Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
wrzesieĹ / paĹşdziernik
|
||
Ślady, numer 5 / 2013 (wrzesieĹ / paĹşdziernik) Strona Pierwsza Jak rodzi siÄ obecnoĹÄ? Notatki z wystÄ pieĹ Davide Prosperiego i ksiÄdza JuliĂĄna CarrĂłna podczas Dnia Inauguracji Roku Pracy dla dorosĹych i studentĂłw z CL Mediolanum Forum, Assago (Mediolan), 28 wrzeĹnia 2013 r.
DAVIDE PROSPERI Witajcie. Witam siÄ z wami nieoficjalnie, poniewaĹź nasze spotkanie nie ma charakteru oficjalnego. PrzybyliĹmy tutaj i do wszystkich tych miejsc we WĹoszech, z ktĂłrymi ĹÄ czymy siÄ drogÄ satelitarnÄ , by uczestniczyÄ w tym geĹcie caĹego Ruchu ze wzglÄdu na osÄ d. A gest czÄsto daje wiÄksze Ĺwiadectwo prawdzie niĹź rzeki sĹĂłw. PrzekonaliĹmy siÄ o tym wielokrotnie, takĹźe w tym roku, przy okazji wielu gestĂłw, ktĂłre przeĹźyliĹmy, proponowaliĹmy albo w ktĂłrych uczestniczyliĹmy, rĂłwnieĹź w tych podejmowanych przez caĹy KoĹciĂłĹ. A tym gestem ugruntowujemy osÄ d, Ĺźe mamy pewnoĹÄ: wiemy â to jest pewnoĹÄ, ktĂłrÄ my potwierdzamy â za czym chcemy podÄ ĹźaÄ. Dlatego tu jesteĹmy. Zaczynanie na nowo, zaczynanie na nowo za kaĹźdym razem, co roku, pozwala wzrastaÄ pewnoĹci oraz pragnieniu przeznaczenia w tym, kto nie chce przestaÄ podÄ ĹźaÄ drogÄ . âJak ĹźyÄ?â â wybraliĹmy to pytanie spoĹrĂłd wÄ tkĂłw, ktĂłre wyĹoniĹy siÄ z refleksji nad Rekolekcjami Bractwa, jako temat na lato, na wakacje oraz spotkania, ktĂłre przeĹźywaliĹmy. TytuĹ, ktĂłry w swej prostocie obezwĹadnia wszystkich, obezwĹadnia do tego stopnia, Ĺźe nawet ten, kto nie bierze udziaĹu w doĹwiadczeniu takim jak nasze, wczeĹniej czy później musi zadaÄ sobie to pytanie, poniewaĹź dotyczy ono kaĹźdego czĹowieka. ChoÄ tak proste, jest nadzwyczajnym wyzwaniem, poniewaĹź by na nie odpowiedzieÄ, nie wystarczajÄ sĹowa, wywody albo wyjaĹnienia, ktĂłrych udziela nam ktoĹ albo my sami, ale wĹaĹnie Ĺźycie; odpowiedziÄ na to pytanie jest Ĺźycie. I dlatego kaĹźdego roku podejmujemy trud osÄ dzenia, prĂłby osÄ dzenia tego, co przeĹźyliĹmy w minionym roku, poniewaĹź chcemy wzrastaÄ, patrzÄ c przede wszystkim na nasze doĹwiadczenie. Tym razem z pomocÄ przychodzi nam nadzwyczajny list papieĹźa Franciszka, napisany do Scalfariego w odpowiedzi na jego pytania zadane tego lata, opublikowany na Ĺamach âLa Repubblikiâ. Bez Ĺźadnej zarozumiaĹoĹci, ale tylko z ogromnÄ wdziÄcznoĹciÄ myĹlÄ, Ĺźe wszyscy poczuliĹmy siÄ pokrzepieni sĹowami PapieĹźa, zastanawiajÄ c siÄ rĂłwnieĹź nad drogÄ , jakÄ przeszliĹmy w ostatnich latach. PapieĹź pisze: âDla osoby ĹźyjÄ cej wiarÄ chrzeĹcijaĹskÄ nie oznacza ona ucieczki od Ĺwiata czy dÄ Ĺźenia do jakiegokolwiek typu hegemonii, lecz sĹuĹźenie czĹowiekowi, caĹemu czĹowiekowi i wszystkim ludziom, poczÄ wszy od dziejowych peryferii, i z zachowaniem jasnego ĹwiatĹa nadziei, ktĂłra nakazuje czyniÄ dobro pomimo wszystko i patrzÄ c zawsze daleko przed siebieâ (Francesco, Lettera a chi non crede, âLa Repubblicaâ, 11 wrzeĹnia 2013 r., s. 2 â Franciszek, List do niewierzÄ cego, www.clonline.org). ZastanĂłwmy siÄ, co znaczÄ dla nas te sĹowa po wyborach, jakich dokonaliĹmy w tym roku, takĹźe stawiajÄ c czoĹa na przykĹad wyborom ogĂłlnokrajowym oraz regionalnym w Lombardii, gdzie po sprawie Formigoniego tym bardziej znaleĹşliĹmy siÄ w centrum zainteresowania. W powszechnym zamÄcie panujÄ cym w tym czasie, w ktĂłrym codziennie rodziĹy siÄ i umieraĹy propozycje partii, koalicji i stronnictw, interesujÄ cÄ rzeczÄ byĹo dla mnie to, Ĺźe spotykajÄ c siÄ po to, by zrozumieÄ, jak patrzeÄ na to, co siÄ dziaĹo, nie zadawalaliĹmy siÄ prĂłbÄ przystosowania siÄ do mniejszego zĹa (pamiÄtamy to dobrze), ale wykorzystaliĹmy okazjÄ, by powiedzieÄ, co tak naprawdÄ w takiej sytuacji interesuje nas najbardziej, co jest sercem naszego Ĺźycia. By zacytowaÄ zawsze przywoĹywane w naszym gronie zdanie ksiÄdza Giussaniego: co jest najdroĹźsze dla nas i dla wszystkich, o czym warto mĂłwiÄ wszystkim (a wiÄc mĂłwiÄ takĹźe publicznie)? MogĹa to byÄ do tego okazja. To jest pytanie, ktĂłre zadaliĹmy sobie wobec zaistniaĹej sytuacji, i zgodziliĹmy siÄ zweryfikowaÄ naszÄ dojrzaĹoĹÄ w tej sprawie. MuszÄ powiedzieÄ, Ĺźe w tej weryfikacji droga w ostatnich latach byĹa bez wÄ tpienia czynnikiem dominujÄ cym, poniewaĹź osÄ d, ktĂłry siÄ wyĹoniĹ, ktĂłry potem, jak sobie przypominacie, zostaĹ opublikowany w Stanowisku ruchu Comunione i Liberazione w sprawie sytuacji politycznej w kontekĹcie zbliĹźajÄ cych siÄ wyborĂłw (2 stycznia 2013 r.), byĹ nastÄpujÄ cy: jedynÄ rzeczÄ , ktĂłrej musimy naprawdÄ broniÄ, z ktĂłrej nie moĹźemy zrezygnowaÄ, jest doĹwiadczenie, w ktĂłrym uczestniczymy ze wzglÄdu na to, co spotkaliĹmy; Ĺźe sprawdzianem prawdziwoĹci tego jest to, czy moĹźe to zrodziÄ pierwotnÄ obecnoĹÄ, Ĺwiadka nowoĹci, ktĂłrÄ Chrystus wprowadza w Ĺźycie, nowego aktora w spoĹeczeĹstwie, w kaĹźdym Ĺrodowisku, aĹź po politykÄ, i Ĺźe moĹźna siÄ o tym przekonaÄ takĹźe w sytuacji peĹnej zamÄtu (jak mĂłwiĹ Ojciec ĹwiÄty: âNie [âŚ] ucieczka od Ĺwiata czy dÄ Ĺźenie do jakiegokolwiek typu hegemonii!â). Sprawa rezygnacji papieĹźa Benedykta XVI, kilka tygodni później, rĂłwnieĹź byĹa dla nas przykĹadem nowego czĹowieczeĹstwa. PoniewaĹź gdy czĹowiek ten na oczach caĹego Ĺwiata, otoczony pĹaczÄ cym ludem, opuszczaĹ Watykan z obliczem promieniejÄ cym pewnoĹciÄ i radoĹciÄ , byĹo to dla nas wszystkich niczym szczyt ĹwiadomoĹci ludzkiej wielkoĹci, do ktĂłrej jesteĹmy wezwani: na czym zasadza siÄ nasza ludzka pewnoĹÄ oraz co rodzi jako relacja z rzeczywistoĹciÄ ? PoniewaĹź jasne byĹo wtedy to, Ĺźe wobec jawnej poraĹźki, poniesionej nie na uboczu, ale na oczach wszystkich (bo dla Ĺwiata byĹa to poraĹźka: nie miaĹ juĹź siĹy i musiaĹ zrezygnowaÄ), wobec czegoĹ takiego, jak czĹowiek moĹźe mieÄ takie oblicze? W takiej sytuacji nie sposĂłb oszukiwaÄ, wiesz, Ĺźe wszyscy na ciebie patrzÄ . Jak czĹowiek moĹźe byÄ taki? KaĹźdy z nas zawsze poszukuje w Ĺźyciu speĹnienia, czegoĹ, co rzeczywiĹcie zaspokaja â bez pĂłĹĹrodkĂłw â to, do czego czujemy siÄ stworzeni. I duĹźa czÄĹÄ dyskomfortu oraz trudu, ktĂłry czÄsto przeĹźywamy, rodzi siÄ wĹaĹnie z tego, Ĺźe dla nas speĹnienie, urzeczywistnienie tego speĹnienia, zaleĹźy od tego, co robimy, co wytwarzamy, i od tego, Ĺźeby znalazĹo to uznanie. Ale czy wobec takiej okolicznoĹci (i pomyĹlmy takĹźe, ilu sprzeciwom albo poraĹźkom kaĹźdy z nas musi stawiÄ czoĹa), czy wobec takiego sprzeciwu moĹźliwe jest czy nie w peĹni ludzkie speĹnienie? ZostaliĹmy stworzeni do wyjÄ tkowoĹci, na pewno nie do banalnoĹci, ale ideaĹem Ĺźycia jest to, by ta wyjÄ tkowoĹÄ, to znaczy ta wielkoĹÄ, dawaĹa siÄ doĹwiadczyÄ, dawaĹa siÄ doĹwiadczyÄ w normalnoĹci, w codziennoĹci. Ĺťycie znajduje speĹnienie w czymĹ, co jest dane, Ĺźycie znajduje speĹnienie w Ĺźywej relacji (byĹo to widaÄ w geĹcie PapieĹźa) z ukochanÄ ObecnoĹciÄ , ktĂłra jest dana, ktĂłra juĹź jest dana, upragniona, z ukochanÄ ObecnoĹciÄ , poniewaĹź to wprowadza w Ĺźycie â w kaĹźdym momencie Ĺźycia, rĂłwnieĹź w wieku 86 lat, kiedy wydaje siÄ, Ĺźe poniosĹeĹ klÄskÄ i nie ma juĹź czasu â wprowadza pewnoĹÄ, nowy poczÄ tek, oczekiwanie, co przyniesie mi jutro. JeĹli mĂłj dzisiejszy dzieĹ jest relacjÄ z tÄ ObecnoĹciÄ , wĂłwczas dzieĹ jutrzejszy jest odkryciem, zaciekawieniem, w jaki sposĂłb ta ObecnoĹÄ i jej zwyciÄstwo powrĂłci, by ukazaÄ siÄ na nowo. Ten fakt towarzyszyĹ nam na tym etapie wraz z osÄ dami ksiÄdza CarrĂłna, wraz z osÄ dami, ktĂłre wyĹoniĹy siÄ poĹrĂłd nas we wspĂłlnej drodze w naszym towarzystwie w ciÄ gu tego roku â myĹlÄ zwĹaszcza o ogĂłlnokrajowym spotkaniu odpowiedzialnych za CL w Pacengo â kiedy staĹo siÄ jasne, Ĺźe czynnikiem konsystencji Ĺźycia jest dla mnie naprawdÄ to speĹnienie, ze wzglÄdu na ktĂłre pewnoĹÄ staje siÄ pewnoĹciÄ nie tego, kto wie juĹź wszystko i potem, co najwyĹźej, musi wyjaĹniÄ jÄ innym, a dla siebie w gĹÄbi nie spodziewa siÄ juĹź niczego, pewnoĹciÄ â powiedzmy â przemÄ drzaĹÄ , zarozumiaĹÄ . Nie, nasza pewnoĹÄ jest pewnoĹciÄ zaciekawionÄ . Jest to pewnoĹÄ, ktĂłra jest zawsze na poczÄ tku, ktĂłra ciÄ gle popycha nas naprzĂłd. WrĂłcÄ jeszcze do listu papieĹźa Franciszka: âWynika stÄ d jasno, Ĺźe wiara nie jest bezwzglÄdna, lecz wzrasta we wspĂłĹĹźyciu, w poszanowaniu drugiego czĹowieka. WierzÄ cy nie jest arogancki; przeciwnie, prawda daje mu pokorÄ, bo wie on, Ĺźe to nie my jÄ posiadamy, ale to ona bierze nas w posiadanie. Nie powodujÄ c bynajmniej usztywnienia postaw, pewnoĹÄ wiary nakazuje nam wyruszyÄ w drogÄ i umoĹźliwia dawanie Ĺwiadectwa i dialog ze wszystkimiâ (tamĹźe). Nasza pewnoĹÄ â to jest, w skrĂłcie mĂłwiÄ c, to, co zrozumiaĹem lepiej w tym roku dziÄki temu, co przeĹźyliĹmy â nie polega na tym, Ĺźe juĹź wiemy, jak siÄ wszystko potoczy, ale na tym, Ĺźe chcemy to odkryÄ. PoniewaĹź prawda, ktĂłrÄ wprowadziĹ Chrystus do naszego Ĺźycia, jest obecnoĹciÄ , Jego obecnoĹciÄ . I to nas rzuca na gĹÄbokie wody. I jeszcze raz Ojciec ĹwiÄty: âNie mĂłwiĹbym, nawet w przypadku osoby wierzÄ cej, o prawdzie ÂŤabsolutnejÂť, w tym sensie, Ĺźe absolutne jest to, co jest oderwane, co jest pozbawione wszelkich zwiÄ zkĂłwâ (tamĹźe). Tymczasem prawda â pokazuje to nasze doĹwiadczenie â jest relacjÄ . To jednak nie odnosi siÄ tylko do nas, jest to prawdziwe dla wszystkich, takĹźe dla tego, kto temu zaprzecza albo byÄ moĹźe tego nie wie. Dlatego wraz z poczÄ tkowym pytaniem â âJak ĹźyÄ?â â pojawiĹo siÄ natychmiast drugie: âJakie jest nasze zadanie? Po co jesteĹmy na Ĺwiecie?â. Podczas tegorocznego Meetingu zostaliĹmy natychmiast sprowokowani juĹź w pierwszych dniach przez nastÄpujÄ ce pytanie zadane na Ĺamach âCorriere della Seraâ: chcemy staÄ siÄ stronnictwem, czy teĹź dawaÄ Ĺwiadectwo o pierwotnej obecnoĹci? W Ĺwietle tego wszystkiego, co przeĹźyliĹmy, pytam ciÄ: co znaczy nasza obecnoĹÄ w Ĺwiecie?
KSIÄDZ JULIĂN CARRĂN Jak ĹźyÄ? Gdy tego lata przygotowywaĹem rekolekcje dla Memores Domini, przypadaĹo wĹaĹnie wspomnienie ĹwiÄtej Marii Magdaleny. Liturgia proponowaĹa na ten dzieĹ dwa teksty, w ktĂłrych widaÄ byĹo wyraĹşnie, jak KoĹcióŠchce pomĂłc nam patrzeÄ na tÄ kobietÄ przez pryzmat caĹego oczekiwania i caĹego napiÄcia, ktĂłre przeĹźywaĹa. Pierwszym jest fragment z PieĹni nad pieĹniami, ktĂłry opisuje, czym jest Ĺźycie dla osoby takiej jak Maria: âNa ĹoĹźu mym nocÄ szukaĹam umiĹowanego mej duszy, szukaĹam go, lecz nie znalazĹam. WstanÄ, po mieĹcie chodziÄ bÄdÄ, wĹrĂłd ulic i placĂłw, szukaÄ bÄdÄ ukochanego mej duszy. SzukaĹam go, lecz nie znalazĹam. Spotkali mnie straĹźnicy, ktĂłrzy obchodzÄ miasto: ÂŤCzyĹcie widzieli miĹego duszy mej?Âťâ (Pnp 3, 1â3). SĹuchajÄ c go, mĂłwiĹem sobie: jak bardzo chciaĹbym mieÄ coĹ z tej pasji! PoniewaĹź Maria pokazuje nam serce, jakiego kaĹźdy z nas tak naprawdÄ gĹÄboko pragnie, tak bardzo âjaâ kaĹźdego z nas jest tym poszukiwaniem miĹoĹci, ktĂłra wytrzymaĹaby wobec wyzwaĹ Ĺźycia. W tekĹcie Ewangelii zdumiaĹo mnie to, Ĺźe splotĹy siÄ w nim dwa pytania, ktĂłre postawiliĹmy sobie jako temat pracy na tegoroczne lato: âJak ĹźyÄ?â i â Po co jesteĹmy na Ĺwiecie?â. âPierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze byĹo ciemno, Maria Magdalena udaĹa siÄ do grobuâ. Co poruszyĹo tÄ kobietÄ tak bardzo, Ĺźe nie mogĹa pozostaÄ w Ĺóşku, ale wyruszyĹa w drogÄ o Ĺwicie, wczesnym rankiem, kiedy byĹo jeszcze ciemno? âZobaczyĹa kamieĹ odsuniÄty od grobu. PobiegĹa wiÄc i przybyĹa do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, ktĂłrego Jezus kochaĹ, i rzekĹa do nich: ÂŤZabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go poĹoĹźonoÂťâ (J 20, 1â2). âMaria Magdalena natomiast staĹa przed grobem, pĹaczÄ c [To jest Ĺźycie. Jak ĹźyÄ? Nie znajdujÄ c tej obecnoĹci, nie znajdujÄ c tej ukochanej obecnoĹci, umiĹowanego naszej duszy, kaĹźdego ranka nie pozostaje nic innego, jak tylko zapĹakaÄ. Potem, w miarÄ upĹywu dnia, moĹźemy szukaÄ zapomnienia, ale nad Ĺźyciem nadal moĹźna tylko pĹakaÄ, jeĹli kaĹźdy z nas nie znajdzie tej miĹoĹci, ktĂłra czyni Ĺźycie peĹnym znaczenia, intensywnoĹci, zapaĹu]. A kiedy [tak] pĹakaĹa, nachyliĹa siÄ do grobu i ujrzaĹa dwĂłch anioĹĂłw w bieli, siedzÄ cych tam, gdzie leĹźaĹo ciaĹo Jezusa â jednego w miejscu gĹowy, drugiego w miejscu nĂłg. I rzekli do niej: ÂŤNiewiasto, czemu pĹaczesz?Âť. OdpowiedziaĹa im: ÂŤZabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go poĹoĹźonoÂť. Gdy to powiedziaĹa, odwrĂłciĹa siÄ i ujrzaĹa stojÄ cego Jezusa, ale nie wiedziaĹa, Ĺźe to Jezus. RzekĹ do niej Jezus: ÂŤNiewiasto, czemu pĹaczesz? Kogo szukasz?Âť [Oto zwiÄ zek: âKogo szukasz?â. Szukam miĹoĹci mojego Ĺźycia, szukam tej obecnoĹci, ktĂłra mogĹaby wypeĹniÄ moje Ĺźycie, dlatego KoĹcióŠzachÄca nas, byĹmy spojrzeli na tÄ kobietÄ w kontekĹcie fragmentu PieĹni nad pieĹniami, ktĂłry mĂłwi nam o kobiecie poszukujÄ cej miĹoĹci swojej duszy]. Ona zaĹ sÄ dzÄ c, Ĺźe to jest ogrodnik, powiedziaĹa do Niego: ÂŤPanie, jeĹli ty Go przeniosĹeĹ, powiedz mi, gdzie Go poĹoĹźyĹeĹ, a ja Go wezmÄÂť. Jezus rzekĹ do niej: ÂŤMario!Âť. A ona obrĂłciwszy siÄ, powiedziaĹa do Niego po hebrajsku: ÂŤRabbuni!Âť, to znaczy: ÂŤNauczycielu!Âť. RzekĹ do niej Jezus: ÂŤNie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstÄ piĹem do Ojca. Natomiast udaj siÄ do moich braci i powiedz im: âWstÄpujÄ do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszegoâ. [Natychmiast] PoszĹa Maria Magdalena, oznajmiajÄ c uczniom: ÂŤWidziaĹam Pana i to mi powiedziaĹÂťâ (J 20, 11â18). W tym fragmencie znajdujemy odpowiedĹş na obydwa pytania: âJak ĹźyÄ? i âPo co jesteĹmy na Ĺwiecie?â. Tylko dlatego, Ĺźe Maria znalazĹa odpowiedĹş na pierwsze pytanie, âNiewiasto, dlaczego pĹaczesz? Kogo szukaszâ â to znaczy znalazĹa obecnoĹÄ, ktĂłrej szukaĹa i ktĂłra odpowiada na pĹacz â ma coĹ do zakomunikowania i do powiedzenia innym: âWidziaĹam Pana!â. To jest wielka pociecha dla kaĹźdego z nas, Ĺźe wydarzyĹo siÄ to osobie nieznanej, takiej jak Maria Magdalena, poniewaĹź nie ma Ĺźadnego uprzedniego warunku, nie trzeba osiÄ gnÄ Ä jakiegoĹ poziomu, nie potrzeba Ĺźadnego szczegĂłlnego przymiotu, by Go szukaÄ. To poszukiwanie moĹźe wrÄcz znajdowaÄ siÄ ukryte w gĹÄbi nas, pod wszystkimi gruzami naszego zĹa i naszego zapomnienia, ale w Ĺźadnej okolicznoĹci nie moĹźna go uniknÄ Ä, nikt nie moĹźe powstrzymaÄ tej kobiety, by przestaĹa szukaÄ. By uchwyciÄ w sobie to dÄ Ĺźenie, potrzeba tylko âpierwotnej moralnoĹciâ, tego caĹkowitego otwarcia, tej gĹÄbokiej spĂłjnoĹci z sobÄ do koĹca, tego nieoddalania siÄ od siebie, ktĂłre kaĹźe wyznaÄ: âNa ĹoĹźu mym nocÄ szukaĹam umiĹowanego mej duszyâ (Pnp 3, 1), âCzyĹcie widzieli miĹego duszy mej?â (Pnp 3, 3). Tej pierwotnej otwartoĹci, ktĂłrÄ widzimy w innych postaciach Ewangelii â wszystkich biedaczynach takich jak my, ktĂłrym nikt nie moĹźe jednak zabroniÄ Go szukaÄ: w zaciekawionym Zacheuszu, ktĂłry wchodzi na drzewo, by zobaczyÄ Jezusa, albo w Samarytance, spragnionej Wody, ktĂłra jako jedyna mogĹa zaspokoiÄ jej pragnienie. W obliczu tych bohaterĂłw Ewangelii nie ma alibi: wszyscy oni sÄ biedaczynami takimi jak my, ale wszyscy prĂłbujÄ Go znaleĹşÄ, zdefiniowani przez poszukiwanie Go oraz przez pasjÄ do Niego, ktĂłra obezwĹadnia wszystkie nasze zmartwienia, wszystkie nasze moralistyczne argumentacje usprawiedliwiajÄ ce to, Ĺźe Go nie poszukujemy. Wszyscy z ĹatwoĹciÄ moĹźemy sobie wyobraziÄ, co siÄ w nich dziaĹo, kiedy Jezus, pochylajÄ c siÄ nad ich nicoĹciÄ , zawoĹaĹ ich po imieniu. JakĹźe musieli siÄ zadziwiÄ! JakĹźe jeszcze bardziej musiaĹa siÄ w nich rozpaliÄ pasja do Niego, pragnienie poszukiwania Go! âMario!â JakĹźe musiaĹo drĹźeÄ caĹe czĹowieczeĹstwo Jezusa, by wypowiedzieÄ jej imiÄ takim tonem, z takim akcentem, z takÄ intensywnoĹciÄ , z takÄ zaĹźyĹoĹciÄ , Ĺźe Maria Magdalena od razu Go rozpoznaĹa, a przecieĹź jeszcze chwilÄ wczeĹniej wziÄĹa Go za ogrodnika. âMario!â To tak jakby caĹa delikatnoĹÄ Tajemnicy dotarĹa do tej kobiety poprzez drĹźenie czĹowieczeĹstwa zmartwychwstaĹego Jezusa, teraz juĹź ujawnione, ale przez to nie mniej intensywne, co wiÄcej, z caĹym czĹowieczeĹstwem Jezusa zmartwychwstaĹego, drĹźÄ cego z tego powodu, Ĺźe ta kobieta jest. âMario!â WĂłwczas wiadomo, dlaczego w tym momencie zrozumiaĹa, kim jest. MogĹa zrozumieÄ, kim jest, poniewaĹź On wprawiĹ w drĹźenie caĹe swoje czĹowieczeĹstwo, aĹź sprawiĹ, Ĺźe poczuĹa intensywnoĹÄ, peĹniÄ, przeobfitoĹÄ, ktĂłrych nigdy wczeĹniej nie mogĹa sobie wyobraziÄ, osiÄ galne dla niej tylko w relacji z Nim. Bez Niego nigdy by siÄ nie dowiedziaĹa, kim jest ani czym mogĹo byÄ i staÄ siÄ Ĺźycie, jak bardzo intensywnie peĹne mogĹo staÄ siÄ Ĺźycie. Czym jest chrzeĹcijaĹstwo, jeĹli nie tÄ obecnoĹciÄ drĹźÄ cÄ wobec Ĺźycia tej nieznanej kobiety, obecnoĹciÄ , ktĂłra daje jej do zrozumienia, co On przyniĂłsĹ, czym On jest dla Ĺźycia? Ten rodzaj nowoĹci wkroczyĹ do historii poprzez sposĂłb, w jaki Chrystus go komunikuje. Jezus daĹ nam do zrozumienia, czym jest chrzeĹcijaĹstwo, mĂłwiÄ c kobiecie: âMario!â. Taka komunikacja istnienia, âwiÄcej istnieniaâ, âwiÄcej Mariiâ, odkrywa przed tÄ kobietÄ , kim jest Jezus. Nie jest On teoriÄ , dyskursem albo wytĹumaczeniem, ale jest wydarzeniem, ktĂłre wstrzÄ snÄĹo tymi wszystkimi, ktĂłrzy w taki czy inny sposĂłb weszli w relacjÄ z Nim, i ktĂłre Ewangelie, z rozbrajajÄ cÄ prostotÄ , komunikujÄ w najbardziej zrozumiaĹy sposĂłb, najprostszy z moĹźliwych, wypowiadajÄ c po prostu ich imiÄ: âMario!â, âZacheuszu!â, âMateuszu!â, âNiewiasto, nie pĹacz!â. Do jakiego rodzaju porozumienia doszĹo miÄdzy nimi, Ĺźe naznaczyĹo ono ich Ĺźycie tak potÄĹźnie, Ĺźe nie mogli juĹź zwracaÄ siÄ ku niczemu innemu, nie mogli spoglÄ daÄ na rzeczywistoĹÄ, patrzeÄ na samych siebie inaczej, jak tylko owĹadniÄci przez tÄ ObecnoĹÄ, przez ten gĹos, przez tÄ intensywnoĹÄ, z jakÄ zostaĹy wypowiedziane ich imiona! ZrozumiaĹy jest wstrzÄ s naznaczajÄ cy kaĹźdÄ stronÄ Ewangelii wobec obecnoĹci takiej jak ta. Niestety my siÄ juĹź przyzwyczailiĹmy i czÄsto nie odczuwamy juĹź uderzenia; wszystko jest juĹź pewnikiem, wszystko jest wiadome! Ale to, Ĺźe niekoniecznie tak jest, widzimy, kiedy ktoĹ taki jak papieĹź Franciszek daje nam dzisiaj Ĺwiadectwo o swoim zdumieniu: â[...] najlepszÄ syntezÄ , ktĂłry wypĹywa z mojego wnÄtrza i ktĂłrÄ postrzegam jako najprawdziwszÄ , jest wĹaĹnie ta: jestem grzesznikiem, na ktĂłrego spojrzaĹ Pan. [âŚ] Jestem tym, na ktĂłrego spojrzaĹ Panâ (Intervista a Papa Francesco, a cura di Antonio Spadaro, âLa CiviltĂ Cattolicaâ, III/2013, s. 451 â Serce wielkie i otwarte na Boga, wywiad z papieĹźem Franciszkiem przeprowadzony przez Antonia Spadaro SJ, tĹum. J. Siepsiak SJ, K. Nowak SJ, A.P. BieĹ SJ, red. D. PiĂłrkowski, K. StokĹosa, cyt. za: www.deon.pl). CaĹe to wydarzenie, ten jedyny w swoim rodzaju sposĂłb traktowania drugiego przez âJaâ, Jezusa, ktĂłry wchodzi w relacjÄ z âtyâ, z MariÄ , pozwalajÄ c jej staÄ siÄ sobÄ , to: âMario!â, ktĂłre wstrzÄ sa tÄ kobietÄ , to gĹÄbokie poruszenie, ktĂłre jÄ przenika â widaÄ w sposobie, w jaki odpowiada: âRabbuni! Nauczycielu!â. ĹwiÄty Jan komentuje w Ewangelii z powĹciÄ gliwoĹciÄ : âOna siÄ odwrĂłciĹaâ, sĹyszÄ c swoje imiÄ. To jest nawrĂłcenie, Ĺźaden tam moralizm! NawrĂłcenie jest rozpoznaniem: âNauczycielu!â. Jest odpowiedziÄ na miĹoĹÄ Jedynego, ktĂłry wypowiadajÄ c nasze imiÄ z nigdy wczeĹniej niespotykanÄ uczuciowÄ intensywnoĹciÄ , pozwala nam odkryÄ, Ĺźe jesteĹmy sobÄ . Rozpoznanie Go jest odpowiedziÄ na tÄ pasjÄ Jedynego do niej, ktĂłra rozbudza caĹÄ umiejÄtnoĹÄ kochania tej kobiety, poniewaĹź Jedyny zwrĂłciĹ siÄ do niej po imieniu, aĹź zrodziĹ tÄ nowÄ relacjÄ z rzeczami, nazywanÄ dziewictwem: âNie zatrzymuj Mnie!â â mĂłwi Jezus do Magdaleny, nie potrzebujesz tego. KaĹźda inna rzecz jest niczym w stosunku do chwili tej uczuciowej intensywnoĹci, jakÄ Maria przeĹźyĹa z Jezusem. To pod presjÄ tego poruszenia moĹźe ona zwrĂłciÄ siÄ do Jezusa z tÄ pasjÄ , z ktĂłrÄ mĂłwi: âRabbuni! Nauczycielu!â. W istocie, odpowiedĹş Marii jest w caĹoĹci owocem tego sposobu, w jaki poczuĹa siÄ wezwana po imieniu, caĹa wyĹoniĹa siÄ z tego jedynego w swoim rodzaju wstrzÄ su, jaki wywoĹaĹ w niej Jezus. Ĺťaden tam moralizm! Nawet by siÄ to nam nie przyĹniĹo! To tylko pod presjÄ tego poruszenia, wywoĹanego komunikowaniem siÄ bytu za poĹrednictwem Jezusa, musiaĹa zawoĹaÄ z caĹÄ swojÄ miĹoĹciÄ : âNauczycielu!â.
Wydarzenie, ktĂłrego kaĹźdy czĹowiek nieĹwiadomie oczekuje To gĹÄbokie wzruszenie, ktĂłrym poczuĹa siÄ ogarniÄta ta kobieta, znajdujÄ ce siÄ wczeĹniej w czĹowieczeĹstwie Jezusa, caĹym drĹźÄ cym z powodu pasji do tej kobiety, Jezusa, ktĂłry staĹ siÄ czĹowiekiem, by zakomunikowaÄ siebie za poĹrednictwem swojego ciaĹa, za poĹrednictwem swojego poruszenia, poprzez swoje spojrzenie, poprzez swĂłj sposĂłb mĂłwienia, poprzez ton swojego gĹosu â to jest nowoĹÄ, ktĂłra weszĹa w historiÄ i ktĂłrej dzisiaj, tak jak wczoraj, czĹowiek, kaĹźdy z nas, oczekuje. âDzisiejszy czĹowiek â mĂłwiĹ ksiÄ dz Giussani na synodzie w sprawie osĂłb Ĺwieckich w 1987 roku â oczekuje, byÄ moĹźe nieĹwiadomie, doĹwiadczenia spotkania z osobami, dla ktĂłrych fakt Chrystusa jest rzeczywistoĹciÄ tak obecnÄ , Ĺźe ich Ĺźycie siÄ zmieniĹo. Tylko natarcie czĹowieczeĹstwa moĹźe wstrzÄ snÄ Ä dzisiejszym czĹowiekiem: wydarzenie, ktĂłre jest echem poczÄ tkowego wydarzenia, kiedy Jezus podniĂłsĹ oczy i powiedziaĹ: ÂŤZacheuszu, zejdĹş zaraz, przyjdÄ do twojego domuÂťâ (L. Giussani, Lâavvenimento cristiano, Bur, Milano 2003, s. 24). To wĹaĹnie to wydarzenie uderzyĹo takĹźe w nas. Za poĹrednictwem osoby ksiÄdza Giussaniego to wydarzenie, echo poczÄ tkowego wydarzenia, dotarĹo do nas poprzez jego czĹowieczeĹstwo i jego drĹźenie dla Chrystusa, czego jesteĹmy Ĺwiadkami. Dlatego wielu z nas nie byĹoby tutaj, gdybyĹmy nie zostali dotkniÄci, gdybyĹmy nie zostali pociÄ gniÄci przez sposĂłb, w jaki on komunikowaĹ Chrystusa. Lepiej uĹwiadomimy sobie to, co siÄ wydarzyĹo w spotkaniu z ksiÄdzem Giussanim, czytajÄ c dostÄpnÄ nam teraz jego biografiÄ. To za jego poĹrednictwem dotarĹo do nas drĹźenie, ktĂłre ogarnÄĹo MariÄ, to samo, co wtedy, nie tak âjakâ wtedy, ale âtoâ co wtedy, to samo, co wtedy, to samo wydarzenie, ktĂłre ogarnÄĹo MariÄ. I kaĹźdy musi spojrzeÄ na swoje doĹwiadczenie, musi na nowo udaÄ siÄ do ĹşrĂłdeĹ tego poczÄ tkowego poruszenia, by zobaczyÄ, jak wĹaĹnie tam pojawia siÄ brzask, pierwsze pragnienie przynaleĹźenia do Chrystusa. Nie ma innego ĹşrĂłdĹa przynaleĹźnoĹci, jak tylko doĹwiadczenie chrzeĹcijaĹstwa przeĹźywanego jako wydarzenie teraz. I wystarczyĹo tylko to, by pojawiĹo siÄ w nas szalone pragnienie bycia âJegoâ. Jak zawsze to wĹaĹnie ksiÄ dz Giussani pomaga nam uĹwiadomiÄ sobie takĹźe doniosĹoĹÄ tego wszystkiego, co siÄ nam wydarzyĹo; w istocie, âczym jest chrzeĹcijaĹstwo, jeĹli nie wydarzeniem nowego czĹowieka, ktĂłry ze swej natury stanie siÄ nowym bohaterem na scenie Ĺwiata?â (tamĹźe, s. 23), poniewaĹź zasadniczÄ kwestiÄ jest wydarzenie siÄ tego nowego istnienia, tego nowego stworzenia, tych nowych narodzin.
PoczÄ tek nowej ĹwiadomoĹci Tylko wtedy, gdy tak potÄĹźna ObecnoĹÄ ogarnia nasze Ĺźycie, nie musimy zasĹaniaÄ oblicza ramieniem w obronie przed ciosami okolicznoĹci, by w ten sposĂłb mĂłc ĹźyÄ. A jednak czÄsto jesteĹmy tak bardzo zranieni przez ciosy okolicznoĹci, Ĺźe wÄdrĂłwka ĹwiadomoĹci blokuje siÄ, a wtedy wszystko staje siÄ naprawdÄ duszÄ ce, poniewaĹź wtedy jakbyĹmy widzieli rzeczywistoĹÄ tylko przez szparÄ zranienia. Tak jak Maria, ktĂłra widziaĹa rzeczywistoĹÄ przez pĹacz i nie widziaĹa nic wiÄcej; nie rozpoznaje nawet Jezusa! WĂłwczas On siÄ ukazuje, woĹa jÄ po imieniu i rozgrywka zaczyna siÄ na nowo, pozwala jej rozpoznaÄ siebie, zaczÄ Ä patrzeÄ na rzeczywistoĹÄ w odmienny sposĂłb, poniewaĹź Jego obecnoĹÄ jest potÄĹźniejsza od kaĹźdego zranienia i kaĹźdego pĹaczu i na nowo otwiera nam szeroko oczy, byĹmy mogli zobaczyÄ rzeczywistoĹÄ w jej prawdzie. âZostaĹ ogarniÄty spojrzeniem i wtedy przejrzaĹâ â mĂłwiĹ ĹwiÄty Augustyn o Zacheuszu (Ĺw. Augustyn, Discorso 174, 4.4). Przyjaciele, jakĹźe inne byĹoby Ĺźycie, gdyby kaĹźdy z nas pozwoliĹ ogarnÄ Ä siÄ z tym spojrzeniem, niezaleĹźnie od rodzaju zranienia! To dlatego ksiÄ dz Giussani nalega na fakt, Ĺźe Jezus wszedĹ w dzieje, by wychowaÄ nas do nowego, prawdziwego poznania rzeczywistoĹci, poniewaĹź nam wydaje siÄ, Ĺźe juĹź wiemy, czym jest rzeczywistoĹÄ, ale bez Niego ogarnia nas strach, blokujemy siÄ, a nastÄpnie dusimy w okolicznoĹciach. Tymczasem z Jezusem wszystko otwiera siÄ na nowo, jak gdyby nam mĂłwiĹ: âZobaczcie, przyszedĹem was wychowaÄ do prawdziwej relacji z rzeczywistoĹciÄ , do tej wĹaĹciwej postawy, dziÄki ktĂłrej w nowy sposĂłb bÄdziecie patrzeÄ na rzeczywistoĹÄâ. JeĹli my tego nie doĹwiadczamy, pozwalajÄ c, by nieustannie przenikaĹo nas Jego spojrzenie, Jego obecnoĹÄ, przeĹźywamy rzeczywistoĹÄ jak wszyscy. Tylko wtedy, gdy Jezus wchodzi i umoĹźliwia nowe poznanie, moĹźemy wprowadzaÄ w Ĺwiecie odmienny sposĂłb bycia w rzeczywistoĹci. Wszystkie okolicznoĹci sÄ nam dawane po to, by sprowokowaÄ nas do tego nowego poznania, by zobaczyÄ, kim jest Jezus: ObecnoĹciÄ , ktĂłra pozwala nam przeĹźywaÄ rzeczywistoĹÄ w odmienny, nowy sposĂłb. DziÄki temu widzimy, Ĺźe wszystkie okolicznoĹci nie sÄ obiekcjÄ , tak jak czÄsto na nie patrzymy, poniewaĹź nie jesteĹmy w stanie zobaczyÄ atrakcyjnoĹci, jaka w nich jest, tak bardzo jesteĹmy zdefiniowani przez zranienie. JuĹź je zredukowaliĹmy, poniewaĹź myĹlimy, Ĺźe juĹź wiemy, co to jest okolicznoĹÄ, myĹlimy, Ĺźe juĹź wiemy, Ĺźe nie ma w niej nic nowego do odkrycia, Ĺźe trzeba jÄ tylko przetrzymaÄ i Ĺźe pozostaje nam tylko moralistyczna pokusa przekonania siÄ, czy sprostamy temu zduszeniu. Tymczasem tylko wtedy, gdy na nowo wydarzy siÄ ObecnoĹÄ taka jak ta, ktĂłra wydarzyĹa siÄ Magdalenie, proces poznania nie blokuje siÄ, oczy otwierajÄ siÄ szeroko, poniewaĹź posiadamy o wiele wiÄcej niĹź znajomoĹÄ odpowiedzi na wszystkie obiekcje oraz na wszystkie wyzwania, mamy âtÄâ odpowiedĹş. OdpowiedĹş jednak nie polega, jak nam siÄ wydaje, na posiadaniu instrukcji obsĹugi do Ĺźycia, poniewaĹź instrukcja obsĹugi staĹa siÄ ciaĹem, jest ObecnoĹciÄ , jest SĹowem, treĹciÄ jest teraĹşniejszoĹÄ, treĹciÄ jest âTyâ, âTyâ, ktĂłre dotarĹo do Marii. Dlatego jeĹli prawda jest oderwana i pozbawiona tej relacji, jest niezrozumiaĹa. Jak napisaĹ papieĹź Franciszek do Eugenia Scalfariego: âPrawdÄ natomiast, wedĹug wiary chrzeĹcijaĹskiej, jest miĹoĹÄ Boga do nas w Jezusie Chrystusie. A zatem prawda jest relacjÄ !â (Francesco, Lettera a chi non crede, s. 2 â Franciszek, List do niewierzÄ cego). Jest tak jak z dzieckiem: dziecko wie, Ĺźe nie wie wielu rzeczy, wie jednak jednÄ rzecz: Ĺźe sÄ tata i mama, ktĂłrzy wiedzÄ , a wiÄc w czym jest problem? JeĹli jestem pewny (to jest wartoĹÄ pewnoĹci, o ktĂłrej mĂłwiĹ Davide Prosperi) tej ObecnoĹci, ktĂłra zagarnia Ĺźycie, mogÄ stawiÄ czoĹa kaĹźdej okolicznoĹci, kaĹźdemu zranieniu, kaĹźdej obiekcji, kaĹźdemu ciosowi, kaĹźdemu atakowi, poniewaĹź wszystko to otwiera mnie szeroko na oczekiwanie ukazania siÄ sposobu, w jaki Tajemnica stanie siÄ Ĺźywa, by naprowadziÄ mnie na odpowiedĹş â by towarzyszyÄ mi nawet poĹrĂłd ciemnoĹci â ktĂłra urzeczywistni siÄ zgodnie z planem, ktĂłry nie jest moim. Co za odmienny sposĂłb bycia w rzeczywistoĹci, kiedy ktoĹ ma pytania, kiedy ma otwarte kwestie, poniewaĹź â kiedy odmawia jutrzniÄ albo kiedy milczy, kiedy sĹucha przyjaciela, pije kawÄ albo czyta gazetÄ â caĹy w napiÄciu chce odkryÄ, pochwyciÄ kaĹźdy okruch prawdy, ktĂłra moĹźe wyjĹÄ mu na spotkanie! W ten sposĂłb wszystko staje siÄ interesujÄ ce, poniewaĹź gdybym nie miaĹ pytania, gdybym nie byĹ zraniony, gdybym nie byĹ caĹkowicie otwarty, nie mĂłgĹbym jej nawet wytropiÄ, nawet nie zdaĹbym sobie z niej sprawy. Dlatego nasza droga jest âdrogÄ bardzo ludzkÄ â â nie skĹada siÄ z przywidzeĹ czy wizji, ale jest uczestniczeniem w âprzygodzie poznawaniaâ, ktĂłra pozwala nam wciÄ Ĺź coraz lepiej odkrywaÄ atrakcyjnoĹÄ znajdujÄ cÄ siÄ w kaĹźdym ograniczeniu, w kaĹźdej trudnoĹci, poniewaĹź kaĹźda obiekcja i kaĹźda okolicznoĹÄ, nawet bolesna, ma w sobie zawsze coĹ prawdziwego, w przeciwnym razie by jej nie byĹo.
Po co jesteĹmy na Ĺwiecie? To w oparciu o to, w oparciu o doĹwiadczenie Ĺźycia moĹźemy odpowiedzieÄ na pytanie: âPo co jesteĹmy na Ĺwiecie?â. Rozumiemy wciÄ Ĺź coraz lepiej nasze doĹwiadczenie nie pomimo okolicznoĹci, ale wĹaĹnie dziÄki okolicznoĹciom. Tak jak to zresztÄ byĹo zawsze w Ĺźyciu Ruchu, przypomina nam o tym ksiÄ dz Giussani, i teraz moĹźemy zrozumieÄ duĹźo lepiej to, co mĂłwiĹ nam w 1976 roku, poniewaĹź rok 1976 byĹ rezultatem przeĹźycia chwil w Ĺźyciu Ruchu, w ktĂłrych wyszĹo na jaw, co znaczy nasze bycie w Ĺwiecie. MĂłwiĹ wtedy, Ĺźe sÄ dwa sposoby bycia obecnymi w rzeczywistoĹci: jako âobecnoĹÄ reaktywnaâ, to znaczy pochodzÄ ca z naszej reakcji, albo jako âobecnoĹÄ pierwotnaâ, to znaczy pochodzÄ ca z tego, co nam siÄ przydarzyĹo. âReaktywna oznacza zdeterminowana przez kroki, ktĂłrych my nie stawiamy: ukazywanie siÄ [w rzeczywistoĹci] z inicjatywami, posĹugiwanie siÄ dyskursami, wykorzystywanie narzÄdzi, ktĂłre nie powstaĹy jako peĹna realizacja naszej nowej osobowoĹci, ale zasugerowane zostaĹy przez sĹowa, przez wykorzystanie narzÄdzi, przez postawÄ i zachowanie przeciwnikĂłwâ. Jako Ĺźe âwciÄ Ĺź gramy na obcym boiskuâ, zdefiniowanym przez innych, âobecnoĹÄ reaktywna moĹźe tylko popaĹÄ w dwa bĹÄdy: albo stanie siÄ obecnoĹciÄ reakcyjnÄ , to znaczy przywiÄ zanÄ do swoich stanowisk jako ÂŤformÂť, gdzie treĹci nie bÄdÄ wystarczajÄ co jasne, by staÄ siÄ Ĺźyciem [âŚ]; albo [bÄdzie to tylko] naĹladowanie innychâ. Tymczasem âobecnoĹÄ pierwotna [jest] obecnoĹciÄ zgodnÄ z naszym pochodzeniemâ (L. Giussani, Dallâutopia alla presenza. 1975â1978, Bur, Milano 2006, s. 52, 65). To znaczy obecnoĹÄ jest urzeczywistnieniem komunii z Chrystusem i miÄdzy nami. Maria, Mateusz, Zacheusz wprowadzajÄ do rzeczywistoĹci stanowisko okreĹlone przez tÄ komuniÄ z Nim, ktĂłrÄ zrodziĹo Jego poruszenie, zakomunikowane, gdy wypowiedziaĹ ich imiona. I kiedy przytrafia siÄ to kaĹźdemu z nas, komunia miÄdzy nami wyraĹźa siÄ jako obecnoĹÄ zgodna z naszym pochodzeniem.
Pierwotna obecnoĹÄ âObecnoĹÄ jest pierwotna, gdy wytryskuje ze ĹwiadomoĹci swojej toĹźsamoĹci oraz z miĹoĹci do niej i w tym znajduje swojÄ konsystencjÄâ (tamĹźe, s. 52). PoniewaĹź to jest to, co speĹnia naprawdÄ Ĺźycie, jak zawsze mĂłwiĹ nam ksiÄ dz Giussani, cytujÄ c ĹwiÄtego Tomasza: âĹťycie czĹowieka zasadza siÄ na miĹoĹci, ktĂłra podtrzymuje je w zasadniczy sposĂłb i w ktĂłrej znajduje najwiÄksze speĹnienieâ (Summa Theologiae, IIa, IIae, q. 179, a. 1 co.). Konsystencja Ĺźycia znajduje siÄ tam, gdzie znajdujemy najwiÄksze speĹnienie. Co jest wiÄc naszÄ toĹźsamoĹciÄ ? âToĹźsamoĹÄ jest ĹwiadomoĹciÄ tego, kim jesteĹmy i po co istniejemy, z godnoĹciÄ , ktĂłra daje nam prawo spodziewaÄ siÄ od naszej obecnoĹci ÂŤczegoĹ lepszegoÂť dla naszego Ĺźycia i dla Ĺźycia Ĺwiataâ. A my, kim jesteĹmy? âWszyscy bowiem dziÄki tej wierze jesteĹcie synami BoĹźymiâ w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, ktĂłrzy zostaliĹcie ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliĹcie siÄ w Chrystusa. Nie ma juĹź Ĺťyda ani poganina, nie ma juĹź niewolnika ani czĹowieka wolnego, nie ma juĹź mÄĹźczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteĹcie kimĹ jednym w Chrystusie Jezusieâ (Gal 3, 26â28). Ale to, co wydarzyĹo siÄ na chrzcie Ĺw., dla nas staĹo siÄ historycznie i Ĺwiadomie uchwytne w spotkaniu z Ruchem, dopiero wtedy zrozumieliĹmy doniosĹoĹÄ tego, co siÄ wydarzyĹo, tej walki, ktĂłrÄ Chrystus rozpoczÄ Ĺ z nami na chrzcie Ĺw. jako vir pugnator, mÄ Ĺź waleczny, by nas pozyskaÄ; zdaliĹmy sobie z niej sprawÄ, gdy spotykajÄ c Ruch, zostaliĹmy zdobyci poprzez sposĂłb, w jaki zostaĹo wypowiedziane nasze imiÄ. A wtedy zrozumieliĹmy, co chce powiedzieÄ ĹwiÄty PaweĹ, gdy pisze: âWy, ktĂłrzy zostaliĹcie pochwyceni, przyoblekliĹcie siÄ w Chrystusaâ (Por. Gal 3, 27). âNie wy Mnie wybraliĹcie, ale Ja was wybraĹemâ (J 15, 16). âJest to obiektywny wybĂłr, ktĂłrego juĹź nie zmienimy, jest to wnikniÄcie w gĹÄ b naszego istnienia, ktĂłre nie zaleĹźy od nas i ktĂłrego my nie moĹźemy juĹź usunÄ Ä [to jest nasza toĹźsamoĹÄ]. [âŚ] Nie ma nic â mĂłwi dalej ksiÄ dz Giussani â kulturalnie bardziej rewolucyjnego od takiej koncepcji osoby, ktĂłrej znaczeniem, ktĂłrej konsystencjÄ jest jednoĹÄ z Chrystusem, z KimĹ Innym, a przez niÄ jednoĹÄ z tymi wszystkimi, ktĂłrych On bierze w posiadanie, z tymi wszystkimi, ktĂłrych Ojciec oddaje Mu w Jego rÄceâ (L. Giussani, Dallâutopia alla presenza, s. 53â54). WĹaĹnie to musimy zrozumieÄ, poniewaĹź â widzimy to w tym, co niepozorne w naszym Ĺźyciu â taki sposĂłb pojmowania naszej osoby â bÄdÄ cy takim tylko dlatego, Ĺźe jest Jedyny, ktĂłry na nowo wypowiada nasze imiÄ, w przeciwnym razie dalej pĹakalibyĹmy dlatego, Ĺźe Ĺźyjemy â nie jest abstrakcjÄ ; zanim staje siÄ koncepcjÄ , jest doĹwiadczeniem. I wĹaĹnie z tego wyĹania siÄ samoĹwiadomoĹÄ siebie, ktĂłra jest taka, jak ĹwiadomoĹÄ zrodzona w Marii, ktĂłra nie mogĹa juĹź dalej patrzeÄ na siebie tak jak wczeĹniej, ale caĹkowicie byĹa okreĹlona przez to wezwanie: âMario!â. âNaszÄ toĹźsamoĹciÄ jest identyfikowanie siÄ z Chrystusem. Zidentyfikowanie siÄ z Chrystusem jest konstytutywnym wymiarem naszej osoby. JeĹli Chrystus definiuje mojÄ osobowoĹÄ, wy, ktĂłrzy jesteĹcie pochwyceni przez Niego, wchodzicie siĹÄ rzeczy w wymiar mojej osobowoĹci. [âŚ] [Dlatego] czy to znajdÄ siÄ sam w swoim pokoju, czy to spotkamy siÄ w trĂłjkÄ na uczelni, by siÄ uczyÄ, czy w 20 osĂłb na stoĹĂłwce [âŚ], wszÄdzie i pomimo wszystko to jest nasza toĹźsamoĹÄ. Dlatego problemem jest samoĹwiadomoĹÄ, treĹÄ ĹwiadomoĹci nas samych: ÂŤNie ja ĹźyjÄ, lecz Ĺźyjesz we mnie TyÂť. [Dlatego nasza toĹźsamoĹÄ przejawia siÄ w tej nowej samoĹwiadomoĹci]. To jest prawdziwy nowy czĹowiek w Ĺwiecie â nowy czĹowiek, ktĂłry byĹ marzeniem Che Guevary i kĹamliwym pretekstem rewolucji kulturalnych, przy pomocy ktĂłrych wĹadza prĂłbowaĹa i prĂłbuje trzymaÄ w garĹci narĂłd, by ujarzmiÄ go zgodnie z wĹasnÄ ideologiÄ â i rodzi siÄ przede wszystkim nie jako spĂłjnoĹÄ, ale nowa samoĹwiadomoĹÄâ. âNasza toĹźsamoĹÄ przejawia siÄ w nowym doĹwiadczeniu,znajdujÄ cym siÄ w nas [w sposobie przeĹźywania kaĹźdej okolicznoĹci i wyzwania rzucanego przez rzeczywistoĹÄ] i poĹrĂłd nas: doĹwiadczenie miĹoĹci do Chrystusa i Tajemnicy KoĹcioĹa, ktĂłra w naszej jednoĹci znajduje swojÄ najbliĹźszÄ konkretnoĹÄ. ToĹźsamoĹÄ jest Ĺźywym doĹwiadczeniem miĹoĹci do Chrystusa i naszej jednoĹciâ. âSĹowo ÂŤmiĹoĹÄÂť jest najwiÄkszym i najbardziej caĹoĹciowym wyrazem w caĹym naszym sposobie wyraĹźania siÄ. Oznacza ono duĹźo bardziej ÂŤprzywiÄ zanieÂť, ktĂłre rodzi siÄ z osÄ du wartoĹci â z rozpoznania tego, co jest w nas i poĹrĂłd nas â niĹź sentymentalnÄ ĹatwoĹÄ, ulotnÄ , niestaĹÄ jak liĹÄ miotany przez wiatr. I w wiernoĹci osÄ dowi, to znaczy w wiernoĹci wierze, z wiekiem, takie przywiÄ zanie wzrasta, staje siÄ wiÄksze, bardziej drĹźÄ ce i mocniejszeâ.
Fakt, w ktĂłrym siÄ zatraca âTo Ĺźywe doĹwiadczenie Chrystusa oraz naszej jednoĹci jest miejscem nadziei, a przez to ĹşrĂłdĹem smaku Ĺźycia i moĹźliwego wyĹonienia siÄ radoĹci â ktĂłra nie musi niczego zapominaÄ czy teĹź siÄ wypieraÄ, by siÄ urzeczywistniÄ; i jest miejscem obudzenia pragnienia przemiany wĹasnego Ĺźycia, pragnienia, by wĹasne Ĺźycie byĹo spĂłjne, zmieniĹo siÄ za sprawÄ tego, co ma w gĹÄbi, byĹo bardziej godne RzeczywistoĹci, ktĂłrÄ niesie ÂŤna swoich barkachÂťâ. âW doĹwiadczeniu Chrystusa i naszej jednoĹci Ĺźyje pasja do przemiany swojego Ĺźycia [nie usprawiedliwiania naszych bĹÄdĂłw!]. I to jest przeciwieĹstwo moralizmu: nie prawo, ktĂłremu siÄ podporzÄ dkowuje, ale miĹoĹÄ, do ktĂłrej siÄ lgnie, obecnoĹÄ, za ktĂłrÄ siÄ podÄ Ĺźa wciÄ Ĺź coraz bardziej caĹym sobÄ , [mamma mia!] fakt, w ktĂłrym naprawdÄ siÄ zatraca [by w caĹoĹci zostaÄ otulonym przez tÄ miĹoĹÄ bez dna i bez granic: âfakt, w ktĂłrym naprawdÄ siÄ zatracaâ]. [âŚ] Pragnienie przemiany siebie, spokojnej, wywaĹźonej, a zarazem peĹnej pasji, staje siÄ wĂłwczas codziennÄ rzeczywistoĹciÄ [pragnienie stania siÄ Jego, wiÄkszej przynaleĹźnoĹci do Niego, nieustannego poszukiwania Go] â bez cienia pietyzmu albo moralizmu â miĹoĹÄ do prawdy o swoim bycie [poszukiwacza ukochanej osoby], pragnienie piÄkne i niewygodne jak Ĺaknienieâ(tamĹźe, s. 54â56). Ale to wszystko musi dojrzeÄ, poniewaĹź jesteĹmy jeszcze pogrÄ Ĺźeni w zamÄcie, mĂłwi zawsze ksiÄ dz Giussani. JeĹli ten maĹy, embrionalny zaczÄ tek nie dojrzeje, zostanie unicestwiony podczas pierwszej burzy. Nie bÄdziemy juĹź mogli dalej siÄ opieraÄ, jeĹli âta poczÄ tkowa sugestia nie dojrzeje: nie moĹźemy dalej nieĹÄ po chrzeĹcijaĹsku tej ogromnej gĂłry pracy, odpowiedzialnoĹci oraz trudĂłw, do ktĂłrych jesteĹmy wezwani. Ludzie nie jednoczÄ siÄ za sprawÄ inicjatyw [to nie to nadaje konsystencjÄ]; jednoczy prawdziwy akcent obecnoĹci, poĹoĹźony przez RzeczywistoĹÄ, bÄdÄ cÄ poĹrĂłd nas i spoczywajÄ cÄ ÂŤna nasÂť: Chrystus i Jego Tajemnica uwidoczniona w naszej jednoĹciâ. âKontynuujÄ c pogĹÄbianie idei obecnoĹci â mĂłwi dalej ksiÄ dz Giussani â trzeba wiÄc zdefiniowaÄ na nowo naszÄ wspĂłlnotÄ. WspĂłlnota nie jest skupiskiem ludzi potrzebnych do zrealizowania inicjatyw [1976!], nie jest usiĹowaniem stworzenia partyjnej organizacji [1976!]: wspĂłlnota jest miejscem efektywnego budowania naszej osoby, to znaczy dojrzaĹoĹci wiary. [KaĹźdy musi zdecydowaÄ, czy bÄdzie podÄ ĹźaĹ za ksiÄdzem Giussanim, czy za wĹasnymi wyobraĹźeniami na temat tego, co mĂłwi ksiÄ dz Giussani]â. âCelem wspĂłlnoty jest rodzenie dorosĹych w wierze. To wĹaĹnie dorosĹych w wierze potrzebuje Ĺwiat, nie zdolnych zawodowcĂłw czy kompetentnych pracownikĂłw, poniewaĹź w spoĹeczeĹstwie jest ich peĹno, moĹźna jednak zakwestionowaÄ ich zdolnoĹÄ tworzenia czĹowieczeĹstwaâ. âMetodÄ , zgodnie z ktĂłrÄ wspĂłlnota staje siÄ dla osoby miejscem tworzenia dojrzaĹoĹci wiary, jest [âŚ]: ÂŤpodÄ Ĺźanie zaÂť. [âŚ] PodÄ ĹźaÄ za znaczy utoĹźsamiaÄ siÄ z osobami, ktĂłre przeĹźywajÄ wiarÄ w sposĂłb dojrzalszy, [uwaga!] angaĹźujÄ c siÄ w Ĺźywe doĹwiadczenie, ktĂłre ÂŤprzekazujeÂť (tradit â tradycja) nam swĂłj dynamizm i swĂłj smak [to jest zanurzenie siÄ w Ĺźywym doĹwiadczeniu, w fakcie]. Ten dynamizm i ten smak przechodzÄ na nas nie poprzez nasze rozumowanie, nie zgodnie z jakÄ Ĺ logikÄ , ale niemal przez ciĹnienie osmotyczne [zauwaĹźcie!]: to wĹaĹnie nowe serce komunikuje siÄ z naszym, to serce drugiego zaczyna poruszaÄ siÄ w naszym Ĺźyciu [Ĺźadne tam instrukcje obsĹugi albo robienie tylko tego, co mĂłwiÄ inni! Ale serce KogoĹ Innego, ktĂłre zaczyna wibrowaÄ w naszym sercu]â. âStÄ d wypĹywa zasadnicza idea naszej pedagogii autorytetu: naprawdÄ autorytatywne sÄ dla nas osoby, ktĂłre pociÄ gajÄ nas swoim sercem, swoim dynamizmem i swoim smakiem, zrodzonymi z wiary. Ale rzeczywista autorytatywnoĹÄ jest wtedy definicjÄ przyjaĹşniâ. âPrawdziwa przyjaźŠjest gĹÄbokim towarzyszeniem w drodze ku naszemu przeznaczeniu [Dlatego zawsze przychodzi mi na myĹl ten znany nam obraz Piotra i Jana, przedstawionych z szeroko otwartymi oczami, biegnÄ cych do grobu, wspĂłlnie zmierzajÄ cych ku przeznaczeniu. KaĹźdy moĹźe porĂłwnaÄ go z powszechnÄ koncepcjÄ przyjaĹşni, ktĂłrÄ Ĺźyje. Razem dÄ ĹźÄ cy ku przeznaczeniu. Nie âjakaĹ tam przyjaĹşĹâ, ale taka przyjaĹşĹ!]. I nie jest to sprawa temperamentu [âŚ]: prawdziwÄ przyjaźŠodczuwa siÄ w sercu sĹowa i w geĹcie obecnoĹciâ (tamĹźe, s. 57â59). Konieczne jest, by wszystko staĹo siÄ czÄĹciÄ Ĺźycia w ten sposĂłb: âwiara jako ÂŤodczynnikÂť konkretnego Ĺźycia, abyĹmy byli prowadzeni, by zobaczyÄ jednoĹÄ miÄdzy wiarÄ a czĹowieczeĹstwem stajÄ cym siÄ prawdziwszym [moĹźemy w ten sposĂłb zweryfikowaÄ w Ĺźyciu, Ĺźe wszystko staje siÄ prawdziwsze, gdy przeĹźywamy Ĺźycie z wiarÄ w Syna BoĹźego, ktĂłry oddaĹ swoje Ĺźycie za nas] â w wierze czĹowieczeĹstwo staje siÄ prawdziwsze [albo jest to naszym wciÄ Ĺź coraz prawdziwszym doĹwiadczeniem, ktĂłre wciÄ Ĺź coraz bardziej siÄ urzeczywistnia, albo moĹźemy dalej âpozostawaÄâ w Ruchu, a nasze serce znajduje siÄ gdzie indziej, i to nie z powodu naszej zĹoĹliwoĹci, ale dlatego, Ĺźe po prostu Ruch nie potrafi nas pochwyciÄ]â. âTo wszystko musi staÄ siÄ w nas prawdziwe i dlatego dany jest nam czas. Poszukiwanie prawdy jest przygodÄ , dziÄki niemu czas zostaje uczyniony historiÄ â, nabiera swojej wartoĹci jako czas. W przeciwnym razie â mĂłwi â ulegamy âpokusie utopiiâ, to znaczy pokĹadamy nadziejÄ, upadamy, âpokĹadajÄ c naszÄ nadziejÄ i naszÄ godnoĹÄ w pewnym stworzonym przez nas ÂŤprojekcieÂťâ (tamĹźe, s. 61â62).
To, co zbawia czĹowieka W tym miejscu ksiÄ dz Giussani wymienia wszystkie etapy historii Ruchu, mĂłwiÄ c: âNie weszliĹmy do szkoĹy, usiĹujÄ c sformuĹowaÄ alternatywny projekt dla szkoĹy [uwaĹźajcie teraz]. WeszliĹmy do niej ze ĹwiadomoĹciÄ przynoszenia Tego, ktĂłry zbawia czĹowieka takĹźe w szkoleâ. I to samo moĹźemy powiedzieÄ o wszystkim. Potem opowiada o tym, jak w roku 1963 i 1964, a potem w 1968 to wszystko zaczÄĹo siÄ rozmywaÄ. Ale zobaczcie, co mĂłwi: co zdradzili ci, ktĂłrzy odeszli, ci, ktĂłrzy nie byli lojalni, wierni temu pierwotnemu poczÄ tkowi? Co zdradzili? ObecnoĹÄ. Co zdradzamy my? ObecnoĹÄ, jeĹli nie jesteĹmy zakorzenieni w poczÄ tku. Nie chodzi o jakÄ ĹânieobecnoĹÄâ, poniewaĹź moĹźemy wypeĹniÄ sobie Ĺźycie rzeczami, tak jak oni wypeĹniali je inicjatywami. Co zdradziliĹmy? Co zdradzamy? ObecnoĹÄ, nie jakÄ Ĺ nieobecnoĹÄ. âProjekt zastÄ piĹ obecnoĹÄâ(tamĹźe, s. 63â64). Teraz dobrze to rozumiemy. PrzekonaliĹmy siÄ, co zyskaliĹmy, popierajÄ c pewne ugrupowania, ale dopiero teraz zaczynamy zdawaÄ sobie sprawÄ, ile straciliĹmy, jeĹli chodzi o obecnoĹÄ, pierwotnÄ obecnoĹÄ, naszÄ oryginalnoĹÄ. Musimy zdecydowaÄ, czy staÄ siÄ stronnictwem, czy teĹź pierwotnÄ obecnoĹciÄ . Nie znaczy to, Ĺźe by naleĹźeÄ do wszystkich, nie wolno naleĹźeÄ do nikogo. Co wiÄcej. By naleĹźeÄ do wszystkich, trzeba naleĹźeÄ do Jedynego, poniewaĹź tylko On moĹźe daÄ nam to speĹnienie, o ktĂłrym mĂłwiĹ Davide, ktĂłre czyni nas wolnymi, byĹmy naprawdÄ byli sobÄ , byĹmy byli obecnoĹciÄ pierwotnÄ , a nie reaktywnÄ . Po co jesteĹmy na Ĺwiecie? âNowoĹciÄ jest obecnoĹÄ â mĂłwi dalej ksiÄ dz Giussani â w sensie ĹwiadomoĹci niesienia ÂŤna swoich barkachÂť czegoĹ ostatecznego â definitywny osÄ d o Ĺwiecie, prawdÄ Ĺwiata i czĹowieka â co wyraĹźa siÄ w naszej jednoĹci. NowoĹciÄ jest obecnoĹÄ w sensie ĹwiadomoĹci tego, Ĺźe nasza jednoĹÄ jest narzÄdziem sĹuĹźÄ cym odrodzeniu i wyzwoleniu Ĺwiataâ (tamĹźe, s. 65). Nie moĹźemy zastÄ piÄ tego Ĺźadnym obrazem ani projektem, jaki mamy w gĹowie. Jak napisaĹ kardynaĹ Scola w ostatnim LiĹcie pasterskim: âNie chodzi o projekt, a tym bardziej o kalkulacjÄ. ChrzeĹcijanie peĹni wdziÄcznoĹci zamierzajÄ ÂŤzwrĂłciÄÂť dar, ktĂłry otrzymali niezasĹuĹźenie i ktĂłry trzeba zakomunikowaÄ z tÄ samÄ darmowoĹciÄ â (A. Scola, Il campo è il mondo, Lettera pastorale, Centro Ambrosiano, Milano 2013, s. 40). Dlaczego nachodzi nas pokusa zastÄ pienia wiary projektem? PoniewaĹź myĹlimy, Ĺźe wiara, chrzeĹcijaĹska wspĂłlnota jako obecnoĹÄ, nie jest wystarczajÄ co znaczÄ ca, nie jest w stanie zmieniÄ rzeczywistoĹci, i dlatego wierzymy, Ĺźe musimy coĹ dodaÄ, nie jako wyraz tego, czym jesteĹmy â musimy siÄ wyraĹźaÄ â ale jako dodatek, jakby wierze czegoĹ brakowaĹo, by byĹa konkretna, jak gdyby Jezusowi czegoĹ brakowaĹo i musiaĹ dodawaÄ coĹ do Ĺwiadectwa o sobie; tak myĹleli wszyscy, ktĂłrzy wierzyli, Ĺźe chrzeĹcijaĹstwo przeĹźywane zgodnie z tradycjÄ nie wystarcza, by byÄ obecnymi, my natomiast sÄ dzimy, Ĺźe Ruch czasem nie wystarcza. Dlatego jest to drogocenna okazja do pogĹÄbienia problemu: kim jesteĹmy? Po co jesteĹmy na Ĺwiecie? âNowoĹciÄ â mĂłwi dalej ksiÄ dz Giussani â jest obecnoĹÄ tego wydarzenia nowej miĹoĹci oraz nowego czĹowieczeĹstwa, jest obecnoĹÄ tego poczÄ tku nowego Ĺwiata, ktĂłrym jesteĹmy. NowoĹciÄ nie jest awangarda, ale reszta Izraela, jednoĹÄ tych, dla ktĂłrych to, co siÄ wydarzyĹo, jest wszystkim [nie czÄĹciÄ , do ktĂłrej trzeba dodaÄ coĹ innego; to, co siÄ wydarzyĹo, jest wszystkim!] i ktĂłrzy czekajÄ tylko na objawienie siÄ obietnicy, na urzeczywistnienie siÄ tego, co zawiera siÄ w tym, co siÄ wydarzyĹo. NowoĹciÄ nie jest wiÄc przyszĹoĹÄ, do ktĂłrej trzeba dÄ ĹźyÄ, nie jest projekt kulturalny, spoĹeczny i polityczny: nowoĹciÄ jest obecnoĹÄ. [JakÄ Ĺź wagÄ zyskujÄ teraz te sĹowa! Ĺwiadectwo o tym daje nam kaĹźdego dnia papieĹź Franciszek: nie potrzebuje niczego innego, jak tylko stawaÄ, bezbronnie, wobec wszystkich, poniewaĹź] bycie obecnoĹciÄ nie oznacza niewyraĹźania siÄ: takĹźe obecnoĹÄ jest sposobem wyraĹźania siÄ [ale jest to coĹ zupeĹnie innego]â (L. Giussani, Dallâutopia alla presenza, s. 65â66). Róşnica polega na odmiennym sposobie wyrazu. âSposobem wyrazu utopii jest dyskurs, projekt i niespokojne poszukiwanie narzÄdzi, form organizacyjnych. Sposobem wyrazu obecnoĹci jest dziaĹajÄ ca przyjaĹşĹ, gesty odmiennej podmiotowoĹci, ktĂłra dociera wszÄdzie, wykorzystujÄ c wszystko (Ĺawki, naukÄ, prĂłbÄ zreformowania uczelni itd.), gesty, ktĂłre sÄ przede wszystkim gestami rzeczywistego czĹowieczeĹstwa, to znaczy miĹoĹci. Nie moĹźna zbudowaÄ nowej rzeczywistoĹci za pomocÄ dyskursĂłw albo organizacyjnych projektĂłw, ale przeĹźywajÄ c gesty nowego czĹowieczeĹstwa w teraĹşniejszoĹciâ. KaĹźdy z nas, kaĹźda wspĂłlnota musi siÄ nad tym zastanowiÄ: jak moĹźemy umieĹciÄ w rzeczywistoĹci gesty rzeczywistego czĹowieczeĹstwa, to znaczy miĹoĹci. Nie jest to wiÄc âzniesienie odpowiedzialnoĹci", ale odmienny sposĂłb pojmowania odpowiedzialnoĹci. âWskazaĹem to, co musi siÄ wydarzyÄ, abyĹmy mogli wiÄcej pracowaÄ i bardziej wpĹywaÄ na rzeczywistoĹÄ z coraz wiÄkszÄ radoĹciÄ , nie wyniszczajÄ c siÄ, przepeĹnieni dzielÄ cÄ nas goryczÄ . Czeka nas zadanie wyraĹźenia Ĺwiadomej obecnoĹci, zdolnej do krytycyzmu i systematycznoĹci. Takie zadanie wymaga pracy. Praca jest wprowadzeniem naszej toĹźsamoĹci w materialnoĹÄ Ĺźycia. Moja toĹźsamoĹÄ â na tyle na ile wnika w materialnoĹÄ Ĺźycia, to znaczy na tyle, na ile znajduje siÄ w egzystencjalnych warunkach â pracuje i kaĹźe mi reagowaÄâ (tamĹźe, s. 66, 69). O tym wszystkim ksiÄ dz Giussani mĂłwiĹ nam w 1976 roku, ale w latach 90. na nowo napomina i radykalizuje jeszcze problem: âOd Ekip w 1976 roku, ktĂłrych tytuĹ brzmiaĹ Od utopii do obecnoĹci, przeszliĹmy drogÄ, ktĂłra zmusza nas do zgĹÄbiania i ogoĹocenia ze zbÄdnych znaczeĹ sĹowa ÂŤobecnoĹÄÂť: trzeba je zgĹÄbiaÄ i ogoĹacaÄ ze zbÄdnych znaczeĹ [âŚ], poniewaĹź obecnoĹÄ jest w osobie, tylko i wyĹÄ cznie w osobie, w tobie [to znaczy w nowym stworzeniu]. ObecnoĹÄ jest czymĹ, co jest identyczne z twoim ÂŤjaÂť. ObecnoĹÄ rodzi siÄ i zasadza na osobie. [âŚ] A osobÄ jako aktora i bohatera obecnoĹci definiuje jasnoĹÄ wiary [widzimy to dobrze w papieĹźu Franciszku], jasna ĹwiadomoĹÄ, ktĂłra nazywa siÄ wiarÄ , ta jasna ĹwiadomoĹÄ, ktĂłra nazywa siÄ inteligencjÄ , poniewaĹź wiara jest ostatecznym obliczem rozumu, to ta inteligencja dociera do ostatecznego horyzontu osoby, rozpoznaje jej przeznaczenie, rozpoznaje prawdÄ rzeczy, rozpoznaje, gdzie znajdujÄ siÄ smak i dobro, rzeczy stajÄ siÄ dobre i wszystko ksztaĹtuje siÄ w spokoju. CaĹa konsystencja obecnoĹci jest w osobie, rodzi siÄ i zasadza na osobie, a osoba jest pojmowaniem rzeczywistoĹci, aĹź po dotkniÄcie ostatecznego horyzontuâ (L. Giussani, Un evento reale nella vita dellâuomo. 1990â1991, Bur, Milano 2013, s. 142â143). Dlatego te dwa pytania â âJak ĹźyÄ?â i âPo co jesteĹmy na Ĺwiecie?â â zadawane sÄ razem. Czynnikiem jednoczÄ cym je jest osoba, poniewaĹź moĹźemy siÄ ĹudziÄ, wypeĹniajÄ c Ĺźycie inicjatywami po to, by uniknÄ Ä nawrĂłcenia. JakĹźe jednak jest inaczej, gdy inicjatywy sÄ wyrazem tego nawrĂłcenia, naszej przynaleĹźnoĹci do Niego. Jak przypomina nam ksiÄ dz Giussani, âobecnoĹÄ Chrystusa w zwyczajnym Ĺźyciu wiÄ Ĺźe siÄ wciÄ Ĺź coraz bardziej z biciem serca: poruszenie Jego obecnoĹciÄ staje siÄ poruszeniem w codziennym Ĺźyciu i oĹwieca, wzrusza, upiÄksza, czyni sĹodkim codzienne Ĺźycie, coraz bardziej. Nic nie jest niepotrzebne, nic nie jest obce, poniewaĹź nic nie jest obce twojemu przeznaczeniu, dlatego nie ma nic, czego nie moĹźna by pokochaÄ [nie: znieĹÄ, ale: pokochaÄ!], zbliĹźasz siÄ do wszystkiego, rodzi siÄ miĹoĹÄ do wszystkiego, wszystkiego, ze wspaniaĹymi konsekwencjami poszanowania tego, co robisz, precyzji w tym, co robisz, lojalnoĹci wobec twojego konkretnego dzieĹa, uporu w dÄ Ĺźeniu do jego celu; stajesz siÄ bardziej niestrudzonyâ. Jak mĂłwi fragment z proroka Izajasza: âChĹopcy siÄ mÄczÄ i nuĹźÄ , chwiejÄ siÄ, sĹabnÄ c mĹodzieĹcy, lecz ci, co zaufali Panu, odzyskujÄ siĹy, otrzymujÄ skrzydĹa jak orĹy: biegnÄ bez zmÄczenia, bez znuĹźenia idÄ â(tamĹźe, s. 103â104, VII).
RadoĹÄ, ktĂłra rodzi Kiedy to wnika gĹÄboko w nasze istnienie, wypeĹnia Ĺźycie radoĹciÄ . I to jest ostatni papierek lakmusowy, jaki zostawia nam ksiÄ dz Giussani. IleĹź znamy naprawdÄ radosnych osĂłb? PoniewaĹź bez tego, bez tej radoĹci nie ma rodzenia, nie ma obecnoĹci. RadoĹÄ jest wiÄc tym, co ĹÄ czy dwa pytania, âJak ĹźyÄ?â i âPo co jesteĹmy na Ĺwiecie?â, poniewaĹź bez odpowiedzi na pierwsze, nie ma teĹź odpowiedzi na drugie, nie ma radoĹci. KsiÄ dz Giussani podkreĹla, Ĺźe warunkiem rodzenia jest radoĹÄ: âRadoĹÄ jest odblaskiem pewnoĹci szczÄĹcia, WiecznoĹci, i powstaje z pewnoĹci i woli wÄdrowania [pewnoĹci, ktĂłra kaĹźe nam wyruszyÄ w drogÄ], ĹwiadomoĹci drogi, ktĂłrÄ siÄ zmierza [âŚ]. ÂŤZ tÄ radoĹciÄ moĹźna patrzeÄ na wszystko z sympatiÄ Âť [z radoĹciÄ , z tÄ radoĹciÄ moĹźna rodziÄ rzeczy w odmienny sposĂłb], poniewaĹź patrzenie z sympatiÄ na kogoĹ, kto jest antypatyczny, jest rodzeniem czegoĹ nowego na Ĺwiecie, jest rodzeniem nowego wydarzenia. RadoĹÄ jest warunkiem rodzenia, radoĹÄ jest warunkiem pĹodnoĹci. Bycie radosnym jest niezbÄdnym warunkiem rodzenia nowego Ĺwiata, nowego czĹowieczeĹstwa. Posiadamy w tym sensie osobÄ, ktĂłra powinna byÄ dla nas pocieszeniem oraz pocieszajÄ cÄ pewnoĹciÄ , jest niÄ Matka Teresa z Kalkuty. [âŚ] Jej radoĹÄ jest radoĹciÄ rodzÄ cÄ , pĹodnÄ : nie ruszy palcem, Ĺźeby czegoĹ nie zmieniĹa. Jej radoĹciÄ nie sÄ policzki zastygajÄ ce w wymuszonym, sztucznym uĹmiechu, nie, nie, nie! CaĹa jej radoĹÄ jest gĹÄboko przeorana smutkiem, jak twarz Chrystusa [âŚ]. [Ale] smutek, bÄdÄ c przejĹciowym uwarunkowaniem, [jest] uwarunkowaniem drogi [âŚ], [dlatego] nawet nasze zĹo nie moĹźe odebraÄ [nam] radoĹci; [âŚ] radoĹÄ jest jak kwiat kaktusa, ktĂłry w roĹlinie peĹnej kolcĂłw rodzi coĹ piÄknegoâ (tamĹźe, s. 240â241).
|