Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > maj / czerwiec

Ślady, numer 3 / 2013 (maj / czerwiec)

Listy

Rana, której nie da się zaleczyć (ale która wciąż owocuje) i inne...


RANA, KTÓREJ NIE DA SIĘ ZALECZYĆ (ALE KTÓRA WCIĄŻ OWOCUJE)

Zaczęłam poświęcać swój wolny czas młodzieży z Graala w Stresie, kiedy nasza trzecia córka, Chiara, zaczęła pierwszą klasę gimnazjum. Zrobiłam to poruszona pragnieniem, by także ona spotkała to chrześcijańskie doświadczenie. Przyłączyło się do nas około piętnaścioro jej przyjaciół. W ten sposób spotykaliśmy się przez trzy lata. Wtedy zaangażowałam się ze względu na nią. Teraz rozumiem wagę przywołania księdza Carróna do tego, by robić wszystko, zastanawiając się, czy służy to nam, czy jest to dla nas. W trzeciej klasie gimnazjum Chiara poważnie zachorowała. Miała raka, który w przeciągu trzynastu miesięcy unieruchomił ją całkowicie. Widzieliśmy dokładnie w niej obecność Kogoś Innego w chwili, gdy mówiła „tak” temu, o co prosił ją dobry Bóg. A my, wraz z wieloma przyjaciółmi, z Jego wielką pomocą, towarzyszyliśmy jej w drodze ku jej Przeznaczeniu. Od tamtego momentu rozpoznaję owoce oraz łaskę, jak powiedziała nam w grudniu 2008 roku matka Anna Maria Canopi z Orta San Giulio: „Pamiętajcie, że wszystko jest łaską”. To prawda, jeśli chcesz żyć w pełni, musisz mówić „tak”. Chiara powiedziała „tak”, stawiając czoła swojej chorobie, walcząc, modląc się i prosząc Go o pomoc oraz wsparcie, aż po oddanie życia. Ja powiedziałam „tak”, ponownie angażując się w doświadczenie Graala, mimo że kosztowało mnie to bardzo dużo, podążałam jednak za znakami. Niektórzy z młodych pytali mnie: „Czy w tym roku znów będziemy uczyć się razem?”. Mój przyjaciel powiedział mi natomiast: „Straciłaś jedną córkę, a odnajdziesz sto innych”. Czułam w swoim wnętrzu coś, co nie dawało mi spokoju, walczyłam ze sobą. Mówiłam sobie: „Jeśli zacznę na nowo, zadam sobie cierpienie”. Potem jednak zawierzyłam się, mówiąc: „Jeśli On tego nie chce, wszystko szybko się skończy. Nie będzie dzieci, tym bardziej że nie jestem nawet nauczycielką…”. Tymczasem dzieci są, przychodzą i dalej podążam drogą, pozwalając działać i dziękując każdego dnia za to, co jest nam dane, pewna, że On co do każdego z nas ma wielki plan. I nigdy wcześniej nie rozumiałam tak dobrze, że to, co robię, służy mi, że to ja otrzymuję. Wartościuję wszystko w odmienny sposób, niczego nie biorę za pewnik. Jezus otworzył nam oczy za pośrednictwem Chiary. Moje życie i życie mojej rodziny zmieniło się. Rany nikt nigdy nie zaleczy, ale jest to rana, która przynosi owoce.

Valeria

 

STOKROĆ WYDARZA SIĘ, KROPLA PO KROPLI

Jestem matką pięciorga dzieci. W czerwcu 2012 roku u jednego z nich, 11-letniego Simone, po kontroli w szpitalu, gdzie trafił w celu zweryfikowania wyników niektórych badań, zdiagnozowano podejrzenie chłoniaków. Wtedy zawierzyliśmy się Maryi i księdzu Giussaniemu. Pod koniec czerwca Simone został hospitalizowany, ponieważ wynik badania histopatologicznego był negatywny. W październiku podczas badań kontrolnych okazało się, że stan się pogorszył. Zaczęła się chemioterapia z wszystkimi konsekwencjami, które ze sobą niesie. Od pierwszych oznak pogarszania się stanu zdrowia mojego syna, unieruchomionego w łóżku, miałam pewność tylko co do jednej rzeczy: że mój syn jest i że jego zdrowie nie zależy ode mnie, że on nie należy do mnie, ale do Kogoś Innego. Pan, który daje tę pewność i mnie czyni, nie oszczędza żadnego trudu ani zmartwienia, ale czyni radosnym to wszystko, co się wydarza, ponieważ czuję się objęta, niesiona w ramionach, cokolwiek by się nie działo; każda chwila jest „tak” mówionym Temu, który czyni. Od samego początku ja i moi przyjaciele modliliśmy się nieustannie do Matki Bożej na Różańcu oraz do księdza Giussaniego. Bóg nie chce mojego nieszczęścia. Jestem tego więcej niż pewna, a to, co Pan zabiera, zwraca pomnożone stukrotnie. I ta stukrotność kropla po kropli wydarza się na tyle, na ile nowotwór Simone był i jest dla mnie każdego dnia okazją do tego, by poważniej podchodzić do wszystkich spraw, zadając sobie pytanie o znaczenie tego wszystkiego, co mi się wydarza: trudu związanego z pracą mojego męża za granicą, wychowania dzieci, relacji z innymi osobami… Pozwoliłam sobie także pomóc osobom dojrzalszym ode mnie oraz grupie Bractwa, która wciąż coraz bardziej staje się moją rodziną, to znaczy najbliższymi osobami, do których mogę się zwrócić z prośbą o modlitwę, o pomoc, o towarzyszenie. Ksiądz Carrón podczas Inauguracji Roku mówił: „Okoliczności – nieważne, piękne czy brzydkie – wszystkie są sposobem, poprzez który Tajemnica nas wzywa. Nie są one (…) przeszkodą do usunięcia, mają ściśle określony cel (…)”. Celem jest zapewne moje codzienne nawrócenie, a kiedy troska o drobne problemy przyćmiewa nieco dzień, Pan sprawia, że wydarza się coś, co każe mi podnieść wzrok, podziękować i na nowo zawierzać: może to być telefon od którejś z przyjaciółek, chłopak z CLU, który przychodzi spędzić trochę czasu z Simonem… Nic nie jest przypadkiem. Kiedy dla mnie, dla mojego męża i moich dzieci, ale również dla naszych przyjaciół, rozpoznanie w tym trudzie Chrystusa pozwoliło podążyć drogą biegnącą przez tę dolinę łez, wszystko stało się tajemniczo prostsze.

Raffaella, Padwa

 

PRZY TYM STOLE CZUŁEM SIĘ JAK W RODZINIE

Od prawie dwóch lat w więzieniu, w którym odbywam karę, uczestniczę w spotkaniach formacyjnych wraz z grupą przyjaciół. W tym roku po raz pierwszy wziąłem udział w Rekolekcjach Bractwa CL w Rimini. Muszę wam wyznać, że było to cudowne i jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. Dla kogoś takiego jak ja liczył się także fakt bycia „wolnym”, ponieważ równie dobrze mogłem spędzić ten czas przepustki z moją rodziną w domu. Tymczasem chciałem spróbować tego nowego doświadczenia i muszę przyznać, że powtórzyłbym je ponownie. Na początku brakowało mi pewności siebie, bałem się, że nie jestem adekwatny, albo lepiej, że nie dorastam do tego wielkiego wydarzenia, tymczasem znalazłszy się tam, od razu poczułem się dobrze, jak gdybym przyjechał do rodziny. Wiele osób spotkałem po raz pierwszy, wydawało mi się jednak, że znam je od dawna. Nie wiem, co takiego się stało, nie potrafię sobie tego sam wytłumaczyć, ale coś się wydarzyło. W tamtych dniach była mowa o chrześcijańskim życiu, poruszonych zostało wiele ważnych tematów, takich jak wstyd za własne grzechy oraz ludzka pokora. Największe wrażenie wywarło na mnie jednak to, co wydarzyło się ostatniego dnia. Wracaliśmy już do więzienia, po drodze jednak zatrzymaliśmy się w pewnym lokalu, by coś zjeść. Było nas około 30 przyjaciół. Większość z nich poznałem kilka godzin wcześniej. Przez przypadek tego samego dnia w tym miejscu dzieci i ich rodziny świętowały z okazji Pierwszej Komunii św. Mnie od razu rzucił się w oczy pewien szczegół. Nasz stół, przy którym zasiadali więźniowie, urzędnicy więzienni, wychowawcy, adwokaci itd., wydawał się gromadzić prawdziwą rodzinę. Tymczasem patrząc na rodziny połączone więzami krwi, zasiadające wokół innych stołów, dostrzegłem okrywający je cień smutku oraz sposób bycia, który wskazywał na pewne pozerstwo, chęć pokazania się. W oczach ludzi siedzących wokół naszego stołu było widać radość. W ich prostocie była pogoda ducha i prawdziwa miłość, która wprawiła mnie w zdumienie. Było to moje wrażenie, potem jednak dowiedziałem się, że moi przyjaciele czuli to samo. Być może nadejdzie dzień, kiedy znajdę wytłumaczenie tego.

Gianni, Padwa

 

NA LEKCJACH KATECHIZMU

DUCH ŚWIĘTY TO NIE TRZEPOCZĄCA SKRZDŁAMI GOŁĘBICA

Publikujemy list napisany przed otrzymaniem sakramentu bierzmowania.

W tych latach przygotowań do sakramentu bierzmowania robiłam wiele rzeczy, między innymi rozmawiałam o Bogu i prorokach oraz spędzałam czas z innymi. Zdumiewa mnie doprawdy to, że w każdej najmniejszej chwili mojego dnia jest Bóg, to znaczy szczęście albo smutek. Dokładnie tak jak mówiły katechetki. W ostatnim roku przytrafiła mi się naprawdę smutna rzecz, którą jednak przeżyłam odważnie dzięki tym wszystkim, którzy byli blisko mnie. Zrozumiałam, że muszę być blisko tych, którzy potrzebują pomocy, również tych, których nie znam dobrze. W ten sposób obiecałam sobie, że będę pomagać tym wszystkim, którzy potrzebują pomocy. Zauważyłam jednak, że czasem tego nie robię i dlatego proszę Boga o sakrament, by pomógł mi być bliżej innych, również tych, których nie znam i za bardzo nie lubię. Zrozumiałam, że Bóg jest zawsze ze mną i pozwolił na śmierć mojego taty z jakiegoś ważnego powodu (dla mojego dobra), nawet jeśli teraz jeszcze nie zrozumiałam dobrze dlaczego. Duch Święty nie jest dla mnie trzepoczącą skrzydłami gołębicą, ale darem od Boga, który wchodzi do mojego serca i daje mi większą inteligencję postępowania, działania i rozumowania.

Elisa

 

 

RABKA, 7–9 CZERWCA 2013

NIE BRAKUJE WAM ŻADNEGO DARU ŁASKI

 

Przyjechali z wielkimi nadziejami i pragnieniami, by dać się sprowokować przyjaciołom i wydarzeniom. Zapraszamy do lektury świadectw ze spotkania młodzieży GS w Rabce.



Drodzy przyjaciele, nie możecie sobie nawet wyobrazić, jak bardzo jestem wdzięczny za to, co przeżyliśmy razem. „Nie brakuje nam żadnego daru łaski” – mam w sercu i przed oczami wiele przykładów na to, wiele wydarzeń, które miały miejsce w tych dniach, dzięki którym mogę powiedzieć, że najpiękniejszą rzeczą w życiu jest widzieć, jak On się wydarza. Kiedy wydarza się Chrystus, jest Ruch. Nie przypuszczacie nawet, jak bardzo jestem wdzięczny za to, że staliście się częścią mojego życia! Pamiętam o Was, o każdym z Was z osobna, i będę się modlił za Was oraz za Wasze wakacje.

Francesco Barberis



Spotkanie młodzieży w Rabce po raz kolejny było dla mnie wyjątkowe. Od jakiegoś czasu nic, co działo się wokół mnie, nie było w stanie mnie dotknąć, poruszyć. Czułam, jakbym żyła obok tego wszystkiego. Dlatego na to spotkanie przyjechałam z wielką nadzieją i z pragnieniem przeżycia czegoś naprawdę wielkiego. Oczekiwałam zmian, nowości, zaskoczenia. W ostatnim czasie dużo zastanawiałam się nad pytaniem Zosi, zadanym podczas styczniowego spotkania w Warszawie: „Dojrzewanie powinno być procesem, drogą, a tymczasem są to wyjazdowe momenty wzruszeń, gestów, które nie stają się historią. Jak to zmienić?”.

Do tej pory zdarzało się, że teksty czytane na Szkole Wspólnoty wydawały mi się całkowitą abstrakcją. Nie potrafiłam, a może nie chciałam, odnieść ich do swojego życia. Oczywiście były momenty, które sprawiały, że odczuwałam obecność Boga, ale chciałam czegoś więcej, czegoś, co pomogłoby mi Go dostrzec realnie, na co dzień. Chciałam „prawdziwie doświadczać rzeczywistości”. Być po prostu szczęśliwa. I właśnie na jednym ze spotkań usłyszałam, „że pytanie życia brzmi: czego naprawdę pragnę? Nie możemy zapominać o tym, co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Nic nie możemy uznawać za oczywiste. Musimy przypominać sobie, że jesteśmy ciągłym pragnieniem nieskończoności. Wciąż weryfikować pragnienia serca, coś, co nas stanowi, bo najpiękniejsze jest we mnie prawdziwe pragnienie serca”.

Wyjątkowo żywym w ciągu tych trzech dni okazał się temat przyjaźni. Bardzo poruszyło mnie to, co powiedział Francesco: „Przyjaźń jest prawdziwa, jeśli jest ciągłym przebaczaniem, a przebaczyć można tylko wtedy, kiedy jest się kochanym. Przyjaźń to owoc decyzji, że chcę zostać świętym. To nie tylko bycie ze sobą, ale zdecydowanie, czego chcę od życia, oparcie relacji na Kimś większym. To pragnienie towarzyszenia sobie w drodze ku Przeznaczeniu, bo to właśnie w przyjaźni odkrywamy siebie i wzrastamy”.

Karolina, Zdzieszowice



Spotkanie w Rabce było dla mnie długo wyczekiwaną chwilą przebudzenia. Doświadczyłam tego, że tylko będąc w pełni zaangażowanym w rzeczywistość, we wszystko, co nam się wydarza, można poczuć Jego obecność. Doświadczyłam również przyjaźni, o której tak często mówimy.

Prowokacja i towarzystwo, dwie kolejne rzeczy, bez których nie mogłabym przeżyć tych trzech dni tak pięknie. To właśnie przyjaciele i wydarzenia prowokują nas do stawiania pytań, dzięki którym możemy się rozwijać. Gdyby nie ich obecność, nie bylibyśmy w stanie w pełni zaangażować się w życie. To właśnie ktoś drugi otwiera nam oczy na rzeczywistość.

Dziękuję za to piękne spotkanie.

Karolina, Lutynia



W nowych przyjaciołach oraz w ich doświadczeniu, o którym nam opowiadali, znalazłem odpowiedź i potwierdzenie tego, co w sobie nosiłem i co przeżywałem w ostatnich dniach. Nie chcą oni utracić piękna, którego doświadczają w GS oraz bardziej szczęśliwego i spełniającego sposobu życia. Dlatego – zważywszy na to, że bardzo rzadko widują się wszyscy razem – nie marnują czasu i są zawsze żywi, uważni, przepełnieni wolą uczenia się, zaangażowania do końca w to wszystko, co robią. Jest tak począwszy od zabaw, po śpiewy, tańce, obiady… wszystko staje się okazją do poszukiwania Chrystusa. Ale to również nie wystarcza! Ponieważ to by znaczyło, że gdy kończą się wakacje, kończy się piękno. Pomogły mi bardzo proste świadectwa, ukazujące oczywiste pragnienie tego, by nie doznawać tego piękna tylko dwa razy w roku, ale by próbować uczynić go wszelkimi możliwymi sposobami czymś codziennym. Potwierdzeniem tego jest to, co powiedziała jedna z dziewczyn (wprawiając mnie tym w osłupienie), która opowiadała, jak to z racji tego, że jej przyjaciółki z GS mieszkają bardzo daleko, sfilmowała każdą chwilę swojego dnia, po czym wysłała ten filmik swojej przyjaciółce, która zrobiła to samo.

U kilku nowych przyjaciół zauważyłem takie spojrzenie na sprawy, które wszystko czyni sposobnością do tego, aby być szczęśliwym. Rozpoznają oni w osobach, nawet mieszkających daleko od nich i widywanych rzadko, towarzyszy pomagających sobie każdego dnia w sposób konkretny docierać wspólnie do Chrystusa. Tego właśnie doświadczam w tej chwili, gdy wciąż pozostaję w kontakcie z nowymi przyjaciółmi.

Andrea, Turyn



Podczas spotkania często słyszałam, że „to miejsce pozwala mi dojrzewać”. Na Szkole Wspólnoty zadałam pytanie: „Jak mam żyć radością spotkania z Chrystusem i świadomością Jego obecności każdego dnia w życiu, a nie tylko na spotkaniach?”. Mimo że odpowiedź, którą otrzymałam, nie była dla mnie jasna, od tej chwili, od chwili spotkania, czuję, że Jezus jest bliżej. Dojrzałam? Myślę, że po części tak; udało mi się zrozumieć sens zdania, że „to miejsce pozwala nam dojrzewać”, czuję Jego obecność, czuję ją poprzez spotkania z ludźmi, którzy pomagają mi Go poznawać. Zrozumiałam, że tylko przyjaźń oparta na Bogu jest prawdziwa i może przetrwać wszystko. Dziękuję wszystkim za to wspaniałe doświadczenie.

Diana, Białystok



Spotkanie z Polakami było dla mnie prawdziwym wstrząsem, którego naprawdę potrzebowałem. Wydaje mi się bowiem, że my bardzo często przyzwyczajamy się do wiary i do tego, do czego dążymy, uważając wszystko za oczywiste, często nudne. W Polsce zobaczyłem coś innego. Widać wyraźnie, że spotykając się kilka razy w roku, ludzie tam w pełni uczestniczą w tych wspólnych gestach. Pragnę na nowo zacząć w najlepszy z możliwych sposobów żyć także tutaj, w Turynie, z takim samym ożywieniem, jak podczas tamtych trzech dni.

Od powrotu wracam myślami do wszystkich twarzy, a zwłaszcza dwóch Karolin, które naprawdę mnie zdumiały, ponieważ ich prostota była tak poruszająca, że przychodzi mi uznać je za swoje dobre przyjaciółki, nawet jeśli spędziłem z nimi mało czasu. Dwie prawdziwe dziewczyny, które nie boją się prosić o pomoc i to właśnie czyni je wielkimi. Rzadko spotyka się takie osoby, dlatego pragnę znów się z nimi zobaczyć, a jednocześnie chcę, by ta intensywność oraz pokora były obecne także podczas naszych wakacji. Naprawdę czuję wypełniający mnie pokój i mam świadomość tego, że wzrosłem dzięki naszej przyjaźni.

Marco, Turyn

 


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją