Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2013 (listopad / grudzień)

Spotkania

W więzieniu. Jesteśmy umiłowanymi synami

Paola Bergamini


W więzieniu w Padwie był po raz pierwszy. „Od tamtego dnia nie ma poranka, żeby nie przypominały mi się tamte twarze”. Relacja ze szczególnego dnia, który ksiądz Julián Carrón spędził z więźniami i pracownikami więzienia Due Palazzi w Padwie, by wspólnie odkryć na nowo „jedyną rzecz, dla której warto żyć”.

 

„Od tamtego dnia, 6 listopada, nie ma poranka, żebym nie przypominał sobie tego spotkania, żebym ponownie nie widział tamtych twarzy” – wyznał ksiądz Julián Carrón dziesięć dni po swojej wizycie w więzieniu w Padwie. W tym zdaniu zawiera się wszystko. Te twarze musiały być podobne do twarzy Piotra, Mateusza, Jakuba… Oraz Zacheusza, Samarytanki… Wzrusza nieoczekiwany fakt, który tamtego dnia, w tamtym miejscu, z tamtymi ludźmi stał się po prostu „obecnością”. Gdy powraca się do tamtego dnia, dla każdego, także dla tego, kto od lat zna to doświadczenie, dotykalne staje się zdumienie i piękno chrześcijaństwa. Tego, co czyni Pan.

W Due Palazzi wszyscy pragnęli odwiedzin tego przyjaciela. Nicola Boscoletto, dyrektor Konsorcjum Społecznego „Giotto”, które od 1990 roku oferuje pracę więźniom, powiedział mu: „Przyjeżdżaj, kiedy możesz. Zjesz z nami obiad. Chcemy opowiedzieć ci o tym, na czym najbardziej nam zależy”.

Na dziedzińcu na księdza Carróna czekali dyrektor Salvatore Piruccio, pracownicy więzienia oraz konsorcjum, kapelan więzienny ksiądz Marco, a następnie Graziano, Gino i inni przyjaciele ze wspólnoty w Padwie. Zadowoleni i być może nieświadomi tego, co mieli wkrótce zobaczyć i usłyszeć.

Odwiedziny rozpoczynają się od zwiedzania hal, w których więźniowie zatrudnieni na umowę o pracę przez konsorcjum odbierają telefony w centrali telefonicznej, montują rowery, składają walizki znanych marek i wreszcie digitalizują papierowe dokumenty. Stamtąd wszyscy przechodzą do kuchni i do cukierni. Dumni pokazują ręcznie wyrabiane panettoni [rodzaj przygotowywanych w okresie Boże Narodzenia i Nowego Roku drożdżowych babek z kandyzowanymi owocami – przyp. tłum.], „najlepsze we Włoszech”, jak uznali liczący się eksperci kulinarni. Zatrudnionych jest około 120 więźniów. To jeden z najważniejszych przykładów tego rodzaju zakładu we Włoszech. Więźniowie witają się, objaśniają. Jeden z nich mówi: „Zobaczymy się później”.

Później jest obiad w sali, w której znajduje się ogromna grafika przedstawiająca Wesele w Kanie Galilejskiej Giotta, jeden z fresków z Kaplicy Scrovegnich. Stół został ustawiony w podkowę, tak by wszyscy mogli widzieć swoje twarze. Ksiądz Carrón zasiada na centralnym miejscu. Wyczekiwany gość. Zaproszony przyjaciel. Talerze i sztućce zgodnie z przepisami są plastikowe, w końcu to wciąż jest więzienie, ale dania, które wychodzą z kuchni i z cukierni, są na wysokim poziomie, przygotowane z wielką dbałością. Nic nie zostało pozostawione przypadkowi. Jak podczas wielkiego obiadu rodzinnego, kiedy po długim oczekiwaniu w końcu można się ze sobą spotkać.

 

List Armanda. Nicola zaczyna prezentacje. Są Alvarez, Maurizio, Francesco i Gian Paolo, którzy odbyli już karę, ale chcieli wrócić, by spotkać się z księdzem Carrónem. Lorenzo, Marino, Franco, Salvatore, którzy korzystają z art. 21 i połowicznej wolności: w dzień pracują poza więzieniem, a wieczorem wracają. Następnie Davos, Rino, Zang, Douglas… „No cóż, szybko się przedstawimy. Są tutaj więźniowie, którzy spotkali nas w pracy, niektórzy z nich są wierni gestowi Szkoły Wspólnoty, prowadzonej przez Alessandro i Gino. Inni nie. Nie czyni to jednak żadnej różnicy. Najpierw niech pobłogosławi ksiądz Marco”. Cisza. „Panie, pobłogosław to jedzenie i naszą przyjaźń. Spraw, by w naszym sercu panowała pogoda ducha”.

Przedstawiają się po kolei. Niektórzy dodają, od kiedy są w więzieniu, wszyscy mówią, od ilu lat pracują. Trudno im pomylić tę datę. Od tego wszystko zaczęło się na nowo. Zang ma prośbę: „Mam dla księdza list. Napisany jest po włosku. Są w nim pytania. Dla mnie to bardzo ważne, by ksiądz na nie odpowiedział. Proszę wziąć”. Ksiądz Carrón obejmuje go, po czym mówi: „Mam przyjaciół z Chin”. Także Armand ma list. „Jestem Albańczykiem. Przyjąłem chrzest św. pięć miesięcy temu. Teraz mam na imię Davide. Szczerze mówiąc, chciałem go przeczytać. – Szczerze mówiąc, przeczytaj go”. „Księże Carrónie, jesteśmy dumni z tego przywileju, który nas spotkał, z tego, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością. Modlimy się o twoje zdrowie…”. Głos nieco się łamie. „Niech liczne osoby należące do Ruchu we Włoszech i na świecie, zaangażowane w sprawy społeczne i publiczne, kontynuują swoje dzieła z większym oddaniem, pewnością i przekonaniem, że ich obecność oraz zaangażowanie jest przede wszystkim misją, służeniem ze względu na dobro całej wspólnoty. Serdeczne podziękowania. Amen”. I brawa. Kolejka biegnie dalej. Ksiądz Carrón nie przepuszcza ani słowa, słucha wszystkich. Jego danie pozostaje prawie nietknięte. Następnie jest „konsorcjum w konsorcjum”, jak nazywa ich dyrektor. Dwóch braci, Gianni i Biagio, stoją w głębi sali. Biagio dwa lata temu stracił w wypadku samochodowym 23-letnią córkę. Nicola opowiada: „Jako ojciec czuł niemoc, ponieważ był daleko. A jednak ze względu na to, jak obydwaj pracowali, jak współdzielili ten ogromny ból, poszukując znaczenia, to wszystko sprawiło, że rozkwitli, zamiast się zamknąć. Byli pogodni. To jest świadectwo”. Gianniemu rozjaśnia się głos: „Mówię za nas dwóch. Zawsze trzeba przeżywać życie, ponieważ życie jest piękne. Musimy iść naprzód ze względu na nasze rodziny. Następnie jest ktoś, kto daje nam siłę. Nasi towarzysze, nasi pracodawcy dają nam wielkie wsparcie i nadzieję. Gdybyśmy byli w innym więzieniu, byłoby inaczej”.

 

Moje szczęście”. Atmosfera staje się coraz bardziej rodzinna. Anegdoty, żarty. Gość jest wyczekiwanym przyjacielem. Dyrektor, siedzący z lewej strony księdza Carróna, wyjaśnia: „Jestem szczęśliwy, ponieważ zauważam, że te osoby wybrały inny poziom życia w stosunku do pozostałych. Zmierzają drogą. Jest to prawdziwa satysfakcja dla dyrektora: widzieć osoby przemienione. To nie dzieje się z niczego. To konsorcjum, muszę to powiedzieć, jest samodzielne z punktu widzenia finansowego, tworzą je osoby, które podążają za, towarzyszą, także później, kiedy więzień wychodzi na wolność. W ten sposób rzeczą normalną stało się dla nas wydawanie przepustek, zgodnie z art. 21. Odczuwamy satysfakcję. To ludzie odzyskani dla życia obywatelskiego. Wszystkie więzienia powinny być takie”. Nicola pyta: „Bledar, a ty co masz do powiedzenia?”. Mężczyzna w chustce na głowie opowiada: „Jestem skazany na dożywocie. Byłem twardy. Wypierałem się nawet popełnionych przestępstw. Następnie pewnego dnia zobaczyłem w salce ogłoszenie o możliwości pracy w Giotto. Na początku szło mi bardzo ciężko. Nigdy wcześniej nie pracowałem, żyłem jak w dżungli. Przypominałem zwierzę. A oni cierpliwie zaczynali od nowa i tłumaczyli mi ponownie. Następnie poznałem Franco, Marino, również z wyrokami dożywocia, tak jak ja. Chodzili na Mszę św. i się uśmiechali. Nie rozumiałem dlaczego, czułem, że czegoś mi brakuje, co być może pozostawało zamknięte na dnie mojego serca. Coś wielkiego. Zacząłem chodzić z nimi do kościoła i poprosiłem Franco, by został moim ojcem chrzestnym. Wreszcie zostałem chrześcijaninem i przyjąłem imię Giovanni. Rozpoczęła się przemiana. Jeśli od tego nie zaczniesz, gdzie chcesz dojść? Dziękuję wszystkim. Księże Carrónie, mam dla ciebie prezent. Trzy obrazy: dwa namalowałem ja, a jeden mój przyjaciel. Niech ksiądz sam wybierze. – Dziękuję. Potem je obejrzymy”.

Z drugiego końca stołu mówi Francesco: „Ja natomiast przebywam poza więzieniem, ale za każdym razem, gdy słucham Bledara, wzruszam się. Poznałem go na początku: śmiał się, ale miał zagniewane spojrzenie. Teraz wydaje mi się wciąż coraz bardziej kimś innym. Jest przykładem. Ale to nie wystarcza. Zawsze miałem w sercu wiele pytań. Trzy lata temu pojechałem na Rekolekcje. Uderzyło mnie zdanie: «Każdy z nas w oczach Boga jest umiłowanym synem». Byłem szczęśliwy. Byłem umiłowanym synem. To dało mi natchnienie i entuzjazm, mające wpływ także na pracę. Nie jestem sam”. Ksiądz Carrón przerywa mu: „Ja również chciałbym powiedzieć z takim samym jak ty entuzjazmem: «Jestem umiłowanym synem». Kto jest bardziej chrześcijaninem? Syn marnotrawny czy ten, który pozostał zamknięty w domu? Kto jest świadomy tego, że jest synem?”. Francesco odpowiada natychmiast: „Ja nim jestem. Ale nie jestem dobrym chrześcijaninem, ponieważ nie jestem za bardzo praktykujący. Ale jeśli żyję dobrze, po co chodzić do kościoła? Chcę zawsze żyć z tym entuzjazmem”. Wymiana zdań jest ożywiona. Jak między ojcem a synem, kiedy rozmowa dochodzi do punktu kulminacyjnego. „Tego entuzjazmu nie możesz dać sobie sam. Dlatego chodzimy do kościoła, by o niego prosić jak biedacy” – mówi mu ksiądz Carrón.

To dotyczy nas wszystkich. Nicola nie odpuszcza: „Pozostawmy otwartymi pytania: czy chodzi o to samo? Czy jestem w stanie sam podążać za tym, co wyszło mi na spotkanie?”. Obok Francesco siedzi Marino, któremu pogodnieje głos: „Jestem żywym dowodem na to, że można zacząć od nowa w każdym momencie. Moja sytuacja była bardzo trudna, ze względu na popełnione przestępstwa, jak i wiele innych okoliczności. To nie tylko praca mnie zmieniła. Ale sposób, w jaki zostałem ogarnięty spojrzeniem. Ja, który nie wierzyłem już w siebie, ja, który nie miałem odwagi nawet podnieść wzroku. To było moje szczęście. Potem przyszły przepustki, art. 21. Zbieg okoliczności? Nie, wszystko zrodziło się z tego dobrego spojrzenia. On przychodzi, by cię pochwycić, ale trzeba to zaakceptować. Wiesz, księże Carrónie, najtrudniej jest powiedzieć każdego ranka «tak»”. Ksiądz Carrón śmieje się: „To jest trud związany z dramatem życia. Choć w innych okolicznościach, ja również przeżywam ten sam co ty dramat: powiedzieć «tak» każdego ranka Komuś Innemu, kto na ciebie spojrzał i cię kocha. Temu, który cię szukał”.

Przychodzi kolej na Franca: „Praca przywiodła mnie do porządku, mnie, który nigdy nie stosowałem się do żadnych zasad. Gwizdałem na nie. Kiedy pojechałem na Meeting, pomyślałem: jak to możliwe, że te osoby nie pogardzają mną? Każdy z nas czuje w sercu ciężar tego, co zrobił. Zaczynasz to akceptować, gdy kochasz siebie takim, jakim jesteś. Tak się stało w przypadku tej grupy przyjaciół, których miałem przy swoim boku. Teraz odczuwam niemal pilną potrzebę zrewanżowana się za to, co otrzymałem. – To prawda, Franco – podkreśla Nicola. – Największą pomocą jest jednak dawanie sobie nawzajem świadectwa każdego dnia o tym «tak», o którym mówił Marino. Na tym polega codzienny trud. O resztę zawsze troszczy się Pan. Księże Carrónie, oto właśnie zawierzyliśmy ci nasze doświadczenia”.

 

Najlepsze musi nadejść”. Wszystkie spojrzenia skierowane są na niego. Spojrzenia wyczekujące. „Jedyne, co mogę powiedzieć, to: dziękuję. Dziękuję za wasze świadectwo. Wasze opowieści, sposób, w jaki mówicie o pewnych sprawach, nie jest czymś zwyczajnym. Powiedzieliście: syn umiłowany. Przychodzi mi na myśl przypowieść o synu marnotrawnym, który uznał ojca z intensywnością, jakiej brakowało drugiemu synowi. To mi daliście, zawierzyliście za pośrednictwem waszych słów: zmieniłem się, ponieważ zostałem obdarzony spojrzeniem, ponieważ ktoś mnie zechciał. To jest cud, którego człowiek potrzebuje do tego, by żyć. Wielu osobom wydaje się to niczym. Tymczasem to jest wszystko. Jest to najbardziej konkretna rzecz na świecie. To, co wydarzyło się mnie i wam, to największa rzecz na świecie, jedyna, ze względu na którą warto żyć. Czy odbycie kary wyczerpuje potrzebę sprawiedliwości? Daje pokój? Wszystko pochodzi z tego spojrzenia. To współdzielimy. Dlatego dzisiaj czuję, że jesteśmy bliższymi przyjaciółmi, bardziej osobistymi przyjaciółmi. Współdzielimy sens życia, nasz skarb. Jako ludzie wędrujemy razem ku Przeznaczeniu z pragnieniem pełni, z którym zostaliśmy stworzeni. Ponieważ życie jest piękne! Jesteśmy towarzyszami drogi. I pomyślcie, że najlepsze musi dopiero nadejść. My tutaj mamy przedsmak tego, ale potem będzie tysiąc razy lepiej. Pomyślcie, co nas czeka! Teraz, Bledar, pokaż mi swoje obrazy”. Wchodzą więźniowie i pracownicy, którzy niczym żywe sztalugi podtrzymują trzy wielkie płótna. Bledar objaśnia, a na końcu, gdy ksiądz Carrón decyduje, który obraz weźmie, dodaje: „Tak, ale czy zabierzesz też sztalugę?”. Śmiech.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją