Ślady
>
Archiwum
>
2015
>
marzec / kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer 2 / 2015 (marzec / kwiecieĹ) Pierwszy Plan Na jego drodze W kaĹźdym wieku i najróşniejszego pochodzenia, ten, kto byĹ (i ten, kogo nie byĹo) konfrontuje siÄ z propozycjÄ papieĹźa. WychodzÄ c od tego, co wydarzyĹo siÄ na jego oczach. P. Bergamini, L. Fiore, A. Leonardi, P. Perego, A. Stoppa JOHN KINDER, Perth (Australia) Od kiedy John powrĂłciĹ do Perth, nie robi nic innego jak tylko opowiada. Nawet koledzy z niezwykle laickiego University of Western Australia zatrzymujÄ go na korytarzach WydziaĹu Filologicznego, by zapytaÄ go o to spotkanie twarzÄ w twarz z papieĹźem. âPo audiencji ustawiĹem siÄ w kolejce, by ucaĹowaÄ pierĹcieĹ. StaraĹem siÄ poukĹadaÄ takĹźe myĹli i sĹowa, potem jednak napotkaĹem jego spojrzenie: te dziesiÄÄ sekund byĹy najprostszÄ rzeczÄ w moim Ĺźyciu. MoĹźliwoĹciÄ , bym patrzyĹ i podÄ ĹźaĹ za kimĹ, kto podÄ Ĺźa za Chrystusemâ. Na plac przyszedĹ z nowozelandzkim przyjacielem, ojcem Johnem OâConnorem, ale za wszelkÄ cenÄ chciaĹ, by towarzyszyli mu takĹźe historyczni przyjaciele, ci, ktĂłrych spotkaĹ w 1977 roku w Mediolanie jako mĹody student. âMoja historia w gruncie rzeczy byĹa historiÄ tego spojrzenia, ktĂłre w kaĹźdej okolicznoĹci na nowo wiÄ Ĺźe mnie z Jezusem. Dlatego nie przeraĹźa mnie ÂŤdecentralizowanie siÄÂť, poniewaĹź opiera siÄ na pewnoĹci, Ĺźe w centrum Ĺźycia znajduje siÄ Onâ. I to jest wĹaĹnie punkt, od ktĂłrego zaczÄĹy na nowo wspĂłlnoty z Melbourne i Sydney: âJesteĹmy bardzo maĹymi rzeczywistoĹciami â opowiada John â ale my takĹźe odczuwamy pokusÄ upublicznienia Ruchu. Ojciec ĹwiÄty uwolniĹ nas tymczasem od chÄci ÂŤzrobienia dobrego wraĹźeniaÂť i pokazaĹ, Ĺźe jedynÄ rzeczÄ , ktĂłra siÄ liczy, jest przeĹźywanie spotkania pozwalajÄ cego nam czuÄ siÄ kochanymiâ. To wĹaĹnie z tÄ ĹwieĹźoĹciÄ przyjaciele przygotowujÄ dzisiaj wystawÄ o ksiÄdzu Giussanim. âU papieĹźa poczuĹem siÄ potraktowany jak dorosĹy i po raz pierwszy nie baĹem siÄ powrĂłciÄ do zwyczajnych spraw. Chrystus primerea mnie, a wiÄc jest tam w domu, czeka na mnieâ.
JIANQING ZHANG Padwa ByÄ na spotkaniu z papieĹźem byĹo dla mnie prawdziwÄ ĹaskÄ . Od dziesiÄciu lat przebywam w wiÄzieniu, nigdy od tamtej pory nie spÄdziĹem ani jednej nocy poza nim i juĹź samo wyjĹcie cieszyĹo mnie ogromnie, ale staniÄcie przed Ojcem ĹwiÄtym i moĹźliwoĹÄ powiedzenia mu, Ĺźe za miesiÄ c otrzymam sakrament chrztu Ĺw. (przyjmujÄ c imiÄ Augustyn), to byĹ juĹź nadmiar szczÄĹcia. WciÄ Ĺź myĹlÄ o tym spojrzeniu, o tym uĹmiechu, ktĂłry do mnie skierowaĹ, peĹnym miĹosierdzia i miĹoĹci. MiaĹem wraĹźenie bycia oczyszczonym ze swoich grzechĂłw. Nowe Ĺźycie odradza siÄ: Pan zawsze nam towarzyszy i nie opuszcza nas, nigdy. ZaczÄ Ĺem wiÄcej siÄ modliÄ, przede wszystkim za osoby, ktĂłre z mojego powodu wciÄ Ĺź dzisiaj cierpiÄ . To jest potrzeba wypĹywajÄ ca z gĹÄbi mojego serca, coĹ, co otworzyĹo siÄ w cudowny sposĂłb poprzez uĹcisk dĹoni papieĹźa Franciszka. Jest to doĹwiadczenie, ktĂłre mnie wzywa, bym zrobiĹ coĹ dla Pana, to znaczy przekazywaĹ Jego miĹoĹÄ bliĹşniemu i gĹosiĹ, Ĺźe miĹosierdzie Boga jest dla wszystkich. Teraz intensywnie ĹźyjÄ tÄ misjÄ . Wreszcie w mojej maĹoĹci mogÄ byÄ uĹźyteczny dla Pana.
YUAN PEI, Berkeley (USA) To ona zaĹpiewaĹa na placu Ave Maria po chiĹsku. Ruch spotkaĹa, pracujÄ c w biurze projektĂłw inĹźynierskich w Szanghaju, teraz jednak jest mamÄ w Berkeley w Kalifornii. Nie jest przyzwyczajona do publicznego Ĺpiewania i emocje zwiÄ zane z wystÄ pieniem przed ponad 80 tysiÄ cami osĂłb musiaĹy byÄ ogromne. A jednak odpowiadajÄ c na pytanie o to, jakim echem odbija siÄ w niej ten dzieĹ, natychmiast odnosi siÄ do sĹĂłw papieĹźa: âTo byĹo coĹ, co dogĹÄbnie dotknÄĹo moje serce, gdy powiedziaĹ, Ĺźe uprzywilejowanym miejscem jego spotkania z Chrystusem byĹ jego grzech. Zawsze wstydziĹam siÄ swoich sĹaboĹci. Tymczasem pokorne i szczere sformuĹowanie Ojca ĹwiÄtego pozwoliĹo mi czuÄ siÄ tak wolnÄ , Ĺźe potrafiÄ zaakceptowaÄ to, kim jestem i do czego jestem powoĹana. To jest prawdziwa wolnoĹÄ, ktĂłrÄ obiecaĹ nam Chrystus. W ten sposĂłb proszÄ o zranione serce, serce Ĺźebraka, by mĂłc zawsze pragnÄ Ä Jego spojrzeniaâ. Obok niej byĹa Adele, jej tĹumaczka: âSĹowa, ktĂłre nie miaĹyby dla mnie sensu, stawaĹy siÄ bliskie. W ten sposĂłb wĹaĹnie udaĹo mi siÄ zrozumieÄ chrzeĹcijaĹstwo. PochodzÄ z prawosĹawnego Ĺrodowiska i uczestniczyĹam w kursach biblijnych, na ktĂłrych analizowano EwangeliÄ zdanie po zdaniu. Za kaĹźdym razem wychodziĹam z nich, zrozumiawszy wszystko, nic mi jednak nie pozostawaĹo. Tymczasem gdy czytaĹam ksiÄdza Giussaniego, na poczÄ tku rozumiaĹam maĹo albo nic. Jedyne, co przeczuwaĹam, to to, Ĺźe rozpoznawaĹ on pragnienie, o ktĂłrym baĹam siÄ nawet myĹleÄâ. W ten sposĂłb dalej spotykaĹa siÄ z tymi przyjaciĂłĹmi: âByli tak róşni od kogokolwiek innego. CzuĹam siÄ tak bardzo w domu, gdy z nimi byĹam! ByĹam im bliska i tak jak na placu obce sĹowa stawaĹy siÄ peĹne znaczenia. Rozpoznanie obecnoĹci Chrystusa w rzeczywistym Ĺźyciu zostaĹo mi przekazane przez osoby, ktĂłre uwaĹźaĹy mnie za swojÄ przyjaciĂłĹkÄ. Jak powiedziaĹ nam Ojciec ĹwiÄty: ÂŤSpotkanie nie jest z ideÄ , ale z osobÄ ChrystusaÂť. To jest dokĹadnie to, co mi siÄ przydarzyĹo, i dalej siÄ przydarzaâ.
TIMOTHY FORSE, Cambridge (Wielka Brytania) Timothy Forse jest Englishmanem w kaĹźdym calu. Dumny anglikanin z pytaniami, wÄ tpliwoĹciami i cierpieniami, jakie moĹźe mieÄ dzisiaj czĹonek High Church, wychowany w szkole Michaela Ramseya, niezapomnianego arcybiskupa Canterbury, na przeĹomie lat 60. i 70. Na audiencjÄ zaprosiĹ go Carlo. Kilka lat temu on i inni przyjaciele z CL mieszkali w czasie studiĂłw w domu Tima w centrum Cambridge. âJeden z nich wstawaĹ wczeĹnie kaĹźdego ranka, by iĹÄ na MszÄ Ĺw. TraktowaĹ bardzo powaĹźnie swojÄ wiarÄ i rozmowa o niej ze mnÄ nie byĹa dla niego problememâ. Co takiego szczegĂłlnie go uderzyĹo? âTrudno to wytĹumaczyÄ, ale powtarzajÄ c za Newmanem: Cor ad cor loquitur â Serce przemawia do serca. Z czasem Carlo podarowaĹ mi kilka ksiÄ Ĺźek ksiÄdza Giussaniego i przedstawiĹ mi innych przyjacióŠz Ruchu. Przekroczyli drzwi mojego domu, wchodzÄ c do mojego Ĺźycia, by w nim pozostaÄ. Carlo, ksiÄ dz Giussani i Chrystusâ. W ten sposĂłb na kilka dni przed audiencjÄ przychodzi zaproszenie. âMoja decyzja o przybyciu na plac Ĺw. Piotra wychodzi od ÂŤTakÂť przez duĹźe ÂŤtÂť, ktĂłre rodzi siÄ z naszej gĹÄbokiej przyjaĹşni. Jest tylko jedno sĹowo pozwalajÄ ce opisaÄ to, co widziaĹem: nadzwyczajneâ. Jego poczÄ tkowÄ reakcjÄ byĹo zauwaĹźenie pokory Franciszka. Poczucie wdziÄcznoĹci i poruszajÄ cej odpowiedzi na jego âniezdolnoĹÄ odĹoĹźenia na bok swojego ÂŤjaÂť, niezdolnoĹÄ, ktĂłrÄ papieĹź nazwaĹ autoreferencyjnoĹciÄ â. Ale jednoczeĹnie ĹwiadomoĹÄ tego, co Tim definiuje jako wĹasne shortcomings, niedociÄ gniÄcia, ktĂłre jednak sÄ miejscem, na ktĂłre, jak mĂłwi Franciszek, KoĹcióŠmoĹźe wylaÄ balsam BoĹźego miĹosierdzia. Po powrocie do domu, niezdolny do koĹca wypowiedzieÄ przy pomocy zwyczajnych sĹĂłw tego, co teraz porusza siÄ w jego sercu, wziÄ Ĺ papier i piĂłro i napisaĹ poetyckÄ refleksjÄ zadedykowanÄ swoim przyjacioĹom z CL. Wiersz zatytuĹowany jest Lenten Rose, âWielkopostna róşaâ. Jest to pierwszy kwiat, ktĂłry wypuszcza pÄ ki w jego ogrodzie w Cambridge: âYou are there / The Metaphor tells / The sign of appearing / First you, Our Lordâ â âJesteĹ tam / MĂłwi metafora / Znak objawienia siÄ / Najpierw Ty, nasz Panieâ. |