Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > lipiec / sierpień

Ślady, numer 4 / 2013 (lipiec / sierpień)

Wakacje młodzieżowe

Lewin Kłodzki 2013. „Ale nam się wydarzyło!”


W tym roku wakacje dla młodzieży szkolnej odbyły się w Lewinie Kłodzkim w dniach 17–23 lipca. Przyjechało 95 osób, w tym młodzież gimnazjalna, licealna i dorośli – opiekunowie. Z tych wakacji wszyscy wyjechaliśmy odmienieni, nie tylko ci, którzy napisali zamieszczone poniżej świadectwa. Jak powtarzał Jarek: „Ale nam się wydarzyło!”.



Rzeczywiście, zostaliśmy zaskoczeni czymś wielkim, czymś, co przekracza wszelkie nasze działania. Dlaczego tak się stało? Bo był z nami jeszcze Ktoś, kto dokonał przemiany naszych serc. On walczy stale o każdego z nas. Znów doświadczyliśmy Jego zwycięstwa i wielkiej nowości. Nasze serca, rozum i wolność otwarły się na dar nowego życia, którego On udziela, przychodząc przez tę komunię osób mocą swojego słowa i sakramentów, mocą charyzmatu.

Pozostaje pytanie: co dalej?

Ksiądz Carrón odpowiedział na to pytanie we wprowadzeniu do Rekolekcji Bractwa CL: „Pozostaje fakt, który nam się wydarzył. Ale nie wystarczy, że pozostaje. Każdy z nas musi podjąć decyzję, lepiej: decyduje i już zdecydował. Alternatywa jest jasna: albo uznać Fakt, który i tak pozostaje, ponieważ nikt nie może tego z nas wyrwać, albo nie uznać Faktu, pozwalając, by przeważyły nasze miary, niechęci i sceptycyzm.

Każdy z nas, w odpowiedzi, której udzieli, będzie mógł odkryć, obserwując samego siebie, co ma najdroższego, do czego naprawdę przynależy, co w jego życiu przeważa. W odpowiedzi wobec wszystkich wykrzyczymy, co mamy najdroższego” (Rekolekcje Bractwa CL, Rimini 2013, s. 11)

Najdroższy jest nam Jezus Chrystus. On Jest i działa w tej żyjącej komunii, a ja do Niego przynależę. To czyni mnie szczęśliwym i wolnym. Dlatego tam, gdzie jest wiara, jest wolność.

Również Ojciec Święty Franciszek odpowiedział, co dalej czynić, mówiąc: „Najważniejszy jest Jezus i to, by pozwolić Mu się prowadzić”, przyjmując Jego rękę, którą mi podaje poprzez to towarzystwo. Umieć ją przyjąć i pozwolić się prowadzić, aby ciągle na nowo doświadczać komunii. Nie tylko w czasie wakacji, ale w całym roku. Aby stać się spotkaniem dla innych. Papież Franciszek wołał do młodych: „Żadnego zamkniętego Kościoła! Idźcie na cały świat, aby każdy mógł Go spotkać, spotykając was”.

Ks. Jerzy Krawczyk



Wyjeżdżając do Lewina Kłodzkiego na kraniec Polski, nie sądziłam, że spędzę tam chwile, które będą najpiękniejszymi wakacjami w moim dotychczasowym życiu. Spotkałam prawdziwego Chrystusa w śpiewie, w tańcu i – co najważniejszej! – w przyjaźni, która zrodziła się podczas tego pobytu. Zostałam przywitana uśmiechem, nikt nie miał do mnie o nic pretensji, ani nie patrzył na mnie krytycznie. Wszyscy byli na mnie niesamowicie otwarci, a wynikało to z otwartości na Pana Jezusa.

Pamiętam moment przed frizzi, gdy siedziałam razem z moją przyjaciółką na trawie, patrząc, jak leniwie upływa wieczór – niektórzy grali w „biegańca”, siatkówkę, grali na gitarach albo po prostu rozmawiali. Zapragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie.

Z wakacji, o dziwo, wyjechałam bez łez, ale z ogromną radością. Od powrotu do domu myślę tylko o nich – o przyjaciołach, poprzez których spotkałam kochającego Boga. Wiem, że Pan przygotował dla mnie jeszcze wiele.

Na koniec wakacji poprosiłam uczestników wakacji o wpisy do mojego brewiarza. Dostałam niesamowite dedykacje. Wiele osób napisało o radości spotkania, o tym, że cieszą się, że mnie poznały. Nawet nie wiedzą, jak ja się cieszę, że oni ubogacili moje życie.

Olga, Warszawa

 

 

W tym roku zaprosiłam na wakacje dwie dziewczyny: moją przyjaciółkę ze szkoły Agnieszkę i jej kuzynkę Martę. Było to dla mnie ogromne wyzwanie, bo jeszcze nikogo sama nie zapraszałam, nikt dotąd nie pojechał na wakacje dlatego, że „zaprosiła go Ola”. Bałam się, że jeżeli dziewczyny nie zostaną poruszone, będą uważały te wakacje za stracone i będą miały do mnie żal. Ale postanowiłam, że oddam to Bogu, i pojechałam.

Oprócz naszej trójki z Opola jechali Dominika, Gosia i mój kuzyn Sebastian. Oni jednak uczestniczyli w wakacjach GS po raz drugi. Od początku wakacji miałam „huśtawkę emocjonalną” – raz się śmiałam, chwilę potem płakałam i tak w kółko (wcześniej mi się to nie zdarzało). Miało to związek z tym, że od dłuższego czasu nie byłam u spowiedzi. Kiedy sobie to uświadomiłam, zdecydowałam, że przystąpię do niej następnego dnia rano przed Mszą św. (to była sobota 20 lipca). Jak zwykle przed spowiedzią czułam irracjonalny lęk, ale w czasie jej trwania popłynęły mi z oczu łzy – z żalu za grzechy i ze szczęścia, że Bóg wszystko mi wybacza, i to w takim miejscu i o takim czasie.

Bardzo pomagała mi muzyka – pozwalała zapomnieć o problemach, a cieszyć się przyjaźnią ze wszystkimi. Szczególnie urzekły mnie dwie piosenki, które śpiewały dziewczyny ze Zdzieszowic i Świdnicy: Use Somebody i Fix You. Tłumaczenie fragmentu tej drugiej brzmi tak: „Światła zaprowadzą cię do domu i rozpalą twoje kości, a ja spróbuję cię naprawić”. W czasie tego tygodnia czułam, że nie może być gorzej, ale byłam stopniowo „naprawiana” przez wszystkich. I słuchając tych dwóch piosenek, pomyślałam: „Dziewczyny, jeśli kiedyś trafię do nieba, mam nadzieję, że wy też tam będziecie śpiewać, a będą wam pomagać wszystkie chóry anielskie”. Poczułam też po raz kolejny siłę współczucia. Gdy Ania z Rzeszowa opowiadała o swoich przejściach i o swojej prababci, o tym, jak ją wspierała w umieraniu, łzy mi leciały z oczu jak grochy, chociaż wcale nie znałam jej prababci.

Ale w czasie wakacji najbardziej doświadczyłam tego, że my wszyscy jesteśmy przyjaciółmi – nie dlatego, że się lubimy, ale ze względu na Chrystusa! Niby to wiedziałam, ale potrzebowałam lekkiego „prztyczka”, by sobie o tym przypomnieć. I udało się – przestałam być zazdrosna i pyszna, a przyłączyłam się na nowo do naszej wspólnoty GS. Kiedyś Diana napisała, że wiara równa się szczęście. Tak, ja jestem z tego powodu szczęśliwa – odzyskałam na nowo przyjaciół. Przypomniałam sobie tę prawdę szczególnie w czasie pożegnań – wszyscy się żegnali, jakby znali się od wieków i rozstawali na kolejne wieki. Ja też się ze wszystkimi pożegnałam, bo nie obchodziło mnie to, że kogoś znam dłużej lub krócej, ani to, że z kimś częściej lub rzadziej rozmawiałam. Po prostu wszystkich kocham jednakowo ze względu na Chrystusa. Powiem za Jakubem Czapskim: „Kocham was, wariaty” i do zobaczenia wkrótce!

Ola, Opole

 

 

W Lewinie Kłodzkim na moich pierwszych wakacjach GS poznałam niesamowitych ludzi i zawiązałam naprawdę piękne przyjaźnie. Spotkałam w nich Chrystusa! Widząc ich radość z posiadanych przez nich pasji, zdałam sobie sprawę z tego, co zaprzepaściłam: przestałam grać na gitarze, nie tańczę już tańca towarzyskiego, nie śpiewam. Porzuciłam swoje zainteresowania, usprawiedliwiając to problemami i brakiem czasu. W GS na nowo odkryłam swoją wyjątkowość i piękno, wróciłam do gry na gitarze. Wypełniła mnie radość i poczucie przynależności do tej wielkiej rodziny. Zrozumiałam, że to właśnie codzienne uczynki dobroci i miłości zwykłych ludzi rozpraszają mrok i są czymś niesamowitym, na przykład uśmiech czy podanie ręki w potrzebie.

Jestem wdzięczna Bogu za łaskę codziennej Mszy św. Myśl o tym, że Bóg o mnie walczy, pokrzepia mnie i pomaga podnosić się z każdego upadku. „Jeśli Bóg z nami, to któż przeciwko nam?” W GS mamy tabliczkę z napisem „Trwa tankowanie”. Zatankowałam i jestem gotowa do dalszej drogi, dopóki starczy mi tego „paliwa”.

Kasia, Kraków

 

 

Parę miesięcy przed wakacjami przeżywałem okres, w którym nie rozumiałem, jaki jest sens tego, że przychodzę na spotkania Szkoły Wspólnoty. Zadawałem sobie pytania: czy Szkoła Wspólnoty wnosi coś do mojego życia? Czy warto ją kontynuować? Jak bardzo potrzebowałem wtedy nowego rozpoznania Jezusa w Ruchu. Rozpoznania doświadczonego na początku mojego spotkania z GS, które pozwoliło mi uwierzyć, że czeka na mnie coś wielkiego.

Coraz większymi krokami zbliżały się wakacje GS, na które nie miałem ochoty jechać. Czułem wszechogarniającą pustkę, ale… ostatecznie w czerwcu przekonano mnie do weekendowego wyjazdu do Rabki. Pomyślałem, że jakoś przeżyję te trzy dni. Zgodziłem się. Nie sądziłem jednak, że wydarzy się tam coś, co całkowicie zmieni moje myślenie. Coś mnie tknęło, a raczej mocno uderzyło. Na nowo przeżyłem rozpoznanie. Przeżyłem wielkie „bum”. Moje życie w Ruchu znów nabrało sensu. Mur, który oddzielał mnie od Jezusa rozpoznanego w GS, runął – mam nadzieję, że bezpowrotnie.

Później nie musiałem się już zastanawiać nad wyjazdem na wakacje. Wiedziałem, że Jezus przygotował dla mnie coś wielkiego. Nie myliłem się. Lewin Kłodzki na długo pozostanie w mojej pamięci jako miejsce, w którym odkryłem prawdziwy sens wspólnoty przeżywanej w Ruchu. Cieszę się również, że mogłem podzielić się świadectwem oraz zaprosić do porannego joggingu. Tegorocznych wakacji nie da się opisać słowami, trzeba było je przeżyć, żeby poczuć ich wyjątkowość, którą jest sam Jezus Chrystus.

Mateusz, Zdzieszowice

 

 

Z tegorocznych wakacji GS zostało mi w pamięci kilka wyjątkowych momentów. Są one dla mnie dowodem na to, że Chrystus nas przygarnia, walczy o każdego z nas i tylko On może dać nam szczęście.

Nie bardzo mi się chciało jechać na wakacje, bo myślałem, że będzie tak jak poprzednio, że nie będę miał odwagi wyjść do ludzi. Mimo to obudziłem w sobie nadzieję, że jednak będzie inaczej. Bóg może spełnić nasze nadzieje, więc – mimo że na początku nie zdawałem sobie z tego sprawy – pojechałem na te wakacje dla Boga.

Podczas samych wakacji doświadczyłem, że Jezus przygarnia nas wszystkich. W tym czasie prawie w ogóle nie czułem pokus do zła. Szatan boi się zbliżyć do nas, kiedy jesteśmy tak mocno i serdecznie objęci przez Jezusa Chrystusa.

Następne doświadczenie było związane z odprawianiem pokuty zadanej przez kapłana podczas spowiedzi, do której dawno nie przystępowałem. Uświadomiłem sobie, że jestem jakby nowym człowiekiem, że mogę zacząć od początku. Kiedy o tym pomyślałem, po prostu popłakałem się ze szczęścia, bo Jezus mnie uzdrowił.

Ostatnim moim doświadczeniem, którym chciałem się podzielić, była moja wakacyjna rozmowa z klerykiem Andrzejem pod koniec wakacji. Powiedział mi mniej więcej coś takiego: „Obserwowałem przez ten tydzień, jak się zmieniałeś. Od momentu spowiedzi stałeś się zupełnie inną osobą, byłeś cały czas szczęśliwy i z twoich oczu biła radość”. Prawdę mówiąc, ja nie czułem aż takiej różnicy, bo wydawało mi się to normalne. Skoro jednak było widać, że zaszły we mnie takie zmiany, to należy za to wychwalać Pana Boga, bo znaczy to, że dał dowód swojego działania w moim życiu. Nie jestem sam. Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na swoim miejscu.

Mateusz, Kluczbork

 

 

Wakacje GS w Lewinie Kłodzkim były kolejnym ważnym i dobrym wydarzeniem w moim życiu. Dlaczego ważnym? Z wielu powodów, jednak kilka z nich poruszyło mnie najbardziej. Zawsze podobało mi się na wakacjach zagospodarowanie czasu, mieliśmy go sporo na odpoczynek i aktywność fizyczną, ale przede wszystkim na formację duchową, czyli na Eucharystię i Szkołę Wspólnoty.

W jednym z kazań zostało wspomniane, że w każdym z nas mieszka Chrystus i że musimy uczyć się Go dostrzegać. Skupiłem się na tym kazaniu i odkryłem Jego obecność w wielu sytuacjach, na które wcześniej nie zwracałem uwagi, na przykład w każdym ciepłym uśmiechu, który widziałem, w każdej piosence czy zabawie, w której brałem udział. Także w innych uczestnikach wakacji dostrzegłem obecność Kogoś większego. Niesamowite jest to, jak potrafią poruszać drobne gesty!

Jeszcze bardziej uderzająca jest myśl, że przecież ktoś nam to wszystko dał, ktoś nas tu zgromadził. Wszyscy wiemy, że to Jezus Chrystus. Na Szkole Wspólnoty, dzięki świadectwom innych osób oraz oglądanej przez nas retransmisji ze spotkania papieża Franciszka z ruchami, poznałem odpowiedzi na wiele fundamentalnych pytań. Wiem, że ten czas wakacji został mi dany, teraz mam nadzieję, że gdy wrócę do zwykłych, codziennych obowiązków, będę umiał wykorzystać to, czego tutaj doświadczyłem.

Bartek, Kraków

 

 

Zaproponowano mi, by w wakacje pojechać z młodzieżą na Franciszkańskie Spotkanie Młodych do Kalwarii Pacławskiej. Pomyślałam: czemu nie, skoro na wakacje GS w tym roku i tak nie dam rady pojechać (z przyczyn ode mnie niezależnych). Zapisy trwały, a we mnie coraz bardziej narastały wątpliwości, czy dobrze robię, czy może nie za szybko dałam za wygraną. To był moment, w którym pragnienie pojechania na wakacje GS zaczęło górować nad innymi. Z dnia na dzień stawało się coraz silniejsze. I choć brałam pod uwagę to, że może nie uda mi się na nich być, to mimo wszystko zaczęłam na nowo walczyć. Czułam, że choćbym miała stanąć na głowie, to muszę tam jechać. Poza tym zostałam poproszona o zajęcie się stroną muzyczną wakacji, więc po prostu nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłoby mnie tam zabraknąć. Wiedziałam, że to jest czas, kiedy to ja muszę dać coś od siebie. Kiedyś dostałam, więc teraz sama muszę wyjść i dawać innym. Dziękuję za ten piękny czas.

Gosia, Zdzieszowice

 

 

W tym roku podczas rozważania tekstu Ojca Świętego Franciszka oraz naszych rozmów na Szkole Wspólnoty zrozumiałem kilka rzeczy. Otóż, że największym darem, jaki otrzymałem od Pana Boga, są moi rodzice. To oni kształtowali moją wiarę od początku życia, nie musiałem jej nigdzie szukać. Będąc odpowiedzialny w wakacje za zakrystię, mimo że od wielu lat jestem ministrantem, po raz pierwszy w życiu uświadomiłem sobie także, że moja służba, to, że mogę być tak blisko ołtarza, również zostało mi dane przez Pana. Ponadto przekonałem się, jak ważna jest wspólnota. Gdy byliśmy nad jeziorem, ludzie zatrzymywali się i patrzyli ze zdumieniem, jak doskonale można się bawić. Bardzo trafnie podsumował to na Szkole Wspólnoty diakon Piotr: „To wszystko otrzymaliśmy za darmo, ale gdybyśmy byli sami, nie cieszyłoby to nas. Tylko dzięki spotkaniu z innymi ludźmi otrzymujemy tę nową jakość”. Po rozważeniu tekstu zdałem zaś sobie sprawę, że wiara rodzi się we wspólnocie. I jeszcze to, że największym wrogiem naszej wiary jest strach, ale idąc z Jezusem poprzez modlitwę, Eucharystię, spowiedź, strach znika, bo wszystkich nas jednoczy Jezus.

Wakacje dały mi motywacje do postawienia następnego kroku, jakim jest dalsze uczęszczanie na Szkołę Wspólnoty. Chcę się dzielić z innymi tym wszystkim, czego doświadczam w naszej wspólnocie, dlatego przez cały rok zapraszałem kilka osób na Szkołę Wspólnoty oraz na wakacje. Na moje zaproszenie odpowiedział jedynie Mateusz. Jestem mu za to wdzięczny, bo mogłem w ten sposób razem z nim przeżywać te wakacje tak, jakbym był na nich pierwszy raz.

Kuba, Kraków

 

 

To były moje trzecie wakacje GS. W ciągu roku miało miejsce wiele spotkań, wyjazdów, ale tu po raz pierwszy poczułam prawdziwą siłę świadectwa. To, o czym mówił Kacper, Hania, Marysia, Ania i wiele innych osób, mocno utkwiło mi w pamięci. Poprzez ich świadectwa wiary, otwartość po raz kolejny dostrzegłam realną obecność Chrystusa w drugim człowieku.

Dla mnie najpiękniejszy moment nastąpił w poniedziałkowy poranek, w przeddzień wyjazdu. Słuchając pięknego śpiewu w kościele podczas próby scholi, rozpłakałam się. Ogarnęła mnie ogromna fala szczęścia, ekscytacji. Moje serce zostało poruszone w niezwykły sposób w zupełnie nieoczekiwanym momencie, gdy podczas Mszy św. po raz pierwszy niesamowicie realnie dotknęły mnie słowa pierwszego czytania: „Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe”. Był to dla mnie moment przełomowy podczas tych wakacji.

Ten rok będzie dla mnie czasem decyzji. Trudnych decyzji. Rozpoznania drogi. W sercu odczuwam ogromny strach, lęk przed tymi wyborami, lecz w głowie nieustannie rozbrzmiewają mi słowa z sobotniej projekcji filmu o tym, że to właśnie wy dodajecie mi odwagi. Bo z wami (nami) jest Chrystus. Dlatego za wszystko wszystkim tak po prostu dziękuję.

Karolina, Zdzieszowice

 

 

Od jakiegoś czasu moje relacje z Bogiem nie były najlepsze. Wiedziałam, że „nadszedł czas osoby”, ale nie miałam siły walczyć. Na niedzielną Eucharystię chodziłam bardziej z zasady, zawsze przed nią powtarzałam jednak: „Panie, Tobie się powierzam”. W lipcową sobotę po pierwszym piątku miesiąca odczułam silną potrzebę spowiedzi, mimo że wyspowiadałam się zaledwie dzień wcześniej. W niedzielę wstałam więc o 6.00, aby zdążyć na poranną spowiedź. Była ona dla mnie pierwszą iskierką w ciemności.

Do Lewina przyjechałam głównie ze względu na wakacje w Małem Cichem, które mocno zapadły mi w pamięć. Kiedy jednak zobaczyłam, że będziemy mieszkać w dwóch skomplikowanie skonstruowanych budynkach, zniechęciłam się i nastawiłam negatywnie do tych wakacji. Ten nastrój zniechęcenia utrzymywał się do drugiego albo trzeciego dnia, kiedy to przekonałam się, że nie warto dalej się dąsać.

Mój uśmiech stawał się coraz bardziej promienny, aż w końcu w niedzielę nastąpił punkt zwrotny, gdy przed Mszą św. po raz kolejny powtórzyłam: „Panie, zawierzam Ci całe moje życie”. W tym momencie poczułam się cała ogarnięta Jego spojrzeniem, po raz pierwszy cała zanurzyłam się w Chrystusie. Prawie rozpłakałam się ze szczęścia, bo nigdy wcześniej nie czułam takiej pełni. Stałam się nowym stworzeniem Chrystusa. Jestem szczęśliwa, że spotkałam tylu ludzi, którzy pomagają mi wzrastać.

Klara, Warszawa

 

 

Na pierwszej Mszy św. na wakacjach było czytanie o spotkaniu Mojżesza z Bogiem pod postacią płonącego krzewu. Czułam się jak Mojżesz: bałam się (tyle razy próbowałam rzeczywiście „pójść za”, ale zwykle kończyło się na pragnieniu, poza tym nie jestem dobra w przemawianiu), ale gdy spojrzałam na Krzyż, poczułam, że naprawdę nie jestem sama. Chciałam wiedzieć, co i jak dokładnie mam robić. Odpowiedzią była dla mnie postawa i zaangażowanie wielu osób, tak wielu, że trudno byłoby je tu wszystkie wymienić.

Początkowo wolałam siedzieć w pokoju, mówiłam sobie, że nie lubię grać w siatkówkę, że mam lepsze zajęcia, jak rysowanie, czytanie, że nikomu niepotrzebna jest moja obecność itp. Jednak przemogłam się i po prostu poszłam, żeby być z innymi. Gdy zauważałam jakiś błąd, modliłam się i zaczynałam od nowa, w czym pomagali mi przyjaciele. Zachwycało mnie, jak dzieliliście się sobą i swoimi talentami (śpiewem, tańcem, poczuciem humoru, przygotowywaniem sali, zabaw, świetnymi wprowadzeniami, liturgią i wieloma innymi) – to było wspaniałe świadectwo!

Przed wakacjami, kiedy zasypiałam, układałam własne historie, które odrobinę dodawały koloru moim dniom. Podczas tego wyjazdu, gdy chciałam kontynuować ich wymyślanie, zauważyłam, że wydają mi się blade i nieprawdziwe w stosunku do tego, co spotkałam. Wieczorem, gdy zamykam oczy, widzę wasze twarze, a w waszych oczach dostrzegam radość daną przez Kogoś Większego. Teraz, gdy staram się patrzeć na każdą chwilę tak jak wtedy, spoglądając dalej, patrząc na Chrystusa, wszystko jest piękne.

Pod koniec wakacji, ku własnemu zdumieniu, chciałam wrócić do domu. Nie dlatego jednak, że mi się nie podobało (o nie!), miałam ochotę żyć tak samo, ale „u siebie”, sprawdzić, czy jest to prawdziwe, robić wszystko „tak samo”. Nie jest łatwo, ale przywołuje mnie modlitwa, czytanie tekstu, Klara, przyjaciele, mama, rodzina. To, co robię, ciągle mi nie wystarcza, widzę masę rzeczy, które muszę poprawić, ale już nie budzi to we mnie rezygnacji. Gdy otwieram Pismo Św., czekam na słowa wyrzutu, nagany czy przynajmniej napomnienia, a ja ciągle napotykam słowa pełne miłości, czułości i miłosierdzia. Wobec takiego stanu rzeczy nie mogę pozostać obojętna, w podejmowaniu życia na nowo każdego dnia pomaga mi pamięć o tym, co spotkałam pośród was.

Zosia, Warszawa

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją