Ślady
>
Archiwum
>
2013
>
marzec / kwiecieĹ
|
||
Ślady, numer 2 / 2013 (marzec / kwiecieĹ) Relektury Hannah Arendt. Moja podróş do zĹa Alessandra Stoppa Jej sformuĹowanie âbanalnoĹÄ zĹaâ jest jednym z najczÄĹciej uĹźywanych (i naduĹźywanych) wobec codziennych wiadomoĹci. Co naprawdÄ chciaĹa powiedzieÄ niemiecka filozofka? DokĹadnie w 50. rocznicÄ powstania jej artykuĹĂłw o procesie Adolfa Eichmanna na nowo odkrywamy to, co ich autorka widziaĹa w tamtym czĹowieku. Oraz w naszej ĹwiadomoĹci.
WesoĹy, dobrze uĹoĹźony chĹopczyk, ktĂłry zabija swoich rodzicĂłw. âBanalnoĹÄ zĹaâ â mĂłwi siÄ. KĹĂłtnia na ulicy, sprzeczka o taksĂłwkÄ i inne bĹahe sprawy, ktĂłre koĹczÄ siÄ zabĂłjstwem â âbanalnoĹÄ zĹaâ. To samo mĂłwi siÄ o rozgrywajÄ cych siÄ codzienne na naszych oczach nieszczÄĹciach, do ktĂłrych jesteĹmy juĹź przyzwyczajeni. Albo o gorszÄ cym nas, znanym geĹcie, popeĹnionym przez kogoĹ zdolnego do okrucieĹstwa. Szybko oddalamy siÄ od przepaĹci. âBanalnoĹÄ zĹaâ â to wszystko, co mamy do powiedzenia. Wszystko co? Dzisiaj wciÄ Ĺź, dokĹadnie 50 lat po jego sformuĹowaniu, wyraĹźenie, jakim Hannah Arendt prĂłbowaĹa zdefiniowaÄ to, co widziaĹa podczas 114 posiedzeĹ sÄ du w czasie procesu jerozolimskiego, w wyniku ktĂłrego na ĹmierÄ zostaĹ skazany nazista Adolf Eichmann, czÄsto powraca w codziennych gazetach, w komentarzach do wydarzeĹ z kroniki wypadkĂłw. UĹźywane i naduĹźywane. NajczÄĹciej staje siÄ karmÄ , by przekonaÄ nas do tego, czego byĹmy nie chcieli: to zĹo, ktĂłre nas przeraĹźa, dotyczy nas. Jest w tym coĹ, co zbliĹźa siÄ do tego, co Arendt widzi w tym mÄĹźczyĹşnie w Ĺrednim wieku, szczupĹym, z zaczÄ tkami Ĺysiny, zamkniÄtym âw szklanej kabinieâ, ktĂłry przez caĹy proces bÄdzie wyciÄ gaĹ âbez przerwy chudÄ szyjÄ w stronÄ Ĺawy sÄdziowskiejâ* (s. 10). Dla niej jednak bycie banalnym nie jest czymĹ normalnym u Eichmanna. By zrozumieÄ, co miaĹa na myĹli, wystarczy powrĂłciÄ do serii artykuĹĂłw, ktĂłre niemiecka filozofka, uczennica Heideggera i Jaspersa, napisaĹa w Jerozolimie jako korespondentka tygodnika âThe New Yorkerâ, opublikowanych na przeĹomie lutego i marca 1963 roku. Jej definicja zĹa jest gĹÄbsza niĹź sposĂłb, w jaki siÄ jej uĹźywa. GĹÄbsza, poniewaĹź zadaje pytanie o gĹÄbiÄ zĹa. Nie znajdujÄ c jej. Eichmann urodziĹ siÄ w austriackim mieĹcie Solingen w 1906 roku. W tym samym roku, co Arendt. Podczas gdy ona, Niemka Ĺźydowskiego pochodzenia, emigruje do Francji, a potem do StanĂłw Zjednoczonych, by ujĹÄ przeĹladowaniom, on trafia do piechoty pod sztandary Trzeciej Rzeszy. W wieku 26 lat traci pracÄ w przedsiÄbiorstwie przetwĂłrstwa naftowego i wstÄpuje do wojska. WkrĂłtce, âznudzony sĹuĹźbÄ wojskowÄ â, za radÄ znajomego wysyĹa podanie o przyjÄcie do SS. âPartia jak gdyby poĹknÄĹa go wbrew wszelkim oczekiwaniom i bez Ĺźadnej wczeĹniejszej decyzji. StaĹo siÄ to nagle i bardzo szybkoâ (s. 45). Eichmann zostanie odpowiedzialnym za sekcjÄ do âspraw dotyczÄ cych ĹťydĂłwâ GĹĂłwnego UrzÄdu BezpieczeĹstwa Rzeszy. Z kluczowÄ rolÄ : organizacja transportĂłw do obozĂłw koncentracyjnych i zagĹada. 11 maja 1960 roku na peryferiach Buenos Aires, gdzie po wojnie rozpoczÄ Ĺ nowe Ĺźycie, miaĹ zostaÄ uprowadzony przez Mossad, by zostaÄ osÄ dzony przed SÄ dem OkrÄgowym w Jerozolimie.
Na skrĂłty. Od uprowadzenia zaczyna siÄ rĂłwnieĹź film Margarethe von Trotty, ktĂłry wszedĹ niedawno na ekrany niemieckich kin, poĹwiÄcony doĹwiadczeniu Hannah Arendt podczas czterech miesiÄcy procesu toczÄ cego siÄ wobec oskarĹźonego, ktĂłry jÄ zszokowaĹ, poniewaĹź âto wszystko podwaĹźa nasze teorie zĹaâ. Przede wszystkim jej teoriÄ, teoriÄ âzĹa radykalnegoâ, wprowadzonÄ w ksiÄ Ĺźce Korzenie totalitaryzmu. Wraz z pojawieniem siÄ nazizmu miaĹo pojawiÄ siÄ w historii zĹo âabsolutneâ, nigdy wczeĹniej niespotykane i bÄdÄ ce celem samym w sobie. Podczas gdy dziaĹania Eichmanna, owszem, byĹy âpotworneâ, ale on sam nie byĹ âani demoniczny, ani potwornyâ. Nie byĹ paranoikiem ani chorym umysĹowo. PotwierdzaĹo to okoĹo dwanaĹcie diagnoz psychiatrycznych. âNie byĹ Jagonem ani Makbetemâ (s. 372) â notuje Arendt. ByĹ zwyczajny, nie miaĹ zamiaru wyrzÄ dzaÄ zĹa. A jednoczeĹnie znaĹ konsekwencje swoich dziaĹaĹ. Z powodu tej przepaĹci â problemu sumienia â sÄ d przez caĹy czas bÄdzie szukaĹ drogi na skrĂłty: chce przekonaÄ siÄ, Ĺźe ten czĹowiek kĹamie. Tymczasem Eichmann mĂłwiĹ prawdÄ. Nie nienawidziĹ ĹťydĂłw, co wiÄcej, to on w pierwszej kolejnoĹci byĹ âniezadowolonyâ z âostatecznego rozwiÄ zaniaâ. A przecieĹź byĹ jednym z gĹĂłwnych egzekutorĂłw holokaustu i patrzyĹ mu w twarz. WysĹaĹ na ĹmierÄ setki tysiÄcy mÄĹźczyzn, kobiet i dzieci, âz wielkÄ gorliwoĹciÄ i chronometrycznÄ precyzjÄ â. Z tego powodu zostaĹ powieszony 31 maja 1962 roku, oskarĹźony âo zbrodnie przeciwko narodowi Ĺźydowskiemu, zbrodnie przeciwko ludzkoĹci i zbrodnie wojenneâ. Ale ani TrybunaĹ, ani publicznoĹÄ nie uwierzyĹa mu. Gdyby mu uwierzyli, musieliby uznaÄ, Ĺźe jego zĹo nie byĹo zakorzenione ani w fanatyzmie, ani w nieĹwiadomoĹci. UwierzyÄ mu znaczyĹo stanÄ Ä wobec dylematu, ktĂłry wydawaĹ siÄ nierozwiÄ zywalny. Arendt postanowiĹa stawiÄ mu czoĹa. Ĺatwo banalnoĹÄ moĹźna pomyliÄ z drobnym dziaĹaniem czĹowieka, nienagannego biurokraty bÄdÄ cego czÄĹciÄ ogromnych trybĂłw piekielnej machiny. Z pewnoĹciÄ ludzka przygoda Eichmanna byĹa rĂłwnieĹź i tym, wielokrotnie powtarzaĹ, Ĺźe byĹ posĹuszny rozkazom. A dokĹadniej â âdziaĹaniom paĹstwaâ. Nie dlatego jednak Arendt formuĹuje swojÄ definicjÄ zĹa. Jest coĹ, co ona dostrzega w zdolnoĹci tego czĹowieka do chlubienia siÄ z powodu pustych, fikcyjnych rzeczy. Nie byĹ indoktrynowany; naleĹźaĹ do partii bez przekonania, nie znaĹ jej programu, nigdy nie przeczytaĹ Mein Kampf. 8 maja 1945 roku, kiedy Niemcy zostaĹy oficjalnie pokonane, powie: âPoczuĹem, Ĺźe czeka mnie trudne, pozbawione przywĂłdcy Ĺźycie (âŚ). Nie dostanÄ od nikogo wytycznych, nikt mi juĹź nie wyda Ĺźadnych rozkazĂłw ani poleceĹ, nie bÄdzie konsultacji w sprawie odnoĹnych rozporzÄ dzeĹ, sĹowem, czekaĹo mnie Ĺźycie, jakiego dotÄ d w ogĂłle nie znaĹemâ (s. 44). PoniewaĹź nigdy nie doĹwiadczyĹ, co znaczy ĹźyÄ. SÄdzia Ĺledczy przesĹuchiwaĹ go przez ponad miesiÄ c, zarejestrowaĹ 76 taĹm magnetycznych, na ktĂłrych Eichmann opowiada o swoim Ĺźyciu. SÄ peĹne banaĹĂłw. âAbsolutnie nie byĹ on zdolny do patrzenia na cokolwiek z punktu widzenia innego czĹowiekaâ (s. 63â64) â notuje Arendt. Eichmann znajduje pocieszenie we wspomnieniach o âdrobnych triumfachâ, zainspirowanych upodobaniami zasobnego spoĹeczeĹstwa albo sukcesem, ma âmaniÄ mĂłwienia o powaĹźnych sprawachâ, pozostajÄ cych jednak pustymi konceptami. Tak jak niedorzeczne sĹowa wypowiedziane na chwilÄ przed ĹmierciÄ . PowiedziaĹ, Ĺźe jest Gottgläubigerem â jest to nazistowski termin okreĹlajÄ cy tego, kto odrzuca religiÄ chrzeĹcijaĹskÄ i Ĺźycie wieczne, potem dodaĹ: âNiebawem, panowie, znĂłw siÄ spotkamy. Taki juĹź los wszystkich ludzi. Niech ĹźyjÄ Niemcy, niech Ĺźyje Argentyna, niech Ĺźyje Austria. Nigdy ich nie zapomnÄâ (s. 325). Te sĹowa dla Arendt byĹy streszczeniem tego wszystkiego, co widziaĹa podczas dĹugiego procesu: âLekcji na temat zatrwaĹźajÄ cej i urÄ gajÄ cej sĹowom i myĹlom banalnoĹci zĹaâ (s. 326). ZĹo tego czĹowieka byĹo banalne jak jego pamiÄÄ, umysĹ przepeĹniony bĹahymi konceptami, z trudem pamiÄtajÄ cy o faktach. MyĹl, ktĂłra jest stworzona do poszukiwania przyczyn rzeczy, kiedy zajmuje siÄ zĹem, âjaĹowieje, bo dotyka nicoĹci. Na tym polega ÂŤbanalnoĹÄ zĹaÂťâ (s. 403) â miaĹa napisaÄ Arendt wobec polemik toczÄ cych siÄ wokóŠprocesu. BanalnoĹÄ jest wiÄc tym âbrakiem myĹliâ. Nie chodzi o to, Ĺźe Eichmann byĹ gĹupi (âczysta bezmyĹlnoĹÄ, ktĂłrej bynajmniej nie naleĹźy utoĹźsamiaÄ z gĹupotÄ â, s. 373). ZĹo, o ktĂłrym ona mĂłwi, polega na âoderwaniu siÄ od rzeczywistoĹciâ (tamĹźe). Przede wszystkim od samego siebie. To jest pustka rozumu wynikajÄ ca z braku relacji z faktami. Eichamnn miaĹ je przed sobÄ , widziaĹ, jak umiera siÄ w MiĹsku, w Treblince, w Lublinie, widziaĹ dobrze, tak Ĺźe nie mĂłgĹ juĹź wiÄcej patrzeÄ. âMiaĹem serdecznie dosyÄ. ByĹem wykoĹczony. (âŚ) Nie mogĹemâ (s. 115). Dlatego Arend mĂłwi: âZmieniĹam zdanie (âŚ). UwaĹźam obecnie, iĹź zĹo nigdy nie jest ÂŤradykalneÂť, a tylko skrajneâ (s. 402â403). Skrajne i powierzchowne. Tak jak systematyczne kĹamstwo, w ktĂłrym Ĺźyli wszyscy wokóŠniej, kiedy rzeczywistoĹÄ zostaĹa ogoĹocona nawet ze swoich najbardziej oczywistych znamion nieszkodliwymi sĹowami: metody zagĹady zostaĹy nazwane âÂŤhumanitarnym sposobemÂť zabijania polegajÄ cym na ÂŤprzyznawaniu ludziom Ĺmierci z ĹaskiÂťâ (s. 142), âkwestiami medycznymiâ (s. 92). Poza tym gdzie indziej tak zdefiniuje ideologiÄ: âNie chodzi o naiwnÄ akceptacjÄ tego, co widzialne, ale inteligentne usuniÄcie widzialnegoâ. JeĹli rzeczywistoĹÄ traci znaczenie na rzecz myĹli, zĹa nic juĹź nie ogranicza, poniewaĹź nie wiÄ Ĺźe siÄ z niczym. âNicoĹÄ staje siÄ globalnym zastÄpnikiem rzeczywistoĹci, poniewaĹź nicoĹÄ przynosi pokrzepienie â pisze w ksiÄ Ĺźce The Life of the Mind (1978). â Pokrzepienie dobrze pojmowane, bez rzeczywistoĹci. Czysto psychologiczne, uĹmierzajÄ ce niepokĂłj i strachâ. To pokrzepienie, o ktĂłrym mĂłwiĹa, Ĺźe doĹwiadczaĹ go Eichmann. Nigdy nie poznajÄ c i nie osÄ dzajÄ c, tracÄ c ludzki poziom Ĺźycia. Jak gdyby jego Ĺźycie nigdy nie staĹo siÄ jednostkowe. Nigdy nie byĹo naprawdÄ jego Ĺźyciem. âNacisk, jaki Arendt kĹadzie na fakty, jest niedoceniany. Tymczasem najbardziej dojmujÄ ce jest w niej wĹaĹnie pragnienie zrozumienia rzeczywistoĹci. ByĹ to jej obsesyjny lÄk od dzieciĹstwa â mĂłwi âTracceâ Giorgio Torresetti, wykĹadajÄ cy FilozofiÄ prawa na Uniwersytecie w Maceracie. â BanalnoĹÄ to odzwyczajenie siÄ czĹowieka od myĹlenia w znaczeniu niezdolnoĹci pytania o fakty. MyĹl zamyka siÄ w sobie, nie sĹucha rzeczywistoĹci. CzĹowiek przestaje sĹuchaÄ w pierwszej kolejnoĹci samego siebie, brakuje wewnÄtrznego dialoguâ. Nie ma sumienia.
âDzisiaj wszystko wyglÄ daĹoby inaczejâ. JednÄ z rzeczy najbardziej Arendt zadziwiajÄ cych jest wĹaĹnie sĹaba âodpornoĹÄâ na nazizm i to, jak maĹo byĹo ludzi Ĺwiadomych. Ta kwestia czÄsto powraca w jej sprawozdaniu. Na przykĹad w niektĂłrych wspomnieniach Eichmanna (âNikt mnie nie zganiĹ za cokolwiek w wypeĹnianych przeze mnie obowiÄ zkachâ, s. 170) albo w zeznaniach jednego z ocalonych, ktĂłry opowiada, Ĺźe on i inni uratowali siÄ dziÄki pewnemu niemieckiemu sierĹźantowi, Antonowi Schmidtowi, ktĂłry dziÄki temu otrzymaĹ potem uĹaskawienie: âNa sali sÄ dowej panowaĹa gĹÄboka cisza (âŚ). Podczas zaĹ owych dwĂłch minut, bÄdÄ cych jakby snopem ĹwiatĹa, ktĂłry wytrysnÄ Ĺ nagle w sercu nieprzeniknionych i niezgĹÄbionych ciemnoĹci, jedno wydawaĹo siÄ absolutnie pewne: jakĹźe inaczej wyglÄ daĹoby dziĹ wszystko (âŚ), gdyby moĹźna byĹo usĹyszeÄ wiÄcej takich opowieĹciâ (s. 299). W innym fragmencie analizuje: âTotalitaryzm usiĹuje stworzyÄ owe strefy zapomnienia, w ktĂłrych majÄ zniknÄ Ä wszelkie czyny, dobre i zĹe (âŚ). Strefy zapomnienia nie istniejÄ . Nic co ludzkie nie jest tak doskonaĹe, a na Ĺwiecie Ĺźyje po prostu zbyt wielu ludzi, by zapomnienie mogĹo staÄ siÄ faktem. (âŚ) PrzewaĹźajÄ ca wiÄkszoĹÄ ludzi ugnie siÄ pod rzÄ dami terroru, ale niektĂłrzy siÄ nie ugnÄ â (s. 301). Arendt pokĹada nadziejÄ w tych wyjÄ tkach, w powtĂłrnych narodzinach sumienia. Oraz w fakcie, Ĺźe rzeczywistoĹÄ nie moĹźe byÄ zredukowana do nicoĹci. BanalnoĹÄ zĹa odsĹania gĹÄbiÄ dobra. Tak napisze w liĹcie z lipca 1963 roku: âJedynie dobro (âŚ) moĹźe byÄ radykalneâ (s. 403).
* Cytaty wraz z podanÄ stronÄ pochodzÄ z wydania: H. Arendt, Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalnoĹci zĹa, tĹum. A. Szostkiewicz, KrakĂłw 2010.
MIÄDZY KRONIKÄ A HISTORIÄ W 1961 r. Hannah Arendt (1906â1975) uczestniczy w procesie jerozolimskim Adolfa Eichmanna jako korespondentka âThe New Yorkeraâ. W 1963 r. sprawozdanie opublikowane na Ĺamach tygodnika zostaje wydane w formie ksiÄ Ĺźki, w poszerzonej wersji. W 1964 r. Arendt dostarcza do druku edycjÄ przejrzanÄ i poprawionÄ , z dodatkiem nowego materiaĹu dotyczÄ cego Holokaustu oraz z Dodatkiem, w ktĂłrych stawia czoĹa polemikom, jakie wywoĹaĹo jej dzieĹo. |