Ślady
>
Archiwum
>
2015
>
styczeĹ / luty
|
||
Ślady, numer 1 / 2015 (styczeĹ / luty) Listy ZaskakujÄ ca gĂłrska wyprawa i inne... ZASKAKUJÄCA GĂRSKA WYPRAWA 11 stycznia wybraĹam siÄ z przyjaciĂłĹmi na gĂłrÄ San Primo, poĹoĹźonÄ miÄdzy jeziorami Como i Lecco. ByĹ to moment obiektywnie piÄkny: byĹa piÄkna pogoda, sĹoĹce, piÄkne widoki itd. Po powrocie do domu, gdy podczas ciszy pracowaĹam nad tekstem rekolekcji Memores Domini, zadaĹam sobie jednak pytanie: co takiego piÄknego wydarzyĹo siÄ podczas tego dnia? CzymĹ oczywistym wydawaĹa siÄ odpowiedĹş, Ĺźe wycieczka w gĂłry, ale to nie byĹa prawda. Ta odpowiedĹş mnie zdumiaĹa. Jak to?! CzyĹźby w tym dniu nie byĹo niczego piÄknego? Widoki, sĹoĹce (zwĹaszcza Ĺźe caĹa Nizina PadaĹska byĹa pokryta mgĹÄ , dziÄki czemu widaÄ byĹo caĹe pasmo Alp: od francuskich, przez wĹoskie, aĹź po szwajcarskie), dobre towarzystwo i jedzenie. PatrzÄ c na caĹy dzieĹ, uĹwiadomiĹam sobie, Ĺźe najpiÄkniejszÄ jego chwilÄ byĹ moment schodzenia. Ta odpowiedĹş byĹa dla mnie rĂłwnie zaskakujÄ ca. Obiektywnie: strome zejĹcie, duĹźo bĹota, silny wiatr, Ĺliska droga, czyli najbrzydsza czÄĹÄ trasy⌠A wiÄc? W trakcie schodzenia mĂłj przyjaciel Massimo miaĹ trochÄ problemĂłw, pomogĹam mu wiÄc. Ale co w tym piÄknego? To, Ĺźe tylko w tym momencie w ciÄ gu caĹego dnia zapomniaĹam o sobie, o patrzeniu przez pryzmat siebie (na przykĹad o tym, jaka to jestem Ĺwietna, Ĺźe tak szybko umiem chodziÄ po gĂłrach), tylko w tym momencie widziaĹam rzeczywistoĹÄ takÄ , jakÄ ona byĹa, bez swoich wyobraĹźeĹ na jej temat. Jak zatem patrzeÄ na rzeczywistoĹÄ, na wszelkie jej okolicznoĹci bez redukcji, bez narzucania swojej wizji? Z tym pytaniem pozostaĹam po tej gĂłrskiej wyprawie. IleĹź razy w ciÄ gu dnia â w pracy, w domu â redukujÄ rzeczywistoĹÄ (czyli relacje z osobami) do moich wyobraĹźeĹ na ich temat. IleĹź razy zatrzymujÄ siÄ na swoich interpretacjach tego, co przede mnÄ , nawet tego nieznanego. Anna, KrakĂłwâMediolan
PARYĹť. DRUGI JEST DOBREM, TO JEST NADZIEJA Oto, co pisze jedna z naszych przyjaciĂłĹek po masakrze w ParyĹźu oraz manifestacji, ktĂłra przeszĹa ulicami francuskiej stolicy. Nie poszĹam na manifestacjÄ. PoszĹabym manifestowaÄ, gdyby zaproponowano i broniono czegoĹ, co uznajÄ za prawdziwe dla mnie. Nie jest to problem religijny, poniewaĹź gdyby kaĹźdy dokĹadnie zastanowiĹ siÄ nad dotyczÄ cymi go kwestiami egzystencjalnymi, takie rzeczy by siÄ nie zdarzaĹy. Jak jednak moĹźna wzrastaÄ na ludzkiej pustyni? MieszkaĹam w Melunie i sĹowo âpustyniaâ najlepiej opisuje to miejsce. WidziaĹam dzieciaki palÄ ce kosze na Ĺmieci po to, by stworzyÄ wydarzenie albo staÄ siÄ czÄĹciÄ grupy handlarzy narkotykĂłw, ktĂłrzy pozdrawiajÄ siÄ znakiem islamu, by nie byÄ gorszymi. MusiaĹam przestawiÄ kaloryfery stojÄ ce przy wejĹciach do budynkĂłw, by uniknÄ Ä wiecznych zgromadzeĹ, gdzie zabawÄ wypeĹniajÄ cÄ pustkÄ i nudÄ jest zastraszanie najsĹabszych i niszczenie wszystkiego, nie wyĹÄ czajÄ c wĹasnego domu. GromadzÄ siÄ tam, poniewaĹź nie wiedzÄ , gdzie iĹÄ. Praktycznie wszyscy ci mĹodzi ludzie znani sÄ policji, z powodu bĹahych albo teĹź powaĹźniejszych wystÄpkĂłw trafiajÄ na komisariat i sÄ stamtÄ d wypuszczani. WyznajÄ islam, ale tylko formalnie, nie traktujÄ go jak religii, nie majÄ Ĺźadnego zwiÄ zku z ostatecznymi pytaniami. Na tej pustyni najmniejszy Ĺlad czy teĹź pozĂłr trwaĹoĹci jakiejkolwiek ideologii (poniewaĹź to, o czym mĂłwimy, to nie religia) dosĹownie ich ujmuje, tak bardzo sÄ spragnieni i tak gĹÄboka jest ich potrzeba. To wydaje siÄ ucieczkÄ w obliczu upadajÄ cego czĹowieczeĹstwa. Pewnego razu w jednej z suteryn przeczytaĹam na graffiti: âNie chcÄ Raju po Ĺmierci, ale tutaj, na ziemiâ. SĹyszÄ c ten krzyk, powiedziaĹam sobie: âJezu, jakĹźe oni CiÄ pragnÄ !â. To jest ten sam krzyk, co krzyk mojego serca. To, co powiedzieliĹmy sobie podczas ostatniej assemblei w ubiegĹym roku na temat preferencji, bardzo mnie poruszyĹo. PierwszÄ preferencjÄ dotyczÄ cÄ mnie samej jest zdumienie bycia stworzonÄ , wstawaniem rano z Ĺóşka i istnieniem, posiadaniem tego spragnionego woĹania w swoim sercu. Tylko wychodzÄ c od tej wdziÄcznoĹci, mogÄ patrzeÄ na drugiego jak na dobro, na mojego mÄĹźa i moje dzieci, moich sÄ siadĂłw, mĹodych, ktĂłrzy bawiÄ siÄ, upijajÄ c siÄ caĹÄ noc. W ubiegĹym roku wybraĹam siÄ do Comety [doĹwiadczenie rodzin zastÄpczych w Como â przyp. red.] i wrĂłciĹam stamtÄ d przemieniona. Po raz drugi w Ĺźyciu zobaczyĹam komuniÄ obecnÄ i przeĹźywanÄ . KomuniÄ z obecnym Chrystusem, jedynÄ , jaka moĹźe uczyniÄ mnie wolnÄ , jak wskazuje sama nazwa naszego Ruchu. DziÄki Szkole WspĂłlnoty rzuciĹo mi siÄ w oczy, Ĺźe pierwszÄ rzeczÄ , jakÄ trzeba przeĹźywaÄ, jest preferencja odnoĹnie do mojej osoby, moja osobista relacja z Chrystusem. I nie jest to nic intymnego, ale jest obecne i daje siÄ poznaÄ za poĹrednictwem drogi, ktĂłrÄ On przed nami rozpostarĹ, KoĹcioĹa, i jest w kaĹźdej osobie, poniewaĹź On oddaĹ swoje Ĺźycie i jest obecny w drugim niezaleĹźnie od ĹwiadomoĹci, jakÄ ta osoba moĹźe posiadaÄ. Ĺťe przemoc jest takĹźe we mnie, w nas, nawet jeĹli nie osiÄ ga punktu, w ktĂłrym dokonuje siÄ fizycznych masakr. OdkryÄ, Ĺźe drugi jest dla mnie dobrem, to jest to, czego potrzebujÄ. To jest jedyna nadzieja, ktĂłra moĹźe pozwoliÄ nam wyjĹÄ z tej trzeciej wojny Ĺwiatowej, stojÄ cej u progu naszych drzwi. Elena, ParyĹź (Francja) FERIE GS W Olsztynie koĹo CzÄstochowy 32 lata temu narodziĹ siÄ Ruch w Polsce. ByĹam jednÄ z okoĹo 40 osĂłb z GS, ktĂłre pojechaĹy tam w czasie tegorocznych ferii, zaproszone przez KogoĹ WiÄkszego. Od samego poczÄ tku zadziwiaĹy mnie drobne gesty, ale baĹam siÄ, Ĺźe po powrocie do domu takie spojrzenie szybko zostanie zastÄ pione przyzwyczajeniem, rutynÄ . Wtedy z pomocÄ przyszedĹ mi tekst, nad ktĂłrym pracowaliĹmy â przemĂłwienie papieĹźa Franciszka koĹczÄ ce III Ĺwiatowy Kongres RuchĂłw KoĹcielnych i Nowych WspĂłlnot, zatytuĹowane âZachowajcie ĹwieĹźoĹÄ charyzmatu, szanujcie wolnoĹÄ osĂłb, zawsze dÄ Ĺźcie do komuniiâ. WĹaĹnie te trzy poruszone w tekĹcie kwestie odpowiadaĹy na moje niewypowiedziane pytania. Kiedy zastanawialiĹmy siÄ nad nimi podczas SzkoĹy WspĂłlnoty, byĹam zadziwiona, jak piÄkne Ĺwiadectwa dawali moi przyjaciele. UczyĹam siÄ od nich i od gromadzÄ cego nas razem Chrystusa bezinteresownej przyjaĹşni. W tych dniach potkaliĹmy takĹźe grupÄ ludzi z fundacji DzieĹo Nowego TysiÄ clecia, ktĂłrym staraliĹmy siÄ pokazaÄ, czym jest Ruch i zaprosiliĹmy na wakacje. BawiliĹmy siÄ teĹź wspĂłlnie i juĹź wtedy parÄ osĂłb powiedziaĹo, Ĺźe chciaĹoby z nami pojechaÄ. OdbyĹam teĹź kilka powaĹźnych rozmĂłw dotyczÄ cych wiary, Ĺźycia, zaufania Bogu âw ciemnoâ, bo choÄ zawsze pojawiajÄ siÄ wÄ tpliwoĹci, trzeba ufaÄ, Ĺźe Chrystus prowadzi nas najlepszÄ drogÄ â do Nieba, do wiecznego szczÄĹcia, w ktĂłrego przedsionku juĹź stoimy. Wiem, Ĺźe muszÄ prosiÄ: âDuchu ĹwiÄty, naucz mnie ufaÄ Ci bez granic i poprowadĹş mnie przez wody, dokÄ dkolwiek mnie powoĹaszâ, a On to zrobi. DziÄkujÄ wszystkim i cieszÄ siÄ, Ĺźe wciÄ Ĺź mogÄ ĹźyÄ tym, co spotkaĹam podczas ferii, czyli caĹkowicie oddawaÄ siÄ Bogu, kochaÄ wszystkich i czuÄ tÄ ânielogicznÄ radoĹÄâ ze spotykania Chrystusa na kaĹźdym kroku Ĺźycia. PRZEPRAWA PRZEZ MORZE I TEN SKRAWEK RAJU Publikujemy Ĺwiadectwo Albanki Ildy, ktĂłrym podzieliĹa siÄ po oglÄ dniÄciu wraz z przyjaciĂłĹmi filmu PiÄkna droga. Dla mnie film jest pewnÄ prĂłbÄ tego, Ĺźe doĹwiadczenie jest warte wiÄcej niĹź tysiÄ c sĹĂłw ze wzglÄdu na piÄkno prostoty. Potrzebujemy doĹwiadczeĹ innych, spojrzeĹ innych, by lepiej zrozumieÄ drogÄ. Przywilej przejĹcia tej drogi zostaĹ dany takĹźe mnie. PochodzÄ z Albanii, moja wiara bierze poczÄ tek w dzieciĹstwie za sprawÄ mojej babci, przestaĹa siÄ jednak rozwijaÄ, gdy miaĹam piÄÄ lat. Potem wszystko ulegĹo zniszczeniu. W moim wnÄtrzu na zawsze pozostaĹo jednak pragnienie tej zakazanej tajemnicy. 22 lata temu, majÄ c wtedy jedno dziecko, przeprawiĹam siÄ przez morze i przybyĹam do nieznanego kraju. Ĺťycie byĹo ciÄĹźkie, a trudnoĹci liczne, ale dziÄki Bogu szliĹmy do przodu. Pragnienie zbliĹźenia siÄ i ciekawoĹÄ pĂłjĹcia do koĹca pozostaĹy we mnie na zawsze. Podczas jednej z kolacji poznaĹam dwa zaprzyjaĹşnione maĹĹźeĹstwa. ByĹo to jakby âfatalne zauroczenieâ ze wzglÄdu na prostotÄ, odmienne spojrzenie i poczucie bycia wyjÄ tkowÄ osobÄ w ich oczach. Nie nawiÄ zujÄ Ĺatwo przyjaĹşni. MĂłj pierwszy dzieĹ SzkoĹy WspĂłlnoty byĹ zdumieniem: nie rozumiaĹam za bardzo tekstu, ale obserwowaĹam osoby i sĹuchaĹam ich doĹwiadczeĹ. WydawaĹo mi siÄ, Ĺźe jestem na innej planecie. ZapytaĹam: âDlaczego tacy jesteĹcie?â. WydawaĹo siÄ, Ĺźe jest to maĹy skrawek Raju, byĹam zdumiona prostotÄ i zaufaniem, jakie wszyscy mi okazywali, osobie nieznajomej. Droga, ktĂłrÄ podÄ Ĺźam, droga, ktĂłra zostaĹa mi dana, jest dĹuga i trudna, zostaĹam jednak wybrana. Nigdy nie byĹa to droga rozczarowujÄ ca, nawet jeĹli wiele razy zapadam w letarg. Jestem jak dziecko, ktĂłra zaczyna chodziÄ, upadajÄ c, z tysiÄ cem pytaĹ i niepewnoĹci. Powoli czujesz siÄ odmieniona w Ĺrodku. ZauwaĹźasz, Ĺźe jesteĹ bardziej wraĹźliwa na cierpienia potrzebujÄ cych, Ĺźe masz odmienne spojrzenie na piÄkne i brzydkie momenty wydarzajÄ ce siÄ w Ĺźyciu. Na filmie chore na AIDS afrykaĹskie kobiety ĹpiewajÄ i taĹczÄ . Lata temu nic bym z tego nie zrozumiaĹa. Dzisiaj jestem pewna. To wiara czyni je piÄknymi, wiara, ktĂłrÄ widzÄ na obliczu wyjÄ tkowej Rose. Dla mnie wiara przyjaciĂłĹ, za ktĂłrymi podÄ Ĺźam, pozwala mi czuÄ siÄ lepszÄ osobÄ . LepszÄ w moim odczuciu, kiedy uczestniczÄ w zbiĂłrkach na rzecz ubogich, kiedy rozprowadzam paczki albo w tym, co mi siÄ przydarza. JuĹź siÄ nie bojÄ niczyjego osÄ du. Taka jestem, jedyna w swoim rodzaju z moimi zaletami i wadami. Ilda, Pesaro NEW YORK ENCOUNTER JEDEN DZIEĹ W TOWARZYSTWIE FRANKA Drugi dzieĹ New York Encountera. Lorenzo i Ernesto mĂłwiÄ mi: âSzukamy samochodu, by pojechaÄ w odwiedziny do Franka [byĹego odpowiedzialnego za Ruch w Nowym Yorku â przyp. red.]â. Odpowiadam: âJa mam samochĂłd, ale nie wiem, kim jest Frankâ. Lorenzo zaczÄ Ĺ opowiadaÄ: Frank byĹ bezdomnym, dopĂłki nie spotkaĹ ksiÄdza Albacete, ktĂłry zmieniĹ jego Ĺźycie. OĹźeniĹ siÄ, wszystko szĹo w dobrym kierunku. AĹź do dnia, gdy lekarz mĂłwi mu, Ĺźe znaleĹşli guza w trzustce⌠Lorenzo dzwoni do Rity, Ĺźony Franka: âJedziemy odwiedziÄ Franka. JesteĹmy Virginio, Ernesto, Maria i Lorenzoâ. Gdy przybyliĹmy do hospicjum, Rita wita siÄ z nami i mĂłwi Frankowi: âPrzyjechali twoi przyjaciele z Bostonu: Virginio, Maria, Lorenzo i Ernestoâ. To jest pierwsza rzecz, ktĂłra mnie zaskoczyĹa: godzinÄ wczeĹniej nie wiedziaĹam nawet, kim byli, a teraz Rita przedstawia mnie tak samo, jak dobrych przyjacióŠFranka. Prosty fakt, Ĺźe pojechaĹam z innymi, wystarczyĹ, bym staĹa siÄ âMariÄ â. Na poczÄ tku czuĹam siÄ skrÄpowana, stajÄ c przed nimi oraz ogromnÄ tajemnicÄ ich cierpienia. PotrafiĹam tylko milczeÄ. Potem Rita zapytaĹa Franka, czy chciaĹby, ĹźebyĹmy siÄ pomodlili, i odmĂłwiliĹmy Róşaniec. ByÄ moĹźe po raz pierwszy miaĹam przebĹysk ĹwiadomoĹci, wypowiadajÄ c te sĹowa. Frank nie byĹ w stanie mĂłwiÄ do nas, ale wszystko rozumiaĹ, do tego stopnia, Ĺźe kiedy Lorenzo wyszeptaĹ: âMoĹźe powinniĹmy sobie iĹÄ i daÄ ci odpoczÄ Äâ, Frank otworzyĹ oczy i powiedziaĹ: âNie, nieâ. Tego ranka, kiedy dostaĹam smsa: âDzieĹ dobry, Mario, chciaĹem ci powiedzieÄ, Ĺźe Frank odszedĹ w pokoju dzisiaj o godzinie 7.30â, nie wpadĹam w rozpacz. Po raz pierwszy znajdujÄ siÄ przed TajemnicÄ Ĺmierci i mogÄ tylko powiedzieÄ: âDziÄkujÄ, dziÄkujÄ za ten nieprzebrany dar otrzymany wczorajâ. Maria, Boston (USA) WENEZUELA: JA W KOLEJCE Z NIELOGICZNÄ RADOĹCIÄ W ostatnim czasie sytuacja w Wenezueli staĹa siÄ trudna z powodĂłw wewnÄtrznych i zewnÄtrznych, ktĂłre czyniÄ Ĺźycie bardzo ciÄĹźkim. Codziennie zadajÄ sobie pytanie: do czego jesteĹmy wzywani? Jest pokusa odejĹcia albo teĹź wyjĹcia na ulice i manifestowania. Ĺatwo jest zaczÄ Ä patrzeÄ z tej perspektywy i zaczÄ Ä ĹźyÄ tak, jak ĹźyjÄ inni, w depresji, poniewaĹź pragnienia nie zostajÄ zaspokojone albo poniewaĹź wydaje siÄ, Ĺźe w gĹÄbi duszy pragnienie szczÄĹcia redukuje siÄ do zdobycia produktu, za ktĂłrym godzinami staĹem w kolejce. Dla mnie wiele razy kolejka stawaĹa siÄ okazjÄ do pĂłjĹcia na peryferie i spotkania wielu osĂłb. ByĹ to takĹźe moment, by pomyĹleÄ o przyjacioĹach w sposĂłb, w jaki nigdy wczeĹniej mi siÄ to nie zdarzyĹo. StaĹo siÄ tak z przyjacielem ze wspĂłlnoty, ktĂłrego Ĺźona ma urodziÄ w marcu i ktĂłry juĹź teraz musi kupowaÄ pieluchy. Oznacza to bycie uwaĹźnym na potrzeby innych, by im towarzyszyÄ, nie tylko dlatego, by uczyniÄ Ĺźycie Ĺatwiejszym albo bezproblemowym, ale by zrozumieÄ, Ĺźe jest coĹ wiÄkszego poĹrĂłd nas, Ĺźe jest cieniutka niÄ jednoczÄ ca nas na tej drodze. Jak moĹźna byÄ szczÄĹliwym w sytuacji jawnie beznadziejnej? SpoglÄ dam na to wszystko, co siÄ wydarzyĹo i wciÄ Ĺź wydarza, i widzÄ, Ĺźe to wszystko skĹania mnie do dziaĹania i popycha do tego pragnienia bycia bardziej w rzeczywistoĹci, do pragnienia objÄcia jej w caĹoĹci. I rozumiem, Ĺźe moje pragnienie szczÄĹcia nie opiera siÄ na tym, Ĺźe udaĹo mi siÄ zaopatrzyÄ mojÄ rodzinÄ w mleko, ale zakorzenia siÄ w czymĹ wiÄkszym, co do mnie dotarĹo i co staĹo siÄ centrum mojego Ĺźycia. Wracam jednak wciÄ Ĺź do zasadniczej kwestii: jak przeĹźywaÄ sytuacjÄ w odmienny sposĂłb? Prognozy mĂłwiÄ , Ĺźe sytuacja nie bÄdzie siÄ poprawiaÄ, naprawdÄ wydaje siÄ, Ĺźe nie ma nadziei, ale samo patrzenie w oczy mojej Ĺźonie i cĂłrce daje mi nadziejÄ, Ĺźe istnieje dobra przyszĹoĹÄ, nie wtedy, gdy ja tego chcÄ, ale kiedy zdecyduje o tym Pan. Codziennie, zanim odmĂłwiÄ AnioĹ PaĹski, proszÄ, by pomagaĹ mi przeĹźywaÄ kaĹźdÄ rzecz z wiÄkszÄ intensywnoĹciÄ , by w Ĺźadnym momencie nie oszczÄdzaĹ mi rzeczywistoĹci. To towarzystwo pomaga mi przeĹźywaÄ kaĹźdÄ chwilÄ, popycha mnie do pozostawania tam, gdzie postawiĹ mnie Pan. Rozumiem, Ĺźe jest to miejsce, gdzie muszÄ byÄ i obejmujÄ tÄ okolicznoĹÄ z najwiÄkszÄ moĹźliwÄ radoĹciÄ , tÄ , ktĂłra dla wielu naprawdÄ byĹaby radoĹciÄ nielogicznÄ . Autor znany redakcji OD DZIECI DO RODZICĂW SWOICH RODZICĂW NajdroĹźsi przyjaciele z Peru, sytuacja zmusiĹa nas do zrezygnowania z podróşy do waszego kraju. Te dni âuwaĹźnoĹciâ i bliskoĹci z moimi rodzicami daĹy mi do zrozumienia, Ĺźe oddalenie siÄ od domu byĹoby trudne. Towarzyszenie im w tym delikatnym momencie wÄdrĂłwki ich, a takĹźe â czujÄ to â mojego Ĺźycia jest pilnÄ potrzebÄ . Wydaje mi siÄ, iĹź ĹwiadomoĹÄ, Ĺźe majÄ mnie w pobliĹźu do swojej dyspozycji, jest dla nich, przede wszystkim dla mojej mamy, wsparciem fizycznym i psychicznym. Odczuwam na wĹasnej skĂłrze jej pilnÄ potrzebÄ, nigdy niewyraĹźonÄ otwarcie, moĹźliwoĹci zrzucenia ciÄĹźaru z serca, poniewaĹź ktoĹ inny moĹźe go wziÄ Ä na siebie. Wakacje byĹy wyjÄ tkowymi dniami. SpÄdziĹam z nimi wiele godzin, nie robiÄ c czÄsto nic wyjÄ tkowego jak tylko sĹuchajÄ c przemyĹleĹ mojego taty, ktĂłry zastanawiaĹ siÄ nad caĹym swoim Ĺźyciem. Ten sposĂłb bycia z nim i z mojÄ mamÄ pozwoliĹ mi odkryÄ niespotykane posĹuszeĹstwo; ja, ktĂłrej z trudem przychodzi usiedzenie w miejscu piÄciu minut, zrozumiaĹam, Ĺźe to zwykĹe towarzyszenie im, to bycie bez jawnego robienia czegokolwiek, pozwalaĹo mnie i im wyraĹşniej odczuÄ towarzystwo Jezusa. CzÄsto sĹyszaĹam stwierdzenia, Ĺźe w opiekowaniu siÄ starszymi rodzicami moĹźe siÄ zdarzyÄ, Ĺźe dzieci jakby stajÄ siÄ rodzicami swoich rodzicĂłw. W tych dniach zadawaĹam wiÄc sobie pytanie, czy rodzic (myĹlÄ o sobie) jest skazany na utratÄ swojej roli ojca, matki w momencie utraty siĹ. Potem niespodziewanie zdaĹam sobie sprawÄ, Ĺźe to wĹaĹnie obecnoĹÄ mojego ojca wychowywaĹa mnie. Jego obecnoĹÄ i moje bycie tam, potrzebne byÄ moĹźe tylko do podnoszenia i obniĹźania oparcia Ĺóşka; jego obecnoĹÄ wciÄ Ĺź mnie wychowywaĹa, poniewaĹź wskazywaĹa mi na moje miejsce w Ĺwiecie, pokazywaĹa mi, Ĺźe piÄknie byĹo z nim byÄ. ByĹo piÄknie, poniewaĹź byĹo to coĹ wĹaĹciwego. W tym momencie zrozumiaĹam takĹźe, skÄ d braĹa siÄ cierpliwoĹÄ i pogoda ducha mojego ojca, pomimo caĹej sytuacji. Od tamtej chwili nic juĹź nie byĹo ciÄĹźarem, nie byĹo to wyrzeczenie, ale tylko wybĂłr. Nie chodziĹo juĹź o rezygnowanie z tego, co sobie zaplanowaĹam, ale o decyzjÄ podÄ Ĺźania za rzeczywistoĹciÄ takÄ , jakÄ tworzyĹ dla mnie chwila po chwili Jezus. Autorka znana redakcji NA UNIWERYTECIE KOMUNISTA I KOLACJA Z NIESPODZIANKÄ ChciaĹem opowiedzieÄ o nieoczekiwanej i âniemoĹźliwejâ przyjaĹşni z Lorenzem, profesorem z mojego wydziaĹu. On takĹźe jest WĹochem, poznaliĹmy siÄ w windzie. JuĹź podczas pierwszego obiadu staĹo siÄ dla mnie jasne, Ĺźe nie spoglÄ da przychylnym okiem na Ruch jako czĹonek WĹoskiej Powszechnej Konfederacji Pracy (CGIL), zdeklarowany ateista itd. W ten sposĂłb postanowiĹem poczekaÄ nieco z wyjawieniem mu, kim jestem. Po kilku tygodniach odkrywa, Ĺźe nie mam dziewczyny, i dlatego zaprasza mnie na piwo, by przedstawiÄ mi koleĹźankÄ swojej dziewczyny, ktĂłra â jak okazuje siÄ potem â naleĹźy do naszej wspĂłlnoty. ByĹ oszoĹomiony tym, Ĺźe jÄ znam, a ja zrozumiaĹem, Ĺźe nadszedĹ wĹaĹciwy moment, by mu o sobie powiedzieÄ. ZresztÄ byĹo to naprawdÄ zabawne: âLorenzo, sÄ rzeczy, ktĂłrych o mnie nie wiesz⌠â W porzÄ dku, Alessandro, zrozumiaĹem, Ĺźe jesteĹ katolikiem, to nie problem⌠Nie mĂłw mi jednak, Ĺźe jesteĹ z CL! â Lorenzo, nie tylko ja, ona takĹźe!â. W ten sposĂłb dowiedziaĹ siÄ o Ruchu i o moim powoĹaniu, o tym, Ĺźe jestem Memor Domini. Nieoczekiwanie to, co mogĹo byÄ koĹcem relacji, staĹo siÄ poczÄ tkiem jeszcze intensywniejszej przyjaĹşni. Po powrocie z ostatniej podróşy powiedziaĹ mi na przykĹad: âWiesz, Alessandro, naprawdÄ brakowaĹo mi ciebieâ (mnie rĂłwnieĹź brakowaĹo jego). W ten sposĂłb zaczÄ Ĺ poznawaÄ rĂłwnieĹź moich przyjaciĂłĹ. Po publicznej projekcji filmu PiÄkna droga, na ktĂłrÄ przyszedĹ po tym, jak mu obiecaĹem pĂłjĹÄ na jednÄ z manifestacji CGIL, zaprosiliĹmy go na koncert boĹźonarodzeniowy, wtedy póŠşartem, póŠserio powiedziaĹ mi: âNawet sobie nie myĹl, Ĺźe przyjdÄ jeszcze raz, potem zaczniecie myĹleÄ, Ĺźe siÄ nawracam!â. Pewnego wieczoru na kolacji z Markiem, ktĂłry mieszka w naszym domu, w momencie pĹacenia zauwaĹźyĹ, Ĺźe rozprawiamy o tym, jak siÄ rozliczyÄ, i od razu pyta: âCzy macie wspĂłlne pieniÄ dze? â Takâ. I tutaj zaczÄ Ĺ zadawaÄ nam seriÄ pytaĹ dotyczÄ cych tego, jak dziaĹajÄ te sprawy w Memores Domini. WychodzÄ c z restauracji, mĂłwi mi: âDla mnie, ktĂłry powinienem byÄ komunistÄ , wcale nie jest oczywiste to, Ĺźeby trzymaÄ wspĂłlnÄ kasÄ z mojÄ dziewczynÄ âŚ A wy naprawdÄ to robicie!â. ByÄ moĹźe 15 lat temu, gdybym spotkaĹ Lorenza na studiach, z ĹatwoĹciÄ potraktowaĹbym go ideologicznie, jako âwrogaâ (raz nawet to sobie powiedzieliĹmy). Alessandro, Montreal (Kanada) âNIE BRAKUJE MI NICZEGO DO TEGO, BY BYÄ SZCZÄĹLIWÄâ Co ĹrodÄ chodzÄ na chemioterapiÄ. Za kaĹźdym razem jest to walka. Kiedy lekarze mĂłwiÄ , Ĺźe moĹźna jÄ przeprowadziÄ, chce mi siÄ pĹakaÄ, poniewaĹź zgoda na to, by wydarzyĹo siÄ coĹ, czego nie chcesz, nie przychodzi Ĺatwo. Nazywa siÄ to terapiÄ , leczy ciÄ, ale jednoczeĹnie sprawia, Ĺźe czujesz siÄ Ĺşle. âZaakceptowanie, Ĺźe KtoĹ Inny wejdzie miÄdzy mnie a rzeczywistoĹÄ i uczyni moĹźliwym mojÄ relacjÄ z niÄ , jest dla czĹowieka najtrudniejszÄ z rzeczyâ (ks. Giussani). JakĹźe to jest prawdziwe! Moje doĹwiadczenie mĂłwi, Ĺźe jest to moĹźliwe tylko wtedy, gdy pojmiesz, Ĺźe wszystkie twoje usiĹowania i twoje opory pozostawiajÄ ciÄ sam na sam z twojÄ nicoĹciÄ . WĂłwczas moja potrzeba wybucha, wreszcie proszÄ i odkrywam, Ĺźe jestem obejmowana. Podczas jednego z zabiegĂłw miaĹam ze sobÄ ksiÄ ĹźkÄ In cammino (âW drodzeâ). ZaczÄĹam czytaÄ, poniewaĹź wszystko staĹo siÄ dla mnie nie do zniesienia. âIm bardziej idziesz przeciwko temu, co idzie przeciwko twojemu przeznaczeniu, tym bardziej jesteĹ wolny. Dlatego nie trzeba baÄ siÄ trudu. Im bardziej chcesz, pragniesz, przyjmujesz trud z miĹoĹci do Chrystusa, tym bardziej jesteĹ wolny. Trud, ktĂłry ciÄ unieruchamia, moĹźe siÄ przemieniÄ. Ta siĹa przychodzi i niszczy wszelkie unieruchomienie wĹaĹnie wtedy, gdy przyzywa siÄ Ducha ĹwiÄtegoâ. OdebraĹam ten fragment jako napisany dla mnie. ModliĹam siÄ i ogarnÄ Ĺ mnie spokĂłj. Najpierw byĹam zĹa, potem zaczÄĹam rozmawiaÄ z pielÄgniarkami, spoglÄ daÄ w twarz innym pacjentom. Zdumiewa mnie to, jak okolicznoĹci wciÄ Ĺź coraz bardziej ukazujÄ potrzebÄ takiego spoglÄ dania na siebie, ktĂłre przesunÄĹoby mojÄ uwagÄ z trudu i z samej siebie na to, co siÄ wydarza. Tak jak to byĹo z mojÄ mamÄ , ktĂłra postanowiĹa udaÄ siÄ do PapieĹźa po caĹych latach niechodzenia do koĹcioĹa. WĹaĹnie poĹrĂłd okolicznoĹci, ktĂłrÄ uwaĹźaĹam za coĹ nie do zniesienia, wszystko do mnie przemawia: to jest bardziej dramatyczne, ale mogÄ oddychaÄ. Tylko wtedy, gdy zdarza mi siÄ czuÄ siÄ wolnÄ i kochanÄ w ten sposĂłb, naprawdÄ nie brakuje mi niczego do tego, by byÄ szczÄĹliwÄ . Marica âJEĹLI TU NIE WRĂCÄ, TO GDZIE PĂJDÄ?â Drogi ksiÄĹźe JuliĂĄnie, przyjechaĹem na Rekolekcje CLU [studentĂłw z Ruchu â przyp. red.] bez pytaĹ, moje serce byĹo twarde i oporne, wszystko mi przeszkadzaĹo, ode mnie samego po gesty i ciszÄ. ZamknÄ Ĺem siÄ w bunkrze moich myĹli. NastÄpnie ksiÄ dz Pino powiedziaĹ, Ĺźeby siÄ modliÄ, by niezaleĹźnie od naszej postawy mogĹo wydarzyÄ siÄ to, co wydarzyĹo siÄ w pierwszej chwili, podczas pierwszego spotkania. W ten sposĂłb zadaĹem sobie pytanie: co takiego wydarzyĹo siÄ trzy lata temu, kiedy nie miaĹem pojÄcia, czym sÄ rekolekcje, poniewaĹź spotkaĹem Ruch zaledwie dwa miesiÄ ce wczeĹniej? Co takiego mnie uderzyĹo? JakiĹ psycholog, filozof, a moĹźe Ĺźyciowy guru? Czego naprawdÄ potrzebujÄ teraz taki, jaki jestem? WĹaĹciwego przepisu czy ojca? Zrozumienia czy bycia kochanym? Od tego wszystko zaczÄĹo siÄ zmieniaÄ. Wszystko byĹo nowe i znĂłw zaczÄ Ĺem zdumiewaÄ siÄ wszystkim. 50 tysiÄcy mĹodych ludzi w ciszy o 8.00 rano! Gdzie ja takich znajdÄ? Ja, ktĂłry jeszcze trzy lata temu o tej godzinie wracaĹem otumaniony chaosem dyskoteki i alkoholem. Ludzie ze sĹuĹźb porzÄ dkowych, ktĂłrzy stali na zimnie od 7.00, dla mnie. KrzesĹa, aula i perfekcyjnie przygotowany Ĺpiew. Ty, ktĂłry nigdy nie przestajesz na mnie czekaÄ, kochaÄ mnie i przywoĹywaÄ. Wszystko woĹaĹo, Ĺźe jestem chciany i kochany. Tak jak Piotr wobec Jezusa odpowiedziaĹem na nowo: âPanie, nie wiem dlaczego, nic nie wiem, umknÄĹo mi wiele sĹĂłw i po raz kolejny nie zrozumiaĹem metody, ale CiÄ kocham i jeĹli tu nie wrĂłcÄ, to gdzie pĂłjdÄ?â. Luca, Mediolan
âWYWRĂCILIĹCIE MOJE ĹťYCIE DO GĂRY NOGAMIâ Caterina studiuje w Kijowie, mieszkanie wspĂłĹdzieli z IrinÄ , z ktĂłrÄ siÄ zaprzyjaĹşniĹa. Tego lata zaprosiĹa jÄ na Meeting. Po tym jak Irina zaczÄĹa chodziÄ na SzkoĹÄ WspĂłlnoty, napisaĹa do Cateriny, by wyjaĹniÄ jej, co takiego staĹo siÄ w tych miesiÄ cach. Oto jej list. Tego lata Rimini staĹo siÄ centrum mojego Ĺwiata i wydaje siÄ, Ĺźe zagoĹciĹo w moim Ĺźyciu na dobre. To wszystko, co siÄ wydarzyĹo, tworzy kumulacjÄ wydarzeĹ teraĹşniejszych i przeszĹych, ktĂłre splatajÄ c siÄ delikatnie ze sobÄ , wreszcie nabraĹy sensu. MyĹlaĹam najzwyczajniej, Ĺźe bÄdÄ to wakacje takie jak wszystkie inne i Ĺźe przygoda zakoĹczy siÄ tuĹź po powrocie do domu. Tymczasem nie! Przed podrĂłĹźÄ opowiadano mi wiele rzeczy o Meetingu i Ĺźe moĹźna tam zobaczyÄ duĹźo interesujÄ cych wystaw, ale to nie one wywarĹy na mnie najwiÄksze wraĹźenie. Po pierwsze: zaskoczyĹy mnie relacje miÄdzy jego uczestnikami. WidzÄ c tÄ otwartoĹÄ, szczerÄ radoĹÄ, jakÄ wyraĹźali ludzie podczas spotkaĹ, nieustannie zadawaĹam sobie pytanie: âAle czy ja okazujÄ w ten sposĂłb moje uczucia w moim domu, kiedy kogoĹ spotykam? W porzÄ dku, mam jednego, dwĂłjkÄ bliĹźszych przyjaciĂłĹ, z ktĂłrymi moĹźe nawet nie widziaĹam siÄ od dawna⌠Was jest jednak tutaj duĹźoâ. PrzypomniaĹy mi siÄ szkolne lata, kiedy nie potrafiĹam siÄ wpasowaÄ i przez bardzo dĹugi czas moim jedynym wielkim pragnieniem byĹo posiadanie prawdziwego przyjaciela. Po drugie: widziaĹam niesamowite relacje w rodzinie. Nie mogÄ powiedzieÄ, Ĺźe dorastaĹam w zĹej rodzinie: mam wspaniaĹych rodzicĂłw. Nagle jednak zdaĹam sobie sprawÄ, Ĺźe nawet nie pamiÄtam, kiedy ostatni raz powiedziaĹam mamie, Ĺźe jÄ kocham. Przed przyjazdem wiedziaĹam coĹ o Ruchu, o jego poczÄ tkach, o jego znaczeniu i jego dziaĹalnoĹci. WiedziaĹam jednak naprawdÄ maĹo. W Rimini zrozumiaĹam, Ĺźe jest coĹ, co was jednoczy, Ĺźe wszyscy macie coĹ, co wypeĹnia wasze Ĺźycie, jakiĹ sens. Ĺťe to coĹ sprawia wam wielkÄ radoĹÄ. I Ĺźe to jest centrum, do ktĂłrego dÄ Ĺźycie. WĹaĹnie tam zrozumiaĹam, Ĺźe tym âcentrumâ jest Chrystus. Po trzecie: zdaĹam sobie sprawÄ, Ĺźe bardzo maĹo wiem o Chrystusie i prawosĹawiu. WiedziaĹam o tym juĹź wczeĹniej, ale nie przywiÄ zywaĹam do tego wielkiej wagi. Tam coĹ przyciÄ gnÄĹo mnie nieodparcie do KoĹcioĹa. InteresujÄ ce staĹo siÄ odkrywanie, co znajduje siÄ w jego wnÄtrzu, i co siÄ wydarza, co czyni was takimi, jakimi was widziaĹam, co takiego skupia razem tak niewiarygodnÄ liczbÄ osĂłb, i dlaczego wiecie i rozumiecie coĹ, czego ja na razie nie wiem i nie rozumiem. A najciekawsze jest to, Ĺźe nikt nie opowiada mi o tym wszystkim, po prostu przeĹźywacie wasze Ĺźycie; ale w waszym Ĺźyciu ObecnoĹÄ rozbĹyskuje w oczywisty sposĂłb. Po czwarte: jest was duĹźo, jesteĹcie w róşnym wieku i Ĺźyjecie w róşnych okolicznoĹciach. Nie widziaĹam jednak typowych relacji âszef â podwĹadnyâ czy teĹź âprofesor â uczeĹâ, charakteryzujÄ cych siÄ zawsze czymĹ bardzo oficjalnym i formalnym; widziaĹam natomiast coĹ w rodzaju relacji âstarszy przyjaciel â mĹodszy przyjacielâ. Gdy to zaobserwowaĹam, prĂłbowaĹam sobie przypomnieÄ przynajmniej jednego profesora z mojej uczelni, z ktĂłrym moĹźliwa byĹaby tego typu relacja, i nie przyszedĹ mi do gĹowy ani jeden. Wniosek jest taki, Ĺźe wywrĂłciliĹcie moje Ĺźycie do gĂłry nogami. MogĹo byÄ jednak takĹźe na odwrĂłt: przywrĂłciliĹcie wszystkiemu wĹaĹciwe miejsce. Jest teraz wiele rzeczy, ktĂłrych nie rozumiem z tego, co siÄ wydarza, i nie wiem, co bÄdzie w przyszĹoĹci. CzujÄ jednak, Ĺźe to âcoĹâ jest wielkie i waĹźne, i bardzo chcÄ zobaczyÄ, jak siÄ wszystko dalej potoczy. Irina, KijĂłw (Ukraina) KAWALERZY SOBIESKIEGO Wraz z Kawalerami Sobieskiego [doĹwiadczenie Ruchu w szkoĹach gimnazjalnych â przyp. red.] spÄdziliĹmy popoĹudnie na lodowisku. W pewnym momencie czÄĹÄ naszej grupy wpadĹa na pomysĹ, by pobawiÄ siÄ w berka. PiÄkne byĹo to, Ĺźe zabawa wciÄ gnÄĹa wszystkich: zaczÄliĹmy siÄ goniÄ w caĹkowitym chaosie, ale w moĹźliwie najbardziej uporzÄ dkowany sposĂłb. Podczas zabawy ja i Daniela zatrzymaĹyĹmy siÄ, zdajÄ c sobie sprawÄ, Ĺźe graliĹmy wszyscy: mĹodzieĹź i doroĹli razem. I w tym jest rzecz: w jakim towarzystwie mĹodzieĹź jest zadowolona, Ĺźe bawi siÄ z dorosĹymi? Normalnie unika ich i nie jest z nimi âszczÄĹliwaâ, poniewaĹź uwaĹźa ich za przeszkodÄ do âwolnoĹciâ, tej faĹszywej, tej, w ktĂłrej mogÄ robiÄ to wszystko, co chcÄ . Dla mnie natomiast doroĹli z Rycerzy sÄ tymi, ktĂłrzy pokazujÄ mi prawdziwÄ wolnoĹÄ. Valeria, Buccinasco (Mediolan) NIE JESTEM CHARLIE, JESTEM MINA Jest 7 stycznia. Dla mnie to BoĹźe Narodzenie: jestem prawosĹawnym chrzeĹcijaninem obrzÄ dku koptyjskiego. Jest to takĹźe dzieĹ mojego egzaminu w sesji zimowej. Dzisiaj czeka mnie boĹźonarodzeniowy obiad z rodzinÄ . PrzychodzÄ do domu mojego wujka i zastajÄ wszystkich oglÄ dajÄ cych jeden z kanaĹĂłw arabskiej telewizji. MĂłwiÄ o jakimĹ âCharlie Hebdoâ, nie zwracam jednak za bardzo uwagi na gĹos dziennikarza. Zaczynam nadstawiaÄ uszu dopiero, kiedy sĹyszÄ sĹowa âzamachâ i â12 ofiarâ. ZnĂłw siÄ zaczyna! W ten sposĂłb wszczyna siÄ wojnÄ miÄdzy ideologiami. Gdziekolwiek bym siÄ nie odwrĂłciĹ, toczy siÄ wojna. NiewaĹźne, czy jest to telewizja, czy Internet, mĂłwi siÄ tylko o âCharlie Hebdoâ. 8 stycznia to natomiast dzieĹ manifestacji, jeden mĂłwi: âJestem Charlieâ, a drugi: âNie jestem Charlieâ. SÄ i tacy, ktĂłrzy siÄ nad niczym nie zastanawiajÄ . A wĂłwczas mĂłj mĂłzg zadaje mi pytanie: âA ty, Mina, kim jesteĹ?â. Zaczynam analizowaÄ sytuacjÄ, kluczowe sĹowa chodzÄ ce mi po gĹowie to: terroryzm, ideologia, islamofobia, meczety w Mediolanie, BĂłg, drugie pokolenie imigrantĂłw i SWAP [organizacja zaĹoĹźona przez grupÄ dzieci muzuĹmaĹskich imigrantĂłw oraz koptĂłw, studentĂłw Uniwersytetu Katolickiego, pragnÄ cych na nowo odkrywaÄ swojÄ kulturÄ, by mĂłc wspĂłĹdzieliÄ jej piÄkno, ĹźyjÄ c poĹrĂłd chrzeĹcijan â przyp. red.]. Ach tak, SWAP! DziÄki Bogu istnieje SWAP! DziÄki Bogu sÄ osoby, ktĂłre przypominajÄ mi, Ĺźe mogÄ byÄ sobÄ bez zadawania sobie zbyt wielu pytaĹ. A wĂłwczas powiedziaĹem sobie: âNie jestem Charlie, nie jestem teĹź z tymi, ktĂłrzy nie identyfikujÄ siÄ z nim. Jestem Minaâ. Tak, dla mnie religia jest waĹźna. Jestem zakochany i dumny z mojej religii. Ale z religii Boga, ktĂłry bezwarunkowo kocha Charliech i nie-Charliech, Boga, ktĂłrego nie interesuje twĂłj dowĂłd toĹźsamoĹci. A ja chcÄ byÄ MinÄ i nie chcÄ uczestniczyÄ w tej wojnie ideologii. ChcÄ po prostu codziennie dawaÄ Ĺwiadectwo â dziÄki osobom, ktĂłre mam wokóŠâ Ĺźe inna rzeczywistoĹÄ jest moĹźliwa. SWAP znaczy âShare with All Peopleâ [WspĂłĹdziel ze wszystkimi ludĹşmi â przyp. red.]. Dla mnie znaczy to, Ĺźe moĹźna odkrywaÄ siebie, darowujÄ c siebie innym, nie pozostajÄ c zamkniÄtym w stereotypach, ktĂłre nie pozwalajÄ widzieÄ dobrze tego, kogo mamy przed sobÄ , ale byÄ moĹźe czyniÄ wszystko prostszym: nie trzeba siÄ angaĹźowaÄ, wystarczy zjednoczyÄ siÄ na bardziej haĹaĹliwym froncie. JesteĹmy zawsze gotowi osÄ dzaÄ, powodowani strachem, strach jednak nie czyni wolnymi. I to wĹaĹnie od strachu i stereotypĂłw chcieli siÄ uwolniÄ mĹodzi, kiedy powoĹali do istnienia SWAP: doĹwiadczenie Ĺźycia z wiÄkszym smakiem. Pewnego dnia ktoĹ nazwaĹ mnie âdĹźihadystÄ â. Tym lepiej, Ĺźe mi tak powiedziaĹ, otworzyĹ mi oczy. Tak, moĹźe nie zabijam, ale zasada jest taka sama: usiĹowanie narzucenia swojego ideaĹu, swojej prawdy. SWAP pozwala mi pozostawaÄ Ĺźywym, ludzkim. JeĹli jest coĹ, czego nauczyĹem siÄ w ciÄ gu tych dwĂłch lat, to to, Ĺźe poznanie czyni wolnymi tylko wtedy, jeĹli przy jego boku stoi miĹoĹÄ. Mina, Mediolan
|