Ślady
>
Archiwum
>
2014
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2014 (lipiec / sierpieĹ) Listy NiebiaĹskie oczy i inne... Tegoroczne wakacje mĹodzieĹźowe byĹy dla mnie wyjÄ tkowe, bo mimo Ĺźe byliĹmy w tym samym miejscu, co w zeszĹym roku, to ludzie siÄ zmienili â niektĂłrych nie byĹo, doszĹo wielu nowych i to oni wnieĹli nowy smak do naszego Ĺźycia. PiÄkny byĹ teĹź temat tegorocznych tekstĂłw czytanych podczas SzkoĹy WspĂłlnoty â o spojrzeniu. PasowaĹ mi idealnie, poniewaĹź przed wakacjami czytaĹam ksiÄ ĹźkÄ Shannon Dittemore Oczy AnioĹa, ktĂłra pokazuje Ĺwiat widziany oczami anioĹĂłw i demonĂłw, ich odwiecznÄ walkÄ o ludzi i to, jak kaĹźdego dnia zmagamy siÄ, czy po Ĺmierci znaleĹşÄ siÄ w niebie czy w piekle. ChciaĹam bardzo ujrzeÄ âniebiaĹskie oczyâ â ojos de cielo, o ktĂłrych ĹpiewaliĹmy w piosence o tym samym tytule. Oczy, ktĂłre sprawiajÄ , Ĺźe znika piekĹo, a ukazuje siÄ niebo. ZaczÄĹam ich poszukiwaÄ w ludzki sposĂłb â zaczÄĹam patrzeÄ ludziom w oczy, a to ludzkie patrzenie zostaĹo podparte doĹwiadczeniami ze SzkoĹy WspĂłlnoty i w ten sposĂłb przemieniĹo siÄ w duchowy osÄ d, stajÄ c siÄ wzruszeniem â wzruszyĹam siÄ, uĹwiadamiajÄ c sobie, Ĺźe w waszych oczach widzÄ niebo (i to nie tylko w tych niebieskich oczach). WidziaĹam w waszych oczach miĹoĹÄ, ciepĹo, zrozumienie, jakiego nie widzÄ nigdzie indziej jak tylko u ludzi, przez ktĂłrych patrzy Chrystus. CieszÄ siÄ, Ĺźe mogĹam Go w was zobaczyÄ i chcÄ teraz przekazywaÄ to spojrzenie dalej, by inni widzieli âniebiaĹskie oczyâ w moich oczach. DziÄkujÄ wam za wszystko, co zrobiliĹcie, za waszÄ obecnoĹÄ, modlitwÄ, gesty, choÄby najdrobniejsze, jak uĹcisk rÄki, uĹmiech czy podanie talerza, kubka, Ĺpiewnika. DziÄkujÄ za wasze zaangaĹźowanie w Ĺpiew, taniec, zabawy, frizzi. ZrozumiaĹam, Ĺźe wystarczÄ tak maĹe gesty, by poruszyÄ czĹowieka, by daÄ mu tak wiele. DziÄki temu nie pozostajemy na poziomie sentymentalnego wspomnienia. OsÄ dzajÄ c, uĹwiadomiĹam sobie, Kto mi to wszystko daĹ, Kto mi siÄ wydarzyĹ â emocje staĹy siÄ wzruszeniem, ktĂłre pozostaje na zawsze. Ja nie tylko siÄ tym zachwyciĹam, ale odnalazĹam w tym Boga. CieszÄ siÄ, Ĺźe wszyscy staliĹcie siÄ âfrÄdzlami Jego pĹaszczaâ, a ja mogĹam was dotknÄ Ä i zostaÄ uzdrowionÄ â by zaczÄ Ä patrzeÄ tak samo jak wy i dostrzegaÄ Chrystusa w kaĹźdym czĹowieku, a jednoczeĹnie zanosiÄ Go innym. DziÄkujÄ wam i do zobaczenia wkrĂłtce! Ola, Opole
CZAS PIÄKNYCH PROPOZYCJI TydzieĹ letnich wakacji CL 2014 w Bartkowej nad Jeziorem RoĹźnowskim mamy juĹź za sobÄ . Jak zwykle wspĂłlne przeĹźywanie tego, co siÄ tam wydarzaĹo, wzbudza tÄsknotÄ, gdyĹź byĹ to czas piÄknych propozycji, prowokujÄ cy do zrewidowania swojego Ĺźycia. CzĹowiek w dzisiejszym Ĺwiecie, owĹadniÄty konsumpcjonizmem, chce czegoĹ wiÄcej, czegoĹ szuka. Nie wiedzÄ c czego, coraz bardziej pogrÄ Ĺźa siÄ w tym, co oferuje Ĺwiat. Jednak jego serce pragnie czegoĹ wiÄcej, pragnie miĹoĹci wiernej, bezwarunkowej, miĹoĹci miĹosiernej, ktĂłra wybacza, ktĂłra przygarnia. TakÄ miĹoĹÄ ma dla nas BĂłg. I tak jak w przewodniej piosence tegorocznych wakacji Ojos de cielo (âNiebiaĹskie oczyâ), kiedy spoglÄ damy w gĹÄ b niebiaĹskich, czuĹych oczu, znika Ĺwiat pogrÄ Ĺźony w piekle, znika Ĺwiat i odkrywamy niebo. Te czuĹe, szczere oczy, ktĂłre sÄ drogÄ i drogowskazem, moĹźe spotkamy na swej drodze i zobaczymy w naszym bliĹşnim, bracie lub siostrze, bo przecieĹź wszyscy jesteĹmy jednÄ wielkÄ rodzinÄ . Maria, Nysa
MOJE WAKACJE Tegoroczne wakacje byĹy dla mnie niezwykĹym spektaklem obecnoĹci w moim Ĺźyciu Chrystusa, ktĂłry nie narzuca swojego towarzystwa, ale je proponuje, nienachalnie, szanujÄ c mojÄ wolnoĹÄ. W tym roku mĂłj czas wolny od pracy byĹ bardzo zwiÄ zany z Ruchem, z momentami proponowanymi przez Ruch. Pierwszy moment to wakacje w Bartkowej nad Jeziorem RoĹźnowskim, poczÄ tkowo trudny, zwiÄ zany z odpowiedzialnoĹciÄ za organizacjÄ, ale nastÄpnie jakĹźe piÄkny, tylko dlatego, Ĺźe âposzĹam zaâ. RozpoczynajÄ c dzieĹ od modlitwy AnioĹ PaĹski, z dnia na dzieĹ coraz bardziej stawaĹam siÄ wolna od swoich wyobraĹźeĹ na temat wakacji i coraz bardziej â zawierzajÄ c wszystko Jego woli, bÄdÄ c uwaĹźna na okolicznoĹci â stawaĹam siÄ Ĺwiadkiem przemiany spojrzenia najbliĹźszych mi przyjaciĂłĹ. Ale wakacje Ruchu byĹy teĹź momentem trudu, momentem naglÄ cego pytania: jak mogÄ rozpoznaÄ Chrystusa w moim Ĺźyciu? Tak jakby ĹwiadomoĹÄ, Ĺźe On jest, juĹź mi nie wystarczaĹa. Ale to przecieĹź nie ja udzielam sama sobie odpowiedzi, lecz On. Zaraz po wakacjach w Bartkowej spÄdziĹam kilka dni we WĹoszech na rekolekcjach dla nowicjatu Memores Domini. KsiÄ dz CarrĂłn rozpoczÄ Ĺ je od zdania: âJestem, kiedy Ty jesteĹâ. W ciÄ gu kilku dni podjÄliĹmy pracÄ nad Ăłsmym rozdziaĹem U ĹşrĂłdeĹ chrzeĹcijaĹskiego roszczenia (jako kluczowym dla naszego Ĺźycia). ProwokujÄ ce staĹy siÄ pytania ksiÄdza CarrĂłna: kim jestem? oraz: kim jest Chrystus? Pytania decydujÄ ce, na ktĂłre codziennie muszÄ znajdowaÄ odpowiedĹş. Zaraz po rekolekcjach â pielgrzymka z Krakowa na JasnÄ GĂłrÄ. W tym roku, tak jak w poprzednim, peĹniĹam funkcjÄ porzÄ dkowej, kierujÄ c ruchem samochodĂłw. PoczÄ tkowo wydawaĹo mi siÄ, Ĺźe nic mnie nie zaskoczy, Ĺźe wiem juĹź wszystko, ale doĹÄ szybko â bo juĹź pierwszego dnia â przekonaĹam siÄ, Ĺźe to nieprawda. Podczas pielgrzymki spotkaĹam konkretne osoby, ktĂłre kaĹźdego dnia przywoĹywaĹy mnie do pierwotnej postawy czĹowieka â do relacji z Bogiem. Przez piÄÄ dni pielgrzymowania, idÄ c przed grupÄ , a wobec tego nie sĹyszÄ c nic, doĹwiadczyĹam ciszy, ale ciszy jako miejsca, w ktĂłrym moĹźliwe jest spotkanie z sobÄ samym, a nastÄpnie z KimĹ WiÄkszym. Podczas wÄdrowania, w obliczu zmÄczenia, upaĹu oraz deszczu, na mojej drodze postawione zostaĹy osoby, dziÄki ktĂłrym doĹwiadczyĹam, iĹź moje Ĺźycie nie jest zaleĹźne od mojego projektu, ale jest ciÄ gle stwarzane. WkraczajÄ c na JasnÄ GĂłrÄ, zrozumiaĹam, co miaĹ na myĹli ksiÄ dz CarrĂłn, mĂłwiÄ c, Ĺźe nie ma mnie, gdy nie ma Ciebie. To, kim jestem, jest owocem Jego obecnoĹci w moim Ĺźyciu, nie jakiejĹ wrodzonej genialnoĹci (ktĂłra pozwala wykonywaÄ zawĂłd wyuczony, a w wolnej chwili kierowaÄ ruchem). 12 sierpnia, w dzieĹ podsumowania pielgrzymki, obudziĹam siÄ smutna. Dlaczego? PoczuĹam smutek, bo uĹwiadomiĹam sobie, Ĺźe nastÄpnego dnia nie zobaczÄ juĹź ksiÄdza Piotra ani ksiÄdza Salvatore. Ale zaraz potem pojawiĹo siÄ we mnie pytanie, czego tak naprawdÄ bÄdzie mi brakowaÄ. Wraz z tym pytaniem odkryĹam, Ĺźe na pielgrzymim szlaku w tych osobach objawiaĹa siÄ dla mnie cielesna obecnoĹÄ Chrystusa. Skoro Chrystus objawia siÄ w nich, znaczy to Ĺźe w domu, w pracy teĹź moĹźe siÄ objawiaÄ zupeĹnie w innych twarzach, a gdy bÄdÄ uwaĹźna, moĹźe pozwoli siÄ rozpoznaÄ. Pierwszy pacjent, jaki zostaĹ mi podarowany po moim powrocie do pracy, staĹ siÄ dla mnie niesamowitÄ prowokacjÄ . MĹody czĹowiek z wytatuowanymi na caĹym ciele róşnymi zwierzÄtami, znakami, w tym i samego Szatana. BÄdÄ c ogarniÄta nieskoĹczonÄ miĹoĹciÄ Boga podczas wakacji, nie mogÄ patrzeÄ na tego czĹowieka inaczej jak przez pryzmat tej miĹoĹci, bez redukowania go do obiektu ulicznego artyzmu. Oboje jesteĹmy ulepieni z tego samego pragnienia Jego obecnoĹci. Anna, KrakĂłw
âCHCÄ WYDOSTAÄ SIÄ Z LASUâ Tajemnica naszego istnienia, ocenzurowane pytania, tajemnicza siĹa owego kapĹana, ktĂłry âmĂłwiĹ o mnieâ w auli na Uniwersytecie Katolickim. âChcÄ wydostaÄ siÄ z lasuâ. Lidia Macchi, studentka z Varese, aktywna dziaĹaczka harcerstwa zaangaĹźowana w ruch Comunione e Liberazione, zostaĹa znaleziona martwa z 29 ranami kĹutymi 7 stycznia 1987 roku w pobliĹźu szpitala Cittiglio w Varese, gdzie pojechaĹa odwiedziÄ przyjaciĂłĹkÄ. MiaĹa 21 lat. W piÄ tek 25 lipca 2014 roku, po 27 latach, w czasie ktĂłrych sprawa leĹźaĹa nierozwiÄ zana w prokuraturze w Varese, zastÄpca prokuratora generalnego w Mediolanie Carmen Manfredda zĹoĹźyĹa do SÄ du Apelacyjnego w Mediolanie zawiadomienie o zakoĹczeniu dochodzenia i wniosek o odrzucenie pozwu wobec pewnego ksiÄdza, ktĂłrego urzÄdnik paĹstwowy z Varese, Agostino Abate, nigdy oficjalnie nie skreĹliĹ z rejestru podejrzanych. Oto list, w ktĂłrym Lidia opowiada przyjaciĂłĹce o swym pierwszym spotkaniu z ksiÄdzem Luigim Giussanim, zaĹoĹźycielem ruchu Comunione e Liberazione. List zostaĹ napisany w okresie, kiedy Lidia studiowaĹa juĹź na Uniwersytecie PaĹstwowym w Mediolanie, a pochodzi z osobistego archiwum dyrektora czasopisma âTempiâ i zostaĹ rozpowszechniany przez CL w postaci ulotki. NajdroĹźsza Maro, dopiero co odwiesiĹyĹmy sĹuchawkÄ telefonu, a ja z goryczÄ zdaĹam sobie sprawÄ, Ĺźe w gruncie rzeczy opowiedziaĹam ci jedynie o najbardziej banalnych sprawach z mojego obecnego Ĺźycia. Tymczasem wydarza mi siÄ coĹ niezwykĹego, choÄ na razie jeszcze niejasnego, ale naprawdÄ coĹ wielkiego; jest trochÄ tak, jakby teraz we mnie âzagotowaĹo siÄâ mnĂłstwo pytaĹ i pragnieĹ dotyczÄ cych Ĺźycia. Pragnienie bycia szczÄĹliwÄ , bycia wolnÄ , to znaczy traktowania z wolnoĹciÄ , nie bÄdÄ c ani przygniecionÄ , ani obciÄ ĹźonÄ wszystkimi okolicznoĹciami Ĺźycia, gĹÄbokiego pragnienia kochania ludzi, ktĂłrzy sÄ mi drodzy, kochania przyjaciĂłĹ; pragnienie zbudowania przeze mnie kawaĹka historii, w przeciwnym razie historiÄ zbudujÄ na naszej gĹowie inni, a my bÄdziemy przeĹźywali z caĹkowitÄ obojÄtnoĹciÄ to wszystko, co dzieje siÄ tuĹź za rogiem. I chociaĹź z jednej strony moĹźe to byÄ wygodne, to ostatecznie jest przecieĹź maĹostkowe i zdeterminowane przez drobne, gĹupie rzeczy i codzienne uciÄ ĹźliwoĹci. I jest trochÄ tak, jakby moja nieĹwiadomoĹÄ, czynienie zwykle tylko tego, co instynktownie przychodzi mi na myĹl, gĹÄboko mnie znudziĹo z caĹÄ jego gĹupotÄ i powierzchownoĹciÄ . Jak nigdy dotÄ d Ĺźycie wydaje mi siÄ wielkie i gĹÄbokie, a przede wszystkim naznaczone tajemnicÄ . Bo to wĹaĹnie jest wielkÄ tajemnicÄ , Ĺźe jestem, Ĺźe istniejÄ, Ĺźe jestem owym kruchym punkcikiem na tej planecie, ktĂłra obraca siÄ wokóŠSĹoĹca zgodnie z niezwykle doskonaĹymi prawami, a SĹoĹce jest niczym innym jak mikrobem w bezmiarze czasu i przestrzeni kosmosu. Ale do licha, wystarczy po prostu podnieĹÄ w nocy oczy ku niebu, aby przeczuÄ, Ĺźe Ĺźycie caĹego wszechĹwiata jest wielkÄ tajemnicÄ , a my jako ludzie majÄ c â i mogÄ c mieÄ â ĹwiadomoĹÄ tego, marnujemy nasz czas dotkniÄci maĹymi, banalnymi sprawami oraz niepozornym cierpieniem, i nie pytamy siÄ â poniewaĹź nazbyt boimy siÄ wsĹuchaÄ w siebie przez chwilÄ, posĹuchaÄ tego gĹosu, ktĂłry mĂłwi w nas, ktĂłry krzyczy, Ĺźe Ĺźycie musi mieÄ znaczenie â dlaczego jesteĹmy, dlaczego jesteĹmy uczynieni tak róşni jeden od drugiego, a przecieĹź w gruncie rzeczy wszyscy z tym samym pragnieniem. MĂłj BoĹźe, dlaczego jednak, skoro te pytania i pragnienia istniejÄ , godzimy siÄ ĹźyÄ w gruncie rzeczy jako ludzie zdesperowani, nie oczekujÄ c niczego od jutra, zamykajÄ c siÄ w klatce, ktĂłra staje siÄ naszym grobem i co najwyĹźej pozwalajÄ c sobie na jakieĹ nostalgiczne wspominanie dobrych czasĂłw? Ale jakich czasĂłw?! Nie ma zatem sensu ich opĹakiwaÄ, skoro my jako pierwsi zarozumiale zrezygnowaliĹmy z bycia powaĹźnymi, z brania pod uwagÄ wszystkich wielkich pragnieĹ, ktĂłre w nas siÄ miotajÄ , tylko dlatego Ĺźe wygodniej jest nam narzekaÄ, tkwiÄ we wĹasnym sosie, popeĹniaÄ maĹe i nÄdzne grzeszki, aby wierzyÄ, Ĺźe skoro nie jesteĹmy ĹwiÄci, to â no cóş â przynajmniej jesteĹmy trochÄ Ĺşli; tymczasem nasze grzechy sÄ Ĺmiechu warte, co najwyĹźej dotyczÄ zmysĹowoĹci, wykroczeĹ, ktĂłrych faktycznie dopuszczajÄ siÄ wszyscy, poniewaĹź w gruncie rzeczy jesteĹmy po prostu krĂłtkowzroczni. MoĹźliwe, Ĺźe moĹźna spotkaÄ jakiegoĹ wielkiego grzesznika dogĹÄbnie zaĹlepionego zĹem! I nawet jeĹli wiem juĹź wszystko â to, w jaki sposĂłb funkcjonuje caĹy wszechĹwiat oraz jak oddycham, chodzÄ, jem â to komu przychodzi na myĹl, by choÄ przez chwilÄ posĹuchaÄ ciebie, kiedy zadajesz pytanie o to, kim jesteĹ i co robisz na powierzchni ziemi? Tych pytaĹ wszyscy siÄ bojÄ i nikt o nich nie mĂłwi⌠Ale dlaczego dzisiaj jesteĹ, a jutro umrzesz, i po wszystkim⌠Jak to po wszystkim?! PrzecieĹź ja tu jestem, sÄ róşne moje pytania i chcÄ wiedzieÄ, i nawet gdybym byĹa jedna jedyna z tym pragnieniem, w tym powierzchownym Ĺwiecie â powierzchownym, poniewaĹź chce takim byÄ z wĹasnej woli â to bÄdÄ krzyczeÄ ze wszystkich siĹ o tym, co czujÄ, aĹź umrÄ. MiesiÄ c temu zdarzyĹo mi siÄ, niemal przez przypadek, udaÄ z przyjaciĂłĹmi z Varese na Uniwersytet Katolicki, aby posĹuchaÄ niejakiego ksiÄdza Giussaniego, ktĂłry prowadziĹ wykĹad z teologii moralnej, czy coĹ w tym stylu, poniewaĹź egzaminy z tego przedmiotu sÄ tam obowiÄ zkowe; on zaĹ zamiast mĂłwiÄ o ĹwiÄtych i o caĹej reszcie, mĂłwiĹ wĹaĹnie o tych pytaniach, z takim entuzjazmem i siĹÄ , Ĺźe byĹam pod wraĹźeniem; wyjaĹniaĹ wszystkie procedury techniczne i praktyczne, jakie ludzie wymyĹlili, byle tylko nie sĹyszeÄ tych pytaĹ, by postÄpowaÄ tak, jakby ich nie byĹo albo jakby nie byĹy one waĹźne. WydawaĹo mi siÄ, Ĺźe mĂłwiĹ wĹaĹnie o mnie, i odnajdywaĹam w tym wszystkie swoje nawyki, tak wyraĹşnie wytĹumaczone. PoszĹam tam prawie przez przypadek, poniewaĹź zaprosiĹy mnie osoby z Varese i z Mediolanu, ktĂłre go znajÄ ; poszĹam tam, myĹlÄ c, Ĺźe przyjdzie mi sĹuchaÄ tego, co zazwyczaj, a tymczasem staĹo siÄ inaczej. To dziwne, poniewaĹź bardziej od jego sĹĂłw uderzyĹ mnie on sam, jego gĹÄbokie i uwaĹźne spojrzenie, coĹ nieuchwytnego, czĹowiek wolny, otwarty, nierozgniewany na Ĺźycie ani nieirytujÄ cy siÄ z jego powodu. Nie potrafiÄ powiedzieÄ ci bardziej precyzyjnie, ale jest jakby kimĹ, kto strzeĹźe jakiegoĹ sekretu, jakiejĹ siĹy, ktĂłra nie jest jego. CzujÄ, Ĺźe muszÄ z nim jeszcze porozmawiaÄ, poniewaĹź on nie podeptaĹ kĹÄbiÄ cych siÄ we mnie pytaĹ; chciaĹabym go zapytaÄ o wiele rzeczy i w taki czy inny sposĂłb muszÄ go ponownie spotkaÄ. Teraz juĹź nie wydaje mi siÄ, Ĺźe jestem sama w desperackim poszukiwaniu czegoĹ, co wszyscy lekcewaĹźÄ ; jest po prostu tak, jakby ktoĹ, przybywajÄ c niespodziewanie, poderwaĹ mnie, mĂłwiÄ c mi: âHej, jestem tutaj, nie krzycz i nie rozpaczaj, poniewaĹź idÄ c tÄ drogÄ , wyjdziemy z lasuâ. A ja chcÄ wydostaÄ siÄ z lasu, bo Ĺźycie jest morzem, niebem, gĂłrami i rĂłwninami, domami, drzewami, ludzkimi twarzami, gwiazdami, sĹoĹcem i wiatrem, a my zostaliĹmy stworzeni dla tej NieskoĹczonoĹci, ktĂłra istnieje; wystarczy tylko siÄ rozejrzeÄ dookoĹa i w tym celu pĂłjĹÄ za owym âKimĹâ, ktĂłry wyszedĹ mi na spotkanie w gÄ szczu owego lasu i mĂłwi mi: âPopatrz, tam poĹrĂłd liĹci, widzisz, jest maĹy skrawek bĹÄkitnego nieba, niebieski, wyjdĹşmy, by go zobaczyÄâ. Lidia
W OBLICZU RZECZYWISTOĹCI NIE WYSTARCZY PIÄKNY SLOGAN CL MiesiÄ c temu u mojej Ĺźony zdiagnozowano guza mĂłzgu, niezĹoĹliwego, wymagaĹ jednak operacji chirurgicznej. WiadomoĹÄ byĹa z rodzaju tych, ktĂłre âpowalajÄ z nĂłgâ â myĹl natychmiast wybiegĹa ku czekajÄ cym nas trudnoĹciom, trĂłjce naszych maĹych dzieci, temu, co siÄ stanie, jak gdyby wszystko tak naprawdÄ zaleĹźaĹo ode mnie. JednoczeĹnie odczuwaĹem pragnienie wspĂłĹdzielenia tego, co siÄ wydarzyĹo z moimi najbliĹźszymi przyjaciĂłĹmi. Tego samego wieczoru, rozmawiajÄ c z ĹźonÄ , zobaczyĹem, Ĺźe jest niewiarygodnie pogodna, zwĹaszcza gdy mi mĂłwiĹa: âMĂłwi siÄ, Ĺźe wszystko, co siÄ wydarza, sĹuĹźy naszemu wzrostowiâ. Ja z miejsca odpowiedziaĹem jej: âDajmy sobie spokĂłj z tym ÂŤmĂłwi siÄÂť! BĂłg nigdy nie wystawiĹ nas do wiatru. A moĹźemy to stwierdziÄ, patrzÄ c na podobne doĹwiadczenia naszych przyjaciĂłĹâ. ZastanawiajÄ c siÄ jednak nad tym ponownie, zauwaĹźyĹem, Ĺźe teoretycznie wszystko jest w porzÄ dku, ale rzeczywistoĹÄ moĹźe rĂłwnie dobrze uczyniÄ to zdanie tylko âpiÄknym sloganem CLâ. MusiaĹem je zweryfikowaÄ. StawiajÄ c czoĹa wyzwaniom okolicznoĹci, natychmiast zostaĹem uderzony przez wiele rzeczy: przyjaciĂłĹ, ktĂłrzy zaangaĹźowali siÄ z czuĹoĹciÄ , wykazujÄ c gotowoĹÄ zarĂłwno fizycznÄ , jak i duchowÄ poprzez modlitwÄ. Za poĹrednictwem niektĂłrych z nich udaĹo nam siÄ dostaÄ do jednej z klinik w Mediolanie, gdzie miaĹ zostaÄ wyznaczony termin operacji. PoznaliĹmy tam neurochirurga, ktĂłry zaskoczyĹ nas swoim czĹowieczeĹstwem. Podczas pielgrzymki na ĹwiÄtÄ GĂłrÄ w Varese zawierzyliĹmy siÄ NajĹwiÄtszej Maryi Pannie. DoĹwiadczaĹem zaleĹźnoĹci, ktĂłrej bezgranicznie potrzebujÄ. 6 czerwca nowotwĂłr zostaĹ usuniÄty. W czasie pobytu w szpitalu wydarzyĹo siÄ wiele rzeczy. Spotkania z niespodziewanymi ludĹşmi, z ktĂłrymi wspĂłĹdzieliliĹmy cierpienie oraz kawaĹeczek drogi. PogawÄdki z pielÄgniarkami, ktĂłre przychodziĹy do nas, by opowiedzieÄ nam o problemach i cierpieniach, ktĂłrych ewidentnie my nie potrafimy rozwiÄ zaÄ. Potrzeba wspĂłĹdzielenia Ĺźycia z kimĹ, kto spoglÄ da na ciebie tak, jak spoglÄ da na nas Chrystus â z miĹoĹciÄ . WciÄ Ĺź pytam dlaczego, pozostawiajÄ c to pytanie otwartym. Ta rosnÄ ca z kaĹźdym dniem wdziÄcznoĹÄ za bycie wybranymi przez Boga zmienia nas, pozwala nam wciÄ Ĺź coraz bardziej do Niego przylgnÄ Ä, z pragnieniem, by wciÄ Ĺź coraz bardziej zajmowaÄ pierwotnÄ i wolnÄ pozycjÄ wobec wszystkiego. Nie jest to sentymentalne przylgniÄcie, ale rozpoznanie Jego, gdy dziaĹa. I to ciÄ zmienia, i wszystko ocala. PoniewaĹź nie chodzi tylko o zdrowie mojej Ĺźony, chodzi o moje, o nasze, nawrĂłcenie oraz o pragnienie zanoszenia Go Ĺwiatu z promiennym obliczem. Gabriele, Busto Arsizio (Varese)
STRACIĹEM PRACÄ, ZA TO ODNALAZĹEM NADZIEJÄ Przez 23 lata pracowaĹem w miÄdzynarodowych korporacjach. Po czym dwa lata temu zostaĹem bez pracy i caĹy mĂłj Ĺwiat siÄ zmieniĹ. ByĹem przyzwyczajony jadaÄ w najlepszych restauracjach, spaÄ w najlepszych hotelach, miaĹem duĹźy piÄkny sportowy samochĂłd. OsÄ du o samym sobie dokonywaĹem na podstawie wyznaczonych do osiÄ gniÄcia obrotĂłw. Nie jeĹşdziĹem Ĺrodkami komunikacji publicznej, ale tylko swoim wielkim samochodem albo taksĂłwkami. JakĹźe smutny siÄ staĹem! ZapomniaĹem, jak bardzo lubiĹem jeĹşdziÄ pociÄ giem, gdzie spotykaĹem wszystkich przyjaciĂłĹ, z ktĂłrymi chodziĹem na uczelniÄ. Kiedy poznawaĹem kogoĹ nowego, pierwsze, co instynktownie robiĹem, to prĂłbowaĹem siÄ dowiedzieÄ, ile zarabiaĹ. Kiedy zostaĹem bez pracy, zaĹamaĹem siÄ, czuĹem siÄ caĹkowicie niezdolny do zrobienia czegokolwiek, denerwowaĹem siÄ nawet przed pĂłjĹciem na pocztÄ, by zapĹaciÄ rachunek. WpadĹem w depresjÄ, musiaĹem braÄ leki, myĹlaĹem, Ĺźe do niczego juĹź siÄ nie nadajÄ i Ĺźe nie dam rady wychowaÄ trĂłjki moich dzieci, brak pracy odebraĹ mi praktycznie caĹÄ pewnoĹÄ siebie. Wtedy nawiÄ zaĹem znajomoĹÄ z Alberto, z Rete Manager (Sieci MenadĹźerĂłw), za ktĂłrego poĹrednictwem poznaĹem Giovanniego, a potem Massima. DotknÄ Ĺem niemal dna, ci przyjaciele tymczasem okazali mi pomoc wiÄkszÄ od jakiejkolwiek innej: dzwonili do mnie, pytajÄ c: âJak siÄ masz?â, byli moimi towarzyszami. PamiÄtam, kiedy Massimo zaprosiĹ mnie na pizzÄ. Dla mnie w tamtym czasie waĹźniejsze niĹź oferta pracy byĹo to zwyczajne towarzyszenie. Czas, ktĂłry przeĹźyĹem, pomĂłgĹ mi na nowo dostrzec wszystkie dawne przyjaĹşnie. W kaĹźdym razie miaĹem szczÄĹcie, miaĹem wielu przyjaciĂłĹ, ktĂłrzy mi pomogli, na przykĹad NicolÄ. Pewnego dnia powiedziaĹem mu: âStraciĹem wspaniaĹÄ pracÄ!â. Na co on odpowiedziaĹ mi z wielkim spokojem: âA ja straciĹem synaâ. Ja jednak w tamtej chwili byĹem tak skoncentrowany na utracie pracy, Ĺźe nie potrafiĹem myĹleÄ o niczym innym. KtoĹ pomyĹli, Ĺźe jestem szalony, ale ja niemal dziÄkujÄ za to, co przeĹźyĹem. Pomimo wszystkich posiadanych dĂłbr materialnych przez ostatni rok przed utratÄ pracy co rano powtarzaĹem sobie: âCo za beznadzieja!â. CzuĹem siÄ zniewolony. Teraz pracujÄ za pensjÄ o jednÄ trzeciÄ mniejszÄ od wczeĹniejszej, jestem za to zadowolony. ZnĂłw zaczÄ Ĺem przydawaÄ sĹusznÄ wartoĹÄ pieniÄ dzom, na nowo doceniam proste rzeczy, ktĂłre naprawdÄ sÄ najpiÄkniejsze. Nie wiem, co bÄdzie dalej, poniewaĹź mam umowÄ na czas okreĹlony; chcÄ jednak cieszyÄ siÄ tym czasem, a potem miejmy nadziejÄ, Ĺźe bÄdzie dobrze. ZnĂłw zaczÄ Ĺem naprawdÄ doceniaÄ nadziejÄ.
LIST Z KLASZTORU âJAKIMĹť PREZENTEM JEST ĹťYCIE KSIÄDZA GIUSSANIEGO!â Pod koniec 2013 roku nasza bliska przyjaciĂłĹka z Memores Domini z Palermo podarowaĹa naszej zakonnej wspĂłlnocie ksiÄ ĹźkÄ Vita di don Giussani. Lektura dzieĹa, odbywajÄ ca siÄ zgodnie z zakonnym zwyczajem podczas posiĹkĂłw, trwaĹa okoĹo siedmiu miesiÄcy i byĹa tak bardzo wciÄ gajÄ ca, Ĺźe nie sposĂłb pokrĂłtce streĹciÄ wszystkich rezonansĂłw wywoĹanych we wspĂłlnocie. Jest to wiÄc tylko pobieĹźny przeglÄ d najbardziej inspirujÄ cych kwestii. PostaÄ ksiÄdza Giussaniego wyĹania siÄ i ksztaĹtuje na podstawie faktĂłw, Ĺwiadectw, dokumentĂłw, cytowanych solidnie i z umiarem, wymownych samych w sobie. Przywodzi na myĹl jednÄ z tych potÄĹźnych, hieratycznych figur zdobiÄ cych fasady dawnych katedr, rozĹwietlanych, odsĹanianych lub skrywanych przez przeobraĹźajÄ ce siÄ ĹwiatĹo, ktĂłre zmieniajÄ c siÄ w zaleĹźnoĹci od pory dnia oraz nastÄpujÄ cych po sobie pĂłr roku, ofiaruje zdumionemu spojrzeniu coraz to nowe piÄkno. Za sprawÄ tego piÄkna spontanicznie wyĹania siÄ potrzeba wychwalania Boga. W historycznym okresie nÄkanym przez wynaturzone ideologie (âŚ) ten zafascynowany przez Wcielone SĹowo kapĹan wskazuje na Nie, prowokacyjnie proponujÄ c z wybuchajÄ cÄ siĹÄ osoby pozwalajÄ cej siÄ prowadziÄ Duchowi ĹwiÄtemu. (âŚ) Roszczenie uznania w Tajemnicy centrum swojego Ĺźycia wzrasta, stajÄ c siÄ ostatecznie gwaĹtownÄ , wystÄpujÄ cÄ z brzegĂłw rzekÄ . My, wizytki, cĂłrki ĹwiÄtego Franciszka Salezego, tego wielkiego ĹwiÄtego, ktĂłrego PaweĹ VI w liĹcie napisanym z okazji 400-lecia jego urodzin, nazywa âKlejnotem Savoiâ oraz przedstawicielem prawdziwego humanistycznego chrystocentryzmu, czujemy siÄ zaangaĹźowanymi uczestniczkami dĹugiej bitwy ksiÄdza Giussaniego, toczonej o uĹwiadomienie postmodernistycznemu czĹowiekowi jego wĹasnej wolnoĹci, rozumnoĹci, godnoĹci, ktĂłrych ostatecznym ĹşrĂłdĹem, przyczynÄ i celem jest Chrystus, SĹowo Ĺźycia. W Traktacie o BoĹźej miĹoĹci ĹwiÄty Franciszek Salezy pisaĹ, Ĺźe âBĂłg jest Bogiem ludzkiego sercaâ, oraz Ĺźe istnieje wrodzona, niezniszczalna odpowiednioĹÄ miÄdzy ludzkim ubĂłstwem a hojnÄ BoĹźÄ obfitoĹciÄ , miÄdzy ludzkÄ potrzebÄ otrzymywania dobra a boskim Dobrem, ktĂłre chce siÄ rozprzestrzeniaÄ i komunikowaÄ. SÄ to koncepcje, ktĂłre ksiÄ dz Giussani wyraĹźaĹ przy pomocy obrazowego pojÄcia Ĺźebractwa. A ponadto znaczÄ ce dotkniÄcia pÄdzlem, przy pomocy ktĂłrych opisana jest duchowa mÄ droĹÄ zĹÄ czona z ojcowskÄ czuĹoĹciÄ , z ktĂłrÄ ksiÄ dz Giussani prowadzi i wychowuje swoje cĂłrki oraz ich wspĂłĹsiostry, trapistki z Vitorchiano, Valsereny, a nawet z Brazylii, wydajÄ siÄ odtwarzaÄ postawÄ naszego ĹwiÄtego ZaĹoĹźyciela wobec pierwszych wizytek (âŚ). Pod koniec swojego Ĺźycia ksiÄ dz Giussani wyznaje, Ĺźe âzawsze byĹ posĹusznyâ. (âŚ) Nasza wspĂłlnota dobrze rozumie ten okres jego Ĺźycia, poniewaĹź przeĹźyĹa podobne doĹwiadczenie. Czcigodna matka Maria Amata Fazio, ktĂłra przez piÄÄ lat byĹa przewodniczkÄ i nauczycielkÄ wspĂłlnoty, od 1996 z powodu udaru mĂłzgu czyniĹa swĂłj wĂłzek inwalidzki katedrÄ duchowoĹci. CaĹkowicie zawierzajÄ c siÄ BoĹźej woli, jej Ĺźycie wyĹpiewywaĹo Bogu chwaĹÄ niczym kadzidĹo przed tabernakulum, jej oblicze coraz bardziej promieniowaĹo, a spojrzenie jaĹniaĹo blaskiem wĹaĹciwym mistykom zbliĹźajÄ cym siÄ do kresu swoich dni. PodobnÄ przemianÄ dostrzegali takĹźe w ksiÄdzu Giussanim jego przyjaciele. 22 lutego 2005 roku matka Maria przebywaĹa na oddziale intensywnej terapii; wtedy teĹź posĹugujÄ ca jako pielÄgniarka siostra zakonna ze wspĂłlnoty, towarzyszÄ ca jej z synowskim oddaniem, powiedziaĹa jej: âZmarĹ ksiÄ dz Giussaniâ. Gotowa odpowiedĹş matki Marii brzmiaĹa: âBĹogosĹawiony!â. Po czym dodaĹa: âMĂłdl siÄ za wstawiennictwem ksiÄdza Giussaniego, mĂłdl, zobaczysz, Ĺźe wyprosi ci Ĺaskiâ. 24 godziny później takĹźe ona odeszĹa do Domu Ojca. Siostry ze zgromadzenia siĂłstr wizytek, Palermo
âNIEPRZYDATNE RZECZYâ, KTĂRE POZWALAJÄ PRZEĹťYWAÄ TO, CO NAJWAĹťNIEJSZE Dla mnie znakiem, Ĺźe przeĹźyĹam dzieĹ, majÄ c przed sobÄ to, co najwaĹźniejsze, jest to, Ĺźe wieczorem nad zmÄczeniem i trudem gĂłrÄ bierze zadowolenie. Nie euforyczna wesoĹoĹÄ, ale pogodna radoĹÄ, radosny pokĂłj, ktĂłry po wĹosku nazywa siÄ letizia (w jÄzyku hiszpaĹskim sĹowo to nie ma niestety odpowiednika). Zadowolenie niezaleĹźne od przyniesionych przez dzieĹ sukcesĂłw czy poraĹźek. Na przykĹad w ubiegĹym tygodniu opiekowaĹam siÄ pewnym pacjentem. Nie chciaĹam go, gdy przyszĹam na dyĹźur do szpitala. Czasem miaĹ halucynacje; wiÄ zano mu rÄce, poniewaĹź wyrywaĹ sobie sondy. PostanowiĹam nawet zajÄ Ä siÄ innym, Ĺatwiejszym przypadkiem, ale ostatecznie nie mogĹam go zignorowaÄ. I w tym czasie jednym z najbardziej ewidentnych rysĂłw oblicza Chrystusa byĹ wĹaĹnie ten pacjent. Z powodu dĹugiego leĹźenia w Ĺóşku ma rozlegĹÄ ranÄ, ktĂłra siÄ nie wygoi. Codziennie musimy leczyÄ tÄ ranÄ, wiedzÄ c, Ĺźe siÄ nie zabliĹşni. JedynÄ naszÄ nadziejÄ jest to, Ĺźe siÄ nie powiÄkszy i nie zainfekuje caĹego organizmu. Pewnego dnia pacjent leĹźÄ cy w Ĺóşku naprzeciwko zapytaĹ mnie: âCzy zdarzyĹo siÄ pani kiedykolwiek widzieÄ, jak ktoĹ umieraĹ?â. OdpowiedziaĹam mu, Ĺźe nie. Na co powiedziaĹ: âTeraz pani zobaczyâ. SĹyszÄ c to, przeĹźyĹam szok, ale taka byĹa prawda â mĂłj pacjent umiera, lekarze czekajÄ tylko na to. MĂłwimy, Ĺźe trzeba ĹźyÄ czujnie, Ĺźe radoĹÄ jest wtedy bardziej prawdziwa, intensywniejsza. NiewÄ tpliwie tak, pewne jest jednak takĹźe to, Ĺźe cierpienie przeĹźywa siÄ bardziej intensywnie. Zadowolenie i cierpienie â to wszystko jest bardziej autentyczne. Strach nie zostaje zaoszczÄdzony. BojÄ siÄ tak samo jak wczeĹniej. Róşnica polega na tym, Ĺźe teraz wiem, Ĺźe istnieje coĹ wiÄkszego, wiem, Ĺźe Chrystus podtrzymuje caĹe Ĺźycie, caĹe cierpienie, Ĺźe jest wiÄkszy od Ĺmierci. A wiÄc nie uciekam ani przed ĹmierciÄ , ani przed cierpieniem. To nieprawda, Ĺźe ten, kto pracuje w szpitalu, przyzwyczaja siÄ do cierpienia. MoĹźna przyzwyczaiÄ siÄ do krwi, do zapachĂłw, ale nie do ludzkiego cierpienia. Kiedy ĹźyjÄ ze wzglÄdu na to, co najwaĹźniejsze, uĹwiadamiam sobie, Ĺźe mogÄ robiÄ nawet ânieprzydatne rzeczyâ, poniewaĹź to KtoĹ Inny dowartoĹciowuje kaĹźdy gest, jeĹli Mu go ofiarujÄ. Kiedy obcinaĹam paznokcie mojemu pacjentowi, nadeszli pielÄgniarze i trochÄ ze mnie Ĺźartowali. Ĺťaden z krewnych nie doceniĹ tego gestu, nie doceni go Ĺźaden wykĹadowca. Technicznie nie przynaleĹźy to do moich obowiÄ zkĂłw w pracy. ZrobiĹam to tylko po to, by oddaÄ chwaĹÄ Chrystusowi w tym momencie, byĹo to tylko dla Niego. Na koniec dnia, w ktĂłrym robiĹam ânieprzydatne rzeczyâ â leczyĹam nieuleczalnÄ ranÄ, obcinaĹam paznokcie (coĹ, co z pewnoĹciÄ nie zostanie zauwaĹźone), widziaĹam zbolaĹÄ twarz, zmÄczona bardzo zajÄciami akademickimi â jeĹli nad tym wszystkim gĂłrÄ weĹşmie zadowolenie, znaczy dla mnie, Ĺźe ĹźyĹam ze wzglÄdu na to, co najwaĹźniejsze. MarĂa JosĂŠ, Puente Alto (Chile)
OBFITOĹÄ ĹASKI â OTO CUD W niedzielÄ 6 kwietnia Pan wezwaĹ do siebie naszego przyjaciela Marco (znanego wszystkim jako Zanco). Oto list, ktĂłry wysĹaĹ ksiÄdzu CarrĂłnowi. NajdroĹźszy ksiÄĹźe JuliĂĄnie, jestem Zanco, mam 52 lata, moja Ĺźona ma na imiÄ Tiziana, mam trĂłjkÄ dzieci. PĂłĹtora roku temu dowiedziaĹem siÄ, Ĺźe jestem chory na nowotwĂłr. Od ponad roku jestem poddawany chemioterapii i radioterapii, niestety wyniki leczenia nie sÄ zadawalajÄ ce, robiÄ jednak wszystko, by wrĂłciÄ do zdrowia. Podczas caĹego roku wraz z mojÄ rodzinÄ doĹwiadczyĹem, Ĺźe Pan niczego nie daje nam przez przypadek i Ĺźe jesteĹmy w stanie znieĹÄ i stawiÄ czoĹa temu wszystkiemu, co siÄ wydarza, poniewaĹź to naprawdÄ jest dla naszego dobra, jest to dla czegoĹ wiÄcej w naszym Ĺźyciu. MogĹem doĹwiadczyÄ, odczuÄ na wĹasnej skĂłrze i zobaczyÄ w innych dokonywanie siÄ cudu, nie uzdrowienia, ale przemiany serca. Jestem otoczony miĹoĹciÄ moich najbliĹźszych, obecnoĹciÄ mnĂłstwa przyjaciĂłĹ, ktĂłrzy odwiedzajÄ mnie codziennie; jestem umacniany przez wiarÄ, ktĂłra daje mi prawdziwÄ siĹÄ, by walczyÄ i stawiaÄ czoĹa chorobie. Jest to temat âokolicznoĹciâ, o pracÄ nad ktĂłrym prosiĹeĹ nas w tym roku i w ktĂłrym staraĹem siÄ za tobÄ wiernie podÄ ĹźaÄ. WiÄcej teĹź w tych miesiÄ cach modlitwy: przede wszystkim za Ojca ĹwiÄtego, za ksiÄdza Giussaniego, za Ciebie, za ksiÄdza Eugenia, ksiÄdza Alberta, o dobro KoĹcioĹa, za wszystkich cierpiÄ cych przyjaciĂłĹ, za wszystkich naszych zmarĹych i wszystkich potrzebujÄ cych. Paradoksalnie im bardziej potÄguje siÄ bĂłl, tym bardziej uobecnia siÄ obfitoĹÄ Ĺaski w moim i w naszym Ĺźyciu. WydarzajÄ siÄ rzeczy, ktĂłre napeĹniajÄ nasze serca radoĹciÄ , oraz przychodzÄ dni wesela. Na przykĹad przyjaĹşni jest teraz nieskoĹczenie wiÄcej, momenty spotkaĹ miÄdzy nami sÄ codzienne. Trudno siÄ do tego przyznaÄ, ale dzisiaj jest piÄkniej niĹź wczeĹniej â wszystko, kaĹźda rzecz wydaje siÄ prawdziwsza, radoĹniejsza, bogatsza w znaczenie. Nawet relacja z mojÄ ĹźonÄ i cĂłrkami nigdy wczeĹniej nie byĹa tak piÄkna i autentyczna. PoznaliĹmy nowych przyjaciĂłĹ, a za ich poĹrednictwem jeszcze innych. Moje dni, wieczory nigdy nie byĹy tak peĹne i bogate w znaczenie. KĹadziemy siÄ spaÄ wykoĹczeni i zmÄczeni, czÄsto jednak nie moĹźemy zasnÄ Ä, poniewaĹź jesteĹmy tak szczÄĹliwi i wydaje nam siÄ, Ĺźe tracimy czas, zamykajÄ c oczy. Kiedy lekarze oznajmili nam diagnozÄ, wraz z TizianÄ nie mogliĹmy zrobiÄ nic innego jak tylko zawierzyÄ wszystko Tej, ktĂłra jako jedyna mogĹa przyjÄ Ä to cierpienie. WeszliĹmy wiÄc na ĹwiÄtÄ GĂłrÄ w Varese, by poleciÄ siÄ opiece Madonny. ZauwaĹźamy, Ĺźe od tamtej chwili zmieniamy siÄ dzieĹ po dniu, dlatego zaczÄliĹmy siÄ Jej zawierzaÄ nieustannie. W tej drodze cierpienia takĹźe fizycznego, na ktĂłrÄ skĹadaĹy siÄ pobyty w szpitalu, dĹugie okresy zamkniÄcia w domu pod tlenem, Pan nigdy nie zostawiĹ nas samymi ani na chwilÄ, dawaĹ nam PrzyjacióŠprzez duĹźe âPâ, gigantĂłw w wierze i miĹoĹci. Coraz wiÄcej byĹo momentĂłw wspĂłĹdzielenia Ĺźycia i komunii poĹrĂłd nas, a praca nad SzkoĹÄ WspĂłlnoty oraz spotkania w grupie Bractwa przynoszÄ doprawdy lepsze efekty niĹź terapie, sÄ moim wzmacniaczem, najskuteczniejszym lekarstwem na moje cierpienie. NaprawdÄ zrozumieliĹmy to, co jest napisane na boĹźonarodzeniowym plakacie, ktĂłry mĂłwi, Ĺźe BĂłg nie daje argumentacji, ktĂłra wytĹumaczyĹaby wszystko, ale ofiaruje swojÄ odpowiedĹş w postaci towarzyszÄ cej ObecnoĹci. Zanco i Tiziana, Gavirate (Varese)
|