Ślady
>
Archiwum
>
2014
>
wrzesieĹ / paĹşdziernik
|
||
Ślady, numer 5 / 2014 (wrzesieĹ / paĹşdziernik) Bractwo CL. Rocznica Braterstwo w Jezusie Chrystusie W bieĹźÄ cym roku mija 10. rocznica powstania ĹlÄ sko-krakowskiej grupki Bractwa CL. Z tej okazji 28 wrzeĹnia w Sanktuarium BoĹźego MiĹosierdzia w Ĺagiewnikach czĹonkowie grupy spotkali siÄ na dziÄkczynnej Eucharystii. OdprawiĹ jÄ opiekun duchowy grupy ksiÄ dz Joachim Waloszek. PoniĹźej przytaczamy wygĹoszonÄ podczas Mszy Ĺw. homiliÄ. ks. Joachim Waloszek W bieĹźÄ cym roku mija 10. rocznica powstania ĹlÄ sko-krakowskiej grupki Bractwa CL. Z tej okazji 28 wrzeĹnia w Sanktuarium BoĹźego MiĹosierdzia w Ĺagiewnikach czĹonkowie grupy spotkali siÄ na dziÄkczynnej Eucharystii. OdprawiĹ jÄ opiekun duchowy grupy ksiÄ dz Joachim Waloszek. PoniĹźej przytaczamy wygĹoszonÄ podczas Mszy Ĺw. homiliÄ.
âPomoc w drodze ku Przeznaczeniuâ â tak o przyjaĹşni uczyĹ nas myĹleÄ ksiÄ dz Giussani (nie tylko myĹleÄ â co daj BoĹźe!). O przyjaĹşni prawdziwej! âW przyjaĹşni â pisaĹ â chodzi o wzajemnoĹÄ, w ktĂłrej treĹÄ miĹoĹci, cel miĹoĹci [...] nie jest ograniczony. JeĹli jest ograniczony, to nie ma przyjaĹşni. [...] PrzyjaźŠjest pomocÄ w drodze ku Przeznaczeniu. Bez Przeznaczenia przewidywanego, przeczuwanego, albo wprost obecnego w prostocie serca, nie ma przyjaĹşni. PrzyjaźŠjest wtedy, gdy ponad wszystko i w kaĹźdym przypadku pragnie siÄ czĹowiekowi ĹźyczyÄ dobra, szczÄĹcia, powodzenia, ale nie traci siÄ z oczu faktu, Ĺźe wszystko to jest tylko jak podmuch wiatru, wszystko â z wyjÄ tkiem wymogu Przeznaczenia, wymogu OstatecznoĹci, wymogu wiÄzi z TajemnicÄ , w ktĂłrej tkwi prawdziwe szczÄĹcie drugiego czĹowiekaâ. I jeszcze ksiÄ dz Giussani: âÂŤQuid satis animaÂť? [Co zaspokaja duszÄ?] OczywiĹcie nic oprĂłcz Tajemnicy, dla ktĂłrej jest uczyniona, nic oprĂłcz Przeznaczenia: miĹoĹÄ albo bierze to pod uwagÄ, albo nie jest miĹoĹciÄ . Przede wszystkim jednak ten ostateczny warunek miĹoĹci jest konieczny, aby zaistniaĹa rzeczywista wzajemnoĹÄ. Bez tej perspektywy wzajemnoĹÄ nie jest nigdy prawdziwa. Nawet wtedy, kiedy darzysz miĹoĹciÄ jakÄ Ĺ kobietÄ, a ona jÄ odwzajemnia i zakĹadacie rodzinÄ, nic nie jest nigdy pewne do koĹca, dopĂłki w codziennym trudzie, w codziennym zderzaniu siÄ ze wszystkim i z wszystkimi (oraz ze sobÄ nawzajem) nie wyksztaĹci siÄ w waszej duszy taka perspektywa miĹoĹci, wĹaĹnie taka!â. I dlatego tylko taka perspektywa miĹoĹci czyni moĹźliwym rĂłwnieĹź to, o co prosiĹ nas dzisiaj ĹwiÄty PaweĹ, upominajÄ c siÄ o zgodÄ, jednoĹÄ, dobroÄ, zrozumienie, âaby niczego nie pragnÄ Ä dla niewĹaĹciwego wspĂłĹzawodnictwa ani dla próşnej chwaĹy, lecz w pokorze oceniaÄ jedni drugich za wyĹźej stojÄ cych od siebie. Aby mieÄ na uwadze nie tylko swoje wĹasne sprawy, ale teĹź i drugichâ (por. Flp 2, 3â4). Jednym sĹowem: aby pokonaÄ w sobie wrodzony egoizm. A to wcale nie jest takie proste. Naturalna sympatia i ochota nigdy ostatecznie nie wystarcza, na ogóŠma âkrĂłtkÄ datÄ waĹźnoĹciâ. Tak jak dobre, najlepsze chÄci antybohatera dzisiejszej przypowieĹci Jezusa o dwĂłch braciach posĹanych przez ojca do pracy w winnicy. MiaĹ dobre chÄci i na tym siÄ skoĹczyĹo. Prawdziwej przyjaĹşni, warunkujÄ cej prawdziwÄ , dĹugowiecznÄ wzajemnoĹÄ, zrozumienie, pomoc, serdecznÄ ĹźyczliwoĹÄ pragniemy uczyÄ siÄ w Bractwie, o ktĂłrym ksiÄ dz Giussani mĂłwiĹ, Ĺźe w istocie jest synonimem przyjaĹşni. Ale jak siÄ uczyÄ? ĹwiÄty PaweĹ pokazuje nam dzisiaj bardzo jasno metodÄ (jeĹli tak wolno powiedzieÄ). Wskazuje na Jezusa Chrystusa. Jego ObecnoĹÄ jest kluczem w tej szkole przyjaĹşni. PrzywoĹuje nas mianowicie do tego, aby zauwaĹźyÄ i daÄ siÄ poruszyÄ Jego spojrzeniu, przez Niego juĹź urzeczywistnionej przyjaĹşni, ktĂłra posuwa siÄ aĹź do koĹca, aĹź po ogoĹocenie ze wszystkiego. ZachÄca, aby wczuÄ siÄ w Niego. WejĹÄ w Niego: âNiech was oĹźywia to samo dÄ Ĺźenie, ktĂłre jest w Jezusie!â (por. Flp 2, 5). Jest bowiem ktoĹ, kto potrafi kochaÄ tak, jakbyĹmy chcieli, a nie potrafimy. Ĺťeby kochaÄ bardziej drugiego, nie wystarczy bardziej chcieÄ go kochaÄ, nawet nie trzeba bardziej chcieÄ, bo napinanie muskuĹĂłw woli, dyscyplinowanie regulaminem obowiÄ zkĂłw albo savoir vivrem na niewiele siÄ zda (powinienem, muszÄ, trzeba, naleĹźy, wypadaâŚ). O wiele bardziej trzeba po prostu najpierw pozwoliÄ pokochaÄ siÄ Temu, ktĂłry kocha mnie tak, jak ja sam nigdy bym nie potrafiĹ. W tej MiĹoĹci jest wszystko. Wszystko, co upragnione i nieskoĹczenie dobre dla mnie. Ale Ten KtoĹ â Jezus â dokĹadnie tak samo kocha rĂłwnieĹź kogoĹ, kogo byÄ moĹźe ja nie lubiÄ, kto mnie denerwuje, zĹoĹci, kto mi zawadza, przeszkadza, kto traktuje mnie niesprawiedliwie⌠Nie mogÄ jednak â jeĹli nie chcÄ przekreĹliÄ miĹoĹci Jezusa do mnie â nie wziÄ Ä pod uwagÄ tego, Ĺźe kocha On rĂłwnieĹź mojego sÄ siada, mojego ânieprzyjacielaâ. Dlaczego Mu na nim tak zaleĹźy? Co On takiego w nim widzi? Powoli uczÄ siÄ widzieÄ to samo. To jest radykalne odwrĂłcenie perspektywy w praktyce miĹoĹci bliĹşniego. PozwĂłlcie na obrazek z mojego dzieciĹstwa. MoĹźe trochÄ naiwny, ale chyba pomocny, aby zilustrowaÄ to, co chcÄ powiedzieÄ. âW poniedziaĹek ty bÄdziesz zmywaĹ naczynia, a ty wycieraĹ!â â nakazywaĹa mama braciszkowi Hubertowi i mnie oczywiĹcie. â Marysia (najmĹodsza siostrzyczka) bÄdzie je chowaĹa do kredensu! We wtorek zamienicie siÄ rolami, w ĹrodÄ znowu ty itd.â Bardzo mÄ drze. Demokratyczne zasady zgody bratersko-siostrzanej byĹy jasno, sprawiedliwie okreĹlone, ideaĹ komunii familijnej zadekretowany. IleĹź razy mimo to mama musiaĹa interweniowaÄ, studzÄ c nasze wzajemne pretensje, ktĂłre mimo wszystko wciskaĹy siÄ w ten doskonale zaprojektowany pakt o nieagresji, sam Pan BĂłg raczy wiedzieÄ! JuĹź to nam siÄ wydawaĹo niesprawiedliwe, Ĺźe tydzieĹ ma siedem dni, ktĂłrych nie da siÄ nijak podzieliÄ na trzy, i zawsze ktoĹ musiaĹ byÄ w danym tygodniu pokrzywdzony koniecznoĹciÄ trzykrotnego wycierania. Oj, jak nie lubiliĹmy wycierania naczyĹ! Grzech pierworodny ze swymi skutkami potrafi siÄ wcisnÄ Ä natychmiast w kaĹźdy regulamin pokojowego wspĂłĹĹźycia. Na szczÄĹcie dom rodzinny podarowaĹ nam rĂłwnieĹź (i o wiele bardziej!) smak zupeĹnie innej zgody, innego pokoju, smak braterstwa. Jak siÄ ono dorwaĹo do gĹosu, odezwaĹo w duszy, toĹmy sobie nawet gotowi byli wyrywaÄ z rÄ k rÄczniki do wycierania naczyĹ, Ĺźeby przyjemnoĹÄ wyĹwiadczyÄ rodzicom, braciszkowi albo siostrzyczce. Gdzie tkwiĹ klucz do bramy tego pokoju? W miĹoĹci rodzicĂłw oczywiĹcie! W kolejnych wydarzeniach, odsĹonach rodzinnego Ĺźycia miĹoĹÄ ta zaskakiwaĹa nas i zdumiewaĹa chyba najbardziej tym, Ĺźe kochajÄ c kaĹźdego z nas z osobna i bez reszty, potrafiĹa kochaÄ nas wszystkich razem, kochaÄ nasze bycie razem. Tak iĹź po waĹni i bitce braterskiej jeden dostawaĹ reprymendÄ z powodu tego, Ĺźe nabroiĹ, a drugi dlatego, Ĺźe na tamtego naskarĹźyĹ. Potem pierwszy wypĹakiwaĹ siÄ na lewym kolanie mamy, a drugi na prawym. I od razu wiedzieliĹmy, ĹźeĹmy braÄmi dla siebie. DoĹÄ szybko spostrzegliĹmy siÄ, Ĺźe nie moĹźna byĹo rodzicom sprawiÄ niczym wiÄkszej radoĹci jak naszÄ bratersko-siostrzanÄ zgodÄ . Ich miĹoĹÄ byĹa zaczynem naszej miĹoĹci. Otóş to, z miĹoĹci rodzicĂłw, z daru tej miĹoĹci, ktĂłrej miary byĹy wiÄksze niĹź siĹa naszej braterskiej sympatii i sprawiedliwoĹci, z miĹoĹci rodzicĂłw, ktĂłrzy cenili, kochali naszÄ jednoĹÄ, nasze razem bardziej niĹź potrafiliĹmy to sami, czerpaliĹmy siĹÄ, energiÄ, aby siÄ znowu polubiÄ, aby sobie przebaczyÄ, aby byÄ dla siebie jak bracia i siostry. Dar darowanej nam miĹoĹci czyniĹ moĹźliwym nasze pojednanie. Bez tej miĹoĹci chyba bylibyĹmy gotowi czasem siÄ pozabijaÄ⌠DokĹadnie tak samo (choÄ w jakiejĹ nieskoĹczenie szerszej i gĹÄbszej perspektywie) jest z MiĹoĹciÄ Boga podarowanÄ nam w Jezusie Chrystusie. Dar tej nieskoĹczenie miĹosiernej miĹoĹci, i nieskoĹczenie powszechnej (katolickiej, niewykluczajÄ cej nikogo), dar tej MiĹoĹci, o ile przeĹźywany jest osobiĹcie jako skarb mojego serca, czyni mnie zdolnym do komunii z ludĹşmi (wcale nie sielankowej, ale jednak komunii). JeĹli tak moĹźna powiedzieÄ: kocham ich nie mocÄ wĹasnego serca, woli, upodobania, sympatii â zawsze na krĂłtkÄ metÄ â (pomyĹlcie, jakÄ sympatiÄ moĹźna mieÄ do zamachowca, ktĂłry targnÄ Ĺ siÄ na moje Ĺźycie), ale mocÄ zawierzenia MiĹoĹci, ktĂłrÄ sam zostaĹem pokochany, a ktĂłra kocha rĂłwnieĹź mojego niesympatycznego bliĹşniego. Jeszcze jedna ilustracja z Ĺźycia, choÄ wydaje siÄ nie z tego Ĺwiata. Tym razem chodzi o Ĺwiadectwo ojca jezuity Antona Luliego z Albanii, ktĂłre na proĹbÄ samego papieĹźa Jana PawĹa II wygĹaszaĹ na Watykanie przy okazji zĹotego jubileuszu kapĹaĹstwa papieĹźa. Ojciec Anton miaĹ wĂłwczas za sobÄ 42 lata kapĹaĹstwa, z tego w wiÄzieniu i na przymusowych robotach przeĹźyĹ lat 41. PosĹuchajcie dwĂłch fragmentĂłw tego Ĺwiadectwa. âUwolniono mnie z wiÄzienia przy okazji amnestii w 1989 roku. MiaĹem wtedy 79 lat. [...] 19 grudnia 1947 roku zostaĹem aresztowany. Moim pierwszym wiÄzieniem w tamten mroĹşny grudzieĹ byĹa ubikacja w gĂłrskiej wiosce w okolicach Szkodry. Trzymano mnie tam przez dziewiÄÄ miesiÄcy, siedziaĹem skulony na zamarzniÄtych odchodach, nie mogĹem nawet siÄ poĹoĹźyÄ, gdyĹź tak ciasne byĹo to pomieszczenie. W noc BoĹźego Narodzenia (tego nie da siÄ zapomnieÄ) wyciÄ gniÄto mnie stamtÄ d i umieszczono w innej ubikacji, na drugim piÄtrze wiÄzienia, gdzie kazano mi siÄ rozebraÄ i zawieszono na sznurze przeciÄ gniÄtym pod pachami. ByĹem nagi, zaledwie dotykaĹem ziemi koĹcami palcĂłw. Powoli, nieubĹaganie traciĹem czucie. Zimno ogarniaĹo stopniowo caĹe ciaĹo, a kiedy doszĹo do piersi i serce zaczynaĹo odmawiaÄ posĹuszeĹstwa, wydaĹem okrzyk rozpaczy. Przybiegli moi oprawcy, ĹciÄ gnÄli mnie i skatowali kopniakami. [...] Nigdy â tak skoĹczyĹ swoje przejmujÄ ce Ĺwiadectwo ojciec Luli â nie ĹźywiĹem urazy do tych, ktĂłrzy po ludzku mĂłwiÄ c, ukradli mi Ĺźycie. Po uwolnieniu spotkaĹem kiedyĹ przypadkiem na ulicy jednego z moich oprawcĂłw; ogarnÄĹo mnie wspĂłĹczucie, podszedĹem do niego i uĹcisnÄ Ĺem go. Wszystko moĹźna nam odebraÄ, ale nikt nigdy nie zdoĹa wyrwaÄ nam z serca miĹoĹci do Jezusaâ. Czy potrzeba jeszcze sĹĂłw, Ĺźeby wyjaĹniÄ, co to znaczy âbractwoâ, braterstwo w Jezusie Chrystusie? Matka KoĹcióŠchce nas uczyÄ i wychowywaÄ do takiego wĹaĹnie braterstwa, do takiej jednoĹci, do takiej komunii. |