Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
maj / czerwiec
|
||
Ślady, numer 3 / 2013 (maj / czerwiec) Moskwa Spotkanie Odpowiedzialnych. Esja juĹź nie buja w obĹokach Elena Mazzola âPrzyjechaĹem, by z tobÄ pobyÄ, niezaleĹźnie od tego, co zrobiĹaĹâ. ObjÄcie i wyzwanie. Tak mĂłwi ten, kto byĹ na spotkaniu odpowiedzialnych z Rosji z ksiÄdzem CarrĂłnem â ponad sto osĂłb z Rosji, Kazachstanu, Ukrainy, BiaĹorusi i Litwy. âPo raz kolejny obecnoĹÄ Chrystusa weszĹa miÄdzy tysiÄ c zwyczajnych sprawâ, by uczyniÄ normalnoĹÄ bardziej interesujÄ cÄ od sennych marzeĹ.
Moskwa, 10 maja. TakĹźe tutaj niespodziewanie wybuchĹa wiosna. Jest 30 stopni Celsjusza. Natura nie posiada siÄ z radoĹci: drzewa, jeszcze dwa tygodnie temu ogoĹocone zupeĹnie z liĹci, teraz sÄ intensywnie zielone. Wszystko Ĺźyje, wszystko jest Ĺźywe. Po poĹudniu dojeĹźdĹźamy do Rodniczka. Zastajemy wielu oczekujÄ cych juĹź przyjaciĂłĹ: osoby z Syberii i Kazachstanu przyjechaĹy wczeĹniej. Spotkanie odpowiedzialnych z Rosji, Kazachstanu, Ukrainy, BiaĹorusi i Litwy â miaĹo zaczÄ Ä siÄ wieczorem kolacjÄ , a nastÄpnie wprowadzeniem ksiÄdza JuliĂĄna CarrĂłna. Ludzie wciÄ Ĺź siÄ zjeĹźdĹźajÄ , jest nas okoĹo 140 osĂłb. Na twarzach widaÄ zmÄczenie podrĂłĹźÄ , moĹźna siÄ domyĹliÄ, Ĺźe kaĹźdy przybyĹ tu ze swojÄ historiÄ , ze swoim osobistym i tajemniczym dramatem, jest radoĹÄ, ale takĹźe nieco napiÄcia: takie spotkanie nie wydarza siÄ czÄsto⌠Co mamy do powiedzenia? Czy bÄdziemy âodpowiedniâ? KsiÄ dz CarrĂłn, jak gdyby wiedziaĹ, Ĺźe czekaliĹmy na niego wĹaĹnie takiego, obejmuje kaĹźdego z osobna i od razu przypomina zasadniczÄ kwestiÄ, tÄ samÄ , o ktĂłrej mĂłwiĹ w czasie Rekolekcji Bractwa: âPrzynaleĹźnoĹÄ do Ruchu moĹźe nie pociÄ gaÄ za sobÄ rzeczywistej wiary, nawrĂłcenia, a dostrzegamy to w zagubieniu wobec problemĂłw Ĺźyciaâ. Od tego siÄ zaczyna, od spojrzenia na to, jak przeĹźywamy rzeczywistoĹÄ, okolicznoĹci, wyzwania rzucane przez Ĺźycie: od tego, jak wstajemy rano, w jakich relacjach jesteĹmy z osobami, z ktĂłrymi Ĺźyjemy, jak idziemy do pracy, spotykamy siÄ z szefem, z przyjaciĂłĹmi. âPoniewaĹź tylko patrzÄ c na to, jak odnosimy siÄ do zwyczajnych okolicznoĹci Ĺźycia, moĹźemy uĹwiadomiÄ sobie nasze pojmowanie rzeczywistoĹci i zrozumieÄ, jaka jest nasza filozofia Ĺźyciaâ. Wszyscy jesteĹmy filozofami â uĹwiadamia nam to ksiÄ dz CarrĂłn â chcÄ c nie chcÄ c mamy wspĂłlny mianownik: w gĹÄbi duszy sÄ dzimy, Ĺźe okolicznoĹci sÄ oszustwem, kĹopotem, zĹudzeniem i w ten sposĂłb, summa summarum, nie przeĹźywamy Ĺźycia, ale redukujemy siebie, by je przetrzymaÄ, poszukujÄ c na wszelkie moĹźliwe sposoby siĹ i odwagi, by je znieĹÄ. Diagnoza jest jedna: mamy wirusa we krwi, a rzecz w tym, Ĺźe, by go zwalczyÄ, musimy zdaÄ sobie z tego sprawÄ.
Nasze imiona. KsiÄ dz CarrĂłn zmusza nas do otwarcia oczu: âJest wiÄcej spraw na ziemi i w niebie niĹź w twojej filozofii, Horacyâ. Horacy, Natasza, Egor, Tania, Misza, Josif, Soulaiman⌠Elena: odwaga i siĹa moralizmu nie przydajÄ siÄ nam do Ĺźycia, zaczyna siÄ od ciekawoĹci, od zainteresowania tym, co siÄ wydarza. Wydaje siÄ to âbanalnÄ â przemianÄ pojmowania â âzaczÄ Ä postrzegaÄ wszystko nie jako przeszkodÄ, ale jako moĹźliwoĹÄâ â to przeobraĹźa Ĺźycie. Gdy sĹuchasz, zauwaĹźasz, Ĺźe sĹowa skierowane sÄ do ciebie. NastÄpnie spĂłjrz na swoich towarzyszy przygody, bliĹźszych lub dalszych, a zrozumiesz, Ĺźe mowa jest takĹźe o nich. Tak, wszyscy chcielibyĹmy ĹźyÄ⌠Ale to jeszcze nie wystarcza. JesteĹmy nieco wylÄknieni z powodu wirusa skaĹźajÄ cego naszÄ krew oraz wszystkich konsekwencji i komplikacji, ktĂłrymi jesteĹmy obciÄ Ĺźeni. A wĂłwczas Ĺťycie ciÄ obejmuje, z czuĹoĹciÄ , na nowo wzywa ciÄ po imieniu (to, Ĺźe ksiÄ dz CarrĂłn potrafi zapamiÄtaÄ wszystkie nasze imiona, jest wielkÄ tajemnicÄ , tajemnicÄ pomagajÄ cÄ utoĹźsamiÄ siÄ 2000 lat później z tym âwybuchemâ, ktĂłry podbiĹ serce Zacheusza): âJesteĹmy razem, by sobie pomĂłc, a nie osÄ dzaÄ siebie â mĂłwi nam. â Czasem, gdy zadajemy pytanie podczas assemblei, przejmujemy siÄ tym, by pokazaÄ siÄ z dobrej strony⌠Nie dajmy siÄ wywieĹÄ w pole!â. Potwierdzi to jeszcze ze Ĺmiechem, ale takĹźe ze wzruszeniem, pod koniec ostatniej assemblei, odpowiadajÄ c na pytania jednej z nas, ktĂłra poczuĹa siÄ zdemaskowana: âPrzyjechaĹem tutaj, by z tobÄ byÄ, niezaleĹźnie od tego, co zrobiĹaĹ, nie po to, by ciÄ osÄ dzaÄâ. Ale w tamtej chwili juĹź to zrozumieliĹmy. Propozycja jest wiÄc prosta, jest to wyzwanie rzucone kaĹźdemu: jak moĹźna ĹźyÄ? âPoniewaĹź to my chcemy przeĹźywaÄ nasze Ĺźycie, nie chcemy, by ktoĹ inny przeĹźyĹ je za nas. A Chrystus przyszedĹ po to, by daÄ nam Ĺźycie, a nie by je nam zabraÄ. Musimy doĹwiadczyÄ tego, Ĺźe ĹźyjÄ c zgodnie z chrzeĹcijaĹskÄ propozycjÄ , zyskujemy Ĺźycie, a nie tracimy go. Taki jest cel caĹej naszej propozycji: to, byĹmy mogli doĹwiadczaÄ Ĺźycia i przekonaÄ siÄ, jak rozumnÄ rzeczÄ jest wierzyÄ w Chrystusaâ. I wyzwanie zostaje podjÄte. Assemblea nie tylko byĹa âpiÄknaâ i âinteresujÄ caâ â byĹa Ĺźywa, dramatyczna, szczera. Marta, mĹoda wĹoska mama, ktĂłra w zwiÄ zku z pracÄ mÄĹźa znalazĹa siÄ w Moskwie z trĂłjkÄ maĹych dzieci, nie znajÄ c ani sĹowa po rosyjsku, opowiada, co znaczy dla niej podjÄ Ä wyzwanie rzucane przez okolicznoĹci, jak musiaĹa zakwestionowaÄ to, co wydawaĹo jej siÄ, Ĺźe juĹź wie o Ruchu, i jak nieoczekiwanie powtĂłrnie spotkaĹa Chrystusa. Igor z Nowosybirska mĂłwi o tym, Ĺźe zauwaĹźyĹ, iĹź zredukowaĹ wiarÄ do serii gestĂłw, od ktĂłrych uzaleĹźnia juĹź szczÄĹcie, i Ĺźe czujÄ c swoje oddalenie od zafascynowania Chrystusem, ktĂłre wypeĹniaĹo go na poczÄ tku, nadajÄ c sens Ĺźyciu, dzisiaj nie potrafiĹby uczciwie odpowiedzieÄ âtakâ na pytanie Jezusa: âCzy ty mnie kochasz?â. Andrus z Litwy pracuje w organizacji poĹźytku publicznego i oficjalnie musi stawiaÄ czoĹa wyzwaniu rzucanemu przez nowe projekty ustaw, groĹźÄ cych radykalnymi przemianami w spoĹeczeĹstwie, brakuje mu jednak siĹ, czuje, Ĺźe jest to walka przegrana juĹź na wstÄpie, czuje siÄ zablokowany, nie wie, jak zaakceptowaÄ to, co siÄ dzieje. Jest teĹź Maribel, ktĂłra nie jest z Ruchu, przyjechaĹa z Madrytu nieco przez przypadek (âTylko dlatego, Ĺźe nie daĹo siÄ nic innego zrobiÄ z biletem samolotowymâ), by pobyÄ trochÄ z cĂłrkÄ po niedawnej utracie mÄĹźa: jest zĹa na Boga za to, co jej zabraĹ, sĹowa nie przynoszÄ jej pociechy. A âludzka, cielesna i czuĹaâ obecnoĹÄ? Dla niej nasze zebranie speĹniĹo swĂłj cel: âChcieliĹcie zaproponowaÄ piÄkne i rzeczywiste doĹwiadczenie Ĺźycia, czyĹź nie? ZrozumiaĹam, Ĺźe to ObecnoĹÄ chciaĹa, Ĺźebym dzisiaj tu byĹa, poczuĹam siÄ jak w domu, teraz wiem, Ĺźe mogÄ przebaczyÄ wszystkoâ. PiÄkno naszego dialogu polega na tym, powie nam na koniec ksiÄ dz CarrĂłn, Ĺźe pokazaĹ nam on, w jaki sposĂłb redukujemy chrzeĹcijaĹstwo i pozwoliĹ nam w ten sposĂłb przekonaÄ siÄ poprzez doĹwiadczenie, Ĺźe taka wiara nie jest nam do niczego potrzebna: nie wystarcza, by uwolniÄ siÄ od strachu, nie wypeĹnia codziennoĹci â jedzenia, picia, odpoczynku â zadowoleniem, a to wczeĹniej czy później nas blokuje. Stajemy wobec zaciÄtej walki: âJeĹli jakiĹ lekarz weryfikuje swoje teorie na temat leczenia niektĂłrych chorĂłb tylko na podstawie ksiÄ Ĺźek, swoich badaĹ, a nie pacjenta⌠JeĹli jednak pacjent nie zdrowieje? JeĹli nie zdrowieje, na nic mi jego teorie! Tajemnica daje nam obiektywne kryterium do zweryfikowania naszego chrzeĹcijaĹskiego doĹwiadczenia: leczymy siÄ z naszej choroby czy nie?â. Z naszego wirusa wĹaĹnie. Z drugiej strony â przypomina nam â tylko celnicy i grzesznicy zrozumieli przesĹanie Jezusa: âNie moĹźemy baÄ siÄ dramatu Ĺźycia, poniewaĹź bez niego nie moglibyĹmy zrozumieÄ, kim jest Chrystusâ. Co wiÄcej, âim bardziej bÄdziemy Ĺwiadomi naszej potrzeby, tym lepiej bÄdziemy mogli zrozumieÄ, Ĺźe staĹa siÄ ona naszym udziaĹem, gdy Go spotkaliĹmyâ. W Rodniczku w bardzo krĂłtkim czasie nieco sztywna wesoĹoĹÄ staĹa siÄ radoĹciÄ , radoĹciÄ dziwnÄ , prawdziwÄ . Jest miÄdzy nami sympatia, gĹÄboka, ludzka, ironia wobec nas samych oraz naszych usiĹowaĹ, gotowoĹÄ do bycia korygowanymi. Czujemy siÄ trochÄ jak tĹum celnikĂłw, poniewaĹź âjesteĹmy beznadziejni, o czym wiemy, ale weryfikacja nie dotyczy nas, lecz Chrystusaâ. Zaczynamy od nowa. JesteĹmy w Ruchu, ale moĹźemy nie mieÄ wiary: czy obecnoĹÄ Chrystusa jest dla nas rzeczywista?
Nie odszedĹ. Kilka dni później w Moskwie spotykamy siÄ z maĹÄ grupÄ na Szkole WspĂłlnoty. MĂłwi Esja, malarka. Opowiada o tym, Ĺźe by uciec przed dramatem Ĺźycia, przyzwyczaiĹa siÄ ĹźyÄ marzeniami, tworzÄ c uniwersalne paralele, w ktĂłrych dobrze siÄ czuĹa. I jak dzisiaj zauwaĹźyĹa, Ĺźe nie potrafi juĹź wiÄcej bujaÄ w obĹokach, nawet bardzo siÄ starajÄ c: âTo, co mam przed sobÄ , jest zbyt interesujÄ ceâ. Ale co takiego dokĹadnie? NormalnoĹÄ: droga do pracy, drzewa, ludzie w metrze⌠Nawet przystanek autobusowy. I we wszystkich odpowiedziach rozbrzmiewa to samo sĹowo: rzeczywistoĹÄ. ObecnoĹÄ nie zniknÄĹa. Po raz kolejny weszĹa miÄdzy tysiÄ c zwykĹych spraw, wydarzajÄ cych siÄ na moskiewskiej ziemi i niebie. |