Ślady
>
Archiwum
>
2014
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2014 (maj / czerwiec) Listy RezygnujÄ c z siebie i inne... KanonizacjÄ Jana PawĹa II i Jana XXIII przeĹźyĹam w Rzymie. Nie mogĹo mnie tam zabraknÄ Ä. Dlaczego? Nie byĹabym tym, kim jestem, bez Chrystusa, a Chrystus nie byĹby istotny w moim Ĺźyciu, gdyby nie Jan PaweĹ II. Moment kanonizacji byĹ dla mnie wyraĹźeniem wdziÄcznoĹci. WdziÄcznoĹci za Ĺwiadectwo wiary, za wskazywanie ĹwiÄtoĹci jako miary Ĺźycia, jako mojego powoĹania, ale takĹźe za zatwierdzenie Bractwa CL jako drogi do ĹwiÄtoĹci w KoĹciele oraz za uznanie charyzmatu Memores Domini. Kanonizacja jednak to nie tylko czas dziÄkczynienia. Dla mnie byĹ to czas niezwykĹy takĹźe z dwĂłch innych powodĂłw. Po pierwsze, jechaĹam do Rzymu z pytaniem o to, kim jestem, z pytaniem o mojÄ toĹźsamoĹÄ wyraĹźonÄ w pytaniu: kim jest Chrystus w moim Ĺźyciu? Nie otrzymaĹam natychmiastowej odpowiedzi na to pytanie, ale dostaĹam za to coĹ znacznie cenniejszego. W dniach pielgrzymki doĹwiadczyĹam utraty samej siebie. RozchorowujÄ c siÄ doĹÄ mocno, przekonaĹam siÄ, jak bardzo jestem zaleĹźna od warunkĂłw stawianych przez chorobÄ, nastÄpnie o tym, jak bardzo jestem zaleĹźna od grupy, z ktĂłrÄ pielgrzymujÄ, a ostatecznie odkryĹam, jak bardzo w swoim Ĺźyciu zaleĹźÄ od samej siebie â od swojej wizji rzeczywistoĹci. Odkrycie to byĹo przeĹomowe, pozwoliĹo mi zaczÄ Ä od nowa. KaĹźdego dnia na nowo, tylko rezygnujÄ c z samej siebie, mogÄ naprawdÄ iĹÄ za Chrystusem, a dziÄki temu coraz bardziej odkrywaÄ, kim jestem. W tĹumie pielgrzymĂłw, w Ĺcisku doĹwiadczyĹam (ale dopiero po otworzeniu siÄ na drugiego czĹowieka) piÄkna jednoĹci i powszechnoĹci KoĹcioĹa. Ania, KrakĂłw
PORCJA JASNEJ PEWNOĹCI SÄ dziĹam, Ĺźe jadÄ speĹniÄ dobry uczynek â pomodliÄ siÄ za zmarĹÄ oraz towarzyszyÄ w tych znaczÄ cych chwilach przyjacielowi, ksiÄdzu Waldkowi, bo przecieĹź lubiÄ go, ceniÄ i sporo mu zawdziÄczam, a pogrzeb jego Mamy jest dla niego waĹźnym momentem w Ĺźyciu. A tu niespodzianka â to nie ja zrobiĹam dobry uczynek, to ja zostaĹam obdarowana! SÄ dziĹam, Ĺźe urywam siÄ nieco wczeĹniej z lekcji, odpuszczajÄ c sobie belferskie obowiÄ zki z niezwykle szlachetnych pobudek, a tymczasem w tych zgoĹa smutnych okolicznoĹciach pogrzebu Pan podarowaĹ mi porcjÄ niezwykle jasnej pewnoĹci â Ĺźe jestem ukochana i Ĺźe wszystkie moje walki majÄ gĹÄboki sens, i Ĺźe nawet jeĹli nie umiem jeszcze przebaczaÄ pewnych rzeczy, to nie znaczy, Ĺźe mam przestaÄ prĂłbowaÄ. Bo przecieĹź w caĹym moim Ĺźyciu, w caĹej rzeczywistoĹci chodzi najpierw o miĹoĹÄ, a nie o porzÄ dek. Na zwyczajnym pogrzebie zrozumiaĹam wiÄcej niĹź ze stu mÄ drych kazaĹ! Niby nic nadzwyczajnego, a ja od tamtej chwili cieszÄ siÄ jak dzieciak! Bo zobaczyĹam coĹ prawdziwego! To wĹaĹnie ujrzenie Prawdy byĹo ĹşrĂłdĹem Ĺez â nie Ĺźalu jednak czy smutku, mimo Ĺźe byĹ to pogrzeb. Starannie przechowujÄ w pamiÄci to, co przez chwilÄ jawiĹo siÄ mi tak jasno i klarownie. DziÄkujÄ. Agnieszka, Ĺwidnica
Jest nas trĂłjka rodzeĹstwa: ja jestem najstarszy, potem dwa lata mĹodszy brat i dokĹadnie siedem lat mĹodsza ode mnie siostra. Wszystko na to wskazuje, Ĺźe rozwijaliĹmy siÄ normalnie; wedĹug wszelkich prawideĹ psychologii rozwojowej, a co za tym idzie, w wieku naszego dojrzewania rodzice nie mieli z nami lekko. CzyniliĹmy wtedy Mamie wymĂłwki w stylu: temu pozwoliĹaĹ na to, a mnie nie; ten moĹźe to, a ja nie; tego bardziej lubisz, a mnie nie. I razu pewnego usĹyszeliĹmy peĹnÄ szczeroĹci odpowiedĹş: âJa was przecieĹź wszystkich lubiÄ jednakowo, od najstarszego do najmĹodszegoâ. Nie muszÄ chyba dodawaÄ, Ĺźe lapsus ten, zwĹaszcza moje mĹodsze rodzeĹstwo, doskonale zapamiÄtaliĹmy i byĹ on staĹÄ âozdobÄ â wielu rodzinnych spotkaĹ. Skoro jestem owym prius inter pares (pierwszym poĹrĂłd rĂłwnych), pozwĂłlcie na parÄ sĹĂłw. Dobrze, Ĺźe Mama nie posĹuchaĹa naszych mĹodzieĹczych rad! Gdy chodziĹo o rozwiÄ zanie jakiejĹ trudnej, konfliktowej sytuacji, o rozĹadowanie napiÄcia (nie tylko w domu), nieraz jej podpowiadaliĹmy, Ĺźe powinna zawalczyÄ o swoje, Ĺźe siÄ powinna postawiÄ, Ĺźe nie moĹźe tak ciÄ gle ustÄpowaÄ, Ĺźe nie moĹźe âdaÄ siÄ robiÄ za gĹupiÄ â. A ona nas nie sĹuchaĹa. DĹugo tego nie pojmowaliĹmy. Dopiero po latach zaczynamy rozumieÄ metodÄ uzdrowienia miÄdzyludzkich relacji, od maĹĹźeĹskich poczynajÄ c, poprzez rodzinne, a na wielkich wiÄzach spoĹecznych koĹczÄ c. Po latach zaczynamy rozumieÄ, Ĺźe asertywnoĹÄ, stawianie granic, ukĹadanie siÄ wniosÄ w relacje miÄdzyludzkie co najwyĹźej porzÄ dek. Natomiast miĹoĹÄ â ale taka na wzĂłr miĹoĹci Dobrego Pasterza, ktĂłry wydaje siebie za owce; ktĂłry sam siÄ naraĹźa i wystawia, Ĺźeby owce mogĹy w tym czasie bezpiecznie czmychnÄ Ä przed drapieĹźnikiem â tylko taka miĹoĹÄ wnosi nowoĹÄ, ĹwieĹźoĹÄ i oddech w ten duszÄ cy siÄ Ĺwiat. Bez zaciĹniÄcia zÄbĂłw, przemilczenia, moĹźe i pomyĹlenia sobie czegoĹ w duchu, ale bez darowania urazy, Ĺcierpienia i przebaczenia, nie zmieni siÄ w tym Ĺwiecie nic! Jej raptowne odchodzenie rozpoczÄĹo siÄ nie kiedy indziej jak w niedzielÄ Dobrego Pasterza. Ten jej najstarszy, wezwany, aby w sposĂłb szczegĂłlny naĹladowaÄ Dobrego Pasterza, zanim zabraĹo jÄ pogotowie, osobiĹcie udzieliĹ jej sakramentu namaszczenia chorych i Wiatyku. Rzecz ciekawa, to, czego nie rozumieliĹmy intelektualnie, i tak w nas wnikaĹo; na zasadzie ewangelicznego zaczynu nasiÄ kaliĹmy tym bezwiednie, niejako przez osmozÄ â niestety przez filtr naszej opornej woli â mojej z pewnoĹciÄ . Jej prosty przykĹad pokazaĹ nam, Ĺźe Dobry Pasterz ma racjÄ! Warto tak ĹźyÄ! Ĺatwe to to nie jest, ale warto tak ĹźyÄ! Ks. Waldemar Przyklenk Z ceremonii pogrzebowej Mamy, 19 maja 2014 r.
PRZYJAŚŠW ostatnich dniach zdumiewam siÄ doprawdy przyjaĹşniÄ . RzeczywiĹcie jest to pomoc, towarzyszenie w drodze ku przeznaczeniu. Towarzyszenie w prostych gestach: przypominaniu o piciu wody na pielgrzymce czy porannym telefonie z Ĺźyczeniami dobrego lotu i podziwiania Grenlandii przez okno samolotu. W obliczu tego piÄkna â piÄkna Grenlandii â uderzyĹo mnie to, Ĺźe ono wydarza siÄ dokĹadnie w momencie patrzenia. PatrzÄ i siÄ zdumiewam. Nie moĹźna zdumiewaÄ siÄ przeszĹoĹciÄ , ktĂłra minÄĹa, nie zdumiewa przyszĹoĹÄ, ktĂłrej jeszcze nie ma, ale to, co jest teraz, to piÄkno uderza i odsyĹa. Przyjaciel to ten, kto w obliczu piÄkna nie pozwala ci mieÄ zamkniÄtych oczu. Ania, KrakĂłw
TRZYDZIEĹCI JEDEN LAT POGODY DUCHA POĹRĂD CIERPIENIA NajdroĹźsi, nie jestem z Ruchu, ale czytam wasze âTracceâ, ktĂłre mĂłj lekarz regularnie wkĹada mi do skrzynki pocztowej. W kaĹźdym przeczytanym liĹcie znajdujÄ pragnienie potwierdzenia obecnoĹci Pana w naszym Ĺźyciu. Zgadzam siÄ z AnnÄ (zob. âĹladyâ 2/2014), ktĂłrej wreszcie udaĹo siÄ daÄ Ĺwiadectwo o bogactwie Ĺźycia niepeĹnosprawnych dzieci. Moja cĂłrka Michela takĹźe jest niepeĹnosprawna. Od 31 lat dokonujÄ siÄ wokóŠniej wielkie rzeczy. Pogoda ducha, ktĂłra w niepojÄty sposĂłb przepeĹnia mojÄ maĹÄ rodzinÄ, jest niewytĹumaczalna. Musimy tylko dodaÄ, Ĺźe nie pochodzi ona od nas, ale jest nam dana. RadoĹÄ peĹna cierpienia. Czy taka radoĹÄ jest moĹźliwa? Tak, jest czÄĹciÄ tajemnicy. Wiem, co znaczy powiedzieÄ jako mama âtwoje serce przeniknie miecz boleĹciâ, poniewaĹź przeĹźywam to w caĹej peĹni. Czasem muszÄ stosowaÄ wobec siebie przemoc, by powiedzieÄ: âNiech siÄ stanie wola Twojaâ. WolaĹabym, by stawaĹa siÄ moja. Teraz jednak potrafiÄ juĹź tak mĂłwiÄ, poniewaĹź âdo kogóş pĂłjdziemy, jeĹli nie do Ciebie, Panie?â. Wy wszyscy poszukujecie codziennie przejawĂłw Jego obecnoĹci. Staracie siÄ Go szukaÄ w tym, co siÄ wam wydarza. I dobrze robicie, bo tak jest. Czasem jednak to nie wystarcza. Dlatego dokonaĹam wyboru i woĹam: âPanie, najczÄĹciej CiÄ nie rozumiem, ale niech siÄ dzieje Twoja wola. Spraw, Panie, bym dotarĹa do sedna i ostatniego dnia mogĹa Ci powiedzieÄ: ÂŤWykonaĹo siÄÂťâ. Mama Micheli
SPOTKANIE Z MAĹYM TOWARZYSTWEM GS Mieszkam w Stanach Zjednoczonych, gdzie rok temu pewna dziewczyna bÄdÄ ca protestantkÄ spotkaĹa naszÄ maĹÄ wspĂłlnotÄ GS, poruszona ciekawoĹciÄ wzbudzonÄ przez przemianÄ jednego z jej przyjaciĂłĹ, ktĂłry nas poznaĹ. SzeĹÄ miesiÄcy po tym spotkaniu wyjechaĹa na studia. Ze zdumieniem patrzyĹem, jak coĹ tak jawnie sĹabego jak spotkanie (przede wszystkim tam, gdzie nie ma innych âstrukturâ ani inicjatyw poza ruchowymi tekstami i naszÄ niepozornÄ obecnoĹciÄ ) miaĹo tak niezniszczalnÄ siĹÄ. Ta dziewczyna zadawaĹa mi wiele pytaĹ. RĂłwnieĹź polemicznych, o doktrynÄ wiary. Te sprawy wydawaĹy siÄ niepokonanym murem, zwaĹźywszy na jej protestanckÄ formacjÄ. W kaĹźdym razie, podczas gdy umysĹ kazaĹ jej zadawaÄ mi te pytania, jej twarz stawaĹa siÄ codziennie coraz bardziej promienna. A ja czÄsto jej mĂłwiĹem, Ĺźe by zrozumieÄ te sprawy, musi wyjĹÄ od syntetycznego punktu, to znaczy od tego, co zobaczyĹa i co jÄ pociÄ gnÄĹo. W ubiegĹym tygodniu nasza przyjaciĂłĹka wrĂłciĹa do domu na wakacje i poszĹa ze swojÄ rodzinÄ do swojego parafialnego koĹcioĹa, gdzie jej opiekunka (troszczÄ ca siÄ o jej protestanckie wychowanie) wpadĹa w zakĹopotanie, kiedy dowiedziaĹa siÄ, Ĺźe dziewczyna uczestniczyĹa we Mszy Ĺw. wraz z mĹodzieĹźÄ z CLU. PowiedziaĹa jej, Ĺźe niepokoi jÄ , Ĺźe nie potrafi rozróşniaÄ tego, co jest prawdziwe, od tego, co jest faĹszywe. Na co ona jej odpowiedziaĹa, Ĺźe jest pewna, Ĺźe kaĹźdy ma w sobie zdolnoĹÄ osÄ dzania tego, co jest prawdziwe, piÄkne i sĹuszne. WyznaĹa mi, Ĺźe przygotowuje siÄ do przyjÄcia sakramentĂłw. Wtedy zapytaĹem jÄ : âCzy wiesz jednak, Ĺźe w formule, ktĂłrÄ musisz wypowiedzieÄ, bÄdziesz musiaĹa wyznaÄ, Ĺźe wierzysz w to wszystko, co mĂłwi KoĹcióŠkatolicki? Co zrobisz ze wszystkimi obiekcjami, ktĂłre miaĹaĹ?â. Na co ona: âJestem pewna niewielu rzeczy, ale one mi wystarczajÄ . Z czasem zrozumiem resztÄâ. Bardzo czÄsto w ostatnim czasie przychodziĹo mi na myĹl zdanie, ktĂłre usĹyszaĹem od ksiÄdza Giussaniego podczas jego ostatnich urodzin (pojechaliĹmy go odwiedziÄ z kilkoma przyjaciĂłĹmi): âJakĹźe wielki jest BĂłg, co wiÄcej, jakĹźe wielki jest ten czĹowiek, Jezus z Nazaretu!â. W tamtym momencie nie uderzyĹo mnie ono szczegĂłlnie, ale po dziewiÄciu latach wypĹywa z gĹÄbi mojego serca, nie potrafiÄ powiedzieÄ nic trafniejszego: âKim jesteĹ, Jezu, Ĺźe masz tÄ moc, dziÄki ktĂłrej udaje Ci siÄ tak fascynowaÄ, Ĺźe nic innego nie moĹźe CiÄ odepchnÄ Ä? JesteĹ bardziej rzeczywisty od rzeczywistoĹci!â. JakĹźe aktualna i skuteczna jest metoda ksiÄdza Giussaniego! Jest skaĹÄ , na ktĂłrej budujesz Ĺźycie. NastÄpnego dnia KomuniÄ Ĺw. przyjÄ Ĺem w odmienny sposĂłb, a Jego ObecnoĹÄ wypeĹniaĹa mnie ciszÄ . Autor znany redakcji
EKIPY GS MAĹE CUDA WraĹźenie, refleksje i Ĺwiadectwa ze spotkania Ekip GS, ktĂłre odbyĹo siÄ w dniach 28â30 marca w WiÄ zownej koĹo Warszawy.
Pod koniec marca odbyĹo siÄ spotkanie Ekip GS. CieszÄ siÄ, Ĺźe doszĹo do skutku i jestem wdziÄczny Agnieszce za caĹy trud przygotowaĹ, a kaĹźdemu z Was za podjÄte odpowiedzialnoĹci. Z maĹego âtakâ Agnieszki zrodziĹo siÄ tak wiele. Dla mnie osobiĹcie to spotkanie byĹo prowokacjÄ do postawienia sobie pytania â pytania o pozytywnoĹÄ tego, co obecnie przeĹźywam w pracy. SprowokowaĹa mnie do tego Asia, ktĂłra przyjechaĹa na spotkanie z pytaniem:jak patrzeÄ pozytywnie na trudnÄ rzeczywistoĹÄ? Wielu mĹodych zadaje pytania, do ktĂłrych ja, niestety, siÄ przyzwyczajam, nie spodziewajÄ c siÄ po nich niczego nowego. Na Szkole WspĂłlnoty moĹźna byĹo zobaczyÄ, czym i jak ĹźyjÄ mĹodzi. PadaĹy pytania o to, czym jest osobista wiara, czym jest pozytywnoĹÄ rzeczywistoĹci. Ale teĹź objawiaĹa siÄ atrakcyjnoĹÄ Ĺźycia. Na przykĹad kiedy Gosia mĂłwiĹa o tym, jak trudno jest jej nie ĹpiewaÄ z powodu choroby, i o nadziei, Ĺźe to pomoĹźe jej lepiej zrozumieÄ, czym jest Ĺpiew, Ĺwiadectwo Oli staĹo siÄ wypĹywajÄ cÄ z Ĺźycia odpowiedziÄ na przeĹźywane przez niÄ trudnoĹci. Ola opowiedziaĹa o tym, jak w Krakowie podczas ferii nie mogĹa ĹpiewaÄ z powodu wysokiego stÄĹźenia pyĹu w powietrzu (KrakĂłw jest jednym z trzech najbardziej zanieczyszczonych miast Europy), ale to z kolei pozwoliĹo jej⌠sĹuchaÄ. âMiaĹam wraĹźenie, Ĺźe Ĺpiewacie tylko dla mnieâ â mĂłwiĹa. Z uwagÄ patrzyĹem rĂłwnieĹź na nowe osoby, ktĂłre zaprosiĹ ksiÄ dz Radek. W zasadzie nieustannie o nich myĹlÄ. ZobaczyĹem w nich peĹne prostoty zdumienie. KsiÄ dz Giussani zwracaĹ uwagÄ na to, by patrzeÄ na nowe osoby, poniewaĹź czÄsto przyzwyczajamy siÄ do tego, co jest dane, do malutkich cudĂłw. Karolina zobaczyĹa jeden z nich â zaskoczyĹ jÄ sposĂłb, w jaki siÄ witamy â i pozwoliĹa mi go ponownie dostrzec. DziÄki temu moment poĹźegnania potraktowaĹem inaczej, z kaĹźdym staraĹem siÄ zamieniÄ choÄ kilka sĹĂłw. Napawa mnie radoĹciÄ widok mĹodych, ktĂłrzy wzrastajÄ , ktĂłrzy idÄ nie jakÄ Ĺ tam dróşkÄ , ale DrogÄ , prowadzÄ cÄ do rozumienia samego siebie. I tak Ekipy staĹy siÄ malutkimi znakami Chrystusa, ktĂłre napotykaĹem nieustannie. WyjeĹźdĹźaĹem wdziÄczny Panu za to, Ĺźe nieustannie pociÄ ga mnie swojÄ atrakcyjnoĹciÄ , ktĂłrej doĹwiadczaĹem na kaĹźdym kroku w drobnych gestach: rozmowach, wspĂłlnej zabawie, piciu kawy⌠Jarek, KrakĂłw
Grono osĂłb tworzÄ cych GS zmienia siÄ. CzÄĹÄ z nich odchodzi, poniewaĹź nadszedĹ juĹź czas, aby zasiliÄ szeregi studentĂłw z CLU. Teraz bÄdÄ jednÄ z najstarszych osĂłb tworzÄ cych grupÄ, co wiÄ Ĺźe siÄ takĹźe z odpowiedzialnoĹciÄ wprowadzania do niej nowych osĂłb. Wiele bliskich mi osĂłb nie przyjedzie juĹź na spotkania dla mĹodzieĹźy. Pozostaje pytanie o przyjaĹşĹ: czy ona przetrwa? Trudno jest siÄ spotykaÄ w ciÄ gu roku szkolnego przy dzielÄ cych nas odlegĹoĹciach. Spotkania zawsze sÄ okazjÄ , aby fizycznie byÄ razem. PrzyjaźŠta jednak jest oparta na Chrystusie, a wiÄc ma wielkie szanse, aby trwaÄ dalej. WracajÄ c do kwestii Ruchu â ja w nim zostanÄ. Ostatnio byĹo mi ciÄĹźko, gdyĹź moje spojrzenie na nasze spotkania nie byĹo takie jak za pierwszym razem. Nie umiaĹam siÄ zachwyciÄ, denerwowaĹo mnie wiele rzeczy, gdyĹź podczas spotkaĹ Ĺpiewamy te same piosenki, czÄsto teĹź mĂłwimy to samo. MoĹźna to nazwaÄ monotoniÄ . ZdaĹam sobie sprawÄ, Ĺźe pragnÄ, aby to miejsce staĹo siÄ dla mnie tak atrakcyjne i pociÄ gajÄ ce, jak byĹo za pierwszym razem, kiedy wszystkie przyjaĹşnie dopiero siÄ zaczynaĹy, kiedy zaczynaĹa siÄ caĹa ta przygoda. Jak patrzeÄ na rzeczywistoĹÄ z zachwytem? Po kilku rozmowach BĂłg poprzez ludzi daĹ mi odpowiedĹş na to pytanie. ZrobiĹ to wĹaĹnie w sĹowach, ktĂłre byĹy dla mnie przejawem tej monotonii, sĹyszanych juĹź wiele razy: âTrzeba popatrzeÄ na nowo i zobaczyÄ caĹe piÄknoâ. Tym samym potwierdzajÄ siÄ sĹowa, ktĂłre rĂłwnieĹź uwaĹźaĹam za przejaw monotonii: âJesteĹmy w innym momencie swej drogiâ. Spotykane osoby pomagajÄ nam na naszej drodze do Boga, teraz trzeba otworzyÄ siÄ na nowych ludzi, Ĺźeby w nich teĹź zobaczyÄ Boga, Ĺźeby oni mogli mnie do Niego prowadziÄ. Diana, BiaĹystok
Od dzieciĹstwa miaĹam kontakt z Bogiem, ale nigdy wczeĹniej nie doĹwiadczyĹam tak bliskiego spotkania z Nim, tak wyraĹşnej Jego obecnoĹci, jak w WiÄ zownej. W ostatnim czasie poszukiwaĹam celu, znaku, ktĂłry pokaĹźe mi, jakÄ drogÄ mam iĹÄ dalej. BrakowaĹo mi kogoĹ, ale nie umiaĹam okreĹliÄ kogo, nie rozumiaĹam, czego tak naprawdÄ potrzebujÄ. ĹťyĹam z dnia na dzieĹ, kaĹźdy kolejny dzieĹ wydawaĹ siÄ taki sam jak poprzedni. Czas mijaĹ, a ja przejmowaĹam siÄ tak maĹo waĹźnymi sprawami. CzuĹam obecnoĹÄ Boga, ale byĹy to raczej chwilowe, krĂłtkotrwaĹe spotkania. Nie wiedziaĹam, jak podtrzymaÄ tÄ bliskoĹÄ z Panem, ktĂłrej szukaĹam i potrzebowaĹam. PoczÄ tkowo nie umiaĹam, a moĹźe nie zdawaĹam sobie sprawy z tego, jak ĹźyÄ w przyjaĹşni z Bogiem i jÄ pielÄgnowaÄ. Po spÄdzonym wspĂłlnie zaledwie jednym dniu czuĹam, jakbym znaĹa Was od zawsze. PoczuĹam siÄ przygarniÄta, ktoĹ podaĹ mi dĹoĹ i zaprosiĹ do przyjaĹşni. Wszystkie posiĹki przygotowane razem, spoĹźyte przy wspĂłlnym stole, chwile powaĹźnej rozmowy czy teĹź zabawy pokazaĹy mi, Ĺźe moĹźna ĹźyÄ prawdziwÄ peĹniÄ Ĺźycia. WaĹźnym momentem byĹa dla mnie codzienna Msza Ĺw. PrzeĹźywaĹam jÄ inaczej niĹź w Prudniku. PeĹniej, wiÄcej udaĹo mi siÄ zrozumieÄ, zobaczyÄ, poczuÄ. KaĹźde sĹowo Ewangelii, kazania czy psalmu trafiaĹo do mnie, budzÄ c pytania, ale i przynoszÄ c odpowiedzi. ObserwowaĹam, jak bardzo cieszycie siÄ z chwil, ktĂłre mogliĹmy spÄdziÄ razem. NajwaĹźniejsze byĹo tu i teraz. Oraz spÄdzone wspĂłlnie chwile. ZrozumiaĹam, ile zyskaĹam dziÄki temu wyjazdowi, ile zrozumiaĹam, a przede wszystkim nauczyĹam siÄ. SpojrzaĹam na Was wszystkich, na Wasze uĹmiechy i zobaczyĹam coĹ, co nie do koĹca umiem opisaÄ. W uĹmiechu kaĹźdego z osobna widziaĹam Boga. StaliĹmy siÄ przyjaciĂłĹmi, takimi prawdziwymi, za sprawÄ naszego NajwiÄkszego Przyjaciela â Chrystusa. ZaczÄĹam ĹźyÄ peĹniÄ Ĺźycia, niczego mi nie brakowaĹo, chciaĹam byÄ tylko blisko Pana. Wszystko staĹo siÄ idealne, bezproblemowe, takie proste. OdtÄ d w moim sercu zagoĹciĹo szczÄĹcie, chciaĹam ciÄ gle siÄ uĹmiechaÄ i czerpaÄ radoĹÄ z wszystkiego dookoĹa. ChoÄ wiele sytuacji powtarzaĹo siÄ, kaĹźda z nich ukazywaĹa mi siÄ jako ta jedyna, niepowtarzalna. Wasze spojrzenia, uĹmiechy byĹy czymĹ niesamowitym, radosnym. SprawiaĹy, Ĺźe chwile szczÄĹcia staĹy siÄ inne, gĹÄbsze, lepsze niĹź te, ktĂłrych dotÄ d doĹwiadczaĹam. ZobaczyĹam, jak potraficie sĹuchaÄ siebie wzajemnie, jak siÄ rozumiecie. Nie zdawaĹam sobie sprawy, Ĺźe jest to tak bardzo waĹźne, a zarazem trudne. WrĂłciĹam do domu z poczuciem niedosytu⌠pragnieniem porozmawiania z Wami, potrzebÄ Waszych uĹmiechĂłw, spojrzeĹ. ChcÄ nauczyÄ siÄ ĹźyÄ tak intensywnie jak w WiÄ zownej. NauczyÄ siÄ od Was sĹuchaÄ bliĹşnich. ChciaĹabym zostaÄ w Ruchu, nadal spotykaÄ tak wspaniaĹe osoby i pogĹÄbiaÄ swojÄ wiÄĹş z Bogiem. Marta, Prudnik (pierwszy raz na spotkaniu mĹodzieĹźowym)
To wĹaĹnie w WiÄ zownej rozpoczÄĹa siÄ tak naprawdÄ moja przygoda z Ruchem, a przede wszystkim z samym sobÄ . ChoÄ poznaĹem Ruch kilka lat temu, byĹ on dla mnie wciÄ Ĺź czymĹ obcym. Nie dotyczyĹ mnie bezpoĹrednio⌠Relacja, choÄ byĹa na wyciÄ gniÄcie rÄki, stawaĹa siÄ coraz bardziej pusta, a wejĹcie w niÄ caĹym sobÄ â coraz trudniejsze i bardziej odlegĹe. ChciaĹem poczuÄ to, czym tak naprawdÄ Ĺźyjecie. Wy, ktĂłrzy ten Ruch tworzycie. ĹťyÄ z Chrystusem, a przede wszystkim dla Niego. CzekajÄ c na Jego przyjĹcie, nie zdawaĹem sobie sprawy, Ĺźe On caĹy czas jest ze mnÄ . Tak naprawdÄ dopiero tu, wsĹuchujÄ c siÄ w Wasze doĹwiadczenie i sĹuchajÄ c o otwartoĹci, umiejÄtnym sĹuchaniu i dostrzeganiu prozaicznych spraw, zaczynam ĹźyÄ. Jezus wyciÄ gnÄ Ĺ do mnie rÄkÄ juĹź parÄ lat temu. PrzyszedĹ do mnie, przynoszÄ c mi czÄ stkÄ swojego cierpienia. DziÄki temu zesĹaĹ mi najwiÄkszÄ ĹaskÄ â w jakimĹ maĹym stopniu mogĹem pomĂłc Mu w ten sposĂłb nieĹÄ Jego krzyĹź. Wtedy tego nie dostrzegaĹem. I choÄ nie miaĹem pretensji, nie radowaĹem siÄ z tego tak, jak powinienem. ZauwaĹźam to dopiero teraz. Przez ten caĹy czas Jezus chciaĹ mnÄ wstrzÄ snÄ Ä, czyniĹ wszystko, bym Go pochwyciĹ. Teraz, gdy przestaĹem na siĹÄ poszukiwaÄ Jego obecnoĹci, On przyszedĹ i otworzyĹ mi oczy tak, jak to byĹo we fragmencie Ewangelii, ktĂłry wspĂłlnie czytaliĹmy. ByĹem Ĺlepy i nie widziaĹem, teraz natomiast czujÄ siÄ uzdrowiony. Zaczynam dostrzegaÄ Jego relacjÄ ze mnÄ i choÄ na razie jest to jak zapach ciasta w piekarniku, to juĹź wiem, Ĺźe to ciasto siÄ piecze i niedĹugo bÄdÄ mĂłgĹ siÄ w nim rozsmakowywaÄ. A tym moim piekarnikiem jesteĹcie Wy wszyscy. Pomimo tego, Ĺźe z wiÄkszoĹciÄ z Was zamieniĹem zaledwie parÄ zdaĹ, dajecie mi siĹÄ. To wĹaĹnie za sprawÄ Ruchu dostrzegĹem Boga. Drugim bardzo waĹźnym aspektem tego spotkania byĹa przyjaźŠâ ta, o ktĂłrej tak duĹźo mĂłwi siÄ w Ruchu. Jarek zawsze powtarza, Ĺźe jesteĹmy przyjaciĂłĹmi i to takimi, jakich nigdzie indziej nie znajdziemy, nigdy wczeĹniej jednak nie docieraĹo to do mnie. TuĹź po powrocie do domu zaczÄ Ĺem pisaÄ to Ĺwiadectwo i gdy skoĹczyĹem, wysĹaĹem je paru osobom, ktĂłre mnie o to prosiĹy, a z ktĂłrymi, pomimo spÄdzenia tak krĂłtkiego czasu, poczuĹem wiÄĹş. I choÄ byĹo to tak naprawdÄ tylko pĂłĹtora dnia bycia razem, przysĹuchiwaĹem siÄ i dzieliĹem swoim doĹwiadczeniem tak jak z nikim innym wczeĹniej. ByĹo to dla mnie niezrozumiaĹe, ale bardzo wymowne. SĹyszÄ c tyle ciepĹych sĹĂłw, zrodziĹy siÄ we mnie nowe pragnienia i jeszcze gorÄcej uwierzyĹem w to, co teraz zaczyna siÄ dziaÄ w moim sercu. Sercu, ktĂłre juĹź wie dla Kogo bije. To wĹaĹnie te osoby, pomimo dzielÄ cych nas kilometrĂłw, naĹwietliĹy mi, a raczej pokazaĹy, czym jest ta przyjaĹşĹ, dopiero teraz to rozumiem. Wiem, Ĺźe nieraz pewnie przyjdzie jeszcze kryzys, a moja wiara osĹabnie i to wszystko, o czym teraz mĂłwiÄ, przestanie mieÄ dla mnie znaczenie â i w tym celu miÄdzy innymi piszÄ to Ĺwiadectwo, by wtedy mĂłc sobie przypomnieÄ to, co teraz czujÄ, a poza tym mam Was! Mimo Ĺźe zamieniĹem z Wami zaledwie kilka zdaĹ â to w Was dostrzegam Chrystusa. WracajÄ c do domu, duĹźo myĹlaĹem o tym, co tak naprawdÄ mi siÄ przytrafiĹo, co wydarza siÄ w caĹym moim Ĺźyciu. Na tÄ chwilÄ wiem, Ĺźe to jest wĹaĹnie moja droga â ta, ktĂłrÄ chcÄ kroczyÄ; Ĺźe choÄ maĹymi kroczkami, to zbliĹźam siÄ coraz bardziej do Niego. Nie mogÄ siÄ juĹź doczekaÄ kolejnego naszego spotkania. I mam nadziejÄ, Ĺźe nastÄpnym razem tak samo mocno Go pochwycÄ â tak jak staĹo siÄ to teraz. CzymĹ niesamowitym byĹo dla mnie po raz pierwszy dostrzec Jego obecnoĹÄ. Bartek, Lutynia
|