Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
listopad / grudzieĹ
|
||
Ślady, numer 6 / 2013 (listopad / grudzieĹ) Listy SzczÄĹciarze z powoĹaniem i inne⌠KrĂłtkie refleksje naszych przyjacióŠze spotkania wychowawcĂłw z Francesco, wizytatorem ruchu CL w Polsce, oraz jego przyjacielem Paolo z Turynu, ktĂłre odbyĹo siÄ w Krakowie w dniach 8â10 listopada. JESTEM SZCZÄĹCIARÄ ZaczÄliĹmy w piÄ tek od wprowadzenia Francesca, w sobotÄ odbyĹy siÄ dwa âdialogowaneâ spotkania, w czasie ktĂłrych zostaliĹmy zaproszeni do podzielenia siÄ swoim doĹwiadczeniem, tym, co siÄ nam wydarzyĹo i wydarza, oraz tym, jak Pan nas zmienia. Centralnym punktem kaĹźdego dnia byĹa Eucharystia sprawowana przez ksiÄdza Radka, ktĂłrego obecnoĹÄ byĹa dla nas wielkim darem. W sobotÄ Basia i Jarek zaproponowali nam piÄkny spacer do pobliskiej dolinki, gdzie znajduje siÄ namalowany na skale wizerunek Maryi. Wieczorem natomiast Paolo podzieliĹ siÄ z nami doĹwiadczeniem swojego Ĺźycia, opowiadaĹ o âryzyku wychowawczymâ i âdramacie wolnoĹciâ. W spotkaniu wziÄĹo udziaĹ niewiele osĂłb, byĹo wrÄcz kameralnie i rodzinnie. KaĹźdy z nas wnosiĹ piÄkno w nasze bycie ârazemâ, poczÄ wszy od Francesca, ktĂłry spoglÄ da na nas jak ojciec, poprzez dobroÄ i prostotÄ Paolo, wielkÄ uwagÄ i wraĹźliwoĹÄ Jarka, szczeroĹÄ i pokorÄ ksiÄdza Radka⌠â tak mogĹabym wymieniÄ kaĹźdego z obecnych. PamiÄciÄ otaczaliĹmy ksiÄdza Jurka, ktĂłry dopiero co wyszedĹ ze szpitala, i tych przyjaciĂłĹ, ktĂłrzy nie mogli byÄ z nami fizycznie, a ktĂłrych nosimy w naszych sercach i powierzamy w modlitwie. Ten piÄkny czas byĹ ĹwiÄtem radoĹci i przyjaĹşni, ktĂłrej dawcÄ jest Chrystus. CzekaĹam z niecierpliwoĹciÄ na to spotkanie. MiaĹam pewnoĹÄ, Ĺźe pomoĹźe mi osÄ dziÄ to, co wydarzyĹo siÄ na wakacjach i wydarza teraz, pozwoli lepiej prowadziÄ mĹodych. JechaĹam do Krakowa przede wszystkim, aby czerpaÄ dla siebie, aby byÄ wychowywanÄ , ale teĹź aby spotkaÄ siÄ z przyjaciĂłĹmi â wychowawcami mĹodzieĹźy, bo nasza przyjaĹşĹ, pomimo dzielÄ cych nas odlegĹoĹci, jest dla mnie wielkÄ pomocÄ . KaĹźde spotkanie z Francesco wnosi nowoĹÄ i radoĹÄ w moje Ĺźycie. PotrzebujÄ jego spojrzenia, aby prawdziwie ĹźyÄ! Ze wzruszeniem patrzyĹam, jak Pan nam siÄ wydarza wprostocie â podczas spotkaĹ, Mszy Ĺw., picia kawy, rozmowyâŚ, wykorzystujÄ c naszÄ maĹoĹÄ, aby ukazaÄ swojÄ wielkoĹÄ! PoruszajÄ ce byĹo dla mnie Ĺwiadectwo Paolo, ktĂłrego przepeĹnia ufnoĹÄ i pokora wobec BoĹźych planĂłw, prostota w âpĂłjĹciu zaâ oraz pragnienie bycia wychowywanym poprzez okolicznoĹci, ktĂłre Pan dla niego wybraĹ. Po raz kolejny dane mi byĹo siÄ przekonaÄ i doĹwiadczyÄ, Ĺźe nie ma innego takiego miejsca, ktĂłre w tak prawdziwy sposĂłb przygarniaĹoby kaĹźdego, wychowywaĹo, uczyĹo przeĹźywania rzeczywistoĹci z nowoĹciÄ , z oczekiwaniem na to, co siÄ nam wydarzy. JesteĹmy szczÄĹciarzami, ale teĹź jesteĹmy powoĹani â jak mĂłwiĹ Francesco â przez KogoĹ wiÄkszego, aby dawaÄ Ĺwiadectwo i przekazywaÄ chrzeĹcijaĹskie orÄdzie oraz czuĹoĹÄ Boga. Od wakacji prĂłbujÄ ogarniaÄ innych takim samym czuĹym spojrzeniem, mniej oczekiwaÄ, osÄ dzaÄ, a wiÄcej kochaÄ, wybaczaÄ. Dotyczy to teĹź moich najbliĹźszych i przyjaciĂłĹ. OczywiĹcie raz to wychodzi, a innym razem nie, ale proszÄ Chrystusa o tÄ ĹaskÄ. Dla mnie nowoĹciÄ tego spotkania jest pragnienie pamiÄci o przeznaczeniu drugiego i ukochanie jego wolnoĹci. Z wolnoĹciÄ drugiego mam najwiÄkszy problem â to wymaga pracy i modlitwy, potrzebujÄ towarzystwa, ktĂłre mnie wspiera, wychowuje i pomaga. PotrzebujÄ widzieÄ przyjacióŠi ich przemienione Ĺźycie. Powtarzam: jestem szczÄĹciarÄ , bo mam takie miejsce i takich PrzyjaciĂłĹ! I jak tu nie dziÄkowaÄ? Marzena, Ĺwidnica UKOCHAÄ WOLNOĹÄ DRUGIEGO CZĹOWIEKA Na spotkanie z Francesco i Paolo pojechaliĹmy przede wszystkim dla samych siebie. W obliczu róşnych trudnoĹci, ktĂłre przeĹźywamy w Roku Wiary â Ĺmierci bliskich nam osĂłb, utraty pracy czy teĹź wychowywania naszych dzieci â wiedzieliĹmy, Ĺźe sami potrzebujemy pomocy. Chodzi nam o umiejÄtnoĹÄ przeĹźywania okolicznoĹci Ĺźycia w zaufaniu do Chrystusa i ĹwiadomoĹci, Ĺźe wszystko sĹuĹźy naszemu wzrostowi. DoĹwiadczyliĹmy juĹź wielokrotnie, Ĺźe miejscem, ktĂłre nas ocala, jest towarzystwo naszych przyjaciĂłĹ. Tak byĹo i tym razem. SposĂłb, w jaki zostaliĹmy przygarniÄci, pozwoliĹ nam byÄ sobÄ . WskazaĹ nam teĹź od razu na tajemnicÄ obecnoĹci Chrystusa, ktĂłry daje nam siÄ rozpoznaÄ w czuĹym geĹcie przyjaciela, jego uwaĹźnoĹci czy nawet w spojrzeniu. SzczegĂłlnym momentem byĹo dla nas spotkanie z Paolo i jego Ĺwiadectwo dotyczÄ ce wychowania. PiÄknie byĹo patrzeÄ na czĹowieka, ktĂłry Ĺźyje ĹwiadomoĹciÄ przynaleĹźnoĹci do Chrystusa i walczy o niÄ w swojej codziennoĹci. ZrozumieliĹmy, Ĺźe w wychowaniu tak naprawdÄ najwaĹźniejsza jest troska o nas samych â aby dzieci, patrzÄ c na nas, widziaĹy, Ĺźe warto byÄ chrzeĹcijaninem. Drugim waĹźnym elementem jest ĹwiadomoĹÄ, Ĺźe nasze dzieci nie naleĹźÄ do nas, lecz do Chrystusa. Wydaje siÄ to oczywiste, jednakĹźe w obliczu wyborĂłw, jakich dokonuje mĹody czĹowiek (czÄsto niezgodnych z naszymi oczekiwaniami), jest to niezwykle trudne. Paolo mĂłwiĹ, Ĺźe nie wystarczy zaakceptowaÄ wolnoĹci drugiego czĹowieka, lecz trzeba tÄ wolnoĹÄ ukochaÄ. Trzeba nam dostrzec w naszych dzieciach pragnienie osiÄ gniÄcia peĹni szczÄĹcia, ktĂłre jednak moĹźe byÄ realizowane inaczej niĹź my, jako rodzice, to sobie wyobraĹźamy. JednoczeĹnie nie oznacza to zgody na grzech. TrzeciÄ istotnÄ rzeczÄ w wychowaniu, ktĂłrÄ podkreĹliĹ Paolo, jest pomoc w osÄ dzaniu rzeczywistoĹci. Naszym zadaniem jest ciÄ gĹe prowokowanie mĹodego czĹowieka do uwagi skierowanej na to, co siÄ wydarza, oraz prĂłba porĂłwnywania tego z wymogami serca. To wszystko sprawiĹo, Ĺźe my sami poczuliĹmy siÄ bardziej wolni w podejmowaniu naszych codziennych rodzicielskich wyzwaĹ. Wolni od ciÄĹźaru efektĂłw naszych staraĹ czy opinii innych osĂłb. Po powrocie do domu duĹźo Ĺatwiej jest nam dostrzec piÄkno i dobro w naszych dzieciach, mimo Ĺźe wciÄ Ĺź popeĹniajÄ te same âgrzeszkiâ. Zaczynamy rozumieÄ, Ĺźe prawdziwym skarbem, jaki posiadamy i jaki chcielibyĹmy im przekazaÄ, jest nasza wiara, ktĂłra daje wolnoĹÄ i ktĂłrÄ odkrywa siÄ w wolnoĹci. Codziennie modlimy siÄ za nasze dzieci, aby nigdy nie zagubiĹy pragnienia peĹni. Ewa i Marcin, RzeszĂłw
PLAKAT BOĹťONARODZENIOWY MADONNA ROZĹWIETLONA BLASKIEM SYNA Giuseppe Frangi Nokturnowe BoĹźe Narodzenie Federica Barocciego, obraz namalowany dla Francesca Marii II, ksiÄcia Urbino, natychmiast odniĂłsĹ sukces, tak Ĺźe juĹź nastÄpnego, 1598 roku prowizorzy koĹcielni katedry mediolaĹskiej zamĂłwili u malarza jego replikÄ. Jeszcze do niedawna sÄ dzono, Ĺźe artysta zleciĹ tÄ pracÄ swojemu wspĂłĹpracownikowi Alessandro Vitali, ktĂłry miaĹ mu pomagaÄ takĹźe w namalowaniu innego obrazu dla katedry mediolaĹskiej, przedstawiajÄ cego ĹwiÄtego AmbroĹźego udzielajÄ cego przebaczenia Teodozjuszowi (dzisiaj obraz ten znajduje siÄ w ostatnim oĹtarzu w lewej nawie katedry). Najnowsze badania potwierdziĹy jednak, Ĺźe takĹźe w tym przypadku autorem jest sam Barocci. Pierwszy obraz przedstawiajÄ cy BoĹźe Narodzenie, podarowany MaĹgorzacie Austriackiej, Ĺźonie cesarza Filipa III HiszpaĹskiego, dzisiaj przechowywany jest w Muzeum Prado. Wersja mediolaĹska natomiast, za sprawÄ kardynaĹa Federica Boromeusza, znalazĹa siÄ ostatecznie w Pinakotece AmbrozjaĹskiej. Dzisiaj moĹźna jÄ tam podziwiaÄ obok wielkiego szkicu Raffaela, ktĂłry tak jak Barocci pochodziĹ z Urbino.
Jak wytĹumaczyÄ ogromnÄ popularnoĹÄ tego obrazu? Jest to bardzo delikatny i subtelny nokturn. DzieciÄ tko jest ĹşrĂłdĹem ĹwiatĹa, zaĹ Madonna jest jakby rozĹwietlona blaskiem Syna, ktĂłry oĹźywia jej mieniÄ ce siÄ róşnymi kolorami szaty. Kompozycja ta jest duĹźÄ innowacjÄ , a w caĹoĹÄ ĹÄ czy jÄ doskonaĹa przekÄ tna, rĂłwnieĹź bÄdÄ ca nowatorskim, jak na owe czasy, rozwiÄ zaniem. Biegnie ona od twarzy DzieciÄ tka, przechodzÄ c przez oblicze Maryi i koĹczÄ c siÄ w gĹÄbi pĹĂłtna, na postaci JĂłzefa, ktĂłry przepeĹniony dumÄ wskazuje na Jezusa zaglÄ dajÄ cemu do szopy pasterzowi. Wyczuwalna jest wielka intymnoĹÄ sytuacji, dodatkowo podkreĹlona przez przedmioty przedstawione w lewym dolnym rogu obrazu, ktĂłre z delikatnym realizmem oddajÄ ubĂłstwo wiejskiego obejĹcia. Z prawej zaĹ strony, nad ĹźĹĂłbkiem, zauwaĹźyÄ moĹźna solidnÄ drabinÄ podtrzymujÄ cÄ siano.
Barocci jest artystÄ ĹźyjÄ cym w okresie nadzwyczajnego przeĹomu w malarstwie. Caravaggio juĹź dokonaĹ rewolucji, nadchodziĹ barok, wĹaĹciwie staĹ juĹź u progu. Barocci wydaje siÄ przejmowaÄ te wszystkie nowoĹci i potrafi je wykorzystywaÄ dziÄki swoim umiejÄtnoĹciom oraz wraĹźliwoĹci. Na przykĹad stosuje odwaĹźne i bardzo zaskakujÄ ce rozwiÄ zanie, przesuwajÄ c DzieciÄ tko z centralnego miejsca obrazu. Wszystkie nowatorskie aspekty ĹÄ czy zaĹ, czyniÄ c je zrozumiaĹymi, promieniujÄ ca z obrazu sĹodycz.
DOMY SERCA ,,Domy Serca nie pragnÄ niczego wiÄcej, niĹź byÄ tym uĹmiechem, tÄ kroplÄ wody, tÄ rÄkÄ , ktĂłra pomaga ĹźyÄ i kochaÄ Ĺźycie aĹź do koĹca. ByÄ obecnym obok kaĹźdego czĹowieka i uĹwiadamiaÄ mu, Ĺźe jest kochany nieskoĹczenieâ (ks. Thierry de Roucy)
PragnÄ podzieliÄ siÄ doĹwiadczeniem pewnego spotkania, ktĂłre miaĹo miejsce w szkole, w ktĂłrej uczÄ. WiedziaĹam, Ĺźe cĂłrka naszych przyjacióŠz Krakowa, Miriam, wyjechaĹa na misje do Chile. ByĹam tym poruszona, czytaĹam jej listy do Polski i marzyĹam o tym, Ĺźeby po powrocie zaprosiÄ jÄ do mojej szkoĹy. Marzenie siÄ speĹniĹo. Miriam wraz z przyjaciĂłĹkÄ z Francji Beatrice odwiedziĹa mnie w szkole. Dziewczyny z entuzjazmem przez cztery godziny lekcyjne spotykaĹy siÄ z mĹodzieĹźÄ z liceum i gimnazjum. W bardzo prosty i piÄkny sposĂłb, pokazujÄ c zdjÄcia i angaĹźujÄ c mĹodzieĹź, opowiadaĹy o tym, czym siÄ zajmujÄ . O doĹwiadczeniu spotkania z drugim czĹowiekiem, ktĂłry znajduje siÄ w potrzebie, cierpi, doĹwiadcza przemocy ze strony najbliĹźszych, jest uzaleĹźniony, bardzo czÄsto od narkotykĂłw. MĂłwiĹy, Ĺźe to doĹwiadczenie zmieniĹo ich Ĺźycie, Ĺźe jest piÄkne, wiÄc tym piÄknem chcÄ siÄ dzieliÄ. KsiÄ dz Thierry de Roucy, zaĹoĹźyciel, DomĂłw Serca, podkreĹlaĹ, Ĺźe w Ĺwiecie nastawionym na zysk i kalkulacjÄ potrzeba innego spojrzenia na drugiego czĹowieka. Spojrzenia peĹnego zrozumienia i pocieszenia. Domy te majÄ byÄ odpowiedziÄ na cierpienia dzisiejszego Ĺwiata. ByĹam peĹna podziwu, Ĺźe tak mĹode osoby osiÄ gnÄĹy juĹź tak wiele, Ĺźe sÄ dojrzaĹe w swojej wierze i w patrzeniu na drugiego czĹowieka. Ĺťe tematy, ktĂłre sÄ tabu, od ktĂłrych siÄ ucieka, ktĂłre sÄ dla wielu nieprzyjemne, dla nich sÄ piÄknym, budujÄ cym czĹowieczeĹstwo doĹwiadczeniem. Miriam opowiadaĹa o dzieciach doĹwiadczajÄ cych przemocy, skrajnej biedzie, cierpieniu, myciu starszych, schorowanych kobiet, towarzyszeniu umierajÄ cym ,,przyjacioĹomâ. Jej sĹowa byĹy przepojone miĹoĹciÄ , wielkÄ wyrozumiaĹoĹciÄ , bez osÄ dzania, krytyki, pozbawiania godnoĹci drugiego czĹowieka. Miriam powiedziaĹa: âKim byĹabym ja, gdybym tak wiele wycierpiaĹa?â. Jak Ĺatwo we wspĂłĹczesnym Ĺwiecie powierzchownie oceniÄ drugiego czĹowieka, potÄpiÄ, pomniejszyÄ jego wartoĹÄ. DuĹźo trudniej wejĹÄ w jego poĹoĹźenie, zrozumieÄ, zaakceptowaÄ, a jeszcze trudniej dzieliÄ jego los. Dziewczyny daĹy mi wspaniaĹÄ lekcjÄ braterstwa, pokazujÄ c swoje âchrzeĹcijaĹskie obliczeâ, za co jestem im bardzo wdziÄczna. Spotkanie z nimi byĹo dla mnie tego dnia ĹşrĂłdĹem radoĹci, pocieszeniem poĹrĂłd cierpienia ludzi spotkanych przez nie na misjach, przedsionkiem nieba. Joanna, Warszawa
Podczas szkolnych zajÄÄ z etyki, na zorganizowanym przez mojÄ nauczycielkÄ spotkaniu, miaĹam okazjÄ poznaÄ dwie niezwykĹe dziewczyny â Miriam i Beatrice, ktĂłre postanowiĹy poĹwiÄciÄ ponad rok Ĺźycia pracy charytatywnej w Domach Serca. Miriam pracowaĹa we WĹoszech, a potem w Ameryce PoĹudniowej. Beatrice â w Polsce, chodzÄ c do bezdomnych, samotnych, chorych. OrganizowaĹy posiĹki dla dzieci, wspieraĹy mĹode matki i ofiary przemocy, pomagaĹy w domach starcĂłw i sĹuĹźyĹy kaĹźdemu ciepĹym uĹmiechem. ZobaczyĹy wiele cierpienia, ale teĹź nadziei ludzi skrzywdzonych przez los. PowiedziaĹy, Ĺźe wiara w Boga pomaga im ĹźyÄ pomimo ogromu niesprawiedliwoĹci na Ĺwiecie. O swojej pracy mĂłwiĹy z radoĹciÄ i spokojem, jakby to, co zrobiĹy, byĹo zwyczajne i nie zasĹugiwaĹo na podziw. Jednak moim zdaniem to, Ĺźe potrafiĹy zrezygnowaÄ z normalnego Ĺźycia na rzecz sĹuĹźenia innym ludziom, jest wielkim aktem odwagi, gdyĹź czĹowieczeĹstwo i wspĂłĹczucie nie uchodzÄ za istotne w dzisiejszym Ĺwiecie. Bardzo trudno wyobraziÄ sobie ludzkie dramaty, gdy nas samych dotykajÄ tylko duchowe rozterki. A co z ludĹşmi, ktĂłrzy nie majÄ jedzenia, picia, sÄ chorzy, odarci z poczucia wĹasnej godnoĹci, bezpieczeĹstwa? Spotkanie z Miriam i Beatrice poruszyĹo mnie i zainspirowaĹo do pomagania innym. Jestem wdziÄczna, Ĺźe mogĹam tego doĹwiadczyÄ, poniewaĹź szerzej spojrzaĹam na ludzkie problemy. KaĹźdy z nas powinien na chwilÄ zatrzymaÄ siÄ i zobaczyÄ czĹowieka â to stanowi o naszym czĹowieczeĹstwie. Koyot
MĂWIÄ âTAKâ I WYRUSZAÄ W DROGÄ Pod koniec wakacji dziÄki koledze z Ruchu MaÄkowi wybraliĹmy siÄ caĹÄ warszawskÄ wspĂłlnotÄ na spĹyw kajakowy. W ciÄ gu roku mamy niewiele czasu na spotykania: powodem tego jest specyfika Ĺźycia w mieĹcie, dzielÄ ce nas odlegĹoĹci, praca i inne obowiÄ zki. Niestety w ostatniej chwili mĂłj mÄ Ĺź dowiedziaĹ siÄ, Ĺźe musi tego dnia pĂłjĹÄ do pracy. Ja jednak zdecydowaĹam, Ĺźe wybiorÄ siÄ sama, z trĂłjkÄ naszych maĹych dzieci. Kolega zorganizowaĹ mi transport. Jak zwykle okazaĹo siÄ, Ĺźe zawsze moĹźna na kogoĹ liczyÄ. Przed samym wypĹyniÄciem pojawiĹa siÄ we mnie obawa, czy dam radÄ sama na kajaku z dwĂłjkÄ dzieci (trzecie zabraĹ kolega). I w tym momencie problem siÄ rozwiÄ zaĹ: okazaĹo siÄ, Ĺźe zabrakĹo jednego kajaka. Bardzo szybko inni pospieszyli mi z pomocÄ i zrobili miejsce w swoich. MogĹam, wiÄc pĹynÄ Ä bez obaw. ByĹo to dla mnie piÄkne, budujÄ ce mojÄ wiarÄ doĹwiadczenie. Trasa byĹa malownicza, pogoda idealna. Bycie razem sprawiĹo duĹźo radoĹci. Jak wiele moĹźe daÄ zaangaĹźowanie jednego czĹowieka! JakĹźe warto mĂłwiÄ ,,takâ i wyruszaÄ w drogÄ! O ile Ĺatwiej iĹÄ przez Ĺźycie, ufajÄ c, Ĺźe jest drugi brzeg, a my, zmierzajÄ c ku niemu, nie jesteĹmy sami. Joanna, Warszawa
âJEZUS NA STADIONIEâ Kilka osĂłb pytaĹo mnie, âjak byĹo na stadionieâ, dlatego chciaĹem siÄ podzieliÄ krĂłtkÄ refleksjÄ z tego wydarzenia. Kiedy pierwszy raz zobaczyĹem billboard z zaproszeniem âJezus na stadionieâ, a na nim cudowny obraz Jezusa MiĹosiernego, pomyĹlaĹem sobie: âKto przyjdzie na ten stadion? Na pewno bÄdÄ pustkiâ. Przyznam, Ĺźe raziĹ mnie slogan: âJezus na stadionieâ, a âkampania marketingowaâ zniechÄcaĹa do udziaĹu w wydarzeniu. Później dowiedziaĹem siÄ o ojcu Johnie Bashoborze i zadaĹem sobie pytanie, po co zapraszamy do Polski ksiÄdza z Afryki (kwestia innej kultury, jÄzyka). Ostatecznie jednak moja Ĺźona Agnieszka powiedziaĹa, Ĺźe chce uczestniczyÄ w tym spotkaniu, kupuje bilet i Ĺźe moĹźemy iĹÄ razem, bo dzieci bÄdÄ wtedy u babci. Kiedy zapytaĹem AgnieszkÄ, po co tam chce iĹÄ, czy moĹźe pragnie modliÄ siÄ o czyjeĹ uzdrowienie, powiedziaĹa, Ĺźe chce siÄ modliÄ o nasze uzdrowienie duchowe. Nie pozostaĹo wiÄc nic innego, jak tylko do niej doĹÄ czyÄ. DojechaliĹmy na stadion rowerami. O godzinie 9.00 miaĹ rozpoczÄ Ä siÄ Róşaniec. WeszliĹmy na stadion i tu nastÄ piĹo pierwsze zdziwienie: stadion sam w sobie robi wielkie wraĹźenie, ale widok 60 tysiÄcy osĂłb, siedzÄ cych na krzeseĹkach, na trybunach i na pĹycie, piÄkny oĹtarz, 40-osobowy chĂłr i prowadzÄ ca Róşaniec skromna siostra zakonna, widoczna na telebimach â poraĹźaĹy swojÄ piÄknoĹciÄ . Do tego chĹĂłd i powiew wiatru. ZakĹadaĹem, Ĺźe bÄdzie to spotkanie, jakich w Polsce jest duĹźo â marsze, pielgrzymki z caĹym swoim âfolkloremâ, organizacjÄ ktĂłrych czÄsto porĂłwnujemy do spotkaĹ urzÄ dzanych przez CL we WĹoszech albo do pielgrzymki na JasnÄ GĂłrÄ we wĹoskiej grupie. W ciszy rozwaĹźaĹ, we wspĂłlnocie modlitwy czuÄ byĹo jednak, Ĺźe na tym stadionie dzieje siÄ coĹ niesamowitego. Potem pojawiĹ siÄ ojciec John, skromny, uĹmiechniÄty kaznodzieja z Afryki, wskazujÄ cy caĹy czas na Jezusa, caĹy czas pozostajÄ cy w Jego cieniu. Ojciec Bashobora wygĹosiĹ cykl trzech prelekcji, wiele mĂłwiĹ o prostych rzeczach: uczestnictwie we Mszy Ĺw., o modlitwie i miĹoĹci maĹĹźeĹskiej. CaĹy czas odwoĹywaĹ siÄ do Pisma Ĺw., zawstydziĹ teĹź wiÄkszoĹÄ uczestnikĂłw spotkania pytaniem: âGdzie jest wasze Pismo Ĺw.?â. DuĹźo mĂłwiĹ o swoim Ĺźyciu, dzieciĹstwie spÄdzonym w sierociĹcu, powoĹaniu kapĹaĹskim, spotkaniach i cudach uzdrowienia, ale przede wszystkim o nawrĂłceniach, o uzdrowieniu duszy. Tymczasem to o uzdrowieniach fizycznych wĹaĹnie w pierwszej kolejnoĹci rozpisuje siÄ prasa, poszukujÄ ca wszÄdzie taniej sensacji. Ja niestety po czÄĹci rĂłwnieĹź wpadĹem w puĹapkÄ oczekiwania na cud, puĹapkÄ, w ktĂłrÄ wpadĹ teĹź ĹwiÄty Tomasz. Ojciec John wlaĹ jednak nadziejÄ w serca nas, niedowiarkĂłw, ktĂłrzy od czasu do czasu spoglÄ dali wyczekujÄ co na osoby na wĂłzkach, cytujÄ c papieĹźa Franciszka, ktĂłry powiedziaĹ, Ĺźe to, co wydarzyĹo siÄ ĹwiÄtemu Tomaszowi, pozwoliĹo mu jeszcze bardziej doĹwiadczaÄ Jezusa. Jezus daĹ Tomaszowi czas â osiem dni â na przemyĹlenie tego, co siÄ wydarzyĹo, a on nie tylko zrozumiaĹ, Ĺźe Chrystus zmartwychwstaĹ, ale jako pierwszy wyznaĹ: âPan mĂłj i BĂłg mĂłjâ. W swojej nieudolnej, sĹabej wierze zrozumiaĹem wiÄc, Ĺźe nawet dla ludzi takich jak ja jest nadzieja. Po poĹudniu zostaĹa odprawiona Msza Ĺw., ktĂłrej przewodniczyĹ arcybiskup Hoser, a homiliÄ wygĹosiĹ biskup Solarczyk. MuszÄ powiedzieÄ, Ĺźe byĹa to jedna z najpiÄkniej przeĹźytych Eucharystii. w moim Ĺźyciu. Nie spotkaĹem wczeĹniej tak dobrego kaznodziei, ktĂłry potrafiĹby z pamiÄci odnieĹÄ siÄ do czytaĹ, Ĺźycia, historii (30 lat temu w tym samym miejscu staĹ Jan PaweĹ II â czy to przypadek?) i udzieliÄ wskazĂłwek sĹuchajÄ cym. Na koniec odbyĹa siÄ adoracja, prowadzona przez ojca Johna. Wiele osĂłb nie miaĹo siĹy klÄczeÄ, byĹa juĹź bowiem 21.00, obu biskupĂłw trwaĹo jednak na kolanach przez caĹy czas wystawienia NajĹwiÄtszego Sakramentu, wznoszÄ c co jakiĹ czas do gĂłry rÄce, na proĹbÄ ojca Johna. Arcybiskup Hoser i biskup Solarczyk uczestniczyli w caĹym spotkaniu, wielokrotnie nagradzani brawami, jak piĹkarze podczas meczu. Jestem wdziÄczny obu biskupom, a zwĹaszcza arcybiskupowi Hoserowi, za przygotowanie tego wydarzenia. ByĹo to coĹ niesamowitego, niespotykanego pod kaĹźdym wzglÄdem. Wiele moĹźna by napisaÄ, ale warto wspomnieÄ jeszcze o piÄknym Ĺpiewie, prowadzonym przez chĂłr gospel, w ktĂłrym mogĹo uczestniczyÄ caĹe zgromadzenie, poniewaĹź teksty byĹy wyĹwietlane na czterech wielkich ekranach. Przyznam, Ĺźe wiele rzeczy trudno mi byĹo zrozumieÄ, zwĹaszcza gdy ojciec Bashobora nawoĹywaĹ do uwielbienia Pana, gdy prosiĹ o poĹoĹźenie rÄki na gĹowie sÄ siada albo o modlitwÄ ze wzniesionymi rÄkami. Czasami odnosiĹo siÄ dziwne wraĹźenie, gdy rozlegaĹy siÄ krzyki albo widaÄ byĹo osuwajÄ ce siÄ na ziemiÄ osoby, doĹwiadczajÄ ce spoczynku w Duchu ĹwiÄtym. ByĹ to dla mnie zaskakujÄ cy widok. Warto na koniec przywoĹaÄ sĹowa arcybiskupa Hosera, ktĂłry powiedziaĹ, Ĺźe najwaĹźniejsza jest dla nas zawsze Msza Ĺw. i Ĺźe w czasie kaĹźdej Mszy Ĺw. moĹźemy dostÄ piÄ uzdrowienia. W pamiÄci pozostanÄ mi na pewno sĹowa ojca Johna o tym, Ĺźe âJezus jest w moim sercuâ, oraz pytanie biskupa Solarczyka: âCzy owoc mojego Ĺźycia, moich staraĹ jest miĹy Panu Bogu?â. ProwadzÄ ca spotkanie siostra zakonna na zakoĹczenie zachÄcaĹa wszystkich, by doĹÄ czali do wspĂłlnot i ruchĂłw koĹcielnych. Agnieszka i Adrian, Warszawa |