Ślady
>
Archiwum
>
2014
>
marzec / kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer 2 / 2014 (marzec / kwiecieĹ) Ĺťycie CL. Mediolan âĹťadne tam wciÄ ganie wioseĹ...â Spotkanie miaĹo odbyÄ siÄ w domu rodzicĂłw Giorgia w Dergano, w jednej z mediolaĹskich dzielnic, gdzie dorastali oraz gdzie zrodziĹa siÄ ich przyjaĹşĹ. Zawsze nierozĹÄ czni, zawsze razem. Spotkali Ruch, podÄ ĹźajÄ c róşnymi drogami, jedni wczeĹniej, drudzy później. Luca Fiore Marco, Franco, Claudio i Giorgio patrzÄ sobie w twarz, siedzÄ c wokóŠstoĹu w pĂłĹcieniu, okiennice sÄ zamkniÄte, poniewaĹź dom jest niezamieszkaĹy. Jeden z nich ma jakiĹ problem, jest jednak jeszcze coĹ innego, co nie ukĹada siÄ pomyĹlnie od jakiegoĹ juĹź czasu. Nigdy nie rozmawiali o tym wprost. Dlatego nie mogli spotkaÄ siÄ tak jak zwykle w barze. Jest rok 1995. Wszyscy majÄ Ĺźony, dzieci, satysfakcjonujÄ cÄ pracÄ, nawet jakieĹ odpowiedzialnoĹci, jakÄ Ĺ âpozycjÄâ w Ĺźyciu Ruchu. Tak, ale czy to wystarczy do tego, by ĹźyÄ? Marco opowiada: âFranco powiedziaĹ nam: ÂŤIstotnie, Ĺźycie nam siÄ ukĹada, moĹźna dalej tak ĹźyÄ, udajÄ c, Ĺźe niczego nam nie brakuje, ale co z Jezusem? Czy dalej pragniemy relacji z Nim? Czy ma coĹ wspĂłlnego ze wszystkim innym?Âťâ. Po doĹwiadczeniu CLU oraz wspĂłlnoty mĹodych pracownikĂłw stopniowo spychali Go na margines, prawie w ogĂłle nie zwracajÄ c na to uwagi. Byli nawet zapisani do Bractwa, co oznaczaĹo wyjazd na Rekolekcje, Ĺźeby podczas wspĂłlnego obiadu zjeĹÄ ryby i spotkaÄ siÄ na Mszy Ĺw. co jakiĹ czas. Ich Ĺźycie biegĹo rĂłwnolegĹym torem. Wtedy natomiast podejmujÄ decyzjÄ na nowo. ZaczynajÄ na nowo. ChcÄ siÄ spotykaÄ nie dlatego, Ĺźe od zawsze byli przyjaciĂłĹmi, ale dla Jezusa. Nie wiedzÄ dobrze, co to oznacza, tylko przeczuwajÄ , czego potrzebujÄ â przyjaĹşni z Jezusem w swojej historii. We wrzeĹniu Mario zadzwoniĹ do Franco: âJestem w Mediolanie z powodu zĹego stanu zdrowia mojej cĂłrki. MogÄ doĹÄ czyÄ do waszej grupy?â. Przyjaciele z czasĂłw CLU, Mario po obronie wrĂłciĹ do Apulii. W piÄ tkÄ zaczÄli widywaÄ siÄ co dwa tygodnie. Potem byĹ kolejny telefon od Giorgia Vittadiniego, przyjaciela z dawnych lat: âPonownie spotkaĹem siÄ z Vincenzo, przeĹźywa trudny czas, trzeba mu pomĂłc. Wy, tacy, jacy jesteĹcie, znajÄ c go od czasĂłw studiĂłw, jako jedyni moĹźecie to zrobiÄ. A ja razem z wami. Dlaczego nie zaprosicie takĹźe Ĺźon?â. Relacje stajÄ siÄ wciÄ Ĺź coraz bliĹźsze, Jezus staje siÄ przyjacielem. Trzeba wybraÄ prowadzÄ cego grupÄ Bractwa. Wszyscy pomyĹleli o Marco, poniewaĹź to on trzymaĹ ich zawsze razem, byĹ najbardziej âreligijnyâ. Tymczasem Franco prosi, by to on mĂłgĹ objÄ Ä tÄ funkcjÄ. PowĂłd byĹ jasny: âTo nie byĹ problem funkcji. Co wiÄcej, ze wzglÄdu na mĂłj charakter powiedziaĹbym: ÂŤTy siÄ tym zajmijÂť. By nie mieÄ zobowiÄ zaĹ, odpowiedzialnoĹci. By pozwoliÄ Ĺźyciu biec dalej. ZrozumiaĹem jednak, Ĺźe potrzebowaĹem czegoĹ, co by mnie zobowiÄ zywaĹo do wytrwania w decyzji zaangaĹźowania siÄ do koĹca, podjÄtej przez mojÄ wolnoĹÄ. PoniewaĹź przeĹoĹźony jest tylko sekretarzem. Niczym wiÄcejâ. Vittadini, kiedy spotyka ludzi z konkretnymi potrzebami dotyczÄ cymi pracy, zdrowia, krewnych, przyprowadza ich do tego miejsca. Marco wyjaĹnia: âDla nas naturalnÄ rzeczÄ byĹo przygarnianie, leĹźaĹo to w naszej naturze. Nawet nieco impulsywnie odpowiadaliĹmy na przykĹad na potrzebÄ wynikajÄ cÄ z braku pieniÄdzy, pracy, domu. Bez zbytniego zastanowienia, bez osÄ du. Potem zĹoĹciliĹmy siÄ na Vittadiniego, poniewaĹź wciÄ Ĺź przyprowadzaĹ nam ludzi, nie pytajÄ c nas o zdanie. W tym jednak problem: przebywajÄ c z nim, nauczyliĹmy siÄ osÄ dzaÄ rzeczywistoĹÄ. Nie wystarczaĹo przyjmowaÄ. To, o co nas prosiĹ, odsyĹaĹo do czegoĹ innego, do tej historii, ktĂłra miaĹa nas w posiadaniu i ktĂłra nas rodziĹa nas wciÄ Ĺź na nowoâ. Franco dodaje: âWtedy zauwaĹźasz, Ĺźe nie wystarczy hojnoĹÄ. Nie wystarczy otworzyÄ portfel, gdy ktoĹ czegoĹ potrzebuje. CzÄsto tak robiĹem. W tej przyjaĹşni jest wolnoĹÄ tego, kto stoi obok i mĂłwi ci: ÂŤCzy jesteĹ pewny, Ĺźe jest to jedyny sposĂłb, w jaki moĹźna pomĂłc tej osobie?Âť. W ten sposĂłb siÄ dorasta, cieszy siÄ Ĺźyciemâ. SpotykajÄ siÄ co dwa tygodnie. Assemblei towarzyszy bardzo konkretny porzÄ dek dnia: Msza Ĺw., obiad i wspĂłlnie spÄdzone popoĹudnie. Latem kilkudniowe wakacje. Dzieci jest coraz wiÄcej, dorastajÄ . PowiÄksza siÄ coraz bardziej grono osĂłb. Grupa rozrasta siÄ w zauwaĹźalny sposĂłb. NiewaĹźne jednak, nie chodzi o liczby. PrzyjaźŠnie ogranicza siÄ juĹź tylko do niektĂłrych twarzy. Marco mĂłwi dalej: âFascynujÄ cym czynnikiem tej przygody jest to, Ĺźe nikt nie zostaĹ podporzÄ dkowany drugiemu, ale kaĹźdy jest podporzÄ dkowany tej historii. WidaÄ upodobanie Boga do kaĹźdego. CoĹ, co siÄ narzuciĹo, zostaliĹmy pociÄ gniÄci tym samym zapaĹem ksiÄdza Giussaniego i ksiÄdza CarrĂłna. Nie majÄ c Ĺźadnych problemĂłw organizacyjnychâ. Na tej skale jedno maĹĹźeĹstwo siÄ podnosi, inne udaje siÄ uratowaÄ, a dla jeszcze innego jedynym rozwiÄ zaniem staje siÄ separacja. Nie ma Ĺźadnego pewnika, Ĺźadnej instrukcji obsĹugi. âW ciÄ gu 20 lat nic nas nie ominÄĹoâ â Ĺźartuje Giorgio. BĂłl choroby, ĹmierÄ, brak pracy. Widok dorastajÄ cych lub pobierajÄ cych siÄ dzieci w zupeĹnie niespodziewanym dla ciebie momencie. Franco wyjaĹnia: âTeraz, po prawie 30 latach maĹĹźeĹstwa, mogÄ powiedzieÄ, Ĺźe moja relacja z Chrystusem przechodzi w relacjÄ z mojÄ ĹźonÄ . Gdybym nie miaĹ jej dzisiaj, trudno byĹoby przeĹźywaÄ przyjaźŠz Nim na co dzieĹ. Trzeba jednak teĹź byĹo BoĹźego miĹosierdzia w wiernoĹci temu gestowiâ.
Nie odpuszcza. Dzisiaj dzieci sÄ duĹźe, parÄ osĂłb odeszĹo z Bractwa, inni doĹÄ czyli. W niemal naturalny sposĂłb utworzyĹy siÄ grupy, ktĂłre spotykajÄ siÄ w domu jednej czy drugiej osoby. PowstaĹe nie za sprawÄ zwyczajnego pokrewieĹstwa charakterĂłw czy teĹź dawnych przyjaĹşni, ale poniewaĹź Pan stawia obok siebie niektĂłre oblicza, ktĂłrych nie sposĂłb ominÄ Ä w Ĺźyciu. I mogÄ siÄ zmieniaÄ. âNigdy nie ma siÄ spokoju i to wĹaĹnie jest piÄkne. Dzisiaj czujÄ siÄ mĹodszy niĹź w 1974 roku, kiedy spotkaĹem Ruch. No i jest Pan, ktĂłry nigdy nie odpuszcza. Kiedy myĹlisz, Ĺźe czas juĹź wciÄ gnÄ Ä wiosĹa do ĹĂłdki, On puka do twoich drzwi. I musisz powiedzieÄ ÂŤtakÂťâ.
|