Ślady
>
Archiwum
>
2015
>
marzec / kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer 2 / 2015 (marzec / kwiecieĹ) Listy Spojrzenie KogoĹ Innego? i inne SPOJRZENIE KOGOĹ INNEGO? Pielgrzymka do Rzymu na spotkanie z Ojcem ĹwiÄtym Franciszkiem jest dla mnie jednym z waĹźniejszych wydarzeĹ tego roku, jeĹli nie caĹego mojego Ĺźycia. Dlaczego? Bo odmieniĹo siÄ moje spojrzenie za sprawÄ spojrzenia kogoĹ innego. A moĹźe nawet byĹo to spojrzenie KogoĹ Innego? ChciaĹabym opowiedzieÄ o dwĂłch spojrzeniach. Pierwsze to spotkanie z zaprzyjaĹşnionÄ siostrÄ zakonnÄ , siostrÄ MonikÄ , ktĂłra powiedziaĹa: âDziÄkujÄ kaĹźdego dnia za swoje powoĹanie, codziennie modlÄ siÄ w jego intencji. Nie wyobraĹźam sobie Ĺźycia bez Pana Jezusa. Ĺťycie nie miaĹoby wtedy ani sensu, ani smakuâ. UsĹyszawszy to zdanie, stwierdziĹam, Ĺźe mogÄ juĹź wracaÄ do domu, bo to, czego potrzebujÄ, wĹaĹnie dostaĹam, nie od papieĹźa, ale od pokornej zakonnicy, ktĂłra pokazaĹa mi, Ĺźe to, co posiadam, nie naleĹźy do mnie, ale jest mi dane zupeĹnie darmowo, za nic, poniewaĹź na to nie zasĹugujÄ â bo przecieĹź nawet nie dziÄkujÄ Panu Bogu za moje powoĹanie. Drugie wydarzenie to spotkanie z bezdomnymi. Razem z AniÄ pomagaĹyĹmy siostrze Monice w przygotowaniu i rozdawaniu posiĹku dla bezdomnych nocujÄ cych przy placu Ĺw. Piotra. W spotkaniu z nimi doĹwiadczyĹam zdumienia ich uwaĹźnoĹciÄ na rzeczywistoĹÄ: pamiÄtali o swoich przyjacioĹach z kartonu obok, aby i dla nich wziÄ Ä posiĹek (ile razy ja nie pamiÄtam o potrzebach moich przyjaciĂłĹ). Wobec ich potrzeb moja odpowiedĹş jest niewystarczajÄ ca. Rzym to dla mnie te dwa spojrzenia, ktĂłre wywrĂłciĹy mĂłj Ĺwiat do gĂłry nogami. Nie umiem juĹź przejĹÄ obok potrzebujÄ cego, nie spojrzawszy mu w oczy, bez rozmowy o tym, kim jest, czego potrzebuje. Wrzucenie zĹotĂłwki, euro czy innej monety nie zaspokaja mojego serca, bo wiem, Ĺźe Ĺźadna kwota nie odpowiada na jego prawdziwÄ potrzebÄ, na naszÄ prawdziwÄ potrzebÄ. To niesamowite, ilu nowych przyjacióŠmoĹźna spotkaÄ na swojej drodze, gdy kaĹźdy z nas, spojrzawszy na siebie, zaczyna towarzyszyÄ sobie nawzajem w modlitwie. PiÄkne byĹo spotkanie z papieĹźem, piÄkne byĹo spotkanie z przyjaciĂłĹmi, ale to, co mnie przemienia, to Ĺźywy Chrystus. PapieĹź przecieĹź zaprosiĹ nas do odchodzenia od siebie. Anna, KrakĂłw OJCIEC ĹWIÄTY JAK MĂJ TATA: KORYGUJE BĹÄDNE KROKI Gdy po raz pierwszy przeczytaĹam wystÄ pienie papieĹźa Franciszka skierowane do CL, byĹam nieco zmieszana. WydawaĹo mi siÄ, Ĺźe chce poprawiaÄ Ruch i prawie mnie to denerwowaĹo. Gdy jednak dĹuĹźej zastanawiaĹam siÄ nad jego sĹowami, ze zdumieniem zaczÄĹam odkrywaÄ, Ĺźe on naprawdÄ jest ojcem i koryguje mnie w taki sam sposĂłb, w jaki robi to mĂłj tata, gdy stawiam zĹy krok. PapieĹź Franciszek odesĹaĹ nas do korzeni naszego Ruchu i chrzeĹcijaĹstwa: do spotkania z Chrystusem. UderzyĹy mnie jego sĹowa: âChrzeĹcijaĹska moralnoĹÄ jest odpowiedziÄ , jest wzruszonÄ odpowiedziÄ w obliczu zdumiewajÄ cego miĹosierdzia â nieprzewidywalnego, wrÄcz ÂŤniesprawiedliwegoÂť zgodnie z ludzkimi kryteriami â KogoĹ, kto mnie zna, zna moje zdrady i pomimo wszystko i tak mnie kocha, szanuje mnie, obejmuje mnie, na nowo mnie wzywa, pokĹada we mnie nadziejÄ, oczekuje czegoĹ ode mnieâ. Chrystus przytula mnie z miĹosierdziem, z miĹosierdziem tak wszechogarniajÄ cym, ktĂłrego czujÄ siÄ niegodna i ktĂłre czÄsto z trudem przyjmujÄ. Nie jest waĹźne to, czy âstajÄ siÄ lepszaâ, ale tylko to, czy uciekam siÄ w Jego miĹosierne ramiona, czy nie. Margaret, uczennica GS w Minnesocie (Stany Zjednoczone) JA, ON I SERCE, KTĂRE DOBRZE DZIAĹA NajdroĹźszy ksiÄĹźe JuliĂĄnie, dziÄkujÄ Ci za pracÄ, ktĂłrÄ dajesz nam do wykonania, a wraz z TobÄ dziÄkujÄ papieĹźowi Franciszkowi, poniewaĹź w jego sĹowach z audiencji dostrzegam to samo Twoje zaproszenie do nawracania siÄ. Opowiem Ci o jednym fakcie, ktĂłry staĹ siÄ przeĹomem w mojej codziennej pracy. ZaczÄĹam dyskutowaÄ o Bogu i o maĹĹźeĹstwie z moim narzeczonym, ktĂłry nie jest chrzeĹcijaninem, i wyszĹa na wierzch, tak jak wiele razy wczeĹniej, róşnica naszych stanowisk. Tym razem wydarzyĹo siÄ jednak coĹ, poniewaĹź on ponaglaĹ mnie swoimi prowokacjami, mĂłwiÄ c, Ĺźe BĂłg nie istnieje. ZauwaĹźyĹam, Ĺźe czÄsto widzÄ go nie takim, jaki on jest, ale takim, jakim chciaĹabym, by byĹ, i ostatecznie tracÄ to, co najlepsze. DziÄki jego prowokacjom, w istocie, zaczÄĹam zadawaÄ sobie pytanie: âCzego broniÄ? PiÄknego dyskursu czy rzeczywistego faktu?â. Wiem, Ĺźe BĂłg uobecnia siÄ poprzez twarze i fakty, ktĂłre mogĹam wymieniÄ w tamtym momencie po kolei: dlaczego wiÄc muszÄ zmieniaÄ metodÄ i prĂłbowaÄ przekonaÄ go przy pomocy dialektyki?! ZdaĹam sobie sprawÄ, Ĺźe bycie z tym czĹowiekiem bez oszukiwania, ale patrzÄ c na niego takim, jakim on jest, moim âdobrze dziaĹajÄ cymâ sercem, z caĹym kryjÄ cym siÄ w nim pragnieniem prawdy i speĹnienia, ktĂłrego nie moĹźe zaspokoiÄ Ĺźaden dyskurs, jest dla mnie uprzywilejowanÄ okazjÄ , by za kaĹźdym razem wykonywaÄ tÄ pracÄ i lepiej poznawaÄ Tego, ktĂłry siÄ wydarzyĹ i nie przestaje siÄ wydarzaÄ na nowo, nawet wtedy, gdy redukujÄ Go do âpiÄknego mĂłwieniaâ. Dlatego jako jedynÄ nadziejÄ dla siebie i dla wszystkich wokóŠmnie widzÄ to nieustanne nawracanie siÄ, to nieustanne przyzwalanie na âbycie decentralizowanymâ przez Tego, ktĂłry tak dobrze stworzyĹ nasze serce, Ĺźe nie zadawala siÄ ono niczym mniejszym od Niego. Cecilia, Szanghaj (Chiny) AUDIENCJA ZA KLAUZURÄ Wielu osĂłb, podobnie jak mnie, nie bÄdzie w Rzymie 7 marca, poniewaĹź wypeĹnieniem siÄ BoĹźej woli, ktĂłrej ĹwiadomoĹÄ dojrzewaĹa w Ruchu, jest klauzura. Nie bÄdziemy jednak mniej obecni, co wiÄcej, w ciszy bÄdziemy mĂłwiÄ Bogu o kaĹźdym z was; dla was Ĺpiew, oklaski⌠Dla nas szept wdziÄcznoĹci. Ale miĹoĹÄ jest ta sama. Siostra Maria Teresa, Mediolan ALINA I DWIE ROSJANKI GoĹciĹem dwie Rosjanki, prawosĹawne, ktĂłre przyjechaĹy do Rzymu na audiencjÄ. PrzyjechaĹy w czwartek po poĹudniu. Czwartek jest w moim domu dniem porzÄ dkĂłw: przychodzi Alina, âpomoc domowa na godzinyâ. Alina jest UkrainkÄ , pochodzi z bardzo ubogiej rodziny, ona takĹźe jest wyznania prawosĹawnego. Jej syn zostaĹ obowiÄ zkowo wcielony do wojska ukraiĹskiego, zostaĹ ranny i teraz odbywa w domu krĂłtkÄ rekonwalescencjÄ. Moja Ĺźona kocha AlinÄ i obawiaĹa siÄ, Ĺźe gdy spotka te dwie Rosjanki, moĹźe dojĹÄ do jakiejĹ przykrej sytuacji. Dlatego o tym, Ĺźe przyjadÄ , poinformowaliĹmy jÄ wczeĹniej. Potem poprosiĹem AlinÄ, by pomogĹa mi przygotowaÄ dla nich pokĂłj. Alina posĹaĹa Ĺóşka, potem rozmawiaĹa z nimi uprzejmie w jakimĹ rosyjskim dialekcie. Kiedy wrÄczyĹem moim goĹciom bilety autobusowe, wyjaĹniĹa im, jak majÄ ich uĹźywaÄ, ich waĹźnoĹÄ, funkcjonowanie metra itd. Kiedy rozmawiaĹy, wziÄ Ĺem na bok mojego syna Tommaso i powiedziaĹem mu: âNasi goĹcie nie wiedzÄ , Ĺźe syn Aliny zostaĹ zraniony przez Rosjan, ale wie o tym Alina. Nie ma jednak ani cienia gniewu w jej gĹosie, Ĺźadnej urazy w jej spojrzeniu. UsĹuĹźyĹa swoim nieprzyjacioĹom, to znaczy ich pokochaĹa. PamiÄtasz o tym, co powiedziaĹ Jezus: cóş to za zasĹuga kochaÄ swoich przyjaciĂłĹ? Do tego zdolny jest kaĹźdy. Wy musicie kochaÄ waszych nieprzyjaciĂłĹâ. Na co Tommaso odparĹ: âTo jest coĹ!â. Tamtego popoĹudnia naprawdÄ zrozumiaĹem, co takiego chciaĹ powiedzieÄ ksiÄ dz Giussani, mĂłwiÄ c, Ĺźe chrzeĹcijaĹski fakt bardziej niĹź religiÄ jest wydarzeniem, to znaczy miejscem i czasem, w ktĂłrym dokonujÄ siÄ zdumiewajÄ ce fakty, niezwykle pozytywne, uchodzÄ ce gdzie indziej za niemoĹźliwe. W jaki sposĂłb Alina moĹźe byÄ taka? Jest pokorna. Pokora jest osÄ dem. Gdyby mogĹa wysĹowiÄ siÄ poprawnie po wĹosku, powiedziaĹaby: âJestem uboga, odpowiada to jednak woli Boga i to mi wystarcza do tego, by ĹźyÄâ. Massimo, Roma âZWYCZAJNEâ TRIDUUM Pierwszy raz przeĹźyĹam Triduum Paschalne poza domem, poza krajem, w miejscu ktĂłrego nie znaĹam oraz z ludĹşmi, z ktĂłrych znajoma mi byĹa tylko nasza maĹa, 10-osobowa grupka z Polski. Ten wyjazd jednak chyba jeszcze bardziej niĹź dotychczasowe pomĂłgĹ mi zrozumieÄ kilka spraw. Przede wszystkim oczekiwaĹam, Ĺźe przeĹźyjÄ coĹ niesamowitego, jakieĹ wielkie uderzenie, jakieĹ âbumâ, ktĂłre caĹkowicie zmieni rzeczywistoĹÄ. Ale nic takiego siÄ nie wydarzyĹo, wrÄcz przeciwnie, juĹź na poczÄ tku zdumiaĹa mnie âzwyczajnoĹÄâ, âzwyczajnoĹÄâ jazdy samochodem, czekania na innych, na samolot. To mnie sprowokowaĹo do zastanowienia siÄ nad tym, czego poszukujÄ. ChciaĹam przeĹźyÄ piÄknie ten czas najwaĹźniejszych ĹwiÄ t w roku, ale wiedziaĹam, Ĺźe wszystko bÄdzie wyglÄ daÄ inaczej. JuĹź od dawna denerwowaĹam siÄ, gdy czuĹam, Ĺźe nie potrafiÄ myĹleÄ o wszystkich dobrze, a na tym wyjeĹşdzie przekonaĹam siÄ, Ĺźe nie muszÄ i nie mogÄ tak myĹleÄ. DoĹwiadczyĹam jednak po raz kolejny i znowu dobitniej niĹź wczeĹniej, Ĺźe wszyscy jesteĹmy jednÄ , wielkÄ rodzinÄ . Gdy widziaĹam setki WĹochĂłw schodzÄ cych ze wzgĂłrza po zakoĹczeniu Drogi KrzyĹźowej, rozmawiajÄ cych o bĹahych sprawach, ĹmiejÄ cych siÄ i ĹpiewajÄ cych podczas posiĹkĂłw, dziÄkujÄ cych za drobne gesty, ich radoĹÄ i poczucie bezpieczeĹstwa â poczuĹam, Ĺźe choÄ ich nie znam, traktujÄ ich jak braci i siostry, jak najlepszych przyjacióŠdo grobowej deski. Tak samo traktowaĹam ludzi z innych krajĂłw, z Polski, z ktĂłrymi podróşowaĹam dziewiÄÄ godzin w jednÄ stronÄ. PoczuĹam siÄ przygarniÄta i bezpieczna w otoczeniu tych wszystkich osĂłb, jakbym juĹź byĹa w niebie. ZaczÄĹam ĹźyÄ sĹowami piosenki Amare ancora: âWystarczy tylko staÄ siÄ ponownie jak dzieci i pamiÄtaÄ, Ĺźe wszystko jest dane, nowe i wyzwoloneâ. PrzypomniaĹam sobie zdanie, ktĂłre usĹyszaĹam od Francesca jeszcze w Lubachowie (cytowaĹ chyba ksiÄdza Giussaniego): âNie znam ciÄ, ty nie znasz mnie, jednak oboje chcemy dla siebie dobrze, poniewaĹź idziemy tÄ samÄ drogÄ â. PamiÄtam takĹźe, jak Marco powiedziaĹ nam pod koniec spotkania: âMĂłdlcie siÄ nie tylko ogĂłlnie za Ruch i CarrĂłna, ale i za siebie nawzajem, bo wtedy poczujecie, mimo oddalenia, Ĺźe jesteĹcie razem, bez wzglÄdu na wszystkoâ. PamiÄtam o was wszystkich w modlitwie. I ufam, Ĺźe wszyscy spotkamy siÄ i kiedyĹ zawsze bÄdziemy razem w niebie. Ola, Opole âPRZYPADKIEMâ Przekazujemy podziÄkowania i Ĺwiadectwo naszego przyjaciela z BiaĹegostoku, w ktĂłrego intencji modliliĹmy siÄ po tym, jak ulegĹ powaĹźnemu wypadkowi na poczÄ tku lutego tego roku. ChciaĹbym na poczÄ tku wszystkim podziÄkowaÄ za wsparcie, jakie otrzymaĹem w najtrudniejszej chwili mojego Ĺźycia. Za rzeczy duĹźe i maĹe. Za modlitwy krĂłtkie i dĹugie. Za Msze Ĺw., RóşaĹce, Drogi KrzyĹźowe, nowenny pompejaĹskie oraz modlitwy codzienne, odmawiane w mojej intencji. CzujÄ siÄ jak czĹowiek, ktĂłry zaciÄ gnÄ Ĺ olbrzymi kredyt hipoteczno-modlitewny w banku Pana Boga ze spĹatÄ do koĹca Ĺźycia. Postaram siÄ uiĹciÄ dĹugi w modlitwie i w dobrych uczynkach. ChciaĹbym utrwaliÄ wszystko, co mnie spotkaĹo, by nie zapomnieÄ o zaznanej dobroci. Obecnie przebywam wraz z rodzinÄ w domu po dwĂłch miesiÄ cach spÄdzonych w szpitalu. Lekarze nie sÄ w stanie powiedzieÄ, jaka byĹa przyczyna mojej choroby. Wie to tylko sam BĂłg. W ciÄĹźkich chwilach, leĹźÄ c na Ĺóşku prawostronnie sparaliĹźowany, trzymaĹem siÄ Boga, pokory, ludzi i sportu. Modlitwa moja i osĂłb wstawiajÄ cych siÄ za mnÄ napeĹniaĹa mnie tak bardzo potrzebnym w ciÄĹźkiej chorobie pokojem, a mojej Ĺźonie dawaĹa siĹÄ do zmagania siÄ trudnymi okolicznoĹciami. BĂłg âprzypadkiemâ zesĹaĹ mi polskiego kapĹana (przebywaĹem w szpitalu za granicÄ ), ktĂłry udzieliĹ mi sakramentu pokuty i przyszedĹ do mnie z KomuniÄ Ĺw. âPrzypadkiemâ operacja siÄ udaĹa. âPrzypadkiemâ po trzech tygodniach wstaĹem z wĂłzka inwalidzkiego, o ktĂłrym marzyĹem w pierwszych godzinach po operacji (ruszaĹem tylko kciukiem prawej rÄki, caĹa koĹczyna gĂłrna i dolna z prawej strony byĹa sparaliĹźowana). âPrzypadkiemâ zaczÄ Ĺ siÄ okres Wielkiego Postu, w czasie ktĂłrego dĹşwigaĹem krzyĹź miaĹźdĹźÄ cy mnie z prawej strony. ByĹ on dla mnie za ciÄĹźki. âPrzypadkiemâ jednak z kaĹźdym dniem stawaĹ siÄ coraz lĹźejszy. âPrzypadkiemâ prowadzÄ ca mnie lekarka codziennie robiĹa wielkie oczy ze zdumienia, stwierdzajÄ c, Ĺźe w ciÄ gu jednego dnia rehabilitujÄ siÄ tak jak kaĹźdy inny pacjent w przeciÄ gu tygodnia. Później zmieniĹa zdanie i powiedziaĹa, Ĺźe w tydzieĹ rehabilitujÄ siÄ jak w póŠroku. âPrzypadkiemâ teraz ruszam wszystkimi chorymi wczeĹniej czÄĹciami ciaĹa. Wszystko to zawdziÄczam Bogu i dobroci ludzi, ktĂłrzy siÄ za mnie modlili. Z pokorÄ przyjmÄ ewentualny brak caĹkowitej sprawnoĹci. SiĹÄ do dalszego leczenia dajÄ mi wiara i sport. Jeszcze raz wszystkim Wam dziÄkujÄ. Krzysztof z rodzinÄ , BiaĹystok PLAKAT WIELKANOCNY. I WYBRAĹ WĹAĹNIE MNIE, DZISIAJ Fragmenty PowoĹania tematem wielkanocnego plakatu. Chrystus, ktĂłry wyĹania siÄ z rogu pĹĂłtna, i Mateusz, ktĂłry zmieszany podnosi wzrok: historia, po upĹywie ponad 400 lat, tego, âjak czĹowiek staje siÄ chrzeĹcijaninemâ. Oto, jak powstaĹo dzieĹo Caravaggia. Cykl z kaplicy Contarellich z rzymskiego koĹcioĹa Ĺw. Ludwika, krĂłla Francji, reprezentuje epokowy przeĹom w historii malarstwa. W istocie, po raz pierwszy Caravaggio, ktĂłrego obrazy juĹź wtedy byĹy powszechnie kolekcjonowane przez prywatnych miĹoĹnikĂłw sztuki w Rzymie, zostanie wezwany do wykonania publicznego zamĂłwienia, w takim sensie, Ĺźe dzieĹa w koĹciele miaĹy byÄ oglÄ dane przez wszystkich. ByĹ rok 1559, wigilia Roku Jubileuszowego. W koĹciele Ĺw. Ludwika, krĂłla Francji, poĹoĹźonym dokĹadnie naprzeciwko Palazzo Madama, znajdowaĹa siÄ kaplica, ktĂłra zgodnie z wyraĹźonÄ w testamencie wolÄ tytularnego kardynaĹa Mathieu Cointrela (zitalianizowanego potem na Contarelliego), miaĹa byÄ przyozdobiona historiÄ ĹwiÄtego Mateusza, tymczasem na skutek niezdecydowania wykonawcĂłw testamentu przez dĹugie lata jej Ĺciany pozostawaĹy nagie. W przededniu Roku ĹwiÄtego nie moĹźna byĹo jednak dalej iĹÄ na ustÄpstwa. Caravaggia poleciĹ jego kolekcjoner i wielbiciel, kardynaĹ Del Monte. W ten sposĂłb âza sprawÄ jego kardynaĹaâ 23 lipca 1599 roku podpisano z Caravaggiem kontrakt, ktĂłry zawieraĹ takĹźe bardzo precyzyjnie opisany program ikonograficzny. Pierwsza scena miaĹa przedstawiaÄ PowoĹanie Mateusza; nastÄpnie Ĺw. Mateusz z AnioĹem miaĹ zawisnÄ Ä w oĹtarzu (obraz ten Caravaggio namalowaĹ w dwĂłch wersjach, jedna wciÄ Ĺź pozostaje in loco, druga natomiast zaginÄĹa podczas bombardowania Berlina w 1945 roku); wreszcie scena mÄczeĹstwa apostoĹa. JeĹli chodzi o PowoĹanie Mateusza, nie ma chyba obrazu, ktĂłry z wiÄkszym prawdopodobieĹstwem wyobraĹźaĹby to, âjak czĹowiek staje siÄ chrzeĹcijaninemâ. Obraz kompozycyjnie zdominowany jest przez gest Chrystusa, ktĂłry wkracza na pĹĂłtno z prawej strony; prawdziwe wydarzenie dokonuje siÄ w tym ciemnym kÄ cie, w ktĂłrym nie widaÄ Ĺźadnego poruszenia, Ĺźadnej oznaki âwyjÄ tkowego momentuâ, kaĹźdy dalej robi to, co robiĹ. Tylko Mateusz podnosi gĹowÄ, bardziej zmieszany niĹź zdumiony, jakby pytajÄ c, czy dobrze zrozumiaĹ: to znaczy, Ĺźe ten czĹowiek, Jezus, przywoĹuje wĹaĹnie jego. Dlatego jednÄ rÄkÄ wskazuje na siebie, a z drugiej nie wypuszcza monet, ktĂłre wĹaĹnie liczy: jedna moneta zresztÄ pozostaje dobrze widoczna, zatkniÄta za wstÄ ĹźkÄ kapelusza. Jak powiedziaĹ papieĹź Franciszek, Mateusz wciÄ Ĺź zagarnia swoje pieniÄ dze. Ostatnio zostaĹa wysuniÄta hipoteza, Ĺźe Mateusz to tak naprawdÄ ta mĹodsza postaÄ z obrazu, ktĂłra dalej liczy pieniÄ dze, nie podnoszÄ c nawet gĹowy. Hipoteza sugestywna, ale nieprawdopodobna, poniewaĹź Caravaggio zadbaĹ o to, by zapewniÄ cyklowi narracyjnÄ spĂłjnoĹÄ oraz czytelnoĹÄ, obdarzajÄ c Mateusza zawsze tymi samymi rysami, a nastÄpnie postarzajÄ c go po prostu na kolejnych przedstawieniach. JeĹli chodzi o wartoĹÄ tego cyklu, nikt nie potrafiĹ oceniÄ go lepiej od Roberta Longhiego. Oto, co napisaĹ ten wielki historyk sztuki w katalogu wielkiej wystawy mediolaĹskiej z 1951 roku: âZadaje siÄ na przykĹad pytanie o Caravaggia: co moĹźemy dzisiaj wiedzieÄ o tym, jak dokonaĹo siÄ powoĹanie ĹwiÄtego? Nie wiemy o nim nic poza tym, Ĺźe byĹ celnikiem. I skoro w punkcie celnym, gdzie wymienia siÄ pieniÄ dze, jest czymĹ normalnym, Ĺźe spokojnie zasiada siÄ do gry, nie jest dziwne, Ĺźe dla wiÄkszej naturalnoĹci, Chrystus, wchodzÄ c dzisiaj do izby urzÄdu celnego, przyzywa Matusza, odrywajÄ c go od partyjki gry hazardowejâ. Zapis kursywÄ sĹowa âdzisiajâ pochodzi od samego Roberta Longhiego: Caravaggio naprawdÄ jest geniuszem, ktĂłry odnosi wszystko do czasu teraĹşniejszego. Giuseppe Frangi NIEDZIELA W DOMU RODA W lecie 2013 roku rozmawiaĹem z kilkoma przyjaciĂłĹmi o potrzebie zrobienia czegoĹ charytatywnie. Po krĂłtkiej dyskusji postanowiliĹmy odwiedzaÄ w niedzielÄ popoĹudniu cierpiÄ cego na paraliĹź czterech koĹczyn Roda, ktĂłry byĹ juĹź zaprzyjaĹşniony z niektĂłrymi z nas. Pragnienie bycia wychowywanym przez gest miĹoĹci ĹcieraĹ siÄ jednak z chÄciÄ spÄdzenia swojego czasu na czymĹ innym. Poza tym myĹlaĹem, Ĺźe inny gest byĹby byÄ moĹźe odpowiedniejszy. JednoczeĹnie przeczuwaĹem, Ĺźe tylko Ĺwiadome zaangaĹźowanie czasu i siĹ pozwoli mi byÄ wychowywanym przez to, co robiliĹmy. Rozmowa z przyjacielem pomogĹa nam ze wzajemnoĹciÄ spojrzeÄ uwaĹźniej na nasze pragnienie, w ten sposĂłb zaczÄliĹmy planowaÄ nasze odwiedziny bardziej systematycznie. KaĹźde wyjĹcie z domu po to, by pĂłjĹÄ do Roda, staĹo siÄ dla mnie Ĺwiadomym otwarciem mojego czasu wolnego na coĹ, co byĹo przeze mnie niezaplanowane, z pragnieniem, by z kaĹźdej wizyty mogĹo wytrysnÄ Ä coĹ innego. PatrzÄ c na nasze dzieci, uĹwiadamiaĹem sobie, Ĺźe nie ma nic, czego pragnÄ Ĺbym dla nich bardziej od owej otwartoĹci na coĹ innego i wiÄkszego od nas, dlatego teĹź postanowiliĹmy z mojÄ ĹźonÄ zaprowadziÄ je parÄ razy do Roda, by spÄdziĹy z nim popoĹudnie. Pewnej niedzieli byliĹmy u Roda w dziewiÄÄ osĂłb, rozmawialiĹmy z nim oraz ĹpiewaliĹmy przy akompaniamencie gitary i ukulele. Na poczÄ tku myĹlaĹem, Ĺźe to Ĺmieszne, prawie szalone, by tylu ludzi towarzyszyÄ tylko jednej osobie, potem jednak uĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe Rod nigdy na to nie narzekaĹ i Ĺźe ja mam wokóŠsiebie duĹźo wiÄcej niĹź dziewiÄciu przyjaciĂłĹ. ZaczÄ Ĺem pragnÄ Ä dla siebie tego samego poczucia wdziÄcznoĹci za Ĺźycie, jakie miaĹ on. Rod odszedĹ w wigiliÄ BoĹźego Narodzenia. Kiedy dowiedzieliĹmy siÄ o tym, moja Ĺźona powiedziaĹa: âStraciliĹmy jednÄ z najpiÄkniejszych rzeczy, jakie posiadaliĹmyâ. To prawda, Ĺźe dziaĹanie charytatywne jest jednym z najprawdziwszych i najbardziej wychowawczych doĹwiadczeĹ, jakie mogÄ przeĹźywaÄ. Lucas, Vancouver (Kanada) TO PYTANIE POĹRĂD TYSIÄCA BITEW W ĹťYCIU Drogi ksiÄĹźe JuliĂĄnie, byĹem w Tokio w zwiÄ zku z pracÄ . Jestem rzemieĹlnikiem i od 35 lat pracujÄ na wĹasnÄ rÄkÄ. Od dawna przygotowywaĹem siÄ do tej podróşy, ciÄĹźko pracujÄ c i doskonalÄ c siÄ tak, jak tylko jest to moĹźliwe, by zawieĹÄ tam to, co mam najlepszego, i, taki przynajmniej byĹ zamiar, nie musieÄ âpukaÄ do drzwiâ, ale âwywaĹźaÄ jeâ i usĹyszeÄ: âO kurczÄ, ale dobrze pracujeszâ, a byÄ moĹźe przywieĹşÄ teĹź do domu jakiĹ dobry kontrakt, jeden z tych, ktĂłre odmieniajÄ ci Ĺźycie. Pewnego ranka udaĹem siÄ do waĹźnego dilera, nie umawiajÄ c siÄ z nim wczeĹniej. PoszedĹem na godzinÄ 10.00 i dopiero przed jego biurem zauwaĹźyĹem, Ĺźe otwierajÄ dopiero o 11.00. MusiaĹem poczekaÄ godzinÄ i to strasznie mnie wkurzyĹo, poniewaĹź postrzegaĹem to jako przeszkodÄ, komplikacjÄ, ktĂłra wciskaĹa siÄ miÄdzy mnie a cel. I zauwaĹźyĹem, Ĺźe tak naprawdÄ znacznÄ czÄĹÄ mojego dnia przeĹźywam wĹaĹnie w ten sposĂłb, jako przeszkodÄ miÄdzy mnÄ a wyznaczonym sobie celem, ĹciĹle wypeĹnionym rozkĹadem dnia, ktĂłry ustaliĹem, by ostatecznie nie cieszyÄ siÄ z niczego. Koniec koĹcĂłw musiaĹem poczekaÄ. WykorzystaĹem wiÄc ten czas i wyciÄ gnÄ Ĺem tekst Inauguracji Roku, znajdujÄ cy siÄ w âTracceâ, ktĂłre miaĹem przy sobie. DokĹadnie na poczÄ tku zadawaĹeĹ pytanie: âCo jednak sprawia, Ĺźe jesteĹmy teraz?â. SprĂłbuj to sobie wyobraziÄ: byĹem tam, w gotowoĹci do dziaĹania niczym straĹźak, by zanieĹÄ do domu rezultat swojego Ĺźycia! Instynktownie natychmiast âzapisaĹbymâ to pytanie w pliku zatytuĹowanym âpuste gadanieâ i przeszedĹbym dalej, do czegoĹ bardziej âkonkretnegoâ. Tymczasem, kto wie, za sprawÄ jakiej szczeliny, pytanie to uczyniĹo wyĹom i tam narodziĹem siÄ na nowo. Codziennie chodzÄ do pracy pieszo. Zajmuje mi to okoĹo 20 minut. Prawie zawsze, gdy pochĹaniajÄ mnie róşne myĹli, coĹ mnie zdumiewa. ZauwaĹźajÄ c róşne sprawy, zauwaĹźam takĹźe siebie. ZnĂłw zaczynam ĹźyÄ i, jak mĂłwi Ewangelia, oczy, ktĂłre nie widzÄ , zaczynajÄ widzieÄ, a uszy sĹyszeÄ. RodzÄ siÄ na nowo, wydobywany z mgĹy. Ĺťeby ukonkretniÄ i odpoetyzowaÄ to sĹowo, narodziÄ siÄ na nowo znaczy dla mnie âbyÄâ; na nowo czuÄ pĹynÄ cÄ krew, widzieÄ, sĹuchaÄ, zdumiewaÄ siÄ i wzruszaÄ na nowo, odczuwaÄ tÄsknotÄ albo smutek, kiedy przychodzÄ , ale takĹźe pokĂłj za sprawÄ tej tajemniczej ObecnoĹci, ktĂłra pojawia siÄ, gdy rzeczy siÄ wydarzajÄ . ByÄ. Oto krÄ g siÄ zamyka i powraca pytanie z Dnia Inauguracji, ktĂłre wprawiĹo mnie w zakĹopotanie w Tokio, gdy doĹwiadczaĹem mocnego uderzenia. JakÄ Ĺź siĹÄ jest odnalezienie go w doĹwiadczeniu, poĹrĂłd meandrĂłw i wiraĹźy moich codziennych bitew! JakĹźe jest piÄknie, gdy rzeczy nie sÄ przeszkodÄ , ale dajÄ szansÄ na ponowne narodziny! Ĺťadne tam puste gadanie! Ĺťadna tam zbytnia kruchoĹÄ, by nie wytrzymaĹa Ĺźycia! Marco, Ravenna BARCELONA SERDECZNY PRZYJACIEL MARCOSA 21 lutego w wypadku samochodowym zginÄ Ĺ Marcos Pou Gallo z Barcelony. 11 lutego jako ĹwieĹźo upieczony magister wstÄ piĹ do seminarium. Oto sĹowa ksiÄdza JuliĂĄna CarrĂłna, skierowane do rodziny Marcosa. Drodzy przyjaciele, ânikt zaĹ z nas nie Ĺźyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeĹźeli bowiem Ĺźyjemy, Ĺźyjemy dla Pana; jeĹźeli zaĹ umieramy, umieramy dla Pana. I w Ĺźyciu wiÄc i w Ĺmierci naleĹźymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarĹ i powrĂłciĹ do Ĺźycia, by zapanowaÄ tak nad umarĹymi, jak nad Ĺźywymiâ (Rz 14, 7â9). Te sĹowa ĹwiÄtego PawĹa jako pierwsze przyszĹy mi na myĹl, kiedy z gĹÄbokim bĂłlem otrzymaĹem wiadomoĹÄ o Ĺmierci naszego drogiego Marcosa. Nie wydaje mi siÄ, Ĺźeby moĹźna byĹo znaleĹşÄ wĹaĹciwsze sĹowa, by to opisaÄ. My, ktĂłrzy mieliĹmy szczÄĹcie go poznaÄ, widzieliĹmy, Ĺźe nie ĹźyĹ on dla nikogo i niczego innego jak dla Pana. Jego eksplodujÄ ca radoĹÄ pochodziĹa od Niego. A jego ĹmierÄ nie byĹa niczym innym jak umieraniem dla Pana. Nie moĹźemy patrzeÄ na Ĺźycie i ĹmierÄ Marcosa, nie majÄ c przed oczami faktu, Ĺźe âpo to bowiem Chrystus umarĹ i powrĂłciĹ do Ĺźycia, by zapanowaÄ tak nad umarĹymi, jak nad Ĺźywymiâ. On, ktĂłry byĹ Panem jego Ĺźycia, jest teraz Panem jego Ĺmierci. UczestniczÄ c w Ĺmierci Chrystusa, Marcos uczestniczy teraz w Jego zmartwychwstaniu, w towarzystwie Tego, ktĂłry byĹ wszystkim w jego Ĺźyciu i ktĂłrego nikt teraz nie bÄdzie go mĂłgĹ pozbawiÄ. W naszym wspomnieniu byĹ nierozerwalnie zwiÄ zany z Chrystusem, ktĂłrego peĹniÄ juĹź Ĺźyje. UdrÄka, ktĂłrÄ znosimy z powodu jego odĹÄ czenia od nas, nie bÄdzie mogĹa przewaĹźyÄ nad szczÄĹciem Marcosa, ktĂłrym cieszy siÄ w towarzystwie swojego serdecznego Przyjaciela, Chrystusa. Jego szczÄĹcie zwyciÄĹźy nasze cierpienie, pozwalajÄ c nam zrozumieÄ prawo chrzeĹcijaĹskiej egzystencji: âJeĹźeli bowiem Ĺźyjemy, Ĺźyjemy dla Pana; jeĹźeli zaĹ umieramy, umieramy dla Panaâ. PamiÄÄ o Chrystusie jest jedynym balsamem dla tak gĹÄbokiej rany. Wspierajmy siÄ wzajemnie, przyjaciele, w tej pamiÄci. Mocne uĹciski! JuliĂĄn
|