia, jak twarze Piotra i Jana, kiedy w poranek wielkanocny biegli do grobu? Kto z nas nie pragnÄ Ĺby byÄ tutaj z owym napiÄciem szukania Chrystusa, jakie dostrzegamy w ich twarzach, z sercem peĹnym oczekiwania, by Go znowu znaleĹşÄ, by Go ponownie zobaczyÄ, aby pozwoliÄ siÄ pociÄ gnÄ Ä, zafascynowaÄ jak pierwszego dnia? Ale kto z nas tak naprawdÄ siÄ spodziewa, Ĺźe coĹ podobnego moĹźe siÄ wydarzyÄ? (âW biegu, aby Go pochwyciÄâ,Rekolekcje Bractwa CL, Rimini 2014). Ja siÄ nie spodziewaĹam. I siÄ wydarzyĹo. Tym wiÄksze byĹo moje zdumienie. SĹowa te zrobiĹy na mnie niesamowite wraĹźenie. UsĹyszaĹam je podczas pobytu w Krynicznie w 2014 roku na wakacyjnym wypoczynku dla dzieci, zorganizowanym przez wspĂłlnotÄ CL. ZostaliĹmy tam zaproszeni przez przyjaciĂłĹ. PrzyjechaliĹmy z mÄĹźem i dwĂłjkÄ naszych dzieci w trudnym dla naszego maĹĹźeĹstwa momencie â zmÄczeni sobÄ , potrzebujÄ cy pomocy, niemajÄ cy odwagi, by o niÄ poprosiÄ. Po 10 latach maĹĹźeĹstwa okazaĹo siÄ, Ĺźe nic nie jest tak, jak miaĹo byÄ. Nie mieliĹmy pomysĹu, co zrobiÄ, by nasza relacja byĹa lepsza. Jakby repertuar moĹźliwoĹci radzenia sobie wyczerpaĹ siÄ. ByĹo tylko pragnienie czegoĹ wiÄcej. PrzyjechaĹam do Kryniczna, nie spodziewajÄ c siÄ niczego, moĹźe tylko odskoczni od samych siebie i atrakcji dla naszych dzieci. Tymczasem na obozie zobaczyĹam ludzi zaangaĹźowanych dla innych, oddajÄ cych swĂłj czas za darmo. KtoĹ zajÄ Ĺ siÄ przygotowywaniem posiĹkĂłw, ktoĹ sprzÄ taniem po nich, ktoĹ dowoziĹ brakujÄ ce produkty, ktoĹ organizowaĹ dzieciom wolny czas itd. WidzÄ c poĹwiÄcenie innych, z ktĂłrego korzystaliĹmy, pomyĹlaĹam, Ĺźe teĹź chcÄ daÄ coĹ od siebie. ZobaczyĹam, Ĺźe skupianie siÄ na sobie i swoich oczekiwaniach mÄczy, natomiast wychodzenie do innych uwalnia od tego. Kiedy usĹyszaĹam sĹowa ksiÄdza CarrĂłna, przytoczone przeze mnie na poczÄ tku, byĹ to moment przeĹomowy. Z jasnoĹciÄ zrozumiaĹam, Ĺźe zostaĹo precyzyjnie nazwane moje pragnienie, ktĂłre byĹo napiÄciem i oczekiwaniem, oczekiwaniem czegoĹ zupeĹnie innego, niĹź ja sama jestem w stanie wymyĹliÄ. ByĹ to moment zdumienia i fascynacji innym sposobem Ĺźycia. Wtedy teĹź odczuĹam pewnoĹÄ, Ĺźe to miejsce i ludzie ĹźyjÄ cy w taki sposĂłb sÄ towarzystwem dla mnie i mojej rodziny. CzymĹ zupeĹnie nieprawdopodobnym byĹo uĹwiadomienie sobie, Ĺźe BĂłg przychodzi i jest, tu i teraz. Ĺťe pozwala doĹwiadczyÄ Siebie w spotkaniu. Nie pozostawiĹ nas samych z naszÄ uĹomnoĹciÄ , niedoskonaĹoĹciÄ i nieumiejÄtnoĹciÄ radzenia sobie w codziennoĹci. BĂłg jest i objawia Siebie w konkretnym miejscu, konkretnych okolicznoĹciach, przez konkretne osoby z konkretnÄ twarzÄ i barwÄ gĹosu. Jest ObecnoĹciÄ , ktĂłrÄ moĹźna zobaczyÄ, poczuÄ. DoĹwiadczenie Boga, ktĂłry jest, wyzwoliĹo we mnie pragnienie bycia lepszÄ , odsuniÄcia swoich wyobraĹźeĹ o Ĺźyciu i pĂłjĹcia âza KimĹâ, kto zna mnie lepiej niĹź ja sama. Dlatego po roku od momentu pierwszego spotkania chcÄ iĹÄ dalej, by wciÄ Ĺź na nowo doĹwiadczaÄ spotkania z ObecnoĹciÄ , by na nowo odzyskiwaÄ ĹwiadomoĹÄ tego, kim jestem. Ania, WrocĹaw
Czyn ktĂłry podejmujÄ, speĹniam nie dla siebie, ale dla KogoĹ Innego: to jest posĹuszeĹstwo. Prawem czynu jest KtoĹ Inny, potwierdzenie KogoĹ Innego, miĹoĹÄ do SĹowa, miĹoĹÄ do Chrystusa. Praca jest miĹoĹciÄ do Chrystusa (âW biegu, aby Go pochwyciÄâ, Rekolekcje Bractwa CL, Rimini 2015). Po doĹwiadczeniu spotkania ruchu CL w Krynicznie uĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe najwiÄkszym aktem miĹosierdzia Jezusa Chrystusa wobec mojej osoby jest to, Ĺźe przyjmuje mnie po raz kolejny ze wszystkimi moimi upadkami, zdradami i odejĹciami, tak jak rodzic dziecko, patrzÄ c na mnie z darmowÄ miĹoĹciÄ . Tego uczymy siÄ wĹaĹnie w Krynicznie, darmowoĹci, nowego spojrzenia na drugÄ osobÄ. Spojrzenia nie poprzez wĹasne sĹaboĹci, ktĂłre zaciemniajÄ obraz, ale spojrzenia, ktĂłre wskazuje drogÄ posĹuszeĹstwa. Witek, WrocĹaw
DZIEWCZYNA Z INAUGURACJI I MĂJ CHORY TATA CzeĹÄ JuliĂĄnie, gdy patrzyĹem na zdjÄcie dziewczyny, towarzyszÄ ce Inauguracji Roku Pracy, zrodziĹo siÄ we mnie pragnienie posiadania spojrzenia tej dziewczyny; nie mam jej spojrzenia, ktĂłre wydaje mi siÄ radosne. ZawiesiĹem zapraszajÄ cy na InauguracjÄ plakat z tym zdjÄciem w biurze. Mam 55 lat, wiÄkszoĹÄ z nich spÄdzonych w Ruchu, ale to nie wystarcza, Ĺźeby byÄ radosnym. Kiedy okolicznoĹci biorÄ nad tobÄ gĂłrÄ, pozbawiajÄ c gruntu pod nogami twoje âjaâ, nie wystarcza âstan sĹuĹźbyâ w Ruchu. Potrzeba obecnoĹci. Od kilku dni jestem smutny i ponury: cĂłrka nie moĹźe znaleĹşÄ pracy, a moja praca staĹa siÄ trudnym miejscem. Smutek, ktĂłry wydaje siÄ wyczerpywaÄ siĹy. Czasem zazdroĹciĹem mojemu przyjacielowi, ktĂłry mimo Ĺźe podobnie jak ja ma niestabilnÄ pracÄ, jest radoĹniejszy i bardziej Ĺwiadomy siebie. Czego ma wiÄcej? Dzisiaj po poĹudniu, bardzo smutny, wyszedĹem wczeĹniej z pracy i zrobiĹem coĹ, co generalnie sprawia mi zawsze trudnoĹÄ: poszedĹem odwiedziÄ mojego chorego na Alzheimera tatÄ, przebywajÄ cego w domu opieki. WszedĹem i zobaczyĹem go siedzÄ cego na wĂłzku inwalidzkim, samego w wielkiej Ĺwietlicy. PodszedĹem i wtedy mnie zauwaĹźyĹ: szeroko siÄ uĹmiechnÄ Ĺ. UsiadĹem obok niego i zaczÄliĹmy intensywny, niedorzeczny dialog. ByĹo juĹź prawie po kolacji, zapytaĹem wiÄc salowÄ : âCzy nie zabieracie go do jadalni? â Tak, chciaĹam jednak zaczekaÄ, poniewaĹź jesteĹcie tacy pogodni, przebywajÄ c razem. â Czy mogÄ mu towarzyszyÄ i go nakarmiÄ? â Jasne!â. Po kolacji wrĂłciliĹmy do Ĺwietlicy; czÄsto spoglÄ daliĹmy sobie w oczy, a we mnie rosĹa wdziÄcznoĹÄ za to, Ĺźe za jego poĹrednictwem BĂłg powoĹaĹ mnie do Ĺźycia. NadszedĹ moment poĹźegnania i on, w jednej z niewielu chwil, kiedy byĹ Ĺwiadomy, poprosiĹ, bym pozostaĹ. Zanim zawieziono go do pokoju, znĂłw siÄ do mnie uĹmiechnÄ Ĺ i powiedziaĹ mi: âJesteĹ moim synkiem, kocham ciÄ!â. SpojrzaĹem mu w oczy, zanim wyszedĹem, by potem zapĹakaÄ w ukryciu z wdziÄcznoĹci. To byĹy te same oczy tej dziewczyny ze zdjÄcia: to byĹ Jezus, ktĂłry mi mĂłwiĹ: âKocham ciÄ takim, jaki jesteĹ, mimo Ĺźe jesteĹ smutny, szorstki, przygnÄbionyâ. Po czym poznaĹem, Ĺźe to byĹ Jezus? Po tym, Ĺźe zaraz potem Ĺwiat staĹ siÄ moim przyjacielem. WychodzÄ c, pozdrowiĹem nieznanÄ mi staruszkÄ. WrĂłciwszy do domu, zapytaĹem mojÄ ĹźonÄ: âOdmĂłwimy razem nieszpory?â. Ĺťycie z wdziÄcznoĹciÄ to zupeĹnie inne Ĺźycie. Fabrizio
MEETING. ANIOĹ STRĂĹť OJCA IBRAHIMA NajdroĹźszy ksiÄĹźe JuliĂĄnie, studiujÄ filozofiÄ. Jako wolontariuszka podczas Meetingu byĹam przewodniczkÄ ojca Ibrahima Alsabagha (zob. s. ). Ojciec Ibrahim jest czĹowiekiem przeĹźywajÄ cym z niesĹychanÄ intensywnoĹciÄ kaĹźdy moment dnia, niestrudzenie dyspozycyjny i uwaĹźny, natychmiast gotowy angaĹźowaÄ siÄ z rozbrajajÄ cÄ prostotÄ . CzĹowiekiem pewnym tego, Ĺźe znajduje siÄ w rÄkach KogoĹ Innego. Jednak to stwierdzenie nie wystarcza, Ĺźeby go opisaÄ. ByÄ moĹźe lepiej odda to ta oto sytuacja: ksiÄ dz Pino, zamieniajÄ c ostatnie sĹowo na poĹźegnanie z ojcem Ibrahimem, powtĂłrzyĹ mu, Ĺźe przyszĹo do niego wiele osĂłb, by mu powiedzieÄ: âPatrzÄ c na ojca Ibrahima, zrozumiaĹem, co znaczy ĹźyÄ z obecnoĹciÄ w spojrzeniuâ. Od jego przybycia na Meeting, a potem jeszcze bardziej po spotkaniu w niedzielne popoĹudnie, setki osĂłb chciaĹy siÄ z nim spotkaÄ, by podziÄkowaÄ mu za Ĺwiadectwo, poprosiÄ o modlitwÄ i bĹogosĹawieĹstwo albo tylko nieĹmiaĹo siÄ z nim przywitaÄ. PrzejĹcie krĂłtkich dystansĂłw zajmowaĹo mnĂłstwo czasu, poniewaĹź nikomu nie odmawiaĹ niczego. W niedzielÄ wieczorem, poĹźegnawszy siÄ z jakimĹ chĹopakiem, powiedziaĹ mi: âWidzisz, nie wiem, dlaczego Pan chciaĹ i pozwoliĹ mi tu przyjechaÄ. ByÄ moĹźe to nie z powodu dzisiejszego popoĹudniowego spotkania, ale by mĂłc objÄ Ä jednÄ z tych osĂłb, ktĂłre mnie poszukujÄ â. Przy innej, podobnej okazji, ĹźartujÄ c, stwierdziĹ: âJesteĹ pobĹaĹźliwym anioĹem stróşem!â. Tak, poniewaĹź czÄsto nie potrafiĹam przerwaÄ rozmowy z podchodzÄ cymi do niego osobami, zabraÄ go z tĹumu. Jego obecnoĹÄ byĹa tak wielkim darem, Ĺźe naprawdÄ nie potrafiĹam go nie wspĂłĹdzieliÄ. Ja, ktĂłra bardzo czÄsto jestem zazdrosna o relacje, widziaĹam siebie caĹkowicie otwartÄ , pragnÄ cÄ wspĂłĹpracowaÄ przy jego spotkaniach z innymi. ZauwaĹźyĹam, Ĺźe przebywanie z ojcem Ibrahimem zmieniaĹo moje oblicze i mĂłj sposĂłb postrzegania drugiego. PragnÄĹam bardziej kochaÄ moich przyjaciĂłĹ, pragnÄĹam lepiej sĹuĹźyÄ miejscu, w ktĂłrym byĹam. Rano, w dzieĹ jego wyjazdu, po przebudzeniu niespodziewanie poczuĹam siÄ samotna. ZadzwoniĹ do mnie z lotniska, a jego pogodny gĹos na krĂłtko przed powrotem do Aleppo (chciaĹ siÄ upewniÄ, czy wypoczÄĹam â ja!) byĹ ostatecznym potwierdzeniem tego wszystkiego, co widziaĹam w tych dniach. Trudno jest siÄ czymĹ zadowoliÄ po tym, jak przeĹźyĹo siÄ podobnÄ peĹniÄ. UpĹynÄĹo bardzo maĹo czasu, a juĹź siÄ baĹam, Ĺźe zwyciÄĹźy melancholia. SpostrzegĹam jednak, Ĺźe byĹa to sĹodka melancholia, Ĺźe nie miaĹam powodu siÄ martwiÄ, poniewaĹź moje angaĹźowanie siÄ juĹź byĹo zdeterminowane przez to towarzystwo, ktĂłrym cieszyĹam siÄ poprzedniego wieczoru. W meetingowym centrum dla przewodnikĂłw zaczÄĹam szukaÄ kontaktĂłw z kilkoma nowymi przyjaciĂłĹmi ojca Ibrahima. StaĹam juĹź w drzwiach, gdy ktoĹ mnie zapytaĹ: âJesteĹ wolna? Zostaniesz przewodnikiem na spotkaniu z Renzim?â. PracowaĹam przez trzy dni bez wytchnienia i byĹam bardzo zmÄczona. Nawet przez gĹowÄ mi nie przeszĹo, Ĺźe tak czy inaczej Meeting trwaĹ dalej i Ĺźe moja praca trwaĹa dalej! WyraĹźenie gotowoĹci: âTak, idÄ siÄ przebraÄâ kosztowaĹo mnie bardzo duĹźo trudu, ale pierwsza myĹl byĹa taka: âOjciec Ibrahim zaraz by poszedĹâ i nie miaĹam serca, Ĺźeby siÄ wycofaÄ. TydzieĹ wczeĹniej nigdy bym tego nie zrobiĹa! Albo teĹź narzekaĹabym. I to samo widziaĹam w sposobie spoglÄ dania na moich przyjaciĂłĹ. Jest coĹ, co siÄ wydarza, zanim siÄ zaangaĹźujÄ i podejmÄ trud âbycia dobrÄ â. Ilaria, Mediolan
NA AUDIENCJI U PAPIEĹťA Z MĹODZIEĹťÄ OJCA CHARLYâEGO DziÄki przyjaĹşni zawiÄ zanej w czasie Meetingu towarzyszyĹem ojcu Charlyâemu Olivero i jego mĹodzieĹźy podczas audiencji u papieĹźa. MĹodzi zaprezentowali mu wystawÄ âWspĂłlnota na peryferiach: KoĹcióŠvillera w Buenos Airesâ. WyjaĹnili mu, jak wyglÄ da ich Ĺźycie âw pilnej potrzebieâ w villas i czym byĹ dla nich Meeting. Gdy papieĹź zadawaĹ im pytania, by poznaÄ wiÄcej szczegĂłĹĂłw, obserwowaĹem jego prostotÄ i uwaĹźnoĹÄ. W pewnym momencie jeden z chĹopakĂłw powiedziaĹ: âJesĂşs towarzyszyĹ nam i pomĂłgĹ, bÄdÄ c naszym tĹumaczemâ. WĂłwczas Ojciec ĹwiÄty odwrĂłciĹ siÄ i zapytaĹ mnie: âJesĂşs, mĹodzi opowiedzieli mi, co znaczyĹ dla nich Meeting. A dla ciebie?â. OpowiedziaĹem mu o tym, co dla mnie byĹo najbardziej oczywiste: âWasza ĹwiÄ tobliwoĹÄ, widok tego, jak ci mĹodzi odnosili siÄ do rzeczywistoĹci, ciekawoĹÄ, ktĂłra ich porusza, zmieniĹa mnie. PrzyjaźŠz ojcem Charlym pomogĹa mi przypisaÄ jeszcze wiÄkszÄ wartoĹÄ twojemu ojcostwu, dlatego dziÄkujÄ ci, i teraz Ĺatwiej jest mi zrozumieÄ sĹowa, ktĂłre skierowaĹeĹ do nas 7 marca na placu Ĺw. Piotra: ÂŤSkupieni na Chrystusie i Ewangelii moĹźecie staÄ siÄ ramionami, rÄkami, stopami, umysĹem i sercem âwychodzÄ cegoâ KoĹcioĹaÂťâ. ChciaĹem mu opowiedzieÄ takĹźe o tym: âBardzo poruszyĹa mnie wolnoĹÄ organizatorĂłw Meetingu, poniewaĹź w tym roku pojawiĹy siÄ problemy finansowe. A tymczasem niespodziewanie Meeting bierze na siebie koszty przyjazdu i pobytu tych 13 mĹodych ludzi, postanawiajÄ c sprowadziÄ ich do WĹoch. Jeden z odpowiedzialnych powiedziaĹ mi: ÂŤZadaliĹmy sobie pytanie: czego pragniemy?Âť. To naprawdÄ mnie poruszyĹoâ. WĂłwczas papieĹź odpowiedziaĹ mi: âPodczas jednego ze spotkaĹ ze studentami jeden z nich opowiedziaĹ mi o tym wszystkim, co robili, by pomĂłc ubogim. ZapytaĹem go, czy sÄ dzi, Ĺźe to wystarcza. OdpowiedziaĹ mi, Ĺźe tak. Ale ja mu powiedziaĹem: ÂŤBrakuje najwaĹźniejszego: bycia ĹźebrakamiÂťâ. Ojciec ĹwiÄty nie prosi nas, byĹmy coĹ robili, ale o skonfrontowanie siÄ z ubogimi, o bycie z nimi jednym. Kiedy siÄ poĹźegnaliĹmy, byĹ jeszcze jeden prezent: âJesĂşs, nie wiesz, jak jestem szczÄĹliwy z powodu tego, o czym mi opowiedziaĹeĹâ. ZnĂłw nazwaĹ mnie po imieniu. KsiÄ dz Javier Prades mĂłwiĹ nam na kazaniu podczas ostatniej przed wakacjami Mszy Ĺw.: âMam nadziejÄ, Ĺźe po powrocie bÄdziecie mogli powiedzieÄ: ÂŤTe wakacje zmieniĹy moje Ĺźycie! DziÄkujÄ za to, co przeĹźyĹem, teraz bardziej kocham ChrystusaÂť. Ja dziÄki spotkaniu z tymi osobami mogÄ tak powiedzieÄ. JesĂşs Ăngel, Madryt (Hiszpania)
NIESPODZIEWANE BOGACTWO MICHELE 13 marca nasze Ĺźycie zmieniĹo siÄ nieoczekiwanie i definitywnie. Michele przybyĹ do naszego domu i od tego momentu jeden po drugim nastÄpujÄ po sobie nadzwyczajne fakty i wyjÄ tkowe spotkania. Kiedy na sali porodowej zobaczyĹam jego twarzyczkÄ, spojrzaĹam na mÄĹźa i pomyĹlaĹam: âTo dziecko bÄdzie dobrem dla naszej rodzinyâ. PoniewaĹź pomimo wewnÄtrznego bĂłlu, trudu, a czasem takĹźe strachu, zawsze mieliĹmy pewnoĹÄ co do dobrego planu Boga. MogÄ to powiedzieÄ: nie byĹam zĹa z tego powodu, Ĺźe Michele nie jest doskonaĹy. Teraz bardziej niĹź wczeĹniej czujemy, Ĺźe BĂłg nas sobie upodobaĹ i Ĺźe nigdy nie pozostawiĹ nas samymi. W tym miesiÄ cu spÄdzonym w szpitalu, podczas przechodzenia z jednej intensywnej terapii na drugÄ , w niekoĹczÄ cych siÄ godzinach oczekiwania przed albo po operacji, zawsze wyraĹşnie wyĹaniaĹo siÄ, Ĺźe Jezus czeka na nas, Ĺźe nas uprzedza. Znakiem tego byĹy twarze przyjaciĂłĹ, tych dawnych i tych, ktĂłrych poznaliĹmy dziÄki Michele, na przykĹad kilku spotkanych pielÄgniarzy, ktĂłrzy teraz sÄ czÄĹciÄ naszej historii. Za przyczynÄ Michele znĂłw odkryliĹmy piÄkno zawierzania siÄ, niestrudzonego proszenia, a Pan zawsze nam odpowiadaĹ. Na nowo doĹwiadczyliĹmy radoĹci bycia czÄĹciÄ ludu, KoĹcioĹa, ktĂłry nas przytuliĹ i wspieraĹ w kaĹźdej okolicznoĹci. MyĹlÄ o tym, kto mnie objÄ Ĺ na sali porodowej, o cioci, ktĂłra towarzyszyĹa Michele w drodze na salÄ operacyjnÄ , myĹlÄ o wszystkich lekarzach i pielÄgniarzach, ktĂłrzy siÄ nim opiekowali, i tych, ktĂłrzy opiekujÄ siÄ nim dzisiaj. MyĹlÄ o przyjacioĹach, ktĂłrzy w tych miesiÄ cach zaproponowali nam konkretnÄ pomoc: robili pranie, przynosili nam kawÄ, towarzyszyli nam w róşnych poczekalniach. MyĹlÄ o nauczycielkach moich dzieci, czujnych i dyskretnych obecnoĹciach, ktĂłre im towarzyszyĹy w zdumiewajÄ cy sposĂłb. MyĹlÄ o tych wszystkich, ktĂłrzy modlili siÄ z nami i za nas. MyĹlÄ takĹźe o niektĂłrych przyjaciĂłĹkach z dzieciĹstwa, z ktĂłrymi relacje odrodziĹy siÄ. Jednym sĹowem, jakieĹź bogactwo! Nie sposĂłb go zanegowaÄ. Emanuele i Giovanni, Carate Brianza (WĹochy)
PREZENT MYRIAM I KSIÄDZ GEORGES âPrzepraszam, zabiorÄ pani tylko chwilÄ! ChcieliĹmy zaprosiÄ paniÄ na otwarte spotkanie poĹwiÄcone przeĹladowaniu chrzeĹcijanâ. Tak zaczyna siÄ nasz wakacyjny wyjazd. Na krĂłtko przed przyjazdem, w autokarze zostaje przekazane nastÄpujÄ ce ogĹoszenie: ten, kto chce, udaje siÄ na Ponte di Legno rozdawaÄ ulotki z zaproszeniem na czwartkowe spotkanie. Zbieramy siÄ w okoĹo 50 osĂłb. Spotkanie byĹo pomyĹlane jako rozmowa z pochodzÄ cym z Karakoszu ksiÄdzem Georgesem JaholÄ , pracujÄ cym w katolickiej diecezji syro-antiocheĹskiej w Mosulu. OglÄ dnÄliĹmy takĹźe nagranie z wywiadem przeprowadzonym z Myriam, dziewczynkÄ przebywajÄ cÄ wraz z rodzinÄ na uchodĹşctwie w Erbil, po czym ksiÄ dz Georges zrobiĹ nam niespodziewanie prezent w postaci rozmowy telefonicznej z niÄ . Jej pewne i zdecydowane sĹowa staĹy siÄ niewiarygodnie bliskie i konkretne w prostocie, z jakÄ odpowiadaĹa na nasze pytania. âGdzie rodzi siÄ twoja nadzieja i odwaga? â Przede wszystkim to, o czym daĹam Ĺwiadectwo, nie naleĹźy do mnie, poniewaĹź mĂłwi przeze mnie Duch ĹwiÄty. Ta nadzieja i odwaga pochodzÄ z pewnoĹciÄ od Ducha ĹwiÄtego. â Gdzie w twoim Ĺźyciu dostrzegasz obecnoĹÄ Jezusa? â Pomimo mojej sĹaboĹci widzÄ Jezusa we wszystkich detalach mojego Ĺźycia: przebacza mi i daje mi odwagÄ pomimo naszego niestabilnego Ĺźyciaâ. Na pytanie, kto nauczyĹ jÄ przebaczaÄ przeĹladowcom, Myriam odpowiada: âJezus, poprzez rodzinÄ i katechezy w koĹcieleâ. Myriam zakoĹczyĹa rozmowÄ telefonicznÄ tymi sĹowami: âMiejcie zawsze nadziejÄ i Ĺźyjcie w Chrystusie. To czyni nas jednym z Nim. Wy proĹcie Ducha ĹwiÄtego, a ja bÄdÄ modliÄ siÄ za was. DziÄkujÄ, poniewaĹź kochacie mnie i mojÄ rodzinÄâ. Lektura Ĺwiadectw zebranych w âTracceâ nasunÄĹa nam kilka pytaĹ, ktĂłre zadaliĹmy ksiÄdzu Georgesowi: czy nie byĹoby sĹusznie interweniowaÄ zbrojnie? Jakie zadanie zostaĹo powierzone nam tutaj, we WĹoszech? âNasze Ĺźycie â odpowiedziaĹ ksiÄ dz Georges â zaleĹźy z jednej strony od sprawiedliwoĹci, ktĂłra musi byÄ czyniona, aĹźeby to, co sĹabe, byĹo chronione, a z drugiej strony od wiary i nadziei, ktĂłrÄ otrzymaliĹmy w ciÄ gu wiekĂłw, ktĂłra zostaĹa nam przekazana przez naszych ojcĂłw. CaĹy Ĺwiat patrzy, jak my, chrzeĹcijanie, odpowiadamy na zĹo i jak moĹźemy zakorzeniaÄ nadziejÄ zarĂłwno w nas, jak i w innych. ByÄ moĹźe to czyni nas misjonarzami, mimo Ĺźe pozostajemy na naszej ziemi. ObojÄtnoĹÄ jest bardzo rozpowszechniona na Ĺwiecie. Zmiana moĹźe nastÄ piÄ tylko przy pomocy tego zaangaĹźowania, tak jak wy robicie to dzisiaj, jadÄ c na wakacje, ale jednoczeĹnie zgĹÄbiajÄ c te tematy. Znaczy to, Ĺźe chcecie wiedzieÄ, wiedzieÄ, by ĹźyÄâ. A wiÄc chrzeĹcijanie majÄ za zadanie âĹźyÄ tÄ nadziejÄ , tym zaangaĹźowaniem w swoje Ĺźycie. SpĂłjrzcie wiÄc, jak wielkie wyzwanie stoi takĹźe przed wami: nie jest Ĺatwo zmieniÄ spoĹeczeĹstwo, skĹoniÄ do zastanowienia nad tym, jak ĹźyÄ jako chrzeĹcijanin. Potrzeba odwagi, by ĹźyÄ z chrzeĹcijaĹskÄ godnoĹciÄ w europejskim spoĹeczeĹstwieâ. My takĹźe pragniemy ĹźyÄ z takÄ pewnoĹciÄ i ĹwiadomoĹciÄ , potrafiÄ c stawiÄ czoĹa wszelkiej okolicznoĹci, wobec ktĂłrej siÄ znajdziemy. Elena, Giacomo, Nicolò, Bolonia
âTRACCEâ I SPOTKANIE POZA EXPO W jeden z lipcowych weekendĂłw, w zwiÄ zku z nadzwyczajnÄ akcjÄ sprzedaĹźy âTracceâ, poszliĹmy z kilkoma przyjaciĂłĹmi z Uniwersytetu Katolickiego na miejskie targowisko, znajdujÄ ce siÄ poza wystawÄ Expo. ByliĹmy umĂłwieni o godzinie 18.00 z moimi przyjaciĂłĹmi z chĂłru, ktĂłrzy w czasie sprzedaĹźy towarzyszyli nam, ĹpiewajÄ c piosenki z róşnego repertuaru (od Happy Days po canti alpini, z towarzyszeniem trÄ bek, gitar albo a capella), tymczasem my, rozchodzÄ c siÄ w róşe strony, pytaliĹmy: âCzeĹÄ, znasz ÂŤTracceÂť?â. W pewnym momencie widzÄ chĹopaka, ktĂłrego przyciÄ gnÄĹy nasze piosenki. IdÄ: âCzeĹÄ! MogÄ ci zajÄ Ä chwilÄ? â Jasne, o co chodzi?â. PokazujÄ mu okĹadkÄ âTracceâ, on siÄ zatrzymuje: âA! Tak, mam! DostaĹem kilka tygodni temu, gdy wychodziĹem z metra, wyznam ci jednak, Ĺźe jeszcze ich nie otwarĹem. Kim jesteĹcie? â JesteĹmy tymi, ktĂłrzy ĹpiewajÄ , jesteĹmy studentami, jesteĹmy chrzeĹcijanami. â A wiÄc jesteĹcie KoĹcioĹem? Ale wy jesteĹcie zadowoleni! MyĹlaĹem, Ĺźe to dla sztywniakĂłw! â Tak, jesteĹmy KoĹcioĹem! Jak masz na imiÄ? â Gaetanoâ. Zaczyna opowiadaÄ mi swojÄ historiÄ: w liceum nie szĹo mu za dobrze, potem postanowiĹ wyjechaÄ do Mediolanu w poszukiwaniu pracy. âNie wiem, czy KoĹcióŠjest dla mnie⌠â Widzisz, ja w liceum, w ramach buntu, nie uczyĹam siÄ, dopĂłki jedna z nauczycielek nie powiedziaĹa mi: ÂŤMargherita, dlaczego siÄ nie uczysz?Âť. Przez kolejne dwa lata nie zaczÄĹam siÄ uczyÄ, ale miaĹam jÄ przed oczami, tak bardzo mnÄ zafascynowanÄ w zupeĹnie darmowy sposĂłb. TrzymajÄ c siÄ jej, poznaĹam ruch Comunione e Liberazione. â A co to za Ruch? Kto go wymyĹliĹ? â Istnieje od 60 lat, wymyĹliĹ go pewien kapĹan, ksiÄ dz Giussani. To byĹ mÄ dry goĹÄ, ktĂłry postanowiĹ poĹwiÄciÄ swoje Ĺźycie, aĹźeby ludzie dowiedzieli siÄ, kim jest Chrystus i KoĹciĂłĹ, i w ten sposĂłb wziÄ Ĺ sobie do serca mnie i kaĹźdego z nas. â Czy go poznaĹaĹ? â Nie, zmarĹ w 2005 roku, a usĹyszaĹam o nim po raz pierwszy w 2011. â Jak wiÄc troszczy siÄ o ciebie i o innych? â Poprzez oblicza tych osĂłb â mĂłwiÄ, wskazujÄ c na chĂłr â i moich przyjaciĂłĹ. â Ale jak to dziaĹa? Macie jakÄ Ĺ siedzibÄ? â Tak naprawdÄ dziaĹa zasada ÂŤprzyjdĹş i zobaczÂť: tak jak przydarzyĹo siÄ to mnie, gdy zobaczyĹam osobÄ, ktĂłra naprawdÄ Ĺźyje. I ja takĹźe chciaĹam tak ĹźyÄ. â ĹaĹ! Jak mogÄ was znaleĹşÄ? â ZostawiÄ ci mojego maila. â DziÄki, po spotkaniu z tobÄ nie mogÄ siÄ doczekaÄ, Ĺźeby iĹÄ do domu i przeczytaÄ ÂŤTracceÂť! OdezwÄ siÄ!â. Tylko dla niego byĹo warto. Margherita, Mediolan |