Ślady
>
Archiwum
>
2002
>
listopad / grudzień
|
||
Ślady, numer 2 / 2002 (listopad / grudzień) Kościół Josemaria Escriva. Bose stopy na śniegu. Dnia 6 października został kanonizowany założyciel Opus Dei. Dom rodzinny, wstąpienie do seminarium, poświęcenie się pracy dobroczynnej dla biednych, spotkania z młodymi ludźmi. Potem, 2 października 1928 roku «otrzymałem wizję na temat całego Dzieła»: chrześcijanie powinni dążyć do własnego uświęcenia poprzez spełnianie zwyczajnych obowiązków. Alessandro Zangrando Pod opieką Maryi Dziewicy Urodzony w Barbastro w Hiszpanii, 9 stycznia 1902 roku, w wieku dwóch lat Escriva zachorował na ciężką chorobę zakaźną i był bliski śmierci: jego matka, Dolores, oddała go w opiekę Najświętszej Dziewicy w sanktuarium w Torreciudad, prosząc o uratowanie dziecku życia. Śmierć trzech córek oraz kłopoty finansowe rodziny, zmuszające ojca do zmiany pracy i przeniesienia się do innego miasta, zasadniczo wpłynęły na charakter przyszłego świętego, uderzonego sposobem, w jaki rodzice stawiają czoła tym próbom. Decydująca dla powołania założyciela Opus Dei jest surowa zima na przełomie 1917 i 1918 roku. Zimny śnieg pobiela drogi Logrono, a pewnego ranka, Josemaria dostrzega na drodze ślady, które pozostawiły na śniegu bose stopy jakiegoś brata karmelity. Przystaje z zaciekawieniem, by przyjrzeć się dokładnie tym śladom pozostawionym przez zakonnika. Jest tym wzruszony do tego stopnia, że stawia sobie pytanie: «Skoro inni tak poświęcają się dla Boga i bliźniego, czyż ja nie byłbym zdolny, by coś im zaofiarować?». Od tego momentu Escriva zaczyna się modlić, aby zrozumieć, co jest wolą Pana: «Spraw, abym przejrzał!». Otrzymuje od ojca pozwolenie na wystąpienie do seminarium i w lutym 1925 roku otrzymuje święcenia kapłańskie.
Na peryferiach Madrytu Po krótkim czasie spędzonym w wiejskiej parafii, przyszły święty przenosi się do Madrytu. Oddziaływuje na młodych, zajmuje się pracami charytatywnymi, opiekuje się najbiedniejszymi z biednych zamieszkującymi peryferia hiszpańskiej stolicy. W czasie dni skupienia, rankiem 2 października 1928 roku, «ogarnęło do duchowe światło, które na zawsze naznaczyło jego życie. Niespodziewanie nadchodzi z nieba niezwykła łaska, by definitywnie przypieczętować przeczucia, towarzyszące mu od młodzieńczych lat». «Otrzymałem oświecenie dotyczące całego Dzieła – pisał... wzruszony, uklęknąłem». Na czym polegało owo «oświecenie»? «Zrozumiałem, że najzwyklejsze sprawy życia codziennego – można przeczytać w dokumentach z procesu kanonizacyjnego – praca zawodowa, relacje z rodziną i społeczeństwem, są podstawowym miejscem i rzeczywistością, którą wszyscy chrześcijanie powinni włączyć w nurt łaski, poszukując własnego uświęcenia w realizowaniu zwykłych obowiązków». Było to obwieszczenie potwierdzające powszechne wezwanie do świętości: «Jakże było jasnym – pisał założyciel Opus Dei – dla tych, którzy potrafili właściwie odczytać Ewangelię, to powszechne wezwanie do świętości w zwyczajnym życiu, w wykonywanej pracy, bez porzucania własnego środowiska». Ta intuicja przyszłego świętego włącza się w wielką tradycję Kościoła, a jednocześnie wyprzedza niektóre treści Soboru Watykańskiego II dotyczącego świeckich i ich roli w życiu chrześcijańskim. Nie zabraknie jednak w następnych latach ciężkich doświadczeń, trudności, oskarżeń i oszczerstw. W książce A. Torniellego, która niedawno ukazała się we Włoszech zostały one po raz pierwszy szczegółowo opisane: byli tacy, którzy w słowach zaczerpniętych z Dziejów Apostolskich i w tradycyjnych symbolach eucharystycznych wypisanych na ścianach oratorium widzieli formuły masońskie i znaki kabalistyczne, inni twierdzili, że Escriva, za pomocą odpowiedniej gry świateł, udawał, że lewituje podczas Przeistoczenia. Byli nawet tacy, którzy w fakcie, iż młodzież klękała na podłodze, ponieważ brakowało jeszcze wówczas pieniędzy na zakup klęczników, widzieli jakiś tajemniczy rytuał. Wszystkie te oskarżenia były oczywiście fałszywe. Ksiądz Josemaria znosił je zawsze z chrześcijańską cierpliwością. Rozwój Dzieła następował bardzo powoli, przez długi czas grono naśladowców założyciela stanowiła grupka studentów.
Z Hiszpanii do Rzymu W biografii nowego świętego nie brak także wątków przygodowych jak: np. wyprawa przez Pireneje w celu przedostania się z części Hiszpanii zarządzanej przez anarchistycznych komunistów, do tej, która znajdowała się już w rękach nacjonalistycznej armii kierowanej przez generała Franco. Ks. Josemaria wielokrotnie ryzykował swoim życiem – w tym okresie zamordowanych zostało tysiące księży i zakonnic – ale jemu udało się ocaleć i odnowić kontakty ze swoimi duchowymi „synami” rozrzuconymi po całym kraju. Przez kilka miesięcy musiał nawet ukrywać się w szpitalu psychiatrycznym, uchodząc za umysłowo chorego. W 1946 r. założyciel Dzieła przenosi się do Rzymu i odtąd, pomimo niektórych ważnych podróży po całym świecie odbytych w ostatnich latach swojego życia, pozostaje w Wiecznym Mieście. Tu poznaje biskupów, kardynałów i zostaje doceniony przez Papieża. Tu, po długiej i nie zawsze łatwej drodze, otrzymuje od Stolicy Apostolskiej pierwszą aprobatę dla tego, co «ujrzał» w 1928 roku. Tutaj przeżywa lata Soboru, który przyjmuje za swoje niektóre idee, chociaż Escriva ostrzegał członków Dzieła przed nadużyciami, które pojawiły się w okresie posoborowym, zarówno w sferze liturgicznej, jak i doktrynalnej. 26 czerwca 1975 roku, w kilka tygodni po świętowaniu 50-lecia swoich święceń kapłańskich, ks. Josemaria nagle umiera, upadając na ziemię w głównej siedzibie Dzieła, w Rzymie. Tych, którzy zebrali się wokół niego prosił: «Módlcie się za mnie, abym przed Bogiem był jak dziecko, wytrwałe w pracy – jestem już stary i nadchodzi dla mnie noc – abym umiał przyjąć z radością ostateczne wezwanie, tę drogę do Miłości, którą przeczuwam».
Na plaży w Walencji W swym życiu, jak opowiadają świadkowie, zawsze okazywał absolutną pewność, że owoce apostolatu nie są następstwem wysiłku ludzkiego, ale wynikają ze wspaniałomyślności Boga, «który odpłaca się stokrotnie tym, którzy dobrowolnie podejmują z Nim współpracę w dziele zbawienia». W związku z tym przyszły święty opowiedział znaczący epizod: «w 1940 roku, na plaży w Walencji, widziałem jak niektórzy rybacy – silni, muskularni – ciągnęli sieci ku plaży. Przyłączył się do nich mały chłopiec, który próbując ich naśladować, także ciągnął te sieci. Trochę im przeszkadzał; ale zaobserwowałem, że surowość ludzi morza złagodniała, nie kazali odejść małemu, pozostawiając mu wrażenie, że może im pomóc swym wysiłkiem. Wiele razy opowiadałem to zdarzenie, ponieważ wzrusza mnie myśl, że Bóg, nasz Pan, pozwala nam brać udział w Jego dziele i patrzy na nas z czułością, widząc nasze zaangażowanie we współpracę z Nim...». |