Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
listopad / grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 6 / 2013 (listopad / grudzieĹ) Ĺťycie CL Urugwaj. Mieszkanie-magazyn Santiago Luca Fiore W czasie gdy rozmawiamy, Dolores wypakowuje z ciÄĹźarĂłwki palety z jedzeniem, by zanieĹÄ je na pierwsze piÄtro maĹego budynku w Montevideo w Urugwaju. âBardzo dobra znajoma. Ma klucze do mojego mieszkania, w przeciwnym razie, co by byĹo z Banco de Alimentos w czasie moich pobytĂłw w Buenos Aires?â â wyjaĹnia Santiago Abdala podczas naszego spotkania na uniwersytecie, gdzie uczÄszcza na studia podyplomowe z administracji biznesowej. ArgentyĹczyk, rocznik 1982, pracuje w jednym z bankĂłw w Urugwaju. MiÄdzy nim a paletami w jego mieszkaniu mieĹci siÄ historia czĹowieka âpochwyconegoz wolnaâ. Data, ktĂłrÄ dobrze pamiÄta: 3 lipca 2012 rok. âWtedy nadeszĹy pierwsze dary: ponad 9000 puszek z ÂŤliofilizowanÄ zupÄ z kurczaka w zioĹachÂť â 137 kilogramĂłw. PrzywiĂłzĹ je goniec jednej z wytwĂłrni ĹźywnoĹci. Nie wiedzieliĹmy, gdzie je poĹoĹźyÄ. PokĂłj goĹcinny byĹ akurat wolnyâŚâ Takie byĹy poczÄ tki Banku ĹťywnoĹci w Urugwaju, niecaĹe pĂłĹtora roku temu. Dzisiaj inicjatywÄ wspiera 47 przedsiÄbiorstw, a pomocÄ objÄtych jest 7000 osĂłb. Kropla w morzu potrzeb: âZbieramy pieniÄ dze na to, by zyskaÄ osobowoĹÄ prawnÄ , uznaĹ nas Centralny Bank ĹťywnoĹci i ustaliĹ okreĹlonÄ sumÄâ. Nie tylko. âSpotykamy wiele interesujÄ cych organizacji. AngaĹźuje siÄ wiele osĂłb. TakĹźe po to, by nam pomagaÄâ â opowiada Santiago. Na przykĹad Dolores. Matka rodziny przyszĹa w imieniu organizacji charytatywnej, by odebraÄ jedzenie. âÂŤJeĹli potrzebujesz pomocyâŚÂť â powiedziaĹa miâ. Tak znalazĹ siÄ nadzorca magazynu, potem inni. Teraz okoĹo 10 osĂłb pomaga Bankowi âCasa Albaâ. âTo maĹa, nieuporzÄ dkowana instytucja, a jednak rozwija siÄ i przyciÄ ga ludzi. Gdy pomyĹlÄ, jak powstaĹa⌠To byĹa droga w poszukiwaniu czegoĹ, co wypeĹniĹoby moje Ĺźycieâ. Jednej rzeczy byĹ zawsze pewien: wiara to coĹ, co czyni Ĺźycie lepszym. Dla siebie i dla innych. Tak jak wtedy, gdy wiele lat temu jeĹşdziĹ z grupÄ misjonarzy bawiÄ siÄ z dzieÄmi w wioskach poĹoĹźonych poĹrĂłd stepĂłw Pampy. âTo byĹo coĹ piÄknego. A teraz ta peĹnia, zawsze poszukiwana, znajduje siÄ tutaj, w moim pokoju goĹcinnym. I ma okreĹlone oblicze, oblicze Chrystusaâ. Kto by pomyĹlaĹ w 2004 roku, kiedy tuĹź po maturze, majÄ c pracÄ, opuszcza Buenos Aires, by dotrzeÄ na MajorkÄ z kilkoma euro w kieszeni. âNic mnie nie zadawalaĹo. ChciaĹem wiÄcej, nie wiedziaĹem jednak czegoâ. OkoĹo dwĂłch miesiÄcy harowaĹ z przyjacielem w lokalach, czÄsto pijany, âby byÄ milszym dla klientĂłwâ. Po jakimĹ czasie wyjechaĹ jednak z Hiszpanii, kierunek: Londyn, cel: praca, moĹźe studia. Ĺťycie jednak nie staĹo siÄ lepsze. W Wielkanoc 2005 roku nadchodzi zaproszenie od Roberto, przyjaciela rodziny z WĹoch, z CL, ktĂłry mieszka niedaleko Mediolanu. âPrzyjedziesz na wakacje?â. Kilka dni później Santiago znalazĹ siÄ w sanktuarium w Caravaggio na Drodze krzyĹźowej CLU: âNie rozumiaĹem wszystkiego, ale byĹem poruszonyâ. Milczeniem, czytaniami. âA przede wszystkim Requiem Mozarta w koĹciele. MyĹlaĹem o starych koĹcioĹach wzniesionych z martwych kamieni. Tam jednak ta zachwycajÄ ca muzyka czyniĹa je piÄknymi. Ĺťywymiâ. ByĹo coĹ, âco siÄ liczyĹoâ.
Z Zurychu do Montevideo. Roberto zapisuje go na uniwersytet w Lugano, gdzie dostaje stypendium: âZĹźyĹem siÄ z przyjaciĂłĹmi z CLUâ. Po obronie zaprosili go na pielgrzymkÄ do CzÄstochowy. âNie miaĹem pieniÄdzy i nie chciaĹem podejmowaÄ ruchowych gestĂłwâ. Przyjaciel Luca nalegaĹ jednak â miaĹ zapĹaciÄ on. âTo byĹo poraĹźajÄ ceâ. Ta przyjaźŠi to Ĺźycie interesowaĹy go naprawdÄ. Nie wraca do Argentyny, ale podejmuje pracÄ w Genewie. âTam Ruch zniknÄ Ĺ mi z oczu, miaĹem inne towarzystwo⌠Pewnego dnia otrzymaĹem telefon. Moja mama zachorowaĹa na raka. MusiaĹa przejĹÄ operacjÄ i poddaÄ siÄ terapii. PoprosiĹem o przeniesienie do Ameryki PoĹudniowejâ. Tymczasem przeniesiono go do Zurychu. âByĹem sam. PragnÄ Ĺem prawdziwego towarzystwaâ. Po pracy zaczÄ Ĺ jeĹşdziÄ do Lugano. âNa kolacje z przyjaciĂłĹmi. LucÄ , Agnese⌠By z nimi byÄ, by zamieniÄ dwa sĹowa, wracaĹem do domu nad ranemâ. Do Montevideo przeprowadziĹ siÄ pod koniec 2010 roku. âPragnÄ Ĺem tej przyjaĹşni, tego braterstwaâ. Od Luki dostaje ksiÄ ĹźkÄ czytanÄ podczas SzkoĹy WspĂłlnoty i uczÄszcza na spotkania Ruchu w Urugwaju: âNie wystarczaĹy jednak spotkania od czasu do czasu. WciÄ Ĺź miaĹem teĹź w pamiÄci inicjatywÄ Ruchu, jakÄ byĹ gest charytatywny, sugerowany jako zasadniczy punkt obok SzkoĹy WspĂłlnotyâ. Santiago proponuje go wszystkim. âUdaliĹmy siÄ do jednej z parafii. KsiÄ dz powiedziaĹ nam, byĹmy co sobotÄ roznosili jedzenie, ktĂłre mieliĹmy odsprzedawaÄ ubogim za symbolicznÄ kwotÄâ. ZaczynajÄ , spotykajÄ siÄ, by wspĂłlnie czytaÄ tekst o geĹcie charytatywnym: âTo jednak niczemu nie sĹuĹźyĹo. OczywiĹcie potrzeba ubogich ludzi byĹa rzeczywista, ale robienie tego w taki sposĂłb byĹo pusteâ. Wtedy przyszĹo mu na myĹl doĹwiadczenie zbierania ĹźywnoĹci przez Banki, ktĂłre widziaĹ we WĹoszech. âZadzwoniĹem do odpowiedzialnego Marco Lucchiniego. OpowiedziaĹ mi, jak wszystko dziaĹa, ale przede wszystkim o tym, Ĺźe istotÄ dziaĹalnoĹci charytatywnej jest darmowoĹÄâ. Nie chodziĹo tylko o bezpĹatne rozdawanie ĹźywnoĹci, nie. MĂłwiĹ o wymiarze wychowawczym wobec siebie w relacji do wszystkiego: âPo raz kolejny problem polegaĹ na tym, by dotrzeÄ do istoty siebie, swojej potrzebyâŚâ. ZaczynajÄ . Kilka kontaktĂłw, a potem spotkanie z dyrektorami wielkich zakĹadĂłw produkujÄ cych ĹźywnoĹÄ, ktĂłrzy poruszeni inicjatywÄ postanawiajÄ wĹÄ czyÄ siÄ w dzieĹo. âPierwsza zupa⌠Co takiego jednak tak naprawdÄ zrobiliĹmy my?â Tymczasem mieszkanie dalej zapeĹnia siÄ paletami: âĹťeniÄ siÄ w kwietniu, jak sobie poradzimy? â Ĺmieje siÄ Santiago, po czym mĂłwi dalej. â PragnÄ tylko, by On nie przestaĹ siÄ uobecniaÄ. W przeciwnym razie jakÄ wartoĹÄ miaĹoby to wszystko?â. ĹÄ cznie z wyĹÄ czaniem ogrzewania w mieszkaniu, by zapobiec psuciu siÄ ĹźywnoĹci. âJezus jednak byĹ, i jest, tak precyzyjny, jeĹli chodzi o okazje do tego, by mnie wychowywaÄ, Ĺźe nie chcÄ straciÄ ani jednej. WÄdrujÄ z przyjaciĂłĹmi, ktĂłrzy pojawili siÄ jako darâ. Patrzy na nas â mĂłwi â na to, jak Ĺźyjemy. Na to jedzenie, na jego mieszkanie bÄdÄ ce magazynem⌠âTo wszystko jest tak samo piÄkne jak Requiem w Caravaggio. Te pudeĹka to kamienie. A sÄ piÄkne, poniewaĹź jest KtoĹ, kto oĹźywia je swoim Ĺpiewem. Nie chodzi jednak o mnieâ. |