Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2013 (maj / czerwiec)

Aktualności

Listy. Osobista deklaracja


Przedstawiamy świadectwa tych, którzy osobiście zaangażowali się w akcję, nie tylko składając swój podpis.

 

Zostaliśmy zaproszeni przez Ruch, wraz z przyjaciółmi ze wspólnoty do zbierania podpisów w ramach akcji „Jeden z nas”, której celem jest doprowadzenie do zaprzestania finansowania z budżetu Unii Europejskiej aborcji i eksperymentów na ludzkich embrionach.

Wahałem się, czy angażować się w tę inicjatywę – w Warszawie życie pędzi, dom, rodzina, praca… – a tu kolejna akcja, aktywność w Ruchu, w Kościele. Czy to zostawi jakiś ślad w moim życiu? Dodatkową trudnością był fakt, że w moim otoczeniu jest sporo dzieci z ‘in-vitro’ – zastanawiałem się, jak to wpłynie na moje relacje w rodzinie, czy rodzice tych dzieci nie będą mieli do mnie pretensji? Po co mi to…?

Dopiero na Szkole Wspólnoty, podczas podsumowania rekolekcji studenckich, zacząłem zastanawiać się właśnie, czy to jest kolejny gest, kolejna aktywność, czy może Chrystus chce mojej osobistej deklaracji, abym poszedł za Nim. Kiedy zdecydowałem, że chcę zbierać podpisy, opuściły mnie dręczące mnie wątpliwości. Czułem, że nie jestem sam, że jest przy mnie On, bo to wszystko się dzieje przez wzgląd na Niego.

W przekonaniu o słuszności tego gestu wspierało mnie zaangażowanie mojej żony Doroty, a także przyjaciół ze wspólnoty warszawskiej. Dawid zaproponował akcję, a Adrian ustalił szczegóły z proboszczem w Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży na Siekierkach w Warszawie, który gorąco poparł zbieranie podpisów po Mszach św. przez dwie kolejne niedziele. Wraz z kilkoma rodzinami – Karczewiczami, Rutkowskimi, Gąsienicami i Peczeniukami, wsparci przez Karolinę Bielawską i jej koleżankę – wspólnie zbieraliśmy podpisy, a wieczorem spotkaliśmy się z naszym odpowiedzialnym Piotrem, aby wspólnie osądzić to, co nas spotkało.

Cieszyłem się z każdej z ponad stu osób, która podeszła do naszego stolika – aby ją spotkać, warto było stanąć wraz z przyjaciółmi w przedsionku kościoła. Widziałem też wiele osób, które wybiegały po zakończeniu Mszy św. z kościoła, nie zatrzymując się przy naszym stoliku. Myślę że gdybym nie był w Ruchu, być może zrobiłbym tak jak oni – biegłbym przez życie „zajęty tysiącem spraw, które uchodzą za ważniejsze od spraw wiary”.

Mirek, Warszawa

 

 

W szkole katolickiej, do której chodzi moje dziecko, podczas dnia formacyjnego dla rodziców, połączonego z piknikiem rodzinnym, zaangażowałam się w zbieranie podpisów na rzecz akcji „Jeden z nas”. Mój mąż i syn pojechali w tym czasie na spotkanie młodzieży do Rabki, dlatego nie mając wsparcia w ich osobach, w przedsięwzięciu wykorzystałam materiały Ruchu, które miałam w domu (plakaty wielkanocne i egzemplarze „Śladów”). W szkole moja propozycja została przyjęta z aprobatą, wiele osób zaoferowało mi swoją pomoc. Po spotkaniu formacyjnym dla rodziców miałam ogłosić, że zbieram podpisy. Zamiast jednak przekazać tę informację, zadałam zebranym rodzicom pytanie: jakie świadectwo wiary my, rodzice, dajemy naszym dzieciom i jaki posag przygotowujemy im na przyszłość? Zwróciłam uwagę, że to pytanie domaga się odpowiedzi szczególnie w Roku Wiary, a więc każdy sam powinien ją znaleźć. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie o tym chciałam mówić w ogłoszeniach, i zaczęłam ratować sytuację, przekazując zwięzłą informację na temat inicjatywy „Jeden z nas”, zapewniając, że zainteresowanym odpowiem na wszystkie pytania.

Czas składania podpisów był czasem bardzo osobistych spotkań z ludźmi. Na różne sposoby komunikowali oni swoje pragnienie Boga i życia zgodnie z wartościami, ale mówili też o tym, że żyją w lęku i niepewności. Zrozumiałam, jak bliskie do niedawna było mi to doświadczenie.

Od Świąt Wielkanocnych zadawałam sobie pytanie: co to znaczy dla mnie, że Chrystus Zmartwychwstały jest współczesny? Czy ja w to wierzę, a jeżeli tak, to dlaczego nie widzę tego w codziennej rzeczywistości? W tym samym czasie rozpoczęłam systematyczną modlitwę o beatyfikację księdza Luigi Giussaniego. Zaczęłam też go prosić, aby pomógł mi zrozumieć proponowaną przez siebie drogę (już tyle lat jestem w Ruchu, a jednak czegoś nie rozumiem).

Po Świętach wyjechałam z moją córką na szkolną pielgrzymkę do Włoch śladami świętego Franciszka, a w kilka dni później – na Rekolekcje Bractwa do Świdnicy. I wtedy zaczęłam doświadczać, że nie jestem sama. W codziennych trudach i radościach, w modlitwie, w słuchaniu muzyki, w sprzątaniu mieszkania, w zakupach i w prowadzeniu samochodu, w relacjach z mężem, dziećmi, w spotkaniu z drugim człowiekiem, w dawaniu świadectwa, a szczególnie w sytuacjach dla mnie trudnych. Niby ta sama codzienność, a jednak jakaś inna, odmieniona, fascynująca, przynosząca ogromną radość, wewnętrzny spokój, pragnienie, żeby inni też mogli doświadczać czegoś podobnego, pragnienie zaangażowania się na rzecz innych. Zrozumiałam, że najbardziej banalną rzecz można wykonywać z pasją, a uśmiech drugiego może dodać otuchy, jeżeli pamięta się o Chrystusie. Są też chwile trudne, wymagające ofiary, ale i wtedy czuję się bezpiecznie, bo wiem, że Pan jest ze mną. Czasami zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, że do tej pory nie umiałam tak żyć, i proszę Boga, aby każdy mój dzień był oczekiwaniem i rozpoznawaniem nowej, fascynującej rzeczywistości.

Małgorzata, Warszawa

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją