Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > wrzesień / październik

Ślady, numer 5 / 2013 (wrzesień / październik)

Syria

Wojna trwa. Skąd nadjedzie pomoc?

Luca Fiore


Pod niebem Damaszku wciąż umierają ludzie. Broń chemiczna, naloty USA, apel papieża Franciszka i to, co jest pewne: „Przemoc rodzi tylko przemoc”. Jest o tym przekonany ojciec NAWARAS SAMMOUR, dyrektor Jesuit Refugee Service, który w obliczu pokusy zniechęcenia rzuca: „Gdy patrzę na wszystko oczami wiary, mówię sobie: jest jeszcze wiele do zrobienia”.

 

Co będzie z Syrią i jej mieszkańcami? Dzisiaj Syryjczycy patrzą w niebo i nie wiedzą, co myśleć. Czyje bomby na nich spadną? Amerykanów? Wojska syryjskiego? Rewolucjonistów? Al-Ka’idy? Sytuacja zaczęła rozwijać się w błyskawicznym tempie po opublikowaniu (prawdziwych) zdjęć ofiar broni chemicznej, użytej przez wojska Assada. Zdjęć przerażających, które wstrząsnęły każdym, kto miał odwagę na nie spojrzeć. Jak zatrzymać ten horror? Potem przyszły dni dyplomatycznego szaleństwa między Waszyngtonem a Damaszkiem, Moskwą, Pekinem, Londynem, Paryżem… Dramatyczny apel papieża Franciszka podczas modlitwy Anioł Pański 1 września oraz list Władimira Putina, który sprawuje w tym roku prezydencję w G20: „Nigdy więcej wojny”. Tymczasem strach w syryjskich miastach tylko narasta. Potwierdza to ojciec Nawaras Sammour, dyrektor Jesuit Refugee Service, Syryjczyk z Aleppo, który mieszka w Damaszku i pracuje w Libanie, Jordanii i Turcji. Był jednym z gości Meetingu w Rimini, gdzie dał świadectwo o tragedii rozgrywającej się wewnątrz tragedii: tragedii swojego narodu oraz swoich braci chrześcijan.

 

Jak Syryjczycy znoszą koszmar ewentualnego ataku amerykańskiego?

Boimy się, ponieważ nie wiemy, jakie będą jego konsekwencje. Poza tym życie toczy się tak jak przed zapowiedzią możliwego ataku. Ludzie pracują, chodzą po ulicach… Mówię oczywiście o tych, którzy chcą zostać.

 

Według prezydenta Baracka Obamy racje ewentualnego ataku są humanitarne.

Nie rozumiem tego. Przemoc niesie przemoc, w każdym przypadku. Problem będzie narastał. Opcja interwencji zbrojnej nie jest rozwiązaniem, nie może być rozwiązaniem. Papież Franciszek wypowiedział się na ten temat lepiej ode mnie, w sposób zrozumiały dla każdego, komu zależy na pokoju.

 

Co Ojciec czuje i myśli na temat wojny domowej?

Uczucia mieszają się z przemyśleniami i na odwrót. Sytuacja jest bardzo poważna i nikt nie jest w stanie mówić o niej w obiektywny sposób. Nikt nie jest w stanie zrobić kroku do tyłu, by spojrzeć z dalszej perspektywy. Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób zaangażowani i bardzo brakuje nam informacji. Albo lepiej: jest bardzo dużo informacji, ale propagandowych, pochodzących od obydwu stronnictw. Jedyna pewna rzecz to ta, że nikt nie jest niczego pewny. Na tym polega największa trudność, ponieważ gdy można zrozumieć, w czym leży problem, można także stawić mu czoła. Inna sprawa, że cierpi cały naród. Cierpienie jest powszechne. Mówię o zwykłych Syryjczykach, nie o ekstremistach z obydwu stron. Wszyscy cierpią i nie można mieć manichejskiej wizji dobra i zła. Nikt nie zna przyszłości. Z twarzy Syryjczyków zniknął uśmiech.

 

Ilu jest syryjskich uchodźców?

Według Stanów Zjednoczonych jest około 3,4 – 4 milionów przesiedleńców i około 2 milionów uchodźców do państw ościennych. To prawie 30 procent ludności syryjskiej. Do tych liczb trzeba jeszcze dodać tych, którzy zostali dotknięci wojną i żyją poniżej progu ubóstwa: jest ich od 2,5 do 3 milionów. Jeśli chodzi o liczbę zabitych, nie jest ona dokładnie znana. ONZ wciąż mówi o 110 tysiącach ofiar, ale może ich być nawet 150 tysięcy. Nie mówiąc o zaginionych: więźniach, porwanych i tych, którzy po prostu zniknęli.

 

Jak pomagacie uchodźcom i przesiedleńcom?

Zajmujemy się około 17 tysiącami rodzin w samej Syrii: w Damaszku, Homs, Aleppo i na wybrzeżu. 80 procent to rodziny muzułmańskie. Każda rodzina co miesiąc otrzymuje pomoc żywnościową, prowadzimy kuchnie: w Aleppo ciepłe posiłki otrzymuje 17 tysięcy osób, a w rolniczej części Damaszku – 5 tysięcy. Rozprowadzamy materace, koce i ubrania. Opiekujemy się około 12 tysiącami chorych. Innym obliczem naszej pracy jest pomoc psychologiczna, przede wszystkim dla dzieci cierpiących z powodu okrucieństw wojny.

 

Wobec chrześcijan prowadzone są prawdziwe prześladowania.

Nikt nie ma monopolu na cierpienie, wszyscy Syryjczycy cierpią z powodu szerzenia się islamskiego fundamentalizmu. Chrześcijanie martwią się o cały syryjski naród. Prawdę mówiąc, nie znajdują się bezpośrednio na celowniku. Są na celowniku tylko w strefach zdominowanych przez grupy radykalistów. To prawda, że są traktowani jak słabe ogniwo społeczeństwa, ale znoszą okrucieństwa, które znoszą wszyscy. Są w gorszej sytuacji, ponieważ są rozrzuceni po całym kraju i wszędzie są mniejszością. Problem w tym, że chrześcijanie się boją. A nasz strach jest wykorzystywany jako broń przeciwko nam. Strach może rodzić to, czego się obawia. Chrześcijanie uciekający z Syrii pokazują innym chrześcijanom, że są powody do ucieczki. Istnieje niebezpieczeństwo, że powstanie błędne koło.

 

Syria jest nie do poznania w stosunku do Syrii sprzed dwóch lat.

Mogłaby stać się jak Korea Północna albo Somalia. Nie mam nic przeciwko tym narodom, mówię tylko o modelu państwa. Ale celem ekstremistów z obydwu stron jest unicestwienie przeciwnika. Reżim chce całkowitej kontroli nad całym terytorium Syrii, ale nigdy mu się to nie uda. Z drugiej strony celem jest narzucenie wizji społeczeństwa wykluczającego i ekstremistycznego, jest to jednak rzecz nie do pomyślenia. Obydwa projekty są do zrealizowania tylko na ograniczonych obszarach Syrii, nie na całym terytorium.

 

Jakie jest wyjście?

Jeśli nie zrozumiemy, że niezależnie od tego, jak wszystko się potoczy, wszyscy poniesiemy straty, przemoc będzie szerzyła się jeszcze długo. Dopóki nie zrozumiemy, że w tej wojnie wszyscy tracimy, dopóty nie uda nam się usiąść przy jednym stole, porozmawiać i razem zdecydować o przyszłości kraju.

 

Przemoc nasiliła się w przeciągu ostatniego roku. Dlaczego?

Powtórzę to, co powiedziałem odnośnie do ataku amerykańskiego: przemoc rodzi przemoc. To również jest błędne koło. Kiedy tracę dzieci, rodziców, krewnych w wyniku aktu przemocy, moja reakcja będzie jeszcze bardziej okrutna i zabiję dzieci, rodziców i krewnych moich przeciwników.

 

Czy syryjscy chrześcijanie czują bliskość Kościoła powszechnego czy też czują się opuszczeni w swojej niedoli?

Nie, przeciwnie: czujemy wielkie wsparcie. Wsparcie modlitewne, wsparcie w postaci apeli, modlitwy Ojca Świętego… Modlą się za nas także inne Kościoły. Słyszymy o modlitwach nie tylko za chrześcijan, ale za cały naród syryjski. Obok tego wielką pomoc niosą nam katolickie organizacje międzynarodowe, na przykład międzynarodowa Caritas. Pomoc ta dociera nie tylko do chrześcijan, ale także do innych Syryjczyków.

 

Jak zmieniła się chrześcijańska wspólnota w tych miesiącach wojny?

Powiedziałbym, że teraz jesteśmy bardziej zjednoczeni jako lud Boży pośród różnych wspólnot i różnych Kościołów. Jesteśmy w stanie pracować razem pośród katolików i prawosławnych, pośród katolików różnych obrządków i prawosławnych różnych obrządków, pośród duchowieństwa i osób świeckich. W różnych parafiach i diecezjach. Staramy się razem pomagać ludowi Bożemu. Nasi pracownicy wywodzą się z różnych chrześcijańskich wspólnot, ale są też muzułmanie. Jest to dobra strona kryzysu, który przeżywamy.

 

Kiedy modli się Ojciec za swój kraj, o co prosi?

To bardzo proste, mówię Jezusowi: jesteśmy zmęczeni, prosimy o pokój. Kiedy myślę o całej sytuacji pragmatycznie, mówię sobie, że nic nie da się zrobić. Kiedy jednak patrzę na wszystko oczami wiary, mówię sobie: jest jeszcze dużo do zrobienia. On jest z nami, w przeciwnym razie nie potrafilibyśmy iść naprzód.

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją