Ślady
>
Archiwum
>
2005
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2005 (lipiec / sierpieĹ) Strona Pierwsza ObecnoĹÄ w Ĺrodowisku cz. I Zapis wystÄ pienia ks. Luigi Giussaniego na temat âMĹodzieĹźy Uczniowskiejâ, Reggio Emilia, 1964 r. Luigi Giussani ChcÄ opowiedzieÄ z pamiÄci o tym, co staramy siÄ robiÄ w Mediolanie. Dlatego teĹź moje wystÄ pienie bÄdzie bardziej Ĺwiadectwem, niĹź przedstawieniem zasad czy lekcjÄ . Gdy zdarza mi siÄ rozmawiaÄ z kapĹanami z innych Ĺrodowisk czy z innych regionĂłw dostrzegam, jak nigdy dotÄ d, wielkÄ wartoĹÄ poczynionej przed chwilÄ obserwacji, a mianowicie, Ĺźe chrzeĹcijaĹskie orÄdzie powinno byÄ odpowiedziÄ na danÄ sytuacjÄ, a nasze podejĹcie zróşnicowane w zaleĹźnoĹci od wciÄ Ĺź zmieniajÄ cych siÄ okolicznoĹci. To zaĹ w niczym nie umniejsza faktu, istnienia pewnych, wspĂłlnych dla tych zróşnicowanych sytuacji niepokojĂłw i wskazaĹ. Zanim przejdÄ do istoty rzeczy, chciaĹbym zaczÄ Ä od pewnego wprowadzenia. ByĹa tutaj mowa o âplanowaniuâ: po katolicku planowanie rodzi siÄ automatycznie z faktu KoĹcioĹa, ktĂłry jest wspĂłlnotÄ zebrana wokóŠbiskupa. Dlatego to, co robi ksiÄ dz w szpitalu z chorymi wywodzÄ cymi siÄ z jakiejĹ parafii, znajdujÄ cymi siÄ pod opiekÄ jakiegoĹ proboszcza, przynaleĹźy do jednego gestu: przynaleĹźy do tego samego gestu, przez ktĂłry proboszcz ochrzciĹ te osoby albo uczyĹ je katechizmu przed PierwszÄ KomuniÄ . StÄ d nie istnieje nic, co powinniĹmy siÄ staraÄ natychmiast wyeliminowaÄ. WedĹug mnie, nie istnieje przestÄpstwo ciÄĹźsze, dotkliwsze, przeciwko naszemu byciu chrzeĹcijanami, niĹź podziaĹy albo stwierdzenia typu âto moja sprawa, a to twojaâ czy teĹź: âskoro mĹodzi powinni przyjĹÄ tutaj, to nie mogÄ pĂłjĹÄ tamâ. Problem nie moĹźe zostaÄ rozwiÄ zany przy zastosowaniu tego rodzaju kryteriĂłw i niepokojĂłw ) âmajÄ przyjĹÄ tu albo pĂłjĹÄ tamâ). To my mamy pĂłjĹÄ tam, gdzie sÄ oni! Drugim aspektem wprowadzenia, ktĂłry chciaĹem przedstawiÄ, jest wspĂłlnota, konkretna komunia, wspĂłlnota zgromadzona wokóŠbiskupa, Ĺźycie chrzeĹcijaĹskie. Tak na przykĹad parafia jest wspĂłlnotÄ , czÄ stkÄ tej wspĂłlnoty, wspĂłlnoty jako takiej. Dlatego, jeĹli ktoĹ choruje i nie moĹźe przyjĹÄ do koĹcioĹa, aby przyjÄ Ä KomuniÄ Ĺw. w Wielkanoc, wĂłwczas proboszcz idzie do jego domu albo posyĹa tam swojego wikariusza z KomuniÄ Ĺw. jest to jednak jedno i to samo Ĺźycie, Ĺźycie jednej wspĂłlnoty, a te dwa gesty â udzielenie Komunii Ĺw. w koĹciele albo pĂłjĹcie do domu i udzielenie choremu wiatyku â to jeden i ten sam gest. Analogicznie rzecz ujmujÄ c, dzieci idÄ do szkoĹy i tam nabywajÄ wiedzÄ, uĹwiadamiajÄ sobie kontekst swojego Ĺźycia w sposĂłb nieskoĹczenie przewyĹźszajÄ cy to, co mogÄ teraz zrobiÄ w domu albo w oratorium, czy teĹź w stowarzyszeniach: a wiÄc dobrze, w takim razie KoĹciĂłĹ, biskup, posyĹa wikariusza, juĹź nie z KomuniÄ do domu chorego, ale posyĹa go po to, by uczyĹ religii w Ĺrodowisku szkolnym. Jest to jeden i ten sam gest. To twoje zadanie, proboszczu, aby w odpowiedni, chrzeĹcijaĹski sposĂłb dotrzeÄ do mĹodego czĹowieka w Ĺrodowisku, ktĂłre ma na niego najwiÄkszy wpĹyw i aby tam mobilizowaÄ go do spotkania z chrzeĹcijaĹstwem. To ten sam gest! Tak jak w sytuacji, gdy do szkoĹy, na prowadzone przeze mnie lekcje przychodzi chĹopiec i mnie nie sĹucha, poniewaĹź nie budzÄ jego sympatii, i podczas nauki religii zatyka uszy albo uczy siÄ Ĺaciny (a ja nie mogÄ zrobiÄ nic, poniewaĹź, zaĹóşmy, caĹkowicie bym go do siebie zniechÄciĹ, a zatem trochÄ umiarkowanie, ale staram siÄ nie robiÄ z tego problemu), jednakĹźe lubi wikarego ze swojej parafii, uczÄszcza do swojej parafii, przystÄpuje tam do Komunii, chodzi na spotkania stowarzyszenia dziaĹajÄ cego przy tej parafii i nie naleĹźy do chrzeĹcijaĹskiego Ruchu, ktĂłry usiĹujÄ prowadziÄ w mojej szkole. W takiej sytuacji stwierdzam: âNa szczÄĹcie chodzi tamâ. To ta sama rzecz! NajwiÄkszym upokorzeniem dla kogoĹ, kto stara siÄ pracowaÄ dla KrĂłlestwa BoĹźego, ktĂłre jest jedno, kto stara siÄ pracowaÄ dal swojego biskupa (poniewaĹź w osobie biskupa uobecnia siÄ KoĹcióŠi to wystarczy), najwiÄkszym upokorzeniem jest byÄ uwaĹźanym przez swoich wspĂłĹbraci za odstÄpcÄ lub âwywrotowcaâ albo za indywidualistÄ, ktĂłry stara siÄ budowaÄ swĂłj Ĺwiat i tyle. Tymczasem jest to jeden i ten sam gest! Zatem za pomocÄ jakiego kryterium mamy dokonywaÄ rozeznania pĂłl naszego dziaĹania? Za pomocÄ jakiego kryterium mamy okreĹlaÄ to, co jest do zrobienia, czy trzeba pĂłjĹÄ tutaj czy tam, czy trzeba wezwaÄ mĹodych tutaj czy tam? Kryterium jest podstawowa chrzeĹcijaĹska zasada wcielenia. PoniewaĹź dla chrzeĹcijaĹstwa istotna jest pewna metoda, a metodÄ tÄ jest wcielenie. Jako prawda mogĹo bowiem pozostaÄ SĹowo BoĹźe i tak samo byĹoby ono prawdÄ ; jednakĹźe tym, co charakteryzuje chrzeĹcijaĹstwo jest pewien sposĂłb udzielania siÄ, a pierwszÄ cechÄ tego sposobu udzielania siÄ byĹa wĹaĹnie kenosis, condescendentia, jak mĂłwiĹ Ĺw. Hieronim, to znaczy uniĹźenie, przylgniÄcie do czĹowieka.
DotrzeÄ do jednostki tam, gdzie ona siÄ znajduje Oto kryterium: orÄdzie, Ĺźycie chrzeĹcijaĹskie, wspĂłlnota chrzeĹcijaĹska, komunia chrzeĹcijaĹska, powinny docieraÄ do jednostki tam, gdzie ona jest: tam, gdzie ona Ĺźyje! Lecz owo âtam, gdzie jestâ oczywiĹcie nie czerpie swojego znaczenia z fizycznego miejsca, chociaĹź zawsze zakĹada jakieĹ fizyczne miejsce, poniewaĹź czĹowiek nie bytuje w powietrzu, nie jest anioĹem; jednakĹźe dotarcie do czĹowieka tam, gdzie on jest, oznacza dotarcie do niego w tym kontekĹcie, w tym obszarze wpĹywĂłw, ktĂłry najbardziej determinuje rozwĂłj jego osobowoĹci. Teraz, nie obraĹźajÄ c nikogo, wystarczy minimum uwagi â i nie trzeba juĹź dokonywaÄ rozróşnienia miÄdzy duĹźym i maĹym miastem, jak to robiĹem dziesiÄÄ lat temu â aby dostrzec, Ĺźe dla mĹodego czĹowieka, ktĂłry chodzi do szkoĹy i bÄdzie do niej chodziĹ aĹź do pewnego wieku (to rĂłwnieĹź ma teraz swoje ogromne znaczenie, poniewaĹź chĹopiec czy dziewczyna w wieku czternastu, piÄtnastu i szesnastu lat, ksztaĹtuje swoja otwartoĹÄ, sympatie, uczy siÄ ĹźyÄ w symbiozie z innymi, szuka swojej Ĺźyciowej âprzystaniâ) Ĺrodowiskiem nieporĂłwnywalnie okreĹlajÄ cym kierunki, jakie jego osobowoĹÄ obierze w Ĺźyciu, jest wĹaĹnie Ĺrodowisko szkoĹy Ĺredniej, po gimnazjum czy szkole zawodowej. Dzisiaj trzeba to nawet przesunÄ Ä o kilka lat wczeĹniej. W szkole mĹody czĹowiek nie tylko nawiÄ zuje kontakt z caĹym bogactwem ludzkiej wiedzy, ale autonomicznie, z osobistÄ odpowiedzialnoĹciÄ , zostaje wprowadzony w caĹy Ĺwiat wiedzy. SprĂłbujmy pomyĹleÄ o wpĹywie jaki wywiera na siebie nawzajem skupisko mĹodzieĹźy, ktĂłra przebywa razem przez rok, dwa lata, przez piÄÄ lat! OsÄ d na temat filmĂłw, ktĂłre idÄ razem obejrzeÄ, na temat dziewczÄ t z ktĂłrymi pĂłjdÄ je obejrzeÄ lub nie, czas wolny, zabawy, sport, ktĂłry bÄdÄ razem uprawiaÄ, a nawet â w duĹźych miastach â decyzja o wakacjach, wszystko zostaje okreĹlone przez rozmowy z kolegami i koleĹźankami w szkole! To jest fakt. MoĹźna mieÄ co do tego jedno zastrzeĹźenie, a mianowicie, iĹź nie jest prawdÄ , Ĺźe szkoĹa i relacje miÄdzy uczniami, Ĺrodowisko szkolne â a zatem nie szkoĹa jako cztery Ĺciany, ale jako punkt, z ktĂłrego wyrasta caĹa gama zainteresowaĹ, relacji, znajomoĹci, bodĹşcĂłw i reakcji âmajÄ wpĹyw na mĹodzieĹź. Mnie ten wpĹyw wydaje siÄ niewÄ tpliwy, oczywisty: z powodu tego, co sĹyszÄ jako nauczanie i tego, co rodzi siÄ z relacji miÄdzy kolegami i koleĹźankami. Poza tym ten drugi czynnik jest niezwykle waĹźny, moĹźe nawet waĹźniejszy od nauczania jako takiego, gdyĹź nauczanie jako takie wciÄ Ĺź podlega swoistej filtracji, zaleĹźnej od mentalnoĹci, od reakcji Ĺrodowiska klasowego. Wielu z nas moĹźe tego doĹwiadczyÄ osobiĹcie. Dla przykĹadu, jakĹźe czÄsto to, co mĂłwimy odbierane jest przez kogokolwiek, rĂłwnieĹź przez dobrego chĹopaka czy dziewczynÄ, jako uwarunkowane reakcjÄ samej klasy! JeĹli, zaĹóşmy, klasa jest w wiÄkszoĹci, gdy chodzi o pewien klimat, zdecydowanie chrzeĹcijaĹska, wĂłwczas pojawia siÄ mniej wÄ tpliwoĹci: jednostka sceptyczna lub ateistyczna, by tak rzec, jest mniej pewna siebie. Gdy zaĹ caĹa klasa jest sceptyczna, obojÄtna, neutralna, wÄ tpiÄ ca lub ateistyczna, rĂłwnieĹź u najlepszej jednostki z Akcji Katolickiej pojawiajÄ siÄ wÄ tpliwoĹci. Dlatego sĹuszne jest to, co zostaĹo powiedziane, Ĺźe szkoĹa staje siÄ coraz bardziej wielkim narzÄdziem formacji czĹowieka jutra: juĹź nie tylko pewnego procentu uczniĂłw liceĂłw klasycznych czy o profilu naukowym, ale wszystkich, a ze wzglÄdu na swĂłj coraz bardziej skuteczny i pobudzajÄ cy jednostkÄ do dziaĹania ksztaĹt, jest ona w coraz wiÄkszym stopniu zdolna do rozwijania wraĹźliwoĹci wspĂłĹĹźycia, to znaczy zmysĹu spoĹecznego jednostki. Powiedziane zostaĹo wczeĹniej, w nawiÄ zaniu do decentralizacji administracyjnej, ze trzeba zwrĂłciÄ autentycznych, uformowanych chrzeĹcijan, w kierunku rzeczy doczesnych, w oparciu o wspĂłĹĹźycie z innymi. Lecz prawdziwe pytanie brzmi: gdzie formujemy tych chrzeĹcijan? Gdzie ich znajdujemy? PomyĹlmy o naszych mĹodych, zaĹóşmy z Mediolanu, Bolonii czy Turynu. Czy, aby ich uformowaÄ powinniĹmy ich wysyĹaÄ do rad zakĹadowych razem z komunistami, socjalistami i innymi? A tam, gdzie bÄdÄ siÄ formowaÄ? OczywiĹcie, powinni tam pĂłjĹÄ juĹź uformowani, poniewaĹź wĹaĹnie tam powinni broniÄ pewnego stanowiska, punktu widzenia. Naszym prawdziwym problemem, jedynym problemem â reszta nas bowiem nie interesuje, gdyĹź reszta rodzi siÄ z tego, rodzi siÄ automatycznie, gdy rozwiÄ ĹźÄ wĹaĹnie ten problem âjest odpowiedzenie sobie na pytanie: jak wychowywaÄ po chrzeĹcijaĹsku? Wszyscy bowiem sÄ chrzeĹcijanami, âchrzeĹcijaĹskimi demokratamiâ, ale nie w Ĺźyciu publicznym, nie w Ĺźyciu spoĹecznym! I oto staje przed nami pytanie: czy zdoĹaliĹmy przez dwadzieĹcia lat, z caĹÄ dobrÄ wolÄ , z tymi wszystkimi ludĹşmi u wĹadzy, stworzyÄ spoĹeczeĹstwo bardziej adekwatne z chrzeĹcijaĹskiego punktu widzenia? W sumie prawdziwym problemem jest to, Ĺźe tam, gdzie mogÄ wychowywaÄ, powinienem wychowywaÄ po chrzeĹcijaĹsku. Ze spoĹecznego, obywatelskiego punktu widzenia jedynym naszym problemem, naszym podstawowym problemem spoĹecznym i obywatelskim, jest wolnoĹÄ wychowania, moĹźliwoĹÄ wychowywania. JeĹli zatem szkoĹa jest wielkim narzÄdziem formacji mĹodzieĹźy, a szkoĹa jest paĹstwowa â szkoĹa zaĹ paĹstwowa w dzisiejszym ksztaĹcie nie moĹźe, co jest sĹuszne, mieÄ na celu formacji chrzeĹcijaĹskiej mĹodzieĹźy, poniewaĹź wĂłwczas protestant, Ĺźyd albo komunista bÄdÄ cy ateistÄ mogliby siÄ temu sprzeciwiÄ, jako taka wiÄc szkoĹa okreĹla siÄ jako âneutralnaâ (uĹźyjmy wiÄc tego sĹowa, ale nie w jego negatywnym sensie, a raczej prawie dyskrecjonalnym) â i jeĹli dzieci przebywajÄ w szkole od szĂłstego do szesnastego roku Ĺźycia i dĹuĹźej, a szkoĹa staje siÄ coraz bardziej wszystkim w Ĺźyciu mĹodzieĹźy, to gdzie moĹźemy tÄ mĹodzieĹź znaleĹşÄ? Faktem jest, Ĺźe zmierza siÄ do tego, by szkoĹa stawaĹa siÄ coraz bardziej wszystkim: jest to dÄ Ĺźenie wszystkich ruchĂłw laickich, pod ktĂłrym z powodu naszej powierzchownoĹci lub naiwnoĹci zbyt Ĺatwo i zbyt czÄsto siÄ podpisujemy. UsiĹowaĹy one, usiĹujÄ wciÄ Ĺź, poprzez stowarzyszenia i komitety szkolne uczyniÄ szkoĹÄ caĹkowitym centrum Ĺźycia mĹodego czĹowieka. Czym dla starszej mĹodzieĹźy jest mĹodzieĹźowa rada dzielnicowa, tym dla mĹodszych uczniĂłw jest komitet szkolny. I wĂłwczas mamy problem! Do tych organizacji, komitetĂłw i stowarzyszeĹ powinniĹmy posĹaÄ naszÄ mĹodzieĹź, aby reprezentowaĹa nasze stanowisko, popieraĹa nasze idee; kiedy zaĹ mamy im przekazaÄ nasze idee? Gdzie formujemy mĹodzieĹź? Nie moĹźna przekazywaÄ idei w sposĂłb abstrakcyjny: nie moĹźna! Przekazuje siÄ jakÄ Ĺ ideÄ jedynie poprzez Ĺźycie. WczeĹniej mĂłwiono tutaj o âmocnej ideiâ. Mocna idea to taka, ktĂłra wkracza w Ĺźywe porĂłwnanie z zainteresowaniem sprawami Ĺźycia, z zainteresowaniem jakie wzbudzajÄ rzeczy, wydarzenia. Nie dokonaĹem tego wprowadzenia jedynie dla niego samego, ale dlatego, Ĺźe takie sÄ wĹaĹnie niepokoje i strapienia, ktĂłre nadaĹy ksztaĹt naszym wysiĹkom i dÄ Ĺźeniom. ChciaĹbym teraz streĹciÄ w dwĂłch wielkich wskazaniach metodologicznych organizacjÄ owych wysiĹkĂłw.
UobecniaÄ KoĹcióŠw kaĹźdym Ĺrodowisku Przede wszystkim KrĂłlestwo BoĹźe â co zostaĹo powiedziane wczeĹniej âniema nic z uwodzÄ cych przekonywaniem sĹĂłw ludzkiej mÄ droĹci, lecz jest ukazywaniem mocy Ducha, KrĂłlestwo BoĹźe nie rozwija siÄ mocÄ naszego dziaĹania, ale mocÄ BoĹźÄ . Udzielanie siÄ tajemnicy i nasze dziaĹanie sÄ absolutnie nieporĂłwnywalne, niewspĂłĹmierne z naszym naturalnym, przyrodzonym, bo ludzkim dziaĹaniem. Jak zatem owa moc BoĹźa dziaĹa w Ĺwiecie? Przez Jezusa Chrystusa. JednakĹźe nie Jezusa czĹowieka sprzed dwĂłch tysiÄcy lat, ale przez Chrystusa wszechogarniajÄ cego, zmartwychwstaĹego, Chrystusa w Jego mistycznym ciele, KoĹciele. GdyĹź wĹaĹnie przez obecnoĹÄ KoĹcioĹa jako takiego rozprzestrzenia siÄ chrzeĹcijaĹstwo. Przez obecnoĹÄ KoĹcioĹa jako takiego: trzeba uobecniaÄ KoĹcióŠw kaĹźdym Ĺrodowisku. KoĹcióŠzaĹ to nie jednostka, ktĂłra wierzy w pewne rzeczy i w niedzielÄ idzie do swojej parafii, by wykonaÄ pewne czynnoĹci. KoĹcióŠto coĹ wiÄcej! KoĹciĂłĹ, aby uobecniÄ siÄ w jakimĹ Ĺrodowisku, powinien przekĹadaÄ, ucieleĹniaÄ w tym Ĺrodowisku swoje cechy, ktĂłre metodologicznie moĹźna sprowadziÄ do tych dwĂłch: po pierwsze zjednoczenie, jednoĹÄ wyraĹźona w sposĂłb namacalny, wspĂłlnota chrzeĹcijan w tym Ĺrodowisku; po drugie, wspĂłlnota zwiÄ zana z biskupem, pod przewodnictwem autorytetu. PowiedziaĹem, Ĺźe chcÄ, z metodologicznego punktu widzenia, sprowadziÄ do tych dwĂłch kryteriĂłw kierunek, ktĂłry naleĹźy obraÄ. PozwolÄ sobie jednak przypomnieÄ wam znaczenie pierwszego z nich: chrzeĹcijaĹstwo tonowe Ĺźycie, to inny sposĂłb Ĺźycia, to znaczy inny sposĂłb postrzegania, oceniania, odczuwania rzeczywistoĹci, nowy sposĂłb reagowania i posĹugiwania siÄ rzeczami; to inny styl Ĺźycia, inny sposĂłb Ĺźycia, nie w pojedynkÄ, lecz wspĂłlnotowy. Dlatego obecnoĹÄ KoĹcioĹa w jakimĹ Ĺrodowisku oznacza, Ĺźe w tym Ĺrodowisku obecna jest wspĂłlnota chrzeĹcijan w postaci Ĺźycia, ze chrzeĹcijanie lojalnie ĹźyjÄ caĹym Ĺźyciem tego Ĺrodowiska, w peĹni siÄ w nie angaĹźujÄ c, aĹź po jego róşne odcienie, Ĺźe ĹźyjÄ zainteresowaniami, ktĂłre tworzÄ to Ĺrodowisko, ale z innego punktu widzenia; krĂłtko mĂłwiÄ c oznacza to, Ĺźe w Ĺwiecie istnieje Ăłw inny Ĺwiat. MogÄ byÄ âintegrystÄ â, ale chciaĹbym, aby mi ktoĹ udowodniĹ, Ĺźe tak nie jest: jak dotÄ d nie przekonaĹy mnie Ĺźadne zastrzeĹźenia. Trzeba, aby w Ĺrodowisku byĹa obecna czÄ stka KoĹcioĹa, trzeba przynaglaÄ chrzeĹcijan, aby jednoczyli siÄ, zbierali razem w celu przeĹźywania, z innego punktu widzenia, w inny sposĂłb, zainteresowaĹ, ktĂłre wypeĹniajÄ Ĺźycie tego Ĺrodowiska i tworzÄ tkankÄ jego Ĺźycia. âRazemâ, poniewaĹź owo ârazemâ ma istotne znaczenie dla bycia chrzeĹcijanami. W przeciwnym razie mieliby postawy spoĹeczne rozwiniÄte, charakteryzujÄ ce siÄ psychologicznÄ przenikliwoĹciÄ i ascetycznÄ siĹÄ , ale nie bÄdÄ ce jeszcze postawami typowo chrzeĹcijaĹskimi. PowiedziaĹem o tym, jak zaczynaliĹmy i jak staramy siÄ nieustannie zaczynaÄ: zachÄcajÄ c mĹodzieĹź, tych ktĂłrzy nazywajÄ siÄ chrzeĹcijanami i tych, ktĂłrzy chcÄ dokonaÄ osÄ du, czy pozostaÄ chrzeĹcijanami: âZbierzcie siÄ razem, zjednoczcie siÄ pod przewodnictwem autorytetu ustanowionego przez biskupa, aby staraÄ siÄ przeĹźywaÄ razem, wspĂłĹdzieliÄ, pod opiekÄ tegoĹź autorytetu, wszystkie zainteresowania, z ktĂłrych skĹada siÄ wasze Ĺźycie mĹodych uczniĂłwâ. To jest kryterium, za ktĂłrym staramy siÄ podÄ ĹźaÄ: opierajÄ c siÄ na metodzie stosowanej przez KoĹcióŠi znanej przez niego za obowiÄ zujÄ cÄ . Dlaczego bowiem KoĹcióŠstworzyĹ parafiÄ? Nie stworzyĹ jej przecieĹź Jezus Chrystus z ApostoĹami! Ze wzglÄdu na tÄ samÄ zasadÄ: aby uobecniaÄ Jego tajemnicÄ w Ĺrodowisku, w ktĂłrym ĹźyĹ czĹowiek. JeĹli niestaĹoĹÄ fundamentĂłw spoĹecznych powoduje zmiany w caĹoksztaĹcie, w kontekĹcie wpĹywĂłw na jednostkÄ, potrzeba, aby zmieniaĹ siÄ rĂłwnieĹź rodzaj dziaĹania, sposĂłb oddziaĹywania KoĹcioĹa na Ĺźycie. W spoĹeczeĹstwie, w ktĂłrym jednostka ma jeszcze mocne wiÄzi ze Ĺrodowiskiem rodzinnym, parafia jest wciÄ Ĺź bardzo trwaĹa; ale tam, gdzie sytuacja wyglÄ da inaczej, wystÄpuje siÄ duĹźo ostrzej przeciwko parafii. U nas jednak takĹźe broni siÄ parafii ze wzglÄdu na jej uĹźytecznoĹÄ: w przeciwnym wypadku nie byĹaby juĹź w naszej dyspozycji, a prawo nie byĹoby juĹź stworzone dla czĹowieka, ale czĹowiek dla prawa.
ZgromadziÄ siÄ pod przewodnictwem autorytetu Dlatego teĹź mĂłwimy mĹodzieĹźy, a ja mĂłwiÄ o tym otwarcie rĂłwnieĹź w szkole: aby zrozumieÄ chrzeĹcijaĹstwo, aby mĂłc je naleĹźycie osÄ dziÄ, ty, niewierzÄ cy komunisto albo ty, chrzeĹcijaĹski demokrato, czy ty, ktĂłry naleĹźysz do Akcji Katolickiej, aby mĂłc je krytycznie osÄ dziÄ lub by je rozumnie przyjÄ Ä, musicie zebraÄ siÄ razem i uczestniczyÄ w tym usiĹowaniu dostrzeĹźenia w jaki sposĂłb przeĹźywane z chrzeĹcijaĹskiego punktu widzenia Ĺźycie, ze wszystkimi jego zainteresowaniami â Ĺźycie bowiem jest utkane z zainteresowaĹ âmoĹźe znaleĹşÄ swoje wyjaĹnienie, moĹźe zostaÄ, uĹźyjmy sĹowa definitywnego âdocenioneâ. âZgromadĹşcie siÄ â mĂłwiÄ im â pod przewodnictwem autorytetu, gdyĹź omnes docibiles Dei (wszyscy zostanÄ pouczeni przez Boga), kryterium chrzeĹcijaĹstwa nie jest bowiem nasz rozum, lecz kryterium chrzeĹcijaĹstwa przepĹywa zawsze przez autorytet. W kaĹźdym razie postawa chrzeĹcijanina jako takiego, jako komunia z Bogiem, powinna siÄ w nim rozwijaÄ i jest ona wybitnie rezultatem wychowania, dlatego zakĹada obecnoĹÄ nauczyciela (nie ma wiÄc mowy o Ĺźadnej âdemokracjiâ, poza grupÄ , ĹźebyĹmy takĹźe nie musieli pĹaciÄ okupu, abyĹmy nie âskĹadali ofiarâ pewnym wartoĹciom, ktĂłre staĹy siÄ boĹźkami, z ktĂłrych czyni siÄ boĹźkĂłw). PowinieneĹ byÄ wychowany do dokonywania tego rodzaju wyboru, stÄ d powinieneĹ iĹÄ za tym, kto prowadzi. KsiÄ dz nauczajÄ cy religii powinien zatem byÄ lub staÄ siÄ niejako automatycznie przewodnikiem, pasterzem tej czÄ stki wspĂłlnoty koĹcioĹa: przewodnikiem tymczasowym, na dana chwilÄ i przez jakiĹ czas, chociaĹź miary tej tymczasowoĹci nie wyznaczajÄ Ĺźadne schematy, lecz potrzeby. W tym sensie nauka religii jest jak kazanie proboszcza albo jak lekcja katechizmu w niedzielne popoĹudnie: jest pewnym momentem w Ĺźyciu. OczywiĹcie, mogÄ wystÄpowaÄ róşnorakie trudnoĹci, ktoĹ np. moĹźe nie czuÄ siÄ na siĹach, by od razu przylgnÄ Ä do grupy, sÄ to jednak trudnoĹci do przezwyciÄĹźenia, ktĂłre nie wydajÄ mi siÄ na tyle powaĹźne, bym miaĹ siÄ wycofywaÄ z podejmowanych wysiĹkĂłw. Z drugiej strony nie mogÄ iĹÄ na ustÄpstwa, gdy chodzi o to kryterium, gdyĹź nie chcÄ oszukiwaÄ mĹodzieĹźy. MĂłwiÄ im: âZauwaĹźcie, Ĺźe wy nie moĹźecie poznaÄ i oceniÄ wiary chrzeĹcijaĹskiej, dyskutujÄ c ze mnÄ w szkole, czytajÄ c HistoriÄ badaĹ nad Ĺźyciem Jezusa Alberta Schweitzera, PoczÄ tki chrzeĹcijaĹstwa Loisy`ego czy Ĺťycie Jezusa Straussa. Nie moĹźecie tego dokonaÄ dyskutujÄ c z waszym profesorem od filozofii, ani tez czytajÄ c inne ksiÄ Ĺźki, choÄby autorstwa ojca Grandmaisona albo Browna. MoĹźe zdoĹalibyĹcie dziÄki temu zrozumieÄ, Ĺźe Jezus Chrystus istniaĹ i Ĺźe rzeczywiĹcie powinno byÄ tak, jak wam mĂłwiÄ, jednakĹźe Ĺźycie chrzeĹcijaĹskie nie przylgnÄĹoby do was, nie staĹoby siÄ przez to mentalnoĹciÄ : staĹoby siÄ trwaĹym elementem waszej erudycji, ale nie Ĺźyciemâ. Dlatego nie sÄ oni juĹź chrzeĹcijanami, chociaĹź uznajÄ , Ĺźe Jezus Chrystus jest Bogiem! MĂłwiÄ, ânie sÄ juĹź chrzeĹcijanamiâ w sensie âmentalnoĹciâ, nie rodzi siÄ juĹź bowiem z tego chrzeĹcijaĹska âosobowoĹÄâ. Dalszy ciÄ g tekstu zostanie umieszczony w kolejnym numerze ĹladĂłw.
|