Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2015 > styczeń / luty

Ślady, numer 1 / 2015 (styczeń / luty)

Pierwszy Plan. Islam

My i islam. Nieobecny rozum albo prawdziwy Adam

Ataki terrorystyczne. Strach i złość. Hymny do wolności… Szybko zapomnimy o tym wszystkim, co właśnie się wydarza. Jak jednak można nie być więźniami reaktywności? O czym musimy wiedzieć?

Wael Farouq


Slogany i złość nie zmieniają nas. Do czego musimy powrócić? Droga muzułmanina, który pragnie „radzić się serca”.

 

Twarze przyjaciół znów powróciły na profile portali społecznościowych po tym, jak całymi dniami ukrywały się pod czarnym kwadratem, na którym widniał napis: „Je suis Charlie” albo „Je suis Ahmed”. Charlie, który jeszcze niedawno tak bardzo zajmował cały świat, teraz nie interesuje już nikogo. Jego obecność zaciera się powoli w naszej pamięci, aż wreszcie pójdzie w całkowite zapomnienie wraz z innymi sloganami. „Bring back our girls”, „Jestem nazarejczykiem”… Dlaczego wszystkie slogany, które wypełniają nasze życie, kończą się niczym, tak jak urojona ciąża?

Mówiąc „niczym”, nie mam na myśli niezdolności do zmiany biegu wypadków, ale – i to jest to, co boli – niezdolność do zmienienia czegoś w nas, jakbyśmy byli bezwolnymi ciałami, nieczułymi na pchnięcia sztyletem. Z entuzjazmem wchodzimy w kontekst wydarzeń, rozglądamy się wokół zagniewani, nie udaje nam się jednak ich umieścić w kontekście naszego ludzkiego doświadczenia. Innymi słowy, nie jesteśmy działającymi podmiotami, ponieważ pozostajemy więźniami reaktywności, dobrze opisanej przez księdza Giussaniego w Zmyśle religijnym: „Jakże powierzchowna jest treść działania, które rodzi się jako reaktywność chwili! (…) Dialog i ludzkie porozumienie mają korzenie w doświadczeniu; co faktycznie wyjaławia, niszczy intensywność współżycia we wspólnotach, jeśli nie fakt, że zaledwie nieliczni mogą powiedzieć, iż są zaangażowani w doświadczenie, w życie jako doświadczenie? To właśnie brak zaangażowania w życie jako doświadczenie sprawia, że ludzie plotkują zamiast ze sobą rozmawiać. (…) [Reaktywność] (…) «pali mosty» łączące z tradycją, z historią, wyjaławia zryw ku przyszłości, będący płodnością (pozostaje jedynie jako gniew, gniew bezsensowny: «Flegiasz, oj, Flegiasz, (…) próżno ćwiczysz się w swym śpiewie», Dante Alighieri, Piekło. Boskiej komedii część pierwsza, pieśń VIII, w. 19, przeł. A. Kuciak, Poznań 2002, s. 61). Reaktywność [ta] ogranicza zdolność dialogu i porozumiewania się, ponieważ dialog i porozumiewanie się mają korzenie w doświadczeniu, które jest zachowywane w pamięci, dzięki czemu dojrzewa, oraz osądzane przez rozum, to znaczy osądzane zgodnie z cechami charakterystycznymi, z wymogami stanowiącymi nasze człowieczeństwo” (por. L. Giussani, Zmysł religijny, tłum. K. Borowczyk, Poznań 2000, s. 133, 135–136).

Gniew jest głosem sterroryzowanym pustką, głosem pustych ludzi, jak mówi Thomas Eliot: „Kształty bez formy, cienie bez barwy / Siła odjęta, gesty bez ruchu” (T.S. Eliot, Wydrążeni ludzie, tłum. Cz. Miłosz).

Za rozgniewanymi sloganami nie ma „ja”, ale „gest bez ruchu”, który porusza się w stadzie i zagubił zdolność formułowania osądów. Gniew jest reakcją, ból jest odpowiedzią. Złościmy się z powodu czegoś abstrakcyjnego, a z powodu osób się smucimy. Jeśli wierzymy w jakąś ideę, złościmy się; jeśli kochamy, smucimy się. Papież Franciszek zaprasza nas do smucenia się, do płaczu: „Z sercem syna, brata, ojca proszę was wszystkich i dla nas wszystkich o nawrócenie serca – niech: «Co mnie to obchodzi?», zamieni się w płacz. Za wszystkich poległych w «bezsensownej rzezi», za wszystkie ofiary szaleństwa wojny, w każdym czasie. Płacz. Bracia, ludzkość potrzebuje płaczu, i to jest godzina płaczu” (Msza św. na cmentarzu-pomniku w Redipuglii, 13 września 2014 r., cyt. za: www.vatican.va).

Gniew – tak jak miłość – jest ślepy, ponieważ nie dostrzega dobra. Cierpienie jest natomiast roztropnością, która buduje w teraźniejszości pamięć przyszłości.

 

Przemoc religijna? Pośród zgiełku rozgniewanych głosów kardynał Jean-Luis Tauran powiedział na łamach „Avvenire”: „Religia nie jest problemem, ale częścią rozwiązania”. Brzmi dziwnie i szokująco. Niemal za pewnik uchodzi już fakt, że religia generalnie jest głównym źródłem przemocy. Gdyby Zachód nie wykluczył religii z życia publicznego, wciąż żylibyśmy w spirali przemocy. „Spójrzcie na muzułmanów!” – tak się uważa.

Prawda, którą rzadko słyszy się w środkach przekazu, jest taka, że przemoc na tle religijnym jest tylko nieznacznym procentem przemocy uciskającej współczesne społeczeństwo. Terroryzm religijny stanowi mniej niż 10 procent wszystkich ataków terrorystycznych (Raport Europolu, 2014 r.); badania przeprowadzone na Uniwersytecie Południowej Karoliny pokazały, że między 11 września 2011 roku a 2013 rokiem amerykańskich ofiar islamskiego terroryzmu było 37, zaś zabójstw – 190 tysięcy, z których 140 tysięcy w samym tylko 2013 roku (Charles Kurzman, Muslim-American Terrorism in 2013, Uniwersytet Południowej Karoliny).

Niektórzy „laiccy” badacze uważają, że wykluczenie religii z życia publicznego spowodowało nawet wzrost wskaźnika przemocy. Karen Armstrong, na przykład, w wywiadzie udzielonym w 2014 roku dla czasopisma „Salon” krytykuje dominującą opinię, że przemoc jest pozostałością religii. Pisarka przyznaje, że piętnowanie religii z powodu przemocy pozwala ludziom z Zachodu ignorować zasadniczą rolę, jaką przemoc odegrała w nadaniu kształtu ich społeczeństwu, podobnie jak rolę, jaką te społeczeństwa odegrały w szerzeniu przemocy w swoim otoczeniu.

Zdaniem Armstrong, jeśli uważa się, że świętość jest czymś, dla czego jest się gotowym poświęcić życie, wówczas w pewnym sensie państwo zastąpiło Boga, ponieważ dzisiaj nie do przyjęcia jest już umieranie za religię, ale godna podziwu jest śmierć za własny kraj. Dodaje, że wszyscy jesteśmy wciągnięci w tę przemoc i że nie ma państwa, które mogłoby ogłosić, że kocha pokój, które mogłoby sobie pozwolić na zlikwidowanie swoich wojsk. Dlatego – kończy – kiedy ludzie upatrują w religii przyczynę wielkich wojen w historii, dokonują zbyt dużego uproszczenia. Przemoc znajduje się w sercu naszego życia, w takiej czy innej postaci.

 

Koran i „Charlie”. Wiele jest wersetów w Koranie uczących muzułmanów, jak reagować na szydzenie z Boga, samego Koranu albo profetów. Wszystkie one proszą, by odpowiadać na zło dobrem. Nie ma ani jednego wersetu, który przewidywałby karę za bluźnierstwo.

„On zesłał wam w Księdze: «Kiedy usłyszycie znaki Boga, w które nie wierzą i z których się wyśmiewają, to nie pozostawajcie razem z nimi, dopóki oni nie zaczną innej rozmowy; albowiem wy wtedy staniecie się do nich podobni!»” (Koran, Sura 4, 140, cyt. za: www.poznajkoran.pl). Albo: „Dobry czyn i zły czyn nie są równe. Odsuwaj więc gorszy czyn tym, co jest lepsze. Wtedy ten, który jest tobie wrogiem, będzie jak bliski przyjaciel” (Sura 41, 34, tamże). I jeszcze: „Słudzy Miłosiernego: ci, którzy chodzą po ziemi skromnie, i kiedy ludzie nieświadomi zwracają się do nich, to mówią: «Pokój!»” (Sura 25, 63, tamże).

Co więcej, Koran ustala, że obrona islamu, jego księgi oraz jego profety nie jest w żaden sposób powierzona muzułmanom, ale należy tylko do Boga: „My tobie wystarczymy bez szyderców, umieszczających obok Boga jakiegoś innego boga” (Sura 15, 95, tamże); „Zaprawdę, My posłaliśmy napomnienie i My jesteśmy jego stróżami!” (Sura 15, 9, tamże). Dlatego, zgodnie z tym, co niesie tradycja, kalif Umar b. al-Khattab (634–644) powiedział: „Pozwólcie umrzeć niesprawiedliwemu, przemilczając go”.

Nie chcę tym samym proponować „prawdziwego islamu”. To jest to, w co wierzę, co nie neguje wiary innych, tak jak robi to ten, kto twierdzi, że jest muzułmaninem, sądząc, że islam nie jest niczym innym jak tylko licencją na zabijanie. Sprawy są o wiele bardziej złożone niż kilka wersetów zapraszających do pokoju i kilka innych zapraszających do wojny; i dużo bardziej tragiczne niż błaha polemika ideologiczna.

 

Rozwód we śnie. Dzień przed atakiem na redakcję „Charlie Hebdo” egipska gazeta „Agidati” („Moje Credo”) opublikowała odpowiedź doktora Adel Abula Abbasa, członka Rady do spraw Fatw z Uniwersytetu Al-Azhar, dotyczącą następującego zagadnienia: co przewiduje szaria [kodeks świętego prawa – przyp. red.] dla człowieka wypowiadającego formułę rozwodową we śnie? Czy jego żona ma uważać się za rozwódkę, zważywszy na to, że nie może być rozwodu dla śpiącego, ponieważ brakuje jego świadomej woli?

Jest to tylko jedna z miliona fatw [prawnych lub teologicznych opinii w konkretnej sprawie – przyp. red.], które co roku są ogłaszane w islamskim świecie. Ogromna liczba i natura tych fatw odzwierciedlają zakres oraz naturę ich pytań. Przyglądając się im, można by powiedzieć, że muzułmanie utracili zdolność osądzania, zrzucając całą odpowiedzialność za myślenie w sprawie tego wszystkiego, co dotyczy zgodności ich codziennego życia z własną wiarą, na przywódców religijnych. Jednocześnie ci przewodnicy, na których spoczywa ciężar myślenia za całe społeczeństwo, prezentują się jako pośrednicy między pobożnymi przodkami a synami nowoczesnego społeczeństwa, czyli w roli przekaźników wielkich imamów z przeszłości (co jest także źródłem prawomocności ich działań i autorytetu). Ich jedynym zadaniem jest zachowanie czystości islamu takiego, jakim żyli w przeszłości przodkowie i jakiego pragnie Allah, by żyli nim w teraźniejszości ich potomkowie.

W przeszłości, kiedy nie było wystarczająco dużo środków komunikacji, fatwy charakteryzowały się ogólnikowością. To osoby musiały myśleć i dokonywać interpretacji dla ustalenia związku między daną fatwą a swoją osobistą sytuacją. Dzisiaj nowoczesne środki komunikacji oferują każdej osobie możliwość otrzymania fatwy mającej zastosowanie tylko w jej osobistym przypadku. W konsekwencji dana osoba nie jest już zmuszona myśleć, rozumować na zasadzie analogii czy też argumentować. Nowoczesność udostępniła technologię, która definitywnie wykorzeniła religijność z racjonalności. Kontrastuje to z tym, co islam uważa za swoją najważniejszą cechę: nieobecność duchowieństwa, któremu towarzyszy zasada zapraszająca zawsze do „radzenia się swojego serca, także wtedy, gdy zostaje udzielona prawna odpowiedź” (fatwa). Ponieważ ostatecznym autorytetem osądzającym działanie osoby jest jej serce.

Współczesna kultura islamska, zarówno pod względem intelektualnym, jak i praktycznym, nie jest niczym innym jak tylko więzieniem dla wartości islamskiej cywilizacji. Religijne tradycje stały się ważniejsze od doświadczenia religijnego, forma stała się ważniejsza od osoby, ważniejsza od jej rozumu, od jej serca i jej sumienia. Dlatego możliwym stało się zabijanie i umieranie w imię „formy” oraz zaakceptowanie w jej imię poświęcania osoby.

Ogłoszenie fatwy o rozwodzie śpiącego na krótko przed atakiem na „Charlie Hebdo” nie jest zbiegiem okoliczności, jest paradoksalnym emblematem nieobecnego rozumu, który wypiera życie.

 

Opróżnione wartości. W latach 30. XX wieku Japończycy uważali cesarza Hirohito za równego bogu, który doprowadził ich do odrodzenia ekonomicznego oraz do zbudowania potęgi militarnej, zdolnej zdominować rozległe terytoria świata. Po haniebnej klęsce Japonii w II wojnie światowej imperator utrzymał swoją świętość, utraciła ona jednak całe swoje znaczenie, również dlatego, że cesarz prowadził swoich ludzi do zniszczenia innych, wcześniej jeszcze niż do zniszczenia własnego kraju. Doszło do tego, że Japończycy zaczęli nazywać go „świętym nic” (Patrick Smith, Japan: A Reinterpretation, Knopf Doubleday Publishing Group, 2011).

„Święte nic” jest wyrażeniem najlepiej opisującym wartości dzisiejszej zachodniej cywilizacji. Zarówno na płaszczyźnie praktycznej, jak i kulturalnej, wartości są opróżnione z ich znaczenia, chociaż wszyscy je sakralizują, tak jak w przypadku wartości wolności. Niestety sprawa nie ogranicza się do nieudanego eksportowania tych wartości na zewnątrz, ale obejmuje także pozbawianie ich znaczenia wewnątrz, na płaszczyźnie intelektualnej i praktycznej. We współczesnej kulturze to, co ulotne, znalazło się w centrum. Nic nie przynosi znaku rozróżnienia, znaczenia, ponieważ wszystko jest przejściowe. Uwaga współczesnej kultury tak bardzo przesunęła się z bycia w świecie na stawanie się w świecie, albo na przechodzenie przez świat. Ten świat jest światem przemijania i ulotności. Ideologie upadły, ale strach przed drugim nasilił się. Nihilizm odszedł, ale jego miejsce zajęła pasywna neutralność wobec wszystkiego. Termin „post” stawiany przed każdym słowem wskazującym jakiś aspekt ludzkiego poznania (na przykład post-industrialny, post-historyczny, post-modernistyczny itd.) nie pociąga za sobą niczego innego jak tylko niezdolność przypisywania znaczenia obecnej ludzkiej kondycji.

Jürgen Habermas upatruje w tym konsekwencję wykluczenia religii z życia publicznego. I to prawda, że wszystkie wyzwania społeczne, którym musimy stawić czoła, fundamentalnie sprowadzają się do niezdolności nadania życiu znaczenia, którego źródło jest reprezentowane właśnie przez religię.

Postmoderniści utrzymują, że uwolnili ludzkość z więzienia intelektualnych dwumianów, takich jak: dobro – zło, obecność – nieobecność, ja – drugi, ale w rzeczywistości przeszli tylko od przeciwstawiania elementów tych dwumianów do stawiania ich na tym samym poziomie – oraz do wynikającej z tego niezdolności formułowania osądów, która z kolei prowadzi do przerwania wszelkiej interakcji z rzeczywistością oraz do ujednolicenia tożsamości indywidualnej i zbiorowej.

Postmodernizm walczył przeciwko wykluczaniu drugiego, „innego”, dokonywanym przez modernizm, nie znalazł jednak innego sposobu na to jak poprzez wykluczanie „inności”, ponieważ w powszechnej opinii istnieje przekonanie, że pokojowe współwystępowanie nie może się udać inaczej jak tylko przez wykluczenie ze sfery publicznej doświadczenia religijnego i etycznego. To w każdym razie pociąga za sobą wykluczenie różnicy, a kiedy doświadczenie religijne jest jednym z najważniejszych elementów tożsamości, wykluczenie inności staje się w rzeczywistości wykluczeniem siebie.

 

Wolność. Czy jednak tej ekstremistycznej laickości udało się osiągnąć swój cel?

Nie ma dzisiaj europejskiej metropolii, która nie gościłaby „równoległej społeczności” muzułmańskich imigrantów. Pośpieszne usiłowania zintegrowania imigrantów skończyły się tylko uczynieniem kulturalnych i religijnych granic niewidzialnymi w przestrzeni publicznej. W konsekwencji Francja stała się państwem, którego konstytucja chroni odmienność i religijny pluralizm, prawa tymczasem kryminalizują jej przejawy.

Wykluczenie odmienności z przestrzeni publicznej doprowadziło do tego, że dostosowanie, a nie interakcja stało się obrazem, w który wpisuje się relacja imigrantów z ich nowym społeczeństwem. Ten i inne czynniki natury subiektywnej, to znaczy odpowiadające kulturze samych imigrantów, doprowadziły następnie do stworzenia równoległego społeczeństwa pozostającego w konflikcie z otaczającym je środowiskiem, które jest dla nich środowiskiem nieznanym, obcym.

Gdyby ktoś zapytał w tym kulturalnym kontekście, co to jest wolność, odpowiedź brzmiałaby: cokolwiek. Wolność, która oznacza cokolwiek, jest jednak niczym. Prawdziwa wolność posiada oblicze, imię, granice reprezentowane przez ludzkie doświadczenie. Nie może ona jednak być taka, jeśli osobie wydziera się jej tożsamość, jej historię, jej istnienie i jej cel. Stałaby się formą pozbawioną znaczenia i przyczyniłaby się, wraz ze współczesną kulturą islamską, do wykluczenia osoby, jej doświadczenia i jej tożsamości. W takim przypadku przeszlibyśmy od „świętego nic” do „nic jest święte”. W istocie, nic nie jest święte, dopóki forma znajduje się w centrum, a osoba na marginesie.

W Koranie, tak jak w Biblii, Adam zaczyna wchodzić w relację ze światem nadając rzeczom nazwy. Współczesny Adam tymczasem traci każdego dnia kawałek swojego świata, ponieważ zapomina nazw rzeczy, gdyż nie nadaje im już żadnej nazwy, a także dlatego że nazywanie ich nawet go nie interesuje. Człowiek dzisiaj stał się post-Adamem. Tymczasem, by stawić czoła wyzwaniu dzisiejszego dnia, trzeba jak nigdy wcześniej powrócić do zmysłu religijnego, do osobistego doświadczenia. Do prawdziwego Adama.

 

KTO TO

Wael Farouq jest wykładowcą języka arabskiego na Amerykańskim Uniwersytecie w Kairze oraz visiting profesor na Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie. Wśród jego studentów powstała grupa SWAP, którą tworzą młodzi chrześcijanie i muzułmanie.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją