Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
listopad / grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 6 / 2013 (listopad / grudzieĹ) Kultura Albert Camus. âObchodzi mnie tylko, Ĺźeby byÄ czĹowiekiemâ Fabrizio Sinisi Ĺťycie to nie stan, ale pytanie, ktĂłre kaĹźe krzyczeÄ cezarowi Kaliguli: âNie ma nic (âŚ), co byĹoby na mojÄ miarÄ. A przecieĹź wiem (âŚ), Ĺźe wystarczyĹoby, by staĹo siÄ niemoĹźliweâ. W stulecie urodzin Alberta Camusa mĹody wĹoski dramaturg odczytuje na nowo francuskiego pisarza, by dotrzeÄ do istoty jego dzieĹa.
Cienka, ale mocna niÄ ĹÄ czy dwa zdania dwĂłch najwiÄkszych maĂŽtres Ă penser (mistrzĂłw myĹli) z czasĂłw po II wojnie Ĺwiatowej: Jeana-Paula Sartreâa i Alberta Camusa. Ten pierwszy w krĂłtkim manifeĹcie z 1946 roku, zatytuĹowanym Egzystencjalizm jest humanizmem, napisaĹ, Ĺźe âniemoĹźliwe jest powstrzymanie siÄ od wyboruâ (por. J-P. Sartre, Egzystencjalizm jest humanizmem, tĹum. J. Krajewski, Warszawa 1998, s. 66), zaĹ drugi wĹoĹźyĹ w usta jednego z bohaterĂłw DĹźumy (1947) sĹowa: âObchodzi mnie tylko, Ĺźeby byÄ czĹowiekiemâ (A. Camus, DĹźuma, tĹum. J. Guze, Warszawa 2001, s. 167). Oto, jeĹli w setnÄ rocznicÄ urodzin Alberta Camusa nadarza siÄ wreszcie okazja oddzielenia go od prÄ du francuskiego egzystencjalizmu (w parze z ktĂłrym zawsze zostaje wymieniany zbyt pospiesznie), zasadza siÄ ona wĹaĹnie na jego znaczÄ co dramatycznej koncepcji poznania czĹowieka. Bycie czĹowiekiem dla Camusa nie jest stanem â jest pytaniem.
Wszystko albo nic. Powszechnym zwyczajem jest wiÄ zanie nazwiska Camusa, dziennikarza, pisarza, autora teatralnego itd., z jego stanowiskiem politycznym: od bojĂłwek w ruchu oporu Combat po wystÄ pienie z UNESCO na znak protestu przeciwko wejĹciu w skĹad ONZ frankistowskiej Hiszpanii, od krytyki ZwiÄ zku Sowieckiego po wielokrotne opowiadanie siÄ przeciwko karze Ĺmierci. U ĹşrĂłdeĹ zaangaĹźowania Camusa znajduje siÄ nieprzerwane basso ostinato, ktĂłrego trwaĹym Ĺwiadectwem sÄ jego dzieĹa: jest nim owo pytanie o byt czĹowieka, o jego fundamenty istnienia w Ĺwiecie â kwestie, ktĂłre go uwierajÄ wczeĹniej jeszcze niĹź jakakolwiek prawomocnoĹÄ socjopolityczna. I to pytanie czĹowiek ma obowiÄ zek w pierwszej kolejnoĹci zadaÄ samemu sobie, jak napisze w 1942 roku w Micie Syzyfa: âJest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie powaĹźny: samobĂłjstwo. Orzec, czy Ĺźycie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeĹźyÄ, to odpowiedzieÄ na fundamentalne pytanie filozofiiâ (Eseje, wybĂłr i tĹum. J. Guze, wyd. 2, Warszawa 1974, s. 97). To sama rozumnoĹÄ pyta, co wiÄcej, domaga siÄ tego przekroczenia samej siebie, wznosi bĹagania o poza, ktĂłre historia jako taka zdaje siÄ negowaÄ: âChcÄ, aby wszystko byĹo mi wyjaĹnione â albo nic. I rozum jest bezsilny wobec tego krzyku serca. (âŚ) CzĹowiek w tym momencie swego wysiĹku znajduje siÄ wobec tego, co irracjonalne. Czuje, Ĺźe jest w nim pragnienie szczÄĹcia i rozumu. Absurd rodzi siÄ z tej konfrontacji: ludzkie woĹanie i bezsensowne milczenie Ĺwiataâ (tamĹźe, s. 116), by potem â znaczÄ co â dodaÄ z pozycji przekonanego ateisty, odpowiadajÄ c temu, kto schlebiajÄ c mu, przyklejaĹ mu wĹaĹnie etykietkÄ teoretyka absurdu: âAbsurd to grzech bez Bogaâ (tamĹźe, s. 126). Dlatego to wĹaĹnie z perspektywy stu lat (urodziĹ siÄ 7 listopada w Algierii) wreszcie moĹźna czytaÄ Camusa z dystansem, na ktĂłry zasĹuguje. Ukazuje nam siÄ on jako odbiorca pytania dotyczÄ cego czĹowieka, przed ktĂłrym nie moĹźna uciec. JeĹli, jak pisze w Carnets (Notatnikach), âkultura jest woĹaniem ludzi wobec ich przeznaczeniaâ, to wĹaĹnie dziÄki kulturze zostanie zweryfikowana niewystarczalnoĹÄ neopozytywizmu, ktĂłrego upadku, a zarazem pokusy doĹwiadcza Camus: âPotrzebujÄ odczuwaÄ swoje istnienie na takÄ miarÄ, na jakÄ wyraĹźa ono odczuwanie tego, co mi umyka. PotrzebujÄ pisaÄ o tych rzeczach, ktĂłre po czÄĹci mi umykajÄ , ale ktĂłre sÄ wĹaĹnie prĂłbÄ tego, co jest we mnie silniejszeâ. âNazywam gĹupim â mĂłwi â tego, kto boi siÄ radoĹciâ, radoĹci, dla ktĂłrej czĹowiek jest stworzony, dla ktĂłrej warto walczyÄ. ZresztÄ tworzenie sztuki jest samo z siebie stygmatem tej walki: âLiteratura zdesperowana â pisze w Lecie â jest sprzecznoĹciÄ pojÄÄâ. DzieĹo, do ktĂłrego Camus wrĂłciĹ wiÄcej niĹź jeden raz, piszÄ c ostatecznie trzy odrÄbne wersje â to dramat Kaligula. PostaÄ szalonego imperatora staĹa siÄ dla niego miejscem weryfikacji zasadniczej intuicji, Ĺźe rozpacz moĹźe byÄ szansÄ poznania, na ktĂłre nie pozwala zaspokojenie. Kaligula znajduje siÄ na szczycie kaĹźdej witalistycznej albo heroicznej interpretacji swojego zachowania. Jest powaĹźnym, zatwardziaĹym i moglibyĹmy powiedzieÄ âlojalnymâ desperatem. Po Ĺmierci ukochanej Druzylli jego zachowanie i sprawowanie wĹadzy wydajÄ siÄ zorientowane ku jednemu celowi: wybadania granic wolnoĹci tak bardzo bezgranicznej, Ĺźe okazuje siÄ ona bez znaczenia; wolnoĹci tak wirtualnej, Ĺźe nabiera charakteru wiÄzienia: âÂŤĹwiat, taki, jaki jest, jest nie do zniesienia. (âŚ) Ludzie odchodzÄ nieszczÄĹliwiÂť. (âŚ). Jak z niego uciec? ZawrzeÄ kontrakt z wĹasnÄ samotnoĹciÄ , czyĹź nie? PorozumieÄ siÄ z Ĺźyciem. DostarczyÄ sobie racji, wybraÄ Ĺźycie spokojne, pocieszyÄ siÄâ (Kaligula, tĹum. J. Kasza, KrakĂłw 2004, akt I, sc. IV). Pocieszenie nie moĹźe jednak zdusiÄ pragnienia, ktĂłre wydaje siÄ przekraczaÄ wszelkie wymiary tego, co poznane: âZbyt dobrze znam siĹÄ mojej pasji Ĺźycia, nie zaspokoi jej naturaâ (akt II, sc. XIV).
Mord. Kaligula pojmuje siebie, wychodzÄ c od rozczarowania niezaspokojonym pragnieniem, pustkÄ , w ktĂłrej jakby znajdowaĹ swojÄ istotÄ. I wĹaĹnie tutaj, wychodzÄ c od tej konstatacji, weryfikuje siÄ rozĹam miÄdzy KaligulÄ imperatorem a KaligulÄ czĹowiekiem: imperator znika i wykwita caĹa przepotÄĹźna nachalnoĹÄ âjaâ, ktĂłre jest brakiem, otchĹaniÄ tÄsknoty: âJa nie jestem niczym. (âŚ) CzuĹoĹÄ! Gdzie znaleĹşÄ jej tyle, by zaspokoiÄ moje serce? ÂŤJakie serce, jaki BĂłg miaĹby dla mnie gĹÄbokoĹÄ jeziora. Nie ma nic na tym Ĺwiecie ani na innym Ĺwiecie, co byĹoby na mojÄ miarÄ. A przecieĹź ja wiem i ty to wiesz takĹźe, Ĺźe wystarczyĹoby, by staĹo siÄ niemoĹźliwe. NiepodobieĹstwo! SzukaĹem go na kraĹcach Ĺwiata, na kresach siebie samego. WyciÄ gaĹem rÄce, wyciÄ gam je i to ciebie spotykam, zawsze ty naprzeciw mnie; jestem przepeĹniony nienawiĹciÄ do ciebieÂťâ (akt IV, sc. XI). To samo wydarzy siÄ w innej wielkiej postaciâmicie Camusa, bohaterze Obcego: czĹowiek obcy swojemu pragnieniu okazuje siÄ obcy samemu sobie, jego âjaâ jest od niego tak odlegĹe, jak sama rzeczywistoĹÄ staje siÄ odlegĹa i nieosiÄ galna. Nie umieszczajÄ c swoich korzeni w krzyku swojego braku, czĹowiek staje siÄ jak Meursault: czystym wypeĹnieniem przestrzeni, neutralnÄ subiektywnoĹciÄ , dla ktĂłrej nie ma Ĺźadnej róşnicy miÄdzy kÄ pielÄ w morzu a zabĂłjstwem. Oto rozpacz, zdaniem Camusa, odzwierciedla siÄ albo w Kaliguli, albo w Meursaulcie: w alternatywie miÄdzy skrajnym cierpieniem a oĹlepieniem spowodowanym odrÄtwieniem.
CzĹowiek nie jest ideÄ . W DĹźumie, swojej nadzwyczajnej powieĹci powstaĹej w 1947 roku, Camus opowiada o pojawieniu siÄ dĹźumy w algierskim mieĹcie Orano. Wyizolowane od reszty Ĺwiata miasto pozostaje wiÄĹşniem swojego zĹa. DĹźuma staje siÄ paradoksalnie wyjÄ tkowym i dramatycznym obserwatorium, w ktĂłrym przesĹuchiwana jest natura czĹowieka, znajdujÄ cego siÄ w nieprzerwanym stanie zagroĹźenia: jak reaguje na dĹźumÄ? Czym jest czĹowiek i jak siÄ zachowuje, kiedy zostaje umieszczony katastroficznie w takiej bliskoĹci Ĺmierci? âJa zaĹ mam dosyÄ ludzi umierajÄ cych dla idei. Nie wierzÄ w bohaterstwo, wiem, Ĺźe jest Ĺatwe, a zrozumiaĹem, Ĺźe byĹo zabĂłjcze. ĹťyÄ i umieraÄ dla tego, co siÄ kocha, tylko to mnie interesuje. (âŚ) CzĹowiek to nie idea, Rambertâ (DĹźuma,s. 109). To wĹaĹnie postaÄ Ramberta, dziennikarza, ktĂłry znalazĹ siÄ w Orano przypadkowo i zmuszony zostaĹ przez epidemiÄ do pozostania w mieĹcie, odkrywa, jak zĹo moĹźe wydobyÄ z czĹowieka to, co jest silniejsze i bardziej osobiste. Mimo Ĺźe po wielu prĂłbach udaĹo mu siÄ znaleĹşÄ sposĂłb ucieczki z Orano, Rambert postanawia ostatecznie nie wyjeĹźdĹźaÄ i pozostaÄ w zadĹźumionym mieĹcie: âRambert powiedziaĹ, Ĺźe siÄ nad tym zastanawiaĹ, Ĺźe nadal wierzy w to, w co wierzyĹ, ale byĹoby mu wstyd, gdyby wyjechaĹ. PrzeszkodziĹoby mu to kochaÄ kobietÄ, ktĂłrÄ zostawiĹâ (tamĹźe, s. 137). Albo jak uczony jezuita, ojciec Peneloux, ktĂłry w pierwszej kolejnoĹci oskarĹźa swoich wspĂłĹobywateli o to, Ĺźe zasĹuĹźyli na karÄ BoĹźÄ , a dopiero później, po tym jak jest Ĺwiadkiem straszliwej Ĺmierci dziecka, spojrzy na dĹźumÄ z nowej perspektywy, nie ustÄpujÄ c ani o krok. PrzechodzÄ c w znaczÄ cy sposĂłb od âwyâ do âmyâ, potwierdza radykalnoĹÄ, jakiej wymaga siÄ od wiary w tak definitywnym i dramatycznym momencie: âBracia moi, chwila nadeszĹa. Trzeba we wszystko uwierzyÄ albo wszystkiemu zaprzeczyÄâ (tamĹźe, s. 147). DĹźuma minie. Ale doktor Riuex, inna waĹźna postaÄ, rozumie dobrze, Ĺźe nie zniknie zasadniczy punkt problemu. Jest coĹ, co przetrwa, i co wĹaĹnie wyszĹo na jaw i staĹo siÄ kluczowÄ kwestiÄ dziÄki dĹźumie: powĂłd, dla ktĂłrego warto ĹźyÄ, powĂłd waĹźny ze wzglÄdu na to, by nie umieraÄ, przedmiot ludzkiej nadziei pozwalajÄ cy pozostaÄ na Ĺwiecie: âTak, odpocznie tam. Dlaczegóş by nie? BÄdzie to takĹźe pretekst dla pamiÄci. Ale jeĹli to jest wĹaĹnie wygranie partii, jak musi byÄ trudno ĹźyÄ tylko tym, co siÄ wie i pamiÄta, i bez nadziei. (âŚ) Nie ma pokoju bez nadzieiâ (tamĹźe, s. 189). |