Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
lipiec / sierpieĹ
|
||
Ślady, numer 4 / 2013 (lipiec / sierpieĹ) Ĺťycie CL Rekolekcje Bractwa. MiĹoĹÄ warta Ĺźycia Paola Bergamini, Alessandra Stoppa Jeszcze raz wracamy do tematu podjÄtego przez ksiÄdza JuliĂĄna CarrĂłna podczas lekcji w Rimini. Od Irlandii, przez Chile, aĹź po AustraliÄ â trzy historie osĂłb opowiadajÄ cych o wiÄzi, ktĂłrej zawdziÄczajÄ wszystko. Nawet jeĹli to, co najlepsze, wydarza siÄ dopiero terazâŚ
âKTO WIE, CZYM MNIE DZISIAJ ZASKOCZY?â StojÄ c na tyĹach sali, Mauro Biondi rozglÄ da siÄ wokĂłĹ: jedyna znajoma twarz to twarz chĹopaka poznanego kilka miesiÄcy wczeĹniej w rodzinnym miasteczku Centuripe, ktĂłry powiedziaĹ mu: âPrzyjedĹş do Katanii na spotkanie z ksiÄdzem Ciccioâ. ByĹ rok 1973, miaĹ 15 lat, nie za bardzo wiedziaĹ, co to takiego CL, kiedy jednak ksiÄ dz Ciccio zaczÄ Ĺ mĂłwiÄ, w gĹowie zaĹwitaĹa mu tylko jedna myĹl: âSkÄ d ten ksiÄ dz wie to wszystko? SkÄ d wie, czego pragnÄ?â. Gdy tylko byĹo to moĹźliwe, z Acireale, gdzie mieszkaĹ w internacie, przeniĂłsĹ siÄ do Katanii, do nowych przyjaciĂłĹ. Po ukoĹczeniu liceum zapisaĹ siÄ na politologiÄ. W tamtych latach szerzyĹ siÄ czerwony terroryzm, Ĺźycie na uniwersytecie nie byĹo Ĺatwe. Opowiada: âByĹem gotowy na wszystko: od sprzÄ tania ubikacji w siedzibie Ruchu, po zaangaĹźowanie w politykÄ, w peĹnÄ godnoĹci przyjaźŠze studentami ze skrajnej lewicy. PrzypominaĹo to nieco zakochanie: nie jest dla ciebie waĹźne, czy idziesz do kina, czy teĹź na spacer. Chcesz byÄ z tym, kogo kochaszâ. ByĹ przygotowany na wszystko, nawet na komunikat, ktĂłry pewnego dnia ksiÄ dz Ciccio ogĹosiĹ podczas assemblei: âPoszukiwane sÄ osoby, ktĂłre byĹyby gotowe wyjechaÄ do Brazylii albo do Irlandiiâ. Kilka dni później ksiÄ dz Ciccio powiedziaĹ mu: âIdĹş do twojego profesora i porozmawiaj z nim o moĹźliwoĹci napisania pracy za granicÄ â. PoszedĹ do profesora, by zapytaÄ go o coĹ zupeĹnie innego, pisanie pracy nie byĹo najwaĹźniejszÄ rzeczÄ , o ktĂłrej myĹlaĹ. A tymczasem⌠We wrzeĹniu 1980 roku doĹÄ czyĹ do Guida, ktĂłry mieszkaĹ w Dublinie. Nie znaĹ sĹowa po angielsku. âTo byĹa zasadnicza sprawa. Na uczelni, w Ruchu spoczywaĹo na mnie kilka odpowiedzialnoĹci. Jednym sĹowem, byĹem poniekÄ d szefem. A tam tymczasem nie potrafiĹem wykrztusiÄ z siebie ani jednego sĹowa. To pomogĹo mi nie traktowaÄ niczego jako pewnika, lecz stawaÄ wobec rzeczywistoĹci. KochaÄ jÄ i pozwoliÄ siÄ kochaÄ Temu, ktĂłry zaprowadziĹ mnie aĹź tam. W sercu miaĹem sĹowa ksiÄdza Giussaniego z Ekip studenckich: byÄ w danym miejscu tak, jakbym miaĹ tam byÄ na zawsze. Ĺťadnych strategiiâ. Co tydzieĹ tĹumaczyli kilka wersĂłw SzkoĹy WspĂłlnoty, by potem przeczytaÄ je razem z nowymi przyjaciĂłĹmi, a na koniec⌠wielkie jedzenie spaghetti. Na spotkaniach chĂłru akademickiego poznali Margaret. Jej rodzina byĹa katolicka, jak prawie wszystkie irlandzkie rodziny. Ale jej to nie wystarczaĹo. Tamtemu chrzeĹcijaĹstwu brakowaĹo radoĹci i racji, byĹo czymĹ obok czĹowieka. PozostawaĹa natomiast pod wraĹźeniem tych WĹochĂłw, ktĂłrzy Ĺźyli chrzeĹcijaĹskim doĹwiadczeniem w normalnej codziennoĹci. Pewnego dnia powiedziaĹa im: âCzujÄ, Ĺźe miÄdzy wami jest coĹ wiÄkszego. ChcÄ przyjĹÄ i zobaczyÄâ. W wielkanocny wieczĂłr 1982 roku Mauro zapytaĹ Margaret: âCzy chcesz zostaÄ mojÄ towarzyszkÄ na drodze ku przeznaczeniu?â. Wspomina: âJaki sens miaĹy te sĹowa, skoro w nastÄpnym miesiÄ cu wracaĹem na SycyliÄ? A jednak tego wĹaĹnie pragnÄ Ĺem. Nie mogĹem udawaÄ, Ĺźe nic siÄ nie staĹo. Ta MiĹoĹÄ nie dawaĹa mi spokojuâ.
Mauro wrĂłciĹ do Katanii, a Margaret wyjechaĹa do Mediolanu, a potem do Rzymu. Mauro napisaĹ do ksiÄdza Giussaniego list, na ktĂłry otrzymaĹ nastÄpujÄ cÄ odpowiedĹş: âByĹoby wspaniale, gdyby ziarno CL zostaĹo posiane w Irlandii, mieszajÄ c siÄ z tÄ ziemiÄ , z jasnoĹciÄ i pasjÄ wiary, ktĂłra byĹa tam w dawnych czasach, a ktĂłrej dziĹ juĹź nie maâ. A przecieĹź Irlandia byĹa jeszcze wtedy wielkim krajem katolickim⌠âKsiÄ dz Giussani potrafiĹ wybiegaÄ daleko w przyszĹoĹÄ. ĹwiadomoĹÄ tego zadania, choÄ krucha, wystarczaĹa nam, gdy po trzech latach, w ciÄ gu ktĂłrych nigdy nie mieszkaliĹmy z Margaret w jednym mieĹcie, postanowiliĹmy siÄ pobraÄ, mimo Ĺźe nie mieliĹmy pracy ani teĹź Ĺźadnej wspĂłlnoty w pobliĹźuâ. Przed wyjazdem ksiÄ dz Giussani powiedziaĹ: âNa poczÄ tku wam pomoĹźemy, ale czĹowiek potrzebuje pracy. Ĺťenisz siÄ, jedziesz do Irlandii, nie majÄ c zatrudnienia, przyjdzie wiele gorzkich chwil, one jednak pomogÄ ci pamiÄtaÄ o racji tego, dlaczego siÄ pobieracie i dlaczego bÄdziecie tam mieszkaÄâ. Latem 1986 roku rozpoczÄ Ĺ siÄ pierwszy kurs jÄzyka angielskiego dla obcokrajowcĂłw. Pierwsze biuro przyszĹego Instytutu Kultury âEmeraldâ mieĹciĹo siÄ w garaĹźu ich domu. âNa poczÄ tku zdarzaĹo siÄ sporo pomyĹek wynikajÄ cych z niewiedzy. Ale przede wszystkim trudno mi byĹo zrozumieÄ, Ĺźe to jest moja droga. A przecieĹź wszystko ukĹadaĹo siÄ pomyĹlnie. MoĹźna robiÄ wszystko, zapominajÄ c jednak, dla kogo siÄ to robiâ. W 1993 roku, podczas miÄdzynarodowych wakacji CL, przy pierwszej nadarzajÄ cej siÄ okazji ksiÄ dz Giussani zapytaĹ go jak zawsze: âJak siÄ ma Margaret? Co u ciebie? Co ze szkoĹÄ ?â. Mauro peĹen zapaĹu, odpowiedziaĹ: âW porzÄ dku, wĹaĹnie kupiliĹmy nowy budynek, ale jeĹli chcesz, zostawiÄ to wszystkoâ. KsiÄ dz Giussani spojrzaĹ na niego czule: âMauro, podÄ Ĺźaj dalej tÄ drogÄ , to jest twoje powoĹanieâ. âNie byĹo Ĺatwo go zrozumieÄ, ale jak mĂłwi mĂłj przyjaciel John Waters: ÂŤKiedy uczestniczysz w piÄknej historii, rzeczy siÄ wydarzajÄ Âť. Problemem nie jest ÂŤrobienieÂť Ruchu, ale stawanie wobec rzeczywistoĹci, ktĂłrej speĹnieniem jest KtoĹ Innyâ. Teraz, gdy Instytut Kultury âEmeraldâ cieszy siÄ uznaniem, teraz, kiedy dzieci sÄ juĹź duĹźe, gdy jest tu wspaniaĹa wspĂłlnota⌠âDzisiaj upĂłr, z jakim ksiÄ dz CarrĂłn towarzyszy nam w stawaniu przed Chrystusem, sprawia, Ĺźe kaĹźda chwila, kaĹźda decyzja, jakÄ trzeba podjÄ Ä, kaĹźde spotkanie jest nowym poczÄ tkiem. Tak Ĺźe kaĹźdego dnia moĹźna powiedzieÄ: ÂŤKto wie, czym Jezus zechce mnie dzisiaj zaskoczyÄ?Âťâ.
âTERAZ MOGÄ WYPOWIEDZIEÄ JEGO IMIÄâ John Kinder opowiada o sobie krĂłtko, z anglosaskim akcentem: âOchrzczony 57 lat temu, dwa miesiÄ ce po urodzeniu; wychowaĹem siÄ w PĂłĹnocnym Palmerston w Nowej Zelandii, w katolickiej rodzinie jako najstarszy z oĹmiorga rodzeĹstwaâ. Nie dla caĹej Ăłsemki oznaczaĹo to to samo. âJa od najmĹodszych lat byĹem pochwycony przez tÄ MiĹoĹÄâ. Za czyjÄ przyczynÄ ? âZa sprawÄ mojego przeznaczenia, ktĂłre utoĹźsamiaĹo siÄ z Bogiem bardzo wielkim, potÄĹźnym i odlegĹym. KochaĹem wszystko, co mnie do Niego zbliĹźaĹo. KoĹciĂłĹ, jego historiÄ, Msze Ĺw., modlitwÄ, ksiÄĹźyâŚâ. KochaĹ to, co byĹo zwiÄ zane z Jezusem. Nawet to, Ĺźe miaĹ na ubraniu naszywkÄ katolickiej szkoĹy, graĹ w rugby w katolickim klubie sportowym, jego przyjaciele byli katolikami. Jego Ĺwiat byĹ tam, gdzie wszyscy siÄ znali, maĹa mniejszoĹÄ poĹrĂłd protestanckiej kultury. UsiĹuje sobie przypomnieÄ, ale nie pamiÄta, czy w jakimĹ wieku albo w ktĂłrymĹ momencie odrzuciĹ tÄ przynaleĹźnoĹÄ. âTy masz wytrwaĹoĹÄ: i zniosĹeĹ cierpienie dla imienia megoâŚââ moĹźna przeczytaÄ we fragmencie Apokalipsy, przywoĹanym podczas Rekolekcji. Gdy tylko dostaĹ siÄ na studia, wszedĹ w skĹad bojĂłwek katolickich ze wzglÄdu na to przywiÄ zanie do wiary i na to, czego wiara domagaĹa siÄ od niego. âNie oznaczaĹo to jednak, Ĺźe podÄ ĹźaĹem za CzĹowiekiem. Nie wydawaĹ mi siÄ rzeczywistyâŚâ. Chrystus oznaczaĹ wiele rzeczy. ByĹ poczÄ tkiem kaĹźdego ich dziaĹania, kulturalnego i politycznego, byĹ teologicznym konceptem. Ale nie ukochanÄ obecnoĹciÄ . âTylko od niektĂłrych protestantĂłw sĹyszaĹem, Ĺźe Jezus jest ich najwiÄkszym przyjacielem. My byliĹmy bardziej aktywni, bardziej intelektualni. Oni natomiast â emocjonalniâ. W wieku 20 lat wyjechaĹ na stypendium do Mediolanu. âPewnej niedzieli po Mszy Ĺw. jakiĹ chĹopak daĹ mi ulotkÄ: byĹo to zaproszenie na spotkanie CLâ. MiaĹ na imiÄ Antonio i do dziĹ jest jednym z jego najlepszych przyjaciĂłĹ. âNajnormalniejsi ludzie, ktĂłrzy w gĹowach mieli ten sam zamÄt, co ja. Ale mĂłwili o Bogu wcielonym w doĹwiadczenie. W ich przeĹźywaniu wiary byĹ realizm, ktĂłry byĹ dla mnie nowoĹciÄ . Nie byĹ to aktywizm ani teĹź protestancki sentymentalizm. Nie rozumiaĹem dokĹadnie, o co chodziĹo, ale dobrze siÄ z nimi czuĹemâ. MieszkaĹ we WĹoszech cztery lata, poznaĹ SilviÄ, oĹźeniĹ siÄ. âWszystko dziaĹo siÄ w gronie tych przyjaciĂłĹâ. Dzisiaj wykĹada historiÄ jÄzyka wĹoskiego na Uniwersytecie w Perth i jest odpowiedzialny za wspĂłlnotÄ CL w Australii. Kiedy go pytasz, jak z czasem ukazaĹ mu siÄ Chrystus ze swojÄ twarzÄ odróşniajÄ cÄ siÄ od wszystkich innych, zastanawia siÄ, zadaje sobie pytanie, spoglÄ da na istotÄ tego, co wydarza mu siÄ dzisiaj. âOĹmielÄ siÄ powiedzieÄ, Ĺźe zbiegĹo siÄ to z mojÄ proĹbÄ o przyjÄcie do Bractwa w 1993 roku. DecydujÄ cy moment, rozpoznanie najprawdziwszej formy przeĹźywania mojej wiary. Albo kiedy w 1999 roku tutaj, w Australii, powstaĹa wspĂłlnota â jedyne w swoim rodzaju, nadzwyczajne doĹwiadczenieâŚâ. ZaprosiĹ kilku przyjacióŠdo lektury pewnej ksiÄ Ĺźki, rzucajÄ c Bogu wyzwanie: âJeĹli nic siÄ nie wydarzy, wszystko stanie siÄ tylko wspomnieniem. JeĹli coĹ z tego wyjdzie, pozostanÄ temu wiernyâ. I powstaĹa wspĂłlnota, ktĂłra siÄ rozrasta, on jednak mĂłwi: âNie to jest najwaĹźniejszeâ. Milczy. âPrawda jest taka, Ĺźe dopiero teraz zaczynam uĹwiadamiaÄ sobie mojÄ pierwszÄ miĹoĹÄâ.
WciÄ Ĺź pamiÄta stary artykuĹ z âTracceâ, opowieĹÄ o otwartym spotkaniu w Wiedniu, poĹwiÄconym jednej z ksiÄ Ĺźek ksiÄdza Giussaniego. SpoĹrĂłd publicznoĹci podniĂłsĹ siÄ jakiĹ czĹowiek z zarzutem: âAni razu nie wypowiedzieliĹcie imienia Jezusaâ. Odpowiedzieli mu, mĂłwiÄ c w skrĂłcie, Ĺźe Ĺatwo jest powiedzieÄ âJezusâ. âTeraz rozumiem, dlaczego tak powiedzieli, ale w tamtym czasie wybieraĹem to, co byĹo dla mnie wygodne: tak, to prawda, mĂłwimy o zmyĹle religijnym, o tajemnicy, o doĹwiadczeniu⌠nie trzeba mĂłwiÄ: ÂŤJezusÂť. To oddalaĹo ode mnie palÄ cy problemâ. OszczÄdzaĹo mu zadawania sobie pytania: kim jest Chrystus? Dzisiaj nie ârozumuje inaczejâ w porĂłwnaniu do tego, co wydarzyĹo siÄ w Wiedniu. Chodzi o coĹ innego, o coĹ, co dzieje siÄ w nim: âNiedawno zaczÄ Ĺem byÄ Ĺwiadomy obecnoĹci Chrystusa â skanduje. â Rzeczywistej obecnoĹci Chrystusa. W Dniu Inauguracji Roku zrozumiaĹem, Ĺźe wszystkie moje doĹwiadczenia, to, co mĂłwiÄ, robiÄ⌠tak naprawdÄ jest tylko relacjÄ z Jezusem. Spontanicznie pojawia siÄ na moich ustach Jego imiÄ, ktĂłrego unikaĹem przez dĹugi czas. Albo teĹź pozostawaĹ KtoĹ, o kim mĂłwiĹem, ale nie mĂłwiĹem do Niego. Wyda ci siÄ to herezjÄ po tych wszystkich latach⌠Ale tak wĹaĹnie jest. Teraz patrzÄ wstecz i mĂłwiÄ sobie: ÂŤJohn, spĂłjrz na to, co byĹo. Zobacz, co to byĹo. To doĹwiadczenie, ktĂłrym ĹźyĹeĹ byle jak, tak Ĺźe to ty siÄ siliĹeĹ, myĹlaĹeĹ i mĂłwiĹeĹ⌠To byĹ OnÂťâ.
âZ NICZEGO NIE ZREZYGNOWAĹEMâ W wieku 23 lat Aguayo Bolivar mĂłgĹ powiedzieÄ, Ĺźe speĹniĹo siÄ jego marzenie: zostaĹ krajowym przewodniczÄ cym mĹodzieĹźowej demokracji chrzeĹcijaĹskiej w Chile. Nie chodziĹo o funkcjÄ, ale o politycznÄ pasjÄ do demokratycznych wartoĹci jako o odpowiedĹş na potrzeby ludzi przeciwko dyktaturze Pinocheta. Ta skĹonnoĹÄ byĹa zawsze obecna w jego sercu. ByĹ rok 1982. Pewnego dnia jego przyjaciel, ksiÄ dz Baldo Santi, przewodniczÄ cy Caritas w Chile, zaprosiĹ go na spotkanie CL. Aguayo poszedĹ, chcÄ c mu siÄ w ten sposĂłb odwdziÄczyÄ za to, Ĺźe wiele razy, naraĹźajÄ c swojÄ osobÄ , uĹźyczyĹ mu miejsca na jego polityczne zgromadzenia. SiedzÄ c na koĹcu stoĹu, sĹuchaĹ lektury tekstu Ĺladami chrzeĹcijaĹskiego doĹwiadczenia. UderzyĹy go sĹowa tego wĹoskiego kapĹana, ksiÄdza Giussaniego. Na tym jednak wszystko siÄ skoĹczyĹo. KoĹcióŠnie miaĹ dla niego nic a nic wspĂłlnego z Ĺźyciem. ChrzeĹcijaĹstwo byĹo tylko fascynujÄ cym, ale odlegĹym wspomnieniem zwiÄ zanym z dzieciĹstwem, kiedy babcie opowiadaĹy mu o Jezusie. Zagubiona czÄĹÄ jego serca. Ĺťycie to coĹ innego, to zaangaĹźowanie.
NastÄpnego roku ksiÄ dz Giussani przyjechaĹ do Santiago. Aguayo spotkaĹ siÄ z nim. âDowartoĹciowujÄ c mojÄ potrzebÄ sprawiedliwoĹci, wolnoĹci, rzuciĹ mi wyzwanie. PokazaĹ mi, Ĺźe problem wĹadzy to przede wszystkim problem, jaki czĹowiek ma z samym sobÄ . NiezaleĹźnie od systemu. A nastÄpnie, Ĺźe jest jedna kwestia, ktĂłra zawaĹźa na wszystkim â wiara, pozwalajÄ ca ci odkryÄ to, kim jesteĹ. Chrystus byĹ jednak jeszcze dalekoâ. Przed wyjazdem do WĹoch ksiÄ dz Giussani po raz kolejny rzuciĹ mu wyzwanie: âPrzyjedĹş i zobaczâ. Po dwĂłch miesiÄ cach Aguayo pojechaĹ do Cofosco na Ekipy studenckie. Ci mĹodzi ludzie, peĹni pytaĹ, dokonali w nim przewrotu. Na jakiĹ czas zamieszkaĹ w Mediolanie, gdzie uczÄszczaĹ na Uniwersytet Katolicki i braĹ udziaĹ w Ĺźyciu studenckim. W pierwszej kolejnoĹci poszedĹ zobaczyÄ siedzibÄ chrzeĹcijaĹskiej demokracji. ByĹa pusta. âTymczasem aule, w ktĂłrych odbywaĹy siÄ spotkania Ruchu, byĹy wypeĹnione po brzegi. ByĹo to codzienne zamiĹowanie do rzeczywistoĹci: nauka, wakacje, Ĺpiew. Stopniowo wyĹaniaĹo siÄ pytanie: kto to wszystko czyni? Nie mĂłgĹ to byÄ owoc jakiegoĹ wysiĹku, ale ObecnoĹÄ. Oto MiĹoĹÄ. Ta pustka, ktĂłrÄ czuĹem w Chile, kiedy zajmowaĹem siÄ politykÄ , tutaj siÄ zapeĹniaĹaâ. PrzyjaźŠz ksiÄdzem Giussanim zacieĹniaĹa siÄ coraz bardziej, aĹź do wyznania: Chrystus i Jego KoĹcióŠsÄ odpowiedziÄ . Na uniwersytecie poznaĹ AlessandrÄ. Zakochali siÄ w sobie. RozmawiaĹ o tym z ksiÄdzem Giussanim, ktĂłry mu powiedziaĹ: âTeraz, kiedy wrĂłcisz na rok do Chile, przekonacie siÄ, czy ta relacja jest dla wasâ. Aguayo patrzyĹ na ksiÄdza Giussaniego jak na szaleĹca. âPowtarzaĹem mu: ÂŤTo ja siÄ zakochaĹem. To my zdecydujemy, co mamy robiÄÂťâ. A jednak⌠a jednak byĹ posĹuszny. Nie widzieli siÄ przez rok. âTo, co wydawaĹo mi siÄ absurdalne, okazaĹo siÄ darem. Ta MiĹoĹÄ stawaĹa siÄ ciaĹem, gdy byliĹmy daleko od siebie. Tamtego roku odkryĹem nigdy wczeĹniej niedoĹwiadczonÄ wiernoĹÄ, intensywnoĹÄâ.
Pobrali siÄ w 1986 roku. A potem podjÄli decyzjÄ, by osiÄ ĹÄ w Chile. âPrzeczuwaliĹmy, Ĺźe to, co spotkaliĹmy, mogliĹmy ofiarowaÄ w miejscu, gdzie tego potrzebowano. Tym miejscem byĹa moja ojczyznaâ. W Chile ich dom prawie kaĹźdego wieczoru stawaĹ siÄ miejscem spotkaĹ przyjaciĂłĹ. NastÄpnie praca. KsiÄ dz Giussani powtarzaĹ mu: âPo powrocie musisz powoĹaÄ do istnienia dzieĹo, ktĂłre da pracÄ twoim przyjacioĹomâ. Ale on siÄ z tym nie zgadzaĹ. W tej kwestii uparcie trwaĹ przy swoim. WrĂłciĹ do pracy na uczelni, dopĂłki w 1988 roku rzeczywistoĹÄ nie przyparĹa go do muru. Kilku przyjacióŠzaĹoĹźyĹo szkoĹÄ w San Bernardo na przedmieĹciach Santiago, ktĂłra znalazĹa siÄ w duĹźych tarapatach. Pewnego dnia poprosili go: âZajmij siÄ tymâ. MyĹlaĹ, Ĺźe wszystko rozwiÄ Ĺźe siÄ w krĂłtkim czasie i szkoĹa zostanie zamkniÄta. A tymczasem przebywanie z mĹodzieĹźÄ zaczÄĹo go fascynowaÄ. FascynowaĹa go ta praca. BrakowaĹo pieniÄdzy, doszĹo do eksmisji⌠ZadzwoniĹ do ksiÄdza Giussaniego z proĹbÄ o pomoc. Rozmowa w celu zorientowania siÄ, jakie dziaĹania naleĹźy podjÄ Ä, byĹa krĂłtka. âPrzeszedĹem od filozofii do cen cegieĹ. Ja, ktĂłry myĹlaĹem, Ĺźe zrozumiaĹem wszystko, Ĺźe miaĹem juĹź wszystko, co byĹo mi potrzebne do realizacji moich kulturalno-politycznych planĂłw, oto zaczynaĹem od poczÄ tku. Ale smak rzeczywistoĹci, ktĂłrej kosztowaĹem, nie dawaĹ siÄ porĂłwnaÄ z niczym innymâ. Dzisiaj szkoĹa liczy 2000 uczniĂłw i jest najwaĹźniejszÄ szkoĹÄ w San Bernardo. Sprawy ukĹadajÄ siÄ dobrze. MoĹźna byÄ spokojnym. âNie leĹźy to w moim charakterze. Teraz MiĹoĹÄ zaskakuje mnie w szczegĂłĹach, ktĂłrych wczeĹniej byÄ moĹźe nie potrafiĹbym zauwaĹźyÄ. Tak jak to byĹo z dziewczynÄ , ktĂłrej pomogĹem znaleĹşÄ pracÄ, a teraz czyta z mĹodzieĹźÄ Dantego. PatrzÄ na tego, kto patrzy na Chrystusa. Ponownie stajesz siÄ dzieckiem, gdy odkrywasz, Ĺźe jesteĹ szczÄĹliwy poĹrĂłd radoĹci innychâ. Czy czĹowiek im wiÄcej ma lat, tym mĹodszy siÄ staje? âMoje mĹodzieĹcze ideaĹy znalazĹy pewnÄ przystaĹ, w ktĂłrej mogÄ dojrzewaÄ. Z niczego nie zrezygnowaĹem. RozsmakowujÄ siÄ w stokroÄ wiÄkszej obfitoĹci, ktĂłra wciÄ Ĺź trwaâ.
|