Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2013 (lipiec / sierpieĹ) Kultura ReportaĹź. W brzuchu Biennale Luca Fiore
Jest to najwaĹźniejsze wydarzenie dla sztuki wspĂłĹczesnej na Ĺwiecie. PoĹrĂłd wielu dziwacznych dzieĹ moĹźna zobaczyÄ kilka prawdziwych pereĹek. Tegoroczna nowoĹÄ? Pawilon Stolicy Apostolskiej, ktĂłra po raz pierwszy decyduje siÄ wejĹÄ w kontakt z tak bardzo odlegĹÄ rzeczywistoĹciÄ . Ogromne wyzwanie, podejmowane w osobistej relacji z artystami.
Giovanni Testori mĂłwiĹ o nim âbiennalowy wielorybâ. Wieloryb plaĹźujÄ cy na brzegu Laguny. Olbrzymie, konajÄ ce zwierzÄ â obraz wydarzenia, ktĂłre juĹź w roku 1978 nie miaĹo nic do powiedzenia. MinÄĹo 35 lat, a wciÄ Ĺź coraz dĹuĹźszy cieĹ tych sĹĂłw pada na Canale Grande, ciÄ gnÄ c siÄ wzdĹuĹź WybrzeĹźa Schiavognich aĹź do OgrodĂłw Zamkowych, bÄdÄ cych wraz z ArsenaĹem siedzibÄ 55. Biennale w Wenecji. MoĹźna odwiedziÄ tÄ najwaĹźniejszÄ manifestacjÄ sztuki wspĂłĹczesnej tylko wtedy, gdy odĹoĹźy siÄ na bok â przynajmniej na kilka godzin â sĹuszne wahania Testoriego i nie tylko jego. Warto tu przyjĹÄ chociaĹźby ze wzglÄdu na nowoĹÄ roku 2013: obecnoĹÄ budzÄ cego tak wiele dyskusji pawilonu Stolicy Apostolskiej, ktĂłry powstaĹ z inicjatywy zapalonego do tego pomysĹu kardynaĹa Gianfranca Ravasiego. Czerwcowy numer âGiornale dellâArteâ zostaĹ zatytuĹowany âPapieĹź na Biennaleâ. PapieĹź Franciszek na pewno nie przyjedzie do Wenecji osobiĹcie, ale kto powiedziaĹ, Ĺźe wĹaĹnie Biennale nie jest jednÄ z tych âegzystencjalnych peryferiiâ, do relacji z ktĂłrymi zachÄca nas Ojciec ĹwiÄty.
Od Junga do Pasoliniego. W tym roku za gĹĂłwnÄ ekspozycjÄ odpowiedzialny jest Massimiliano Gioni, mĹody kurator wystawy z Busto Arsizio, mieszkajÄ cy obecnie w Nowym Jorku. TytuĹ, Palazzo Enciclopedico â PaĹac Encyklopedyczny, zostaĹ zainspirowany dzieĹem ekscentrycznego artysty Marina Auritiego, ktĂłry wyemigrowaĹ do Pensylwanii i w latach 50. postanowiĹ skonstruowaÄ ogromny drapacz chmur, w ktĂłrym miaĹa zostaÄ zgromadzona caĹa ludzka wiedza. Gioni jest wielkim reĹźyserem spojrzenia, zdolnym stworzyÄ trajektoriÄ rzucajÄ cÄ na kolana nawet wtajemniczonych. Na 150 artystĂłw okoĹo poĹowa jest nieznana. Wielu z nich nie jest nawet profesjonalistami, ale osobami, ktĂłre stworzyĹy swoje obrazy z najróşniejszych powodĂłw. MyĹlÄ przewodniÄ , ktĂłra przyĹwieca kuratorowi wystawy, jest ciekawoĹÄ, pragnienie zrozumienia granic jÄzyka sztuki. Cel Gioniego moĹźe wydawaÄ siÄ antyideologiczny, chciaĹoby siÄ powiedzieÄ âformalistycznyâ. A jednak w Ogrodach wystawa rozpoczyna siÄ od ukazania trzech âĹwiÄtych patronĂłwâ PaĹacu Encyklopedycznego: Karla Gustawa Junga, najwybitniejszego ucznia Zygmunta Freuda (z CzerwonÄ ksiÄgÄ , ilustrowanÄ âminiaturamiâ, bÄdÄ cymi interpretacjami snĂłw autora), AndrĂŠ Bretona, teoretyka surrealizmu (z maskÄ , ktĂłrÄ wykonaĹ dla niego RenĂŠ IchĂŠ), i Rudolfa Steinera, pedagoda, okultysty i teoretyka teozofii (z tablicami, ktĂłre zapisaĹ podczas wielu konferencji). Zrozumiawszy, z jakiego punktu widzenia patrzymy na Ĺwiat, zapinamy pasy i rzucajÄ c siÄ gĹowÄ w dĂłĹ, odbywamy kalejdoskopicznÄ podróş w gĹÄ b brzucha âbiennalowego wielorybaâ. OpowieĹci o tej podróşy powinny towarzyszyÄ obrazy, ale majÄ c do dyspozycji tylko sĹowa, wymieĹmy nazwiska kilku artystĂłw. Na przykĹad Viviane Sassen, holenderskiej fotografki, ktĂłra przedstawia mieszkaĹcĂłw Guany, Tanzanii, Zambii i innych afrykaĹskich krajĂłw, czÄsto z szacunku pozostawiajÄ c twarze swoich modeli ukryte w cieniu. Albo Marii Lassnigi, 93-letniej austriackiej malarki, zdolnej wciÄ Ĺź wprawiÄ w drĹźenie przedstawione na pĹĂłtnie ludzkie oblicze i ciaĹo. Shinro Ohtake z onirycznym labiryntem swoich Scrapbooks (AlbumĂłw). Roberta Cuoghiego, ktĂłry wykonuje monumentalnÄ , abstrakcyjnÄ rzeĹşbÄ Belinda, przypominajÄ cÄ ogromnÄ , chwiejÄ cÄ siÄ skaĹÄ. W rzeczywistoĹci jest to struktura z polistyrenu, pokrytego pyĹem z DolomitĂłw oraz popioĹem pochodzÄ cym z pieca jednej z pizzerii. Francuzka Camille Henrot w kilkuminutowym filmie prĂłbuje zrekonstruowaÄ Ĺźycie Ziemi od poczÄ tkĂłw jej istnienia. Richard Serra skĹada hoĹd Pasoliniemu dwoma rĂłwnolegĹoĹcianami z brÄ zu, dla ktĂłrych ramÄ stanowi wzburzone morze, namalowane przez Therryâego De Cordiera.
Promienie sĹoĹca. ChcÄ c jednak zatrzymaÄ siÄ nad jakimĹ dzieĹem, warto powiedzieÄ o Blindly, filmie zrealizowanym przez Polaka Artura Ĺťmijewskiego. ReĹźyser poprosiĹ kilka dorosĹych, niewidomych osĂłb o namalowanie wĹasnego portretu oraz krajobrazu. Na ekranie widzimy ludzi borykajÄ cych siÄ z zawrotnym wyzwaniem. Ich czĹowieczeĹstwo wyĹania siÄ z siĹÄ . Tajemnica wzroku ukazuje siÄ w caĹej swojej niezbadanej gĹÄbi. W pewnym momencie jeden z niewidomych malarzy mĂłwi: âMam namalowaÄ sĹoĹce? WezmÄ pÄdzelek, tutaj palce nie sÄ odpowiednie. Podobno promienie sĹoĹca sÄ cieniutkimi nitkami, Ĺlady pozostawione przez palce byĹyby za grubeâ. Pod koniec filmu widaÄ dĹoĹ pobrudzonÄ kolorami. Jeden z niezapomnianych obrazĂłw tego Biennale. Poza wystawÄ przygotowanÄ przez Gioniego, na Biennale moĹźna zwiedziÄ 88 pawilonĂłw z róşnych krajĂłw. NajĹadniejszy? ByÄ moĹźe pawilon irlandzki. Fotograf Richard Mosse przywiĂłzĹ film zrealizowany w PĂłĹnocnym Kivu w Demokratycznej Republice Kongo. Od 1988 roku w zapomnianej wojnie Ĺźycie straciĹo tam 4 miliony osĂłb. UsiĹujÄ c wymyĹliÄ nowy rodzaj fotografii wojennej, Mosse zaczÄ Ĺ w 2009 roku robiÄ zdjÄcia w podczerwieni. Na kliszy odciska siÄ spektrum ĹwiatĹa, niewidzialnego dla ludzkiego oka. ZdjÄcia pokazujÄ wiÄc to, co jest, ale czego nie widaÄ. Jest to nie tylko metafora zapomnianej wojny, ale takĹźe prĂłba pokazania tego, co umyka naszemu wzrokowi. Obrazy, ktĂłre potem zostaĹy zmontowane rĂłwnieĹź w film, sÄ tragicznie piÄkne: zieleĹ bujnego lasu staje siÄ gĹÄbokÄ czerwonÄ magentÄ . WstrzÄ sajÄ ce. Nawet dla najbardziej niewzruszonych serc. I dopiero po przejĹciu ponad 10 tysiÄcy metrĂłw kwadratowych gĹĂłwnej wystawy i zaglÄ dniÄciu do najwaĹźniejszych pawilonĂłw narodowych moĹźna oszacowaÄ rozmiar wyzwania rzuconego przez kardynaĹa Ravasiego, ktĂłry sprowadziĹ do Wenecji StolicÄ ApostolskÄ . O ile w przypadku poszczegĂłlnych narodĂłw chodzi o pokazanie najbardziej znaczÄ cych artystĂłw, KoĹcióŠdzisiaj powraca do refleksji nad swojÄ relacjÄ ze sztukÄ wspĂłĹczesnÄ . Rana, rozwĂłd, teatr gĹÄbokiego niezrozumienia. Nie jest to po prostu wystawa poĹwiÄcona sztuce sakralnej. Ekspozycja jest owocem pewnego projektu: otóş kilku przodujÄ cym artystom (rzecz wcale nieoczywista) zasugerowano jako temat prac pierwsze jedenaĹcie rozdziaĹĂłw KsiÄgi Rodzaju. Chodzi o odnowienie relacji nie tyle ze sztukÄ wspĂłĹczesnÄ w ogĂłle, ale z kilkoma osobami, poproszonymi o osobiste zaangaĹźowanie siÄ w dzieĹa zrealizowane na tÄ okazjÄ. WybĂłr padĹ na mediolaĹskÄ grupÄ artystycznÄ Studio Azzurro, czeskiego fotografa Josepha KoudelkÄ i australijskiego artystÄ Lawrenceâa Carrolla. UwerturÄ do wystawy sÄ trzy dzieĹa, ktĂłre malarz Tano Festa zrealizowaĹ w hoĹdzie dla MichaĹa AnioĹa jako twĂłrcy sklepienia w Kaplicy SykstyĹskiej. Najbardziej zapada w pamiÄÄ dzieĹo Studia Azzurro. Na trzech ekranach pokazane sÄ obrazy osĂłb przechadzajÄ cych siÄ w nieokreĹlonej przestrzeni. Kiedy widz dotknie dĹoniÄ jednej z postaci, ona siÄ zatrzymuje i zwraca siÄ do niego, âwypowiadajÄ câ kilka sĹĂłw. Na pierwszym i drugim ekranie gestami zaczerpniÄtymi z jÄzyka migowego zostajÄ pokazane nazwy roĹlin i zwierzÄ t. Bohaterami trzeciego obrazu â ktĂłry jest najbardziej przejmujÄ cy â jest kilku wiÄĹşniĂłw z zakĹadu karnego w Bollate. DotkniÄci zatrzymujÄ siÄ i opierajÄ obydwie dĹonie na ekranie. ZaczynajÄ wypowiadaÄ swoje imiona, nastÄpnie imiona rodzicĂłw, rodzicĂłw swoich rodzicĂłw⌠Gdy mĂłwiÄ , czasem nasze dĹonie mogÄ dotknÄ Ä ich dĹoni. Jest tak jak w rozmĂłwnicy w wiÄzieniu. BĂłg rozkazaĹ sĹowem i rzeczy zostaĹy stworzone, wydaje siÄ sugerowaÄ Studio Azzurro, ale w tamtej chwili nie byĹo jeszcze nikogo, kto byĹby zdolny usĹyszeÄ te sĹowa. CzĹowiek tymczasem zostaĹ stworzony wĹaĹnie po to, by wypowiadaÄ swoje imiÄ, by mĂłwiÄ âjaâ.
âJesteĹcie mistrzamiâ. SpeĹniona misja? Jest to raczej rozpoczÄta na nowo przygoda. Czy moĹźna byĹo wybraÄ innych artystĂłw? OczywiĹcie. Ale kardynaĹ podjÄ Ĺ wyzwanie w swoim stylu, i dobrze, Ĺźe tak jest. W caĹym kontekĹcie Biennale uderzato, Ĺźe artystyczne przedstawienia pokazywane w innych pawilonach starajÄ siÄ wyswobodziÄ ze sĹowa. To znaczy prĂłbujÄ wyraziÄ to, czego sĹowa nie potrafiÄ wypowiedzieÄ. Tymczasem w pawilonie Stolicy Apostolskiej od przedstawienia wymaga siÄ, by w pewien sposĂłb powrĂłciĹo do sĹowa. I to nie do sĹowa przypadkowego. Ta wĹaĹnie róşnica jest byÄ moĹźe wielkim problemem. I nie jest powiedziane, Ĺźe da siÄ go rozwiÄ zaÄ przekonujÄ co. JeĹli jednak tak jest, czy musi dokonaÄ siÄ to pojednanie? Czy nie wystarczyĹaby jakaĹ przerĂłbka na wzĂłr form z przeszĹoĹci, tak udanych i podziwianych? ChciaĹoby siÄ powiedzieÄ: nie, nie wystarczyĹaby. JeĹli prawdÄ jest, Ĺźe Chrystus albo jest wspĂłĹczesny, albo Go nie ma, dzisiejsi artyĹci muszÄ podjÄ Ä wyzwanie tacy, jacy sÄ , jako biedni nowoczeĹni ludzie ze swojÄ wraĹźliwoĹciÄ i narzÄdziami, ktĂłre majÄ do dyspozycji. OglÄ danie siÄ w tyĹ byĹoby pĂłjĹciem na skrĂłty. Po wyjĹciu z pawilonu Stolicy Apostolskiej, minÄ wszy niewinne dzieĹo Carrolla, przychodzÄ na myĹl sĹowa PawĹa VI, skierowane do artystĂłw: âPotrzebujemy was, jesteĹcie mistrzamiâ. Z tÄ myĹlÄ i z wieloma obrazami w gĹowie kierujemy siÄ w stronÄ placu San Zaccaria, by wsiÄ ĹÄ do tramwaju wodnego i wyruszyÄ w drogÄ powrotnÄ . TrochÄ jak Jonasz, wypluty z brzucha wieloryba, ktĂłry wraca, by zobaczyÄ gwiazdy.
|