Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 1991 > Biuletyn - wrzesień

Ślady, numer 4 / 1991 (Biuletyn - wrzesień)

Życie CL w Polsce

Powrót do źródła

W pierwszym tygodniu lipca br. Po siedmiu latach od spotkania na taką skalę, mającego wówczas miejsce w Kalwarii Zebrzydowskiej, tym razem w Łagowie Lubuskim w województwie zielonogórskim, nad pięknie położonymi jeziorami: Łagów i Ciesz, miał miejsce ogólnopolski obóz ruchu Komunia i Wyzwolenie.

Alina Rynio


Na ten tydzień niezapomnianych spotkań przybyli przedstawiciele poszczególnych wspólnot. Byli więc ludzie z Białegostoku, Lublina, Krakowa, Radomia, Warszawy, Legionowa, Poznania, Opola, Nysy, Lutyni, Głuchołaz, Świebodzic, Głuszycy, Ciechanowa, Wrocławia, Jeleniej Góry, Lądka Zdroju, Świdnicy i Legnicy.

Przez cały ten czas, swoja obecnością obdarował nas też ks. Gianni Calchi Novati z Brugherio. W piątek na kilka godzin wprost z Mediolanu przybył do nas Claudio Bottini. Dzieląc się swoim doświadczeniem z całą jasnością sobie właściwą, przypomniał nam to czym w istocie swej Ruch nasz żyje i co każdemu z nas daje energię wzrastania.

Najmłodszy uczestnik z pośród 115-to osobowej grupy liczył 13 miesięcy. Był to mały Francesco – syn Ani i Luigiego z Krakowa. Nie bez znaczenia dla tego co się tutaj działo był fakt obecności prawie całej Krajowej Diakonii Ruchu z odpowiedzialnym w osobie ks. J. Adamowicza. Tym razem korzystaliśmy z gościnności Szkoleniowo-Wypoczynkowego Ośrodka Lasów Państwowych „Leśnik” na ulicy Chrobrego 10. Cieszyliśmy się też sympatią miejscowego ks. Proboszcza N. Nowaka.

Bogactwo tych dni razem przeżytych sprawia, iż jedynie w duchu posłuszeństwa i pokornej służby Bogu i ludziom podejmuję się cokolwiek o tym pisać. Co zatem stanowi o tym, iż prawie wszyscy pytani przez mnie pod koniec pobytu uczestnicy obozu podkreślali jego wyjątkowość i niepowtarzalność? Poprzez co ten czas gorących dni lipca zasłużył na miano błogosławionych? Przecież nie było miejsca na głoszenie długich wyuczonych konferencji i kazań. Ks. Adamowicz wychodząc z założenia, iż wakacje to czas dobrze pojętego wypoczynku, starał się we wszystkim zachować umiar. Jakkolwiek nie było konferencji to jednak był czas na pytania i odpowiedzi, poprzez które pogłębiała się świadomość korzeni z których wyrastamy, celu ku któremu zdążamy i tego gdzie aktualnie jesteśmy. Prowadzący ten obóz, dzięki swej inteligentnej obecności potrafili nadać nowa jakość naszemu byciu razem.

Z tego interesującego i pełnego wydarzeń tygodnia ze zrozumiałych względów przytoczę jedynie najistotniejsze słowa i fakty. Jedne jak i drugie uświadamiały nam jak wielkim i niezasłużonym jest dar bycia w towarzystwie ludzi próbujących na serio wierzyć i iść za Chrystusem. Dzięki słowom i byciu razem staraliśmy się odkryć i dostrzec wartość tego, co w życiu każdego z nas jest najistotniejsze, a co zostało wyrażone w treści ostatniego plakatu wielkanocnego, poprzez cytat z dramatu religijnego „Veroniqe” Ch. Peguy.

Z  każdym dniem mieliśmy coraz mniej złudzeń co do siebie i swoich możliwości. Jaśniej natomiast widzieliśmy własną kruchość i nieadekwatność wobec tego ku czemu zostaliśmy wezwani. Poczucie realizmu głoszących nam orędzie zbawcze nie pozwalało nam koncentrować uwagi na własnych brakach i grzechach ponieważ uświadamiano nam, iż zbawienia dostępujemy dzięki Bożemu Miłosierdziu, które jest większe niż nasz grzech. Pokazywano nam tez jak możemy przekraczać własna słabość i samych siebie. Mówiono o pedagogicznej wartości pytań, pragnień, odniesienia do autorytetu i ćwiczenia się w posłuszeństwie i pójścia za tym co proponuje nam Szkoła wspólnoty. Wszystko to miało służyć temu by Chrystus nie tylko rodził się w każdym z nas ale i wzrastał.

Mówiliśmy też sobie jak powinny się układać wzajemne relacje tak, aby każdy z nas mając w pamięci, iż jedynie prawda czyni nas wolnymi stawał się coraz bardziej dojrzałym i świadomym swoich powinności i odpowiedzialności za własny los.

W odpowiedziach czuło się, iż mimo wszystko każdy z nas ma szansę osiągnąć pełnie ku której został przez Boga wezwany. Pełnię tę osiąga się na mocy wierności Towarzystwu, któremu na imię Chrystus. Jasnym stało się też, iż żyjąc pamięcią faktu Boga Wcielonego, trzeba tworzyć wspólnoty żywe i dynamiczne. Docierało tez do nas, iż misja ku której zostaliśmy wezwani, nie może być traktowana w kategorii dodatkowego obowiązku, ale ma być sposobem poprzez który jest komunikowane nasze doświadczenie. Poznaniu tej prawdy, wyrażającej się w ideale nowego człowieka, służyła codzienna Liturgia Słowa, Ołtarza i Liturgia Godzin odmawianych wspólnie.

Dni przeżyte w Łagowie, będąc przywołaniem do oryginalności i wierności prostym narzędziom pedagogicznym proponowanym przez ruch, stały się czasem odkrywania własnego ubóstwa i czepiania się frędzli płaszcza Chrystusowego, do którego zostało przyrównane nasze Towarzystwo. Były tez czasem stawiania pytań o to kim jest Bóg dla naszego życia i co w tym życiu liczy się naprawdę. Był to czas błagania Boga o łaskę wiary i nawrócenia, w którym dane nam było doświadczyć komunii osób poprzez którą stawaliśmy się bardziej wolnymi.

Niewątpliwie był to czas poznawania prawdy czynionej w miłości. Ks. Olek i ks. Gianni ciężko pracowali, aby nasze serca biły dla chwały Chrystusa i aby każdy z nas z odwagą zawierzał siebie z całą swoją nędzą, ale i bogactwem Bogu samemu. Był to też czas wspólnego dziękczynienia za dar spotkania z Chrystusem żyjącym w Kościele i uświadamiania sobie, iż sami sobie nie wystarczamy. Stąd zaproszono nas do miłowania wspólnot w których tkwimy, wspólnot, które są cząstką Kościoła.

W tych dniach była możliwość odnalezienia siebie w prawdzie o tym co konstytuuje naszą osobowość i miejsce w świecie. Słyszeliśmy, iż rozumna rzeczą jest przylgnąć do tego Towarzystwa nawet jeśli wszystkiego jeszcze nie rozumie się do końca. Pytano nas tez o to co zrobimy z tym co nam się wydarzyło.

Był to więc czas dzielenia się doświadczeniem naszego życia chrześcijańskiego. Mówiono nam, iż prawdziwa wolność polega na czynieniu z siebie daru dla drugiego, zaś warunkiem jej wzrostu jest o przynależność do czegoś większego niż my sami. Mówiono też o moralności opartej na nawróceniu wyrażającym się w zawierzeniu Bogu, który stał się człowiekiem i nas potrzebuje. Ks. Olek w duchu miłości bratniej wskazywał nam na Chrystusa obecnego między nami poprzez Słowo, Liturgie i naszą Jedność. Chrystusa, który wzywa do pójścia z anim, tak jak czynili to ci pierwsi Piotr, Andrzej, Mateusz, Maria Magdalena, Samarytanka, Paweł i wielu im podobnych. Zwracał nam też uwagę „aby łaska Boża dzięki której jesteśmy nie była w nas nadaremną”.

Z ust C. Bottini słyszeliśmy, iż Bóg ratuje człowieka przez człowieka i że ten drugi jest zawsze inny. Ten nawrócony świecki człowiek, ojciec trojga dzieci, mówił o potrzebie szczęścia, która towarzyszy każdemu, o wartości osoby i potrzebie rozpoznania Boga żyjącego między nami. Z naciskiem podkreślał, iż każde dzieło podejmowane przez Ruch (we Włoszech jest ich ponad 4 tysiące) nie może gubić z pola widzenia tej świadomości. Bottini mówił „dzieło jest tam gdzie jest osoba”. Pierwszym dziełem jest rozpoznanie Syna Bożego, który posyła człowieka do człowieka z Dobrą Nowiną. Mobilizując nas do twórczej obecności tam gdzie jesteśmy, przypomniał starą prawdę, iż drzewo rozpoznaje się po jego owocach. Podkreślając wartość i wagę modlitwy, zwrócił uwagę, iż trzeba nam nauczyć się przebywać z Chrystusem ta, jak przebywają ze sobą narzeczeni.

Czytając moją wypowiedź można odnieść wrażenie iż dni w Łagowie spędzaliśmy jedynie na rozmowach i modlitwie. To prawda: był czas modlitwy, pytań, odpowiedzi, milczenia ale też nie brakowało go na sen, jedzenie, wspólne spacery, kajak, łódkę, uprawianie sportów, pogodne wieczory. Wszystko to dokonywało się w atmosferze radości, pokoju i cierpliwej miłości bez zbędnego moralizmu, z odwołaniem się do prawdziwej moralności osobistej i społecznej. Moralności opartej na zdrowej ascezie, szukającej tego co pożyteczne dla innych. Jakkolwiek czasem może brakowało łagodności i delikatności obecną była troska o szacunek wobec niepowtarzalności drugiego.

Prawie we wszystkich wypowiedziach obecna była stanowcza pobłażliwość pełna wyrozumiałości dla człowieka, który nie jest z natury ani silny, ani dobry, a którego trzeba kochać takim jakim jest. Z jego słabościami, wadami i ograniczeniami przy równoczesnym poszanowaniu prawa i godności każdego i maksymalnym respektowaniu w ludziach ich skrajnej inności bez zamykania oczu na zło i grzech, które mieszkają w każdym z nas. Prawdami tymi żył święty Benedykt ogłoszony przez papieża Pawła VI patronem Europy.

W wypowiedziach tez wskazywano na wartość przykładu, potwierdzającego prawdę, iż tym co jest w stanie pociągnąć człowieka jest właśnie przykład. W ten oto sposób rosła w nas świadomość, iż zostaliśmy wezwani, aby na drodze, której na imię Komunia i Wyzwolenie ofiarowując własne życie uczyć się jego nowości widocznej w działaniu. Rosła tez świadomość, iż mamy być wierni temu co zostało nam dane pomimo, że czasami doświadczamy trudu i jesteśmy pełni słabości. Towarzyszyło nam tez przeświadczenie, iż jesteśmy przyjaciółmi i chcemy nimi być pomimo własnych słabości. Widoczne to było we wzajemnej życzliwej otwartości i radości naszych twarzy. Jasnym stawał się ideał nowego człowieka przypomniany poprzez Liturgie Słowa i Eucharystię.

Wyjeżdżaliśmy w poczuciu, że należy idąc z odwagą naprzeciw własnym wyobrażeniom i uprzedzeniom modlić się i pracować nie pogardzając sobą a tym bardziej innymi. Godnym zauważenia jest tez fakt, iż poprzez to wszystko odradzała się nasza jedność. Widzieliśmy jej wartości i potrzebę. Rosła tez świadomość zadań, które są przed nami. Miało się wrażenie, iż każdy wyjeżdżał trochę inny. Zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, o którym większość wie – Bóg prawdziwie istnieje, ale to nie wystarcza: ma tez cos do powiedzenia mojemu życiu a poprze nie życiu świata w konkretnym wymiarze czasu i przestrzeni.

To czego uczyliśmy się poprzez bycie razem, stawało się doświadczeniem pełnym nowego spojrzenia na siebie, Ruch, Kościół i innych. Akceptując własną niepowtarzalność rosła w nas pewność wiary i chęć pójścia za Chrystusem tak, jak to uczynili Jego pierwsi uczniowie.

Pobyt w Łagowie Lubuskim wyłonił prawdę tego kim jesteśmy, ku czemu zmierzamy, na jakim etapie drogi jest każdy z nas i w jaki sposób mamy iść razem do jednego celu, zaczynając przemianę mentalności świata od przemiany samego siebie. Wakacje te były przypomnieniem czym Ruch żyje i co daje mu energie wzrostu. Ta ostatnia tkwi w respektowaniu zasady wiernej przynależności, posłuszeństwa i pójścia za a tymi, którzy prowadzą z gotowością komunikowania innym tego, co nam się wydarzyło przy równoczesnym zachowaniu szacunku wobec Tajemnicy Boga i świadomości, iż człowieka zrozumieć można jedynie w relacji do Chrystusa.

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją