Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2015 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2015 (styczeń / luty)

Pierwszy Plan. SAMIR KHALIL SAMIR

By pomóc islamowi, potrzeba przyjaźni

Islamska myśl pilnie potrzebuje nowej hermeneutyki. Jaki możemy mieć w tym udział? Odpowiada ojciec SAMIR KHALIL SAMIR.

Alessandra Stoppa


Islam rodzi się z pustyni. „A pustynia to życie i śmierć”. Kiedy był chłopcem, ojciec Samir Khalil Samir spędzał noce z soboty na niedzielę za piramidami, sam. To pogłębiło w nim poczucie Tajemnicy, obecności Boga i swojego powołania. Urodzony w Kairze 77 lat temu, wstąpił do zakonu jezuitów w wieku 17 lat. Dogłębny znawca islamu, dzisiaj jest wykładowcą na Uniwersytecie św. Józefa w Bejrucie oraz w Papieskim Instytucie Wschodnim w Rzymie. „Pustynia jest radykalnym doświadczeniem. Jest całkowitym ogołoceniem. Tylko piasek, i gwiazdy nad tobą. Jesteś ty w obecności supermocy. Tam narodził się islam, zrodził się z pustyni. Wówczas zrozumiały staje się ekstremizm. Gotowi oddać życie, bez kalkulowania, popchnięci przez stwórcę znajdującego się ponad nami”.

Zamach w Paryżu na „Charlie Hebdo” jest tylko „bliższym” nam dramatem, przywołuje jednak zło, które zagraża powszechnie od Nigerii przez Środkowy Wschód po Pakistan… Oraz terroryzm, który z różną intensywnością niesie islamski sztandar. „Islam przeżywa kryzys. I nie może sam wrócić do zdrowia. Musimy zrozumieć, kto może mu pomóc”. To jest wyzwanie, które ojciec Samir przedstawia dzisiaj w obszerniejszej dyskusji. Wychodząc od jednego aspektu, aspektu wolności wyrażania się, który w tych tygodniach wyczerpał się pośród sloganów i przeciwnych stanowisk.

„W kulturze, która nie akceptuje wolności słowa i myśli, znajduje się luka. W niektórych państwach muzułmańskich, zwłaszcza w Pakistanie, istnieje zbrodnia zasługująca na śmierć: bluźnierstwo. Niedopuszczalne jest, bym przykładowo całkiem się pomylił, a ty byś mnie poprawił. Wolność słowa i myśli jest zasadnicza, zgodnie z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka przyjętą 10 grudnia 1948 roku także w obecności państw arabskich. Narzuca się jednak równie zasadnicze pytanie: jak daleko może posunąć się wolność wyrażania się?”.

 

Jaka jest Ojca odpowiedź?

Że nie jest absolutna. Wolność jest zawsze w relacji. Musi szanować osoby, musi być wiarygodna. A więc istnieje granica. Oznacza to, że nie ma przemocy, która byłaby usprawiedliwiona. Mówimy o ludzkich masakrach. Temat jest jednak ważny: wolność to ogromny wymóg, wolność sumienia. Także religia się z nią konfrontuje, ponieważ nikogo nie mogę pozbawić prawa do odrzucenia Boga, nieuznawania istnienia, w przeciwnym razie jest to ideologia albo dyktatura. Jak więc pojednać te dwie rzeczywistości: wolność i poszanowanie drugiego oraz prawdy? Może się to dokonać tylko poprzez konfrontację, pisemną i ustną. Wolność jest wymagająca. Wymaga także wielu studiów.

 

Może Ojciec dać jakiś przykład?

W Télé Lumière, międzynarodowej telewizji katolickiej, która nadaje z Bejrutu, odbyłem dwugodzinną rozmowę z uczonym libańskim imamem. Zapytał mnie, czy uznaję Mahometa jako proroka. Odpowiedziałem, że nie. Na co on: „Dlaczego nie? My przecież uznajemy Jezusa”. Powiedziałem: „To wasz problem. Jeśli uznajecie Jezusa za proroka, tym lepiej dla was. Dla nas jednak Jezus nie jest prorokiem. Jest Słowem Boga (kalimat Allah). A ty nie możesz mi tego narzucić. Nie jesteśmy na targu, gdzie mówisz mi: ja uznam proroctwo Jezusa, a ty uznasz proroctwo Mahometa. Zastanówmy się wspólnie. Mówicie, że Mahomet jest «pieczęcią profetów» (khâtam al-nabiyyîn), to znaczy że po nim nie może przyjść już żaden inny. To on zamyka Objawienie i koryguje poprzednie. W istocie, mówicie, że Ewangelia zawiera błędy i że jest korygowana przez islam. Mówicie, że Jezus zapowiadał nadejście Mahometa jako prorok – musicie mi to pokazać. To fałsz. Zabiegacie o to, by Duch Święty z Ewangelii był odpowiednikiem Mahometa, nie macie jednak żadnego argumentu”. Wówczas zasugerowałem poszukiwanie argumentów filologicznych. To wszystko nie kwestionuje mojego poszanowania dla Mahometa. Co więcej, wyjaśniłem, że podziwiam w nim przede wszystkim to, że prowadził człowieka do adorowania Boga, do stawiania Boga w centrum życia osobistego i wspólnotowego. Imam odpowiedział mi na każde zagadnienie i w ten sposób – wychodząc od przeciwnych stanowisk – każdy z nas mógł pogłębić swoją wiarę i przejść razem kawałek drogi.

 

Jaki jest rzeczywisty związek między przemocą, którą widzimy, a islamską religią?

Wielka szkoda, że islam prezentuje się światu jako prymitywna koncepcja. Szkodzi to przede wszystkim muzułmanom. Jawi się jako odrzucenie wszystkich wielkich zdobyczy ludzkości: wolności, demokracji, dialogu, poszanowania drugiego, równości kobiet i mężczyzn, ludzi różnych wyznań… Są kraje muzułmańskie, w których konstytucja domaga się, by kobieta była warta połowę tego, co mężczyzna. Chciałoby się powiedzieć: te kraje są zacofane! A przecież są najbogatszymi krajami na świecie, mają możliwość bycia najbardziej uczonymi i postępowymi. Bardzo cierpię z tego powodu. Ponieważ jestem Arabem i muzułmanie to moi bracia. W Arabii Saudyjskiej nie ma konstytucji, ponieważ ludzie domagają się, by ich konstytucją był Koran i szaria. Jak jednak można domagać się tego, by Koran miał być tekstem prawnym? By jakaś konstytucja była napisana przez Boga? A więc problemem nie jest islam, ale ten, kto przypisuje islamowi normy nie do przyjęcia. Owszem, w świętych księgach jest kilka zasad. Gdyby jednak Kościół musiał zachować ściśle niektóre stwierdzenia wywodzące się z tradycji albo ze Starego Testamentu, byłoby to szaleństwo.

 

A więc na interpretacji Koranu opiera się więź między islamem a terroryzmem?

Terroryści uważają się za prawdziwych muzułmanów i nie działają bez przyzwolenia uczonego imama, który wydaje fatwę. Chodzi o dosłowne przywiązanie do Koranu, bez kontekstu. Nie bierze się pod uwagę czasu, historii. Kiedy mama wyjaśnia rzeczywistość swojemu dziecku, nie oszukuje, ale bierze pod uwagę czas, jego dojrzałość, zdolność rozumienia pewnych spraw. Taki jest także Bóg. Przemawia ludzkim językiem. Nie ma boskiego języka, jest tylko ludzka zdolność rozumienia tego, co boskie. Naszym powołaniem chrześcijan, zwłaszcza chrześcijan arabskich, jest pomaganie muzułmanom, by zastanowili się nad swoją wiarą w dojrzalszy sposób, nie tracąc niczego z wiary, nie materializując jednak Boga, nie materializując przemocy. W tym sensie pierwszą ważną sprawą jest hermeneutyka. Problem w tym, że w islamie rozpowszechniła się następująca formuła: „Brama ijtihadu (interpretacji) jest zamknięta”.

 

Kto ją ustanowił?

Nikt nigdy nie mógł powiedzieć ani kto, ani kiedy, a jednak została zatwierdzona. Często wymienia się al-Ghazâlîego, wielkiego muzułmańskiego myśliciela sunnickiego, który zmarł w 1111 roku. Ale nie ma na to żadnego dowodu. Wszystko jest wątpliwe i oparte na domysłach, rozpowszechniła się jednak idea, że to zamknięcie dokonało się w średniowieczu i że „jest już za późno”. We wszystkich religiach do końca świata trzeba podejmować wysiłek re-interpretacji: tekst religijny odczytuje się na nowo w każdym pokoleniu i może być różnie rozumiany. Tak jest w przypadku Biblii. Trzeba wciąż poszukiwać najwłaściwszych interpretacji. Dla nas rozumie się to samo przez się, ponieważ nas tego nauczono. W islamie nie jest to oczywiste.

 

Czy tego, zdaniem Ojca, najpilniej potrzebuje islam?

Zasadnicze jest hermeneutyczne odczytanie świętego tekstu kierującego życiem 1,5 miliarda ludzi. Cały wysiłek uczonych powinien być ukierunkowany na zrozumienie tego, a nie na powtarzanie z pamięci słów wielkich komentatorów z pierwszych wieków.

 

Czy dostrzega Ojciec samokrytykę wewnątrz muzułmańskiego świata?

To decydujące słowo: samo-krytyka. Jest to długa droga. W dniu zamachu imam Paryża napisał piękny manifest, by powiedzieć, że to wydarzenie jest nie do przyjęcia. Powiedziałem im, że nie wystarczy już dystansowanie się i twierdzenie, że nie ma to nic wspólnego z islamem. Terroryści nie uważają się za terrorystów, ale za mujahedinów, to znaczy za towarzyszy Mahometa, którzy doprowadzili do wojny (dżihadu) w celu obrony i rozpowszechniania islamu. Ci ludzie nie są egoistami myślącymi o dorobieniu się – są gotowi oddać swoje życie. To jest przerażające. Tak jak 10-letnie dziewczynki kamikadze, wyszkolone przez Boko Haram. Wolontariusze Państwa Islamskiego to ludzie niezintegrowani, którzy nie odnaleźli swojego miejsca w świecie. Może nawet nie podążają za żadnym imamem, ale stają się fanatykami na podstawie tego, co znajdują w Internecie.

 

Wystąpienie, które prezydent Egiptu Abdel Fattah Al Sisi wygłosił na Uniwersytecie Al-Azhar, zmierza w kierunku reformatorskim.

Wspaniałe i mocne wystąpienie na najsłynniejszej islamskiej uczelni na świecie, założonej w X wieku przez Fatymidów. W obecności tysięcy osób, setek imamów powiedział: „Trzeba przeprowadzić religijną rewolucję!”. I rozległy się spontaniczne, gromkie oklaski. Tego właśnie ludzie oczekują i pragną, brakuje im jednak odwagi i nie wiedzą, jak tego dokonać. Prawdopodobnie nikt z establishmentu nie wie, jak przeprowadzić tę „intelektualną rewolucję”.

 

Czy to wystąpienie wywrze jakiś wpływ?

Al Sisi nie jest myślicielem, ma jednak jedną przewagę nad wszystkimi myślicielami: jest prezydentem, a uniwersytet to państwowa instytucja. A więc posiada autorytet ukierunkowywania Al-Azhara. Może jednak tylko coś zapoczątkować, ponieważ nie jest uczonym. W istocie powiedział: „To wasze zadanie, imamowie, stworzenie rewolucyjnej interpretacji. Nie możemy dalej kontynuować w ten sposób”. Jestem pewny, że to wezwanie wywrze wpływ, ale w jakim stopniu Al-Azhar będzie zdolny się odnowić, jest wielką niewiadomą. Jeśli mu się uda, będzie to wielki sukces, ponieważ Egipt, mając 90 milionów ludności, jest najbardziej zaludnionym państwem arabskim, a więc 80 milionów jego mieszkańców to muzułmanie. W Al-Azharze co roku studiują tysiące studentów (przyszłych imamów) z całego świata arabskiego.

 

Kardynał Tauran powiedział, że „religia to nie problem, ale część rozwiązania”. Czy może Ojciec pomóc lepiej nam to zrozumieć? Na czym polega nasza odpowiedzialność?

Religijna reforma islamu jest konieczna i odczuwana jako taka przez wiele osób. Nie przez wszystkich, ale przez wielu. Nie są jednak w stanie przeprowadzić jej samodzielnie, ponieważ ciężar tradycji jest zbyt duży. Islam pogrążony jest w kryzysie, a sposób jego uzdrowienia nie znajduje się w rękach muzułmanów. Ten, który znam – powrót do użycia siły – jest błędny. Nawet jeśli wprowadza zamieszanie, nie zmieni ani ich, ani świata. Rozwiązanie jest inne: pomoc może nadejść tylko od tego, kto kocha islam, a zarazem potrafi pojmować, krytykować. Na tym polega pomoc chrześcijan. Możemy wraz z muzułmanami zastanawiać się nad początkami wiary, naszej i ich. Na przykład: jaki jest cel islamu? Czy jest polityczny? Ale w jakim sensie? Możemy pomóc, wychodząc od naszego doświadczenia: Kościół aż do XVI–XVII wieku prowadził wojny katolików z heretykami, katolików z protestantami… Od kilku wieków mówimy: nie tędy droga. Dlatego mówimy to wam: jeśli chcecie, pomożemy wam. Ale jeśli rozwiązujecie problemy przemocą, wszyscy będą was nienawidzić. My z pewnością jeszcze nie „doszliśmy”, ale jesteśmy w drodze. Trzeba wieków, by dokonać tak głębokiej reformy, stawia się jednak kolejne kroki. Islam nie wszedł jeszcze na tę drogę.

 

Czy nasza pomoc polega na byciu przekonanymi chrześcijanami? Czy wykluczenie religii z przestrzeni publicznej przyczynia się do ekstremizmu?

Tak, naszym zadaniem jest bycie autentycznymi chrześcijanami. To nie zsekularyzowany Zachód może pomóc islamowi, ponieważ pod każdym względem jest wrogiem islamu, tak jak jest wrogiem chrześcijaństwa. Inną rzeczą jest to, co Benedykt XVI nazywał „pozytywną laickością”, zupełnie różną od laicyzmu: są sprawy, które muszą być zarządzane przez społeczeństwo obywatelskie, trzeba jednak mieć na uwadze duchowy wymiar człowieka. W przeciwnym razie prawo dyktuje „kultura odrzutów”, o której mówi Papież: są istnienia, których sekularystyczna tendencja by się pozbyła. Z tego, co mi wiadomo, tylko autentyczni chrześcijanie mogą pomóc islamowi. Chodzi o wejście w ich mentalność i przejście z nimi drogi jak przyjaciele, jak bracia. Jest to postawa, którą widzimy dzisiaj u Papieża. A on nie rezygnuje z niczego.

 

Czy może Ojciec wyjaśnić to lepiej?

Nie rezygnuje z żadnego elementu chrześcijańskiej wiary ani własnych przekonań. Nie mówi: doprowadźmy do kompromisu. Mówi: musimy zobaczyć różnicę i to, co nas jednoczy. Rozpoczyna się z tym, kto jest gotowy do dialogu i do współpracy, a potem krąg się poszerza. Jest to wymagająca przyjaźń. Ponieważ nie można ustępować w kwestii ludzkich praw, nie można ustępować w kwestii człowieka. Można jednak razem żyć, razem wędrować.

 

ZAGADNIENIE

Radykalizm czerpie inspiracje z myśli wahabitów, zrodzonej w Arabii Saudyjskiej i rozpowszechnionej w innych krajach islamskich oraz na Zachodzie.

W świecie arabskim poziom wykształcenia jest wciąż bardzo niski (w Egipcie 40% ludności to analfabeci).


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją