Ślady
>
Archiwum
>
2014
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2014 (maj / czerwiec) Kanonizacja 27 kwietnia. Zdumienie ĹwiÄtoĹciÄ Kanonizacja Jana XXIII i Jana PawĹa II byĹa wydarzeniem powszechnym. PrzesĹanie byĹo precyzyjne i kaĹźdy zostaĹ wezwany do tego, by przyjÄ Ä je przede wszystkim jako skierowane do siebie Luca Doninelli Kanonizacja Jana XXIII i Jana PawĹa II byĹa wydarzeniem powszechnym. PodkreĹlanie obecnoĹci czterech papieĹźy mogĹo tworzyÄ atmosferÄ towarzyszÄ cÄ wystÄpom wielkich gwiazd. Tak siÄ jednak nie staĹo. PrzesĹanie byĹo precyzyjne i kaĹźdy byĹ wezwany do tego, by przyjÄ Ä je przede wszystkim jako skierowane do siebie.
KaĹźdy opowiadajÄ cy powinien stanÄ Ä na wysokoĹci tego, o czym opowiada, a przynajmniej powinien do tego dÄ ĹźyÄ. I to jest moim zdaniem zasadnicza róşnica miÄdzy âopowiadaniemâ a âinterpretacjÄ â. Nie chodzi o zrĂłwnanie wszystkich interpretacji. SÄ one jednak czymĹ poprzedzone, a jest to doĹwiadczenie tego faktu, tego wydarzenia, wczeĹniejsze od wszystkich jego uniwersalnych znaczeĹ. Wszystko to wymaga trudu obserwacji oraz wĹaĹciwego zrelacjonowania. ChciaĹbym sprĂłbowaÄ o tym opowiedzieÄ. Zacznijmy od ludzi obecnych w Rzymie, poniewaĹź dwaj kanonizowani papieĹźe to papieĹźe niezwykle umiĹowani przez chrzeĹcijaĹski lud i byÄ moĹźe tamta niedziela lepiej pomoĹźe nam zrozumieÄ, czym on jest. W niektĂłrych czÄĹciach Rzymu doszĹo do zakĹĂłcenia porzÄ dku, spowodowanego (takĹźe) nieĹcisĹymi ustaleniami miÄdzy Watykanem a miastem Rzym. Widz telewizyjny natomiast, ktĂłry mĂłgĹ cieszyÄ siÄ ujÄciami wydarzenia z róşnych perspektyw, byĹ zaskoczony porzÄ dkiem panujÄ cym zarĂłwno na placu Ĺw. Piotra, jak i na via Conciliazione. Na placu byĹo duĹźo ludzi, ale nie byĹ on przepeĹniony, najwidoczniej ten, kto byĹ odpowiedzialny za porzÄ dek, chciaĹ, by kaĹźdy mĂłgĹ w tym kontekĹcie mieÄ dla siebie maĹÄ przestrzeĹ, by mĂłgĹ skoncentrowaÄ siÄ na osobistym wymiarze tego wydarzenia. PodkreĹlanie obecnoĹci czterech papieĹźy mogĹo wzbudziÄ oczekiwanie podobne do oczekiwania na jakiĹ koncert rockowy, nie staĹo siÄ tak jednak. PrzesĹanie byĹo bardzo ĹciĹle okreĹlone, zasugerowane przez porzÄ dek panujÄ cy na placu oraz w czasie caĹej ceremonii â do jego przyjÄcia kaĹźdy byĹ wezwany osobiĹcie. I w moim przekonaniu wĹaĹnie ten osobisty wymiar zostaĹ uwydatniony w pierwszej kolejnoĹci jako zasadniczy. Sam papieĹź Franciszek, w swojej bardzo przejrzystej homilii, nie zaprezentowaĹ dwĂłch kanonizowanych GĹĂłw KoĹcioĹa jako dwĂłch specjalistĂłw od propagandy: ci dwaj ludzie âkontemplujÄ cy rany Chrystusa oraz Ĺwiadkowie Jego miĹosierdzia (âŚ) [ukazywali] nadziejÄ i radoĹÄ, jakÄ zmartwychwstaĹy Chrystus daje swoim uczniom i ktĂłrych nikt i nic nie moĹźe ich pozbawiÄâ (cyt. za: www.vatican.va).
HoĹd oddany Benedyktowi. PapieĹź Franciszek poĹoĹźyĹ nacisk na odwagÄ dwĂłch nowych ĹwiÄtych. Nie chodzi jednak o odwagÄ fizycznÄ , zuchwaĹy temperament. To jest inna odwaga, pochodzÄ ca od Jezusa, wynikajÄ ca z osobistej zaĹźyĹoĹci z Nim, znikÄ d indziej. Msza Ĺw. kanonizacyjna byĹa raczej krĂłtka. W centrum wszystkiego znajdowaĹa siÄ liturgia, ktĂłra oznacza âsĹuĹźbÄ luduâ. Ĺpiew, w przeciwieĹstwie do innych wydarzeĹ odbywajÄ cych siÄ na placu Ĺw. Piotra, byĹ czÄĹciÄ tej sĹuĹźby. Czytania byĹy czytaniami przewidzianymi na ten dzieĹ w caĹym KoĹciele, na Ăłsmy dzieĹ po Wielkanocy, nazywany swego czasu Domenica in albis â BiaĹÄ NiedzielÄ , a dziĹ â ĹwiÄtem MiĹosierdzia BoĹźego. Czytanie z DziejĂłw Apostolskich, skoncentrowane na Ĺźyciu pierwszej chrzeĹcijaĹskiej wspĂłlnoty, proponowaĹo przykĹad Ĺźycia, ktĂłre doskonale opisuje stwierdzenie ĹwiÄtego Jana XXIII, zalecajÄ cego zawsze stawiaÄ na pierwszym miejscu to, co jednoczy, a nie to, co dzieli. PodwĂłjny hoĹd papieĹźa Franciszka â na poczÄ tku i na zakoĹczenie liturgii â zĹoĹźony emerytowanemu papieĹźowi Benedyktowi XVI byĹ Ĺwiadectwem tego Ĺźycia, ktĂłre nieprzypadkowo poruszyĹo wiele osĂłb. Ten niepozorny i pokorny czĹowieczek o radosnym obliczu jest jednÄ z najwaĹźniejszych osĂłb w historii KoĹcioĹa, a ponadto jednym z najwiÄkszych umysĹĂłw ludzkoĹci. Z nieprzebranym zaufaniem usunÄ Ĺ siÄ na bok, nie myĹlaĹ, Ĺźe jest niezbÄdny dla losĂłw KoĹcioĹa (on, ktĂłry dĹşwigaĹ je bardziej niĹź ktokolwiek inny), kĹadÄ c fundamenty pod ten ânowy poczÄ tekâ, o ktĂłrym mĂłwiĹ Ĺwiatu podczas swojej ostatniej audiencji generalnej. To jest wedĹug mnie prawdziwa siĹa KoĹcioĹa, ktĂłry sprawia, Ĺźe kolana zgina ten, kto nie ugnie ich potem przed przemocÄ i arogancjÄ wielkich tego Ĺwiata.
Obcy. Odczytany fragment Ewangelii byĹ dobrze znany, opowiadaĹ o niewiernym Tomaszu. W swojej ExĂŠgèse des lieux communs (âEgzegezie komunaĹĂłwâ) wielki LĂŠon Bloy szydzi z tych, ktĂłrzy postrzegajÄ Tomasza jako âpatriarchÄ pozytywistĂłw, to znaczy ludzi bez wiaryâ, a ja jestem mu wdziÄczny za te sĹowa, poniewaĹź to prawda, Ĺźe nam, ludziom wspĂłĹczesnym, trudno jest pojÄ Ä, Ĺźe ten niedowiarek staĹ siÄ ĹwiÄtym. A jednak to wĹaĹnie do Tomasza Jezus kieruje jedyne w swoim rodzaju sĹowa, nigdy wczeĹniej niewypowiedziane: âBĹogosĹawieni, ktĂłrzy nie widzieli, a uwierzyliâ. Co one oznaczajÄ ? Czy moĹźe bĹogosĹawieni Ĺatwowierni, bĹogosĹawieni naiwniacy? OczywiĹcie, Ĺźe nie â wierzyÄ, nie zobaczywszy wczeĹniej, znaczy wierzyÄ w KoĹciĂłĹ, w to towarzystwo grzesznikĂłw, ktĂłremu Chrystus powierzyĹ zarzÄ dzanie swojÄ ObecnoĹciÄ (Sakramentem). A zatem bĹogosĹawieni inteligentni, bĹogosĹawieni odznaczajÄ cy siÄ prostym sercem, rozpoznajÄ cym znaki BoĹźej obecnoĹci w ludzkiej niedoskonaĹoĹci. Pewnego razu zapytaĹem wyraĹşnie ksiÄdza Giussaniego o to, ktĂłry z wielu chrzeĹcijaĹskich autorĂłw, ktĂłrych daĹ nam poznaÄ i pokochaÄ, jest jego ulubionym. SpodziewaĹem siÄ, Ĺźe odpowie Dante czy teĹź Claudel albo PĂŠguy, tymczasem powiedziaĹ â Eliot. A na moje pytanie, dlaczego wĹaĹnie Eliot, odpowiedziaĹ, Ĺźe Eliot najbardziej ze wszystkich miaĹ Ĺźywe poczucie KoĹcioĹa â âObcegoâ. Otoczone aureolami wizerunki dwĂłch kanonizowanych papieĹźy wyróşniaĹy siÄ na fasadzie Bazyliki Ĺw. Piotra. Nie byĹy to wyjÄ tkowe fotografie, moĹźna by wrÄcz powiedzieÄ, Ĺźe byĹy brzydkie i przypominaĹy zdjÄcia zawieszane w gablotach z ogĹoszeniami na tyĹach koĹcioĹĂłw albo poboĹźne obrazki, zachowane przez jakÄ Ĺ starÄ babciÄ albo ciociÄ, oprawione i poĹoĹźone na komodzie czy teĹź zawieszone na drzwiach wejĹciowych albo nad stoĹem w kuchni, gdzie wspĂłlnie jada siÄ kolacjÄ. To rĂłwnieĹź przywoĹuje do idei prostoty, ktĂłra wydawaĹa siÄ motywem przewodnim tej uroczystoĹci. SĹowa papieĹźa Franciszka dedykowane dwĂłm ĹwiÄtym przypominajÄ te bardzo proste i oszczÄdne w wyrazie przedstawienia. W swojej prostocie takĹźe one kryjÄ w podtekĹcie bardzo jasnÄ pedagogiÄ. MĂłwiÄ c o Janie XXIII, Franciszek podkreĹliĹ jego posĹuszeĹstwo Duchowi, to, Ĺźe byĹ âprzewodnikiem, ktĂłry sam byĹ prowadzonyâ (sĹyszÄ c te sĹowa, nie mogĹem powstrzymaÄ siÄ od myĹli o âtowarzystwie prowadzonym ku przeznaczeniuâ, z ktĂłrym ksiÄ dz Giussani identyfikowaĹ nasz Ruch). Jana PawĹa II nazwaĹ natomiast âpapieĹźem rodzinyâ. Kiedy pomyĹlimy o historycznej roli tego papieĹźa w zakoĹczeniu zimnej wojny, ktĂłra nosiĹa na swoim ciele znaki Ĺlepej i tÄpej nienawiĹci, definicja âpapieĹź rodzinyâ moĹźe wydawaÄ siÄ zawÄĹźona. JeĹli jednak pomyĹlimy, jak ta sama, wybuchĹa w ostatnich dziesiÄcioleciach nienawiĹÄ skierowana zostaĹa wĹaĹnie przeciwko rodzinie, niszczÄ c jÄ jakby od wewnÄ trz, wĂłwczas powiÄ zanie staje siÄ jaĹniejsze. Rodzina jest miejscem dla osoby, w ktĂłrym âjaâ otrzymuje pomoc w dojrzewaniu, i wĹaĹnie to najbardziej przeszkadza pragnÄ cej wniknÄ Ä wszÄdzie wĹadzy zglobalizowanego spoĹeczeĹstwa oraz tak zwanej wĹadzy âjednej myĹliâ. MyĹlÄ c o czterech papieĹźach obecnych w niedzielÄ na placu Ĺw. Piotra, nie moĹźna nie pomyĹleÄ o osobliwoĹciach chrzeĹcijaĹstwa, ktĂłrego ĹwiÄci sÄ w tak widoczny sposĂłb róşni od siebie.
OsobliwoĹÄ. W KoĹciele nie ma miejsca na niezmÄ conÄ ĹwiÄtoĹÄ, obojÄtnÄ ciaĹu, konkretowi Ĺźycia. PomyĹlmy tylko o osobowoĹci papieĹźa Jana XXIII, Jana PawĹa II, Benedykta XVI i Franciszka â cztery osoby, cztery odmienne âjaâ, z róşnymi przekonaniami, o róşnych charakterach, z odmiennymi opiniami na temat wielu spraw. Nie istnieje zdefiniowana wczeĹniej typologia ĹwiÄtoĹci tam, gdzie wiara urzeczywistnia siÄ w poĹÄ czeniu z osobÄ ludzkÄ : vir qui adest â czĹowiek, ktĂłry tutaj jest. Ten vir to zawsze wydarzenie, powiedziaĹbym â niespodzianka. OsobliwoĹciÄ chrzeĹcijaĹskiego ludu jest rĂłwnieĹź to, Ĺźe zawsze jest wystawiony na cierpienie, na grzech, na ĹmierÄ, a czÄsto takĹźe na skĹanianie siÄ ku ideologii. A jednak ten lud jest tak zakorzeniony w Tajemnicy, Ĺźe ci, ktĂłrzy go prowadzÄ , papieĹźe i biskupi, uznajÄ jego gĹÄboki autorytet, aĹź po ogĹaszanie nowych powszechnych dogmatĂłw, wychodzÄ c od ludowej poboĹźnoĹci, aĹź po przyjÄcie jego modlitw jako modlitw KoĹcioĹa oraz ogĹaszanie soborĂłw w celu odnowienia KoĹcioĹa i Ĺwiata. |