Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2005 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2005 (styczeń / luty)

Społeczeństwo. Sprawa Europy - sprawa demokracji

Amerykański przełom

Pokutuje gdzieniegdzie przekonanie, że USA to siedlisko zła, upadająca kraina, której istnienia jedynym uzasadnieniem jest dolar. Chciałoby się ten mit obalić, ale zapewne będzie trudno. W końcu na Amerykę patrzymy głównie przez pryzmat Hollywood, Wall Street, globalizacji i procesów przeciwko katolickim parafiom.

Łukasz Głowacki


Według Rocco Buttiglionego, cenionego w świecie intelektualisty i polityka, to właśnie Ameryka jest pionierem odnowy ducha. „Nawet na początku lat 80. uważano, że USA są skończone, że już po nich. A potem nagle coś się wydarzyło i duch Ameryki się odmienił. Odrodzeniu amerykańskiej gospodarki i jej siły politycznej towarzyszy zdecydowany powrót do wartości chrześcijańskich, co zmusza polityków do podjęcia dyskusji, np. na temat wartości rodziny” – zauważa Buttiglione w wywiadzie dla tygodnika Newsweek Polska.

Czy trzeba bardzo się starać, żeby zauważyć oznaki owego odrodzenia? Chyba nie.

Pierwszy z brzegu przykład. Z badań przeprowadzonych przez People Magazine wynika, że większość amerykańskich nastolatków nie poddaje się atmosferze seksualnego wyzwolenia i zachowuje wstrzemięźliwość seksualną. Wśród młodzieży między 13 a 16 rokiem życia taka postawa wynika z wiary, wyznawanych wartości oraz troski o zdrowie i przyszłość. Co ciekawe aż 65% nastolatków twierdzi, że na taką decyzję wpływ ma opinia ich rodziców. (Źródło: http://people.aol.com/people/teensex/teensexpoll.pdf)

Kiedy w roku 2002 Kościołem w USA wstrząsały kolejne, mocno nagłaśniane przez media skandale, na niedzielne Msze święte chodziło przeciętnie 25 milionów osób. Czyli około 35 procent ogółu katolików. To bardzo dużo, szczególnie w porównaniu z Europą, a nawet częścią polskich diecezji. Minęły dwa lata i co się okazało? Że do kościołów regularnie nadal chodzi od 31 do 35 procent katolików – wynika z badań prowadzonych przez Uniwersytet Georgetown z Waszyngtonu. (Źródło: http://www1.georgetown.edu/explore/news/?DocumentID=1634)

A pod koniec stycznia w całych Stanach odbyło się trzydniowe czuwanie w intencji obrony życia. Na jego zakończenie, mimo szalejącej na wschodnim wybrzeżu burzy śnieżnej, do stolicy zjechały tłumy Amerykanów. 32. Marsz dla Życia, organizowany w rocznicę orzeczenia Sądu Najwyższego legalizującego aborcję w USA zgromadził 100 tysięcy osób. „Ameryka naszych marzeń, gdzie każde dziecko jest chciane i chronione przez prawo prawdopodobnie jest jeszcze daleko, ale już dziś widać dla niego światełko nadziei” – mówił do nich prezydent George W. Bush.

Swego czasu przez dwa tygodnie miałem okazję mieszkać w domach amerykańskich katolików. Nocami prowadziliśmy długie rozmowy, a w ciągu dnia spotykaliśmy się z ich dziećmi i wnukami. Zaimponowali mi. Nie tylko mówili o swojej wierze, ale także nią żyli. U nas wtedy jeszcze nie było hipermarketów, a tam malle stojące na skrzyżowaniu wiodących w pustkowie dróg działały w najlepsze. Większość ciężko pracowała, nawet w niedzielę. Ale na drzwiach jednego z nich zobaczyłem kartkę: „W trosce o dobro rodzin naszych pracowników – nie pracujemy w dni świąteczne”. Byłem pod wrażeniem.

Dlatego nie dziwię się, gdy czytam opinię Buttiglionego (Newsweek Polska, 16.01.2005): “Być może Ameryka przeszła wcześniej od nas proces sekularyzacji, zobaczyła jego granice i szkody i zapoczątkowała nowy proces – rechrystianizacji. A ponieważ Ameryka jest nowocześniejsza od Europy i pewne tendencje przychodzą do nas stamtąd po 15 czy 20 latach, niewykluczone, że i nas to czeka. Być może znajdujemy się dziś u kresu pewnej fazy i zaczynamy nową”. Oby – od tamtej mojej wizyty w USA minęło już 12 lat. Jako optymista wybieram pierwszą wersję. A zatem: 3, 2, 1, 0 – START!


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją