Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2013 (listopad / grudzień)

Ĺťycie CL

Dubaj. ChĂłr na pustyni

Paolo Perego


W przeciągu dwóch i pół roku Paolo spędził ze swoją żoną Martą w sumie cztery miesiące. Pracował na zmiany: 90 dni na pustyni, po czym dwa tygodnie spędzał we Włoszech. Potem znowu w „obozie”, położonym ponad dwie godziny drogi od Dubaju. 22 tysiące ludzi z całego świata, w prowizorycznych kontenerach wyposażonych w to, co konieczne, i 14 godzin pracy dziennie, nawet w 50-stopniowym upale, przy budowie wielkiej rafinerii. Gdy teraz sięga pamięcią wstecz, miał tylko jeden problem: „Żyć po ludzku w tak nieludzkim miejscu”.

Co wieczór rozmowa telefoniczna z Martą. Poświęcali sobie czas zawsze, regularnie, poszukując sensu pośród tak wielu myśli i zmęczenia: „Łatwo było robić wszystko, nie zastanawiając się ani minuty nad znaczeniem dnia”. Dlatego nigdy nie zabrakło Mszy św. w katedrze w Abu Dhabi: droga tam i z powrotem zajmowała mu całą tutejszą „niedzielę”, czyli piątek, który jest dniem wolnym od pracy, bowiem nowy tydzień rozpoczyna się w sobotę. Co dwa tygodnie jeździł aż do Dubaju na Szkołę Wspólnoty i po to, by pobyć z przyjaciółmi: mała ruchowa „rodzina”, tworzona przez ludzi, którzy znaleźli się tu w związku z pracą. Roberto i Silvia, Luís i Pilar, oraz wszyscy inni, którzy ze względu na różne etapy drogi, na lata albo na kilka miesięcy, zaangażowali się w tę przyjaźń.

 

It’s only logical. â€žZ czasem zrozumiałem, Ĺźe by Ĺźyć w obozie, nie muszę niczego ÂŤwnosić», ale być sobą – opowiada Paolo. – A wĂłwczas pytanie pozostawało otwarte: co mnie tworzy?”. Kiedy otrzymał maila od menadĹźera logistycznego, ktĂłry zapraszał chrześcijan Ĺźyjących w obozie do wspĂłlnego odmĂłwienia Róşańca, pozwolił, by propozycja ta rozpoczęła pewną drogę. „W ten sposĂłb powstała ÂŤkaplica»”. Grupka nieznajomych sobie ludzi z róşnych państw, ktĂłrzy zaczęli spotykać się co tydzień. „By podążać za tym, co kocham, zaproponowałem nauczenie się kilku piosenek po angielsku. W ten sposĂłb poznałem trzech FilipińczykĂłw, ktĂłrzy chcieli ze mną śpiewać”. Jana, Allena i Noela. Tak powstał nasz mały chĂłr”. PrĂłby odbywające się po pracy za kaĹźdym razem były wyzwaniem: „Lepiej zrozumiałem, czym jest przyjaźń. Nie mieliśmy ze sobą nic wspĂłlnego, a jednak istniała więź, ktĂłra pozwalała mi narodzić się na nowo, choćby tylko poprzez przywołanie do tego, by ofiarowywać dzień, ktĂłry wtedy nie polega tylko na stwierdzeniu: udało się albo nie…”. Razem zaczęli robić Szkołę WspĂłlnoty i poznawać księdza Giussaniego, o ktĂłrym nigdy wcześniej nie słyszeli. „Wciąż pamiętam słowa Allena, ktĂłry powiedział pewnego dnia: ÂŤOd kiedy istnieje kaplica, moje Ĺźycie na placu budowy zmieniło się. Gdy tylko wrĂłcę do domu, chcę zacząć współdzielić to wszystko z moją Ĺźoną»”.

Teraz Paolo został przeniesiony do obozu w Ruwais, oddalonego o 340 km od Dubaju, są tam z nim takĹźe Marta i dzieci. Właśnie wrĂłcili z Dnia Inauguracji Roku, ktĂłry odbył się w miejscu połoĹźonym o pięć godzin drogi samochodem od obozu. Było około 20 osĂłb: mała, zdumiewająca się sama sobą wspĂłlnota. „Ludzie bardziej lub mniej sobie znani – opowiada Marta – ktĂłrzy chcieli spędzić wspĂłlnie dwa dni. Tutaj, gdzie najwaĹźniejszą rzeczą jest zachowywanie dystansu”. Byli Roberto i Silvia, ktĂłrzy dopiero co wrĂłcili z Włoch, gdzie pojechali w związku z niespodziewaną śmiercią mamy Roberto. „BĂłl, ktĂłry dosłownie nas zmiaĹźdĹźył. Weekendowy wyjazd na to spotkanie wcale nie był oczywisty, ale te osoby, ktĂłrych nie wybraliśmy, są uprzywilejowanym miejscem przeĹźywania wielkiego pytania Ĺźycia” – mĂłwi Roberto, ktĂłry opowiada o tym „ofiarowanym towarzystwie”, o LuĂ­sie i Pilar, ktĂłrzy poznali Ruch w Madrycie („szukając szkoły dla cĂłrek, ostatecznie to my zaczęliśmy być wychowywani”); o meksykańskiej hostessie Marceli albo Perrinie z Genewy; następnie o Agnese, studentce przebywającej w Kuwejcie na stypendium „Erasmus”; Luciano z Omanu i jego koledze; o dwĂłch innych Włochach i pięciu libańskich chłopakach, ktĂłrzy spotkali CL w Dubaju. WśrĂłd nich jest Salim, inĹźynier informatyk. Gdy po raz pierwszy Roberto zaprosił go na obiad, nie potrafił pojąć: „Dlaczego zapraszają do domu jakiegoś nieznajomego?”. DopĂłki nie poraziło go zdanie usłyszane podczas transmisji Rekolekcji Bractwa w 2012 roku; zapamiętał je w ten sposĂłb: It’s only logical to belive (Jedyną logiczną rzeczą jest wierzyć). „Zawsze myślałem, Ĺźe wiara to sentyment – opowiada. – To spotkanie pokazało mi odmienną perspektywę patrzenia na Ĺźycie i moją wiarę w Jezusa. Pojawiło się wyzwanie i podążam za nim”.

 

Pierwsze widowisko. Roberto zastanawia się nad przywołaniem księdza CarrĂłna, ktĂłre uderzyło go mocno w tym roku: dawanie świadectwa to picie, jedzenie, Ĺźycie i umieranie. „To rozlegający się głos Chrystusa, ktĂłry mnie wzywa. Nie działać, ale być”. Tutaj trudno się pomylić – nie moĹźna zrobić prawie nic. Nawet gestu charytatywnego. Kościół jest zawsze pełen ludzi, a na katechizm uczęszcza 600 dzieci, ale parafia nie wyróşnia się niczym, nie podejmuje publicznych gestĂłw, takich jak procesje, poniewaĹź są zakazane. Jest wolność wyznania, ale nie religii. „Następnie nadmierną wagę przywiązuje się do luksusu. Jak gdyby nie było miejsca na potrzebę”. A jednak widział zmieniające się niespodziewanie, po prostu w wyniku współdzielenia Ĺźycia, relacje z kolegami, gdy na przykład u szczytu kariery zwalniali się z pracy, ktĂłra pochłaniała cały ich czas. Tymczasem Silvia, ktĂłra jest połoĹźną, zaczęła prowadzić zajęcia dla kilku przyszłych mam. „Za powierzchownością kryje się wielka kruchość i niepokĂłj. Tutaj relacje z dziećmi zostały całkowicie powierzone filipińskim opiekunkom, dlatego pierwszym widowiskiem jesteś sama dla siebie, ze względu na odmienność, jaka została ci dana, owoc spotkania, ktĂłre pochwyciło twoje Ĺźycie”.

Największą trudnością tutaj, a zarazem największym ułatwieniem, jest odmienność kulturowa: „Wzywa cię do bycia bardziej świadomym – mówi Luís. – To bardzo złożone społeczeństwo, ale to, co naprawdę mnie przeraża, to pozostawanie sam na sam ze swoimi planami”. Odkrył, że do życia potrzebuje Szkoły Wspólnoty: „Kiedy wracam do Przeznaczenia, które nas powołało, nie boję się. Dni nie mijają mi na skupianiu się na moich pomysłach i ograniczeniach, ale są weryfikacją tego, że Chrystusa wciąż przychodzi”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją