Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > listopad / grudzień

Ślady, numer 6 / 2013 (listopad / grudzień)

Pierwszy Plan

Ojciec Spadaro. Doświadczenie według Franciszka

Davide Perillo


Uczyć się od tego, co mu się wydarza. Osobiste świadectwo. „Pamiętliwa” modlitwa. Ojciec ANTONIO SPADARO, autor sławnego wywiadu z Papieżem, wyjaśnia, dlaczego dla Ojca Świętego wiara znajduje nieustanne potwierdzenie (i ukazuje swoją siłę) w rzeczywistości oraz w naszej zdolności „rozeznawania”

 

„Nasza refleksja musi zawsze wypływać z doświadczenia”* – przeczytaliśmy w sławnym wywiadzie, który ukazał się na łamach jezuickiego czasopisma „Civiltà Cattolica”. Teraz, gdy tekst ten ponownie trafia do obiegu w postaci książkowej (La mia porta è sempre aperta, Rizzoli), z komentarzem pogłębiającym kontekst i tło, staje się okazją do pogłębienia tego tematu. Powracamy do niego wraz z ojcem Antonio Spadaro (47 lat), redaktorem naczelnym „Civiltà Cattolica”, specjalistą od sieci internetowej oraz literatury, „drugim najsławniejszym na świecie jezuitą”, jak nazwano go po medialnej sensacji, jaką była jego rozmowa z Franciszkiem, która odbyła się w trzech etapach i została opublikowana w tym samym czasie na całym świecie. Ponownie sięgamy więc do tematu zasadniczego, zdaniem ojca Spadaro, by podążać za Papieżem. I by przeczytać także Evangelii gaudium, by zdać sobie sprawę, dlaczego „nie można wytrwać w ewangelizacji pełnej zapału, jeśli nie jest się przekonanym na podstawie doświadczenia, że to nie to samo: poznać Jezusa lub nie znać Go”** (266). „Na podstawie doświadczenia”. Wiara może znaleźć potwierdzenie tylko tam, w rzeczywistości. Tylko osądzając do końca to, co się nam wydarza, porównując to z naszymi potrzebami, z naszymi najprawdziwszymi wymogami, możemy dostrzec radykalną odmienność, jaką Chrystus wnosi w nasze życie.

 

Dlaczego tak decydujące dla Papieża jest doświadczenie? I na czym ono polega w jego przekonaniu?

Papież Franciszek nie należy do tych, dla których najważniejsze są pojęcia. Nie wychodzi od jasnych i wyraźnych idei, by potem je wdrażać – wychodzi zawsze od kontaktu z tym, kogo ma przed sobą, od osoby albo grupy. Z jednej strony jest to kategoria zakorzeniona w jego duchowości, w jezuickiej formacji: punktem wyjścia do pracy w pedagogii świętego Ignacego jest zawsze kontekst i doświadczenie. Ojciec Święty wyraził to jasno w Evangelii gaudium, ale podkreślał także wcześniej: rzeczywistość „jest”, podczas gdy idea jest owocem jakiegoś opracowania, które zawsze może stać się sofizmatem, odrywając się od rzeczywistości, nie wykluczając samego niebezpieczeństwa totalitaryzmu, jeśli idea chce narzucić się rzeczywistości. Dla Ojca Świętego rzeczywistość zawsze stoi wyżej od idei. Jest to jedna z jego czterech fundamentalnych zasad odczytywania rzeczywistości. A więc refleksja może być poczyniona tylko w świetle doświadczenia. I tylko po tej refleksji przychodzi ocena, by zaproponować działanie. Poza tym Ojciec Święty dużą wagę przywiązuje do swojego doświadczenia duszpasterskiego. Podczas jego pracy w Buenos Aires ogromnego znaczenia nabrał bezpośredni kontakt z ludźmi. Są to konkretne oblicza spotkanych osób, które w pewien sposób nawróciły go na doświadczenie. To nie jest kategoria intelektualna: to jest to samo doświadczenie, które go porusza. Nie biorąc pod uwagę innego aspektu.

 

Jakiego?

Przynależności. Doświadczenie dla Papieża nie jest tylko indywidualne, jest także doświadczeniem ludu – Kościoła. Poczucie przynależności do ludu ma dla niego nieporównywalną z niczym wartość. Tak naprawdę Bóg objawia się ludowi, nie jednostce. A więc doświadczenie wiary zawsze należy rozpatrywać w kontekście przynależności. Subiektywizm nie wchodzi tutaj w grę.

 

Jednak również wtedy, gdy Papież mówi o wierze jako o czymś, co rodzi się ze „zdumienia spotkaniem kogoś, kto na ciebie czeka”, słychać wyraźne odwołanie do tego aspektu: to wydarzenie, obiektywny fakt może być poznany za pośrednictwem doświadczenia…

Oczywiście. Ale pojęcia obiektywności nigdy nie można uważać za coś absolutnego, niezwiązanego z niczym. Refleksją, a następnie działaniem kieruje świadomość tego, że Chrystus się wcielił. Ojciec Święty mówi wyraźnie w wywiadzie, że nie robi się rozeznania idei, ale historii. Nie ma bezwładnej obiektywności, jest zawsze obiektywność, która staje się obliczem, historią, doświadczeniem. Obiektywnością jest Chrystus. Nowością jest Ewangelia. To jest najważniejsze. Cała reszta przychodzi później. Nie dlatego, że jest mało istotna, ale ponieważ istnieje absolutny priorytet: orędzie. Ewangelia jest po to, by była głoszona wszystkim, niezależnie od sytuacji, w jakiej ktoś żyje.

 

Czy to jednak wiąże się również z faktem, że człowiek, niezależnie od swojej sytuacji i tradycji, z jakiej się wywodzi, oraz różnic kulturowych, posiada w swoim sercu kryterium pozwalające mu osądzić i uznać tę obiektywność? Jest wydarzenie, które wchodzi w historię – orędzie Chrystusa – ale jest także ludzkie serce będące w stanie dostrzec tę wyjątkowość, ponieważ oczekuje. Wydaje mi się, że Ojciec Święty zwraca uwagę także na to.

Tak. Jest coś w sercu człowieka – otwartość, którą Papież identyfikuje ze zranieniem. I to zranienie wiąże się z zasadniczym pragnieniem Boga. Ten monogram zranienia trzeba pojmować jako głębokie powołanie wpisane w serce człowieka. A Kościół zwraca się zasadniczo do człowieczeństwa, które dostrzega, odczuwa to zranienie, doświadcza go.

 

Sam Ojciec Święty wychodzi od tego zranienia. Kiedy mówi: „Jestem przede wszystkim grzesznikiem”, chce powiedzieć, że by zdefiniować samego siebie, czerpie z najbardziej radykalnego ludzkiego doświadczenia – z ograniczenia. A jest to kwestia, w której nie możemy oszukiwać, doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, doświadczenie jest tutaj bezlitosne…

Absolutnie. Tak naprawdę doświadczenie wiary oraz przylgnięcia do Chrystusa bierze się właśnie z rozpoznania tego, że jest się grzesznikiem. Osoba nieodczuwająca tego zranienia, która je neguje, staje się niemal zupełnie odporna na przesłanie Ewangelii.

 

Uderza bardzo to, jak ta dynamika zachodząca między sercem a rzeczywistością staje się dla Ojca Świętego czynnikiem nieustannego poznawania. W pewnym sensie mówi on niemal tylko o tym, co odkrył, żyjąc. To, co mówi, wiąże się często z wydarzającymi się epizodami, które widział: z wiarą jego babci, z dniem powołania, z siostrami zakonnymi, które zajmowały się nim w szpitalu… Aż po rozpoczęcie katechezy od historii Noemi, chorej dziewczynki, którą spotkał chwilę wcześniej. Dlaczego?

No właśnie, ponieważ zawsze odnosi się do doświadczenia, które ma konkretne oblicza. To one pomagają mu snuć refleksje, zastanawiać się. To, co mówi, zawsze jest owocem tego, czego doświadczył na własnej skórze. Także święci mają dla niego konkretne „oblicza”. Nie wierzy temu, co nazywa nieco ironicznie „zharmonizowanymi energiami” – wierzy obliczom. Jest to kategoria hermeneutyczna potrzebna do zrozumienia tego wszystkiego, o czym mówi. Jeśli jego nauczanie interpretuje się przy pomocy kategorii idei, abstrakcyjnych stwierdzeń, schodzi się na manowce.

 

Dzięki czemu możliwa jest jednak ta dyspozycyjność serca, za sprawą której człowiek się uczy? To właśnie Ojciec Święty mógłby mieć wszystkie przesłanki do tego, by myśleć, że „wie o tym wystarczająco dużo”, przede wszystkim o wierze…

Dzięki pokorze, która nie jest dla niego jakąś ascetyczną cnotą, ale przede wszystkim sposobem prawdziwego zbliżenia się do innych i do rzeczywistości. Jest to gotowość do doświadczania, która, no właśnie, we Franciszku jest bardzo mocno zakorzeniona. Skąd się bierze? Nie wiem dokładnie. Ale oczywiście na tyle, na ile to rozumiem, liczy się także fakt doświadczania czegoś przeciwnego. To ciekawe, że na przykład prosi on nieustannie o przebaczenie nie grzechów Kościoła, ale swoich. Kiedy opowiada, że w młodości, w wieku 36 lat, został mianowany prowincjałem, i mówi, że żałuje, że był szorstki, prawie agresywny wobec rzeczywistości i innych, także ze względu na brak doświadczenia, krótko mówiąc, wyznaje, że doświadczył na własnej skórze efektu zamknięcia się na doświadczenie. To także z czasem uczyniło go łagodnym. Następnie istnieje druga kwestia, która staje się metodą: rozeznanie, będące – nie zapominajmy o tym – fundamentem jezuickiej duchowości.

 

Papież mówi po prostu, że „jedynie w narracji można rozeznawać, nie za pomocą języka filozofii”. Wychodząc właśnie od doświadczenia, a nie od idei. Co jednak dokładnie znaczy rozeznawać?

Widzimy to w sposobie, w jaki Franciszek prowadzi Kościół. Wiele osób uważa, że Ojciec Święty ma coś w rodzaju planu, że posiada jasne i wyraźne idee, które wciela w życie. Nie wydaje mi się, żeby ta wizja była właściwa. Ojciec Święty jest głęboko zakorzeniony w konkretnym doświadczeniu. Nie żyje w jakiejś szklanej kuli, dobrze wie, co dzieje się wokół niego. Ale kiedy wykonuje ruch, nieustannie odczytuje na nowo w swojej osobistej modlitwie oraz w rozmowie z innymi to, co czyni. A więc posuwa się naprzód. W procesie, który możemy właśnie nazwać duchowym rozeznaniem: poszukując i odkrywając krok po kroku wolę Boga. Jego działanie najlepiej streszcza zasada: „Gdy idzie się drogą, ukazuje się dalsza droga”. Lepiej rozumie, dokąd iść, w chwili, gdy wyrusza w drogę. To nie jest praktyczne zastosowanie teoretycznych założeń – jest to wizja dynamiczna.

 

Która zakłada inny aspekt: również Kościół, będąc żywą rzeczywistością, w pewien sposób zyskuje samoświadomość, żyjąc i zastanawiając się nad swoją historią. Papież w rozmowie z Ojcem cytował świętego Wincentego z Lerynu: „Również dogmat (…) postępuje, umacnia się z latami, rozwija się z czasem, pogłębia się z wiekiem”. A w adhortacji mówi, że „Kościół, będąc uczniem–misjonarzem, musi wzrastać w swojej interpretacji objawionego Słowa i w swoim zrozumieniu prawdy” (40). Czy możemy powiedzieć, że zdaniem Franciszka w metodzie poznawania decydujące dla samego Kościoła, a nie tylko dla pojedynczego wiernego jest doświadczenie?

To właśnie doświadczenie chrześcijańskiego ludu staje się słowem. Niech sią pan zastanowi chociażby nad pomysłem wysłania do diecezji kwestionariusza w ramach przygotowań do Synodu o rodzinie. Mówiono o nim jako o „sondażu opinii”, ale w rzeczywistości jest to konsekwencja tej logiki: jest uchwyceniem życia ludu Bożego, przeżywanym doświadczeniem, które jest bardziej użyteczne niż zaczynanie od dokumentów i teoretycznych założeń. Lud Boży jest zaproszony do zadawania sobie pytań, a także do mówienia o doświadczeniu przeżywanym w świetle Ewangelii. To zresztą nie wystarcza, wiadomo – jest to propedeutyka do ostatecznej refleksji. Ale także tutaj tak naprawdę widać metodę ćwiczeń duchowych świętego Ignacego. Rozeznanie jest zasadniczą podstawą osądu. Jest odczuwaniem i smakowaniem rzeczy wewnętrznie. Nie jest to projekt o charakterze wyłączenie racjonalnym, w znaczeniu abstrakcyjnym: to na podstawie tego, co dzieje się w naszym wnętrzu, rozeznajemy, jak postępować naprzód. I wyłania się kierunek, który trzeba obrać, co nie jest samym tylko owocem naszej zdolności podejmowania decyzji, ale owocem działania Ducha.

 

Ojciec Święty kładzie duży nacisk na kwestię pokusy „udomowienia granic”, którego rezultatem może być „wiara z laboratorium”: coś abstrakcyjnego, statycznego, wiara, która nie oferuje już narzędzi do osądzania rzeczywistości i prowadzi do „autyzmu intelektu”. Skąd wynika, zdaniem Papieża, to niebezpieczeństwo?

Papieżowi Franciszkowi obce są ideologie. Zupełnie obce. Co więcej, jednym z największych niebezpieczeństw, jakie dostrzega, jest właśnie ideologizacja Ewangelii, do której dochodzi, gdy Ewangelię odczytuje się przy pomocy innych kategorii. Ewangelię, zdaniem Papieża, czyta się przy pomocy Ewangelii; jest to absolutnie oryginalne i jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. Nie może być zredukowane przez obce metodologie. Stąd też jego niechęć do polityzowania, do hegemonicznych usiłowań itd. Nie wolno nam stać na granicy, by upodobnić do nas granice, ale musimy tam żyć, doświadczać samej granicy. Nie jest to logika aneksji, ale umocnienia, wyzwania.

 

W przeciwnym razie kończy się na sprowadzeniu wszystkiego do tego, co już wiesz.

Oczywiście. Kiedy Papież prosi, by „otworzyć drzwi Kościoła”, nie myśli przede wszystkim o tym, że trzeba wpuścić ludzi do kościoła – chce otworzyć na oścież drzwi po to, by Pan mógł wyjść. Czasem ryglujemy je tak dokładnie, że ostatecznie Chrystus zostaje zamknięty w środku jak w klatce… Tymczasem Kościół jest skarbem, który musi być do dyspozycji wszystkich. W całej adhortacji Evangelii gaudium przewija się to przywołanie.

 

Kolejny potężny aspekt w papieskich przywołaniach to wiara jako świadectwo. „Również w naszej epoce ludzie wolą słuchać świadków: «noszą pragnienie autentyczności. (…) Żądają głosicieli Ewangelii, którzy by mówili o Bogu znanym sobie i bliskim, jakby Go niewidzialnego widzieli»” – pisze w adhortacji (150). Także tutaj doświadczenie staje się zasadnicze: droga do prawdy jest relacją, czymś dającym się doświadczyć.

Sam Franciszek jest Papieżem, który komunikuje orędzie, dając o nim świadectwo. Mówi o wartości ubóstwa, żyjąc w prostocie. Albo o modlitwie, modląc się. Stara się połączyć gest ze słowem. Zasadniczo chce wyjść z logiki przemawiania, głoszenia słowa dla słowa, by pokazywać. W ten sposób gest staje się jeszcze potężniejszy. Święty Ignacy mówi, że miłość bardziej ukazuje się w dziełach niż w słowach. To jest wymiar, który popycha do działania.

 

Są inne kwestie, w których doświadczenie staje się dla Papieża decydującym czynnikiem. Przede wszystkim jego metoda wychowawcza. W wywiadzie przytacza pewien epizod. Opowiada, że pewnego razu, by zainteresować swoich uczniów w liceum literaturą, zachęca ich do pisania i ostatecznie w relację z klasą wciąga także Borgesa.

No cóż, moglibyśmy tu mówić o ryzyku wychowawczym. Poruszanie się w ten sposób jest naprawdę ryzykiem, ponieważ zawsze łączy się z możliwością nieporozumienia. Ale w tym przypadku podjął na przykład to ryzyko, ponieważ zrozumiał, że był to najlepszy sposób, by stworzyć most łączący doświadczenie literatury, które chciał zakomunikować, z doświadczeniem jego uczniów. I jedynym sposobem było wyjście im na spotkanie: wyjście od ich punktu widzenia, od ich inteligencji i ciekawości, i odczytanie głębokiej potrzeby, jaka znajdowała się w tej prośbie. Wchodząc w literaturę z wymogami i pytaniami młodych, ostatecznie wyszedł stamtąd, krótko mówiąc, z młodzieżą otwartą na literaturę, a wręcz z samymi autorami. W ten sposób doświadczenie w pewnym sensie jest także istotą tego, jak Papież pojmuje wychowanie.

 

W książce podkreśla Ojciec, że kiedy Papież mówi o sztuce, o swoich upodobaniach – Hölderlinie, Manzonim, Caravaggiu, Mozarcie – wychodzi zawsze od życia, a nie od intelektualnego dyskursu. „Życie jest probierzem słów” – mówi, cytując Manzoniego. Jest to dobra definicja doświadczenia…

Dla Ojca Świętego sztuka nie jest zamknięta w estetycznym świecie, autonomicznym w stosunku do reszty. Powieść, poezja, sztuka w ogóle jest integralną częścią życia. Również życia duchowego i duszpasterskiego. Na tym polu porusza się z wielką łatwością i elastycznością. By wyjaśnić na przykład, czym jest nadzieja, wyszedł od Turandota. Myślałem, że źle zrozumiałem… My wprowadzilibyśmy cały dyskurs, mówiąc „na przykład”, otworzylibyśmy w pewien sposób nawias. Tymczasem dla niego dyskurs jest płynny, nie ma rozdzielenia. To mnie uderzyło. Estetyka Papieża wiąże się z relacją z dziełem sztuki, w której dzieło kształtuje radykalnie percepcję. W rzeczywistości czerpanie z tego korzyści oznacza, krótko mówiąc, doświadczanie życia. Kiedy czytasz powieść, przeżywasz doświadczenie życia, nie doświadczasz tylko w sposób czysto intelektualny. Jest to uwaga oferująca wiele możliwości rozwoju.

 

Ostatni aspekt. Właśnie jego osobista modlitwa. Ojciec Święty nazywa ją „pamiętliwą”, to znaczy „pełną pamięci i wspomnień, również pamięci o mojej historii, o tym, co Pan zrobił”. Czy także modlitwa jest dla niego doświadczaniem?

Tak. Jego modlitwa nie jest abstrakcyjna: jest obserwacją faktów i rozpoznawaniem tego, gdzie Pan działa i działał. Powiedział o tym także w swojej adhortacji: tylko spotkanie z Panem może być źródłem „radości Ewangelii”, nie etyczna decyzja albo przylgnięcie do jakiejś idei. Na przykład odprawia on wieczorną adorację, około 19.30, która polega na czystej kontemplacji i ciszy. To ciekawe, że nie odprawia jej rano. Oczywiście, rano się modli, jakżeby inaczej: jutrznia, Msza św… Ale ta wyjątkowa chwila ma miejsce wieczorem. Oznacza to, że stawia swój dzień przed Panem i modli się w kontekście tego, co przeżył. W kontekście swojego doświadczenia, krótko mówiąc.

 

* Wywiad z Franciszkiem, przeprowadzony przez Antonio Spadarę SJ, cyt. za: Serce wielkie i otwarte na Boga, tłum. J. Siepsiak SJ, K. Nowak SJ, A.P. Bieś SJ, red. D. Piórkowski, K. Stokłosa, www.deon.pl.

** Polska wersja adhortacji Evangelii gaudium cyt. za: www.vatican.va.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją