Ślady
>
Archiwum
>
1996
>
Biuletyn (31-32) lipiec / paĹşdziernik
|
||
Ślady, numer specjalny / 1996 (Biuletyn (31-32) lipiec / paĹşdziernik) SĹowo wĹrĂłd nas Cnota przyjaĹşni lub: przyjaźŠChrystusa Fragmenty z niektĂłrych medytacji ks. Luigiego Giussaniego wokóŠ21 rozdzaiaĹu Ewangelii Ĺw. Jana w latach 1994-1995 BĂłg staĹ siÄ czĹowiekiem w Ĺonie kobiety uczyniony z jej wnÄtrznoĹci. ZaczÄ Ĺ mĂłwiÄ tak jak sĹyszaĹ, zaczÄ Ĺ zadziwiaÄ, zaczÄ Ĺ pociÄ gaÄ ludzi, zaczÄ Ĺ rozmawiaÄ z Janem i Andrzejem. ZaczÄ Ĺ rozmawiaÄ z Zacheuszem i SamarytankÄ . SkoĹczyĹ pytajÄ c konkretnego czĹowieka: czy Go kocha? A poprzez odpowiedĹş tego czĹowieka wyruszyĹ w drogÄ aby zdobyÄ dla Siebie Ĺwiat. ZaczÄ Ĺ nowÄ historiÄ w Ĺwiecie. Poprzez odpowiedĹş Szymona Piotra, poprzez ten âtak Panie Ty wiesz, Ĺźe ja Ciebie kochamâ poprzez te sĹowa i to uczucie rozpoczÄ Ĺ nowÄ drogÄ w czasie zaczÄ Ĺ historiÄ wewnÄ trz historii ludzkiej. Tak jak zaczÄ Ĺ swojÄ drogÄ na Ĺwiecie wchodzÄ c w Ĺono kobiety jest teĹź we wnÄtrzu naszego rozpoznania, jest we wnÄtrzu naszej miĹoĹci i dalej jest obecny tu i teraz. Ten tu i teraz jest wszystkim, gdyby to nie byĹo prawdziwe Ĺwiat byĹby jak gĂłra Ĺmieci w popiele (...).
Tajemnica staĹa siÄ ciaĹem w Ĺonie mĹodej kobiety. Komunikuje Ona siÄ dzieĹ po dniu wzdĹuĹź caĹego czasu wieku czyli caĹej historii. ZaczÄĹa siÄ komunikowaÄ wĂłwczas i komunikuje siÄ teraz do koĹca poprzez to co jest widzialne. Wchodzi w doĹwiadczenie jako czynnik zwyczajnego doĹwiadczenia ludzkiego. Dlatego jakiekolwiek ludzkie doĹwiadczenie jeĹźeli odbywa siÄ w ĹwiadomoĹci, wewnÄ trz staje siÄ niejako wziÄciem za rÄkÄ przez Jego obecnoĹÄ, staje siÄ poĹoĹźeniem gĹowy na Jego ramieniu, tak jak uczyniĹ Jan na Ostatniej Wieczerzy. Zdaje siÄ, Ĺźe sĹyszymy jego sĹowa, gdy mĂłwiĹ jedzÄ c rybÄ wczeĹnie rano âSzymonie, czy ty Mnie kochasz?â. CaĹy Ĺwiat powinien CiÄ kochaÄ.. Ty wybraĹeĹ, aby CiÄ kochano, mnie wybraĹeĹ. Mimo wszystkich moich buntĂłw, moich wybuchĂłw gniewu lub instynktĂłw, Panie, Ty wiesz, Ĺźe ja CiÄ kocham. Kocham CiÄ, tonie jest oderwanie siÄ od wiÄzi ludzkich, od widzialnoĹci rzeczywistoĹci, w ktĂłrej angaĹźujÄ siÄ, z ktĂłrÄ siÄ ĹÄ czÄ, nie jest oderwaniem siÄ od doĹwiadczenia chwili, aby staczaÄ siÄ w czas bez czasu, dla jakiegoĹ wyimaginowanego oblicza, dla obecnoĹci, ktĂłra ewentualnie jest potwierdzona siĹÄ poprzez forsowanie i mĂłwi, Panie, Ty wiesz, Ĺźe ja CiÄ kocham, nie w tej wiÄzi z moja matkÄ , w wiÄzi z tÄ dziewczynÄ , w wiÄzi z moim przyjacielem, w wiÄzi z moim wrogiem, w wiÄzi ze wszystkimi ludĹşmi, ktĂłrzy ocierajÄ siÄ o mnie na ulicy, kiedy idÄ do metra, wewnÄ trz caĹego doĹwiadczenia, ktĂłre jest moim udziaĹem, doĹwiadczenie jest treĹciÄ wiÄzi z rzeczami i osobami. WewnÄ trz wszystkiego ja Ciebie rozpoznajÄ jako konsystencjÄ wszystkiego. Twoja twarz jest konsystencjÄ wszystkiego. Jest to fascynacja, ktĂłra moĹźe pozostaÄ w jakimkolwiek kawaĹku ciaĹa, w jakimkolwiek kawaĹku rzeczy. (...) Nie moĹźemy patrzeÄ na Ciebie bez naszego towarzystwa, nie moĹźemy patrzeÄ na Ciebie, jeĹźeli nie przez nasze towarzystwo. PatrzeÄ na Ciebie to oznacza tworzyÄ nasze towarzystwo. A tu rzeczywiĹcie ty udowadniasz kim jesteĹ. PoniewaĹź w naszym towarzystwie jest niesiona obcoĹÄ i wrogoĹÄ, do tego stopnia iĹź mimo obcoĹci i wrogoĹci, ktĂłrÄ moĹźna zostawiÄ jest w nas miĹoĹÄ. MiĹoĹÄ wiÄksza, miĹoĹÄ do Ciebie. MiĹoĹÄ miÄdzy nami, miĹoĹÄ do Ciebie. To co nam dzisiaj mĂłwisz, Panie, jest ostatnim sĹowem, ktĂłre wypowiedziaĹeĹ w Ewangelii Ĺw. Jana. âSzymonie, czy ty Mnie kochasz?â. Nie powiedziaĹeĹ nie grzesz, nie zdradĹş, nie bÄ dĹş niekonsekwentny, nie dotknÄ ĹeĹ niczego z tych rzeczy, powiedziaĹeĹ: âSzymonie, czy ty Mnie kochasz?â. To jest gĹos, ktĂłrego echo sĹychaÄ od stajni betlejemskiej: âczy ty Mnie kochasz?â. KaĹźdy z nas nie moĹźe do koĹca uciec przed faktem, Ĺźe Chrystus moĹźe byÄ kochany przez nas dokĹadnie przez takich jacy jesteĹmy, bardziej niĹź jakakolwiek inna istota, w ktĂłrej moĹźna siÄ zakochaÄ.. Nawet wĹaĹnie preferencja staje siÄ blaskiem, tylko wtedy, jeĹźli jest obejmowana przez spojrzenie, ktĂłre czĹowiek ma wobec Chrystusa. Chrystus zbiega siÄ z najwiÄksza preferencjÄ , ktĂłrÄ moĹźemy mieÄ w Ĺźyciu. âO quam amabilis, dulcis Jesuâ. O jak bardzo jesteĹ godny kochania sĹodki Jezu. Czy wy pamiÄtacie o tej póŠstrony z Ewangelii: âSzymonie, czy ty Mnie kochasz?â. Potwierdzeniem tej obecnoĹci jest miĹoĹÄ. Przestrzeganie przepisĂłw prawa jest rutynÄ , zwyczajem, czymĹ co siÄ nie podoba ani Bogu ani Jego wrogom. CoĹ co nie jest wiele warte, co jest nic nie warte, co nie zmusza nas za bardzo do wyboru. Jest róşnica pomiÄdzy moralizmem a moralnÄ rewolucjÄ chrzeĹcijaĹskÄ , ktĂłra rodzi siÄ ze spotkania z obecnoĹciÄ , z ktĂłrej wytryska miĹoĹÄ, ktĂłra pozostawiajÄ c ciebie takim jakim jesteĹ ze wszystkimi Twoimi bĹÄdami, ze wszystkimi twoimi pomyĹkami zmienia ciÄ.. ChrzeĹcijaĹska rewolucja moralna, ktĂłra jest drogÄ dÄ ĹźÄ cÄ do realizacji przeznaczenia, bÄdÄ c popychaniem i przyciÄ ganiem przez miĹoĹÄ, róşni siÄ od moralizmu, ktĂłry jest zbiorem praw i stosowanych norm, jest dobrym porzÄ dkiem stosowanym. Sprawa jest bardzo wielka mĂłj przyjacielu. JeĹźeli wszystko wychodzi od rozpoznania obecnoĹci, rodzi siÄ to z miĹoĹci, jeĹźeli natomiast wychodzi nie od prostego i nagiego rozpoznania obecnoĹci ale od czegokolwiek innego jest to moralizmem. Nie jest to juĹź miĹoĹciÄ , ale jest przyzwyczajeniem, jest podporzÄ dkowaniem, jest korzyĹciÄ . (...) Późne popoĹudnie, wieczĂłr, maĹa chaĹupka w gĂłrach Judei. Przy stole siedzÄ dwaj pozamiejscowi oraz wiele osĂłb, ktĂłre podróşowaĹy i spotykaĹy siÄ w tym miejscu razem z Nim, ktĂłry mĂłwiĹ. ProsiliĹmy siÄ wzajemnie tyle razy, abyĹmy sobie wyobraĹźali jakie byĹy te oczy, ktĂłre zjadaĹy Ĺźywcem czĹowieka mĂłwiÄ cego. ByĹa to postawa Andrzeja i Jana wobec Chrystusa, patrzyli na Niego mĂłwiÄ cego poniewaĹź nic nie rozumieli, jak to czÄsto siÄ zdarza, ale akcent, ktĂłrego ten czĹowiek uĹźywaĹ, odbijaĹ siÄ w nich, a oni tego nie analizowali, tylko Go odczuwali. (J 1,35n). TĹum. On przemawiaĹ tak jak do Andrzeja i Jana, caĹy tĹum byĹ tam i patrzyĹ na Niego jak patrzyli Jan i Andrzej. Byli tak uderzeni, Ĺźe czĹowiek z bogatej rodziny zbliĹźyĹ siÄ i sĹuga zrobiĹ mu miejsce, aby mĂłgĹ dojĹÄ do miejsca gdzie On przemawiaĹ. Przez chwilÄ stoi z otwartymi ustami, uderzony przez tÄ ObecnoĹÄ. Potem przezwyciÄĹźa ten stan sfrustrowanego wzruszenia i mĂłwi, chce wejĹÄ w dyskusjÄ z Nim. Nauczycielu dobry, co mam czyniÄ, aby otrzymaÄ Ĺźycie wieczne? Przestrzegaj przykazania. Tych wszystkich rzeczy przestrzegaĹem, odkÄ d byĹem dzieckiem. Jezus popatrzyĹ na niego z miĹoĹciÄ i pomyĹlaĹ: to prawda jest czysty. âJeĹźeli chcesz osiÄ gnÄ Ä KrĂłlestwo BoĹźe, idĹş do domu, oddaj wszystko co masz a potem przyjdĹş do Mnieâ . WyobraĹşmy sobie, oto mĹodzieniec wycofuje siÄ i odchodzi smutny, byĹ bowiem bardzo bogaty (Mk 10, 17-20; Mt 19, 16-22). To jest bogaty mĹodzieniec. Mateusz 26,69-75. W tym momencie kogut zapiaĹ trzeci raz. Jezus wyszedĹ z sali targany przez ĹźoĹnierzy, w kajdanach, patrzÄ c w jego stronÄ. Szymon Piotr, ktĂłry staĹ na rogu i czekaĹ, usĹyszaĹ haĹas, zobaczyĹ Go i âgorzko zapĹakaĹâ. Jan 21 rozdziaĹ. Ten sam Piotr, ktĂłry od tego momentu staĹ siÄ wstydliwy i nieĹmiaĹy chociaĹź nie mĂłgĹ zatrzymaÄ swoich porywĂłw, miaĹ je, a potem blokowaĹ przez wspomnienie i wstyd, byĹ tam obok tego rana na brzegu a wszyscy jedli ryby przygotowane przez Pana. Pan poĹoĹźyĹ siÄ blisko, obok niego, patrzyĹ na niego. Piotr rzucaĹ spojrzenia na Pana, ale nie patrzyĹ bo wstydziĹ siÄ bardziej niĹź zazwyczaj, aĹź Jezus mu powiedziaĹ: âSzymonie, synu Jana, czy ty Mnie kochasz? Panie, Ty wiesz, Ĺźe CiÄ kochamâ nie mĂłgĹ odwrĂłciÄ twarzy od Niego, on Go kochaĹ, zdradziĹ Go, ale Go kochaĹ. ZwrĂłciĹ swojÄ twarz ku Niemu i daĹ Mu tÄ odpowiedĹş, ktĂłra nigdy nie ustaĹa mimo tych strasznych momentĂłw. DaĹ Mu odpowiedĹş dla ktĂłrej zwracaĹ ciÄ gle swoja twarz ku Niemu, gdziekolwiek On byĹ. Na Ĺodzi, w morzu, tak jak tego rana lub w tĹumie na gĂłrze, albo kiedy on byĹ w domu a Jego nie byĹo, on zawsze byĹ zwrĂłcony ku Niemu. Macie wiÄc cztery przykĹady nawrĂłcenia wobec postawy w obecnoĹci Chrystusa. Pierwsza naiwna i wielka dla wielu ludzi, najpiÄkniejsza postawa siÄgajÄ ca dna serca. Druga postawa czĹowieka mĹodego, czĹowieka, ktĂłry nie byĹ zwrĂłcony ku Jezusowi tak jak Jan i Andrzej, ktĂłrzy patrzyli na Niego mĂłwiÄ cego, on teĹź patrzyĹ na Jezusa mĂłwiÄ cego, ale pomijajÄ c ten krĂłtki centymetr fascynacji chciaĹ dyskutowaÄ, chciaĹ osiÄ gnÄ Ä swĂłj cel, chciaĹ wykorzystaÄ tego CzĹowieka, aby osiÄ gnÄ Ä spokĂłj sumienia, Ĺźeby byÄ szanowanym jako moralny czĹowiek, dobrze wychowany, chciaĹ aby wszyscy wiedzieli, Ĺźe on zasĹuguje na pochwaĹÄ tego CzĹowieka, a wiÄc to czĹowiek zwrĂłcony ku Chrystusowi w sposĂłb problematyczny, krytyczny. Problematyka i krytyka sÄ zawsze funkcjÄ i celem ustanowionym przez siebie. ZwrĂłcony ku Chrystusowi, ale skupiony na sobie. Trzecia postawa jest postawÄ czĹowieka zwrĂłconego ku Chrystusowi z sercem zmiaĹźdĹźonym ĹwiadomoĹciÄ wĹasnej maĹodusznoĹci i tchĂłrzostwa. TchĂłrz, moglibyĹmy powiedzieÄ âgrzesznikâ. Bogaty mĹodzieniec nie byĹ âgrzesznikiemâ, staĹ siÄ nim na skutek postawy jakÄ przyjÄ Ĺ wobec propozycji Chrystusa. Natomiast Piotr przy sÄ dzie PiĹata byĹ czĹowiekiem zmiaĹźdĹźonym ĹwiadomoĹciÄ bycia grzesznikiem, zmiaĹźdĹźonym swoim bĹÄdem. ByĹ przeciwieĹstwem tego, kim zawsze chciaĹ byÄ, przeciwieĹstwem uczuÄ, ktĂłre zawsze ĹźywiĹ ku Jezusowi, co mi siÄ staĹo, jak ja mogĹem to zrobiÄ, kim ja jestem? Czym jest czĹowiek? Czwarta postawa. Ten sam czĹowiek, ten sam identyczny czĹowiek z caĹÄ identycznÄ ĹwiadomoĹciÄ bycia biednym nÄdzarzem, ktĂłry sprzeniewierzyĹ siÄ samemu sobie i staĹ siÄ kĹamstwem, ktĂłry ma odwagÄ przyjÄ Ä postawÄ w ktĂłrej jego kĹamstwa jego zbrodnie sÄ jakby zdmuchniÄte. Zapiera siÄ swojej zbrodni, nie jest prawdÄ , Ĺźe ja CiÄ znienawidziĹem, Ĺźe ja CiÄ nie kochaĹem, poniewaĹź Ty wiesz, Panie, Ĺźe ja CiÄ kocham. Cztery postawy: zapaĹ, postawa krytyczna, poczucie wĹasnej nicoĹci a w koĹcu w tym samym czasie wewnÄ trz tego poczucia wĹasnej nicoĹci staĹa siÄ oczywistoĹÄ staĹej relacji, âPanie, Ty wiesz, Ĺźe CiÄ kochamâ. Ale to jest przeciwieĹstwo tego co zrobiĹeĹ? Ja nie wiem jak to jest, ja wiem, Ĺźe jest tak, [Ĺźe kocham]. Pierwszy punkt zatem, to nawrĂłcenie jako âpostawaâ wobec obecnoĹci. MoĹźecie sobie wziÄ Ä wszystkie rzeczowniki i przymiotniki jakie chcecie: obojÄtnoĹÄ, caĹkowity brak zainteresowania, pasja, ciekawoĹÄ, powierzchownoĹÄ, litoĹÄ. WeĹşcie sĹownik i wyciÄ gnijcie wszystkie sĹowa, ktĂłre moĹźna stosowaÄ do postawy wobec ObecnoĹci. W naszym Ĺźyciu sÄ wszystkie. W Ĺźyciu ApostoĹĂłw i pierwszych chrzeĹcijan byĹy wszystkie. NiektĂłre z tych postaw byĹy sĹuszne i zrozumiaĹe, odpowiadaĹy temu czym ten czĹowiek byĹ, a inne nie i nie odpowiadaĹy temu czym ten czĹowiek byĹ. Czy moĹźemy okreĹliÄ jaka jest sĹuszna postawa? SĹuszna byĹa postawa Andrzeja i Jana, ale byĹa taka teĹź postawa Piotra, ktĂłry odpowiedziaĹ: âPanie, Ty wiesz, Ĺźe ja CiÄ kochamâ. Kiedy postawa jest sĹuszna? Czy moĹźna to okreĹliÄ? Czy jest jakiĹ fakt, ktĂłry to okreĹla? Tak, jest. SĹusznÄ postawÄ jest postawa dziecka, ktĂłre patrzy. Relacja, ktĂłra zachodzi miÄdzy dzieckiem, ktĂłre patrzy a rzeczywistoĹciÄ na ktĂłrÄ ono patrzy jest analogiczna do relacji, ktĂłra jest miÄdzy nami, ktĂłrzy patrzymy a Chrystusem. JakÄ ... jest Ĺźywym znakiem faktu, Ĺźe postawa sĹuszna wobec obecnoĹci czyli nawrĂłcenie nie moĹźe siÄ wydarzyÄ poprzez racjonalny i woluntarystyczny wysiĹek wyboru i osÄ du, chociaĹź ostatecznie dochodzi siÄ do tych dwĂłch sĹĂłw: osÄ d i wybĂłr, to co jednak wytwarza ten osÄ d i wybĂłr jest inna postawa, postawa dziecka, ktĂłre patrzy z otwartymi oczami i z otwartÄ buziÄ na coĹ, co jest przed nim. Mateusz 11,25-27. âW tym czasie Jezus powiedziaĹ: dziÄkujÄ Ci Ojcze, Panie nieba i ziemi, poniewaĹź nie odkryĹeĹ tych rzeczy przed uczonymi, ale przed prostaczkamiâ. Marek 8,31-33 ĹwiÄty Piotr, ktĂłry nie popeĹniĹ jeszcze swojego wielkiego bĹÄdu, gdy czuĹ siÄ jeszcze bardzo pewny siebie powiedziaĹ, Ĺźe raczej wolaĹby, aby mu uciÄli gĹowÄ, a Jezus mu powiedziaĹ âprecz ode mnie szatanieâ, Piotr oceniĹ to proroctwo Chrystusa wedĹug wyboru i osÄ du opartego na Jego planie czĹowieka. ZwiÄ zany z Chrystusem uczeĹ i czĹowiek pomyĹlaĹ: na miĹoĹÄ BoskÄ , jeĹliby mieli zabiÄ Ciebie to lepiej niech mnie to spotka, ale to nie byĹa sĹuszna postawa, poniewaĹź nie byĹa postawÄ dziecka. Po zdradzie odpowiada: âtak Panie, Ty wiesz, Ĺźe CiÄ kochamâ. PrzewijajÄ c caĹÄ pamiÄÄ o tym co zrobiĹ, co uczyniĹ to dopiero byĹo postawÄ dziecka, bo to co okreĹla sĹusznÄ postawÄ wobec ObecnoĹci to spojrzenie dziecka, ale czĹowiek nie jest dzieckiem. W spojrzeniu dziecka wibruje caĹy krzyk, ktĂłry serce czĹowieka sugeruje wobec braku wnÄtrza wĹaĹciwego temu co jest maĹe. Spojrzenie dziecka sprawia, Ĺźe jesteĹmy w sĹusznej postawie wobec rzeczywistoĹci czyli Chrystusa: w postawie proĹby.
***
Ten czĹowiek, Jezus ma bardzo prostÄ cechÄ ludzkÄ , jest czĹowiekiem, z ktĂłrego promieniuje sympatia ludzka, a wiÄc moralnoĹÄ czyli zwyciÄstwo nad nihilizmem, to nie jest nie popeĹnianie bĹÄdĂłw, ale aczkolwiek popeĹnia siÄ bĹÄdy w koĹcu On mĂłwi: âSzymonie, czy ty mnie kochasz?â, âTak, Panie, ja CiÄ kochamâ, przyjmujÄ sympatiÄ ludzkÄ , ktĂłra promieniuje od Ciebie, Jezusie z Nazaretu. A wewnÄ tr5z tej ludzkiej sympatii, ktĂłra promieniuje od Ciebie, ja uczÄ siÄ ĹźyÄ, uczÄ siÄ byÄ czĹowiekiem. To bardzo proste, przyjÄcie sympatii, sympatii ludzkiej, takiej jak matka odczuwa dla wĹasnego dziecka i dziecko odczuwa wzglÄdem wĹasnej matki, poniewaĹź w Jezusie ma ĹşrĂłdĹo taka sympatia. Jezus ma takÄ ludzkÄ sympatiÄ dla ciebie, dla mnie. A ja mimo iĹź popeĹniam liczne bĹÄdy mĂłwiÄ: tak, Panie, ja przyjmujÄ tÄ sympatiÄ. To ostatnie stwierdzenie jest moĹźliwoĹciÄ przezwyciÄĹźenia nihilizmu, ktĂłry my przyjmujemy przez âzaraĹźenieâ od spoĹeczeĹstwa, w ktĂłrym Ĺźyjemy. ZaleĹźy mi na tym abyĹmy zatrzymali siÄ na tym co powiedziaĹem na koĹcu, czyli na tym, Ĺźe moralnoĹÄ, odpowiadanie âtakâ Chrystusowi, ktĂłry ciÄ pyta: czy ty Mnie kochasz? ma bardzo prosty poczÄ tek, ktĂłrym jest przyjÄcie z prostotÄ sympatii. A to przyjÄcie sympatii ma bardzo prosty poczÄ tek: jest nim spojrzenie na Chrystusa. (...) Kiedy czĹowiek zatrzymuje siÄ wĹasnymi oczami, wĹasnÄ twarzÄ na brudach swoich grzechĂłw, tak jak Miguel Manara kiedy wchodzi do swojego klasztoru jest niczym, wygrywajÄ jego grzechy, jest oblÄĹźony, uwiÄziony, zniszczony w swojej nadziei przez to co zrobiĹ. PamiÄtacie co mĂłwiĹ Miguel Manara Girolamie? Jak Ĺźycie jest smutne: to co jest zrobione, to jest zrobione, to co jest dokonane, to jest dokonane, a swoim zrywem Girolama odpowiada: wcale siÄ nie zgadzam. Co mogĹo sprawiÄ, Ĺźe ona siÄ buntowaĹa? Istnienie kogoĹ Innego, obecnoĹÄ kogoĹ Innego. PoniewaĹź w przeciwnym wypadku ona teĹź musiaĹaby powiedzieÄ to samo, tak jak ty, i mĂłwiÄ to samo, tak jak wszyscy mĂłwimy to samo. JesteĹmy uwiÄzieni przez to co zrobiliĹmy. PrzeszĹoĹÄ nas wiÄ Ĺźe, przeszĹoĹÄ nie jest juĹź w naszych rÄkach. W ten sposĂłb moĹźemy juĹź robiÄ dla przeszĹoĹci to co siÄ nam Ĺźywnie podoba, moĹźemy po tym jak zniszczyliĹmy przeszĹoĹÄ, moĹźemy zniszczyÄ teĹź przyszĹoĹÄ. CenzurowaÄ ten zĹy czas przeszĹoĹci. Ten zĹy czar rzucony przez zĹego czĹowieka, ta sugestia zĹa, ktĂłre siÄ uczyniĹo, ktĂłre jest o wiele gorsze niĹź zĹo, ktĂłre siÄ uczyniĹo. Co zrywa ten zĹy czar, tÄ sugestiÄ? ObecnoĹÄ chwili, ktĂłrym moĹźe byÄ ânieâ, ânieâ, ktĂłre wiÄc potwierdza przeszĹoĹÄ, dokonuje przeszĹoĹÄ, zakopuje czĹowieka pod ziemiÄ, czyni zĹym teĹź obecnÄ chwilÄ, teraĹşniejszoĹÄ, albo âSzymonie, czy kochasz Mnie?â, owo âtakâ. Oddech, z ktĂłrym Piotr odpowiedziaĹ âtakâ byĹ teraĹşniejszoĹciÄ , ktĂłra unicestwia przeszĹoĹÄ. TeraĹşniejszoĹÄ, ktĂłra otwiera siÄ na to co boskie, pozwala, aby to co boskie unicestwiĹo caĹÄ przeszĹoĹÄ. MoralnoĹÄ nie zaczyna siÄ od wszystkich sytuacji, w ktĂłrych byliĹmy konsekwentni, wszystkich dobrych rzeczy, ktĂłre uczyniliĹmy. MoralnoĹÄ zaczyna siÄ od âtakâ, ktĂłre dziecko mogĹoby powiedzieÄ swojej matce. PoniewaĹź dziecko mogĹoby denerwowaÄ swojÄ matkÄ tysiÄ c razy w ciÄ gu dnia, a jeĹźeli mama biorÄ c je wieczorem na rÄce pyta je czy ono ja kocha, dziecko rzuci siÄ w ramiona mamy, przytuli siÄ do jej piersi i uĹmiechajÄ c siÄ powie âtakâ. âTakâ Ĺw. Piotra nie pokrywaĹo siÄ z nieodpowiedzialnym uĹmiechem dziecka, ktĂłre po chwili nie pamiÄta juĹź niczego z caĹego dnia, ale kojarzy siÄ z odpowiedzialnoĹciÄ wobec bytu wĹaĹciwÄ czĹowiekowi starszemu. Szymon Piotr podczas, gdy mĂłwi âtakâ Jezusowi potwierdzajÄ c teraĹşniejszoĹciÄ istnienie czegoĹ boskiego, ktĂłre rzuca na ziemiÄ i unicestwia caĹe przeszĹe zĹo, pozwala temu co boskie na wejĹcie do teraĹşniejszoĹci. Powiedzenie Jezusowi âtak, Ty wiesz, Ĺźe ja CiÄ kochamâ rĂłwna siÄ z powiedzeniem: Panie przyjdĹş, przyjdĹş Panie. Nie przypadkiem historia ludzka koĹczy siÄ â jak mĂłwi Biblia â sĹowem: âprzyjdĹş Panieâ, ktĂłre unicestwia caĹÄ nieszczÄĹliwÄ historiÄ czĹowieka, aby Pan przyszedĹ. (...) Tekst zatytuĹowany âUznaÄ Chrystusaâ opublikowany w ksiÄ Ĺźce pt. Czas i ĹwiÄ tynia ma niejako podtytuĹ: Pierwsze akcenty nowej moralnoĹci. Czym jest ta nowa moralnoĹÄ? âNowaâ znaczy bez Ĺźadnego porĂłwnania bardziej moralna niĹź ta wczeĹniejsza, a jednak w bardzo dziwny sposĂłb prostsza i sugestywna. Wszystkie moralnoĹci z tysiÄ ca moĹźliwych religii maja moralnoĹÄ, ktĂłra rodzi siÄ w ten sam sposĂłb. Rodzi siÄ jako szczegĂłĹowa analiza czynnikĂłw, ktĂłre konstytuujÄ dialektykÄ, dynamikÄ odczytana skali rozwoju. CzĹowiek jeĹźeli wiec przestrzega tych praw, przestrzega rozwoju. MoralnoĹÄ chrzeĹcijaĹska nie rodzi siÄ w ten sposĂłb. MoralnoĹÄ Ĺźydowska tak, choÄ sposĂłb jest trochÄ poprawiony. MoralnoĹÄ Ĺźydowska rodzi siÄ z analizy tego czym jest czĹowiek. Analiza ta jest jednak jest zawsze poprawiona o odniesienie do historii. BÄ dĹşcie dobrzy wobec cudzoziemcĂłw poniewaĹź wy tez byliĹcie w Egipcie i wiecie, co to znaczy byÄ cudzoziemcem. WiÄc analiza poprawiona przez historiÄ. MoralnoĹÄ chrzeĹcijaĹska nie rodzi siÄ w ten sposĂłb. Tu jest tylko historia, ale nie historia trwajÄ ca dwieĹcie lat: krĂłciutka historia trzech lat, ktĂłrej szczytem jest to ciche pytanie, ktĂłre Jezus postawiĹ w nieoczekiwany sposĂłb Piotrowi: âSzymonie, czy miĹujesz mnie?â A Piotr odpowiedziaĹ âtakâ, przebijajÄ c przez to âtakâ wszystkie zĹe wspomnienia, ktĂłre obciÄ ĹźaĹy jego pamiÄÄ o tym, co on zrobiĹ w poprzednich latach (byĹ jedynym, ktĂłry dostÄ piĹ âzaszczytuâ zostania nazwanym przez Jezusa â szatanem); on rozumiaĹ, ze to wszystko nie miaĹo ze sobÄ nic wspĂłlnego, on Go kochaĹ. âPiotrze, czy ty Mnie kochasz?â âtak, takâ âale czy ty Mnie kochasz??, âtakâ, âale czy naprawdÄ kochasz Mnie bardziej niĹź ci?â porĂłwnanie to jest absolutnie przypadkowe, konkretne, praktyczne, materialne, cielesne. Ja nie wiem jak to jest. Ale tak jest. Musi powiedzieÄ âtakâ. To jest poczÄ tek moralnoĹci. Bowiem czĹowiek, ktĂłry mĂłwi âtakâ moĹźe popeĹniaÄ bĹÄdy kaĹźdego dnia, moĹźe czyniÄ zĹo dziesiÄÄ razy dziennie, bo Ĺatwiej zgodziÄ siÄ na wĹasnÄ ĹmierÄ niĹź uchroniÄ siÄ od codziennych bĹÄdĂłw, dlatego bĹÄdy codzienne sÄ przebaczone, poniewaĹź przebacza siÄ temu, ktĂłry bardzo kocha. Nie ma nikogo, ktĂłry by tak kochaĹ jak ten, ktĂłry jest gotowy oddaÄ swoje Ĺźycie za przyjaciela, albo wedĹug tej doskonaĹej uwagi, ktĂłra daĹa tytuĹ naszemu tekstowi: Nie ma wiÄkszej ofiary niĹź oddaÄ Ĺźycie dla dzieĹa kogoĹ innego, ale to jest paradoks. KaĹźdy z was rozumie, Ĺźe wĹaĹnie jest tak. Dziecko, chĹopak, ktĂłry narobi wszystko, co moĹźe, zachowujÄ c siÄ jak Ĺobuz co sprawia, Ĺźe matka pĹacze codziennie, gdy dotkniesz jego matkÄ to on ciÄ rozszarpie. Ale jeĹźeli on tak kocha swojÄ matkÄ to tak czy inaczej, wczeĹniej czy później, nawet po trzydziestu latach, zmieni siÄ. Moja mama powiedziaĹaby: sÄ dzÄ, Ĺźe to jest najpiÄkniejsza uwaga jaka moĹźna by uczyniÄ o koncepcji czĹowieka chrzeĹcijaĹskiego. MoralnoĹÄ rodzi siÄ jako sympatia przewaĹźajÄ ca, nieodparta wobec osoby obecnej. Albowiem dziewictwo jest miĹoĹciÄ wobec osoby obecnej. Nie wobec praw, nie wobec czystoĹci, lecz wobec osoby obecnej. Albowiem dziewictwo jest miĹoĹciÄ wobec osoby obecnej, nie wobec czystoĹci. NajpiÄkniejsze jest tĹumaczenie samego Ĺw. Jana: ktokolwiek ma tÄ nadziejÄ w Nim, siĹÄ rzeczy patrzy na Jezusa jako swojÄ nadziejÄ, na tÄ nadziejÄ skÄ d mu przyjdzie wszystko, oczyszcza siÄ, tak jak On jest czysty, Ĺźeby mĂłc to zrozumieÄ oczyszcza siÄ. Czyli ta dziaĹalnoĹÄ etyczna, moralna, jak zawsze tĹumaczyliĹmy: staraj siÄ byÄ czysty, jest caĹkowicie odlegĹa od naszego rozumienia tego czasownika, tak jak brzmi ono w sĹowniku. CzĹowiek rozumie bowiem, Ĺźe nie ma Ĺźadnego roszczenia. TĹumaczy siÄ, zamienia siÄ w wielki krzyk, w wielkÄ proĹbÄ, lub w wielkie Ĺźebranie. Nie znajdziecie bowiem Ĺźadnej religii, w ktĂłrej moralnoĹÄ powstaje w ten sposĂłb. Powstaje bowiem poza polem moralnym, powstaje z powodu spotkania, powstaje z powodu obecnoĹci, i dlatego, Ĺźe caĹe prawo jak powiedziaĹ Jezus (co czytamy u Mateusza) zawiera siÄ w jednym sĹowie: kochaj bliĹşniego swego jak siebie samego. (...) Dlaczego, kiedy staram siÄ wyjaĹniÄ 20 rozdziaĹ Ewangelii Ĺw. Jana nikt nie rozumie kiedy nalegam i co to oznacza, Ĺźe âtakâ powiedziane Chrystusowi jest poczÄ tkiem moralnoĹci? PoniewaĹź istnieje mentalnoĹÄ formalistyczna i moralistyczna tworzona przez zbiorowoĹÄ [spoĹeczeĹstwo], ktĂłre jest miejscem, w ktĂłrym czĹowiek jest najbardziej zniewolony, najmniej wolny, ktĂłra nie pozwala chrzeĹcijaĹstwu mieÄ koncepcji relacji miÄdzy nieskoĹczonoĹciÄ a wolnym âjaâ, miĹosiernym. (...) WyobraĹşmy sobie, Ĺźe ja jestem Piotr Szymon, syn Jana. BojÄ siÄ. Ciekawe, gdzie moĹźe byÄ Pan. WidzÄ Go tutaj, o póŠmetra od siebie, On mnie woĹa, co mi teraz powie?, wszystko mi wypomni, to i tamto. Ale skÄ d! On tylko pyta: âczy ty Mnie kochasz?â, rozumiesz, ze to wszystko co wczeĹniej czyniĹem, w tym momencie to wszystko jest spalone, jest obejmowane pytaniem: âczy ty Mnie kochasz?â, reszta juĹź siÄ nie liczy. Nie ma juĹź dziury w szafie. Czy rozumiesz? Ĺw. Piotr mĂłgĹ powiedzieÄ sobie: âNo, co teraz sobie [o mnie] pomyĹli, moĹźe mi powie âto jest kĹamstwoâ, to co mi mĂłwiszâ. OdpowiedziaĹ âtakâ, poniewaĹź Ĺźyli trzy lata razem, i byĹ zdziwiony, zdziwiony tym czym ten czĹowiek byĹ. JeĹźeli potem go obraziĹ i postÄpowaĹ przeciwko Niemu, jeĹźeli czasami wobec Niego byĹ maĹo opanowany, trochÄ gniewny, niedyskretny setki razy, juz tego nie pamiÄta, przyrzekam, Ĺźe juĹź w tej chwili wszystko zapomniaĹ, poniewaĹź to byĹa zbyt imponujÄ ca, istotna sprawa: âczy ty Mnie kochasz?â. Wtedy odpowiada Mu âtak, i trzy razy odpowiedziaĹ Mu âtakâ. Trzeci raz siÄ trochÄ zdenerwowaĹ: dlaczego mu nie wierzy? PrzywiÄ zuje wagÄ do maĹych bĹÄdĂłw? A jednak nie. Wtedy powierzyĹ mu caĹe swoje stado. Powierzam ci swĂłj lud, MĂłj lud, tobie [Piotrze] i nawet przez uĹamek sekundy nie pomyĹlaĹem âciekawe, pewnie jutro znowu popeĹni bĹÄ dâ. Piotr musi Mu powiedzieÄ âtakâ, albo juĹź wie, musi Mu powiedzieÄ, Ĺźe nie wie poniewaĹź pewnie jeszcze raz popeĹni bĹÄdy. âtakâ wyszĹo z niego jako konsekwencja zdziwienia, z ktĂłrym patrzyĹ na Niego. I znĂłw patrzy na Niego kaĹźdego rana. I patrzyĹ na Niego wieczorem oddalajÄ c siÄ, rozumiesz? Musisz patrzeÄ na Niego. Ale Ĺźeby patrzeÄ na Niego, musisz patrzeÄ na Ĺźywe osoby, choÄby byĹa tylko jedna na sto, musisz iĹÄ tam gdzie jest. Czy mnie rozumiesz? Ale najwaĹźniejszÄ kwestiÄ jest utoĹźsamiaÄ siÄ z faktem Szymona. To wszystko co byĹo nigdy nie istniaĹo. On tylko jest. To jest matematyka, to jest sama matematyka, tyle Ĺźe lĹźejsza na poczÄ tku, kiedy to jego brat Andrzej i Jan siedzieli trochÄ zdziwieni w jego maĹej chaĹupce i on zaczÄ Ĺ mĂłwiÄ, podczas gdy szedĹ po picie dla nich, zaczÄ Ĺ mĂłwiÄ a reszta juĹź nie istniaĹa. Problem bĂłlu z powodu wĹasnych grzechĂłw polega na tym Ĺźe osiÄ ga sĹĂłj dokĹadny punkt, w przeciwnym przypadku chodzi o osobistÄ dumÄ, niepotrzebnÄ prĂłbÄ potwierdzenia siebie, rozpacz bez racji. WiÄc pamiÄtaj o tym, co zostaĹo wczeĹniej powiedziane. To âtakâ w tym punkcie rozwesela Ĺźycie. âTakâ Jezusowi rozweseliĹo Szymona. (...) Obiekcja nie rodzi siÄ z rzeczy negatywnych, wywodzi siÄ ze sprawy pozytywnej, ze zdolnoĹci czĹowieka, w ktĂłrej zostaje podkreĹlona. Tak jak Ĺźaba, ktĂłra widzi i woĹa: ja teĹź chcÄ siÄ staÄ taka duĹźa. I wtedy nadyma siÄ, nadyma tak, aby staÄ siÄ takÄ jak duĹźÄ jak wĂłĹ, ale poniewaĹź jej skĂłra nie jest przystosowana do tego, aby staÄ siÄ skĂłrÄ woĹu w pewnym momencie pÄka. I to jest prawdziwy punkt z ktĂłrego siÄ rodzi nasza kruchoĹÄ przynaleĹźnoĹci do Chrystusa, i to tego nas uczy wspaniaĹy fragment o Szymonie u Ĺw. Jana 21. On nie miaĹ obiekcji â Szymon â wobec tego strasznego i decydujÄ cego pytania, wszystkie jego bĹÄdy nie stanowiĹy dla niego obiekcji takiej, do jakiej ja nie jestem zdolny. ByĹ raz, w ktĂłrym miaĹ obiekcje, przy myciu stĂłp, ale byĹo to w zupeĹnie w innym kontekĹcie, miaĹo to inne znaczenie. Natomiast kiedy Jezus powiedziaĹ: âczy ty Mnie kochasz?â Piotr odpowiedziaĹ âtakâ. Ktokolwiek by go tam sĹuchaĹ zanim powiedziaĹby âtakâ wymieniĹby tysiÄ ce bĹÄdĂłw, ktĂłre popeĹniĹ. To co czyni kruchÄ naszÄ przynaleĹźnoĹÄ jest wĹaĹnie ta zdolnoĹÄ, ktĂłrÄ mamy, ktĂłrÄ jest uczestnictwo w tajemnicy Bytu, a ktĂłrÄ zazwyczaj stawiamy jako samodzielnÄ , autonomicznÄ zdolnoĹÄ. CzĹowiek jest zdolny miĹowaÄ, kochaÄ, ale nie zauwaĹźa, Ĺźe to miĹowanie jako zdolnoĹÄ sama z siebie jest od razu rzeczÄ dwuznacznÄ . Utrzymuje siÄ do momentu, gdy nie jest zaprzeczona, jest potwierdzeniem siebie zamiast potwierdzeniem Boga, jest to wielka alternatywa, tak jak mĂłwi powieĹÄ Van der Meersch`a: Ĺźycie albo jest potwierdzeniem Boga aĹź do ofiary Ĺźycia dla Niego, albo jest potwierdzeniem siebie, aĹź do Ĺmierci Boga[1]. (...)
Nie jest rzeczÄ oczywistÄ byÄ posĹusznym, poniewaĹź autonomicznoĹÄ, samodzielnoĹÄ przedziera siÄ , filtruje tÄ wieĹş i ugina ciebie tak, abyĹ odczuwaĹ czyli abyĹ interpretowaĹ tÄ wiÄĹş tak, jak ty chcesz. Dlatego gdyby On nie przemĂłwiĹ, nie wiedzielibyĹmy, co to znaczy, Ĺźe BĂłg nas kocha. (...) Jeden z was powiedziaĹ: âW âtakâ Matki Boskiej, w âtakâ Piotra byĹa wĹaĹnie caĹa wolnoĹÄ osoby, ktĂłra przylgnÄĹa i mĂłwiĹa âja chcÄâ. Tak, ale to obraz, ktĂłry daliĹcie sprawie jest mylny, a nie stwierdzenie jako takie. Musi przejĹÄ, owszem, przez wolnoĹÄ ale ta wolnoĹÄ jest rozumiana w pomylony sposĂłb. Tak, jakby to byĹ akt zdecydowany przez mnie, ja decydujÄ czy mĂłwiÄ Ci âtakâ, ja decydujÄ czy powiem: bÄ dĹş wola Twoja. AleĹź skÄ d! To inna rzecz. PoniewaĹź wobec Chrystusa, ktĂłry pytaĹ: âCzy ty Mnie kochasz?â nawet zdrada sprzed kilku dni nie stanowiĹa oporu. OstatniÄ myĹlÄ , ktĂłrÄ miaĹ podjÄ Ä Ĺw. Piotr byĹo w tym momencie przeliczanie czy ponownie wysĹuchaÄ echa swoich bĹÄdĂłw. Wobec pytania: âczy ty mnie kochasz?â jego âtakâ byĹo natychmiastowe, jako konsekwencja zdziwienia, ktĂłre zaczÄĹo siÄ w Betanii kiedy Andrzej jego brat przyprowadziĹ go do Chrystusa, a on odczuĹ, Ĺźe Chrystus patrzy na niego w taki sposĂłb, Ĺźe on jest przeszyty tym spojrzeniem i jest tym samym okreĹlony jako czĹowiek, w swoim charakterze, do tego stopnia, Ĺźe nawet zmieniĹ mu imiÄ. Poszli do domu tego wieczora wstrzÄ ĹniÄci, poniewaĹź nigdy wczeĹniej nie znaleĹşli takiego czĹowieka! DominowaĹ podziw i zdziwienie dla wyjÄ tkowoĹci tej obecnoĹci, stwierdzenie wyjÄ tkowoĹci doĹwiadczenia tego wieczora, moĹźliwoĹci jutra. Kilka dni później, kiedy On przemieniĹ wodÄ w wino, a kaĹźdego dnia byĹo to samo, a wiÄc coraz bardziej waĹźka stawaĹa siÄ oczywistoĹÄ przylgniÄcia, sympatii i przylgniÄcia, zaufania i pewnoĹci. Do tego stopnia, Ĺźe Jezus w pewnym momencie mĂłwi oddam wam do jedzenia Moje ciaĹo, a wszyscy krzyczÄ On jest szalony, a Piotr mĂłwi, my rĂłwnieĹź nie rozumiemy tego co mĂłwisz, ale jeĹźeli odejdziemy od Ciebie to dokÄ d pĂłjdziemy, nic nie rĂłwna siÄ z TobÄ . To âtakâ nad jeziorem Tyberiadzkim jest przedĹuĹźeniem tego przywiÄ zania, tego zadziwienia, tego podziwu, ktĂłry trwaĹ trzy lata. (...) Piotrowe âtakâ moĹźe wydarzyÄ siÄ z powodu przywiÄ zania, ktĂłre realizuje siÄ od samego poczÄ tku jako konsekwencja spotkania z czĹowiekiem, ktĂłrego postawa wzruszyĹa tych, ktĂłrzy byli obecni niewytĹumaczalnym zdziwieniem, ktĂłre ogarniaĹo caĹy byt. ByĹ to poczÄ tek, ktĂłry siÄ powtarzaĹ kaĹźdego dnia. We wszystkie te dni, gdy Piotr, Andrzej i Jan poszli tam, powtarzaĹa siÄ ta sama rzecz, a wiÄc byĹo tak jakby kolejny raz kreĹliÄ coĹ oĹĂłwkiem, dwa razy, trzy razy, cztery razy, piÄÄ razy, dwadzieĹcia razy, piÄÄdziesiÄ t razy, dziurawi siÄ nawet zeszyt. To âtakâ Piotrowe jest raczej wynikiem prostoty jako cnoty, ktĂłra przylega. Przylega do oczywistoĹci zdziwienia, ktĂłre ten czĹowiek budziĹ, ale kim jest ten czĹowiek, jak on moĹźe taki byÄ? A Ĺw. Piotr, Ĺw. Jan i Ĺw. Andrzej byli lojalni, proĹci i lojalni wobec tego, wobec oczywistoĹci, ktĂłrej doznawali. Byli lojalni jednego dnia, dwa dni, rok, dwa lata, trzy lata wobec wĹadzy stosowanej w sposĂłb coraz bardziej urozmaicony i coraz bardziej potÄĹźny. W pewnym momencie ten czĹowiek zapytaĹ Ĺw. Piotra: âty Mnie kochasz?â âtakâ, nawet chwilÄ nad tym nie pomyĹlaĹ, byĹo potwierdzeniem czegoĹ co jest i ĹźyĹo od lat, zaczÄĹo siÄ w przeszĹoĹci i caĹe dÄ ĹźyĹo ku przyszĹoĹci. Dlatego nazywaĹo siÄ rĂłwnieĹź obietnicÄ . Ten czĹowiek od pierwszego razu, gdy Go usĹyszeli, byĹ jak obietnica; zdziwienie, ktĂłre On budziĹ byĹo jak obietnica, obietnica czegoĹ lepszego, silniejszego, bardziej prawdziwego, bardziej miĹosnego, bardziej wspĂłĹczujÄ cego; byĹo obietnicÄ czegoĹ co jest bardziej prawdziwym Ĺźyciem. ByĹ obietnicÄ , kiedy Ĺw. Piotr powiedziaĹ âtak, byĹa to prostota, z ktĂłra myĹlaĹ zawsze o tej obietnicy i zawsze braĹ tÄ obietnicÄ pod uwagÄ, nawet niechcÄ cy. To âtakâ wyraĹźa prostotÄ wiernoĹci wobec spotkania, ktĂłre siÄ wydarzy, wedĹug wartoĹci, ktĂłre to spotkanie budzi i pozwoliĹo trwaÄ w historii tego doĹwiadczenia. (...) Od czego zrodziĹo siÄ zainteresowanie Szymona Jezusem? Z poczÄ tkowej ciekawoĹci. Kiedy jego brat Andrzej przyprowadziĹ go tam ciekawoĹÄ przemieniĹa siÄ w szok, taki nieobojÄtny, ktĂłry przerodziĹ siÄ natychmiast w palÄ ce przywiÄ zanie, afektywnoĹÄ. KaĹźdego dnia chodziĹ tam sĹuchaÄ tego czĹowieka i zobaczyÄ co on robi. I sprawiĹo, Ĺźe staĹ siÄ przyjacielem do tego stopnia, ze Jezus zabraĹ go ze sobÄ na wesele w Kanie. A on przechodziĹ od zdziwienia do nastÄpnego zdziwienia. I kiedy On go spotkaĹ: âczy ty Mnie kochasz?â, gdyby on tak siÄ zatrzymaĹ i powiedziaĹ âtak, owszem ja Go zdradziĹem, a On mnie nazwaĹ szatanem, tyle razy interweniowaĹem caĹym moim temperamentem przeciwko Niemu, nawet teraz nie wiem co siÄ moĹźe wydarzyÄ za minutÄ, za piÄÄ minut, za póŠgodziny, jutro. A gdyby On mnie wziÄ Ĺ za rÄkÄ i wysĹaĹ do amfiteatru, Ĺźeby byÄ zjedzonym przez zwierzÄta? Kto moĹźe o tym wiedzieÄ?â. Gdyby Ĺw. Piotr zostaĹ tam i mĂłwiĹ âPanie, ja popeĹniĹem bĹÄdy, ja CiÄ zdradziĹem, jutro mogÄ bĹÄ dziÄ w sposĂłb jeszcze gorszyâ albo najwyĹźej powiedziaĹby: âjednak wydaje mi siÄ, Ĺźe naprawdÄ CiÄ kochamâ. WprowadziĹby coĹ obcego w stosunku do korzenia jego wiÄzi z Chrystusem. PoniewaĹź korzeniem jego wiÄzi z Chrystusem byĹo zdziwienie, ktĂłre nastÄ piĹo po ciekawoĹci, ktĂłre skĹoniĹo go, Ĺźeby pĂłjĹÄ i zobaczyÄ. ânikt nie mĂłwi jak ten czĹowiekâ, zdziwienie byĹo spowodowane wyĹźszoĹciÄ tego czĹowieka i odpowiednioĹciÄ , bieganiem siÄ tej wyĹźszoĹci z pragnieniem jego serca. MyĹl o grzechach, o zdradach byĹaby myĹlÄ obcÄ z natury, obca w stosunku do korzeni jego wiÄzi z Chrystusem, sympatii, ktĂłra Chrystus u niego wzbudziĹ. Sympatia, zdziwienie, wĹaĹnie dlatego z powodu tego co mu powiedziaĹ, gdy tylko go zobaczyĹ, byĹoby to komplikacjÄ , skomplikowaĹoby coĹ prostszego. SĹyszaĹ âtak mĂłwiÄ âtakâ wtedy ten drugi jeszcze raz nalega, ale trzeci raz juĹź Piotr nie wie jak z tego wyjĹÄ i mĂłwi tak, jak przetĹumaczyĹem jego postawÄ âsĹuchaj, ja nie wiem jak, ale CiÄ kochamâ.
[1] Por. M. Van der Meersch, Corpi e anime (CiaĹa i dusze), Milano 1964, s. 617. |