Ślady
>
Archiwum
>
2002
>
listopad / grudzień
|
||
Ślady, numer 2 / 2002 (listopad / grudzień) CL na świecie i w Polsce Wzruszające piękno życia Doroty 13 listopada 2002 roku, Pan powołał do siebie młodą mamę i żonę Dorotę Kozłowską z Białegostoku. Miała zaledwie 36lat, bardzo dobrego i kochającego męża Piotra, pięcioletniego syna Adasia i wielu przyjaciół dzielących z nią doświadczenie ruchu Komunia i Wyzwolenie (Comunione e Liberazione). Była lekarzem o specjalności ginekologicznej. Alina Rynio Jej śmierć została poprzedzona heroicznym wydaniem na świat bardzo oczekiwanego przez nią, jej męża i starszego synka Adasia, siedmiomiesięcznego Marcina. Narodziny tego maleństwa (po urodzeniu ważył zaledwie kilo dziesięć) były poprzedzone dramatycznym zmaganiem jego matki i cudem zwycięstwa jej miłości. Miłość ta mając swoje źródło w wierze, „że Bóg chce tylko naszego dobra” – jak to nam powiedział mąż Doroty – w dniu jej pogrzebu i że wszystko jakoś „zmierza do kresu znaczonego mądrością, która nie jest naszą”, nie ulękła się nawet ofiary samounicestwienia. Dorota dając codzienne świadectwo nowości życia, które z „radości i bólu się składa”, przez wiele tygodni cierpiała z powodu silnego zatrucia ciążowego. Zdawała sobie sprawę, że kiedy ofiarowuje się siebie „nic nie jest stracone”. Nazbyt dobrze pamiętała o znaczeniu każdej chwili, każdego czynu i celu życia, o czym pisze P. Claudel w Zwiastowaniu. Pamiętała, że „celem naszym nie jest żyć, lecz umrzeć! I nie budować krzyż, lecz nań się wspiąć i oddawać z uśmiechem to, co posiadamy”. Wiedziała, ile wart jest świat wobec życia” i ile warte jest życie, jeśli nie jest służeniem i dawaniem siebie”. Zdawała sobie sprawę, że w sytuacji zatrucia ciążowego ryzykuje swoim życiem dając szansę przeżycia dziecku. Rozumiejąc, że „w tym jest radość, w tym jest wolność, w tym jest łaska, w tym jest młodość wieczna”, jako matka i lekarka poświęciła siebie, aby ocalić życie dziecka. Jej miłość była większa niż lęk śmierci i ból umierania. Stąd też jej świadectwo i wzór życia przemawia tak,, jak przemawiają czyny świętych męczenników. Trudno, więc nie zgodzić się z przemawiającym na jej pogrzebie ks. Joachimem Waloszkiem, który przywołując pamięć ślubu Doroty i Piotra przed cudownym obrazem Matki Bożej w Częstochowie i analizując to, co się wydarzyło w jej życiu i poprzedziło jej trudne do zaakceptowania odejście mówił: „Znak Jonasza został nam dany! I to w ten sposób bardzo szczególny, namacalny, konkretny – cud zdarzył się na naszych oczach, przytrafił się nam, tutaj obecnym, tym, których dobry los zetknął z Dorotą. Wydarzyła nam się łaska oglądania cudu. Ponieważ w historii porodu jej dziecka i jej agonii, zaskoczyła nas, przypomniała nam się, wzruszyła nas, mocą obiektywnego faktu, ta sama logika zbawczego cudu miłości z Golgoty. Uzbrojona wiarą w Jezusa Chrystusa Dorota, życie swoje zaryzykowała z miłości do swojego dziecka. Wytrzymywała do ostatniej chwili, dopóki się tylko dało, i kiedy – jak się okazało – było już za późno, napór obezwładniającego zatrucia ciążowego, aby tylko doczekać, doczekać, aż dziecko będzie mogło się narodzić, jej dziecko. Była ginekologiem i musiała przynajmniej przeczuwać, co ryzykuje, czym to się może dla niej skończyć. Ale – jak uwierzyła – życie nie uzasadnia samo siebie; MIŁOŚĆ UZASADNIA ŻYCIE!, miłość jest większa, i wybrała miłość, i dlatego wybrała niebo”. W trakcie uroczystości pogrzebowej śp. Doroty, w której uczestniczyły tłumy ludzi, pod przewodnictwem biskupa Edwarda Ozorowskiego, nasze serca zostały poruszone nie tylko wyjątkowym świadectwem jej życia. Byliśmy wzruszeni wiarą i postawą jej najbliższych przyjaciół, a w szczególności świadectwem jej męża – Piotra. Wzruszył nas też założyciel ruchu Comunione e Liberazione ks. Luigi Giussani tekstem listu kondolencyjnego skierowanego do męża Doroty. Oto jego treść: „Najdroższy Piotrze, ściskam Cię ze wzruszeniem, uczestnicząc w twoim bólu z powodu śmierci Doroty. Ofiara, której Bóg od Ciebie oczekuje, łączy się z tą, którą złożyła Dorota, dając życie Marcinowi, mając pewność uczestnictwa w krzyżu Chrystusa, który jest warunkiem zmartwychwstania. Powierzam Ciebie, Adama i Marcina macierzyńskiej opiece Maryi i proszę Boga o łaskę, aby w naszym życiu, w bólu i cierpieniu, odnowiła się radość całkowitego oddania – TAK Maryi dla chwały Chrystusa w historii i w życiu Ludu Bożego”. Dzięki świadectwu Doroty i postawie jej najbliższych, przyjaciół z ruchu i miejsca jej zamieszkania i pracy, w dniu jej pogrzebu 15 listopada w parafialnym kościele pod wezwaniem św. Maksymiliana Marii Kolbe można było, pomimo usprawiedliwionego bólu i smutku, doświadczyć chrześcijańskiej nadziei mającej swoje źródło w całkowitym oddaniu siebie do dyspozycji Temu, który jest „Zmartwychwstaniem” i daje życie, jakiego świat dać nie może.
|