Ślady
>
Archiwum
>
1992
>
Biuletyn (6) styczeĹ
|
||
Ślady, numer 1 / 1992 (Biuletyn (6) styczeĹ) Teksty ks. Giussaniego KtĂłry zbawiajÄ c zbawiasz darmo Notatki z rozmowy ksiÄdza Luigi Giussaniego ze studentami. La Thuile, Aosta, sierpieĹ 1991 1. SÄ d o Ĺźyciu ChciaĹbym rozpoczÄ Ä naszÄ rozmowÄ, czerpiÄ c inspiracjÄ z trzech fragmentĂłw mozartowskiego Requiem. ReprezentujÄ one w sposĂłb syntetyczny sÄ d o Ĺźyciu, sÄ d, w ktĂłrym ocalona zostaje godnoĹÄ wolnoĹci, przede wszystkim zaĹ godnoĹÄ Boga; reprezentujÄ one Ăłw sÄ d ukazujÄ c gĹÄbokie przeciwieĹstwo (ktĂłre w koĹcu nie jest sprzecznoĹciÄ ) z jakiego on wypĹywa, dramatycznÄ przeciwstawnoĹÄ ktĂłrÄ wyzwala w czasie (muzyka Mozarta dobrze nam to uzmysĹawia). KaĹźde zdanie zaczyna siÄ od niepodwaĹźalnej afirmacji wyĹźszoĹci Boga, panowania sprawiedliwoĹci i prawdy, i zaraz potem zostaje jakby przerwane przez coĹ, co niespodziewanie osĹadza tÄ surowoĹÄ sprawiedliwoĹci, tÄ cierpkÄ afirmacjÄ prawdy, Ĺagodzi jÄ w proĹbie, w bĹaganiu, o ktĂłrym wiadomo, iĹź moĹźe byÄ wzniesione. "Rex tremendae majestatis" - tak zaczyna siÄ pierwszy fragment: KrĂłlu straszliwego majestatu, do ktĂłrego nie Ĺmie siÄ zbliĹźyÄ Ĺźaden czĹowiek (wieĹźa Babel jest symbolem kolektywnego wysiĹku caĹej ludzkoĹci, zmierzajÄ cego do detronizacji Boga, do koncepcji Ĺwiata bez Boga. Skutki wieĹźy Babel systematycznie, okresowo eksplodujÄ w historii. Nam przypada ĹźyÄ w takim momencie: przeĹźywamy go i jeszcze siÄ on nie skoĹczyĹ: bÄdzie jeszcze gorzej). KrĂłlu straszliwego majestatu, a potem niespodziewanie: "KtĂłry zbawiajÄ c, zbawiasz darmo", ktĂłry Ĺźyjesz wolÄ zbawiania, darmowÄ , miĹosnÄ , Salva me, fons pietatis, zbaw moje Ĺźycie, ĹşrĂłdĹo miĹoĹci. Rex tremendae majestatis qui salvandos salvas gratis, salva me fons pietatis, KrĂłlu straszliwego majestatu, darmowo zbawiajÄ cy ludzi, ktĂłrych chciaĹeĹ zbawiÄ, zbaw rĂłwnieĹź mnie, o ĹşrĂłdĹo miĹoĹci. Ten ogĂłlny sÄ d precyzuje nastÄpny fragment. Confutatis maledictis, flammis acribus addictis: zdacie sprawÄ z kaĹźdego sĹowa wypowiedzianego niepotrzebnie, kaĹźda rzecz jest poddana osÄ dowi; a zaraz po sÄ dzie, bĹaganie: Voca me cum benedictis, wezwij rĂłwnieĹź mnie z tymi, ktĂłrzy siÄ zbawiÄ . O to CiÄ proszÄ bĹagalnie, na kolanach przed TobÄ , ze skruszonym sercem, niemal startym na proch: gere curam mei finis, weĹş Ty w swoje rÄce troskÄ o mĂłj los. Owa wyĹźszoĹÄ Boga, niepodwaĹźalna, ten szczegĂłĹowy i nieunikniony sÄ d urzeczywistnia siÄ w okreĹlonym czasie (trzeci fragment): Lacrimosa dies illa, w dzieĹ peĹen Ĺez, bĂłlu, w ktĂłrym wyjdzie na zewnÄ trz z ognia powszechnego, na sÄ d, czĹowiek grzesznik, czĹowiek przestÄpca. Ale oto znowu bĹaganie: Huic ergo parce, Deus: pie Jesu Domine, dona eis requiem, przebacz, BoĹźe, miĹoĹciwy Panie Jezu, obdarz nas pokojem.
ChciaĹbym teraz przypomnieÄ tegoroczny manifest paschalny, zapraszajÄ c was do zwrĂłcenia takĹźe uwagi na reprodukowany na nim obraz (Ĺťegluga Andrea Pisany), poniewaĹź zachowuje on gĹÄboki zwiÄ zek z Requiem Mozarta. Ĺťycie jest rzeczÄ powaĹźnÄ i wielkÄ . Musimy zdaÄ rachunek z kaĹźdej chwili, z kaĹźdego gestu, z kaĹźdego sĹowa, z kaĹźdej myĹli: na tym polega wielkoĹÄ Ĺźycia. GdybyĹmy byli miÄczakami, albo innym rodzajem zwierzÄ t, nie musielibyĹmy zdaÄ rachunku. Tymczasem kiedyĹ zdamy sprawÄ z kaĹźdej myĹli, nawet najbardziej ukrytej, ze wzglÄdu na owÄ wielkoĹÄ: poniewaĹź ludzkie âja" konstytuuje, tworzy wiÄĹş z nieskoĹczonoĹciÄ , ludzkie "ja" stoi w obliczu nieskoĹczonoĹci. Bez wzglÄdu na to, czy poprawiasz sobie fryzurÄ, albo jesz kromkÄ chleba, nie moĹźesz wyrwaÄ siÄ z tej ostatecznej wiÄzi, ktĂłra konstytuuje twoje "ja", nie moĹźesz wyrwaÄ siÄ z tej wielkoĹci, ktĂłra je definiuje. RozwaĹźmy zatem jeszcze raz tekst PĂŠguy`ego, ktĂłry, jak kaĹźdy manifest wielkanocny, zostaĹ podyktowany jako temat na caĹy rok. "Ten nowoczesny Ĺwiat nie jest jedynie Ĺwiatem kiepskiego chrzeĹcijaĹstwa, to nie byĹoby jeszcze nic takiego, ale jest Ĺwiatem niechrzeĹcijaĹskim, zdechrystianizowanym". To jest Ĺwiat, ktĂłry nie chce juĹź wiÄcej chrzeĹcijaĹstwa, ktĂłry chrzeĹcijaĹstwo przestaĹo obchodziÄ. Jaki jest jednak znak tej radykalnej dechrystianizacji, w porĂłwnaniu z ktĂłrym fakt, iĹź nasz Ĺwiat jest Ĺwiatem kiepskiego chrzeĹcijaĹstwa, to jeszcze nic? Jak moĹźna powiedzieÄ, Ĺźe Ĺwiat kiepskiego chrzeĹcijaĹstwa to jeszcze nic? Czy moĹźe byÄ jeszcze coĹ gorszego? âKatastrofa polega dokĹadnie na tym, Ĺźe nasze wĹasne nÄdze nie sÄ juĹź wiÄcej chrzeĹcijaĹskie. RĂłwnieĹź za panowania Rzymian czasy byĹy podĹe" (podli byli rĂłwnieĹź pierwsi chrzeĹcijanie: wystarczy przeczytaÄ listy ĹwiÄtego PawĹa, Dzieje Apostolskie; Ĺw. PaweĹ zostaĹ zdradzony przez chrzeĹcijan, poniĂłsĹ ĹmierÄ wskutek donosu chrzeĹcijan). Zasadniczy problem leĹźy w tym, Ĺźe czĹowiek jest pierworodnie zraniony. Wymaganie, aby nasze nÄdze byĹy chrzeĹcijaĹskie, oznacza zasadniczo, ĹźebyĹmy mieli ĹwiadomoĹÄ, iĹź wypĹywajÄ one w pierwszym rzÄdzie z grzechu pierworodnego, z owej Ĺmiertelnej rany. Rodzimy siÄ ze ĹmiertelnÄ ranÄ , jak dziecko, ktĂłre nie jest w stanie przeĹźyÄ i skazane jest na ĹmierÄ. Fakt, Ĺźe "nasze wĹasne nÄdze nie sÄ juĹź wiÄcej chrzeĹcijaĹskie", oznacza przede wszystkim zapomnienie, zatarcie, totalnÄ cenzurÄ, w Ĺźyciu kulturowym (w caĹej kulturze), ale teĹź w moim Ĺźyciu, w Ĺźyciu kaĹźdego z nas, grzechu pierworodnego, faktu, iĹź rodzimy siÄ z pÄkniÄciem, z ranÄ , ze Ĺmiertelnym kalectwem. Ĺmiertelna rana albo kalectwo oznacza, Ĺźe nie jesteĹmy w stanie byÄ samymi sobÄ : rodzimy siÄ bez moĹźliwoĹci bycia samymi sobÄ .
KonsekwencjÄ zapomnienia o grzechu pierworodnym jest przede wszystkim to, Ĺźe czĹowiek nie rozumie siebie i nie pojmuje siebie w relacji do swego przeznaczenia (losu, celu). MoĹźemy mĂłwiÄ o przeznaczeniu (wszyscy mĂłwiÄ o przeznaczeniu, godzÄ siÄ na przeznaczenie, wiÄkszoĹÄ godzi siÄ nawet na jego nazwÄ, BĂłg) lecz nie tolerujemy faktu pojmowania siebie samych w relacji do przeznaczenia. DokĹadne przeciwieĹstwo tego, co Jezus mĂłwi w najstraszliwszym zdaniu wszystkich Ewangelii: "Wtedy Jezus rzekĹ do swoich uczniĂłw: "JeĹli ktoĹ chce pĂłjĹÄ za MnÄ , niech siÄ zaprze samego siebie, niech weĹşmie krzyĹź swĂłj i niech mnie naĹladuje. Bo kto chce zachowaÄ swoje Ĺźycie, straci je; a kto straci swe Ĺźycie z mego powodu, znajdzie je. Cóş bowiem za korzyĹÄ odniesie czĹowiek, choÄby caĹy Ĺwiat zyskaĹ, a na swej duszy szkodÄ poniĂłsĹ? Albo co da czĹowiek w zamian za swojÄ duszÄ? (Mt 16, 24-26). Co z tego, Ĺźe osiÄ gniesz wszystkie cele, posiÄ dziesz wszystko, co chcesz, a zgubisz samego siebie? Zapomnienie o grzechu pierworodnym, jako przyczyna odrzucenia pojmowania siebie w relacji do swojego przeznaczenia, rĂłwnoznaczne jest egzystencjalnej negacji Boga. Nasze wĹasne nÄdze nie sÄ juĹź wiÄcej chrzeĹcijaĹskie, to znaczy pokrywajÄ siÄ z negacjÄ Boga, z negacjÄ egzystencjalnÄ , albo, jeĹli wolicie, praktycznÄ . Jednak czĹowiek pozbawiony wymiaru wiÄzi z przeznaczeniem traci caĹÄ swojÄ godnoĹÄ. I wtedy alternatywa, przed ktĂłrÄ staje jest bardzo prosta i straszna: z jednej strony, spĹycenie siebie, nihilizm (czynienie tego, co mi siÄ podoba): wszystko jedno co, poniewaĹź nic siÄ nie liczy; z drugiej strony, pozornie sprzecznej z pierwszÄ , bezgraniczne zarozumialstwo: zniszczenie albo usiĹowanie zastÄ pienia wiÄzi z Bogiem. Nihilizm i zarozumialstwo. Ale podkreĹlmy raz jeszcze: czĹowiek nie uznajÄ cy wĹasnej pierworodnej kruchoĹci (czĹowiek jest pozbawiony zdolnoĹci bycia sobÄ samym) jest jakby caĹy czas poza sobÄ , w paranoicznym albo psychiatrycznym tego sĹowa znaczeniu, do tego stopnia, Ĺźe nie jest w stanie dopasowaÄ do siebie i skleciÄ razem rzeczy ktĂłre po kolei czyni.
Co znaczy w takim razie byÄ wobec siebie w taki sposĂłb, Ĺźeby jakby caĹy czas odnajdywaÄ swĂłj poczÄ tek w Ĺmiertelnej ranie? Ĺťeby nie godziÄ siÄ na odrzucenie oczywistoĹci owego pierworodnego bĂłlu, Ĺźeby go uznaÄ? Inaczej mĂłwiÄ c, co znaczy byÄ biednym chrzeĹcijaninem? Bieda chrzeĹcijanina jest biedÄ czĹowieka, ktĂłry zaczyna od ĹwiadomoĹci, Ĺźe jest grzesznikiem (mĂłwiliĹmy o tym wiele razy: nie istnieje Ĺźaden prawdziwy akt naszego Ĺwiadomego Ĺźycia, o ile nie zaczyna siÄ od ĹwiadomoĹci, iĹź jesteĹmy grzesznikami). A ĹwiadomoĹÄ grzesznoĹci zakĹada miĹosne spojrzenie czyjejĹ obecnoĹci. Jedynie miĹosne spojrzenie czyjejĹ obecnoĹci pozwala mi poczuÄ siÄ grzesznikiem, pozwala mi uznaÄ siÄ za grzesznika, jak Magdalenie, tam na chodniku, kiedy zobaczyĹa przechodzÄ cego Chrystusa, jak Zacheuszowi, kiedy poczuĹ, Ĺźe patrzy na niego i spodziewa siÄ czegoĹ od niego ten przechodzÄ cy obok mÄĹźczyzna; ale tak jak dziecko stojÄ ce przed matkÄ : pĹacze z powodu popeĹnionego bĹÄdu, z powodu ĹwiadomoĹci swojej pomyĹki, poniewaĹź ma matkÄ, ktĂłra go tuli do siebie, i to oczyma wczeĹniej jeszcze niĹź ramionami. "Nasze wĹasne nÄdze nie sÄ juĹź wiÄcej chrzeĹcijaĹskie": wielka alternatywa pomiÄdzy chrzeĹcijaninem a niechrzeĹcijaninem (a niechrzeĹcijanin, mĂłwi PĂŠguy, podbiĹ chrzeĹcijanina i wyrzuciĹ mu z serca jego chrzeĹcijaĹstwo), róşnica pomiÄdzy chrzeĹcijaĹskÄ nÄdzÄ , widzianÄ po chrzeĹcijaĹsku, a nÄdzÄ widzianÄ nie po chrzeĹcijaĹsku, daje siÄ tak podsumowaÄ: jest to róşnica pomiÄdzy moĹźliwoĹciÄ istnienia, posĹannictwa, nachalnoĹci przebaczenia, a nieobecnoĹciÄ przebaczenia. CzĹowiek, ktĂłry nie uznaje grzechu pierworodnego, ktĂłry nie ustosunkowuje siÄ do swojego przeznaczenia, ktĂłry w miejsce swojego przeznaczenia postawiĹ wĹasne toczenie siÄ jak kamieĹ po pochyĹoĹci (wĹasnych chÄci, wĹasnych myĹli), ktĂłry chciaĹby zarozumiale potwierdziÄ swoje panowanie nad rzeczami, tenĹźe czĹowiek pozbawiony jest moĹźliwoĹci przebaczenia, nie wie, co znaczy przebaczenie, co znaczy dostÄ pienie przebaczenia. StÄ d teĹź nie moĹźe odnowiÄ, zrekonstruowaÄ samego siebie; Ĺźeby zrekonstruowaÄ samego siebie trzeba odczuÄ, Ĺźe zostaĹo mi przebaczone. NÄdza chrzeĹcijaĹska to ta, ktĂłra czuje siÄ objÄta, otoczona i przytulona, jak dziecko w ramionach swojej matki, przez przebaczenie. Rex... qui salvandos salvas gratis, salva me, fons pietatis. To jest to, czego czĹowiek potrzebowaĹ, czego ja potrzebujÄ, dzisiaj, teraz: ĹşrĂłdĹo miĹosierdzia, fons pietatis. PoniewaĹź wtedy rekonstruujÄ siebie samego, znowu zaczynam byÄ samym sobÄ .
âAle przyszedĹ Jezus. Nie zmarnowaĹ On swoich lat na narzekaniu i ĹźÄ daniu wyjaĹnieĹ od podĹoĹci czasĂłw. On ucina krĂłtko. W bardzo prosty sposĂłb. CzyniÄ c chrzeĹcijaĹstwo". PrzyszedĹ Jezus: przyszedĹ zdrĂłj, ĹşrĂłdĹo miĹoĹci. ZdrĂłj miĹoĹci przyszedĹ do ciebie, jak matka przychodzi do dziecka, patrzy na nie, obejmuje: przychodzi, jest, w tej chwili przychodzi. ByÄ moĹźe zapomniaĹeĹ o nim, albo Go dotÄ d nie poznaĹeĹ: teraz jest. Jezus przyszedĹ. I nie zwlekajÄ c co robi? Nie spiera siÄ z chuliganami, nie prowadzi kalkulacji, nie sÄ dzi, nie uprzedza sÄ du ostatecznego. On czyni chrzeĹcijaĹstwo. Ale co to znaczy czyniÄ chrzeĹcijaĹstwo? ChrzeĹcijaĹstwo jest wiÄziÄ , ktĂłrÄ Chrystus ustanawia z tobÄ ; nie ty jÄ ustanawiasz z Chrystusem, ale Chrystus jÄ ustanowiĹ i ustanawia z tobÄ . AĹź do tej chwili mogĹeĹ nie patrzeÄ Mu w twarz, moĹźesz nie patrzeÄ mu w twarz jeszcze przez nastÄpne trzydzieĹci lat, za trzydzieĹci lat On ustanowi wiÄĹş z tobÄ . Nazywa siÄ ona przymierzem, BĂłg zaĹ jest wierny swemu przymierzu. ChrzeĹcijaĹstwo jest wydarzeniem wiÄzi, ktĂłrÄ Chrystus ustanowiĹ z tobÄ . A wiÄc trzeba, abyĹ wyraziĹ swojÄ zgodÄ na tÄ wiÄĹş. PowiedzieÄ âtak" wiÄzi, ktĂłrÄ Chrystus z tobÄ ustanowiĹ oznacza decyzjÄ na Ĺźycie. JeĹli powiesz "tak" wiÄzi, ktĂłrÄ Chrystus z tobÄ ustanowiĹ i ustanawia, nie znajdziesz siÄ sam jeden: bÄdziesz razem z innymi, odnajdziesz siÄ we wspĂłlnocie. PoniewaĹź, jak mĂłwi Schneider w swojej przepiÄknej powieĹci o Bartolomeo de Las Casas, âci ktĂłrzy stojÄ na progu, nawzajem siÄ rozpoznajÄ ". WyobraĹşmy sobie prĂłg, ktĂłry prowadzi wreszcie do Ĺrodka wielkiego domu, wielkiego mieszkania; na tymĹźe progu mogÄ byÄ dwie osoby, moĹźe byÄ dwa tysiÄ ce, milion osĂłb: ci ktĂłrzy oczekujÄ na wejĹcie, ktĂłrzy stojÄ na progu, nawzajem siÄ rozpoznajÄ . Dlatego, mĂłwiÄ c âtak" wiÄzi, ktĂłrÄ Chrystus z tobÄ ustanowiĹ, znajdziesz siÄ w chrzeĹcijaĹskiej wspĂłlnocie. âJezus przyszedĹ. On ucina krĂłtko. W bardzo prosty sposĂłb. CzyniÄ c chrzeĹcijaĹstwo". ChrzeĹcijaĹstwem jest chrzeĹcijaĹska wspĂłlnota.
Wniosek jest w takim razie jasny. Co to znaczy dla mnie "czyniÄ chrzeĹcijaĹstwo"? Czynienie chrzeĹcijaĹstwa na co dzieĹ oznacza, Ĺźeby mĂłj dzieĹ przenikaĹo drĹźenie, ĹwiatĹo i miĹoĹÄ owej wspĂłlnoty; Ĺźeby mĂłj dzieĹ okreĹlony byĹ przez "tak" ktĂłre mĂłwiÄ wobec wiÄzi, jakÄ Chrystus ze mnÄ ustanowiĹ; Ĺźeby byĹ przekraczaniem poza prĂłg, na ktĂłrym oczekiwaĹem jako czĹowiek Ĺmiertelnie zraniony. W ten sposĂłb dzieĹ staje siÄ rzeczywistÄ walkÄ , dramatem, czasem, w ktĂłrym protagonistami stajÄ siÄ jasnoĹÄ mojej ĹwiadomoĹci i siĹa, i ogieĹ mojej miĹoĹci. PoniewaĹź moje rozumne i afektywne âja" staje siÄ protagonistÄ kiedy wie "dlaczego", kiedy rozpoznaje swoje przeznaczenie: przeznaczenie, na ktĂłre czekajÄ c przestÄpowaĹem na progu z nogi na nogÄ, pomiÄdzy zimnem i chĹodem, z jednej strony, a przeczuciem ciepĹa, ktĂłre uchodziĹo z mieszkania z drugiej. Te nasze dni, w ktĂłrych trzeba czyniÄ chrzeĹcijaĹstwo, w ktĂłrych trzeba mĂłwiÄ âtak" wiÄzi, ustanowionej przez Chrystusa z nami, moĹźna opisaÄ na róşne sposoby. Na przykĹad przy pomocy fragmentu z dziennika Kierkegaarda. âAby obowiÄ zywaĹo prawo znajomoĹci (znajomoĹÄ jest prawem czĹowieka posiadajÄ cego godnoĹÄ), trzeba oĹmieliÄ siÄ ĹźyÄ na otwartym morzu (jak w "Ĺťegludze" Pisany: dzieĹ jest otwartym morzem) i woĹaÄ do Boga (tak jak krzyczÄ owi Ĺźeglarze) proszÄ c, czy nie zechciaĹby nas wysĹuchaÄ ("PowoĹaj mnie", wezwij mnie, zatroszcz siÄ Ty o mĂłj los), nie pozostaÄ na brzegu i patrzeÄ na innych, ktĂłrzy walczÄ i wojujÄ . Jedynie wtenczas ĹwiadomoĹÄ osiÄ gnie wĹasnÄ wierzytelnoĹÄ (swojÄ prawdÄ). CzymĹ zupeĹnie innym jest stanie na jednej nodze w pozycji wyprostowanej (Ĺźeby byÄ gotowym w kaĹźdej chwili do upadku) i demonstrowanie istnienia Boga (wymÄ drzanie siÄ na temat Boga, na temat przeznaczenia, wartoĹci moralnych istnienia), a czymĹ innym dziÄkowanie Bogu na kolanach (to jest to, co powinno dziaÄ siÄ w naszej codziennoĹci: dziÄkowanie Bogu na kolanach, dziÄkujÄ c Mu na kolanach, poznasz Go)". Wszystko to moĹźna powiedzieÄ uĹźywajÄ c bardziej zwyczajnych i prostych sĹĂłw, sĹĂłw pieĹni: "W tajemnicy dnia szukam tego, co rzeczywiste, powiedz mi gdzie ono siÄ kryje?" Albo, jeszcze inaczej, posĹugujÄ c siÄ sĹowami piosenki skomponowanej przez jednÄ z naszych przyjaciĂłĹek, w wieku zaledwie 17 lat, ktĂłra naleĹźaĹa do pierwszych uczestniczek Ruchu: "MĂłj BoĹźe, patrzÄ na siebie i oto odkrywam, Ĺźe nie mam twarzy (jestem niczym); patrzÄ w gĹÄbie mojej duszy i widzÄ ciemnoĹÄ bezgranicznÄ . Jedynie kiedy zauwaĹźa TwojÄ obecnoĹÄ jak echo na powrĂłt sĹyszÄ mĂłj gĹos (ja jestem twoim echem), odradzam siÄ jak czas odradza siÄ z pamiÄci (z obecnoĹci, ktĂłra juĹź jest). Czemu drĹźysz moje serce, nie jesteĹ samo, nie umiesz kochaÄ, a jesteĹ kochane; nie potrafisz siebie uczyniÄ, a jesteĹ uczynione. PozwĂłl mi wiÄc, jak gwiazdom na niebie, poruszaÄ siÄ wewnÄ trz Bytu (wewnÄ trz Ciebie: dzieĹ jest poruszaniem siÄ wewnÄ trz Bytu), pozwĂłl mi wzrastaÄ, rozwijaÄ siÄ, zmieniaÄ siÄ, tak jak ĹwiatĹu, ktĂłre roĹnie i zmienia siÄ w dzieĹ i w nocy". To sÄ tylko przykĹady, po to, Ĺźeby ukazaÄ nasze dni przenikniÄte przez âtak" powiedziane Chrystusowi, okreĹlone przez owo âczynienie chrzeĹcijaĹstwa": aby chodziĹo o powagÄ myĹli, wyraĹźona przez Kierkegaarda w obrazie czĹowieka na kolanach, co krzyczy, poniewaĹź jest to prawdziwa myĹl; nazywa siÄ proĹba; albo o szukanie Chrystusa w tajemnicy dnia, albo o postrzeganie rzeczywistoĹci opisane w drugiej z cytowanych pieĹni.
Przeciwko czynieniu chrzeĹcijaĹstwa w naszej codziennoĹci wysuwa siÄ pewien powaĹźny zarzut; chodzi o pretekst dysproporcji. Pretekst smutny i budzÄ cy wspĂłĹczucie, chyba Ĺźe od razu degraduje siÄ on i przeksztaĹca siÄ w niechÄÄ. PoniewaĹź osÄ d, iĹź jestem zdeformowany jest smutny, budzi wspĂłĹczucie, ale po godzinie, albo po piÄciu minutach od porannej pobudki i powstania z Ĺóşka, staje siÄ niechÄciÄ ; a zatem nie budzi juĹź wiÄcej wspĂłĹczucia, nie budzi nawet rozgoryczenia, jest niczym. PĂŠguy jednak powiedziaĹ: âJezus przyszedĹ. Nie zmarnowaĹ swoich lat na narzekaniu i ĹźÄ daniu wyjaĹnieĹ od podĹoĹci czasĂłw, nie wziÄ Ĺ siÄ za obwinianie i oskarĹźanie kogokolwiek". Chrystus nie wziÄ Ĺ siÄ za oskarĹźanie nas. Jeszcze nie nadszedĹ moment sÄ du powszechnego, Ĺźyjemy w czasie: poruszamy siÄ w czasie, na pĹywajÄ cej Ĺodzi. Chrystus nie ocenia, dlaczego ty roĹcisz sobie prawa do ocen? Nie wolno oceniaÄ. "Ale ja nie potrafiÄ, nie jestem w stanie, jestem zdeformowany"; co ty wygadujesz, bluĹşnisz? Chrystus nie wziÄ Ĺ siÄ za obwinianie i oskarĹźanie kogokolwiek. "Nie tyle bĹÄdĂłw powinniĹmy siÄ baÄ, ile raczej kĹamstwa", mĂłwi znowu Schneider w cytowanej wczeĹniej ksiÄ Ĺźce. Ciekawa rzecz, bĹÄdy moĹźna zliczyÄ, oceniÄ, kĹamstwa nie. KĹamstwem jest negacja Chrystusa albo zapomnienie o Chrystusie. "UmiĹowani - mĂłwi Ĺw. Jan w Pierwszym liĹcie, w rozdziale czwartym - po tym poznajecie Ducha BoĹźego; kaĹźdy duch, ktĂłry uznaje, Ĺźe Jezus Chrystus przyszedĹ w ciele, jest z Boga. KaĹźdy zaĹ duch, ktĂłry nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta, ktĂłry - jak sĹyszeliĹcie - nadchodzi i juĹź teraz przebywa na Ĺwiecie. Wy, dzieci, jesteĹcie z Boga i zwyciÄĹźyliĹcie ich, poniewaĹź wiÄkszy jest Ten, ktĂłry w was jest, od tego, ktĂłry jest w Ĺwiecie. Oni sÄ ze Ĺwiata, dlatego mĂłwiÄ tak, jak mĂłwi Ĺwiat, a Ĺwiat ich sĹucha. My jesteĹmy z Boga. Ten, ktĂłry zna Boga, sĹucha nas. Kto nie jest z Boga, nas nie sĹucha. W ten sposĂłb poznajemy ducha prawdy i ducha faĹszu" (1 J 4, 2-6). Tak wiÄc, to nie bĹÄdĂłw powinniĹmy siÄ baÄ, ale kĹamstwa, faĹszu. Dlatego wyzbÄ dĹş siÄ zarzutu dysproporcji i niezdolnoĹci. Jasne, Ĺźe jesteĹ niezdolny! Masz owÄ gĹÄbokÄ ranÄ, z ktĂłrÄ siÄ rodzisz, lecz masz rĂłwnieĹź przebaczenie, potÄĹźniejsze od owej rany. "PrzyszedĹ Jezus, nie marnuje czasu, ucina krĂłtko, w bardzo prosty sposĂłb, czyniÄ c chrzeĹcijaĹstwo": nie moĹźesz wysuwaÄ zastrzeĹźeĹ mĂłwiÄ c: "jestem zdeformowany". On uczyniĹ chrzeĹcijaĹstwo wĹaĹnie dlatego, Ĺźe byĹeĹ zdeformowany, i to On jest tym, kto w tobie, rozporzÄ dza twoim losem: jeĹli wyciÄ gniesz ramiona, natÄĹźysz wzrok jak dziecko i przyjmiesz Go.
âOn nie wziÄ Ĺ siÄ za oskarĹźanie i obwinianie kogokolwiek, On zbawiĹ. Nie oskarĹźaĹ Ĺwiata (nie oskarĹźa ciebie, bez wzglÄdu na to coĹ uczyniĹ i uczynisz, On ciÄ zbawia). On zbawiĹ Ĺwiat". Co to znaczy w wymiarze egzystencjalnym, doĹwiadczalnym, dla nas, co to znaczy, Ĺźe On zbawiĹ Ĺwiat? Znaczy to, Ĺźe przyniĂłsĹ na Ĺwiat czystoĹÄ: "KaĹźdy kto pokĹada w Nim tÄ nadziejÄ, oczyszcza (uĹwiÄca) siÄ, podobnie jak On jest czysty (ĹwiÄty) (1 J 3, 3). On przyniĂłsĹ czystoĹÄ. MuszÄ zatem iĹÄ za Nim ze wszystkimi moimi sĹaboĹciami, pragnÄ c, ĹźebrzÄ c u Niego, naĹladujÄ c Go, aby moje dni przyoblekĹy siÄ w nieznanÄ czystoĹÄ, niewyobraĹźalnÄ , a nawet nieoczekiwanÄ . MuszÄ kroczyÄ za nim ze wszystkimi moimi sĹaboĹciami, poniewaĹź "kaĹźdy kto pokĹada w Nim tÄ nadziejÄ, oczyszcza siÄ, podobnie jak On jest czysty". Dlatego biada temu, kto ocenia. Nie oskarĹźaĹ, nie oceniaĹ Ĺwiata, On zbawiĹ Ĺwiat. MuszÄ pĂłjĹÄ za Nim ze wszystkimi moimi sĹaboĹciami, Ĺźeby Jego czystoĹÄ przeniknÄĹa mojÄ codziennoĹÄ, Ĺźeby wskutek tego czynienie chrzeĹcijaĹstwa staĹo siÄ blaskiem ludzkoĹci, ĹwiatĹem i Ĺźarem ludzkoĹci: nasze Ĺźycie jest Ĺźyciem róşniÄ cym siÄ od Ĺźycia innych ludzi, ale prawdziwym. Z tego wynikajÄ , w praktyce, miÄdzy innymi, dwie konsekwencje, ktĂłre tu chciaĹbym podkreĹliÄ. Przede wszystkim, pracuje siÄ z ufnoĹciÄ , wstaje siÄ rano do pracy z ufnoĹciÄ . A na drugim miejscu, nie traci siÄ czasu na peĹne krytycyzmu i wÄ tpliwoĹci roztrzÄ sanie problemĂłw, na sceptycyzm i powÄ tpiewania. Nadzieja pokĹadana w Nim, to znaczy odczucie Jego spojrzenia, przenikajÄ cej mnie miĹoĹci, uĹcisku Jego rÄ k, zbawienia przez Jego krew, oznacza urzeczywistnianie siÄ codziennoĹci, napeĹnionej - pojÄtÄ egzystencjalnie - cielesnoĹciÄ , cielesnoĹciÄ coraz bardziej przejrzystÄ i dokĹadnÄ , to znaczy, coraz bardziej trwaĹÄ w swojej wartoĹci, tak, Ĺźe nie wspominam ze smutkiem tego, co wydarzyĹo mi siÄ dziesiÄÄ albo dwadzieĹcia lat temu, poniewaĹź posiadam to jeszcze teraz. Chodzi tu o to, co sugeruje nam pewien fragment liturgii, kolekta ze mszy z XX niedzieli okresu zwykĹego. Streszczona w niej zostaĹa caĹa dynamika takiego chrzeĹcijaĹskiego Ĺźycia: wobec samych siebie, i stÄ d wobec wĹasnego przeznaczenia, poniewaĹź czĹowiek jest okreĹlony przez swoje przeznaczenie; wobec innych, gdyĹź czĹowiek okreĹlony jest przez miĹoĹÄ, ktĂłrÄ niesie innym, jest okreĹlony przez uczucie ktĂłre przeĹźywa, wedĹug caĹej gamy moĹźliwoĹci, poczÄ wszy od Ĺźarliwej sympatii a skoĹczywszy na nienawiĹci; wobec rzeczy. W tej modlitwie jest zatem przedstawiona chrzeĹcijaĹska dynamika wiÄzi z tym co rzeczywiste, dynamika ktĂłra zaczyna siÄ od siebie, od ĹwiadomoĹci wĹasnego przeznaczenia, i urzeczywistnia siÄ poprzez caĹÄ afektywnoĹÄ, jaka w róşny sposĂłb kĹadzie siÄ na nasze oblicze i obecnoĹÄ innych, i przenika wszystkie rzeczy celem wykorzystania ich w wÄdrĂłwce: "Prosimy CiÄ, Panie, abyĹmy miĹujÄ c Ciebie we wszystkim i ponad wszystko, otrzymali obiecane dziedzictwo, ktĂłre przewyĹźsza wszelkie pragnienia". âKochajÄ c CiÄ we wszystkim": nie pomija siÄ nawet jednego wĹosa na gĹowie. CzystoĹÄ, ktĂłrÄ On przyniĂłsĹ Ĺwiatu, ktĂłrÄ przynosi w mojÄ codziennoĹÄ zaraz po porannym przebudzeniu, jest miĹoĹciÄ do wszystkiego. Przede wszystkim wiÄc chodzi o nie-omijanie i nie-eliminowanie czegokolwiek". Ale uwaga, "kochajÄ c CiÄ we wszystkim i ponad wszystko". To "ponad" jest przeciwieĹstwem tego, co zwykĹo siÄ rozumieÄ jako ponad, oznacza wewnÄ trzwszystkiego, w taki sposĂłb, Ĺźeby kochajÄ c rzeczy dojĹÄ aĹź do Ciebie. PoniewaĹź jeĹli czĹowiek kochajÄ c kobietÄ nie dochodzi do Ciebie, to znaczy, Ĺźe jej nie kocha, jego zapaĹ psuje siÄ, jest zepsuty juĹź od samego poczÄ tku. JeĹli czĹowiek zafascynowany swojÄ pracÄ nie przenika obiektu i sposobu swojej pracy tak, aby dojĹÄ do przeczucia Twojego doskonaĹego oblicza, ktĂłre oczekuje nas (jak "KrĂłl straszliwego majestatu") w momencie ostatniego ruchu wiosĹem, abyĹmy mogli dostaÄ siÄ na drugi brzeg, jeĹli kocha rzeczy, ktĂłrych uĹźywa w pracy bez szukania Twego w nich oblicza, to wnosi do ucisku Ĺwiata jeszcze jedno kĹamstwo, choÄby nawet otrzymaĹ nagrodÄ Nobla. "AbyĹmy mogli otrzymaÄ obiecane dziedzictwo, ktĂłre przewyĹźsza wszelkie pragnienia" Owe obiecane przez Niego dobra, przewyĹźszajÄ ce wszelkie pragnienie, nie znajdujÄ siÄ gdzieĹ na koĹcu, ale znajdujÄ siÄ juĹź w Ĺrodku. KochajÄ c CiÄ we wszystkim, to znaczy kochajÄ c kaĹźdÄ rzecz, tak Ĺźeby dojĹÄ do poznania, do przeczucia, dotkniÄcia w ciemnoĹciach Twego oblicza, dobro, ktĂłrego chcÄ dla osoby kochanej, dla mnie samego, dla pracy, dla rzeczy, dla Ĺwiata, przewyĹźsza wszelkie pragnienia. Wszystko to musimy mieÄ na uwadze. âOn zbawiĹ Ĺwiat", juĹź go zbawiĹ, dlatego owo zbawienie juĹź siÄ zaczÄĹo, owa czystoĹÄ, Ăłw smak relacji do samych siebie, wiÄzi z osobÄ kochanÄ , z obcym, z jakÄ kolwiek rzeczÄ , ktĂłrej uĹźywamy i dotykamy, z najodleglejszÄ gwiazdÄ na niebie - ktĂłra przewyĹźsza wszelkie moĹźliwe pragnienie - juĹź teraz siÄ urzeczywistnia, jest obietnicÄ bardziej intensywnego Ĺźycia. KochajÄ c CiÄ wewnÄ trz wszystkiego, nie zatrzymujÄ c siÄ na zjawiskach, ale zmierzajÄ c ku drugiemu brzegowi wszystkiego, ktĂłrym jesteĹ Ty, musimy ĹźyÄ danÄ nam przez Ciebie obietnicÄ , to znaczy otrzymaÄ mamy obiecane przez Ciebie dobra, ktĂłre przewyĹźszajÄ wszelkie pragnienia. "Kto kocha ojca albo matkÄ bardziej niĹź mnie, nie jest mnie godzien. Kto zaĹ opuszcza ojca, matkÄ, brata, siostrÄ z mojego powodu... bÄdzie miaĹ stokroÄ wiÄcej"... To znaczy sto razy bardziej kocha siebie samego i swoje ubĂłstwo, obejmuje z miĹoĹciÄ , sto razy bardziej, swojÄ nÄdzÄ, pragnie, dÄ Ĺźy, kroczy ze sto razy wiÄkszÄ pasjÄ ku swojemu przeznaczeniu. KochaÄ kobietÄ albo mÄĹźczyznÄ, kolegÄ i cudzoziemca, stokroÄ bardziej; kochaÄ rzeczy, ktĂłre trzymamy w rÄkach stokroÄ bardziej, przebaczaÄ sobie, innym, wszystkim i wszystkiemu, stokroÄ bardziej; obejmowaÄ Ĺwiat stokroÄ bardziej, przenikaÄ wszystko stokroÄ bardziej: to zostaĹo nam dane, poniewaĹź On nie szukaĹ wykrÄtĂłw, nie obwiniaĹ, ale zbawiĹ Ĺwiat. ZbawiÄ znaczy zachowaÄ. PomyĹlmy jak wszystko nas pociÄ ga, mniej lub bardziej. ZbawiÄ oznacza zachowaÄ Ăłw pociÄ g, przelotny albo intensywny, aby trwaĹ. To On go zachowuje. WiÄcej, âKto idzie za mnÄ bÄdzie miaĹ Ĺźycie wieczne", to znaczy bÄdzie miaĹ na zawsze to, co kocha, "i stokroÄ wiÄcej tutaj", czyli zacznie cieszyÄ siÄ obiecanymi dobrami juĹź tutaj. Nasze Ĺźycie jest inne (kto myĹli w ten sposĂłb?) ale prawdziwe. Prawda przeciwstawia siÄ faĹszowi. Trzeba wiÄc byÄ uwaĹźnymi, poniewaĹź owa wielka alternatywa pomiÄdzy Chrystusem a Ĺwiatem, rozgrywa siÄ w nas kaĹźdego dnia. Przy czym istnieje pewna przestrzeĹ ochronna: wspĂłlnota. tĹum. ks. Joachim Waloszek
|