Menu strony Strona główna Śladów
   
Ślady > Archiwum > 2013 > marzec / kwiecień

Ślady, numer 2 / 2013 (marzec / kwiecień)

Pierwszy Plan

„Ktoś, kto na ciebie czeka”

Fragmenty z książki-wywiadu

Francesca Ambrogetti, Sergio Rubin


Mała antologia fragmentów książki El Jesuita, w której kardynał Bergolio opowiada o sobie, otwierając przed czytelnikami swoje serce.

 

Dla tego, kto chce lepiej poznać papieża Franciszka, książka El Jesuita (Ediciones Vergara 2010) jest bardzo przydatnym dokumentem. Jest to książka-wywiad, przeprowadzony przez Franceskę Ambrogetti i Sergia Rubina, dziennikarzy, którzy długo rozmawiali z ówczesnym arcybiskupem Buenos Aires. Kardynał Bergolio opowiada o sobie otwarcie. Mówi o wszystkim: o rodzinie, która wyemigrowała z Piemontu, oraz o więzi łączącej go z babcią, o zapaleniu płuc, które przebył w wieku 21 lat i którego o mały włos nie przypłacił życiem, oraz o zamiłowaniu do pisanych w dialekcie wierszy Niny Costy (zwłaszcza Rassa nostrana) oraz filmów z Anną Magnani i Aldem Fabrizim, o miłości do tanga i o związkach z polityką.

Przede wszystkim jednak mówi o wierze. Wychodząc od tego, co nazywa „swoją wiosną”, która nadeszła 21 września, kiedy to w wieku 17 lat, zanim poszedł świętować wraz z przyjaciółmi Dzień Ucznia, wstąpił do swojego parafialnego kościoła pw. św. José de Floresa, by się wyspowiadać. W konfesjonale siedział ksiądz, którego nie znał. „Zdumiałem się, zadziwiłem spotkaniem. Wydawało mi się, że na mnie czekał. To jest religijne doświadczenie: zdumienie spotkaniem kogoś, kto na ciebie czeka. Od tamtej chwili Bóg jest dla mnie tym, który «wychodzi na spotkanie». Ty Go poszukujesz, ale to On szuka ciebie pierwszy”.

Oto właśnie w pewnym sensie historia papieża Franciszka zaczyna się od tamtego spotkania. I rozwija się poprzez fakty i osądy, które proponujemy wam w tej małej antologii fragmentów pochodzących właśnie z tej książki.

 

KRZYŻ. „Cierpienie nie jest cnotą samą w sobie, cnotliwy może jednak być sposób, w jaki się je przeżywa. Naszym powołaniem jest pełnia i szczęście, a cierpienie jest ograniczeniem w dążeniu do nich. Dlatego sens cierpienia można zrozumieć w pełni tylko poprzez cierpienie Boga, który stał się człowiekiem, Chrystusa (…). Kluczem jest pojmowanie Krzyża jako ziarna Zmartwychwstania. Wszystkie usiłowania ulżenia cierpieniu przyniosą tylko częściowe rezultaty, o ile nie będą zasadzać się na transcendencji. Darem jest pojmowanie i przeżywanie cierpienia w takiej pełni. Życie w pełni jest jednak podarunkiem”.

 

POWOŁANIE. „Powołanie zakonne jest wezwaniem Boga skierowanym do serca, które bardziej lub mniej świadomie czeka na nie. Zawsze pozostawałem pod wrażeniem czytania z brewiarza, mówiącego o tym, że Jezus spojrzał na Mateusza w sposób, który dosłownie należy przetłumaczyć: «kochając go, wybrał go». W taki właśnie sposób czułem, że Bóg patrzył na mnie podczas tamtej spowiedzi. I to jest moje hasło biskupie”.

 

ZDUMIENIE. „Bóg objawia się prorokowi Jeremiaszowi, wypowiadając następujące słowa: «Jestem gałązką migdałowca». Migdałowiec jest drzewem, które na wiosnę zakwita jako pierwsze. Zawsze «przoduje». Jan mówi: «Bóg ukochał nas jako pierwszy, na tym polega miłość, że Bóg ukochał nas jako pierwszy». Dla mnie całe zakonne doświadczenie, jeśli nie zawiera w sobie tej odrobiny zdumienia, zaskoczenia miłością i miłosierdziem, pozostaje zimne”.

 

MIŁOSIERDZIE. „Prawda jest taka, że jestem grzesznikiem, którego Bóg kocha w sposób uprzywilejowany. Największe cierpienie sprawia mi to, że wiele razy nie okazałem zrozumienia i nie byłem sprawiedliwy. W porannej modlitwie najpierw proszę o to, bym był wyrozumiały i sprawiedliwy, a potem dopiero o mnóstwo innych rzeczy, które wiążą się z moimi błędami. Muszę doświadczyć miłosierdzia”.

 

OSAMOTNIENIE. „Nie mam na wszystko odpowiedzi. Nie potrafię nawet zadać wszystkich pytań. Im więcej poznaję odpowiedzi, tym więcej pojawia się pytań. Odpowiedzi trzeba jednak znajdować wobec różnych sytuacji, czasem trzeba na nie czekać. Przyznaję, że zasadniczo – ze względu na to, jaki jestem, ze względu na mój temperament – nie potrafię dobrze zrozumieć pierwszej wyłaniającej się we mnie odpowiedzi. W obliczu jakiegoś problemu w pierwszej kolejności myślę o tym, czego nie powinienem robić. Jest to dziwne, ale tak właśnie jest. Dlatego nauczyłem się nie bać pierwszej reakcji. Potem, na spokojnie, przechodząc przez próg osamotnienia, zbliżam się do tego, co powinienem zrobić. Nikt nie może uniknąć osamotnienia w podejmowaniu decyzji”.

 

STREFA RYZYKA. „By wychowywać, trzeba zdawać sobie sprawę z dwóch rzeczywistości: ze strefy bezpieczeństwa i strefy ryzyka. Nie można wychowywać tylko w oparciu o ograniczenia ani też zbytnio ryzykując. Musi być zachowana proporcja. (…) By wychowywać, musisz iść, trzymając jedną stopę w strefie bezpieczeństwa, to znaczy w tym wszystkim, co uczeń przyswaja, co zostaje wcielone, to, w czym czuje się pewnie i swobodnie. A drugą stopą musisz wybadać grunt w strefie ryzyka, która musi być zawsze proporcjonalna do strefy bezpieczeństwa i adekwatna do szczególnych cech podmiotu, do społecznego kontekstu. W ten sposób stopniowo strefa ryzyka przekształca się w część strefy bezpieczeństwa i wychowanie postępuje naprzód”.

 

NIELICZNE DONIOSŁE KWESTIE. „By być czegoś pewnym i dawać poczucie bezpieczeństwa, trzeba wychodzić od wielkich egzystencjalnych pewników. Na przykład: czynić dobro i unikać zła, co jest jednym z najbardziej podstawowych pewników egzystencjalnych. (…) Trzeba jednak, by te egzystencjalne pewniki stawały się ciałem w spójnym życiu. (…) Są osoby o ograniczonej kulturze, które jednak dobrze posługują się trzema albo czterema zasadniczymi pewnikami, są spójne z nimi, dają o nich świadectwo. Takim osobom udaje się bardzo dobrze wychować swoje dzieci”.

 

TEN, KTO TWORZY HISTORIĘ. Pewnego dnia wychodził pospiesznie z katedry. Musiał zdążyć na pociąg. Podszedł do niego młody człowiek i poprosił, by go wyspowiadał. „Miał 28 lat, mówił jakby był pijany, prawdopodobnie jednak był pod wpływem środków psychotropowych. Wówczas ja, «świadek Ewangelii zaangażowany w apostołowanie», powiedziałem mu: «Poczekaj tu, zaraz przyjdzie jakiś ksiądz. Teraz jestem zajęty». (…) Gdy jednak oddalałem się coraz bardziej, ogarniał mnie straszny wstyd. Zawróciłem i powiedziałem mu: «Inny ksiądz się spóźni, ja cię wyspowiadam». Po wyjściu stamtąd sam poszedłem szukać swojego spowiednika. Powiedziałem sobie: jeśli się nie wyspowiadam, nie mogę odprawić mszy św. To był znak od Pana, który mi mówił: «Spójrz, to Ja tworzę historię»”.

 

MISJA. „Zasadnicza decyzja Kościoła dzisiaj nie dotyczy mnożenia albo eliminowania przepisów, albo ułatwiania pewnych spraw, ale wyjścia na ulicę i poszukiwania ludzi, poznawania osób po imieniu. Nie tylko dlatego, że głoszenie Ewangelii jest misją Kościoła, ale dlatego, że nieczynienie tego szkodzi Kościołowi. Kościołowi ograniczającemu się do życia parafii, żyjącemu w swojej wspólnocie przydarza się to samo, co przytrafia się osobie żyjącej w zamknięciu: gaśnie, fizycznie i umysłowo”.

 

ORĘDZIE. „W kazaniu ważne jest głoszenie Chrystusa, które w teologii nazywa się kerygmatem. I streszcza się w fakcie, że Jezus jest Bogiem, stał się człowiekiem, by nas zbawić, żył na świecie jak każdy z nas, cierpiał, umarł, został pogrzebany i zmartwychwstał. Jest to nowina napełniająca zdumieniem i prowadząca do kontemplacji oraz wiary. (…) Generalnie obserwuję w niektórych chrześcijańskich elitach pewną degradację religijnego faktu ze względu na brak życia. Nie przywiązuje się wagi do kerygmatu i przechodzi się do katechezy, najlepiej dotyczącej sfery moralnej. W ten sposób usuwamy z naszych serc skarb żywego Jezusa Chrystusa, skarb Ducha Świętego (…). Zostawiamy na boku bardzo bogatą katechezę, zawierającą tajemnice wiary i credo, i koncentrujemy się na tym, czy organizować czy też nie pochód przeciwko projektowi ustawy zezwalającej na używanie prezerwatyw”.

 

UBODZY. „Trzeba dzielić się z naszymi braćmi jedzeniem, ubraniami, zdrowiem, edukacją. Ktoś mógłby powiedzieć: to jakiś ksiądz komunista! Nie, to sama Ewangelia. Będziemy z tego sądzeni. Kiedy Jezus przyjdzie nas sądzić, powie: «Ponieważ byłem głodny, a nakarmiliście mnie, byłem spragniony, a daliście mi pić…». A jeśli zapytamy Go: «Kiedy, Panie?», On odpowie: «Za każdym razem, gdy czyniliście to komuś ubogiemu, czyniliście to Mnie»”.

 

TESTAMENT. „Najważniejsze rzeczy, które ocaliłbym z pożaru? Notatnik i brewiarz, które są pierwszą rzeczą, jaką otwieram rano, i ostatnią, którą zamykam wieczorem. W środku trzymam testament mojej babci. «Oby moje wnuki, którym oddałam najlepszą część mojego serca, żyły długo i szczęśliwie. Jeśli jednak pewnego dnia cierpienie, choroba albo utrata ukochanej osoby sprawią im ból, niech pamiętają, że westchnienie przed tabernakulum, w którym znajduje się największy i najwspanialszy Męczennik, i spojrzenie na Maryję stojącą u stóp krzyża sprawia, że nawet na najgłębsze i najboleśniejsze rany spłynie kropla balsamu»”.

 

MODLITWA. W gabinecie w arcybiskupstwie trzymał kartkę z modlitwą napisaną przez siebie na krótko przed święceniami: „Chcę wierzyć w Boga Ojca, który kocha mnie jak syna, i w Jezusa, Pana, który tchnął swojego Ducha w moje życie, by wywołać na mojej twarzy uśmiech i doprowadzić mnie do wiecznego królestwa życia. Wierzę w moją historię, którą przeniknęła miłość Boga, który w wiosenny dzień, 21 września, wyszedł mi na spotkanie, by mnie zaprosić do podążania za Nim. (…) Wierzę w Maryję, moją matkę, która mnie kocha i nigdy nie zostawi mnie samego. I oczekuję zdumienia każdym dniem, w których objawiają się miłość, siła, zdrada i grzech, które będą mi towarzyszyć aż do ostatecznego spotkania z tym cudownym obliczem, którego wciąż nie znam i przed którym nieustannie uciekam, które jednak pragnę poznać i kochać. Amen”.


Polska strona Ruchu CL   |   Kontakt z redakcją