Ślady
>
Archiwum
>
2014
>
listopad / grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 6 / 2014 (listopad / grudzieĹ) Listy JednoĹÄ we wspĂłlnocie i inne... List naszej przyjaciĂłĹki ze wspĂłlnoty warszawskiej, przebywajÄ cej na misjach w Domu Serca w Stanach Zjednoczonych. Drodzy Przyjaciele, w ostatnich dniach byĹam Ĺwiadkiem spotkania caĹej nowojorskiej wspĂłlnoty CL, gdyĹź byĹ to takĹźe moment modlitwy za zmarĹego w paĹşdzierniku 2014 roku ksiÄdza Lorenza Albacete, jednego z liderĂłw Ruchu CL w USA, dziÄki ktĂłremu Ruch âemigrowaĹâ z WĹoch takĹźe do USA i dziaĹa tu bardzo prÄĹźnie. KsiÄ dz Albacete byĹ takĹźe bardzo zaangaĹźowany w pomoc dla powstaĹego w 2003 roku Domu Serca w Nowym Jorku. Spotkanie, o ktĂłrym chcÄ wspomnieÄ, byĹo caĹodniowym wydarzeniem, rozpoczynajÄ cym siÄ MszÄ Ĺw., ktĂłrej przewodniczyĹ ânaszâ ksiÄ dz Paul z Domu Serca. Po Mszy Ĺw. odprawionej w podziemiach koĹcioĹa zgromadzeni dzielili siÄ swoim doĹwiadczeniem wiary w codziennym Ĺźyciu, odnoszÄ c je do Pisma ĹwiÄtego. Wspaniale byĹo zobaczyÄ tak liczne gremium, wielodzietne rodziny, ludzi ĹźyjÄ cych tym charyzmatem â peĹnych radoĹci, miĹoĹci i pokoju. ByĹ to takĹźe moment mojego osobistego doĹwiadczenia jednoĹci we wspĂłlnocie. Mimo Ĺźe fizycznie jestem doĹÄ daleko i nie uczestniczÄ w naszych cotygodniowych warszawskich spotkaniach, jestem jednoczeĹnie tak blisko duchowo ze wszystkimi, ktĂłrzy postanowili ĹźyÄ charyzmatem ruchu CL. Niech Pan BĂłg Wam bĹogosĹawi. PozostajÄ z modlitwÄ , ktĂłra jest niezastÄ pionÄ metodÄ pamiÄci o innych. Kamila, Nowy Jork (USA)
SPRZEDAĹť âTRACEâ I MOJA JEDNOĹÄ Drogi ksiÄĹźe JuliĂĄnie, w dniach 18 i 19 paĹşdziernika wspĂłlnota w moim mieĹcie zorganizowaĹa dystrybucjÄ âTracceâ wraz z filmem o Ruchu na placach i ulicach. Ten rodzaj propozycji sprawiaĹ mi wielkÄ trudnoĹÄ. Gdy braĹem udziaĹ w tym geĹcie, zrodziĹo siÄ we mnie pytanie: skÄ d bierze siÄ ten trud? Czego jest konsekwencjÄ ? OdpowiedĹş wyĹoniĹa siÄ z jasnoĹciÄ w relacji z mojÄ przyjaciĂłĹkÄ . Propozycja sprzedaĹźy âTracceâ sprawiaĹa mi trudnoĹÄ, poniewaĹź zmuszaĹa mnie do spojrzenia na osobisty aspekt, ktĂłry zawsze usiĹowaĹem ignorowaÄ i ktĂłry nie daje mi spokoju, od kiedy poznaĹem Ruch. Mimo Ĺźe prĂłbowaĹem zredukowaÄ problem do sposobu oraz pewnych okolicznoĹci, chodziĹo tylko o lojalne uznanie, Ĺźe problem pojawiĹ siÄ wczeĹniej, âu samego ĹşrĂłdĹaâ, we mnie. A sprawÄ krĂłtko moĹźna ujÄ Ä w nastÄpujÄ cy sposĂłb: nie jestem jednoĹciÄ , nie jestem dorosĹy. To znaczy sÄ takie miejsca, w ktĂłrych moje oblicze nie jest odbiciem mojego serca. Miejsca, w ktĂłrych udajÄ, Ĺźe âjestem jak wszyscy na Ĺwiecieâ i Ĺźe ânigdy nie spotkaĹem ksiÄdza Giussaniegoâ. Miejsca, w ktĂłrych krĂłtko mĂłwiÄ c, nie jestem sobÄ . Dlaczego jednak tak siÄ dzieje? To proste: poniewaĹź wciÄ Ĺź bardziej zaleĹźy mi na osÄ dzie ludzi niĹź na opinii Chrystusa. To tak jakby Chrystus byĹ mniej konkretny od mojego ojca i matki, mniej konkretny od ludzi na ulicy. To jest brak jednoĹci osoby: kiedy sÄ takie miejsca w Ĺźyciu, w ktĂłrych Chrystus nie jest na pierwszym miejscu; kiedy sÄ sprawy (takie jak opinia innych), ktĂłre liczÄ siÄ bardziej od naszego ideaĹu; kiedy wstydzimy siÄ czegoĹ, o czym mĂłwimy, Ĺźe to kochamy. SpotkaĹem Ruch na studiach i od tamtej pory moje Ĺźycie jest podzielone. Nigdy nie miaĹem odwagi powiedzieÄ caĹemu Ĺwiatu, do ktĂłrego wczeĹniej przynaleĹźaĹem, Ĺźe spotkaĹem prawdÄ o sobie w ksiÄdzu Giussanim. BaĹem siÄ osÄ du oraz utraty powaĹźania. Twoja propozycja rozprowadzania âTracceâ odsĹoniĹa wĹaĹnie ten aspekt, ktĂłry zawsze staraĹem siÄ usprawiedliwiaÄ przy pomocy dialektyki. WĹaĹnie ze wzglÄdu na mojÄ jednoĹÄ, na mojÄ dojrzaĹoĹÄ, pomyĹlaĹem o tych relacjach, na ktĂłrych zaleĹźy mi szczegĂłlnie, by wyruszyÄ w nowÄ drogÄ, na ktĂłrej zawsze byĹoby oczywiste przeĹźyte spotkanie, wĹaĹnie dziÄki takim narzÄdziom jak âTracceâ albo zbiĂłrka ĹźywnoĹci. ZaczÄ Ĺem od mojej mamy: wywiÄ zaĹa siÄ przepiÄkna rozmowa, wzruszajÄ ca, i w tych dniach patrzy na mnie nowym spojrzeniem, jest miÄdzy nami nowy rodzaj wolnoĹci. Nicola
GODZINY SPÄDZONE OBOK STEPHANIE âNadzieja nigdy nie podÄ Ĺźa sama. By mieÄ nadziejÄ, moje dziecko, trzeba byÄ bardzo szczÄĹliwym, trzeba otrzymaÄ, dostaÄ ogromnÄ ĹaskÄâ (Charles PĂŠguy). Jedno przeniesienie, dwa, trzy⌠âLucy, Stephanie jest twoja. Sala numer 29. Karta informacyjna leĹźy na stoleâ. Tym razem Ĺźadnego przekazywania. PoĹoĹźna juĹź poszĹa. Zaczynam przeglÄ daÄ historiÄ choroby, gdzie znajdujÄ informacjÄ o ciÄ Ĺźy, o cukrzycy, o dwĂłch koniecznych cesarskich ciÄciach przy poprzednich dzieciach, oraz o przerwaniu ciÄ Ĺźy, co wiÄcej, dwĂłch, trzech, czterech. Oraz o depresji i prĂłbie samobĂłjczej. Te wszystkie dane mĂłwiÄ o braku nadziei, nie-Ĺźyciu, a ja tÄ kobietÄ spod numeru 29 juĹź skatalogowaĹam jako egoistkÄ, osobÄ, ktĂłra lubi igraÄ z Ĺźyciem i przekroczyĹa miarÄ. Za duĹźo. Dla mnie to za duĹźo. âCzeĹÄ Stephanie, jestem Lucy i dzisiaj bÄdÄ twojÄ poĹoĹźnÄ â. Przedstawiam siÄ jak zawsze, w Ĺrodku jest jednak gorycz, zĹoĹÄ. Stephanie to skomplikowany przypadek. Ma cukrzycÄ i bardzo duĹźÄ hipoglikemiÄ. ZaczÄĹa rodziÄ, ale za wczeĹnie. Trzeba przygotowaÄ pĹuca dziecka i zatrzymaÄ skurcze, bo przecieĹź wczeĹniej miaĹa dwie cesarki. Moim zadaniem jest tam byÄ, znaleĹşÄ dla niej lekarza, podaÄ lekarstwa, wezwaÄ róşnych specjalistĂłw, wytĹumaczyÄ jej, co siÄ dzieje. PoĹwiÄcÄ jej czas, mojÄ pracÄ. I w pewnym momencie, gdy robiĹam USG, by zobaczyÄ, jak siÄ ma dziecko w brzuchu, ktĂłre chce siÄ urodziÄ mimo wszystko, zauwaĹźam, Ĺźe robiÄ to z miĹoĹciÄ . ChociaĹź wcale siÄ nie staraĹam o to, by mi na niej zaleĹźaĹo, by traktowaÄ jÄ jak pozostaĹe pacjentki (co wiÄcej, instynkt mĂłwiĹ mi coĹ przeciwnego), to siÄ wydarza. I to zdanie PĂŠguyâego rozbrzmiewa mi w gĹowie. By mieÄ nadziejÄ, by byÄ szczÄĹliwym. Wielka Ĺaska. I mam ochotÄ uĹmiechnÄ Ä siÄ do Stephanie, poniewaĹź opiekujÄ c siÄ niÄ , odkryĹam, Ĺźe KtoĹ zmieniĹ mojÄ miarÄ, moje uprzedzenie i poszerzyĹ moje serce. Lucia, Londyn (Wielka Brytania)
âNAWET TEN KURZ NIE NALEĹťY DO CIEBIEâ Drogi ksiÄĹźe JuliĂĄnie, pracujÄ w firmie sprzÄ tajÄ cej. Wraz z kryzysem zastosowano redukcjÄ godzin. Umowa z KomendÄ GĹĂłwnÄ w moim mieĹcie przewidywaĹa wykonanie wszystkich prac w dwie godziny zamiast w osiem. Jedyne, co mogĹam zrobiÄ, to albo zrzuciÄ wszystko na tego, kto podjÄ Ĺ takÄ decyzjÄ, i zostawiaÄ wszystko w brudzie, albo zakasaÄ rÄkawy i wykorzystaÄ moĹźliwoĹÄ, by doprowadziÄ te miejsca do stanu uĹźywalnoĹci. Na poczÄ tku zintensyfikowaĹam pracÄ, poniewaĹź dla mnie sprzÄ tanie oznacza czynienie piÄknym tego, co zastajÄ. ZauwaĹźyli to policjanci, ktĂłrzy sami zaczÄli sprzÄ taÄ. Na przykĹad wypastowali podĹogi, ustawili w pokojach roĹliny, zawiesili firanki w oknach. Zanim przyjdÄ, przygotowujÄ pomieszczenia, bym mogĹa dokĹadniej je posprzÄ taÄ, i opróşniajÄ kosze na Ĺmieci z papierĂłw. SkÄ d siÄ to bierze? PamiÄtam, co ksiÄ dz Giussani odrzekĹ pewnemu przyjacielowi narzekajÄ cemu na to, Ĺźe ma za duĹźo pracy. PowiedziaĹ mu wtedy, wyciÄ gajÄ c chusteczkÄ z kieszeni i przecierajÄ c niÄ stĂłĹ: âNawet ten kurz nie naleĹźy do ciebie!â. To jest racja, ktĂłra kaĹźe mi kochaÄ mojÄ pracÄ. Kiedy wchodzÄ do Komendy i spotykam tam policjantĂłw, sÄ oni dla mnie obliczem Chrystusa, poniewaĹź za kaĹźdym razem nie idÄ tam tylko po to, by skoĹczyÄ pracÄ i mĂłc sobie iĹÄ, ale by poznaÄ to, co proponuje mi Jezus. A wiÄc codziennie mam ĹwiÄto. Antonella
TÄSKNOTA ZA TYM, BY TO COĹ WYDARZYĹO SIÄ NA NOWO Drogi ksiÄĹźe JuliĂĄnie, 16 wrzeĹnia wraz z naszymi dzieÄmi, naszym Bractwem oraz licznymi przyjaciĂłĹmi, ktĂłrych spotkaliĹmy w ciÄ gu tych wszystkich lat, ĹwiÄtowaliĹmy 25. rocznicÄ naszego Ĺlubu. WdziÄczni za spotkanie z Jezusem za poĹrednictwem ksiÄdza Giussaniego, poprosiliĹmy wszystkich o wspĂłĹdzielenie z nami radoĹci i ĹwieĹźoĹci naszej relacji poprzez zĹoĹźenie ofiary na potrzeby KoĹcioĹa oraz Ruchu. OdpowiedĹş byĹa naprawdÄ nieoczekiwana, a zebrana suma zostaĹa przekazana na fundusz wspĂłlny. Od czego jednak wyszliĹmy? SpotkaliĹmy Ruch w wieku 14 lat; gdy tylko siÄ poznaliĹmy, zaczÄliĹmy siÄ spotykaÄ; podÄ ĹźaliĹmy za ksiÄdzem Giussanim w GS i CLU, a potem pobraliĹmy siÄ i wyjechaliĹmy z Rzymu. Zaaferowani nowym Ĺźyciem, pracÄ i dzieÄmi odĹÄ czyliĹmy siÄ od Chrystusa na dĹugie 13 lat. A jednak przeĹźywaliĹmy caĹy ten czas poĹrĂłd tego wszystkiego, co byĹo nam dawane, by tym ĹźyÄ, czekajÄ c â bez mĂłwienia sobie o tym â aĹź âcoĹâ siÄ wydarzy, aĹź âcoĹâ lub KtoĹ powrĂłci, by wypeĹniÄ wystÄpujÄ cÄ z brzegĂłw tÄsknotÄ, ktĂłrÄ odczuwaliĹmy. NastÄpnie mĂłj mÄ Ĺź miaĹ okazjÄ pracowaÄ ze swoim starym przyjacielem z CLU, ktĂłry zaprosiĹ go na Rekolekcje Bractwa. Maurizio ponownie zaczÄ Ĺ uczÄszczaÄ na SzkoĹÄ WspĂłlnoty, co uĹatwiĹa w miÄdzyczasie nasza przeprowadzka do Rzymu. WidziaĹam, Ĺźe za kaĹźdym razem wracaĹ z niej coraz bardziej zadowolony, nie mogĹam wiÄc zrobiÄ nic innego jak tylko pĂłjĹÄ w jego Ĺlady. Zbyt dĹugo trwaĹaby opowieĹÄ o tych wszystkich latach: o radoĹciach, cierpieniu, powstaniu naszej grupki Bractwa, dziaĹalnoĹci charytatywnej, Ĺmierci moich rodzicĂłw. Wszystko przeĹźywane w radoĹci oraz wdziÄcznoĹci za to, co spotkaliĹmy, co pomaga nam ĹźyÄ otwierajÄ c siÄ szeroko na Ĺwiat. Nawet moja choroba jest codziennÄ okazjÄ do rozpoznawania Jego obecnoĹci, poniewaĹź jestem wciÄ Ĺź coraz pewniejsza, Ĺźe On jest nawet w niej i jestem Mu wdziÄczna za to, Ĺźe Mu sĹuĹźÄ. To wszystko staĹo u poczÄ tku ĹwiÄtowania, podczas ktĂłrego zaproponowaliĹmy po prostu odmĂłwienie RóşaĹca oraz udziaĹ we Mszy Ĺw. W gestach tych uczestniczyĹo takĹźe kilku naszych niewierzÄ cych przyjaciĂłĹ, ktĂłrych zdumiaĹa powaga oraz gĹÄbia tego, co siÄ wydarzaĹo: nie jaĹowe âodwoĹanieâ, ale dotykalny znak jego ObecnoĹci, tutaj i teraz. Antonella i Maurizio, Rzym
OD PACZKI Z BANKU SOLIDARNOĹCI DO MAĹĹťEĹSTWA Jeszcze piÄÄ lat temu moje Ĺźycie byĹo ânormalneâ: miaĹam pracÄ, dom, mĂłj mÄ Ĺź pracowaĹ, mieliĹmy cĂłrkÄ; kiedy zaszĹam w ciÄ ĹźÄ z drugÄ cĂłrkÄ , straciĹam pracÄ i wtedy zaczÄ Ĺ siÄ bardzo trudny czas. WkrĂłtce zostaliĹmy eksmitowani z domu i straciliĹmy praktycznie wszystko. Pewnego dnia, nie wiedzÄ c juĹź, co robiÄ, zadzwoniĹam do ksiÄdza Leo i opowiedziaĹam mu o swojej sytuacji. On mnie wysĹuchaĹ i kazaĹ mi zadzwoniÄ do Cassiano, odpowiedzialnego za Stowarzyszenie MiĹosierdzia Ĺw. Wincentego Ă Paolo, ktĂłry natychmiast znalazĹ nam mieszkanie. W miÄdzyczasie skontaktowaliĹmy siÄ takĹźe z wolontariuszami Banku SolidarnoĹci, ktĂłrzy zaczÄli przynosiÄ nam paczki ĹźywnoĹciowe. Mnie i mojego mÄĹźa Antonia, ktĂłry przeĹźywaĹ trudny okres â byĹ wĹciekĹy przede wszystkim na Boga i przestaĹ siÄ modliÄ â bardzo zdumieli wolontariusze z Banku. Nie tylko przynosili nam ĹźywnoĹÄ, ale spÄdzali z nami czas, nigdy nas nie osÄ dzajÄ c, ale po prostu dajÄ c nam Ĺwiadectwo, Ĺźe sÄ . Ja w swoim sercu modliĹam siÄ za nich i za mojÄ rodzinÄ i pewnego dnia wydarzyĹo siÄ to, co dla mnie jest maĹym cudem. MĂłj mÄ Ĺź Antonio mĂłwi mi: âJak moĹźemy odwzajemniÄ pomoc, ktĂłrej udzielajÄ nam te osoby? Dlaczego my takĹźe nie mielibyĹmy ofiarowaÄ naszego czasu jako wolontariusze Banku?â. W ten sposĂłb Antonio zaczÄ Ĺ pracowaÄ jako wolontariusz, a przede wszystkim znĂłw zaczÄ Ĺ siÄ modliÄ. To mnie zaskoczyĹo najbardziej i mnie takĹźe kazaĹo kroczyÄ prawdziwÄ drogÄ . W 2011 roku po raz trzeci zaszĹam w ciÄ ĹźÄ i tutaj takĹźe, gdyby nie Bank i ksiÄ dz Leo, nie wiedzielibyĹmy, co robiÄ. Oni wszyscy nie mĂłwili nam, jak mieliĹmy postÄpowaÄ, ale postawili nas przed cudem Ĺźycia. Nie zostawili nas samych i towarzyszyli nam poprzez przyjaźŠi wiarÄ. Szczytem, o ile nie punktem wyjĹcia, tej przygody byĹ chrzest Ĺw. dwĂłjki naszych mĹodszych dzieci w 2011 roku oraz nasz chrzeĹcijaĹski Ĺlub w maju ubiegĹego roku. ZostaĹam katoliczkÄ , nie doszĹoby do tego jednak, gdybym nie spotkaĹa tych wszystkich osĂłb i gdybym nie rozpoznaĹa Pana poprzez nawrĂłcenie mojego mÄĹźa Antonia. Giovanna
âJEĹLI JEZUS ISTNIEJE, MUSI MIEÄ OBLICZE TYCH PRZYJACIĂĹâ NajdroĹźszy ksiÄĹźe JuliĂĄnie, uczestniczyĹem w Meetingu, towarzyszÄ c mĹodzieĹźy GS z Varese. W ĹrodÄ rano zrobiliĹmy assembleÄ w hotelu przed wyjĹciem na targi ostatniego dnia. GĹos zabraĹ pewien chĹopiec, ktĂłry przyjechaĹ z GS po raz pierwszy. OpowiedziaĹ, czym byĹ dla niego Meeting. Jego wypowiedĹş wywarĹa na mnie wielkie wraĹźenie ze wzglÄdu na jej bĹyskotliwoĹÄ oraz szczeroĹÄ osÄ du. Nie widzieliĹmy siÄ juĹź potem wiÄcej ani nie rozmawialiĹmy telefonicznie. Dwa tygodnie temu zadzwoniĹa do mnie jednak Cinzia i powiedziaĹa, Ĺźe ten chĹopak, jej uczeĹ, chciaĹby siÄ ze mnÄ zobaczyÄ. OpowiedziaĹ mi o sobie i swojej rodzinie, niewierzÄ cej, ĹźyjÄ cej z dala od KoĹcioĹa (z tego powodu nie zostaĹ ochrzczony). Od jakiegoĹ czasu spotyka siÄ z przyjaciĂłĹmi z GS. PowiedziaĹ mi: âZrozumiaĹem, Ĺźe jeĹli Jezus istnieje, musi mieÄ oblicze tych przyjaciĂłĹ, ktĂłrych spotkaĹem. Ja takĹźe chcÄ przyjÄ Ä chrzest Ĺw.â. ZaskoczyĹ mnie zupeĹnie z dwĂłch powodĂłw: po pierwsze, to, Ĺźe chĹopak w jego wieku prosi o chrzest Ĺw., to prawdziwy cud; po drugie, z powodu sposobu, w jaki Tajemnica po raz kolejny caĹkowicie mnie obezwĹadniĹa. W czasie Dnia Inauguracji Roku Pracy opisaĹeĹ dokĹadnie to, co przeĹźywam. Po raz kolejny KtoĹ, kto okazuje mi tyle litoĹci, Ĺźe pozwala wydarzaÄ siÄ rzeczom na moich oczach, upodobaĹ mnie sobie. Mnie, czĹowieka czÄsto zajÄtego w swojej ograniczonoĹci zacieĹnianiem swoich przestrzeni zgodnie ze swojÄ miarÄ po to, by mĂłc ĹźyÄ spokojnie. ks. Simone
DOBRA TÄSKNOTA BÄDÄCA POTÄĹťNYM MOTOREM Publikujemy list chĹopaka, ktĂłry wyjechaĹ na stypendium do Australii. CzeĹÄ przyjaciele, piszÄ do was, by opowiedzieÄ wam o moim doĹwiadczeniu, ktĂłre wkrĂłtce siÄ zakoĹczy. Na krĂłtko przed wyjazdem poszedĹem na SzkoĹÄ WspĂłlnoty prowadzonÄ przez ksiÄdza CarrĂłna. MĂłwiĹ on wĹaĹnie o tÄsknocie. MĂłwiĹ, Ĺźe nie wolno jej wyrzucaÄ ani ukrywaÄ, ale Ĺźe trzeba stawiÄ jej czoĹa i Ĺźe naprawdÄ jest najsilniejszym motorem pozwalajÄ cym ĹźyÄ tak jak na ludzi przystaĹo. Kiedy usĹyszaĹem te sĹowa, wydaĹy mi siÄ fascynujÄ ce, nie byĹy jednak moje (i pomyĹleÄ, Ĺźe to jest wĹaĹnie doĹwiadczenie, ktĂłre przeĹźyĹem w zwiÄ zku ze ĹmierciÄ taty), czuĹem, Ĺźe sÄ mi odlegĹe. Jak brak mĂłgĹ byÄ motorem? Kiedy przyjechaĹem do Australii, pytania te wybuchĹy. TÄsknota za domem byĹa (i jest) ogromna. A szkoĹa tylko powiÄkszyĹa tÄ tÄsknotÄ. Nie potrafiÄ potwierdzaÄ tego, kim jestem, w tak obcym Ĺrodowisku, kiedy jestem sam. Uznanie tego faktu zmieniĹo mojÄ postawÄ. Na poczÄ tku prĂłbowaĹem zrozumieÄ, jak siÄ ustawiÄ, jak byÄ sobÄ itd. Kiedy jednak przekonaĹem siÄ, Ĺźe sam nie dam rady, zaczÄ Ĺem siÄ modliÄ. ByĹa to dla mnie najbardziej naturalna rzecz w tamtym momencie. Nawet o tym nie pomyĹlaĹem, dopiero potem uĹwiadomiĹem sobie to, co juĹź robiĹem. Tam tÄsknota staĹa siÄ Ĺrodkiem, czymĹ dla mnie niewyobraĹźalnym jeszcze niedawno, to juĹź nie âpomimo tÄsknotyâ, ale âdziÄki niejâ ĹźyjÄ i w ten sposĂłb potwierdzam siebie. Nie myĹlcie, Ĺźe zrobiĹem nie widomo co, po prostu ĹźyjÄ, podÄ ĹźajÄ c za moim pragnieniem, jestem sobÄ , a najlepsze jest to, Ĺźe ludzie to zauwaĹźajÄ i siÄ zmieniajÄ , zaczynajÄ dziaĹaÄ. A wydarzyĹy siÄ niewiarygodne cuda. Na przykĹad w ubiegĹym tygodniu zorganizowaliĹmy wieczĂłr ĹpiewĂłw, niesamowite jest jednak to, Ĺźe poprosiĹy o to dwie mĹode Australijki, widziaĹy naszÄ pasjÄ do Ĺpiewu i podjÄĹy dziaĹanie. I ta tÄsknota kazaĹa mi stanÄ Ä wobec mĹodych ludzi w sposĂłb niebÄdÄ cy pewnikiem, i zawiÄ zaĹy siÄ zdumiewajÄ ce przyjaĹşnie. Nie daĹoby siÄ wyjaĹniÄ tego wszystkiego, gdyby opieraĹo siÄ to na naszym wysiĹku, jesteĹmy mali (czÄsto moja sĹaboĹÄ wyĹaniaĹa siÄ w ĹźaĹosny sposĂłb), a jednak jesteĹmy wezwani do wielkich rzeczy. ZaskoczyĹa mnie wypowiedĹş chĹopaka, ktĂłry pisze: my, chrzeĹcijanie, jesteĹmy wezwani do tego, by wpĹywaÄ na Ĺwiat. Gdy przeczytaĹem to pierwszy raz, wydaĹo mi siÄ rzeczÄ absurdalnÄ typu: idziemy w Ĺwiat, by nawracaÄ ludzi. Potem jednak, czytajÄ c po raz kolejny, majÄ c przed oczami to, co mi siÄ przydarzyĹo, zmieniĹo siÄ wszystko, wpĹynÄliĹmy na Ĺwiat (na drugÄ czÄĹÄ Ĺwiata), bÄdÄ c po prostu sobÄ w zwykĹych rzeczach, takich jak nauka, towarzystwo i Ĺpiew. To niesamowite, Ĺźe choÄ w tak niestabilnej sytuacji, nigdy nie byĹem tak bardzo pewny i, co wiÄcej, stajÄ siÄ coraz pewniejszy. Giovanni
Z PIELGRZYMKÄ DO CHARTRES WRAZ Z MOIMI PRZYJACIĂĹMI MĂłwiÄ bez owijania w baweĹnÄ: nie mam daru modlitwy do Panny Maryi. Ma zapewne w tym swĂłj udziaĹ burĹźuazyjny klimat kontekstu, w ktĂłrym ĹźyjÄ, oraz moje wychowanie. Nie znaczy to jednak, Ĺźe w moim Ĺźyciu nie ma miejsca dla Maryi. WierzÄ, Ĺźe jest MatkÄ Jezusa, ale zdajÄ sobie sprawÄ, Ĺźe od tego faktu do naturalnej poboĹźnoĹci maryjnej jest jeszcze daleka droga. Moja droga ânawrĂłceniaâ rozpoczÄĹa siÄ kilka lat temu wraz z pielgrzymkÄ do Chartres, na ktĂłrÄ zaprosili mnie przyjaciele z ParyĹźa. Zawsze pociÄ gaĹa mnie ta katedra, mimo Ĺźe nigdy nie postawiĹam w niej stopy, znaĹam jÄ tylko z ilustracji. Nigdy teĹź nie przywiÄ zywaĹam wagi do aspektu kultu maryjnego, ktĂłry stoi u jej poczÄ tkĂłw. Z pewnoĹciÄ do udziaĹu w pielgrzymce popchnÄĹa mnie obecnoĹÄ przyjaciĂłĹ. W tym roku powrĂłciĹam tu po raz trzeci, pociÄ giem, jak zawsze, i jak zawsze zafascynowana piÄknem miejsca. Widok wszystkich przyjacióŠprzybywajÄ cych do gĹĂłwnej bramy â w tym roku byĹo ich ponad stu â ktĂłrzy przeszli kawaĹ drogi na piechotÄ, i wspĂłlne odmĂłwienie modlitwy AnioĹ PaĹski byĹo jak zawsze poruszajÄ cym momentem. TakĹźe Msza Ĺw. odprawiona w krypcie byĹa bardzo mocnym przeĹźyciem. CzekajÄ c obok portalu krĂłlewskiego na godzinÄ powrotu do ParyĹźa, zadaĹam sobie pytanie, dlaczego spotkanie z PannÄ MaryjÄ w tym sanktuarium nie wywoĹuje we mnie oporu, ktĂłrego doĹwiadczaĹam zawsze w innych miejscach bÄdÄ cych celem pielgrzymek. MyĹlÄ, Ĺźe powody sÄ róşne. Po pierwsze, obecnoĹÄ przyjaciĂłĹ: widziaĹam ich tam modlÄ cych siÄ jak dzieci przed figurÄ Panny Maryi w cieniu wielkiej nawy. NastÄpnie ta katedra, Maryja mieszka w niej niczym w cudownej, kamiennej szkatule, naprawdÄ godnej Jej osoby. Tutaj wszystko jest znakiem PiÄkna, ktĂłre za Jej poĹrednictwem przyszĹo na Ĺwiat. Wreszcie w Chartres znalazĹam MadonnÄ, ktĂłra nie sprawia wraĹźenia bycia w centrum kultu. Przeciwnie, w tym sanktuarium zajmuje to samo miejsce, ktĂłre ma w Jerozolimie, przy boku swojego Pana i Boga, Chrystusa, w majestacie zasiadajÄ cego na krĂłlewskim tronie. Matka Boga przynaleĹźy do niebieskiego miasta oraz do miasta ziemskiego, tutaj, gdzie my trudzimy siÄ, by dotrzeÄ tam, gdzie Ona jest juĹź teraz. Klaartje, Gand (Belgia)
PAMIÄÄ O TYM TAK ISTOTNYM MOMENCIE UpĹynÄ Ĺ dokĹadnie miesiÄ c, odkÄ d nasz dwuletni syn znalazĹ siÄ w szpitalu z powodu choroby, ktĂłra wĂłwczas nie zostaĹa jeszcze nazwana. PoĹrĂłd tysiÄ ca cierpieĹ (badaĹ krwi, gastroskopii, róşnych terapii itd.) pierwsze dni byĹy zdominowane przez uczucia strachu i osamotnienia, a przede wszystkim niepewnoĹci co do przyszĹoĹci naszego syna i caĹej rodziny. Gdyby nie te âfragmenty rzeczywistoĹciâ (telefony od przyjaciĂłĹ, smsy, konkretne gesty) wkraczajÄ ce w nasze dni, ktĂłrych rytm wyznaczaĹy podróşe miÄdzy domem a szpitalem, zmuszajÄ ce nas do zadania sobie pytania, co my tam robimy, obok Ĺóşka na oddziale pediatrycznym, prawdopodobnie nie pragnÄlibyĹmy wspĂłĹdzieliÄ tego, co nam siÄ przydarzyĹo. Gdy zastanawialiĹmy siÄ nad wszystkim ponownie, staĹo siÄ oczywiste to, jak prawdziwe jest zdanie mĂłwiÄ ce, Ĺźe âkaĹźda przynaleĹźnoĹÄ musi, chcÄ c nie chcÄ c, przejĹÄ przez weryfikacjÄ codziennego truduâ. A co to dopiero za trud choroba dwuletniego dziecka! Pojawia siÄ nieco zĹoĹci, gdy czĹowiek zadaje sobie pytanie, dlaczego ktoĹ musi zostaÄ przebudzony przez tak wielkie wydarzenia (czy nie wystarczyĹo posĹuchaÄ piÄknego Ĺwiadectwa?), szybko jednak ta zĹoĹÄ ustÄ piĹa miejsca uczuciu gĹÄbokiej wdziÄcznoĹci. WĹaĹnie wtedy, gdy zaczÄĹy pojawiaÄ siÄ nieoczekiwane komplikacje, mimo Ĺźe choroba zostaĹa juĹź zdiagnozowana, staĹo siÄ oczywiste, Ĺźe nic juĹź nie bÄdzie tak jak wczeĹniej. A wdziÄcznoĹÄ wypĹywa wĹaĹnie z faktu dostrzeĹźenia cierpliwoĹci Boga wobec nas, pomagajÄ cego nam na tej drodze, ktĂłrÄ jest nasze nawrĂłcenie, nawet wtedy gdy stoimy unieruchomieni obok Ĺóşeczka naszego syna. W Dniu Inauguracji Roku Pracy myĹleliĹmy o naszych przyjacioĹach; nie czuliĹmy siÄ âwykluczeniâ, co wiÄcej, czuliĹmy siÄ uprzywilejowani, bÄdÄ c z naszym dzieckiem w szpitalu, modlÄ c siÄ z nim za nie i za wszystkie cierpiÄ ce dzieci. Po powrocie do domu, gdy stan zdrowia siÄ poprawiĹ, dni paradoksalnie staĹy siÄ jeszcze trudniejsze; pytaliĹmy, dlaczego tak jest. Dlaczego jest siÄ bardziej âsobÄ â, krÄ ĹźÄ c miÄdzy domem a szpitalem i towarzyszÄ c choremu dziecku niĹź chodzÄ c do pracy, realizujÄ c swoje pasje w wolnym czasie i robiÄ c tysiÄ ce innych rzeczy? I znĂłw powĂłd jest oczywisty: otóş te dni byĹy przeĹźywane jako ofiara i proĹba o wszystko. To wszystko, co moĹźna nazwaÄ istotÄ , to znaczy relacjÄ z Nim. I w ten sposĂłb chcemy intensywnie przeĹźywaÄ nasze dni: majÄ c w pamiÄci te dwadzieĹcia dni spÄdzonych w szpitalu, gdzie nasze Ĺźycie nie byĹo rozproszone, a cierpienie byĹo prawdziwsze. Nasz syn bÄdzie zmagaĹ siÄ z chorobÄ przez caĹe Ĺźycie, to jednak teraz nas nie przygnÄbia. BÄdzie to okazja do pamiÄci o tym, co byĹo naszÄ drogÄ nawrĂłcenia, oraz o BoĹźym MiĹosierdziu. Enrico i Tatyana
ROZMOWA, KTĂRA POSTAWIĹA MNIE NA ROZDROĹťU Drogi ksiÄĹźe CarrĂłnie, spÄdziĹam kilka tygodni w Belgii, gdzie uczÄszczaĹam do letniej szkoĹy dziaĹajÄ cej przy tamtejszym uniwersytecie. MiaĹam tam okazjÄ spotkaÄ mĹodzieĹź z caĹej Europy. Pierwsza rzecz, ktĂłra mnie samÄ zdumiaĹa, to niesamowita ciekawoĹÄ, jaka mnie przepeĹniaĹa w stosunku do nich. Generalnie jestem bardzo nieĹmiaĹa, zawsze czekam, by to inni wyszli mi naprzeciw, a tymczasem przy nich odczuwaĹam stale napiÄcie, by zobaczyÄ, co takiego mogli wnieĹÄ w moje Ĺźycie. ZwaĹźywszy na to, jaka jestem, jest to juĹź pierwsza przemiana, zaszĹa byÄ moĹźe pod wpĹywem nieustannego nawoĹywania do otwartoĹci na Ĺwiat, na ktĂłrÄ kĹadziecie nacisk razem z PapieĹźem. Druga rzecz to rozmowa, jakÄ odbyĹam z pewnym chĹopakiem. Ten Hiszpan po dwĂłch dniach znajomoĹci powiedziaĹ, Ĺźe jest homoseksualistÄ . Dwa wieczory później w czasie pogawÄdki dodaĹ: âChciaĹbym mieÄ w przyszĹoĹci dziecko z moim towarzyszemâ. Ten moment byĹ dla mnie naprawdÄ decydujÄ cy. ZauwaĹźyĹam, Ĺźe stojÄ na rozdroĹźu: nie odpowiadaÄ i pozwoliÄ, by rozmowa potoczyĹa siÄ dalej jakby nigdy nic, albo potraktowaÄ caĹÄ sytuacjÄ powaĹźnie i odpowiedzieÄ. Zignorowanie tego wyzwania to byĹoby zbyt maĹo. Jak mogÄ zobaczyÄ, co rzeczywistoĹÄ ma mi do zaoferowania, jeĹli potem w obliczu pierwszej prowokacji postanawiam siÄ wycofaÄ? W ten sposĂłb powiedziaĹam mu: âWiesz, nie sÄ dzÄ, Ĺźeby byĹo to coĹ wĹaĹciwegoâ. StÄ d zrodziĹ siÄ przepiÄkny dialog, bardzo trudny, poniewaĹź dyskusja na podobny temat miÄdzy nami albo w towarzystwie, ktĂłre jest zainteresowane problemem tylko w abstrakcyjny i zdystansowany sposĂłb, a z kimĹ, kto naprawdÄ odczuwa go jako naglÄ cÄ potrzebÄ, to coĹ zupeĹnie innego. MusiaĹam wyjĹÄ poza swoje âjaâ i powiedzieÄ jasno i bez ogrĂłdek, kim jestem, co mnie stanowi i jakÄ nowoĹÄ spotkaĹam. To niesamowite, poniewaĹź chĹopak ten zaczÄ Ĺ nastÄpnie tworzyÄ caĹÄ seriÄ âsytuacji typuâ i musiaĹam mu powiedzieÄ, jak zachowaĹabym siÄ w róşnych przypadkach (w rodzaju: a jeĹli teraz zajdziesz w ciÄ ĹźÄ? A jeĹli urodzisz chore dziecko?). Im dĹuĹźej z nim rozmawiaĹam, tym bardziej uĹwiadamiaĹam sobie, z nigdy wczeĹniej niedoĹwiadczanÄ jasnoĹciÄ , Ĺźe kryterium, na ktĂłrym opierajÄ siÄ wszystkie moje decyzje, jest takie samo: ĹwiadomoĹÄ tego, Ĺźe zostaĹo mi obiecane szczÄĹcie, nawet jeĹli rzeczywistoĹÄ oferuje mi rzeczy, ktĂłrych ja bym sobie nie ĹźyczyĹa, albo nie pozwala mi mieÄ tego, co bym chciaĹa, nawet jeĹli zgodnie z moimi planami wszystko powinno byĹo potoczyÄ siÄ inaczej. Nic by siÄ nie wydarzyĹo, gdybym na poczÄ tku udawaĹa, Ĺźe nic siÄ nie dzieje. NaprawdÄ prawdziwe jest to, co niedawno powiedziaĹ nam jeden z przyjaciĂłĹ: âPrawdziwa misja polega na byciu sobÄ , zawszeâ. Veronica
SZKOĹA WSPĂLNOTY: NIEUSTANNE ODKRYWANIE To, co widzÄ podczas SzkoĹy WspĂłlnoty â byÄ moĹźe dlatego, Ĺźe teraz przeĹźywam jÄ , odczuwajÄ c bardziej ponaglajÄ cÄ potrzebÄ â to ânieustanne przekraczanie granic ludzkich moĹźliwoĹciâ, ktĂłre jest znakiem Jego obecnoĹci. Tak jak dali o tym Ĺwiadectwo niektĂłrzy z nas podczas ostatniej SzkoĹy WspĂłlnoty. M., odkrywszy, Ĺźe jej wnuk (14 lat) bierze narkotyki wraz z grupÄ swoich rĂłwieĹnikĂłw, razem z rodzinÄ powziÄĹa inicjatywÄ, stwierdzajÄ c, Ĺźe brakuje drogi wiary; zaproponowaĹa wiÄc w szkole, do ktĂłrej uczÄszcza ta mĹodzieĹź â gdzie wczeĹniej jedynym rozwiÄ zaniem w takiej sytuacji byĹo wyrzucenie ze szkoĹy i gdzie nie ma ani jednej godziny lekcji religii â Ĺźe wraz z niÄ moĹźe uczestniczyÄ w geĹcie charytatywnym. Dyrektorka szkoĹy przyjÄĹa tÄ propozycjÄ z entuzjazmem. C., ktĂłra wobec mechanicznych zastosowaĹ regulaminu w swojej szkole, publicznie mĂłwi, Ĺźe takie postÄpowanie zgniata osobÄ, poniewaĹź nie bierze pod uwagÄ jej potrzeb. A nastÄpnie odkrywa wobec otÄpiaĹych spojrzeĹ innych, Ĺźe jest tak pewna, poniewaĹź ona nieustannie doĹwiadcza spojrzenia, ktĂłre jÄ obejmuje ze wzglÄdu na to, co jest jej najprawdziwszÄ potrzebÄ . Albo C., opowiadajÄ ca o swojej przyjaciĂłĹce z czasĂłw dzieciĹstwa, z ktĂłrÄ chodziĹa razem do szkoĹy. Ta przyjaciĂłĹka zawsze dzwoni do niej zdoĹowana i przybita, nieustannie narzekajÄ c na wszystko do tego stopnia, Ĺźe C. przestaĹa odbieraÄ od niej telefony. AĹź do momentu, gdy dwa tygodnie temu, czytajÄ c fragment o doĹwiadczeniu, postanowiĹa odebraÄ. PrzyjaciĂłĹka jest taka jak zawsze, ale C. nie. MĂłwi, Ĺźe jedyna róşnica miÄdzy nimi polega na tym, Ĺźe ona idzie drogÄ , na ktĂłrej jest wychowywana do wiary, a jest to jedyne, co czyni jÄ zadowolonÄ ; nie jest to Ĺźadna âwspĂłlnota terapeutycznaâ, ale wszystko, co ma w Ĺźyciu, caĹe jej Ĺźycie. Teraz za kaĹźdym razem, gdy przyjaciĂłĹka do niej dzwoni, robiÄ razem SzkoĹÄ WspĂłlnoty. NastÄpnie D., ktĂłry opowiada, Ĺźe jeĹźdĹźÄ c samochodem, gdy jest duĹźy ruch, widzi wiele rozwĹcieczonych i agresywnych osĂłb. KtoĹ go wyzywa, a on moĹźe spojrzeÄ na jego czĹowieczeĹstwo, na jego przeznaczenie w odmienny sposĂłb. Ta nowa rzecz przydarza siÄ takĹźe mnie â miÄdzy innymi w relacjach w pracy, przede wszystkim z jednÄ osobÄ â Ĺźarliwa miĹoĹÄ do krzyku jej serca, Ĺźarliwe pragnienie, by Go spotkaĹa. Daniela, Lima (Peru)
PROĹBA O ZAPISANIE Drogi ksiÄĹźe JuliĂĄnie, w ostatnich latach zrodziĹa siÄ we mnie wdziÄcznoĹÄ Bogu za spotkanie (nigdy osobiste) z ksiÄdzem Giussanim. ChcÄ c jeszcze bardziej pogĹÄbiÄ Ĺźycie charyzmatem Ruchu, takĹźe w zwiÄ zku z 60-leciem istnienia Ruchu, postanowiĹem zwrĂłciÄ siÄ z proĹbÄ o przyjÄcie mnie do Bractwa. Dla mnie znaczy to, Ĺźe nie chcÄ, by przewaĹźaĹ we mnie mĂłj kaprys, ale chcÄ, by gĂłrÄ braĹo dziaĹanie Boga: jeĹli On prowadzi mnie dziÄki tym spotkaniom, z mojej strony muszÄ eliminowaÄ wciÄ Ĺź opĂłr, by Chrystus mĂłgĹ uczyniÄ z moim Ĺźyciem to, czego On chce. Tym gestem przylgniÄcia pragnÄ bardziej pogĹÄbiÄ relacjÄ z Jezusem oraz Ruchem, ktĂłry dodaje mi odwagi do rozpoznawania Jego dziaĹania w kaĹźdej konkretnej okolicznoĹci. ks. Marco
PLAKAT BOĹťONARODZENIOWY ĹWIATĹO DZIECIÄTKA Giuseppe Frangi Pod koniec pierwszego dziesiÄciolecia XVII wieku garstka artystĂłw pochodzÄ cych z Utrechtu w Holandii przybywa do Rzymu w zwiÄ zku z otrzymanym zamĂłwieniem. Tutaj poddajÄ siÄ urokowi nowoĹci caravaggionizmu. WĹrĂłd tych artystĂłw byĹ takĹźe Gerrit van Honthorst, ktĂłry miaĹ przejĹÄ do historii jako Gherardo delle Notti. Nie trzeba wyjaĹniaÄ ĹşrĂłdĹa tego zitalianizowanego pseudonimu: Adoracja pasterzy, obraz przechowywany dzisiaj w Galerii Uffizich, jest doskonaĹym symbolem stylu opierajÄ cego siÄ na âefektach specjalnychâ nokturnĂłw. PĹĂłtno to, o ogromnych rozmiarach, ma ciekawÄ historiÄ: zostaje wykonane w 1620 roku we Florencji na zamĂłwienie patrycjusza Piera Guicciardiniego do kaplicy wiÄkszej koĹcioĹa Ĺw. Felicyty (gdzie znajduje siÄ takĹźe znane pĹĂłtno Jacopa da Pontormo ZdjÄcie z krzyĹźa). W 1863 roku, uzasadniajÄ c swojÄ propozycjÄ tym, Ĺźe miejsce, w ktĂłrym znajdowaĹ siÄ dotychczas obraz, byĹo zbyt ciemne, Ăłwczesny dyrektor Uffizich przekonaĹ spadkobiercĂłw Guicciardinich do odstÄ pienia obrazu Galerii, gdzie miaĹ byÄ lepiej wyeksponowany. W 1993 roku wisiaĹ na podeĹcie schodĂłw przylegajÄ cych do ulicy Georgofili. W ten sposĂłb pĹĂłtno dosiÄgĹa fala uderzeniowa pochodzÄ ca z wybuchu bomby podĹoĹźonej podczas zamachu, do ktĂłrego doszĹo 27 maja tego samego roku. Dzisiaj z pĹĂłtna zostaĹa, jak mĂłwi tytuĹ ksiÄ Ĺźki poĹwiÄconej jego restauracji, tylko âliryczna pozostaĹoĹÄâ. BoĹźonarodzeniowy plakat unaocznia nam wiÄc obraz, po ktĂłrym dzisiaj pozostaĹ tylko Ĺlad (nawet jeĹli identyczna replika jest zachowana w Wallraf Museum w Kolonii). WidaÄ, Ĺźe jest to obraz carravaggisty, ktĂłry jednak inaczej zaadaptowaĹ ĹwiatĹo charakterystyczne dla zaĹoĹźyciela szkoĹy. Tutaj ĹşrĂłdĹem ĹwiatĹa jest samo DzieciÄ tko, zgodnie z bardzo szczÄĹliwym rozwiÄ zaniem wprowadzonym juĹź sto lat wczeĹniej przez Correggia. PiÄkno kompozycji, delikatnoĹÄ gestĂłw (zwĹaszcza gestu Maryi, ktĂłra podnosi przeĹcieradĹo, by pokazaÄ Syna pasterzom) oraz spojrzeĹ czyni z obrazu niezwykle udanÄ kompozycjÄ, cieszÄ cÄ siÄ wielkÄ popularnoĹciÄ i rozgĹosem. KochaĹ je takĹźe Roberto Longhi, wielki historyk sztuki, prawdziwy odkrywca Caravaggia, ktĂłry w swoich zbiorach posiadaĹ mniejszÄ i bardziej osobistÄ wersjÄ tegoĹź obrazu.
PAN JEST PASTERZEM MOIM Nie miaĹem nawet najmniejszej ĹmiaĹoĹci przypuszczaÄ, Ĺźe podjÄcie gestu charytatywnego wobec innych, wynikajÄ ce z napotkanych okolicznoĹci, ale rĂłwnieĹź z faktycznej osobistej potrzeby, okaĹźe siÄ dla mnie przede wszystkim gestem miĹoĹci Pana Boga wobec mnie. ĹmierÄ zawsze niesie ze sobÄ wiele emocji, ĹmierÄ bliskiej osoby pozostawia trwaĹe Ĺlady w sercu. Tato. Dla mnie, od chwili, kiedy kilka lat temu umarĹ mĂłj Tato, ĹmierÄ ârodziâ teĹź poczucie nadziei i ufnoĹÄ w Ĺźycie wieczne. Kluczem staĹ siÄ Psalm 23. Ten psalm w absolutnie niezwykĹy sposĂłb towarzyszyĹ Ĺmierci mojego Taty i byĹ â do dzisiaj jest â lekarstwem na bĂłl spowodowany utratÄ bliskiej osoby oraz pomocÄ w rozumieniu koĹca ziemskiej drogi kaĹźdego. Pan Marek. Kiedy dwa lata temu podczas wakacji Ruchu pan Marek wspinaĹ siÄ gĂłrskÄ ĹcieĹźkÄ ku wiecznoĹci, dwĂłjka rozbrykanych dzieci, jakby naĹladujÄ c chĂłr z oddali, ĹpiewaĹa, faĹszujÄ c nieco: âPan jest Pasterzem moimâ. Późniejsze uĹwiadomienie sobie tych okolicznoĹci stanowiĹo dla mnie oczywiste wyjaĹnienie celu ostatniej drogi pana Marka. Pola! PeĹna Ĺźycia, choÄ nieuleczalnie chora siedmioletnia dziewczynka. Przykuta do Ĺóşka dotarĹa do wybranych osĂłb, by przekazaÄ im najwaĹźniejsze przesĹanie, to samo, choÄ dla kaĹźdego inaczej wypowiedziane â wypowiedziane, mimo Ĺźe Pola juĹź wtedy nie mĂłwiĹa. PoĹrĂłd baĹaganu w Ĺwiecie i beznadziejnej pogoni czĹowieka za wiatrem, mimo pÄdzÄ cych wskazĂłwek zegara i wirtualnego substytutu rzeczywistoĹci, BĂłg jest i objawia siÄ w miejscach i osobach niezwykĹych. Przychodzi i daje nam szansÄ pĂłjĹcia za. PolÄ spotkaĹem dziÄki wielu okolicznoĹciom, ktĂłre dopiero teraz, po jej Ĺmierci, potrafiÄ odczytaÄ jako ciÄ g zaleĹźnych i chronologicznych zdarzeĹ, ktĂłre dotykaĹy nie tylko mnie, ale i moich bliskich. TakĹźe inne spotkane w tym czasie osoby wydajÄ mi siÄ wybrane i starannie dobrane do tego, co siÄ wydarzaĹo. Spotkanie przeze mnie Ruchu ponad trzy lata temu oraz zapotrzebowanie na zaangaĹźowanie siÄ Ruchu w gest charytatywny teĹź nie byĹy przypadkowe, bo z niezwykĹÄ precyzjÄ , w gÄ szczu spraw codziennego Ĺźycia, trafiĹy w sedno poszukiwaĹ odpowiedzi na moje trudne Ĺźyciowe pytania. Warto dodaÄ, Ĺźe inicjatywa w tych sytuacjach nie byĹa moja i pojawiaĹa siÄ nieoczekiwanie. Wspomniany gest charytatywny polegaĹ w duĹźym uproszczeniu na towarzyszeniu Poli i jej rodzicom, w miarÄ moĹźliwoĹci fizycznym â w co zaangaĹźowaĹa siÄ grupa kilku osĂłb â ale takĹźe przez pamiÄÄ i modlitwÄ, ktĂłrÄ podjÄĹa caĹa wspĂłlnota. WspominajÄ c dzisiaj ostatni rok, jestem przekonany, Ĺźe Pola przez dzieciÄce wzrastanie, mimo Ĺźe okupione okrutnym wysiĹkiem i bĂłlem, daĹa swoim rodzicom peĹniÄ radoĹci, staĹa siÄ najcenniejszym owocem i jednoczeĹnie niewyczerpanym spoiwem ich jednoĹci. Dla mojej cĂłrki Pola byĹa i jest najbliĹźszÄ i prawdziwÄ przyjaciĂłĹkÄ , z ktĂłrÄ przeĹźyĹy niezwykĹe i tajemnicze przygody. Dla mojej rodziny staĹa siÄ nowÄ i niekwestionowanÄ ObecnoĹciÄ . Dla wielu osĂłb, takĹźe z Ruchu, staĹa siÄ inspiracjÄ do odkrywania czystego piÄkna i prawdziwej wartoĹci Ĺźycia. Przez dziewczÄcÄ urodÄ i dzieciÄcÄ radoĹÄ Ĺźycia, przez mÄstwo i pokorÄ w cierpieniu, przez chrzest Ĺw., ktĂłrego byliĹmy Ĺwiadkami, przez krzyĹź jej i jej rodzicĂłw, ktĂłrego ciÄĹźaru nie potrafimy sobie wyobraziÄ, oraz przez okolicznoĹci jej Ĺmierci, Pola zaĹwiadczyĹa o Ĺźywej obecnoĹci Chrystusa tu i teraz. Dla mnie Pola byĹa ĹźywÄ ObecnoĹciÄ . W niedzielÄ 12 paĹşdziernika, gdy Pola zamieszkaĹa w domu PaĹskim po najdĹuĹźsze czasy, w niebie byĹa radoĹÄ i wesele. Dla mnie ten dzieĹ, mimo smutku z powodu utraty bliskiej osoby, przyniĂłsĹ przejmujÄ ce zdumienie ObecnoĹciÄ , ktĂłrej doĹwiadczyĹem. Tego dnia caĹy KoĹcióŠĹpiewaĹ Psalm 23. Do tamtej pory nie zdawaĹem sobie sprawy, jak blisko byĹ Chrystus, ktĂłrego mogĹem nawet przytuliÄ. Witek, KrakĂłw
Czytania i psalm na niedzielÄ, 12 paĹşdziernika 2014 r.: Iz 25,6-10a; Ps 23,1-6; Flp 4,12-14,19-20; Ef 1,17-18; Mt 22,1-14. Ps 23,1-6. Refren: Po wieczne czasy zamieszkam u Pana Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie. Pozwala mi leĹźeÄ na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogÄ odpoczÄ Ä, orzeĹşwia mojÄ duszÄ. Wiedzie mnie po wĹaĹciwych ĹcieĹźkach przez wzglÄ d na swojÄ chwaĹÄ. ChociaĹźbym przechodziĹ przez ciemnÄ dolinÄ, zĹa siÄ nie ulÄknÄ, bo Ty jesteĹ ze mnÄ . Kij TwĂłj i laska pasterska sÄ mojÄ pociechÄ . StóŠdla mnie zastawiasz na oczach mych wrogĂłw. Namaszczasz mi gĹowÄ olejkiem, obficie napeĹniasz mĂłj kielich. DobroÄ i Ĺaska pĂłjdÄ w Ĺlad za mnÄ przez wszystkie dni Ĺźycia. I zamieszkam w domu Pana po najdĹuĹźsze czasy. Buen Camino! |