Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2013 (marzec / kwiecień)

Pierwszy Plan

Fragmenty homilii

Papież Franciszek


W tych trzech czytaniach widzę pewien wspólny element: jest nim ruch. W pierwszym czytaniu ruchem jest wędrowanie; w drugim czytaniu – budowanie Kościoła; w trzecim, w Ewangelii – wyznawanie. Wędrowanie, budowanie, wyznawanie.

Wędrowanie. „Chodźcie, domu Jakuba, postępujmy w światłości Pańskiej!” (Iz 2, 5). Oto pierwsza rzecz, jaką Bóg powiedział Abrahamowi: „Chodź w mojej światłości i bądź nienaganny”. Wędrowanie: nasze życie jest wędrówką i nie jest dobrze, kiedy się zatrzymujemy. Trzeba wędrować nieustannie, w obecności Pana, w światłości Pana, starając się żyć tak nienagannie, jak Bóg wymagał od Abrahama w swojej obietnicy.

Budowanie. Budowanie Kościoła. Mowa jest o kamieniach: kamienie są wytrzymałe; ale kamienie żywe, kamienie namaszczone Duchem Świętym. Budowanie Kościoła, Oblubienicy Chrystusa, na tym żywym kamieniu węgielnym, którym jest sam Pan. Oto następny ruch naszego życia, budowanie.

Trzeci ruch, wyznawanie. Możemy wędrować, ile chcemy, możemy budować wiele rzeczy, ale jeśli nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, nie dzieje się dobrze. Staniemy się użyteczną organizacją pozarządową, ale nie Kościołem, Oblubienicą Chrystusa. Kiedy nie idziemy, zatrzymujemy się. Kiedy nie budujemy na kamieniach, co się dzieje? Dzieje się to samo, co zdarza się dzieciom budującym na plaży zamki z piasku – wszystko się wali, jest nietrwałe. Kiedy nie wyznajemy Jezusa Chrystusa – przychodzi mi tu na myśl zdanie Léona Bloya: „Kto nie modli się do Pana, modli się do diabła” – kiedy nie wyznaje się Chrystusa, wyznaje się światowość diabła, światowość szatana.

Wędrowanie, budowanie, wyznawanie. Rzecz jednak nie jest taka łatwa, bo w wędrowaniu, budowaniu, wyznawaniu czasami dochodzi do wstrząsów, są ruchy, które nie są właściwym wędrowaniem: to ruchy, które nas ciągną do tyłu.

W tej Ewangelii jest potem szczególna sytuacja. Sam Piotr, który wyznał wiarę w Jezusa Chrystusa, mówi Mu: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego. Pójdę za Tobą, ale nie mówmy o krzyżu. To jest bez związku. Pójdę za Tobą innymi sposobami, bez krzyża”. Kiedy idziemy bez krzyża, kiedy budujemy bez krzyża i kiedy wyznajemy Chrystusa bez krzyża, nie jesteśmy uczniami Pana – jesteśmy światowi, jesteśmy biskupami, kapłanami, kardynałami, papieżami, ale nie uczniami Pana.

Chciałbym, abyśmy wszyscy po tych dniach łaski mieli odwagę, właśnie odwagę, wędrować w obecności Pana, z krzyżem Pana; budować Kościół na krwi Pana, która została przelana na krzyżu, i wyznawać jedyną chwałę: Chrystusa ukrzyżowanego. A tym samym Kościół będzie postępował naprzód. (…)

(Homilia z mszy św. z udziałem kardynałów

Kaplica Sykstyńska, 17 marca

Cyt. za: www.vatican.va)



Drodzy Bracia Kardynałowie! To nasze spotkanie jest niejako przedłużeniem intensywnej komunii eklezjalnej doświadczanej w ostatnim czasie. Ożywieni głębokim poczuciem odpowiedzialności i podtrzymywani wielką miłością do Chrystusa i Kościoła, modliliśmy się razem, dzieląc po bratersku nasze uczucia, doświadczenia i przemyślenia. (…) Ktoś mi powiedział: „Kardynałowie to księża Ojca Świętego”. Ale my jesteśmy wspólnotą i nasza przyjaźń, bliskość dobrze się nam wszystkim przysłuży. To zaś poznanie i wzajemna otwartość ułatwiały nam bycie uległymi na działanie Ducha Świętego. On, Pocieszyciel, jest głównym autorem każdej inicjatywy i przejawu wiary. To jest ciekawe i daje mi dużo do myślenia. Pocieszyciel jest sprawcą wszystkich różnic w Kościele i jako taki wydaje się apostołem wieży Babel. Ale z drugiej strony jest jednocześnie tym, który jest sprawcą zjednoczenia tych wszystkich różnorodności – nie w jednakowości, ale w harmonii. Przypominam sobie pewnego Ojca Kościoła, który tak definiował Ducha Świętego: „Ipse harmonia est”. Ten to Pocieszyciel, który daje każdemu z nas różne charyzmaty, jednoczy nas w tej wspólnocie Kościoła, która uwielbia Ojca, Syna i Ducha Świętego. (…)

Zachęceni także poprzez obchody Roku Wiary, wszyscy razem – Pasterze i wierni – dołożymy wszelkich starań, by odpowiedzieć wiernie na odwieczną misję niesienia Jezusa Chrystusa człowiekowi i prowadzenia człowieka na spotkanie z Jezusem Chrystusem – Drogą, Prawdą i Życiem, prawdziwie obecnym w Kościele i jednocześnie w każdym człowieku. Takie spotkanie doprowadza do stawania się nowymi ludźmi w tajemnicy łaski, pobudzając w sercu tę radość chrześcijańską, która jest plonem stokrotnym podarowanym przez Chrystusa temu, kto Go przyjmuje w swoim życiu.

Jak nam wielokrotnie przypominał papież Benedykt XVI w swoim nauczaniu, a ostatnio poprzez swój odważny i pokorny gest, to Chrystus prowadzi Kościół przez swojego Ducha. Duch Święty jest duszą Kościoła poprzez swą ożywiającą i jednoczącą siłę: czyni z wielu jedno ciało, mistyczne Ciało Chrystusa. Nie ulegajmy nigdy pesymizmowi i rozgoryczeniu, jakie diabeł podsuwa nam każdego dnia, nie popadajmy w pesymizm i zniechęcenie. Mamy mocną pewność, że Duch Święty swym potężnym tchnieniem daje Kościołowi odwagę, by wytrwać, a także poszukiwać nowych metod ewangelizacji, aby nieść Ewangelię aż na krańce ziemi (por. Dz 1, 8). Prawda chrześcijańska jest pociągająca i przekonująca, ponieważ odpowiada na głęboką potrzebę ludzkiego życia, głosząc w sposób przekonujący, że Chrystus jest jedynym Zbawicielem całego człowieka i wszystkich ludzi. To przepowiadanie pozostaje dzisiaj nadal aktualne, tak jak było w początkach chrześcijaństwa, kiedy dokonywało się pierwsze wielkie misyjne głoszenie Ewangelii.

Drodzy Bracia, odwagi! Połowa z nas jest już w starszym wieku, a starość – podoba mi się to określenie – jest siedliskiem życiowej mądrości. Starcy mają w sobie mądrość przebytej drogi życia, jak starzec Symeon czy prorokini Anna ze świątyni jerozolimskiej. Właśnie ta mądrość pozwoliła im rozpoznać Jezusa. Dawajmy tę mądrość ludziom młodym, dawajmy ją niczym dobre wino, które z biegiem lat staje się lepsze! Ofiarujmy młodym życiową mądrość! Przychodzi mi na myśl to, co pewien niemiecki poeta mówił o starości: „Es ist ruhig das Alter und fromm” – starość jest czasem spokoju i modlitwy, ale i przekazywania młodym tej mądrości. Wrócicie teraz do swoich stolic, by nadal pełnić waszą posługę, ubogaceni doświadczeniem tych dni, tak bardzo napełnionych wiarą i komunią kościelną. To wyjątkowe i nieporównywalne doświadczenie pozwoliło nam zrozumieć dogłębnie piękno rzeczywistości kościelnej, która jest odbiciem blasku Chrystusa Zmartwychwstałego. Pewnego dnia zobaczymy to przepiękne oblicze Zmartwychwstałego Chrystusa. (…)

(Audiencja dla wszystkich kardynałów

Sala Klementyńska, 15 marca

Cyt. za: www.radiomaryja.pl)

 

Wy jesteście zdolni zebrać i wyrazić oczekiwania i wymagania naszego czasu, zaproponować niezbędne narzędzia do zrozumienia rzeczywistości. Wasza praca wymaga studium, wrażliwości, doświadczenia, jak w wielu innych profesjach, ale domaga się szczególnej troski w odniesieniu do prawdy, dobra i piękna. I to nas szczególnie zbliża, ponieważ Kościół istnieje po to, aby to właśnie zakomunikować: „osobową” Prawdę, Dobro i Piękno. I to nas szczególnie zbliża, gdyż Kościół istnieje, aby przekazywać „osobową” Prawdę. Powinno być wyraźnie widoczne, że wszyscy jesteśmy powołani, aby ukazywać nie siebie samych, ale tę egzystencjalną triadę, którą tworzą: prawda, dobro i piękno.

Niektórzy nie wiedzieli, dlaczego biskup Rzymu zechciał przyjąć imię Franciszek. Niektórzy myśleli o Franciszku Ksawerym, Franciszku Salezym, a także o Franciszku z Asyżu. Opowiem wam tę historię. Podczas wyborów siedział obok mnie emerytowany arcybiskup Sao Paulo, a także emerytowany prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa, kardynał Claudio Hummes: wielki przyjaciel, wielki przyjaciel! Kiedy robiło się coraz bardziej „niebezpiecznie”, pocieszał mnie. A gdy głosy wyniosły dwie trzecie, rozległy się jak zwykle oklaski, bo został wybrany papież. Wtedy on objął mnie, pocałował i powiedział: „Nie zapominaj o ubogich”. I odtąd to słowo wciąż rozlegało się echem: ubodzy, ubodzy. Potem natychmiast w nawiązaniu do ubogich pomyślałem o Franciszku z Asyżu. Wtedy pomyślałem o wojnach, a liczenie głosów trwało, aż policzono wszystkie głosy. Franciszek jest człowiekiem pokoju. I tak pojawiło się to imię w moim sercu: Franciszek z Asyżu. Jest dla mnie człowiekiem ubóstwa, człowiekiem pokoju, człowiekiem, który kocha i troszczy się o naturę; w tym czasie mamy niezbyt dobre relacje z naturą, prawda? Jest to człowiek, który daje nam ducha pokoju, człowiek ubogi… Och, jak chciałbym, aby Kościół był ubogi i dla ubogich! (…) Bardzo Was kocham, dziękuję za wszystko, co zrobiliście. Myślę o waszej pracy: życzę, abyście pracowali ze spokojem i owocnie; abyście poznawali coraz lepiej Ewangelię Jezusa Chrystusa i rzeczywistość Kościoła. (…)

(Audiencja dla przedstawicieli mediów

Aula Pawła VI, 16 marca

Cyt. za: www.radiomaryja.pl, tłum. przejrzane i poprawione)

 

Jakie to piękne: najpierw Jezus sam modli się na górze. Modlił się sam (por. J 8, 1). Następnie udał się znów do świątyni, a cały lud schodził się do Niego (por. w. 2). Jezus pośród ludu. A na koniec zostawiają Go samego z kobietą (por. w. 9). Ta samotność Jezusa! Ale ta samotność jest owocna: samotność modlitwy w jedności z Ojcem i ta piękna samotność, która cechuje dzisiejsze orędzie Kościoła, orędzie miłosierdzia dla tej kobiety. (…)

Był lud, który schodził się do Niego, a On usiadł i go nauczał: lud, który chciał słuchać słów Jezusa, lud o otwartym sercu, potrzebujący Słowa Bożego. Byli też jednak inni ludzie, którzy nic nie słyszeli, nie potrafili słuchać. To ci, którzy przyszli z kobietą: „Słuchaj, Nauczycielu, ona jest taka i owaka… Musimy zrobić to, co Mojżesz kazał czynić z takimi kobietami” (por. w. 4–5).

My także, jak sądzę, jesteśmy tym ludem, który z jednej strony pragnie słuchać Jezusa, ale z drugiej czasami ma ochotę przyłożyć innym, potępić innych. Zaś orędziem Jezusa jest miłosierdzie. Dla mnie – mówię to z pokorą – najmocniejszym orędziem Pana jest miłosierdzie. Przecież to On sam powiedział: „Nie przyszedłem do sprawiedliwych, sprawiedliwi usprawiedliwiają się sami”. Panie, bądź błogosławiony, jeśli Ty możesz to uczynić, ja nie mogę! Oni jednakże sądzą, że mogą tego dokonać. „Ja przyszedłem do grzeszników” (por. Mk 2, 17).

Zwróćcie uwagę na szemranie po powołaniu Mateusza: „On się zadaje z grzesznikami!” (por. Mk 2, 16). Przychodzi do nas, kiedy uznajemy, że jesteśmy grzesznikami. Lecz kiedy jesteśmy jak ów faryzeusz przed ołtarzem: „Dziękuję Ci Panie, że nie jestem jak inni ludzie ani jak ten, który stoi przy drzwiach, ten celnik” (por. Łk 18,11–12), to nie znamy serca Pana i nigdy nie zaznamy radości, jaką daje odczucie tego miłosierdzia! Nie jest łatwo zdać się na Boże miłosierdzie, bo jest to niepojęta otchłań. Ale musimy to uczynić! „Ach, ojcze, gdyby ojciec znał moje życie, nie mówiłby ojciec do mnie w ten sposób. – Dlaczego, co zrobiłeś? – Ach, dopuściłem się poważnych występków. – Tym lepiej! Idź do Jezusa, On się ucieszy, kiedy Mu o tym opowiesz! On zapomina, ma szczególną zdolność zapominania. Zapomina, całuje cię, bierze w ramiona i mówi tylko: «I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz!» (J 8, 11). Daje ci tylko tę radę”. Po miesiącu jesteśmy w takiej samej sytuacji. Wracamy do Pana. Pan nigdy nie jest zmęczony przebaczaniem: nigdy! To nas męczy proszenie Go o przebaczenie. Prośmy o łaskę, byśmy niestrudzenie prosili o przebaczenie, ponieważ Jego nigdy nie męczy przebaczanie. Prośmy o tę łaskę.

(Homilia z mszy św. w kościele św. Anny w Watykanie, 17 marca

Cyt. za: www.vatican.va)

 

Józef jest „opiekunem”, bo umie słuchać Boga, pozwala, by go prowadziła Jego wola i właśnie z tego względu jeszcze bardziej troszczy się o powierzone mu osoby, potrafi z realizmem interpretować wydarzenia, jest wrażliwy na to, co go otacza i potrafi podjąć najmądrzejsze decyzje. W nim widzimy, drodzy przyjaciele, jak się odpowiada na Boże powołanie – dyspozycyjnością, gotowością, ale widzimy też, co stanowi centrum powołania chrześcijańskiego: Chrystus! Opiekujemy się Chrystusem w naszym życiu, aby opiekować się innymi, opiekować się dziełem stworzenia! (…)

Chciałbym prosić wszystkich tych, którzy zajmują odpowiedzialne stanowiska w dziedzinie gospodarczej, politycznej i społecznej, wszystkich mężczyzn i kobiety dobrej woli: bądźmy „opiekunami” stworzenia, Bożego planu wpisanego w naturę, opiekunami bliźniego, środowiska. Nie pozwólmy, by znaki zniszczenia i śmierci towarzyszyły w drodze naszemu światu! Jednak by „sprawować opiekę”, musimy też opiekować się samymi sobą! Pamiętajmy, że nienawiść, zazdrość, pycha plamią życie! Tak więc opiekować się znaczy czuwać nad naszymi uczuciami, nad naszym sercem, gdyż właśnie z niego wychodzą dobre i złe intencje: te, które budują, i te, które niszczą! (…)

Dodam tu jeszcze jedną uwagę: troszczenie się, opieka wymagają, by były przeżywane z czułością. W Ewangeliach święty Józef jawi się jako człowiek silny, odważny, pracowity, ale jest w nim wielka czułość, która nie jest cechą człowieka słabego – wręcz przeciwnie – oznacza siłę ducha i zdolność do zwracania uwagi na bliźniego, współczucia, prawdziwej otwartości na niego, zdolność do miłości. Nie powinniśmy bać się dobroci, czułości! (…)

(Homilia z mszy św. na rozpoczęcie pontyfikatu

Plac św. Piotra, 19 marca

Cyt. za: www.vatican.va)


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją