Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2014 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2014 (lipiec / sierpień)

Aktualności. Chrześcijanie w Iraku

„Po ich oczach poznaję, że żyją”

Iracki naród ucieka z powodu wznowionej wojny między sektami. Arcybiskup chaldejski Mosulu Amel Shamon Nona opowiada nam o życiu swojej wspólnoty.

Luca Fiore


Najstraszniej było na początku. W nocy 6 czerwca. Mówi się o ucieczce czterech tysięcy rodzin. Porzuciły wszystko, uciekając w kierunku pobliskich wiosek. O godzinie 23.00 wojsko i policja opuścili Mosul, pozostawiając otwartą drogę uzbrojonym grupom z Państwa Islamskiego. Arcybiskup chaldejski Mosulu Amon Shamon Nona znajdował się w Tal Kayfie, trzy kilometry na północ, tam zobaczył ich przybywających. Pieszo, kobiety i dzieci, całe rodziny wędrujące pośród ciemności przez pięć albo sześć godzin. Chrześcijanie i muzułmanie, przerażeni. Za ich plecami błysk bombardowań. Uciekali przed czymś, czego nie znali, poszukując schronienia bez pewności, że je znajdą.

Dzisiaj Mosul, tak jak Tikrit i Kirkuk, znajduje się pod kontrolą fundamentalistów narzucających szariat, islamskie prawo. Pod koniec czerwca siedziba arcybiskupstwa chaldejskiego, opustoszała od tygodni, została zajęta i splądrowana przez dżihadystów, którzy zatknęli na dachu budynku czarną flagę Państwa Islamskiego.

Arcybiskup Nona do Mosulu przybył w 2010 roku. Jego poprzednik, biskup Paul Faraj Rahho, został uprowadzony i zamordowany dwa lata wcześniej. Urodzony 47 lat temu w Alqosh, 45 kilometrów na północ od Mosulu, przyjął święcenia w 1991 roku, po czym został proboszczem w swoim mieście. Opowiada o dramacie swojego narodu. Mówi o niepewnej przyszłości. Jednak z czterech lat spędzonych w Mosulu, bardzo trudnych dla jego wspólnoty, pozostaje najbardziej niewyobrażalne słowo – nadzieja.

 

Jego Eminencjo, czy Jego Eminencja się bał?

Nie o siebie, ale o moich ludzi. Nigdy bym nie chciał, by komuś stało się coś złego. Dlatego tamtej nocy zawisłem na telefonie, by prosić pozostałe w Mosulu rodziny, by uciekały. Wiele osób nic nie wiedziało, nie miało o niczym pojęcia. Chrześcijańskie rodziny wychodzą z domów tylko wtedy, gdy jest to konieczne, i wiele osób nie zrozumiało powagi tego, co się działo.

 

Czy Jego Eminencja spodziewał się, że sytuacja rozwinie się w ten sposób?

Nie. Miasto jest bardzo niebezpieczne, to wiemy. Codziennie dochodziło do samobójczych ataków. Nigdy jednak bym nie pomyślał, że drugie co do wielkości miasto w kraju podda się tak łatwo. W Mosulu było bardzo wielu żołnierzy i broni. Nie jest jasne, dlaczego całe wojsko tak niespodziewanie się wycofało.

 

Ludzie się bali. Czy byli także rozgniewani?

Dzisiaj dominuje zaniepokojenie. Ze względu na to, co się stało, ale przede wszystkim z powodu tego, co może się stać. Czymś niewyobrażalnym jest to, że ta sytuacja się nie zmieni. Ludzie pozostawili domy i pracę. Jak długo będą musieli żyć jako uchodźcy? Następnie boją się, że sprawy jeszcze bardziej się pogorszą. Nie wiemy, co się wydarzy.

 

Jego Eminencja przyjechał do Mosulu w 2010 roku. Czy nie miał pokusy odrzucenia nominacji, zważywszy na to, co przytrafiło się biskupowi Rahho?

Nie, pierwsza myśl skierowała się ku potrzebie wiernych tej diecezji. Przez dwa lata nie mieli pasterza. Niepokoiłem się o to, czy będzie możliwe pełnienie biskupiej posługi.

 

Jakie było pierwsze wrażenie?

Przybyłem 16 stycznia 2010 roku. Od 17 stycznia codziennie przez dwa tygodnie ginął jeden lub dwóch chrześcijan. Wielu wiernych uciekło z miasta. Potem niektórzy z nich powrócili.

 

Czym były te cztery lata?

Nie można było zrealizować wielu rzeczy podejmowanych w normalnych warunkach w diecezji. Nie jest łatwo się przemieszczać. Trzeba się poruszać z ogromną ostrożnością – zmieniać często samochód i nie jeździć tymi samymi drogami. Bogu dzięki, wszystkie kościoły w mieście działają, za wyjątkiem trzech parafii, które zamknęliśmy z powodu braku wiernych albo ponieważ znajdowały się w zbyt niebezpiecznych strefach.

 

Czy zostały nałożone jakieś ograniczenia na religijne uroczystości?

Przez kilka lat z powodów bezpieczeństwa nie można było sprawować liturgii o północy w Boże Narodzenie i Wielkanoc.

 

Co znaczy dla Jego Eminencji i jego braci życie wiarą w tak trudnej sytuacji?

Wielu chrześcijan nie mogło pozwolić sobie na ucieczkę, przede wszystkim z powodów ekonomicznych oraz pracy. Zawsze starałem się podtrzymywać w nich nadzieję, pomóc zrozumieć, jak można żyć także tutaj. Zawsze mówiłem, że pomimo ryzyka utraty życia za godzinę czy minutę, można przeżywać każdą chwilę w pełni nadziei i radości.

 

Jak Jego Eminencja zrozumiał, że jest to możliwe?

Sam zacząłem żyć w ten sposób. I zacząłem to komunikować w moich homiliach oraz na spotkaniach. Wraz z upływem czasu zauważyłem, że ludzie się zmieniają, wierni potrzebowali tej pewności. Potrzebowali nauczyć się żyć w sytuacji, w której ryzykuje się życie, w zagrożeniu, narażeni na prześladowania w społeczeństwie niegościnnym dla tego, kto jest chrześcijaninem. Mosul jest miastem, które nie akceptuje odmiennego sposobu życia chrześcijan. W środku tego wszystkiego widziałem jednak, że ja w pierwszej kolejności byłem radosny.

 

Po czym Jego Eminencja poznał, że chrześcijanie zmienili postawę?

Po sposobie życia. To oni zaczęli mi mówić, że potrzebują bardziej przylgnąć do wiary. To oni powiedzieli mi, że powrócili do życia pośród wielu trudności. Oni mówili mi to słowami, a ja po ich oczach widziałem, że to prawda. Rozumiałem to po sposobie, w jaki mi to mówili. Widziałem tę przemianę dzień po dniu. Kiedy przyjechałem, było to coś zupełnie innego. Byli innymi osobami. Ale po sześciu miesiącach, po roku, ich przemiana była widoczna.

 

Dzięki czemu było to możliwe?

Dzięki głębszej znajomości wiary. To właśnie ona daje nam jaśniejszą wizję życia. Niezależnie od faktu, czy moment jest łatwy czy trudny. W tych latach mój wysiłek polegał na pogłębieniu treści naszej wiary, komunikowaniu jej w prosty sposób, ażeby mogła dotrzeć do wszystkich, nawet do tego, kto nic nie wie o teologii. Myślę, że w jakimś stopniu mi się to udało. Mówię to, ponieważ kiedy objeżdżam diecezję, to sami ludzie proszą mnie o to, bym powrócił do treści wiary. To wiara daje nam siłę.

 

Która treść wiary jest najdroższa Jego Eminencji?

Nadzieja. Ona jest mottem mojego biskupstwa. Nie chodzi o czekanie na coś w zaświatach, ale o świadomość, że to, co czeka nas w zaświatach, urzeczywistnia się dzisiaj, w tej chwili. To pozwala przeżywać każdą chwilę taką, jaka ona jest – jako niepowtarzalną. A jeśli wiemy, że jest niepowtarzalna, możemy przeżywać ją w pełni. W pełni wiary i radości, ale także złości, jeśli jest złość. Wszystko wygląda inaczej z perspektywy nadziei. I to sama nadzieja daje mi siłę do komunikowania jej innym. Nie jest to coś, co można zatrzymać dla siebie – trzeba ją współdzielić.

 

Co dominuje w modlitwie w tych dniach?

Proszę Pana, by podarował wszystkim mieszkańcom Iraku pogodę ducha. Bez tej pogody nigdy nie osiągnie się pokoju.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją