Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2013 (marzec / kwiecień)

Ameryka Łacińska

Spotkanie Odpowiedzialnych. Z otwartymi oczami

Alessandra Stoppa


Oblicze Benedykta XVI rzucało im wyzwanie. Tymczasem po powrocie do domu zobaczą oblicze nowego papieża. Na weekend, wypełniony zebraniami i spotkaniami, przyjechało 300 osób z 18 krajów, by wspólnie przebyć tegoroczną drogę. „Zmienia nas tylko ciało, które nas dotyka. Poniżej nie relacja, ale doświadczenie osób.

 

 

Un sueño del alma che a veces muere sin florecer.Obietnica, która się nie spełnia, która umiera, zanim zakwitnie. Blef. „Życie nie jest takie, ponieważ Chrystus jest prawdziwą obietnicą”. Nie można w nią jednak wierzyć, mając zamknięte oczy. „Trzeba ją zweryfikować”. Dlatego są tutaj, w Mariapolis, niedaleko Sao Paolo, 300 osób z 18 krajów na Spotkaniu Odpowiedzialnych z Ameryki Łacińskiej (Assemblea Responsabili dell’America Latina – ARAL) z księdzem Juliánem Carrónem. Trzy dni nieustannego przywoływania do istoty życia. By lepiej poznać tę głęboką allegría – radość, dopiero co widniejącą na obliczu Benedykta XVI, którą po powrocie do domu zobaczą w papieżu Franciszku.

Lekcje, spotkania i świadectwa o „Życiu jako powołaniu, z pytaniami, z trudnościami, przepełnione jednak pragnieniem prawdy, za którą można podążać. Nie żaden dyskurs: oblicze” – powtarza często ksiądz Carrón. Dlatego nie znajdziecie tutaj sprawozdania, ale życie i historie.

 

SILVIA|BRAZYLIA

Chrystus jest dla mnie teorią! Gdyby wszedł przez te drzwi, wtedy może…” – mówi Marcelo, dziennikarz, ateista. Silvia słucha go i myśli, że jest tu właśnie z tego powodu, właśnie dlatego, że przez te drzwi od ponad roku, co dwa tygodnie, wchodzi niewytłumaczalny fakt. W domu w jednej z dzielnic Sao Paolo spotyka się z grupą przyjaciół, wierzących i niewierzących. Coś poza programem w jej życiu. Od lat uczy antropologii filozoficznej na Wydziale Sztuki. Najpierw miała tylko klasy muzyczne, potem dostała również klasy o specjalności moda. „To była ostatnia rzecz, jakiej chciałam, uważałam, że są zbyt płytcy”. Podczas jednej z imprez spotyka przypadkowo Carlosa, dawnego kolegę z pracy. Nigdy nie był w Ruchu, ale czytał księdza Giussaniego i jest przekonany, że Zmysł religijny opisuje proces kreacji. „Jeśli twoje dziewczyny nauczą się tej metody, zostaną wielkimi stylistkami” – mówi Silvii. Lekcje nabierają intensywności, miłość do swojej pracy staje się bardziej nagląca, szuka też kilku zaprzyjaźnionych nauczycieli, by mogła się z nimi konfrontować.

Z czasem inicjatywa się rozrasta, dołączają inni, nie tylko wykładowcy, przede wszystkim niechrześcijanie. Teraz jest to przyjaźń, w której osądzamy wszystko, co się wydarza”. Ten, kto przychodzi, wnosi swoje życie, pytania do pytań, stawiane usilnie przede wszystkim przez tych, którzy nie wierzą. „Te, które my zapominamy zadać” – mówi Silvia. „Spotykamy się po roku, by zobaczyć, jak wyzwania, których życie nam nie zaoszczędziło, pozwoliły nam dojrzeć” – mówi podczas wprowadzenia ksiądz Carrón. Fakt, z powodu którego każdy z nas jest w tej auli, wiara, która zadziwiła życie, „jaki ma związek z naszymi wymogami?”.

Silvia myśli o grupie swoich dorosłych przyjaciół, w której średnia wieku wynosi 50 lat, o ludziach, którzy przekonali się, że „życie jest skomplikowane”, niektórzy mają na swoim koncie dwa, trzy małżeństwa. Bardzo dobrze znają życie bez Chrystusa. A więc zainteresowanie tym, by się z nami spotykać, w rzeczywistości jest nieustannym pytaniem dla mnie: dlaczego nie możesz żyć bez Chrystusa?”. Odpowiedzi doświadczają razem, we wzrastającej przyjaźni między sobą. „Czyż wiara nie interesuje cię dlatego, że stokroć intensyfikuje smak życia? – zapytał ksiądz Carrón w tych dniach. – Musimy tylko przylgnąć do Chrystusa. W ten sposób powstają miejsca tworzone przez Jego spojrzenie”.

 

ALEJANDRO|WENEZUELA

W nocy, w której umarł Hugo Chávez [prezydent Wenezueli], leciał samolotem na ARAL. Sam. Przez całą podróż tylko ta wiadomość i jego serce. „To było coś nieprawdopodobnego. Zdawałem sobie sprawę, że nie byłem ani smutny, ani zadowolony, jak wielu moich rodaków”. Alejandro pochodzi z Caracas. Po 14 latach „wszechobecności” caudilla w życiu każdego Wenezuelczyka, myślał o nim jakby po raz pierwszy. „Jego śmierć mówiła mi o mnie. Człowiek, który żył i walczył o swój plan i trzymał w rękach władzę. Wobec pustego tronu królewskiego przychodzi refleksja nad swoim przeznaczeniem. „Współczułem mu w jego cierpieniu bycia «pokonanym», w utracie nawet najpotężniejszej broni: słowa. Mądrość Boża wie jednak, przez co musimy przejść, byśmy zrozumieli prawdziwy sens życia”. Myśli o Chávezie, myśli o sobie. „O ryzyku, jakie ponoszę, licząc tylko na swoje siły, uczepiając się jakiejś mojej idei. Ja jednak spotkałem fakt, Chrystusa, który jest jedyną prawdziwą konsystencją. I wszystko jest sposobnością, by Go poznać. Również teraz, kiedy w jego ojczyźnie, po śmierci Cháveza i na początku powstawania mitu” o nim, zaczyna się okres wielkiej niepewności.

Podczas ARAL-u jedna z najbardziej zaciętych konfrontacji dotyczy właśnie polityki. Od porównania z wyborami we Włoszech przez relację między własnym zaangażowaniem a władzą, aż po sytuację w Wenezueli, gdzie wybory miały odbyć się 14 kwietnia. Wszędzie tam, gdzie jesteśmy, gdzie stajemy w obliczu chaosu politycznego, fragmentaryzacji społeczeństwa, triumfu ideologii, jedynym naszym prawdziwym wkładem może być jasna świadomość tego, kim jesteśmy. Pierwszą odpowiedzią jest chrześcijańska wspólnota”. To znaczy ja – mówi Alejandro. – Dzięki spojrzeniu, jakim czułem się tutaj ogarnięty, jest to jeszcze bardziej zrozumiałe. Jest we mnie to wszystko, czego potrzebuję do osądzenia tego, co się wydarza. Nawet wtedy, gdy jestem sam”. Tak jak tamtej nocy w samolocie. I jak mówi ksiądz Carrón: „Co jest naglącą potrzebą? Wychowanie, dzięki któremu wyłania się kryterium osądu po to, by się nie zagubić. To miejsce w naszym sercu”.

Bernhard Scholz, przewodniczący CDO, opowiadając o doświadczeniu wyborów we Włoszech, powiedział: Jeśli nie zaangażujemy się w rzeczywistość, nie odkryjemy możliwości naszego «ja». I zależymy od innych”. Tylko wolne człowieczeństwo nie zostaje zniszczone przez władzę. Czy to władzę Cháveza, czy to władzę tego, kto przyjdzie później, czy też władzę każdej innej pewności. „Łatwo jest od razu oprzeć się na jakimś innym «idolu» – mówi Alejandro. – Dlatego potrzebuję drogi, potrzebuję podążać za tym, co spotkałem w życiu i co czyni mnie wolnym”.

Luz, podobnie jak on, pochodzi z Caracas i pracuje w jednym z biur rządowych. Wiele osób obecnych na Spotkaniu pyta ją: jak możesz tam pracować? Na co ona odpowiada z prostotą: „Dobrze wykonuję swoje obowiązki, ponieważ to jest moja praca. Żyję dzięki doświadczeniu miłości”. Temu samemu doświadczeniu, które widzą po powrocie do domu: nowego Papieża. Zaskoczył ich całkowicie, nie dlatego jednak, że pochodzi z Ameryki Łacińskiej: „Ze względu na wiarę, którą pokazuje nam od pierwszej chwili.

 

CLAUDIA|PERU

Przez ostatnie dwa lata na uniwersytecie przepełniało mnie pragnienie, by życie, które spotkałam, otwarło się na świat”. Nie myślała o wyjeździe nie wiadomo gdzie, „niczym się nie martwiłam, żyłam zwyczajnie, ale z tym wyłomem w sercu”. Potem pojawiła się propozycja rocznej służby cywilnej na Uniwersytecie „Sedes Sapientiae” w Limie. Cztery dni po obronie pracy magisterskiej pozostawia Bari i wyjeżdża do Peru. Opowiada, że do Limy przyjechała, „nie mając żadnego wyobrażenia o tym, czego powinna się spodziewać, ale podążając za we wszystkim, mając jedyną pewność, że pierwszy ruch należy zawsze do Boga.

Klimat, ruch na drogach, muzyka na cały regulator o godzinie 7.30 rano… Wszystko wywoływało napięcie. Jednak największe ograniczenie – nieznajomość języka – uświadomiło jej na nowo oczywistość, że zależy we wszystkim, ale to wszystkim, aż po uznanie, że „ja siebie nie czynię, jestem czyniona. Zaniepokojenie zniknęło dzięki prawdziwszej konieczności: trzeba dać się pochwycić”.

Kilka miesięcy później profesor, z którym pracowała, miał wypadek i poprosił ją, by następnego dnia sama poprowadziła zajęcia. To był pierwszy raz. Nie było czasu, by się przygotować, a na dodatek upadła i się potłukła. Tamtej nocy nie spała, a rano wstała cała obolała. Nie wiedziałam, co robić, wtedy zadzwonił do mnie profesor i zapytał: «Jesteś pewna, że w takim stanie możesz poprowadzić zajęcia?». To proste pytanie zainicjowało moją rozmowę z Tajemnicą: czy naprawdę nie chcę iść z powodu upadku? Oczywiście, że nie”. To był strach, wyobrażenie o tym, jak powinien wyglądać jej pierwszy wykład. Chciała uciec, a przynajmniej tak jej się wydawało. Zadałam sobie pytanie, czego naprawdę pragnę: chciałam powiedzieć «tak». Nie ze względów moralizatorskich, ale ponieważ potrzebowałam Jego. Ze względu na pragnienie, by On wchodził już w pierwszą godzinę dnia. „Powiedzieć «nie» temu, co zostało mi dane, to zamknąć przed Tobą drzwi”. Obecność w działaniu, i zaraz potem pewność, wcześniej niemożliwa.

I tak przez cały rok, w podziwie nieustannego przekraczania granic ludzkich możliwości. Dzień po dniu odkrywam, że życiem jesteś Ty, który ogarniasz mnie swoją obecnością”.

 

ALEJANDRA|URUGWAJ

Przez sześć miesięcy nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Alejandra napisała do księdza z miasteczka, z którego pochodziła, Villa Rodriguez, położonego 80 kilometrów od Montevideo: teraz, gdy mieszkała sama w stolicy, odczuwała potrzebę wspólnoty. Kiedy już straciła nadzieję, nadszedł mail: „Tak, znam grupę…”. W ten sposób trafiła na Szkołę Wspólnoty, a dzisiaj jest po raz pierwszy na ARAL-u.

Spotkanie z Ruchem zrewolucjonizowało moją relację z wiarą, uczyniło ją rzeczywistą, cielesną”. Zmieniło jej zachowanie. Jest psychologiem, kocha również komponować piosenki. Wcześniej wychodziłam od tego, czego spodziewali się inni, od tematów, które mogły być interesujące. Teraz muzyka wypływa ze mnie. Ponieważ idąc tą drogą, spotykam samą siebie”.

Dzień, w którym skomponowała Tu amor por mi, był smutny, ponieważ rodzina i przyjaciele nie chcieli, by została sama na weekend, nalegali, by się z nią zobaczyć. Ja jednak nie chciałam jechać, potrzebowałam czegoś innego”. Czytając Zmysł religijny, natknęła się na wiersz Tagore’a: Wszelkimi sposobami trzymają mnie ci, / którzy miłują mnie na tym świecie. // Ale inaczej jest z Twoją miłością, / która jest większa od ich miłości, / i dlatego Ty mnie wyswobodzisz” (s. 149). Zdałam sobie sprawę z tego, jak kochamy my – ja w pierwszej kolejności – a jak kocha On”. Alejandra śpiewa o tym na scenie podczas Spotkania. Rytm jest szybki, narasta, wołanie, przyzywanie wolności. Słowa to wiersz, do którego ksiądz Carrón nawiązuje podczas assemblei, odpowiadając na prośbę o pomoc w dokonaniu wyboru. „Chcielibyśmy rozwiązać problem drugiego albo żeby drugi rozwiązał nasz problem. To jednak odrywa nas od Tajemnicy. Jezus nie podpowiada rozwiązania dwóm kłócącym się o spadek braciom. Nam wydaje się, że jest to za mało albo że jest to coś abstrakcyjnego. Tymczasem tylko wychowując się do tajemnicy, do nieskończoności, jesteśmy wolni”. Jeśli nie wzywam Cię w modlitwach moich, / jeśli nie chowam Cię w mym sercu, / to przecież miłość Twoja ku mnie / na moją czeka miłość” (s. 149). „Być kochanym tak mocno to coś rzeczywistego – mówi Alejandra. – Dlatego podążanie za nic mnie nie kosztuje”.

 

ROSETTA|BRAZYLIA

Ludzie, których zatrudniasz, wychowujesz i widzisz, że odchodzą, coraz większa odpowiedzialność, relacja ze współpracownikami, problemy administracyjne… „W tym wszystkim, o czym mówicie, widzimy przede wszystkim, że przedsiębiorca jest osobą” – zaczyna ksiądz Carrón w sobotę po południu, podczas spotkania poświęconego dziełom. W słowach tych, którzy zabierają głos, opowiadając różne historie, rozbrzmiewa to samo naglące pragnienie, by ideał pozostał żywy w pracy. „Ideał pozostaje żywy, jeśli nim żyjesz. Jezus nie przysyłał listów. Jest ciałem”.

Rosetta nie ma niczego innego. „Przyjechałam tu jako żebrak”. Nie jest nowicjuszką. Mieszka w Brazylii, odkąd skończyła 23 lata. 46 lat intensywnego budowania Dzieł Wychowawczych im. ks. Giussaniego w Belo Horizonte. Ponad tysiąc dzieci i nastolatków, cztery centra dla dzieci, dom opieki, centrum społeczno-kulturalne, centrum sportowe… I ostatnie miesiące, które były pasmem niepowodzeń. Odejście szefa projektu programu zatrudniania, blokada części środków rządowych z powodu problemów ze sprawozdaniami finansowymi, potrzeba napisania odwołania, komplikacje, strach, że inni nie dadzą rady. Zaczęła czuć, że dzieło ją przerasta. Budziłam się w nocy zmartwiona. Nie opierałam się na Chrystusie. To znaczy mówiłam: tak, opieram się”. Zostawiając miejsce na ale, które pomału zamyka nas w samych sobie.

Na czym stawiasz fundamenty?” To otwiera wszystko na nowo. „Pytanie księdza Carróna, słowa, w których rzuca nam wyzwanie, nie były już tylko słowami. Ale ciałem przyjaciela będącego przy mnie, który mnie wzrusza, ponieważ przywraca mi prawdę o tym, kim jestem. Tajemnica stała się dotykalna”. Sprawy się nie ułożyły, spogląda jednak z wdzięcznością na to, co jest, na kryzys, na swoją słabość. To są narzędzia, ażebym stanęła ogołocona przed Tajemnicą. Pomyślałam: co ja teraz zrobię, to koniec…”. Teraz płacze, że tak pomyślała. „Ponieważ wszystko zostało mi dane, mnie, która jestem niczym”.

 

CARLOTTA|SURINAM

Surinam!” – wybucha burza oklasków. Podczas assemblei głos zabiera również Carlotta. Piękna i wylękniona twarz. Gdy mówi o samotności, której doświadczyła, nie uwierzyłbyś, że teraz może być tak bardzo szczęśliwa. Od roku mieszka w Paramaribo, w najmniejszym państwie Ameryki Łacińskiej, z mężem Carlem i trójką dzieci. Ruch tam to oni.

Carlo, który jest inżynierem, musi się przenieść z powodu budowy rafinerii: „Jedziesz ze mną?” – pyta ją. „Zawsze pragnął pracować za granicą, ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Byłam taka szczęśliwa w Varese”. Do zderzenia z innym światem dochodzi natychmiast, na drodze z lotniska do domu. „Zaczęłam od razu pytać: «Panie, dlaczego odebrałeś nam bogactwo życia, które mieliśmy we Włoszech?». Powoli zdałam sobie jednak sprawę, że to nie było pytanie, ale wątpliwość”.

Podczas jednej z bezsennych nocy słowa Carla zmroziły jej krew w żyłach: „Co my robimy w tym miejscu?”. W jednej chwili trudności przeżywane przez męża sprowokowały ją bardziej niż jej własne. Przez miesiąc żyła, opierając się na pewności, z jaką tu przyjechał. „Zrozumiałam, że droga i pewność są sprawą osobistą. Zaczęłam zadawać sobie pytania, rozwiewać swoje wątpliwości. Doszło do głosu prawdziwe pytanie: co ja robię na świecie?”. Miesiące nieprzerwanych deszczy, nieustanna pokusa nudy, Carlo wciąż w pracy. „Ale nawet zniechęcenie, chwile silnego poczucia pustki są wielką okazją do zadawania tego pytania. Żebrania o to, by Pan się ukazał. On nigdy nie pozostawia mnie samej. Najpierw dojrzało towarzystwo tworzone z Carlem. „Pewnego dnia powiedział mi: «To, jak mogę na ciebie teraz patrzeć, jest warte wszystkich trudności, jakie tu przeżywamy». Nie był taki nawet wtedy, gdy prosił mnie o rękę”.

 

FERNANDO|ARGENTYNA

W rozmowach prowadzonych w tych dniach często powracają nasze wyobrażenia. „Jeśli ich nie osądzamy, wyolbrzymiamy je, przydajemy im rozmiarów, nadajemy konsystencję, których nie mają – mówi ksiądz Carrón. – Wiemy, że wyobrażenia nie wypełniają życia. To jednak nie wystarczy, aby się od nich uwolnić. Zmienia nas tylko ciało, które nas dotyka”. Pochodzący z Argentyny Fernando kilka miesięcy temu dostał do ręki kartkę z diagnozą stwierdzającą u jego żony Caroliny raka. W głowie pojawiły się wszystkie „dlaczego”, zaniepokojenie o sześcioro dzieci, przysięga małżeńska Wszystko zmienia się jednak, kiedy Carolina mówi mu: „To, co mam, jest dla ciebie”. „Żadnej poezji – mówi Fernando. – Przede wszystkim ciężka praca. Codziennie rano musiałem zdecydować, czy prawdziwszy jest strach, czy uznanie, że jestem dzieckiem, dzieckiem Ojca, który pragnie mnie teraz. A więc kim jestem, żebym znał Jego plan wobec Caroliny, wobec dzieci, wobec mnie? Tylko doświadczenie tego uznania pozwoliło mi przeżywać okoliczność”. Aż po odkrycie, że diagnoza była błędna, i decyzję o niewnoszeniu pozwu. „Z wdzięczności za to, co odkryłem”.

Znów zaczyna się codzienne zabieganie i znów zaczynają się upadki. Fernanda pochłaniają przygotowania wakacji dla argentyńskiej wspólnoty, spoczywa na nim odpowiedzialność za organizację, niepokoi się, by wszystko się udało. Mówiłem sobie: robię wszystko z miłości do tej historii”. Dobrze mu to brzmiało. A przecież przeżywał teraźniejszość jak myto płacone za przyszłość. Zrozumiał to dzięki jednemu zdaniu księdza Juliána de la Moreny, odpowiedzialnego za CL w Ameryce Łacińskiej: Nie robię wszystkiego po to, by na wakacjach mogło wydarzyć się coś wielkiego. To w tym, co robię, w poszukiwaniu hotelu, jest obecna wzywająca mnie Tajemnica”. Fernando znów odczuł pragnienie, by „wykorzystać” to, co się wydarza. „Tylko trwając przy tym, co przynosi mi rzeczywistość, mogę zobaczyć wdzieranie się z zewnątrz Kogoś Innego”.

Tak jak w owym „Habemus Papam Georgium Marium. Był w pracy, w swojej kancelarii adwokackiej w Buenos Aires. Zobaczył „swojego” arcybiskupa w watykańskiej Loggi, nie wierzył. Pomyślał o pytaniu zadawanym przez ludzi stających przed Jezusem: czyż nie jest to syn stolarza? „Mówiłem sobie: on jest człowiekiem, którego poznaliśmy, słuchaliśmy, który spotkany na ulicy potrafił wyspowiadać cię za kioskiem ruchu, dzwonił do ciebie Tak, to on. Jest jednak kimś więcej. Jest Ojcem Świętym. Jakąż tajemnicą jest Pan, który powołuje, nie zważając na naszą nieodpowiedniość, ale prosząc tylko o nasze «tak». Kilka dni wcześniej, podczas Spotkania usłyszał słowa: „Jan i Andrzej nie nawrócili się, myśląc, że muszą coś zrobić. Jedyny problem polegał na tym, by nie zagubili Obecności, którą mieli przed sobą.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją