Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2014 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2014 (listopad / grudzień)

GS

A ty czego szukasz? „Chcę cieszyć się wszystkim”

Śmierć przyjaciela, miłość, matura. Prawo jazdy… Wielkie i małe życiowe dramaty młodzieży, pośród których, jak opowiadają, wybucha całe ich pragnienie. Czego jednak naprawdę szukają? Podczas Dnia Inauguracji Roku Pracy dla GS ksiądz Julián Carrón zapytał o to pięć tysięcy uczniów. Składając im propozycję bycia towarzyszami drogi.

Paolo Perego


Riccardo zginął w wypadku samochodowym na początku września. Zdał maturę dwa miesiące wcześniej w jednej ze szkół na obrzeżach Mediolanu. Miał córeczkę, która przyszła na świat dwa lata temu. Caterina, Miriam i Irene, 15-latki z tej samej szkoły, w liście opowiadają o jednym z jego wypracowań, napisanych w czasie, gdy jego dziewczyna była w ciąży. Pisał o aborcji oraz o decyzji pozostawienia córeczki przy życiu: „Jesteśmy tak bardzo zajęci patrzeniem na życie z tą samą codzienną monotonią, nie pozwalając sobie nigdy na przeżywanie go naprawdę. Na początku nie akceptowałem tego faktu, ale tylko ze strachu. Myślałem, że nie jestem jeszcze gotowy na tę przygodę. Chciałem przeżywać swoje życie jak zwyczajny chłopak, bez «wychodzenia przed orkiestrę». Teraz wiem, że dam radę, to doświadczenie pozwala mi dojrzeć niezwykle szybko”. Dzisiaj, w obliczu tej historii, trzy dziewczyny pytają, czy musi wydarzyć się coś tak poważnego, by móc stać się wielkim: „Riccardo uznał swoje błędy i wykorzystał je, by dojrzeć. Czy jednak trzeba popełniać błędy, by wzrastać?”.

 

„Jaki to miało sens?” Także Acirę Grace, uczennicę ze szkoły im. ks. Luigiego Giussaniego w Kampali w Ugandzie, w przeciągu tygodnia rzeczywistość z całą bezwzględnością zmusiła do tego, by na nią spojrzała inaczej. Nigdy wcześniej nie zadawała sobie pewnych pytań odnośnie do życia i jego sensu. Aż do momentu, gdy pewnej niedzieli kilka miesięcy temu, do domu przyszedł jej tata, który zostawił ją z mamą, gdy była jeszcze mała. Prosił ją o przebaczenie, by przyjęła go jako ojca. „Przebaczyłam mu. Ale następnej niedzieli zmarł. Jaki miało sens to wszystko? Odnalezienie go po latach i jego utrata w taki sposób?”.

Mocne i wielkie pytania. Pojawiają się jednak nie tylko w obliczu ekstremalnych faktów. Całe życie tej młodzieży jest przeorane napięciem, dramatycznością, walką. W każdym aspekcie, także tym najbanalniejszym. Cami opowiada o rozpoczęciu szkoły, o zmianie klasy, o pozytywnej konfrontacji z nauczycielami. „Koledzy rozmawiają jednak tylko o skrętach, a przyjaciółki o swoich chłopakach… A to jest bardzo dalekie od tego, co pozwala mi czuć się dobrze”. Albo Carol: „Wyszłam z grupą osób, na końcu jednak nie byłam zadowolona i stwierdziłam, że nie było warto”. Czy też Lucrezia: „Często poszukuje się sztucznego szczęścia, wiele osób nadaje wartość wyimaginowanym sprawom i nie docenia tego, co jest dane bezpośrednio. To mi nie wystarcza: ja poszukuję kogoś, kto pozwoli mi odkryć życie takim, jakim ono jest”. Aż po detale, takie jak egzamin na prawo jazdy albo wieczory spędzane z przyjaciółmi. „Pragnienie bycia szczęśliwymi ukazuje się w życiu każdego – napisał ksiądz Julián Carrón we wstępie do książki będącej zbiorem listów wielu młodych ludzi (La vita è mia, irrudicibilmente mia – „Życie jest moje, nieredukowalnie moje”, pod red. Gianniego Mereghettiego, Piccola Casa Editrice). – Nic nie jest tak poważne jak życie. Ponieważ gra toczy się o szczęście. To znaczy o rację życia. A wówczas życie staje się dramatyczne”.

Widać to także w innych listach. Dziesiątkach listów nadesłanych z całych Włoch i nie tylko. Maile, pytania oraz przyczynki do przygotowania Dnia Inauguracji Roku Pracy dla Gioventù Studentesca. Jest to dobry punkt wejścia w ich świat. Czytasz je i wyłania się obraz, którego się nie spodziewałeś. Młodzież 14-, 15-, 18-letnia, pełna pytań i pragnień w żadnym razie niepowierzchownych, jak zbyt często jesteśmy skłonni myśleć. I to tutaj, w szczelinie otwartej przez to pragnienie, w żywym ciele, dochodzi do prowokacji chrześcijaństwa. Tak samo jak było w przypadku Jana i Andrzeja nad brzegami Jordanu dwa tysiące lat temu, wobec Jezusa, który patrzył na ich serce: „Czego szukacie?” – zapytał ich. Ksiądz Carrón zadał to samo pytanie ponad tysiącu nastolatków zgromadzonych w Mediolanie 12 października, oraz ponad czterem tysiącom osób łączących się z nimi drogą satelitarną w wielu włoskich miastach. „Chciałbym objąć was wszystkich” – powiedział przewodnik Ruchu. Ponieważ „czuję, że jesteście towarzyszami drogi”. Towarzyszami przygody życia, którym trzeba rzucić wyzwanie przy pomocy tych samych pytań zadanych zaledwie dwa tygodnie wcześniej dorosłym (zob. „Strona pierwsza”, „Ślady” 5/2014): czego szukacie? A więc, czego naprawdę szuka ta młodzież?

 

Błędne wyobrażenia.„Chciałbym żyć bez kłopotów. Dlaczego istnieją problemy?” – pyta Pietro z Mediolanu w mailu długim na półtora wersu. Tymczasem Riccardo z Bolonii po słowie „chciałbym” wymienia: „Dobrej oceny na egzaminie maturalnym, właściwego wyboru uczelni, zdania egzaminu na prawo jazdy… Oraz szczęścia, zawsze”. Stella, 15-latka z Varese, opowiada o swoich wakacjach: „Wszystko, co przeżywałam, każde doświadczenie było ciężarem, ponieważ myślałam o tym, że się skończy. Byłam zmęczona i zła przeżywaniem każdej okoliczności. Wówczas liczyłam dni do końca miesiąca, do zakończenia pobytu w górach, do zakończenia bycia w domu. Takie życie budzi jednak odrazę”. „Chcę cieszyć się wszystkim. Wszystkim!” – wtóruje jej rówieśniczka Irene.

Boli, gdy zderzasz się z kimś, kto mówi ci, że najzwyczajniej w świecie pragniesz za dużo. Tak jak w przypadku Micheli z Ligurii: „Moja siostra usiłuje przekonać moich rodziców, by nie pozwalali mi więcej chodzić na spotkania GS, jeździć na weekendowe wyjazdy, ponieważ mówi, że jestem jeszcze niedojrzała i że pozwalam sobie wbijać do głowy błędne idee. Powtarza mi, że jestem oszołomem, że moi przyjaciele są nienormalni, ponieważ nie upijają się, nie palą trawy. A tymczasem gdy jesteśmy razem, jesteśmy całkowicie sobą”.

 

To, co pozwala byćAle czy oszołomami są także ci młodzi ludzie, którzy po gwałtownych opadach dziesiątkami udali się w zaułki Genui z łopatami i w kaloszach, by pomóc mieszkańcom tego miasta? Czego szukali z ubłoconymi rękami? „Poszedłem pomagać w okolicy Bisagno – opowiada Luca, student z Genui. – Stanąłem wobec młodzieży, której pomagam po lekcjach. Młodzieży trudnej, za którą nie dałbym złamanego grosza, być może spisanej na straty. «Czego wy tu szukacie? – Odczuwamy potrzebę udzielenia pomocy, pokazania, że jesteśmy»”.

Jesteśmy”. Pragnienie to coś, co pozwala być. I im bardziej drążysz w tym, o czym opowiadają, tym bardziej docierasz do tej radykalnej potrzeby. Im także, tak jak dorosłym, ksiądz Carrón cytuje piosenkę Gucciniego Vorrei („Chciałbym”): „Nie ma mnie, kiedy nie ma ciebie – mówi piosenka. Przygodą życia jest odkrywanie, co pozwala mi być teraz”. Nie wystarcza wspomnienie z przeszłości ani nawet nadzieja na przyszłość. Potrzeba czegoś teraz, niezależnie od okoliczności, pośród której ktoś żyje.

Co jednak się wydarza, gdy to pragnienie napotyka taką propozycję? Kiedy w perspektywie pojawia się jakaś droga, tak jak przydarzyło się to właśnie tym pięciu tysiącom młodych ludzi?

To tutaj właśnie rozpoczyna się kolejna część opowiadań. Równie treściwych. Z młodzieżą zachęconą do działania przez kogoś, „kto po raz pierwszy potraktował nas jak dorosłych, kto ma te same pytania, co my” – jak powiedziały dwie dziewczyny z pierwszej klasy z Padwy, po raz pierwszy biorące udział w Dniu Inauguracji Roku. Albo tak jak w Neapolu, kiedy to w czasie rozpoczęcia jak zwykle gorącej jesieni w świecie szkół średnich, składającej się z manifestacji i własnych inicjatyw, jeden z chłopców wyznaje, że chciałby przygotować listę na wybory uczniowskie. Nieważne, że jest już za późno: „Przygotujemy ją w przyszłym roku”.

 

Ja i Irak. Wobec dorosłych, którzy traktują ich poważnie, rzeczywistość zaczyna zmieniać oblicze. Na razie zaczyna się zauważać, że rzeczy są. I wchodzić w głąb. Tak jak przydarzyło się to na przykład Riccardo, który z kilkoma kolegami ze szkoły w Mediolanie napisał ulotkę na rozpoczęcie roku, wychodząc od prześladowań chrześcijan w Iraku. Mówi, iż zaangażował się ze względu na przeczucie, że znajdzie „dla siebie prawdę, coś, co zmusi mnie do przyzwolenia, by to, co dzieje się w Iraku, zadawało mi pytania: tekst, który powstał, jest dialogiem między mną a tym, co dzieje się na świecie. A ulotka zamyka się pytaniem, które wzbudziło we mnie i w moich kolegach doświadczenie tej konfrontacji: za co oddaję moje życie? Jaka nadzieja mnie podtrzymuje, a ponadto: czego takiego poszukuję, by przeżywać każdy dzień?”.

Wystarczy to „coś”, prowokacja, jak ktoś – nauczycielka, która proponuje lekturę słów Papieża skierowanych do środowisk szkolnych 10 maja tego roku, dotyczących otwartości na rzeczywistość. Nawet w wieku 13 lat, tak jak to jest w przypadku Teresy, która dopiero co spotkała GS w Katanii. Także ona spojrzała na to, co dzieje się na świecie, jak prześladowania irackich chrześcijan. W ten sposób napisała ulotkę do zawieszenia w klasie, by zaprosić wszystkich na spotkanie na ten temat: „Papież Franciszek mówi nam, byśmy byli bardziej wrażliwi na rzeczywistość. Dzisiaj niestety jesteśmy świadkami tego, co wydarza się w Iraku. Co ja mam wspólnego z tym wszystkim i co mogę zrobić pomimo mojej małości?”.

 

Piękno drogi. Także w Giulianova czwórka chłopaków z różnych szkół zaproponowała wszystkim swoim kolegom wspólną lekturę tekstu Papieża. I dzisiaj jest ich ponad 20 – są z różnych szkół, w których zaczęli tworzyć grupki – wraz z Filippo z ostatniej klasy liceum klasycznego, który po przeczytaniu słów Franciszka: „lepsza czysta przegrana niż brudne zwycięstwo”, rezygnuje ze ściąg przygotowanych na klasówkę z angielskiego; albo 18-letnia Mariangela, która w ubiegłym roku spędzała całe ranki w szkole na rysowaniu i udawaniu, że robi notatki, dzisiaj natomiast dumnie mówi, że jest bardziej uważna. Jednym słowem: człowiek zaczyna się zmieniać. Zaczynając od drobnych spraw.

17-letnia Marta z Padwy pisze: „W tym roku, jak nigdy wcześniej, pragnęłam, by rozpoczęła się szkoła. Pierwszy dzień w szkole był fantastyczny: znów spotkałam kolegów z klasy, dla których chcę dobrze, nauczycieli, na których bardzo mi zależy, a oni wyjaśnili nam, co będziemy robić podczas całego roku. Gdy wymieniali tematy, pomyślałam: «Ileż piękna czeka na nas!»”. Wszystko nabiera nowej perspektywy. Ciekawszej.

I paradoksalnie nie liczy się nawet rezultat. Anna z Busto Arsizio odkryła to podczas wycieczki w góry. Wiele oczekiwała z powodu przyjaźni z Sergio, nauczycielem, który ją zaprosił, oraz ze względu na pragnienie zobaczenia piękna gór. Zbiórka, wymarsz. Trud. Następnie coś niespodziewanego. Szlak jest zbyt trudny, a młodzież nie jest wystarczająco przygotowana. Z przygodami odnajdują inną drogę, którą docierają na szczyt. „To było fantastyczne. Nagle trud zniknął, chciałam maksymalnie cieszyć się tym momentem. To jest to, czego pragnę w tym roku”: nie tylko „mety, którą warto widzieć, ale podróży, której warto stawić czoła, zdolnej pokazać mi radość podjęcia trudu”.

 

„Spójrz tam, co za widok!”„To jest właśnie wielka prowokacja, którą rzuca ci w twarz ta młodzież” – komentuje Sergio, nauczyciel Anny. I nie wystarcza chcieć, kiedy wchodzisz do klasy rano, by ich pragnienie było wielkie, na miarę Steve’a Jobsa, twórcy marki komputerów Apple. „Proszą cię o drogę, na której to ich pragnienie by się spełniło. To prawdziwy zawrót głowy. Ponieważ czujesz się nieadekwatny. Ty musisz iść nią pierwszy, tą drogą z nimi, podążając za kimś, wiedząc, dokąd zmierzasz”. Wówczas możesz im towarzyszyć we wszystkim, dokładnie tak jak podczas wycieczki. Wskazując zawsze na metodę: „Jedna stopa tu, druga tam, proste plecy… Widzisz, że mniej się męczysz? I spójrz tam, co za widok!”. Na szczyt. W pięknie każdego kroku.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją