Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2015 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2015 (marzec / kwiecień)

Ukraina

Opór serca

Dwanaście miesięcy wojny. I wciąż niepewne zawieszenie broni. Toczy się jednak inna bitwa: bitwa we wnętrzu każdego człowieka. Dla ojca MYCHAJŁA DYMYDA, kapelana z Majdanu, wkład chrześcijan na rzecz pokoju zaczyna się w ich własnym domu. I ma postać przemienionego życia.

Luca Fiore


Porozumienie w sprawie zawieszenia broni zostało podpisane w Mińsku 12 lutego. Do pokoju jest jednak daleko. Na wschodzie Ukrainy wciąż padają strzały. I wciąż są ofiary. Minęło dopiero 12 miesięcy od mobilizacji na Majdanie, ale wydaje się, że upłynęło całe życie. Obalenie prezydenta Wiktora Janukowycza doprowadziło najpierw do rosyjskiej aneksji Krymu, a potem do wojny w Donbasie, gdzie walki prowadzone są także przy wsparciu mężczyzn i broni dostarczanej z Moskwy. Pięć tysięcy zabitych i milion uchodźców.

Gdzie się podziała energia, która dała życie pokojowej manifestacji na Majdanie? Czy została pogrzebana pod gruzami Doniecka? Dla niektórych tak nie jest. Na przykład dla ojca Mychajła Dymyda, greko-katolickiego księdza ze Lwowa, który na początku listopada 2013 roku rozbił namiot-kaplicę w centrum kijowskiego placu. Mówił wówczas, że na Majdanie dokonuje się „rewolucja ducha”. Gdy jednak kończy się duchowa bitwa, pojawia się przemoc. „Ludzie z Majdanu po powrocie do domu, kiedy wszystko się zakończy, będą mogli wspominać doświadczenie z Kijowa – pisał, zanim jeszcze wybuchła wojna na Wschodzie. – I będą mogli zachowywać się na poziomie swojego człowieczeństwa. Jest to walka, która zaczyna się dopiero teraz. I najtrudniej ją wygrać”.

 

Jak potoczyła się bitwa, o której mówił Ksiądz rok temu? Jak wzrośliście?

W tych miesiącach zrozumiałem, że problemy społeczeństwa ukraińskiego i rosyjskiego zostały obnażone. Jest to pozytywny fakt, nawet jeśli dokonuje się w bolesny sposób. Jest pozytywny, ponieważ jesteśmy dzisiaj w stanie lepiej dostrzegać to, co się wydarza. Doświadczenie Majdanu uczyniło większość społeczeństwa odpowiedzialnym za to, co wydarza się w kraju. Wielu ludzi osobiście czuje się odpowiedzialnymi za przyszłość. Przyszłość Ukrainy, ale także Rosji i Europy. Wcześniej byliśmy zanurzeni w odrętwieniu, które nie pozwalało nam interesować się rzeczywistością. Dzisiaj toczy się wojna, ale nie między Ukrainą a Rosją – jest to wojna przede wszystkim między dobrem a złem. A polem walki nadal jest serce każdego.

 

Tak, ale gazety mówią o czymś innym. Wydaje się, że ruch na Majdanie zniknął.

Owszem, w miejscu namiotowego miasteczka i barykad sprzed roku zainstalowali się „profesjonaliści od rewolucji”. Prawdziwy ruch jednak się przemieścił: wolontariusze, dobroczyńcy… Mobilizacja trwa nadal i wytrzymuje próbę czasu. Ludzie dokładają starań w swoich domach, dzielnicach, miastach. Jest to ruch skierowany ku bliźniemu.

 

Jest także ruch wolontariuszy idących walczyć z prorosyjskimi separatystami…

Oczywiście, są i tacy, którzy idą na wojnę. Ale nawet Kościół dopuszcza prawo do obrony. Mój syn, na przykład, wyjechał jako wolontariusz. Nie chciałem, by to robił, ale nie udało mi się go zatrzymać. Dużo więcej ludzi przyjmuje jednak uchodźców, pociesza i towarzyszy tym, którzy utracili podczas wojny kogoś z rodziny. Rozprzestrzenia się duchowe i materialne ciepło, które pochodzi od społeczeństwa, a nie od państwa.

 

Mówił Ksiądz o wspólnych problemach społeczeństwa ukraińskiego i rosyjskiego. Co to za problemy?

Mówiąc w skrócie: wszystko to, co pochodzi z ubóstwienia postaci Lenina. Znaczące jest to, że w wielu miastach jeszcze dziś na głównych palcach stoją jego pomniki.

 

Dlaczego?

Sowiecka tradycja stworzyła państwo opiekuńcze, które zajmuje miejsce ojca, matki i Boga. Na Ukrainie, w przeciwieństwie do Rosji, coś się rusza w przeciwnym kierunku. W 2014 roku strącono tysiąc posągów Lenina. Pozostało jeszcze 1500. Co oznacza jednak to, że w małej wiosce na Ukrainie dwie, trzy, pięć osób dokłada starań, by strącić statuę? Znaczy to, że odnalazły ducha wolności. Są to ludzie, którzy opowiedzieli się za dobrem, ponieważ bycie wolnymi jest poszukiwaniem dobra. Właśnie to wewnętrzne poruszenie, a nie układy w Kijowie, Moskwie czy Brukseli, może zmienić społeczeństwo.

 

Jaką rolę odgrywają Kościoły i chrześcijańskie wspólnoty?

Chrześcijańskie wspólnoty – nawet jeśli mówiłbym raczej o wspólnotach religijnych, ponieważ zaangażowali się w to także wyznawcy judaizmu i muzułmanie – zdumiały się tym, co się dzieje, i zaczęły się zastanawiać nad wydarzeniami w kraju, co u nas nie jest takie oczywiste. W tej sytuacji Kościoły jako instytucje zostały nieco zaskoczone przez swoje wspólnoty, które z tego punktu widzenia są dużo bardziej zaawansowane. W przeszłości nie używało się broni, ale i tak byliśmy w stanie wojny: żyliśmy serią kompromisów, które doprowadziły dziś do otwartej wojny. Dzisiaj nie tylko trzeba doprowadzić do zawieszenia broni, ale musimy starać się autentycznie przeżywać naszą wiarę w okolicznościach każdego dnia.

 

Co wspólnego ma przeżywana wiara z pokojem?

Wydaje mi się, że chrześcijanie zaczynają rozumieć, że to zło, które wielu identyfikuje tutaj z Władimirem Putinem, nie różni się od zła zamieszkującego w sercu każdego. Zło trzeba zwalczać, wychodząc od własnego życia, we własnej wspólnocie, pośród różnych wspólnot, pośród różnych wyznań religijnych. To przyczynia się do prawdziwego pokoju. A następnie pomaga także żołnierzom pogłębiać wiarę.

 

W jakim sensie?

To bardzo ważne, by żołnierze mieli na froncie także duchowe wsparcie. Od ich zdrowia moralnego w znacznym stopniu zależy ich postawa na polu walki. Oni także mogą przyczyniać się do pokoju.

 

O co prosi Ksiądz dla siebie i dla swojego kraju?

Tego ranka modliłem się w ten sposób: „Panie, pomóż mi żyć duchem Majdanu w moim domu z moją rodziną”. Łatwiej okazać wyrozumiałość dalekim osobom niż swoim bliskim. Łatwo jest złościć się na żonę albo dzieci. Zacząć patrzeć na nich w odmienny sposób jest pierwszą pomocą, jakiej mogę udzielić wszystkim. Jest to bardzo ważne w sytuacji, w jakiej się teraz znajdujemy. Napięcie jest naprawdę bardzo duże, także w strefach niedotkniętych walkami.

 

Po czym można to poznać?

Po Epifanii odwiedziłem we Lwowie 600 rodzin, udając się do nich, aby pobłogosławić ich domy. We wszystkich zauważyłem zaniepokojenie tym, co się wydarza. Staram się dać do zrozumienia, że można przyczyniać się do dobra, wykonując po prostu swoją pracę tam, gdzie się jest. Można przyczyniać się do pokoju, choćby tylko akceptując dotykające nas cierpienia, ofiarując je za tego, kto znajduje się w większej potrzebie.

 

Co najbardziej w tym pomaga?

Świadectwo. Świadectwo jest zaraźliwe. Trzeba pokazywać osobom, w swoim życiu, spojrzenie, jakie miał Jezus, zmierzając na Golgotę. To spojrzenie pomaga dostrzec, na przykład, to wszystko, co było pozytywne w ostatnich miesiącach: wielkie poruszenie dobrej woli, nadziei i modlitwy. Osoby się otwarły, zaczęły stawiać sobie prawdziwe pytania, egzystencjalne. A teraz poszukują odpowiedzi. Dla mnie jest to wielki krok naprzód.

 

POLECAMY

Wezwanie papieża do pokoju.

http://w2.vatican.va/content/francesco/pl/audiences/2015/documents/papa-francesco_20150204_udienza-generale.html


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją